GROŹNA BUNTOWNICZKA - CZĘŚĆ 17

Moje ciało całe drżało, aż nagle drzwi w końcu się otworzyły. To był on Brian. Mimo, że łzy zalewały moje oczy dostrzegłam go.  
-Brian pomocy... - zdołałam wyjąkać.  
-Co ty sukinsynie robisz?! - sylwetka Briana była coraz bliżej mnie. -Wypierdalaj z tego domu! - ciało psychologa nagle poszybowało w górę. Brian go ze mnie ściągnął. Ja natomiast tylko leżałam i płakałam. Zaczęli się bić. Bałam się.  
-Lusi za sekundę wracam. - powiedział Brian i szarpał się z psychologiem dalej.  
-Brian nie zostawiaj mnie tutaj samej. Boję się.  
-Już nie masz czego się bać kochanie. - powiedział do mnie, ale i tak nie mogłam się opanować. To jedno z tych przeżyć w życiu o których chciałam zapomnieć, ale on mi na to nie pozwolił. Przypomniał mi wszystko. To już było nie do wyleczenia. Już za dużo osób mi pokazało jacy ludzie są podli. Już więcej się to nie powtórzy. Nigdy. Po chwili przyszedł Brian. Ja już nic nie mówiłam. Nie byłam w stanie. -Już jestem przy tobie kochanie. Nie bój się. Bardzo cię skrzywdził? Boli cię coś? - nie powiedziałam nic tylko płakałam. Jak tylko mnie rozwiązał uciekłam do kąta. Nie chciałam, żeby ktoś mnie dotykał. -Wiesz, że będzie musiał cię zbadać lekarz?  
-Nie...Nigdzie nie idę, nie ma takiej opcji.  
-Musimy. On nie może zostać bezkarny. Musimy to zgłosić na policji.  
-Niee! Zostawcie mnie wszyscy w spokoju. Nie idę i koniec.
-Nie chcę , żebyś się później bała.  
-Już się boję i nic tego nie zmieni.  
-Poradzimy sobie.  
-Ty sobie poradzisz, ale nie ja.  
-Jesteś silna. Wiem to.  
-Wydaje ci się.  Chcę zostać sama.
-Nie wyjdę stąd dopóki nie zgodzisz się na to by jechać do lekarza na obdukcję, a później na komisariat.  
-Na komisariat pojadę, ale do lekarza na pewno nie. Już ci to mówię na zapas. Nie zgadzam się na żadne badania.  
-Lusi, ale...
-Nie ma ale. Mówię nie i koniec.  
-No dobrze. To się szykuj.
-Ok. - powiedziałam, ale tak naprawdę nie miałam chęci tam jechać. Z resztą wyglądałam jak upiór. Miałam oczy zalane łzami.  
-Przepraszam Lusi, nie wiedziałem, że to się stanie. Proszę nie płacz już. To wszystko moja wina.
-Nie obwiniaj siebie. To nie twoja wina.  
-Gdyby nie to, że nie zabrałem portfela z domu nie wiem co by się tu stało. Miało mnie nie być przez trzy godziny.  
-Ale przyjechałeś. Widocznie tak miało być. - powiedziałam, ale już długo nie dam rady. Tego wszystkiego stało się za dość. Już tego nie przełknę.  
Pojechaliśmy na komisariat zeznałam wszystko co się działo dzisiaj z rana. Byłam tak roztrzęsiona, że w niektórych momentach nie byłam w stanie z siebie wydusić ani słowa. To było straszne. I to jak każdy człowiek patrzył na mnie z troską i żalem o to co się stało. Mnie to zupełnie nie pocieszało. Po trzech godzinach męczenia się z policjantem, on nagle mi oświadcza, że zaraz przyjedzie lekarz który przeprowadzi badanie mojego ciała i sporządzi kartę lekarską, która pomoże im w wymierzeniu kary dla psychologa.  
-Nie zgadzam się.  
-Nie mamy innego rozwiązania. I tak musi cię obejrzeć lekarz. Spokojnie. Będzie to kobieta.  
-Nie ma takiej opcji. Kobiety są jeszcze gorsze i na pewno się nie rozbiorę przed żadną.  
-W takim razie pan doktor.  
-Nie!  
-Hej, spokojnie. już nikt ci krzywdy nie zrobi.  
-Skąd taka pewność?  
-Jesteś na komisariacie. nie masz się czego bać. Dobrze by było jak byś porozmawiała z psychologiem.  
-Pan sobie chyba ze mnie kpi... Czy widzi pan żeby było coś ze mną nie tak? Dopiero co zostałam zgwałcona przez osobę, która rzekomo miała mi pomóc...Pierdolę takie pomoce. Każdy człowiek powinien sobie w życiu radzić sam.  
-Ale tutaj nikt ci krzywdy nie zrobi. Może być z tobą nawet twój brat. nikt nie będzie miał nic przeciwko.  
-Powiedziałam nie.  
-Ja mam propozycje. Usiądź sobie wygodnie na sofie, włącz telewizję i przemyśl sobie to wszystko. może jednak się zdecydujesz. Ja będę tutaj siedział bo muszę wypisać kilka dokumentów, a trochę mi to zajmie. Naprawdę nikt nic nie chce ci robić na złość. - powiedział do mnie policjant, a ja wzięłam sobie kilka chusteczek z jego biurka, otarłam łzy i poszłam się położyć. Chciałam wracać do domu. Bo wiedziałam, że i tak nie zgodzę się na żadne badania. Nie było po prostu sensu siedzenia tutaj. Moje oczy zaczęły się kleić. Byłam tak tym wszystkim wykończona, ale nie mogłam zasnąć, bo się bałam. Bałam się zamknąć oczy. Ledwo co utrzymywałam powieki jeszcze otwarte, ale łez nie umiałam powstrzymać. To było męczące. Ale po prostu nie umiałam. I niestety, ale moja siła woli nie była taka dobra i zasnęłam. To było moje najgorsze rozwiązanie. Mogłam po prostu wstać i pochodzić. Może sen by mnie wtedy tak nie ścigał.  
***Oczami Briana***
Siedziałem w biurze rozmawiając z policjantem. Lusi spała na sofie. Bałem się o nią. Sumienie mnie gryzło, że tak się stało. To nie miało być tak. On miał jej pomóc, a nie zaszkodzić. Co ci ludzie mają w głowach. I jak ona ma teraz patrzeć optymistycznie na świat? Przecież to jest niemożliwe. I jakim prawe on w ogóle ją dotknął, zgwałcił...Moje nerwy były tak rozszarpane, że modliłem się w duchu, żeby tylko nie wpaść na tego zwyrodnialca. Miałem tylko nadzieję, że w pierdlu zajmą się nim tak jak należy. I, że już nigdy nie skrzywdzi żadnej dziewczyny. Spojrzałem na Lusi, zaczęła się szamotać. Musiało jej się coś śnić. Nagle zaczęła krzyczeć i płakać przez sen. Wpadła w jakieś drgawki. Razem z policjantem ruszyliśmy w jej stronę. Zaczęliśmy ja wybudzać. Gdy nas zobaczyła zaczęła panicznie krzyczeć i rzucać. Bałem się, że zaraz zrobi sobie krzywdę. Złapaliśmy ją uniemożliwiając jej ruszenie się. Musiałem do niej krzyczeć.  
-Lusi, spokojnie! Nic się nie dzieje! to tylko my. Spójrz! to był tylko zły sen. Uspokój się. Już jesteś bezpieczna. - po chwili zacząłem wyciszać głos. Lusi była tak przerażona, że cała się trzęsła. Dopiero po około dziesięciu minutach przestała płakać. Ale gdy ją tylko puściliśmy od razu pobiegła do kąta pokoju. Co ja miałem zrobić? Czułem się bezradny. Teraz winowajca pewnie czuje się świetnie nie zdając sobie sprawy co czyje ta biedna mała dziewczynka, która na siłę starała się być dorosła.
-Lusi posłuchaj mnie. – wtrącił nagle policjant idąc w jej stronę.  
-Nieee! – krzyknęła roztrzęsiona i już wiedziałem, że chodzi o to, żeby policjant nie szedł do niej. Nie chciała, żeby podchodził do niej za blisko. Nie czuła się wtedy pewna siebie. Czuła się zagrożona.  
-Ok. spokojnie. Nie będę podchodził, ale musimy porozmawiać. Bardzo ważne jest to, abyś się poddała badaniu.  
-Nie! I nie będę tego słuchała. Ja już powiedziałam swoje. Nie zgadzam się na żadne badania i mam takie prawo.  
-Masz prawo, ale badanie musi być przeprowadzone.  
-Nic nie musi.  
-Posłuchaj. Nie chcemy ci robić na złość, ale jeśli ty się nie zgodzisz, to może się za ciebie zgodzić twój opiekun prawny, a ani my ani ty nie chcesz, żeby to było jakieś przymusowe, bo wtedy nie będziesz miała za dużo go gadania. Po prostu wykonamy takie badanie. A dobrze wiem, że to co ci się przydarzyło nie jest miłym doświadczeniem. Więc pomóż też nam trochę i chodź po prostu na to badanie. Nie będzie źle. Możemy nawet być przy tobie. – przekonywał ją policjant, ale ona nie wydała z siebie żadnej reakcji, jedyne co to tylko zaczęła płakać jeszcze bardziej niż przedtem. Pomału podszedłem do niej i usiadłem obok. Chciałem ją przytulić, ale nie wiedziałem, czy nie będzie się bała.
-Brian, ja się boję. – wyszeptała mi do ucha i przytuliła się do mnie. Objąłem ją lekko. Nie odpychała mnie od siebie, co oznaczało, że ufa mi na tyle, że wie iż nie zrobię jej krzywdy. Po chwili wziąłem ją na ręce i poszedłem z nią na sofę. Policjant usiadł koło nas, ale Lusi nie za bardzo podeszło to do gustu. Od razu się cała spięła i spojrzała na mnie przestraszona.  
-Spokojnie. Pan policjant ci nic nie zrobi. On tu jest po to by nam pomóc. – powiedziałem i Lusi znowu zaczęła płakać. W sumie psycholog też miał jej pomóc.
-Lusi, wiem, że pewnie strasznie wyglądam i nie jestem zbyt miły, ale mnie nie musisz się obawiać. Nic Ci nie zrobię. Możesz mi zaufać.  
-Chcę wrócić do domu.  
-Ja wiem, ale musimy jeszcze tutaj chwilkę zostać.  
-Brian ja nie chcę. Boję się.  
-Nie masz czego. Obiecuję, że już ci nikt nic nie zrobi.
-Boję się badania. Nie chcę.  
-Wiemy. Ale nie masz czego się bać. Z resztą przekonasz się sama. Zobaczysz jakiego mamy lekarza. Uwierz mi nie jest wcale straszny. Nie będziesz się bała. – policjant starał się ją pocieszyć, ale nie wychodziło mu to najlepiej.
-Pójdziemy z tobą. Zobaczysz, będzie dobrze.  
-Niee … - powiedziała przez łzy, a ja wstałem z sofy.  
-Pan prowadzi panie policjancie. – powiedziałem, a Lusi wbiła mi paznokcie w szyję. –Ćśś… nic się nie dzieje. Spokojnie. – wyszeptałem jej do ucha. Policjant zaprowadził nas na koniec korytarza. Lusi już się tak dygotała, że myślałem, że zaraz mi wypadnie z rąk. Bała się tak bardzo, że ciężko to opisać. Już bym wolał, żeby to mnie spotkało to co ją. Ona nie zasłużyła sobie na nic takiego.  
-Usiądź sobie z młodą i poczekajcie. Ja tylko wyjaśnię lekarzowi co i jak, żeby nie było niepotrzebnych stresów. – gdy policjant wszedł do gabinetu, Lusi nagle odzyskała energię.  
-Brian uciekajmy stąd. Zabierz mnie do domu, a zrobię dla ciebie wszystko. Nie mogą mnie zbadać, bo się bardzo boję, a przecież ty nie pozwolisz, żebym się bała. – tak szybko mówiła, że o mało co oddechu nie straciła.  
-Wiesz, że musimy tu zostać. Nie zostawię cię samej, więc nie masz się czego bać. Spokojnie. To nie będzie trwało dłużej niż dziesięć minut. – Lusi wstała z moich kolan.  
-Ale Brian. Musisz mnie posłuchać. Jak ja będę tutaj siedziała, to on mnie zabije rozumiesz? Nie mogę tutaj być. Ja to zapomnę i będzie po sprawieeeeee… - jej ,,e,, lekko się przedłużyło. Pewnie dlatego, że zobaczyła przed sobą policjanta. Szybko go wyminęła i usiadła mi na kolana.  
-To co? Gotowa Lusi? – zapytał policjant. Lusi tylko pokręciła głową przecząco.  
-Nie będzie tak źle jak ci się wydaje. Zobaczysz. Zapraszam was. – powiedział lekarz. Lusi wstrzymała oddech i mocniej się we mnie wtuliła. Policjant wszedł z nami, co moim zdaniem chyba nie było dobrym pomysłem, bo Lusi się nie rozbierze przy takiej ilości facetów. –Więc zacznijmy. Jestem Iron. Ty jak już się dowiedziałem jesteś Lusi? – skierował pytanie do Lusi, ale nawet na niego nie patrzyła. –Słuchaj. Nie musisz się niczego obawiać. Nikt ci krzywdy nie chce zrobić, a badanie nie trwa długo i nie jest najgorsze, bo nic nie boli. Myślę, że twarda z ciebie dziewczyna i dasz radę. Masz jakieś pytania do mnie? Jakieś zastrzeżenia? – Lusi trzymała się mnie kurczowo i nic nie mówiła. Ja tylko sprawdzałem, czy oddycha. –Mam do ciebie pewną propozycję. Ustalmy sobie hasło, które będzie mówiło, że mam już przerwać badanie. Nie chcę cię za bardzo nastraszyć, ale badanie z tego co wiem musi być wykonane, bo to będzie figurowało jako dowód w sprawie. Spojrzysz chociaż na mnie? Tak tylko sekundkę, bo nawet nie wiem czy mnie słuchasz, tak się schowałaś. To jak możemy przejść do badania ? Będziesz miała to szybciej za sobą? – w tej chwili Lusi zdołała się na odwagę i pokręciła głową na nie. To już był mega postęp.
-Spokojnie. Nie musimy się spieszyć. Poczekamy, aż będziesz gotowa.  
-Oj na to, to ja bym nie czekał, bo Lusi twardo przekazała, że badania nie będzie.  
-Nie chciałbym tego załatwiać siłą. Nie jeśli ona jest w takim stanie. Mam propozycję. Może niech najpierw porozmawia z psychologiem. – nagle ciało Lusi wpadło w kolejny napad drgawek i płaczu.  
-Tak się składa, że osoba która ją skrzywdziła był psycholog. I niestety, ale ten pomysł był absolutnie nietrafny.  
-Przepraszam. Nie wiedziałem.  
-Mogę ją położyć na kozetkę?  
-Tak jasne. – powiedział lekarz.  
-Niech mi pan powie jak Lusi ma się przygotować do badania?  
-Na pewno troszkę się uspokoić, bo nie chcemy, żeby płakała. A druga sprawa co będzie pewnie dla niej ciężko, to musi zdjąć wszystko od pasa w dół, ale to na spokojnie. Wszystko w swoim czasie. – położyłem Lusi na kozetkę i zacząłem ją po prostu szykować do badania. Cała się trzęsła, ale nic nie mówiła. Tylko zakrywała ciało dłońmi.  
-Będzie dobrze. – powiedziałem jej do ucha i przytuliłem do siebie. –Przepraszam, że to zrobiłem, ale sama wiesz, że sama byś się nigdy nie zdecydowała.  
-Boję się… - wyszeptała mi do ucha.  
-Jestem przy tobie. Nic się nie dzieje. – zauważyła jakiś kocyk i od razu się nim nakryła. –Panie doktorze, chyba możemy zacząć. Nie ma co przedłużać, bo im więcej myślenia, tym więcej stresu.  
-Ale czy na pewno? Nie spieszy nam się.  
-Można śmiało. Damy sobie radę. – Lusi znowu się rozpłakała.  
-Może jednak przerwiemy i damy jej trochę czasu.  
-Naprawdę można kontynuować. – podszedł do nas policjant i stanął obok kozetki. Lusi złapała mnie tak mocno, że pewnie na twarzy byłem purpurowy. Ale gdy tylko zobaczyła, że lekarz jest gotowy i usiadł na taboreciku wpadła w taką panikę, że serce mi się krajało. Ale nie mogliśmy przestać jak już zaczęliśmy. Policjant złapał ją za nogi, a ja trzymałem górę. Lekarz natomiast robił to co miał zrobić. Wykonał badanie delikatnie i bez żadnych wariacji. Dosłownie po dziesięciu minutach było już po wszystkim. Lusi była cała zapłakana, ale już nie musiała się tum martwić.  
-Przepraszam Lusi. – powiedział lekarz z wyrzutami sumienia. –Już nic nie robię. To wszystko z mojej strony. Pozwólcie jej się ubrać. Nie będziemy już jej stresować. – policjant spojrzał na swoje ręce, na których były czerwone ślady po tym jak Lusi się szarpała i kilka razy kopnęła go dość mocno. Lusi to zauważyła.
-N,nn nie chciałam. – wychlipała patrząc na policjanta.  
-Spokojnie. Już nie płaczemy. – powiedział do niej i usiadł obok niej. Podał jej ubranie, ale bała się przy nim siedzieć. Było to po niej widać. –Ubierz się i idziemy stąd. Nie ma co tu siedzieć, powinnaś odpoczywać, a nie się stresować. Gdy już opuściliśmy gabinet lekarza Lusi lekko poluźniła uścisk. Ale nadal nie chciała schodzić z moich rąk. Teraz zostało przed nami najgorsze. Oswojenie się z tą całą sytuacją…

emilka38

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat, użyła 2765 słów i 14877 znaków.

1 komentarz

 
  • gubernator

    oswojenie pewnie będzie trudne.. czekamy na dalszą część

    12 mar 2017