Zacząć wszystko od początku cz.9

Chociaż nie czułam się zbytnio na siłach, nie miałam innego wyjścia. Musiałam iść do pracy. Kamil w nocy był strasznie nie spokojny, a ja obawiałam się, że się rozchorował. Z mamą nie wracałam do wczorajszego tematu, postanowiłam najwyżej wynająć jakąś opiekunkę.Przecież pracowałam a na kącie miałam sporą sumę pieniędzy, stać mnie na to było. Nie miałam czasu zjeść śniadania. Ubrałam się i pojechałam prosto do kancelarii. Na miejscu Robert już był. Spojrzał na mnie nie spokojnym wzrokiem i uśmiechnął się. Coś go chyba męczyło. Chociaż wydawało mi się, że coś chce mi powiedzieć, nie odważył się. Przez chwilę nawet pomyślałam, że jestem zwyczajnie przewrażliwiona i odpuściłam drążenie tego tematu. Postanowiłam odpuścić. Zaparzyłam kawy i zajęłam się własnymi obowiązkami. Chciałam jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki.Wciąż w mojej głowie pojawiała się myśl o Kamilku. Miałam nadzieje, że się nie rozchorował. Ahh ta pogoda pomyślałam. Po kilku minutach woda się zagotowała, a ja zalałam mecenasowi kawę. Zapukałam i weszłam do jego biura, gdzie znajdował się straszny bałagan. Jak on w ogóle może w takim bałaganie  
funkcjonować i cokolwiek znaleźć?  
- Nie widziałaś tej czerwonej teczki? tej w paski? - zapytał marszcząc czoło - Leży na parapecie. Sam ją wczoraj tam zostawiłeś - zaśmiałam się, podając mu teczkę - Faktycznie! Zapomniałem - powiedział, a ja uśmiechnęłam się - Cholera! Nie zdążę! - krzyknął, patrząc na zegarek. Wyszedł z biura, twierdząc, że ma ważne spotkanie i zamykając za sobą drzwi, uśmiechnął się - A teczka? - zapytałam Spojrzał na mnie i wrócił się do biura, zabrał teczkę i niemal biegiem opuścił kancelarię. - Za dwie godziny mam sprawę. Zadzwoń i przypomnij mi - powiedział a po chwili już go nie było.  
Zostałam sama w kancelarii. Zamknęłam za nim drzwi i usiadłam na swoim miejscu. Wróciłam do pracy. Wszystko leciało mi z rąk i na niczym nie potrafiłam się skupić. Co chwile uśmiechałam się, przypominając sobie roztrzepanie mojego szefa. Przecież w takim bałaganie, nie odnalazłabym nawet własnego buta - pomyślałam. Nalałam sobie kawy i spojrzałam na drzwi, które się otworzyły. W kancelarii znajdował się mężczyzna, ten sam mężczyzna, który zaczął mnie wtedy molestować.  
- Ja do mecenasa - powiedział - Nie ma go. Parę minut temu wyszedł - powiedziałam spokojnym głosem. Zdałam sobie sprawę z tego, że znalazłam się w niebezpieczeństwie, bo przecież byłam z nim sama. Nie było w biurze nikogo, kto byłby w stanie mi pomóc. Nikogo, kto by mnie obronił.Nie było mecenasa.  
- Jesteś sama? - zapytał a jego twarz rozpromieniła się - Nie zupełnie - skłamałam. Nie byłam pewna, czy wyczuł mój blef, czy też nie. W co ja się wpakowałam? Zrobiłam krok w tył a on znów się przybliżył. Chciałam znów się cofnąć, ale zdałam sobie sprawę z tego, że nie mam dokąd. Byłam w pułapce. - A ja sądzę, że jesteś sama. Prawda?- zapytał dotykając mojego uda - Nie! Jest na zapleczu ochroniarz - powiedziałam drżącym głosem - Proszę wyjść bo zacznę krzyczeć. Mecenas wróci lada moment. Proszę poczekać na dworze - kłamałam - Nikogo nie ma w budynku a i mecenas tak szybko nie wróci. Zostaliśmy sami - zaśmiał się - Możemy dokończyć to, co zaczęliśmy -powiedział coraz śmielej dotykając mojego uda - Proszę mnie puścić! Natychmiast! - krzyknęłam zdenerwowanym głosem. Chociaż się starałam, nie potrafiłam ukryć strachu. - A jak nie to co? Pobijesz mnie? a może ten ochroniarz?- zapytał drwiącym głosem - Nie ja! Ja cię pobiję! Zostaw ją! ale to już! - usłyszałam tak bardzo znajomy głos Spojrzałam na otwarte drzwi a w nich zobaczyłam zdenerwowaną twarz Marka. Mężczyzna podszedł do niego i zaczęli się szarpać. Odsunęłam się od nich i wykręciłam numer alarmowy. Wezwałam policję i nie spuszczałam wzroku z bijących się mężczyzn.  
- To jeszcze nie koniec! Będziesz moja laluniu! Moja! - krzyknął a po chwili zwiał z kancelarii. Marek leżał nie przytomny na podłodze, a ja cała się trzęsłam. Nie byłam w stanie nawet do niego podejść. Kilka chwil później zobaczyłam radiowóz policyjny i wybiegłam z kancelarii.  
- To ja panów wzywałam - powiedziałam roztrzęsionym głosem  

Jechałem coraz szybciej i opuszczała mnie cała pewność siebie. Nie byłem pewny, czy postępuje właściwie, bo przecież tak naprawdę działałem za plecami Beth. Jednak musiałem. Chciałem by kobieta miała spokój, chciałem by była szczęśliwa i musiałem zrobić wszystko, by zatrzymała dom. W tej chwili był to najlepszy sposób. Jedyny jaki przyszedł mi do głowy. Wiedziałem, że trochę byłem spóźniony, ale miałem nadzieje, że dzisiaj dojdzie do tej operacji. Przecież jego córka, nie odpowiadała za całą sytuację. Zasługiwała na zdrowe, szczęśliwe życie. Zaparkowałem samochód przed szpitalem i spojrzałem na zmęczonego i zatroskanego Tomasza. Wysiadłem z auta i ruszyłem w jego kierunku.  
- Przepraszam za spóźnienie - powiedziałem zakłopotany - Ma pan pieniądze?- zapytała kobieta, którą dopiero teraz dostrzegłem. - Tak mam - szepnąłem wręczając im pieniądze.Kobieta zabrała kopertę i pobiegła do szpitala. - Nasza córeczka jest właśnie operowana - wytłumaczył Tomasz - Rozumiem. Mam nadzieje, że wszystko się ułoży - powiedziałem - Ma pan wszystkie dokumenty? - zapytałem - Dałem je już Beth- zapewnił - Oto kopia. Proszę pamiętać co mi pan obiecał - szepnął patrząc na mnie niespokojnym wzrokiem  
- Pamiętam i nie zamierzam się z nią wiązać. Jest dla mnie tylko pracownicą, nikim więcej - skłamałem - Przelałem pieniądze na jej konto. Wszystko jest tak jak się umawialiśmy - powiedział uśmiechając się - Dziękuje Panu. Ratuje pan jej życie. Nigdy nie zapomnimy o tym - powiedział - Mi chodzi tylko o dobro Beth i pańskiego syna. Do widzenia - powiedziałem wchodząc do samochodu - Do widzenia- usłyszałem
Odjechałem, ale wciąż nie byłem pewny, czy dobrze zrobiłem. Spojrzałem na zegarek i postanowiłem wracać do biura. Chciałem się przebrać i jechać na rozprawę. Miałem nadzieje, że uda nam się wygrać. Chociaż nie miałem pewności. Zatrzymałem się na światłach i nagle usłyszałem sygnał telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz i zobaczyłem numer Beth. Ciekawiło mnie, co się stało. - Tak? - szepnąłem ruszając autem - Gdzie jesteś? Był w kancelarii wypadek - usłyszałem. Zamarłem.O jakim wypadku ona mówiła? - co się stało? - zapytałem przerażony - On się znów pojawił. Chciał - zawahała się - Zrobił Ci coś? - zapytałem - Nie, ale Marek jest ranny.Karetka zabrała go do szpitala - powiedziała - Zaraz będę - szepnąłem rozłączając się.Dodałem gazu i po kilku minutach parkowałem już obok Kancelarii. Wybiegłem z auta i po chwili znajdowałem się w kancelarii. - Witam panie mecenasie - usłyszałem głos Policjanta - Witam panie władzo. Co się tu właściwie stało?- zapytałem. Nagle ją dostrzegłem.Siedziała roztrzęsiona i trzymała w rękach szklankę z kawą. - Zrobił ci coś? - podbiegłem do niej. Nie zważałem uwagi na zaskoczone spojrzenie znajomego policjanta. - Nie. Po prostu. To było straszne. Ja się tak bałam Robercie - powiedziała kobieta, wtulając się w moje ramiona  
- Ta pani zadzwoniła po nas i opowiedziała co się stało. Gdy przyjechaliśmy nikogo nie było oprócz niej i nie przytomnego mężczyzny, którego zabrała karetka. Podobno miało to już miejsce tak? - zapytał funkcjonariusz - Tak. Nie tak dawno temu. Popędziłem go, wyganiając z kancelarii. Dostał po mordzie i przekonany byłem, że już nie wróci - wyznałem - Pobił go pan? - zaśmiał się policjant - Sądzę, że przydałaby się w kancelarii jakaś ochrona. Znam dobrą firmę ochroniarską - powiedział poważnym głosem policjant  
Podał mi namiary i zapewnił, że zajmą się tą sprawą. Może ochrona nie była takim złym pomysłem? odprowadziłem policjanta i postanowiłem zawieźć Beth do szpitala, gdzie leżał Marek. Nie chciałem zostawić jej samej a przecież musiałem jechać do sądu. Tak jak postanowiłem tak zrobiłem. Zostawiłem ją przed szpital a sam pojechałem do sądu. Rozprawa miała odbyć się za pół godziny. (...)

Rozprawa nie trwała długo, po nie całej godzinie i przedstawionych przeze mnie dowodach moja klientka została uniewinniona od postawionych jej zarzutów, a ja poczułem radość. Cieszyło mnie nasze małe zwycięstwo.  
- Jest pan z siebie zadowolony? - zapytał brat zamordowanego - Moja klientka jest niewinna - powiedziałem podenerwowanym głosem - Bo ona panu tak powiedziała?- zapytał - Bo na to wskazują dowody. Ja jej wierze i sąd też uwierzył - powiedziałem - Ja tego tak nie zostawię. Udowodnię wszystkim, że to morderczyni - szepnął - Za nękanie grozi więzienie - ostrzegłem.Nie wdając się dalej w dyskusję, po prostu ruszyłem przed siebie.  
- Jak pan będzie spać, wiedząc, że pomógł pan morderczyni? pan też jest winny śmierci mojego brata! - szepnął. Odwróciłem się, ale nie podszedłem. Wziąłem kilka głębszych wdechów i uspokoiłem się. Nie, nie wolno dać mi się sprowokować. Pojechałem do szpitala. Ciekawy byłem jak sobie radzi Beth. Kilkanaście minut później wchodziłem do szpitala. W informacji dowiedziałem się w jakim jest stanie i gdzie leży Marek. Poszedłem do jego sali a tam..  

Gdy zajrzałem do sali Beth siedziała wtulona w ramiona Marka i cicho płakała. Nie wiedziałem jak powinienem zareagować, odezwać się coś do nich? wejść i przeszkodzić im? sam nie wiedziałem dlaczego, ale postanowiłem obserwować ich przez niedomknięte drzwi. Nie wiem dlaczego, ale zapewne dlatego, że nie miałem odwagi do nich wejść. Nadal byłem tym wszystkim oszołomiony i teraz nawet ja miałem wątpliwości. A jeżeli moja klientka naprawdę była winna? jeżeli to ona zamordowała, a ja pomogłem wyjść jej na wolność? co wtedy? słowa mężczyzny głęboko utknęły mi w pamięci i nie wiedziałem co powinienem zrobić. Chociaż zawsze mogłem poprosić kogoś o jeszcze raz zbadanie sprawy, ale czy miało to sens? no i czy przyznanie się do pomyłki, nie zaszkodzi mojej reputacji? ta kancelaria była czymś więcej niż miejscem mojej pracy. Była moim domem, moim sensem życia. Nie chciałem jej stracić. Jednak, czy ojciec nie uczył mnie, że zawsze trzeba być sprawiedliwym? a czy ja byłem? zaufałem jej, ślepo wierząc w jej zeznania a przecież z taką łatwością mogła skłamać. Dość! ona jest niewinna, a ja nie mogę się tak nią przejmować bo zwariuje! Wciąż nie spuszczałem wzroku z Beth i jej znajomego. Wyglądali jak para zakochanych, a ja przez chwile zastanawiałem się, czy coś ich nie łączy. A może oni są razem? może coś do siebie czują? i nagle, sam nie wiem dlaczego poczułem silny ból i złość. Zupełnie jakbym był o nią zazdrosny. Jednak, czy miałem do niej prawo? zawarłem umowę z jej mężem a, że zawsze byłem honorowym człowiekiem, postanowiłem się z niej wywiązać. Powinienem jak najszybciej o niej zapomnieć, powinienem zrobić wszystko, by była szczęśliwa z dala ode mnie. Może powinienem się z kimś związać? może powinienem znaleźć sobie dziewczynę? zaręczyć się, ożenić? nie! To zdecydowanie za wcześnie. Zresztą chyba nie potrafiłbym innej przysięgać to, co przysięgałem mojej ukochanej. Przez kolejne minuty zastanawiałem się, czy Beatriz powinna pracować w mojej kancelarii, już drugi raz mogło jej się coś stać. Nie była tam bezpieczna, a ja pragnąłem tylko jej bezpieczeństwa i dobra. No i miałem jeszcze jeden cel by odsuwając ją od siebie i z mojej kancelarii, może łatwiej byłoby mi o niej zapomnieć? może szybciej wymazałbym ją z pamięci? tylko, czy ja tego chciałem?  

- Tak bardzo martwiłam się o ciebie - usłyszałem jej drżący głos  
Kim on dla niej jest? przyjacielem? facetem? kochankiem? kimś, z kim sypia? nie dawało mi to spokoju.  
- Beth nic mi nie jest. To ja bałem się, że coś ci zrobił. Obiecałem twojemu mężowi, że będę Cię chronił. Jesteś dla mnie bardzo ważna, wiesz o tym? - zapytał  
- Nie wracajmy do tego, proszę Cię - szepnęła, wyrywając rękę z jego dłoni  
- Przecież jesteś sama, ja też jestem sam. Możemy spróbować. Kamil mnie lubi. Potrzebuje ojca - nalegał  
- Ale ja nie potrzebuje mężczyzny. Nie po tym co mi zrobił twój przyjaciel. Jestem Ci wdzięczna za pomoc. Za wszystko co dla mnie, dla nas zrobiłeś.Gdyby nie ty, nie poradziłabym sobie - szepnęła - Jednak powiem Ci tak jak ostatnio, nie czuje do Ciebie tego, co ty czujesz do mnie. Nie potrafię być z Tobą. Jesteś mi bliski, ale to chyba dlatego nie potrafię być z Tobą, bo przypominasz mi o Tomaszu.Chcę zapomnieć o tym, co mi zrobił. Pozwól mi o tym zapomnieć - błagała. Znów usłyszałem jej drżący głos - Zresztą poznałam kogoś i chyba się w nim zakochałam - dodała na koniec  
Z zapartym tchem słuchałem jej słów. Jak to się zakochała? w kim? miałem w głowie mętlik.  
- W mecenasie? - zapytał mężczyzna  
- Tak. W mecenasie - powiedziała, uśmiechając się pod nosem  
Zamarłem. Czy ona przed chwilą przyznała się przyjacielowi, że się we mnie zakochała?? schowałem się za drzwi i usiadłem na pobliskiej ławce. Zakręciło mi się w głowie a nogi miałem jak z waty. Co teraz?  
- W porządku? - usłyszałem cichy głos pielęgniarki  
Nie odpowiedziałem. Pokiwałem tylko głową i zamarłem. Co teraz? Boże co teraz?  
Postanowiłem iść do niej i szczerze z nią porozmawiać?tylko, co ja mam jej powiedzieć? no co? jak powinienem teraz się zachować? ja kochałem ją a ona mnie. I jedyną rzeczą, która stała nam na przeszkodzie, była obietnica dana Tomaszowi. Powoli wstałem z ławki i złapałem za klamkę. Otworzyłem drzwi od sali a oczy Beatriz skierowały się w moją stronę.  
- Robercie! - zawołała radosnym głosem - Jak rozprawa? - zapytała  
- Dobrze - szepnąłem zmuszając się na normalny ton głosu. - Jak się pan czuje?- zapytałem  
- Dziękuje dobrze. Jutro już chyba wyjdę - zaśmiał się - Powinien pan mieć ochronę w biurze mecenasie - powiedział poważnym głosem  
- Wiem, już zamówiłem chłopaków z ochrony. Jutro mają być - powiedziałem - Beatriz możemy porozmawiać? - zapytałem  
Kobieta pożegnała się z przyjacielem i wyszliśmy z sali.  
- O co chodzi?- zapytała. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2796 słów i 14701 znaków, zaktualizowała 15 cze 2015.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik Maja

    Dodasz dalsza czesc? <3

    25 lut 2015

  • Użytkownik Maja

    Dodasz dzis nowa czesc?:)

    15 lut 2015

  • Użytkownik KAROLAS

    jak zwykle super

    11 lut 2015

  • Użytkownik Lidka24

    Atmosfera stopniowo się zagęszcza , super opowiadanie :D

    10 lut 2015

  • Użytkownik Lula

    kiedy kolejna część ? :)

    10 lut 2015