GROŹNA BUNTOWNICZKA - CZĘŚĆ 16

Poszedłem na spacer. Musiałem się przewietrzyć. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić a wiedziałem, że jak zostanę w domu to będę się cały czas wtrącał w rozmowy Lusi i psychologa. Nie mogłem tak dlatego postanowiłem się przejść.  
***Oczami Lusi***
Rozmawiałam już z psychologiem dobrą godzinę  zaczęło mnie to już męczyć.
-Muszę się czegoś napić. - powiedziałam i wyszłam z pokoju. Poszłam do kuchni w której znalazłam karteczkę z treścią ,, wracam za około dwie może trzy godzinki. Bądź grzeczna i słuchaj co mówi do ciebie psycholog. Sam z nim też porozmawiam jak przyjdę. ,, Nie było mi wesoło widząc tą kartkę. Nie chciałam żeby Brian z nim rozmawiał. Usiadłam sobie w salonie i włączyłam telewizję dosłownie sekundę później podszedł do mnie psycholog i zabrał mi pilot z ręki i kazał wracać do pokoju, gdyż nie skończył jeszcze ze mną rozmawiać. Powiedział to takim tonem, że miałam ochotę jebnąć mu szklanką w pysk, ale nie zrobiłam tego. Nie chciałam więcej kłopotów. Usiadłam na swoim łóżku i patrzyłam w jeden punkt. Zegarek. Jak to życie szybko ucieka. Myślałam nad jego sensem. To wszystko jest bez sensu. Co ja jeszcze tutaj robię. Powinnam tak jak nastolatki w moim wieku uciekać z domu i imprezować. Upijać się i udawać przed rodzicami że jestem trzeźwa. Ale to nie zdarzy się nigdy. Czasu już nie cofnę niestety. Mój taki los. Marny i bez sensu. Nic już tego nie zmieni.
-Czy ty mnie słuchasz Lusi?  
-Sory ale zamyśliłam się. Myślę, że na dzisiaj wystarczy mi już rozmowy z tobą. Chciałabym już się położyć. Jestem zmęczona.
-Ale ja mam jeszcze dużo spraw do załatwienia. O wielu rzeczach jeszcze bym chciał z tobą porozmawiać.  
-Ale ja już nie chcę.  
-Dzisiaj Brian dał mi wolną rękę. Jak sama wiesz wraca dopiero za kilka godzin, więc może dzisiaj jakoś do ciebie dotrę.  
-Co masz na myśli? Że uda ci się mnie rozszyfrować? To się grubo mylisz.
-A właśnie, że nie.  
-Nie chcę już z tobą rozmawiać. Powiedziałam ci to przed chwilą, więc uszanuj to. Proszę cię zostaw mnie teraz samą.  
-Nie ma takiej opcji kwiatuszku.  
-Nie jestem żadnym kwiatuszkiem! Odbiło ci?
-Jesteś myszko.  
-Wypierdalaj stąd. Nie mam zamiaru dłużej  z tobą rozmawiać.  
-Nie wyjdę.  
-Wyłaź! Bo zaraz przyjdzie Brian i powiem mu jak się do mnie odzywasz.  
-Nie wyjdę bo jeszcze nie wszedłem. - powiedział, ale z początku nie domyśliłam się o co mu chodzi. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się go obawiać. Coś było dzisiaj nie tak jak powinno. Spojrzałam na niego podejrzliwie i nagle dostałam od niego siarczysty strzal w gębę. O kurwa! co to miało być? Automatycznie sięgnęłam ręką pod poduszkę gdzie zawsze trzymałam nóż. Nie było go tam.  
-Co ty robisz do cholery!? O co ci chodzi? Wynoś się z tego domu! - szarpały mną nerwy.
-Tego szukasz? - psycholog trzymał w ręce mój nóż. Skąd on go ma?  
-Oddawaj ty bydlaku!  
-Połóż się i leż spokojnie.
-Odpierdol się ty popierdolony psycholu!
-Ej spokojnie.  
-Uderzyłeś mnie. Co to miało znaczyć?  
-Dzisiaj jesteś wyjątkowo nadpobudliwa. - powiedział i dostałam kolejnego strzała w twarz. Ale tym razem uderzył mnie tak mocno, że straciła przytomność. Co to kurwa było? Czemu ja nie uciekałam? Czy mój mózg już jest tak zryty? Gdy się ocknęłam chciałam wstać, ale coś mnie blokowało. Moje ręce były do czegoś przywiązane. Dopiero po chwili dotarła do mnie powaga sytuacji. On mnie związał i...iii i rozebrał. Kurwa mać! to nie może być prawda!  
-Puszczaj mnie ty skurwielu!  
-Nie wyrażaj się małolato. - powiedział spokojnie i podszedł do mnie siadając na łóżku między moimi związanymi nogami.  
-Wypierdalaj ode mnie! - darłam się na cały regulator, ale on nawet nie zwracał na to uwagi. Czułam się strasznie. Jak bardzo bym chciała, żeby Brian teraz tutaj był. On pewnie by mnie uratował.  
-Ciszej bądź i tak cię tu nikt nie usłyszy.  
-Brian! Brian!
-Brian Brian... - przedrzeźniaj mnie. Wkurzyłam się.
-Spróbuj mnie tylko tknąć skurwielu, a jak tylko cię dopadnę rozpierdolę ci łeb.  
-Oj, oj, oj. Ktoś tu musi się nauczyć kultury.  
-Spierdalaj!  
-Uspokoisz się czy nie?  
-Nie kurwa.  
-Lusi, nie znałem cię od tej strony.  
-A ja ciebie od tej. - jechałam po nim równo. Ale nie wiedziałam, że zaraz zrobi ze mną to czego tak bardzo się bałam.  
-Kochanie jak będziesz spokojna, to może będę delikatny, ale jak dla mnie seks brutalny jest bardziej realny.  
-Ty sukinsynie. Nawet się nie waż mnie tknąć. - powiedziałam, ale on zaczął się rozbierać. To chyba sen. Nie wierzę w to co się teraz dzieje. Zamknęłam oczy i otwarłam je jeszcze raz, ale niestety to była prawda. zaczęłam się rzucać na łóżku, ale na niewiele mi się to zdało. I tak nie byłam w stanie się wydostać. Krzyczałam, ale co mi da krzyk? W końcu zaczęłam płakać. Chociaż to i tak gówno dało. Mógł sobie teraz ze mną robić co mu się tylko podobało, no chyba że Brian zaraz wpadnie do pokoju.  
-Nie martw się. Nikt nam nie przeszkodzi, bo Brian pojechał po zakupy właśnie sekundę temu mi napisał, a ja mu powiedziałem, że potrzebujemy jeszcze ze trzy godzinki także jeszcze pewnie odwiedzi jakąś ciotkę po drodze.  
-Zostaw mnie proszę.  
-No popatrz jak to zaraz ładnie zaczęłaś ze mną rozmawiać. Nie trzeba było tak od razu?  
-Nie! Zostaw mnie w spokoju.  
-Nie ma takiej opcji. Nie przepuszczę takiej okazji.  
-Brian!  
-On jest w mieście. Nie martw się dzisiaj nie będę dla ciebie brutalny. - powiedział i nagle poczułam jak się we mnie wbija. Tak mnie bolało, że o mało co nie zwymiotowałam. Gwałcił mnie około pięciu minut, aż w końcu byłam w stanie coś z siebie wydusić niż tylko płacz.
-Brian! Pomocy...! Brian! - i tak mnie nie słyszy. Ale nagle usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. Nic nie mówiłam psychologowi. Leżałam i płakałam...

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 1122 słów i 5993 znaków.

1 komentarz

 
  • gubernator

    straszne....

    11 mar 2017