Zacząć wszystko od początku cz.14

Właśnie zakończyłem spotkanie, gdy zadzwoniła do mnie Beth. W pierwszej chwili obawiałem się, że coś stało się jej lub Kamilowi. No bo przecież inaczej nie zadzwoniła by do mnie doskonale wiedząc jak nie lubię gdy ktoś przeszkadza mi w trakcie spotkania z klientami. Opuszczałem kancelarię i odebrałem telefon.  
- Gdzie jesteś? - zapytała, a jej głos zdał się być zdenerwowany. - Jak to gdzie? rozejrzałem się dookoła i zaśmiałem się. - Właśnie wychodzę z kancelarii i wsiadam do samochodu. Wstąpię do sklepu po kwiaty dla Ciebie kochanie i za pół godziny jestem w domu. A co stęskniłaś się?- zapytałem, chociaż dobrze wiedziałem, że nawet moje żarty nie załagodzą jej zdenerwowania. - Poczekaj tam. Już jadę - szepnęła i rozłączyła się, nawet nie dopuszczając mnie do słowa. Tam? to znaczy gdzie ? w kancelarii? czy przy samochodzie? no tak w kancelarii. Zamknąłem samochód i nawróciłem się do kancelarii, zastanawiając co takiego stało się dziś rano, że Beth była aż taka zdenerwowana. Nie miałem pojęcia za ile będzie, ani czego oczekiwać. Nie chciałem zgadywać, ale bałem się najgorszego. A co jeżeli Tom znów dał o sobie znać? czy nasze szczęście mogło być tak ulotne? czy powinienem już dawno być z nią szczery i opowiedzieć jej o tym co zrobiłem? nie miałem pojęcia. Bałem się powiedzieć jej prawdę, bo dobrze znałem jej charakter. Po chwili sam wybuchnąłem śmiechem na swoje podejrzenia. Nie, z całą pewnością nie o tym chciała ze mną rozmawiać. Więc o czym? może dowiedziała się czegoś o mojej przeszłości? może stało się coś jej rodzinie? gdybałem tak jeszcze kilka minut, zanim zjawiła się w drzwiach kancelarii. Nie musiała nic mówić bym domyślił się co się stało. Po jej policzkach wciąż on nowa kapały pojedyncze łzy, a ja czułem się jakbym stracił najważniejszą osobę w życiu. To dzięki niej przestałem myśleć o zmarłej żonie, to dzięki niej zmieniłem się jeszcze bardziej. Kochałem ją i dla niej zrobiłbym to wszystko jeszcze raz. Nie mogłem znieść jej łez. Chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co i ile wie. Nie wiedziałem jakimi słowami miałbym ją przeprosić.  
- Masz. Tyle była warta dla Ciebie nasza miłość - rzuciła na biurko pięć stów i spojrzała na mnie z pogardą. Po raz pierwszy zobaczyłem w jej oczach coś, co po prostu mnie przeraziło. Zamiast ciepła i miłości zobaczyłem w nich żal. - Beth to wszystko jest inaczej niż wygląda. - powiedziałem chociaż doskonale wiedziałem, że to nie zatrzyma jej bólu. - Kochałem Cię. Zrobiłem to dla Ciebie - broniłem się najlepszym z argumentów. Miłością do niej, do jej synka. - Nie Robercie. Nie można kupić miłości. Nie można mnie kupić. Dziś rano był u mnie Tom - wypowiedziała te słowa niemal krzycząc - Pewnie domyślasz się o czym mi powiedział? - zapytała ale w jej oczach nie było nic z tak znanych mi uczuć. - O naszej umowie - powiedziałem to tak cicho jakbym chciał powstrzymać wszystkie dalsze wydarzenia. - Dokładnie. O tej cholernej umowie którą zawarliście. Jak mogłeś? chciałeś mnie kupić? zapłaciłeś mu w zamian za co? - krzyknęła to tak, że dopiero teraz zrozumiałem powagę sytuacji. - Było to po, czy przed tym jak się ze mną przespałeś? ty draniu! Ty pieprzony draniu! - wybuchła okładając mnie pięściami. - Beth! Poczekaj! - krzyknąłem, ale nie odwróciła się. Zatrzymała się przed kancelarią. Rzuciła we mnie pierścionkiem zaręczynowym i poprosiła bym wyprowadził się z mieszkania. Poinformowała, że będzie u mamy i poczeka aż opróżnię jej mieszkanie. Chciałem jakoś z nią porozmawiać, powstrzymać, ale nie miałem na to szans. Czułem się tak, jakbym przegrał najważniejszą walkę w życiu. Do cholery! na rozprawie miałem argument za argumentem a teraz po prostu brakowało mi słów. Nie wiedziałem jakimi słowami ją zatrzymać. Co powiedzieć by dała mi to wszystko wytłumaczyć. Czy ona naprawdę nie rozumiałam, że zrobiłem to wszystko dla nich? dla niej, dla jej synka, którego już dawno pokochałem jak swoje własne dziecko. Kamil. Jak zniesie ponowną stratę mężczyzny. Pozwoliłem by mówił do mnie tata, a nawet chciałem dać mu swoje nazwisko. Chciałem adoptować go jak własnego syna a on teraz najbardziej ucierpi na naszym rozstaniu. Poczułem ból. Zdałem sobie sprawę, że chyba tak naprawdę zawaliłem. Zawaliłem wszystko, chociaż tak naprawdę nie chciałem źle. Postanowiłem zabrać rzeczy z mieszkania Beth. Miałem nadzieje, że moja siostra przygarnie mnie z powrotem do siebie. Nie chciałem wracać co domu, domu którego przecież nie miałem. Sprzedałem swoje mieszkanie, by jej matka mogła zatrzymać swoje. Zrobiłem tak wiele dla tej rodziny, nie oczekując niczego w zamian. Chciałem tylko jednego. Ich. Miłości, rodziny. Chciałem w przyszłości mieć z nią własne dziecko i stworzyć Kamilowi szczęśliwy dom. Chciałem. tak bardzo tego pragnąłem. Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do siostry. Odebrała po drugim sygnale. - Straciłem ją. Straciłem ją siostrzyczko - szepnąłem wybuchając płaczem. - Co się stało? dlaczego ją straciłeś? - dopytywała się - Dowiedziała się. Wie o wszystkim - poinformowałem - O czym? coś ty najlepszego zrobił? - zapytała - Przyjadę do ciebie i wszystko Ci opowiem - szepnąłem kierując się prosto do mieszkania Beth. Godzinę później, wychodziłem z mieszkania zabierając najpotrzebniejsze rzeczy. Ostatni raz odwróciłem się w stronę domu i przyjrzałem się budynkowi. Znów pomyślałem o Kamilu i poczułem ból. Tak bardzo żal mi było tego dzieciaka. - Robercie! - usłyszałem głos Krzyśka. Odwróciłem się i spojrzałem na niego. Próbowałem pohamować łzy. - Co ty wyprawiasz? - zapytał nie spuszczając wzroku z walizki. - Beth już o wszystkim wie. Rozstaliśmy się. - poinformowałem go a on nie mógł w to wszystko uwierzyć. Obiecał mi, że zaraz pojedzie do mamy i porozmawia z nią, przetłumaczy jej do rozumu jaki wielki błąd popełnia. On sam nie zrozumiał zachownaia siostry. Przecież każdy z jej rodziny doskonale wiedział jak bardzo jestem w niej zakochany. - A Kamil już o tym wie? - zapytał w pewnej chwili. - Nie wiem. Mam nadzieje, że jeszcze nie. Nie chcę by cierpiał - przyznałem. Pożegnaliśmy się i wsiadłem do samochodu. Jeszcze chwile popatrzyłem na niego, przez boczne lusterko i nieśmiało się do niego uśmiechając, z nową nadzieją w sercu ruszyłem w stronę siostry.

Ból jaki poczułam był nie do opisania. Zupełnie jakby ktoś wyrwał mi z piersi serce. Jakby zamienił je w lód, albo co gorsza pozbawił mnie wszystkiego, w co udało mi się uwierzyć. Wciąż na nowo rozpamiętywałam słowa Toma i nie wiedziałam co powinnam zrobić. Umowa, ta cholerna umowa, która przekreśliła moje szczęście. Jeszcze naprawę samochodu mogłabym mu wybaczyć. Nie miałam pieniędzy, a on po prostu tak zwyczajnie po ludzku chciał mi pomóc. Jednak umowy z Tomem, tego, że zachował się jakbym była nagrodą, czy nawet nie mam pojęcia kim, nie potrafiłam mu wybaczyć. Nie teraz. Kamil. Jak mój syn to wszystko przetrwa? jak zareaguje na wieść, że znów z jego życia znika kolejny tata? no bo przecież najpierw śmierć Toma a teraz straci Roberta. Jak wytłumaczyć małemu dziecku, że to nie jego wina? czy postępuje właściwie? czy powinnam chociaż dla Kamila spróbować mu to przebaczyć? jednak jak można przebaczyć taką zdradę? jak można budować związek na kłamstwie? czułam żal, ale chyba najbardziej byłam zła na siebie. Gdybym nie dopuściła do tej sytuacji, gdybym nie pozwoliła by zbliżył się do nas, Kamil teraz by nie cierpiał. Pojechałam do kolegi synka, by odebrać Kamila. Przeczuwałam, że od razu zapyta się o Roberta, a ja nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Wytarłam łzy, bo nie chciałam by Kamil widział jak płaczę. Zatrąbiłam a po chwili Kamil wybiegł z mieszkania kumpla i rzucił się w stronę samochodu.  
- Cześć kochanie jak było? - zapytałam siląc się na szczery uśmiech. Wciąż jednak w oczach miałam łzy. - Dobrze mamo. Jedliśmy pizzę. Graliśmy w gry, w piłkę. A później jego rodzice zabrali nas do KFC na kolację - zapiszczał zadowolony Kamil - Innym słowem nie zdrowe jedzenie - zaśmiałam się. - Teraz Wy stawiacie mamo. Zaprosiłem go na jutrzejszy wieczór. Może? może? proszę! - zapiszczał - Porozmawiamy o tym później - ucięłam dyskusję i podgłosiłam radio. Synek zaczął po cichu nucić słowa piosenki, a ja skupiłam się na drodze. - A gdzie jest tata? - zapytał w pewnej chwili Kamil. - Roberta na razie nie będzie. Jedziemy do babci kochanie. Robert ma spotkanie w kancelarii. Nie możemy mu przeszkadzać - powiedziałam chłodnym głosem. - Ja mogę. Ja zawsze mogę do niego zadzwonić. Tak mi powiedział - zirytował się mały. - Później zadzwonimy do taty, dobrze? - zapytałam próbując załagodzić sytuację. - A może masz ochotę na pizzę? - zapytałam w pewnej chwili. Tak, tak pizza!- zawołał radośnie mały. Podjechaliśmy do ulubionej pizzerii i zatrzymałam samochód. Wysiedliśmy i udaliśmy się prosto do budynku, z którego już z daleka czuć było kuszące zapachy. Zamówiliśmy pizzę i usiedliśmy przy stoliku. Dzień był wyjątkowo słoneczny i upalny, dlatego też postanowiłam kupić mu colę, bo dobrze wiedziałam, że mój synek za wiele nie pije. Wzięłam do ręki kartę z menu i rozejrzałam się za czymś ciekawym do zjedzenia. Na dole karty ujrzałam napis białe wino i zesztywniałam. Spojrzałam na synka i odłożyłam kartę. Nie, tylko nie ponowne picie, podpowiadało moje serce. Jednak pokusa robiła się coraz większa. Zjedliśmy pizzę i w pośpiechu, zostawiając wysoki napiwek niemal wybiegłam z pizzerii. - Mamusiu wszystko dobrze? - zapytał zmartwionym głosem Kamil. - Tak kochanie dobrze- uspokajałam go. Chociaż nic nie było dobrze, nie chciałam go martwić. Nie mogłam zranić kogoś, kogo kochałam. Wstąpiłam do monopolowego i kupiłam dwie butelki wina. Pojechaliśmy prosto do babci.  
- Co ty najlepszego zrobiłaś? - zapytał Krzysiek na same przywitanie, gdy tylko weszłam do środka. Mama siedziała przy stole kuchennym, ale z jej miny wywnioskowałam, że to ja jestem winna rozpadowi naszego związku. - Ty chyba sama nie wiesz czego chcesz - skarciła mnie i zabierając ze sobą Kamila, zostawiła mnie samą w kuchni. Wyjęłam z torebki wino i nie szukając nawet kieliszków, prosto z butelki napiłam się łyka. Jednego, drugiego, trzeciego. Nie całe pół godziny później pierwsza butelka była pusta a mi zrobiło się lżej na sercu. Mama, gdy zobaczyła w jakim jestem stanie, nie odezwała się nic. Zabrała drugą butelkę i wylała do zlewu, a ja po prostu wyszłam. Nie chciałam by Kamil zobaczył mnie w tym stanie. Torebkę zostawiłam w mieszkaniu matki, kluczyki również. Nie chciałam kusić losu. Nie chciałam narażać się, lub popełniać jakiegoś innego błędu. Jak się okazało, chyba po alkoholu nie ufałam samej sobie. Zadzwoniła moja komórka, oczywiście po drugiej stronie sygnału był nie kto inny jak zdenerwowany głos Roberta. - Gdzie jesteś? - zapytał jakby nigdy nic. - W parku- odpowiedziałam i położyłam się na ławce. Nawet nie wiem kiedy, zasnęłam. CDN

Z dedykacją dla Misiaa14 :*

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2158 słów i 11536 znaków, zaktualizowała 19 sie 2015.

4 komentarze

 
  • Użytkownik --

    Świetne.

    19 sie 2015

  • Użytkownik DemonicEagle

    Jak dla mnie to opowiadanie jest jednym z najlepszych jakie do tej pory przeczytałem. Mam nadzieje,że do końca będzie tak dobre jak do teraz. :)

    19 sie 2015

  • Użytkownik Domiii

    Czekam na kolejną! Boskieeee  <3

    19 sie 2015

  • Użytkownik Misiaa14

    Niech ona mu  wybaczyyy  ;< błagam cudne *-*

    19 sie 2015