Zacząć wszystko od początku cz.26

Tydzień. Najdłuższy tydzień w moim życiu, najdłuższe siedem dni, siedem nocy, jakich mogłam sobie wyobrazić. Kamilka, mamę i Roberta widziałam codziennie, przesiadywali w mojej sali, a ja powoli zaczęłam wierzyć, że sala szpitalna, to mój dom. Codziennie fotografowali moją córeczkę, a ja chociaż w ten sposób mogłam zobaczyć jaka jest piękna i duża. Z dnia na dzień zaczęłam dostrzegać podobieństwa córeczki do ojca. Miała moje oczy i rzęsy a ojca rysy twarzy i nos. Była taka śliczna, taka mała i taka obca. Nie wiedziałam jak zareaguje, gdy po raz pierwszy mnie zobaczy. Jak zareaguje, gdy wrócę do domu i będę chciała ją przytulic. czy nie zacznie się mnie bać? Dziś wreszcie miał nadszedł ten dzień, miałam wyjść ze szpitala, a ja zamiast radości czułam strach. Bałam się reakcji własnej córki, bałam się tego, że nie poczuje matczynej miłości i nie będę potrafiła jej kochać. Dwa lata wycięte z ryciorysu.Miliony chwil przegapionych, dwa lata bez świąt, dwa lata spałam, a rodzina ani dnia nie straciła nadziei. Usłyszałam kroki Roberta, spojrzałam na niego i posłałam mu nieśmiały uśmiech. - Boję się Rob - wyszeptałam, unikając jego wzroku. - Wszyscy się Boimy. Jednak bardziej baliśmy się, gdy spałaś w tej sali, a my nie mogliśmy powiedzieć Ci jak bardzo Cię kochamy - wyznał całując mnie w czoło. Od mojego wybudzenia nie pocałował mnie ani razu. Nie przytulił mnie, tak jak za starych czasów, nie mówił o tym, jak bardzo mnie kocha. Miałam wrażenie, jakby coś nieodwracalnie się między nami zmieniło. Coś zmieniło się na pewno, ja się zmieniłam. Przegapiłam dwa długie lata. Przegapiłam tak wiele wspomnień, tak wiele ważnych chwil w życiu naszych dzieci. Przegapiłam Marysi pierwsze słowo, roczek, pierwszy krok. Tak wiele ważnych chwil dla każdego dziecka, tak wiele ważnych chwil dla każdej matki. Tak wiele słów chciałam mu powiedzieć, o tak wiele zapytać. Tom wyjechał podobno rok temu do stanów, od tej pory nie kontaktował się z naszym synkiem. Nie byłam przy nim, gdy mnie potrzebował. Stracił ojca i w pewnym sensie matkę. Był z babcią i Robertem, z którym był bardziej zżyty niż ze mną. Bolało mnie to, ale rozumiałam. Byłam wdzięczna Robertowi za to, że się zaopiekował moją rodziną. Nie musiał a mimo wszystko, pozostał mi wierny. Chociaż nie byłam pewna co do tej kwestii. Znałam go i czułam jakiś mur między nami. Czułam, że czegoś mi nie mówią. - Jak się ma nasza pacjentka? jak się czujesz będąc tu ostatni raz? - zapytał z uśmiechem na ustach lekarz. - Niepewnie. Czuje spory strach wracając do domu. Nie wiem jak zareaguje na mnie moja córeczka - wyznałam lekarzowi. - Śpiewała jej pani? - zapytał a jego uśmiech z twarzy nie schodził. Kiwnęłam potwierdzająco głową. - Proszę jej zaśpiewać. Każde dziecko rozpozna matki głos - zapewnił i z uśmiechem wyszedł, zostawiając mnie samą. Rob pomógł mi się spakować i pięć minut później wychodziłam ze szpitala. Wręczyłam wielki bukiet kwiatów lekarzowi, a ten zapewnił tylko, że zrobił to, co do niego należało. Wyznał tylko, że to moja zasługa, bo to ja miałam silną wolę walki i walczyłam dla swojej rodziny. Miał rację. Walczyłam, ale nie byłam pewna, czy miałam po co. Podziękowałam mu, wręczyłam kwiaty, podziękowałam i pożegnałam się z pielęgniarkami i wyszłam ze szpitala. Jeszcze raz spojrzałam w tył i wzięłam głęboki wdech. Poczułam delikatny dotyk Roberta i poczułam jak łapie mnie za rękę. Nieśmiało dałam mu swą dłoń i pozwoliłam by mnie prowadził w stronę samochodu. - Uspokój się. To nasza córeczka i uwierz mi, że chociaż jeszcze Cię nie widziała, kocha Cię całym sercem Beth - wyznał czułym głosem. - A ty ty mnie jeszcze kochasz? - zapytałam, patrząc mu głęboko w oczy. Widziałam strach w jego oczach, chciałam by mi odpowiedział, chciałam by mnie zapewnił, ale milczał. W milczeniu wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę naszego domu.

          ***
Długo biłem się z własnymi myślami. Chociaż nie byłem pewny, chociaż tego nie chciałem, musiałem być z nią szczery. Tylko w ten sposób mieliśmy szanse, tylko tak mogliśmy być szczęśliwi. Znała mnie. Znała doskonale i tylko dlatego zadała to pytanie. Nie odpowiedziałem. Kochałem ją, ale utworzyłem między nami mur, sam nie wiedząc dlaczego. Nie kochałem Niny, nie myślałem o niej, nie chciałem jej. Miłością mojego życia byłą Beth, ale w tej chwili byliśmy sobie obcy. Tak cholernie obcy, że nie byłem pewny, czy uda nam się do siebie zbliżyć. Czy miłość, czy uczucie to wystarczy? nie wiedziałem. Kochałem ją i miałem nadzieje, że Marysia też ją pokocha. Nasza córeczka była bardzo nieufnym dzieckiem i to sprawiało problem. Nie wiedziałem jak zareaguje, jak przywita się z Beth, a ja nie chciałem, by nasza córka ją zraniła. Czułem ból. Zadzwoniłem do wszystkich i poinformowałem, że się spóźnimy. Widziałem zaskoczone spojrzenie Kobiety, ale widziałem w jej oczach ból. Tak cholerny ból i strach, że sam zacząłem się bać. - Dlaczego się zatrzymałeś? - zapytała ściszonym głosem. Nie odezwałem się. Wyłączyłem silnik i wysiadłem z samochodu. Beth poszła za moim śladem i po chwili oboje szliśmy leśną ścieżką. Milczeliśmy. Nie potrafiłem odezwać się do niej słowem, a ona też milczała. Zastanawiałem się jakimi słowami mam jej to wszystko powiedzieć, co powiedzieć, by jej nie zranić. - Jest coś - zawahałem się. Spojrzałem na jej przerażone oczy, ale nie podszedłem do niej. - Co się stało z tym mężczyzną, który Ci groził? Odezwał się do Ciebie? - zapytała. Otworzyłem ze zdziwienia oczy i spojrzałem na nią zszokowany jej pytaniem. Nie wiem jak to robiła, ale zawsze potrafiła mnie zaskoczyć. - Teraz mnie o to pytasz? naprawdę to według ciebie jest najważniejsze? - zapytałem zdumiony. - Nieważne - dodałem nie dopuszczając jej do słowa. - Tamta sprawa jest załatwiona. Koleś trafił za kratki a sprawa została przedawniona. To był zwykły wypadek, na który nie miałem wpływu - wyznałem. Chciałem wrócić do sedna sprawy, ale nie miałem odwagi. Zamarłem. Widziałem jej spojrzenie i byłem pewny, że ona wie, albo co najmniej się czegoś domyśla. - Ile to trwa? - zapytała w kocu, a ja poczułem serce w gardle. - Trwało pół roku. Tydzień temu zakończyłem znajomość z Niną - wyznałem - Kochasz ją? - zapytała prosto z mostu. Spojrzałem jej głęboko w oczy i wziąłem ją w ramiona. - Nie Beth. Nadal kocham Ciebie. Pokochałem Cię tamtego dnia, gdy weszłaś do mojej kancelarii i był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Już wtedy wiedziałem, że Cię kocham i kochać będę na zawsze - rzekłem. Delikatnie podszedłem do niej i mocno, z całych sił przytuliłem ją do siebie, a ona wtuliła się w moje ramiona. Zamknąłem oczy i dałem się porwać chwili, czułem się tak, jakbym wrócił do domu. Wrócił do niej, do naszego świata, do szczęścia, jakim stała się dla mnie od tamtego dnia. - Kocham Cię - wyznałem, a ona uśmiechnęła się. - Ja Ciebie też kocham - odpowiedziała. Byłem z nią szczęśliwy. Tak bardzo byłem wdzięczny Bogu, za to, że wróciła do mnie i wybudziła się z śpiączki. Nie powiedziałem jej o sprzedanej kancelarii, nie chciałem mówić jej tego od razu, nie chciałem mówić teraz, gdy jeszcze nie czuła się przy mnie bezpiecznie. - Wracajmy. Czekają na nas - wyznałem i bez słowa chwyciłem jej dłoń i poprowadziłem w stronę samochodu. - Przetrwamy to? - zapytała jakby, od mojej odpowiedzi zależało całe nasze życie. - Tak najdroższa. Przetrwamy - zapewniłem, modląc się, by moje słowa okazały się prorocze.

                      ***
Przyjęcie powitalne przeszło najśmielsze moje oczekiwania. Pojawili się wszyscy bliscy mojemu sercu, z wyjątkiem Tomasza, który nie mógł wyrwać się z nowej pracy. Krzysiek stał z wielkim szampanem, a u jego boku piękna dziewczyna, z którą od pół roku był zaręczony. Marek stał z żoną a ja poczułam jak przegapiam więcej pięknych chwil, niż przepuszczałam. Na środku pomieszczenia stała mama z dzieckiem na rekach,a ja spojrzałam na małą, nie mogąc oderwać od niej wzroku. W rzeczywistości była jeszcze piękniejsza niż sądziłam. Jeszcze bardziej delikatna, jeszcze milsza i słodsza niż na zdjęciu. - Marysiu to jest twoja mama - wyznała babcia, a dziecko nie spuszczało ze mnie przerażonego wzroku. Przypomniałam sobie słowa lekarza i zaczęłam śpiewać piosenki, które śpiewałam jej, gdy nosiłam ją pod sercem. Dziecko spojrzało na mnie, a mi przez kilka chwil wydawało się, że poznaje mnie i mój głos. - Córeczko. Serduszko moje - wyszeptałam, ostrożnie krok, po kroku podchodząc w jej stronę. Jej ciało zadrżało, a ja poczułam ból. Moja własna córeczka się mnie bała i nie wiedziałam jak zareagować. Czułam ból i strach. Nie chciałam zranić własnego dziecka, nie chciałam jej skrzywdzić. - Beth - usłyszałam ostrożny, delikatny głos Roberta. - Daj jej czas. Jest mała. Nie rozumie - wyszeptał. Widziałam współczujący wzrok przyjaciół i zgromadzonych ludzi i poczułam słone łzy. Chciałam je powstrzymać, starałam się, ale nie mogłam. - Beth dużo przeżyła, jest zmęczona. Zrozumcie - powiedział cicho Rob. Każdy wyściskał mnie, życzył szybkiego powrotu do zdrowia i odszedł, zostawiając mnie z rodziną. Krzysiek ulotnił się z swoją narzeczoną,a ja spojrzałam na Marysię. - Zaśpiewasz? - usłyszałam cichutki głos mojej córeczki. Uśmiechnęłam się do dziecka i zrobiłam to, o co mnie poprosiła.Śpiewałam jej jeszcze długo, aż do późnych godzin wieczornych. Dziecko nadal trzymało mnie na dystans, ale widziałam, że przełamywała pierwsze lody. Cieszyłam się, bo pokochałam nasze dziecko. Obawiałam się, że nie dam rady jej pokochać, że nie poczuje do niej matczynej miłości, nie poczuje tej więzi z dzieckiem, ale teraz okazało się, że moje obawy były bezpodstawne. Kochałam ją, kochałam Kamilka i Kochałam moją rodzinę. Około dwudziestej drugiej Marysia zasnęła na dywanie, a ja przeniosłam ją do pokoiku. Przykryłam kołderką i pocałowałam ją w czoło. - Śpij dobrze dziecinko - szepnęłam i bez słowa wyszłam z pokoju. - Dobranoc mamusiu - szepnął Kamil i pocałował mnie na dobranoc. - Dobranoc skarbie. Kocham Cię synku - zapewniłam, widząc w jego oczach łzy. Przytuliłam synka i zaprowadziłam go do pokoju, przeczytałam bajkę, tak jak za starych czasów i zgasiłam światło. - Śpij dobrze kochanie - szepnęłam i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o drzwi pokoju i zamknęłam oczy. Miałam dwie, najważniejsze dla mnie osoby na świecie przy sobie i nic więcej się dla mnie nie liczyło. Kochałam ich. Mama poszła do pokoju, życząc mi miłych snów,a ja wyszłam z domu. Roberta zauważyłam siedzącego na ławce, z fajką w ustach i wyszłam z domu, by usiąść obok niego. - Zapomniałam jak pięknie jest nocą, gdy na niebie są gwiazdy - wyznałam. Robert uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. - Słuchaj muszę Ci o czymś jeszcze powiedzieć. - wyznał. - Sprzedałem kancelarię - rzekł, a ja oparłam się o niego głową. Spojrzałam w dal i zamknęłam oczy. - Zrobiłeś to dla mnie - wyznałam stwierdzając fakt. Spojrzałam mu głęboko w oczy i pocałowałam go. - Dziękuje Ci. Dziękuje za to, że zrobiłeś tyle dla mnie. Dziękuje za to, że zaopiekowałeś się wszystkimi - wyznałam. Przytuliłam się do niego i poczułam ból. Tyle krzywdy wyrządziłam. - Pobierzmy się. Chodźmy jutro zamówić termin i pobierzmy się - szepnął. Nie odpowiedziałam. Zamknęłam oczy i rozmarzona wtuliłam się w jego bezpieczne ramiona. CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2310 słów i 11985 znaków, zaktualizowała 30 wrz 2015.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik DemonicEagle

    Fajny rozdział :)

    30 wrz 2015

  • Użytkownik agusia16248

    @DemonicEagle Dzięki

    2 paź 2015

  • Użytkownik Misiaa14

    zaje*iste !!! Niech ta jej córeczka ją  szybko pokocha ;3

    30 wrz 2015

  • Użytkownik agusia16248

    @Misiaa14 Dziękuje ;3

    2 paź 2015

  • Użytkownik Py64

    Wreszcie nie ma wahań nastoju ;)

    30 wrz 2015

  • Użytkownik volvo960t6r

    Kolejna część cudowna

    30 wrz 2015

  • Użytkownik agusia16248

    @volvo960t6r Dzięki

    2 paź 2015

  • Użytkownik Tosia12283

    <3

    30 wrz 2015