GROŹNA BUNTOWNICZKA - CZĘŚĆ 7

Obudziłam się rano i spojrzałam na siebie. Byłam spałam w ubraniach. Jak to się stało? Nawet nie poszłam się umyć. Szybko doprowadziłam moje włosy do ładu i wyszłam z sypialni. Brian czekał w salonie ze śniadaniem.
-Dzień dobry. Jak się spało?  
-Hej. Bardzo dobrze.  
-To się cieszę. Chodź zjesz coś.  
-Nie jestem głodna.  
-Chodź. Na pewno jesteś. Zjedz chociaż trochę.  
-No dobrze. – usiadłam z nim i zaczęłam jeść. Byłam naprawdę głodna, ale wstydziłam się. Przytłaczało mnie to wszystko. Nigdy nie miałam w domu takich luksusów. Żyłam biednie. Krępowało mnie to jak Brian tak na mnie patrzył. Odwróciłam się, żeby na mnie nie patrzył.
-Czemu się odwracasz?  
-Nie lubię jak ktoś na mnie patrzy kiedy jem.  
-Ok. Trzeba było mówić. Już nie będę patrzył. – powiedział, a ja się odwróciłam do niego. Brian siedział i patrzył na telewizję. Jak skończyłam jeść usiadł bliżej mnie. Trochę poczułam się nieswojo. Spojrzałam na niego niepewnie. –Musimy porozmawiać.  
-O czym?  
-Czy jest coś co ci się tutaj nie podoba?  
-Nie.  
-Boisz się czegoś?  
-Nie.
-Jest coś czego się obawiasz?  
-Nie.  
-Będziesz się jeszcze samo okaleczać?  
-Nie.  
-Jesteś zestresowana.
-Nie.
-Tak. Nie mówisz nic innego niż ,,nie,,.  
-No i co z tego?  
-Nic. Chciałem z tobą porozmawiać. Powiedz mi jeszcze raz czy jest coś czego się boisz?  
-Nie ma nic takiego. Czuję się trochę niepewnie jak się tak do mnie przybliżasz. Nie lubię jak kupujesz mi to co ci się podoba. Trochę mnie to wszystko przytłacza. Nie mieszkałam jeszcze nigdy w takich warunkach. I jak na razie nie mam ochoty na okaleczanie się.
-Mam nadzieję, że już nigdy nie będziesz miała na to ochoty.  
-Tego nie wiem.
-Dlaczego tak mówisz?  
-Nie wiem.  
-A czego się boisz, to znaczy co by cię prowokowało do takiego zachowania?
-Nie wiem. Kolejne straszne sny, dziwne zachowania facetów w stosunku do mnie.  
- Jeśli chodzi o sny to musisz mi obiecać, że porozmawiasz o tym ze mną, a nie będziesz robiła sobie krzywdę. Bo nie będę mógł spać w nocy, jak będę wiedział, że przez głupi sen będziesz się krzywdziła. Możesz nawet mnie obudzić, jak będziesz miała taki sen. Ok?  
-No dobrze. – powiedziałam, wstałam i poszłam do pokoju. Usiadłam na środku łóżka i podwinęłam nogi pod klatkę piersiową. Nie wiem czemu ale dostałam jakiejś takiej niepewności siebie. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej szczotkę do włosów i zaczęłam się czesać. Rozczesywanie włosów sprawiało, że czułam się lepiej. Popatrzyłam w lusterko i zaczęłam się zastanawiać nad sensem istnienia. Ale obiecałam Brianowi, że już sobie nigdy nic nie zrobię. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły.  
-Mogę na chwilę?  
-Tak. – powiedziałam, ale tak naprawdę wolałam zostać teraz sama.  
-Co mam zrobić, żebyś czuła się tutaj dobrze, żeby cię to nie przytłaczało?  
-Nic. Niech będzie tak jak jest.  
-Idziemy dzisiaj do kina. Możesz wybrać jaki chcesz film.  
-Po co chodzić do kina? W telewizji jest dużo filmów.  
-Ale dzisiaj pojedziemy do kina. Chcę żebyś się trochę odprężyła. Później przyjedzie do nas lekarz. Będzie musiał obejrzeć twoje razy.  
-Musi przyjeżdżać?  
-Będzie tylko chwilę. Nie masz czym się przejmować. A teraz ubieramy się i wychodzimy.  
-No dobrze. – ubrałam się i poszliśmy do kina. Wybrałam jakiś film z nadzieją, że będzie ciekawy. Nie myliłam się. Była to doskonała komedia. Uśmialiśmy się i od razu było mi lepiej. Cała droga do domu minęła nam bardzo szybko. Opowiadaliśmy sobie o najlepszych momentach filmu. Trochę się obawiałam lekarza. Pewnie znowu będzie mi coś robił i będzie mnie to bolało. Mimo, że nadgarstki już się goiły, nadal strasznie mnie bolały. Kilka razy szwy mi pękły. I mimo, że już ich nie miałam, i tak się bałam. Moje rany goiły się bardzo długo. Jak już zaszliśmy do domu zaczęliśmy wymyślać co mamy robić. Nudziło nam się. Brian postanowił, że zrobimy placek. Nie wiem jak nam to wyjdzie, ale postanowiłam się zgodzić. Tylko teraz trzeba było zabrać się za robienie…
Weszłam do kuchni i zaczęłam wyjmować wszystkie składniki. Zrobiłam ciasto, a Brian robił krem. Oczywiście nie obiło się bez wygłupów. Brian pochlapał mnie kremem. Nie mogłam zostać dłużnikiem i oddałam mu pyłkiem z mąki. I takim sposobem zabrudziliśmy pół kuchni. Ale nie musiałam się o to martwić, bo ogłosił, że posprząta ten bałagan. Na szczęście. Bo było mnóstwo sprzątania. Ja natomiast nie siedziałam próżno i kontynuowałam robienie placka. Czas o dziwo leciał bardzo szybko. Robiłam się senna, ale musiałam jeszcze czekać na lekarza. Chciałam sobie zrobić małą drzemkę. Brian sprzątał, a ja usiadłam sobie przy stole. Położyłam ręce na stole, a później oparłam na nie głowę. Nie wiem co mi było. Ostatnio często czułam się taka bezsilna. Patrzyłam jak Brian zamiata podłogę i śmiałam się z niego. Nic mu nie wychodziło. Mąka przyklejała się do podłogi tworząc mokre kulki, których nie mógł zanieść. Później próbował zmyć to z podłogi, ale jej stan stawał się coraz gorszy. Było jeszcze brudniej niż przed sprzątaniem. Jednak facet nie został stworzony do sprzątania podłogi.
-Chyba dzisiaj nie dam rady tego posprzątać. To jest niemożliwe. Wszystko się przykleja do podłogi.  
-To włóż chociaż placek do piekarnika.  
-To jest dobry pomysł. – wziął blachę z plackiem do ręki i zmierzał w stronę piekarnika. Nagle zobaczyłam, że blacha szybuje w powietrzu. Już wiedziałam jak to się skończy. Blacha upadła na blat i zawartość z niej również.  
-O.O , no to po placku. – powiedziałam i wybuchłam śmiechem.  
-Spokojnie księżniczko. Ten placek jeszcze dzisiaj będzie zaspakajał nasz apetyt na coś słodkiego. Rycerz w białej zbroi zaraz coś zaradzi. – ubrał na siebie jakąś białą ścierkę i wziął dwie duże łyżki. –Tak się składa, że akurat blat to ja posprzątałem dokładnie, więc nic nam nie będzie jak włożę to z powrotem na blachę. – powiedział i zaczął zbierać to co wywalił. Placek wyglądał tak jakby ktoś po nim skakał stopami, ale miałam nadzieję, że się upiecze. –A teraz popatrz. Moment kulminacyjny. Rycerz już nie popełni tego samego błędu i nie wywali placka po raz kolejny, dlatego poświęcę swoją szatę i przejdę po niej, żeby nie poślizgnąć się na brei z kremu i nawodnionej mąki. – ze śmiechu bolała mnie już buzia. Ale nagle znowu się poślizgnął. Już się bałam, że jednak nici z placka, ale nie. On tylko się zgrywał. Włożył placek do piekarnika.
-To teraz pilnuj to rycerzu, bo czasami może wyjść węgiel, a nie placek.  
-Nic się nie bój. Teraz już wszystko dopilnuje. – powiedział, a mnie od śmiechu, z jego występu bolał brzuch. Chciałam wstać i iść do salonu, ale nie kazał mi wstać. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Podszedł szybko do mnie i wziął mnie na ręce.  
-Księżniczka nie może zrobić sobie krzywdy. – powiedział po czym zaniósł mnie do salonu.
-Tak się składa, że to właśnie rycerz zrobił krzywdę biednemu plackowi.  
-Nie mów mi takich słów. To wszystko nie jest prawdą. Zrobiłem z niego doskonałe dzieło sztuki. Nikt nie potrafi tak zrobić placka jak ja. To był cel zamierzony. – zaczęliśmy się śmiać.  
-Mam wątpliwości co do celu zamierzonego, ale nich ci będzie. – położył mnie na sofie.  
-Masz ochotę się czegoś napić.  
-Tak. – powiedziałam, a on podniósł szmatkę z podłogi i przewiesił ją sobie na ręce.  
-Co mogę szanownej pani podać?  
-Mocny trunek wysoko procentowy.  
-Polecam wodę. – powiedział i szybko poszedł do kuchni. Dosłownie po dziesięciu sekundach był już w salonie, tylko zawartość kubka była wylana na mnie.  
-Brian, chudź ostrożnie. Jestem przez ciebie cała mokra.  
-Spokojnie. To był cel zamierzony. Widziałem w tobie płomień złości i musiałem go ugasić. – mimo, że już nie było mi do śmiechu przez mokry podkoszulek, to nie dało się inaczej. Wybuchłam śmiechem. Co to za człowiek. Nagle do drzwi ktoś zapukał. Nie lubiłam dźwięku. Kojarzyło mi się to z ojcem. Najpierw mocno walił dłońmi w drzwi, a później wchodził i pokazywał jakim to on jest panem i władcą. Brian widział moją przestraszoną minę. Poszedł otworzyć drzwi. Okazało się, że to jest lekarz. Zupełnie wypadło mi to na chwilę z głowy. Byłam tak zajęta śmiechem.
-Dzień dobry Lusi.  
-Dzień dobry.  
-Jak się czujesz?  
-Świetnie. Powiedziałam i wzrokiem szukałam Briana który gdzieś mi zniknął z pola widzenia. Ale nagle zobaczyłam go w kuchni. Wstawiał wodę na herbatę.
-To się cieszę. A jak tam nadgarstki? Bolą?  
-Nie.  
-Czyli mam rozumieć, że tak?  
-Czasami ją bolą. Zwłaszcza, jak coś podniesie, albo się mocniej dotknie. – oczywiście Brian musiał wtrącić swoje dwa grosze.  
-Rozumiem. Masz jakieś pytania wątpliwości? – spojrzał na mnie lekarz.  
-Nie. Ale naprawdę nic mi nie jest. Kiedyś było gorzej. Bo nawet nie mogłam ręką ruszyć, a teraz mogę. – chciałam zabłysnąć i pokazać, że mogę ruszać ręką, ale akurat w tym momencie zabolało mnie bardziej niż zwykle. Spuściłam głowę i postanowiłam już nic nie robić.
-Spokojnie. Nie martw się. Ma prawo jeszcze boleć. – powiedział lekarz, a w tym czasie Brian przeszedł z herbatą do pokoju. Podał mi jedną i powiedział lekarzowi, że dla niego też jest. Po piętnastu minutach rozmowy z lekarzem Brian dosłownie pobiegł do kuchni. Otworzył szybko piekarnik i wyciągnął blachę na piec. Poleciał taka chmura dymu, że się bałam, że placek będzie spalony.
-Spokojnie. Będziemy mogli go dzisiaj spróbować. Nie spalił się. – powiedział dumny z siebie. Wyłączył piekarnik i przyszedł do pokoju.
-To jak patrzymy, jak się goi to co nawyrabiałaś?  
-Nie trzeba. Ja już pójdę spać.  
-Nie, nie koleżanko. Najpierw lekarz zobaczy rany, a później możesz iść. – powiedział Brian i podszedł do mnie. Usiadł obok i złapał mnie za rękę. Zrobiło mi się bardzo smutno. Dlaczego mnie nie słuchał? Powinni uszanować moje zdanie.  
-Ale ja powiedziałam, że nie i koniec. Nie wyrażam zgody.  
-Ale nie denerwuj się. Przecież nic ci nie zrobię co będzie bolało. Rozumiem, że ty Brian jesteś jej opiekunem prawnym. Będę potrzebował twoją zgodę na badania w zaistniałej sytuacji. A do ciebie mam Lusi pytanie. Co się stało, że jesteś taka na nie? Przecież w szpitalu nie było z tym problemu.  
-Bo w szpitalu nie miałam innego wyjścia. Nich pan szybko patrzy, bo zaraz się rozmyślę.  
-Dobrze. Najpierw jednak trzeba wypełnić kilka dokumentów. – nie wiem czemu, ale się zezłościłam. Wstałam z łóżka i pobiegłam w stronę wyjścia. Na bosaka i cała mokra wybiegłam z domu. Przypomniało mi się to miejsce o którym mówił Brian. Stawek niedaleko domu. Potrzebowałam takiego wyciszenia. Pobiegłam nad stawek i usiadłam na brzegu. Zamoczyłam nogi i położyłam się na pisku. Czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.

***

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2033 słów i 11231 znaków.

4 komentarze

 
  • Użytkownik lel2131

    piszesz superowe opowiadania naprawdę świetne ;) :)

    17 sty 2017

  • Użytkownik C

    To pisz opowiadanie w dwócj temetykach

    23 gru 2016

  • Użytkownik C

    Dasz coś jeszcze?

    22 gru 2016

  • Użytkownik emilka38

    @C jutro po pracy postaram się dodać :) dzisiaj już nie mam weny za bardzo :)

    22 gru 2016

  • Użytkownik gubernator

    wow! :D

    22 gru 2016

  • Użytkownik emilka38

    @gubernator :)

    22 gru 2016