Jak to się mogło stać? To jest niemożliwe. On nie może być moim bratem. Nie wiedziałam jak mam na to zareagować. To wszystko nie trzymało się kupy. Byłam załamana. Przecież je się w nim zakochałam. Miałam już plany na przyszłość. Przecież to nie może być tak. To jest jakieś niepoważne. To się nie mieści w głowie. Muszę to wszystko przemyśleć. Nie wiem czy ja będę chciała mieszkać z nim pod jednym dachem. Nie wiem czy będę w stanie się z nim normalnie dogadać. To już nie będzie mój rodzic zastępczy ani chłopak w którym jestem zakochana. To jest mój brat. To wszystko pomału zaczyna mnie przerastać. Mogłam już dawno zakończyć swoje życie. To te problemy by mnie nie sięgnęły. Chyba pora będzie już niedługo skończyć to wszystko. Nie chcę się już męczyć. Ale zaraz, przecież to oznacza, żę to również jego tato popełnił samobójstwo i powiedziałam Brianowi o wszystkim. Przecież to mój brat. A co na to mama? Przecież ona o niczym nie wie. A może ona się zmieni? Może nie będzie już taka jak była. A co jeśli ona sobie nie radzi? Muszę się dowiedzieć co z nią. Poszłam do salonu z nadzieją, że nikogo tam nie będzie, że ubiorę się i sobie po prostu pójdę, ale Brian miał zupełnie inne plany. Wstał z łóżka i wziął mnie na ręce po tym jak zaczęłam się od niego wycofywać. Nie chciałam teraz z nim rozmawiać, ale nie miałam już innego wyjścia.
-Brian...Nie chcę z tobą rozmawiać.
-Ale ja chcę. Słuchaj. Nie chcę, żebyś czuła się z tego powodu jakoś inaczej, bo sam jestem zdziwiony tym co zobaczyłem w tej kopercie.
-A co z naszą mamą? - wydusiłam z siebie nie słuchając tego co do mnie mówił.
-Mama siedzi w szpitalu psychiatrycznym, bo zażywała tyle leków, że działały na nią halucynogennie. Zaczęła po prostu wariować. I z tego co wiem to nie masz się nią co przejmować bo nawet o tobie ani o żadnym innym dziecku z naszego rodzeństwa nie mówiła, tylko ćpała i chlała. nic innego nie robiła. Pogrążyła się totalnie. Tak jak ci kiedyś mówiłem, ja nie potrzebuję z nią kontaktu. Tyle czasu dałem radę bez niej to i teraz dam sobie radę. Ważne, że mam ciebie.
-Nie umiem tak Brian.
-Lusi, ale co tu jest do potrafienia?
-Brian, ja byłam w tobie zakochana. Czy ty tego nie rozumiesz? Nie będę umiała teraz tak żyć.
-Będziesz. Sam jestem jak na razie w szoku, ale myślę, że wspólnymi siłami damy sobie z tym radę. Nie róbmy z igieł wideł.
-Brian to już nie są widły. To jest wózek widłowy. To będzie ciężko dźwignąć.
-Mała, dla chcącego nic trudnego.
-A właśnie, że trudne i to bardzo. Nie jesteś w mojej sytuacji. Nie wiesz o co mi chodzi.
-Przechodzę w tej chwili to samo co ty.
-Wcale nie, bo nie przeszedłeś tego samego co ja. Nie wiesz co to jest ciężko żyć.
-A właśnie, że swoje też przeszedłem. I nikt mi nie pomagał. - w sumie to ma rację. Nie tylko ja miałam ciężko w życiu. On też nie miał kolorowo. Ale ta sytuacja nie jest na moje nerwy. Nie na mój system. Mój mózg tego nie ogarnie.
-Muszę się przejść. - powiedziałam i Brian też wstał z łóżka. -Sama. - dodałam i spojrzałam na niego groźnie.
-Nie puszczę cię samej w takim stanie.
-Nic sobie nie zrobię.
-Nie i koniec. - powiedział do mnie podnosząc głos. Spojrzałam na niego groźnie. Ruszyłam szybko, ale złapał mnie za ramiona. Moje serce na chwilę przestało bić. Nie wiedziałam co mam robić. czy wyrwać się i pobiec dalej, czy zostać z nim. Jednego byłam pewna prędzej czy później i tak zrobię coś głupiego.
***Oczami Briana***
Trzymałem ją w ramionach. Nie mogłem jej wypuścić, bo zaraz by pewnie gdzieś pobiegła i bym jej nie mógł znaleźć. Nie chciałem się w to bawić.
-Posłuchaj mnie. Jeśli masz ochoty na zabawy w ciuciubabkę, to ja zrobię jedną świętą rzecz. Zaraz dzwonię po psychologa i wyjaśnimy sobie to z nim. On na pewno pomoże nam rozwiązać ten problem.
-Tego problemu już nikt nie pomoże nam rozwiązać. On kiedyś musi się skończyć....
Dosłownie około trzech miesięcy później Lusi popadła w depresje. Nie chciała znowu z nikim rozmawiać i zamykała się w pokoju nie dopuszczając nikogo do siebie. Dosłownie nic nie chciała jeść. Wszystko ją denerwowało. Bałem się ją zostawić nawet na pięć minut w domu samą, bo zawsze groziła, że weźmie skończy swój żywot.Robiła się na coraz bardziej nie do zniesienia. Stała się zupełnie inną dziewczyną niż wtedy gdy tutaj przyjechała. Teraz już nawet nie szło na nią spojrzeć.
-Lusi, zjedz coś do cholery. Zaraz będziesz wyglądała jak patyk. Z resztą spójrz na siebie. Już nic nie zostało, tylko skóra i kości. Czy ty zdajesz sobie sprawę, że zaraz wylądujesz w szpitalu?
-Zostaw mnie ośle. Mówiłam, że chcę zostać sama. Nie będziesz mi mówił co mam robić, a zwłaszcza, że jesteś moim bratem. Spójrz na siebie. Nawet nie nadajesz się na rodzica zastępczego.
-Ranisz dziewczyno.
-No i co z tego? Mam to w dupie.
-A nie powinnaś.
-Właśnie, że powinnam. Wychodzę.
-Gdzie?
-A gówno cię to obchodzi. Będę robiła co będę chciała.
-Gówno to zaraz będzie jak wbiją do nas państwo z ośrodka i się dowiedzą co tu się odwaliło. To na pewno wesoło nie będzie. Pójdziesz do jakiś żuli i wtedy sama stwierdzisz co będzie dalej i gdzie ci było lepiej. - postanowiłem już nic więcej nie mówić. Zostawić ją w spokoju. Może sobie coś przemyśli. A jak nie to trudno. Nie będę się więcej narzucał. Ja już swoją rolę odegrałem. Było widać, że Lusi zaczęła rozmyślać to co powiedziałem. Byłem tylko ciekaw jakie wnioski z tego wyciągnie. Byle by dotarło do niej, że musi pokazać w końcu swoją dorosłość bo jak na razie pokazuje siebie w świetle dziecka...
1 komentarz
gubernator
o.O.o