Niestety lekarz stwierdził, po gwałcie wystąpiły jakieś komplikacje i powinniśmy jechać na obserwacje do szpitala. Lusi jak się o tym dowiedziała to wpadła w szał. Ukradła mi kluczyki od samochodu i chciała uciec z komisariatu. Na szczęście zdołaliśmy ją dogonić. Stawała się niebezpieczna. Niebezpieczna dla siebie. Mimo moich starań, ona i tak targała się na swoje życie. Nie umiała już odnaleźć jego sensu. Dla niej wszystko stało się czarno białe. Już nie dostrzegała dobra i kolorów. Według niej jej świat już przestał dla niej istnieć. I nie jestem w stanie przemówić jej do rozsądku. Dosłownie siłą zabraliśmy ją do szpitala. Nie docierało do niej nic. Nie słuchała, tylko się wyrywała, gryzła i krzyczała takie rzeczy, że znając życie później będzie tego bardzo żałowała. Po części miałem wyrzuty sumienia widząc ją w tym szpitalu. Krzyczała na każdego lekarza, ale jak tylko się do niej zbliżali, to zaczynała płakać i uciekała od ich dotyku. W końcu po około trzydziestu minutach usiadła wyczerpana na łóżku. Na Sali było już pięciu lekarzy, więc pewnie poczuła, że nie ma już z nimi szans. Postanowiłem, że też tam wejdę, żeby z nią porozmawiać. Miałem nadzieję, że przekonam ją do pobytu w szpitalu, bo w sumie i tak nie miała wyjścia. To jeszcze ja za nią podejmuje decyzje. Na szczęście.
-Przepraszam, kim pan jest? Nie może pan przebywać w tej chwili z pacjentką. – wtrącił jeden z lekarzy.
-Jestem bratem Lusi. Jej prawny opiekun.
-A to zmienia postać rzeczy. W takim razie proszę wejść.
-Dziękuję. – powiedziałem i poszedłem do Lusi. Siedziała cała zapłakana i roztrzęsiona.
-Brian, zabierz mnie do domu. – szlochała.
-Przecież nic ci się tutaj nie dzieje. Dlaczego tak się zachowujesz?
-Brian, boję się.
-Nie musisz się bać. Nie zrobimy ci krzywdy.
-Ja chcę do domu.
-Po badaniach pojedziemy.
-Musimy z panem porozmawiać. Bo niestety od Lusi nie dowiedzieliśmy się za dużo.
-Dobrze.
-To może pójdziemy do pokoju lekarskiego. – powiedział lekarz i poszedłem z nim. Do Lusi poszedł policjant i pilnował jej, aby nie zrobiła nic głupiego, bo lekarzom zrobiła niezłą rewolucję w dokumentach i na łóżku. Wszystko leżało na podłodze.
***Oczami Lusi***
Bałam się tutaj być. Chciałam już wrócić do domu. Miałam wrażenie, że każdy lekarz patrzy na mnie tak jak psycholog. I jeszcze zamknęli mnie w jakiejś izolatce. Czułam się jak potwór zamknięty w klatce. Strasznie mnie bolał brzuch, ale nie mogłam tego nikomu powiedzieć. Gdy tylko Brian poszedł wszystko znowu stało się straszne. Do pokoju wszedł policjant. Spojrzał na mnie i za to co było w pokoju. Gdy jego wzrok ponownie padł na mnie, moje serce załomotało.
-Co tu się stało? – zapytał się patrząc na mnie.
-Mała rewolucja. – powiedział jeden z lekarzy zbierając jakieś dokumentu. Nie chciała mu tego wywalić, ale no niepotrzebnie się do mnie zbliżał.
-No właśnie widzę. – gdy policjant zaczął iść w moją stronę zaczęłam się cofać. Nagle o coś się zahaczyłam i upadłam. Tak się przestraszyłam, że trudno to opisać. A zwłaszcza, że nagle dosłownie podbiegło do mnie dwóch lekarzy i policjant.
-Trochę niebezpieczne są te twoje rewolucje. Jeszcze sobie krzywdę zrobisz przez te poduszki i kołdrę na podłodze. – powiedział policjant i wyciągnął do mnie rękę.
-Bezpieczniej będzie jak usiądziesz sobie na łóżko, a ten bałagan przyjdzie posprzątać sprzątaczka.
-Sama to posprzątam. – powiedziałam i chciałam wstać. Sama, bez pomocy policjanta, ale poślizgnęłam się znowu o jakąś miseczkę, którą sama wywaliłam niedawno z szafeczki.
-Hej, bo się połamiesz w końcu. – stwierdził lekarz i wziął mnie na ręce. Wstrzymałam na chwilę oddech. Przestraszyłam się. W tej chwili dotyk obcych był dla mnie jak tortury. Posadził mnie na łóżko, a sam podniósł sobie taborecik i siadł na niego.
-Gdzie jest Brian?
-Za chwilkę do ciebie przyjdzie. Poszedł tylko porozmawiać z lekarzem. Bo od ciebie nic nie mogliśmy się dowiedzieć. – powiedział lekarz, a ja tylko spuściłam głowę w dół. Podciągnęłam nogi pod brodę i siedziałam tak nie patrząc na nikogo.
-Nie stresuj się. Nikt ci nic nie robi. – powiedział do mnie policjant i dotknął moich pleców. Moje mięśnie całe się spięły i nie mogłam nad tym zapanować. –Przepraszam, nie chciałem.
-Nic się nie stało. Muszę iść do łazienki.
-Nie mam pojęcia gdzie tu jest łazienka.
-Za tamtą zasłonką. – powiedział i wskazał palcem jeden z lekarzy. Wstałam, a wręcz zwlekłam się z łóżka i poszłam w tamtą stronę. Gdy się zorientowałam, że ta rzekoma łazienka nie drzwi tylko dosłownie kurtynę, byłam taka zła, że musiałam się hamować, żeby czegoś nie rozwalić.
-Tu nie ma drzwi. To wszystko dla twojego bezpieczeństwa. – gdy to usłyszałam od lekarza, już nie byłam w stanie się hamować.
-Co wy myślicie, że jestem jakaś psychicznie chora, że zamykacie mnie w takim pokoju?! – wykrzyknęłam i ruszyłam w stronę lekarza. Nie wiem dlaczego, ale rzuciłam się na niego. Gdyby nie policjant, to pewnie bym mu zrobiła krzywdę. To wszystko działo się tak szybko. Miałam przez chwilę, że czas się zatrzymał. Dopiero po chwili zorientowałam się, że przywiązują mnie do łóżka.
-Lusi, uspokój się, co ty wyprawiasz? – usłyszałam głos policjanta.
-Nieeee! – krzyczałam i wyrywałam się, ale to tylko pogarszało moją sytuację. Trzymało mnie dwóch lekarzy i policjant. To było straszne. Wzięłam głęboki oddech i starałam się jakoś uspokoić. Pozwoliłam im na to, żeby mnie przywiązali. Spojrzałam na to i zaczęłam płakać. –Przepraszam. – powiedziałam i zalałam się płaczem.
-Hej, spokojnie. Nic się nie stało. Ale takie są procedury. Nie możesz tak postępować. Nie chcemy, żeby komuś coś się stało.
-Ja chcę iść do Briana.
-Zaraz przyjdzie. Teraz posłuchaj mnie. Damy ci zastrzyk z lekarstwem na uspokojenie. Możesz się poczuć przez niego senna. Powinnaś się później poczuć lepiej.
-Niee… proszę nie… Nie chcę. – szlochałam.
-Ale spokojnie. To nie jest nic takiego. Trwa naprawdę dosłownie trzy sekundy.
-Ja chcę do Briana. – zaczęłam płakać.
-Ok. Pójdę po niego, tylko leż spokojnie i nie płacz. – powiedział policjant.
-Ale nie zrobią mi nic? Nie będę miała zastrzyku?
-Nie. Nie zrobicie prawda? – policjant spojrzał na lekarzy, a oni przyznali mi prawdę.
-No dobrze. – powiedziałam, a policjant wytarł mi łzy i poszedł. Wrócił dosłownie dwie minutki później .
-Ooooo, a co tu się stało? – zapytał Brian ze zdziwioną miną.
-Ja nie chciałam Brian.
-A co zrobiłaś?
-Bo chciałam iść do łazienki, a tu nie ma drzwi i się zdenerwowałam… nooo i… i rzuciłam się na lekarza, ale już tak nie zrobię, obiecuję.
-Oj Lusi, Lusi.
***Oczami Briana***
Byłem w szoku po tym co zobaczyłem. Jak taka dziewczynka jak ona może robić takie rozboje?
-Brian?
-Słucham.
-Możesz mi to zdjąć? Boję się jak jestem tu przywiązana.
-Ja nie mogę o tym decydować.
-Brian proszę.
-Przepraszam kochana, ale nie mogę.
-Brian… - powiedziała piskliwym głosem i zaczęła płakać. I co ja mam zrobić? Nagle wtrącił się lekarz.
-Musimy podać pańskiej siostrze leki na uspokojenie. Dobrze jej zrobią. Na pewno poczuje się po nich lepiej.
-Skoro trzeba to proszę bardzo. A można zrobić coś z tym unieruchomieniem jej? Naprawdę to nie jest potrzebne.
-Na chwilę obecną powinno tak pozostać. Bynajmniej na moment podania lekarstwa.
-Brian ja się boję. Ja pójdę spać nawet bez zastrzyku.
-Przecież to nie boli.
-Ja chcę cię przytulić.
-Ja przytulę. Spokojnie. Już nigdzie nie idę.
-Chcę iść do łazienki. – spojrzałem na lekarza, a on się uśmiechnął i pokręcił głową.
-No ok. Niech ci będzie, ale chyba już mnie nie zaatakujesz?
-Nie. Obiecuję, że nie. Naprawdę muszę iść.
-No dobrze. – powiedział i odwiązał. Lusi szybko pobiegła do łazienki. Myślałem, że będzie tam siedział i nie będzie chciała wyjść, ale już po chwili była z powrotem. Usiadła mi na kolanach i przytuliła się.
-To jak gotowa? Od razu przy okazji byśmy wenflon założyli?
-Ale to będzie bolało. – wyszeptała Lusi. Uśmiechnąłem się i pogłaskałem ją po głowie.
-Nie będzie aż tak źle. Zobaczysz.
-Ok.
-To może połóż się na łóżku. Będzie i nam i tobie wygodniej. – powiedział lekarz, ale było po niej widać, że wolałaby zostać tu gdzie jest. –Ale spokojnie, brat może się położyć obok ciebie. Będziesz mogła się do niego przytulić. – tylko pokiwała głową na zgodę. Wstałem z nią i poszedłem na łóżko. Lusi cała drżała. Bała się, a ja nic więcej nie mogłem na to poradzić. –Dobrze. To teraz podaj mi rączkę. – powiedział lekarz, a ona spojrzała na niego jak na zwyrodnialca. Zaśmiałem się.
-Lusi, co to za spojrzenie? Podaj panu rękę. Nie odgryzie ci jej.
-Bo, bo ja się boję, że to będzie bolało.
-Przecież nie raz już miałaś zastrzyki. Wiesz, że nie ma czego się bać. – wystawiła rękę w stronę lekarza, ale zaraz ją zabrała. –Lusiii… - spojrzałem na nią i połaskotałem. W końcu podała rękę. Spojrzałem na nią, a ona miała mocno zamknięte oczy. Tak jakby dotyk ją bolał.
-Lusi, teraz poczujesz lekkie ukłucie. – powiedział lekarz, a ona automatycznie wyrwała rękę.
-Ale tak nie rób, bo co jakby igła już była pod skórą? Chcesz, żeby się złamała? Będą wtedy musieli ją wyciągnąć. – ostrzegłem ją. Policjant wstał ze stołka i podszedł do nas. Złapał Lusi za rękę i przytrzymał ją. Jeden z lekarzy szykował jakieś lekarstwo, a drugi już teraz zdecydowanie wziął się za zakładanie wenflonu. Lusi przełknęła głośno ślinę. Spojrzała na lekarza, a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Nic się nie bój. – powiedział lekarz i wbił jej igłę pod skórę.
-Ała. To boli. – powiedziała szeptem mi do ucha.
-Już kończymy. – zaaplikował jej jakieś lekarstwo. –Ok. Już cię nie męczymy. Czy panowie tutaj z nią będą?
-Tak, oczywiście. – powiedzieliśmy razem. Policjant musi tutaj być dwadzieścia cztery godziny na dobę. Aż do momentu złapania sprawcy. Nawet nie wiem jak to się stało, że ja go wygoniłem z domu. Przecież mogłem po prostu zadzwonić po policję, a go zatrzymać w domu. Człowiek w nerwach niestety popełnia błędy.
-W takim razie zostawimy was teraz tutaj. W razie jakichkolwiek kłopotów proszę nadusić ten czerwony guzik nad łóżkiem.
-Dobrze. Dziękujemy.
-Chyba nie było tak źle prawda? – spytał jeden z lekarzy Lusi.
-Bolało.
-Ale nie było najgorzej? – pokręciła głową. –To dobrze. Odpoczywaj sobie spokojnie. – powiedział lekarz uśmiechnęli się i wyszli.
-Już możemy jechać do domu?
-Jeszcze nie, ale spokojnie. Pojedziesz, nic się nie martw.
-Brzuch mnie boli. – powiedziała szeptem.
-A powiedziałaś to jakiemuś lekarzowi?
-Niee. Ale nie mów. Proszę.
-Ale wiesz, że to może być niebezpieczne po tym co się stało.
-Nic takie mi nie jest.
-A jeśli to coś poważnego i jak nie zgłosimy tego teraz to będzie później nieciekawie.
-Ja pójdę spać i mi przejdzie. Zobaczysz. To po prostu z nerwów.
-No dobrze. Idź spać. Będę tutaj przy tobie. – powiedziałem i czekałem aż zaśnie. Później poszedłem zgłosić lekarzowi niepokojące objawy. Bałem się, że mogło jej się coś stać. Przyszedłem z lekarzem do pokoju, a Lusi się już pakowała.
-Co ty wyprawiasz? – zapytałem, a ona odwróciła się przerażona.
-Próbowałem ją powstrzymać, ale kłóciła się ze mną. Nie chciałem jej za bardzo straszyć.
-Brian, bo ja… bo ja… - nie mogła się wysłowić. W końcu zrezygnowała i położyła się na łóżko.
-Lusi, jestem doktor Edwin. Jestem twoim lekarzem prowadzącym. Mam nadzieję, że się jakoś dogadamy. Słyszałem, że podobno brzuch cię boli. Umówmy się tak, że każde niepożądane objawy będziesz mi od razu zgłaszać. Jest to naprawdę ważne. I nie wybieraj się niegdzie. Wiem, że pewnie chciałabyś już być w domu, ale spokojnie pojedziesz. Będziesz tutaj tylko kilka dni. I obiecuję, że krzywda ci się tutaj nie stanie, ale musisz z nami współpracować, bo później wychodzą takie nieprzyjemne sytuacje jak dzisiaj. A tego nie chcemy. To jak? Dogadamy się? – Lusi tylko wzruszyła ramionami. –Ale nie wzruszamy ramionami, tylko rozmawiamy. Języki mamy, więc możemy mówić. Dogadamy się?
-Chyba tak. – powiedziała niepewnie.
-Dlaczego chyba?
-Bo ja bym chciała być w domu, a nie tutaj. Boję się badań. Boję się pana.
-Oj skarbie. Nie masz czego się bać, a badania nie są bolesne. Nikt ci tutaj krzywdy nie zrobi. Teraz wszystkie badania będę wykonywał ja. Nie musisz się mnie bać, a wręcz nie możesz. Chyba aż taki straszny nie jestem. Wiem co ci się przytrafiło i bardzo mi przykro z tego powodu. Będę miał to na uwadze i mogę ci obiecać, że siłą nic nie będziemy robić, ale jeśli będzie trzeba zrobić jakieś badanie, to musimy współpracować. Innego rozwiązania nie widzę. A teraz się połóż i podnieś lekko bluzeczkę. Muszę obejrzeć twój brzuszek. I proszę nie protestować. Krzywdy nie zrobię. – Lusi położyła się, ale z bluzką już był mały problem. Położyła się bokiem i wtuliła w poduszkę. Doktor Edwin usiadł na krzesełku obok niej. –Posłuchaj mnie. Naprawdę ci nic nie zrobię. Tylko dotknę. Krzywda ci się od tego nie stanie. Nie mam w palcach igieł. Nie będzie bolało. Połóż się na plecy, a ja już sobie z resztą poradzę. Jeśli będziesz chciała żebym na chwilkę przestał, wystarczy, że złapiesz mnie za rękę. Dobrze? – Lusi niepewnie, ale położyła się na plecy. Zaczęła szlochać, a jej ciało się trzęsło. –Teraz spokojnie. Nie płaczemy. I staramy się uspokoić. Oddychaj głęboko. – lekarz położył jej rękę na brzuchu.
-Nie! Nie dotykaj mnie! – krzyknęła Lusi i odepchnęła rękę lekarza siadając.
-Nie zrobię ci krzywdy. Spokojnie.
-Jak jeszcze raz mnie dotkniesz to się zabije! Lepiej odejdź.
-Hej, hej, tak nie będziemy grać. To nie jest powód, żeby robić takie rzeczy to po pierwsze, a po drugie, mam nadzieję, że to co powiedziałaś było tylko impulsem związanym z zaistniałą sytuacją.
-Lusi, wybij sobie to z głowy. Nie chcę już tego nigdy słyszeć. – powiedziałem. Zatkało mnie dosłownie. Powiało grozą. Wiem, że ona jest zdolna do tego.
-Lusi próbujemy aż do skutku. Proszę cię, abyś się położyła. I mam nadzieję, że już nigdy nie usłyszę tych przykrych słów i nie tylko ja. – Lusi położyła się i Edwin zaczął od początku. Położył jej dłoń na brzuch. –Oddychaj cały czas głęboko. Spójrz tylko. Moja ręka krzywdy ci nie robi prawda?
-Ja chcę iść spać. – powiedziała przerażona.
-Nic się nie dzieje. Teraz podniosę ci bluzkę ale tylko lekko. Nie masz co się bać. Ok?
-Ok. – powiedziała i zamknęła oczy. Teraz lekarz położył jej na gołe ciało rękę. Z tym już były małe problemy. Lusi podnosiła swoją rękę, chcąc dotknąć dłoni lekarza, ale było widać, że się boi tak zrobić. –Mam przerwać na chwilkę? – skinęła głową. –Dobrze. To teraz ty mi pokaż gdzie cię boli. Ja nie będę na razie nigdzie dotykał. – Lusi zaczęła płakać. –Ej, ale dlaczego płaczesz? Tylko mi pokaż. – podniosła trzęsącą się rękę i złapała się za podbrzusze. –Ok. Już wiem. To troszkę jeszcze będę musiał cię pomęczyć. Dasz radę zsunąć leciutko spodnie? Albo chociaż rozpiąć guzik i zamek? Będę musiał tylko dotknąć twojego podbrzusza. Nic nie będzie bolał, ani nic nie zrobię.
-Brian ja nie chcę. – powiedziała do mnie.
-Ale Briana nie będziemy w to mieszać. On ma tylko pilnować. On nam nie jest potrzebny bo jego nie muszę zbadać. – powiedział Edwin i położył jej rękę na brzuch z zaskoczenie. Lusi zaczerpnęła głośno powietrze. Ale nic nie zrobiła, tylko zacisnęła ręce na pościeli. –Teraz opuszczę ci lekko spodnie. Nic się nie martw. Nie będzie nic wydać, tylko brzuch. – gdy Edwin zaczął rozpinać jej spodnie, znowu wpadła w szał. Szybko wstała i spojrzała się na niego z groźnym wyrazem twarzy.
-Nie będziesz mnie już więcej dotykał!
-Nie chciałem cię skrzywdzić.
-Lusi, połóż się. Proszę cię. – widziałem w jej oczach, że chce coś sobie zrobić. I nagle stało się. Wyrwała sobie z ręki kroplówkę. –Lusi!!! – krzyknąłem bo już nie wytrzymałem. –Czy ty oszalałaś?! Mogli cię zostawić przywiązaną do tego łóżka, przynajmniej byś nic nie wywinęła i by zrobili wszystkie badania. – spojrzała na mnie jak bym jej wbił nóż w serce. Usiadła i zaczęła płakać.
-Brian, ja sobie nie radzę. Może lepiej jak by mnie nie było na tym świecie. Nie byłoby problemu. – Lusi zaczęła się kłaść na łóżko. Cała zapłakana i przy okazji zakrwawiona. Chyba powiedziałem o dwa słowa za dużo.
-Lusi, nie chciałem tego powiedzieć. Ja się po prostu o ciebie boję. Zobacz co teraz sobie zrobiłaś. Będą musieli się kłóć jeszcze raz. Jak by się dało to bym się położył tutaj zamiast ciebie. Przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie. Nie masz za co. Masz rację. Mogłam być przywiązana i wtedy bym nic nie zrobiła.
-Dobra, dobra. Nikogo nie będziemy wiązać. Nie ma po co. Ale muszę zobaczyć teraz dwie rzeczy. Twój brzuch i ranę na ręce. Podaj mi to co masz w dłoni. Sprawdzę, czy całe wyjęłaś. – podała lekarzowi wenflon. –Na szczęście tak. – powiedział i wyjął z kieszeni bandaż i owinął rękę Lusi. O dziwno nie protestowała. –Mogę zobaczyć ten brzuch? – zapytał, ale Lusi leżała plackiem na plecach i płakała. –Ja jednak spróbuję jeszcze raz. Jeśli nie będziesz dawała rady, to wiesz co masz zrobić. Łapiesz mnie za rękę, a ja automatycznie przerywam na chwilę. – powiedział i opuścił jej lekko spodnie. Cały czas miała odruch, jak by chciała go złapać za rękę. –Spokojnie. Już jesteś gotowa do badania. Spójrz tylko. Widać tylko brzuch. Powiesz coś? - pokręciła głową na nie. –W takim razie, ja będę napierał ręką na twój brzuch, a ty uszczypnij mnie w rękę, jeśli zaboli. – powiedział Edwin i położył dłoń na brzuch Lusi. Zjechał trochę niżej, a ona przestała na chwilę oddychać. –Oddychaj spokojnie. – powiedział i zaczął napierać na jej podbrzusze. W pewnym momencie Lusi jęknęła. –Przepraszam. Mocno zabolało? – pokiwała głową potwierdzając jego pytanie. –Ok.. już nie będę cię męczył. Zabiorę ci na chwilkę Briana. Za sekundkę przyjdzie. Nic się nie martw. – pomógł Lusi się ubrać i poprosił mnie na zewnątrz. Powiedział, że konieczne będzie wykonanie badania ginekologicznego, ale warto będzie rozważenie podania narkozy. Możliwy był jakiś wylew. A z Lusi nie idzie się za bardzo dogadać. Porozmawiałem jeszcze chwilę z lekarzem i wróciłem na salę do Lusi. Na samym wejściu policjant pokazał mi wiadomość o treści ,, samobójstwo ,, i powiedział, że później mi wyjaśni …
1 komentarz
gubernator
ciężki temat...