Zacząć wszystko od początku cz.1

Siedziałam na brązowej ławce, przy jego grobie i nie mogłam zatrzymać łez.Nie wiedziałam ile to już trwa, kilka miesięcy, lat? nie miałam pojęcia od ile dni odwiedzałam jego grób.Wciąż wydawało mi się, że to tylko zły sen, z którego zaraz ktoś mnie obudzi. Kochałam go.Tom był moim ideałem, bratnią duszą, przeznaczeniem.Znaliśmy się tak naprawdę od zawsze, już jako dzieci mieliśmy się ku sobie, dorastaliśmy razem i każdy wiedział, że wcześniej, czy później będziemy razem, nie mylili się.Związaliśmy się już w gimnazjum, kilkanaście lat byliśmy razem.Zaraz po zdanej maturze pobraliśmy się i na świat przyszedł Kamil.Nasz Kamil.Spojrzałam na na synka, który wciąż mocno trzymał mnie za rękę i uśmiechnęłam się do niego.Moje szczęście.Moje małe szczęście.Poczułam na plecach chłód i spojrzałam w niebo.Pierwszy raz tego roku spadł śnieg.Tylko pora roku uświadamiała mnie, że za długo trwała moja żałoba. Mocniej opatuliłam Kamila szalikiem a sama poprawiłam czarny płaszcz.  
- Mamo zimno mi - usłyszałam niski głos synka  
Spojrzałam na moje szczęście i zapaliłam znicz.Zmówiłam pacierz i ruszyliśmy w stronę auta.Jeszcze raz odwróciłam się za siebie, czując jak ogarnia mnie pustka. Kochałam go, był moim ideałem i zostawił mi po sobie najlepszy dar, nasze dziecko.  
- Mamo kiedy przyjedzie wuja Krzysiek? - zapytał synek  
Spojrzałam na niego, nie wiedząc co mam mu odpowiedzieć.Jak wytłumaczyć małemu sześciolatkowi, że wuja być może nie przyjedzie? Przecież wiedziałam jakie to było niebezpieczne, wiedziałam, że w każdej chwili mogę stracić drugiego ważnego dla mnie faceta.Czułam złość, że akurat też musiał zaciągnąć się do wojska.Przecież doskonale wiedział, że Tom zginął na misji.  
- Jak przyjedzie - odpowiedziałam  
Zatrzymaliśmy się przed dużym domem, który postawił dla nas mój mąż.Chciał byśmy mieli wszystko to, co najlepsze.Jednak nic nie zastąpi mi jego miłości, jego czułości i jego bliskości.Tęskniłam za nim.Tak bardzo za nim tęskniłam.Zatrzymałam samochód i zaparkowałam go w garażu.Weszłam z dzieckiem do domu i ściągnęłam mu kurteczkę. Zrobiłam mu kanapki i uśmiechnęłam się do niego.  
- Mamusiu mamusiu mogę włączyć telewizor? - zapytał Kamilek  
Kiwnęłam głową a dziecko pobiegło do salonu i już po chwili usłyszałam lecącą w telewizji bajkę.Cieszyłam się, że chociaż on ma trochę radości w życiu, przecież na to zasłużył.Spojrzałam na butelkę białego wina i sięgnęłam po nią.Nalałam sobie kieliszek i wypiłam do dna.Później drugi i trzeci.Ktoś zadzwonił do drzwi, podeszłam by je otworzyć i zobaczyłam jego.  
- Cześć mogę wejść? - zapytał Marek  
Marek był najlepszym przyjacielem mojego męża, moim z reszta też.Zawsze uważaliśmy go za przyjaciela rodziny a po śmierci Toma bardzo dużo nam pomógł. Można powiedzieć, że gdyby nie on, nie poradziłabym sobie z tym wszystkim.  
- Napijesz się? - zapytałam zabierając od niego kurtkę  
- Znowu? - zapytał głosem pełnym troski  
Widziałam w jego oczach troskę i ból.Bał się o nas, ale nie interesowało to mnie.Nie miał prawa mówić mi co jest dobre dla mnie, albo dla Kamila.Nie miał prawa do ingerowania w nasze życie.Przecież nie byłam jego siostra, czy kuzynką by mówił mi jak mam żyć.Tolerowałam go teraz tylko i wyłącznie dla synka, bo bardzo go lubił.Nie chciałam by kolejny już facet znikł z jego życia, nie zrozumiałby.Zresztą Kamil potrzebował autorytetu mężczyzny, który mógłby chociaż w małym stopniu zastąpić mu ojca.Teraz syn był całym moim światem.  
- Beth nie możesz tego robić - powiedział  
- Beatriz! Mam na imię Beatriz! tylko mój mąż miał prawo tak do mnie mówić - szepnęłam rzucając butelkę o ścianę.  
Do pokoju wbiegł mój synek a w jego oczach zobaczyłam przerażający strach.Było mi głupio, bo nie chciałam go wystraszyć.  
- Mamusiu! Mamusiu! proszę uspokój się! - usłyszałam głos synka  
Spojrzałam na niego i poczułam wstyd.Nie chciałam by sytuacja się powtórzyła, nie chciałam by mój syn, znów przez to samo przechodził.  
- Co ty na to byś pojechał do babci na weekend? - zapytałam kucając obok synka  
Kamil spojrzał na mnie a jego twarz rozpromieniła się  
- Tak, tak do babci! - krzyknął radosnym głosem  
Pospiesznie spakowałam jego ubrania i zabawki i zadzwoniłam do mamy.Na szczęście była w domu i nie miała nic przeciwko.Przytuliłam synka, zapewniając, że bardzo go kocham i odprowadziłam go do drzwi.Pojechał z wujem do moich rodziców. Zgasiłam światło i usiadłam na łóżku, dom był cichy, wymarły.Nie wiem ile tak siedziałam kilka minut, czy godzin.Nie wiedziałam w tamtej chwili nic.Wciąż zamykałam oczy, by chociaż na ułamek sekundy przywołać wspomnienia mojego męża.Kochałam go, naprawdę był dla mnie całym światem i nie mogłam wybaczyć sobie, że puściłam go na tą misję.Przecież doskonale wiedziałam, że jest to bardzo niebezpieczne.Usłyszałam otwierające się drzwi i w ciemności zobaczyłam sylwetkę Marka.Chłopak podszedł do mnie i usiadł na łóżku.  
- Ja tez za nim tęsknie - powiedział cichym głosem  
- Dlaczego on musiał zginąć? - zapytałam  
Chłopak przybliżył się i objął mnie w ramieniem, gdy..  

- Nie jedź tam, dobrze wiesz w jakim stanie wrócił Przemek - szepnęłam  
Tom siedział spokojnie popijając łyk kawy i zaciekawiony czytał poranną gazetę.Do kuchni wbiegł Kamil i już od razu zaczął wołać jeść.Na stole leżały przygotowane wcześniej kanapki i z uwagą obserwowaliśmy jak nasz syn, zachłannie wcina śniadanie.  
- Mamo mamy mleko? - zapytał siadając ojcu na kolana  
- A co jeżeli tak? - zaśmiałam się wlewając mu do szklanki mleko  
Tak ostatnio potrafił bez przerwy je pić, wierząc, że wkrótce będzie taki jak tata. Zaśmialiśmy się z Tomem i temat jego wyjazdu odszedł w zapomnienie.Usiadłam z nimi do stołu i starałam się nie myśleć o czekającej go misji.Chociaż nie było to takie łatwe, Przemek nasz wieloletni przyjaciel wrócił z misji bez nóg i z jedną ręką.Nie chciałam by taki sam los spotkał mojego ukochanego Toma.Chociaż moje serce krzyczało z rozpaczy, ja nie mogłam już nic zrobić.Znałam go za dobrze i wiedziałam, że żadnymi siłami nie powstrzymam męża.  
- Tom proszę Cię - podjęłam kolejną próbę przekonania go w południe, gdy nasz Kamil poszedł do kolegi  
Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi i poszłam je otworzyć.Przed nami stała Kasia ze łzami w oczach.  
- Bob, bob nie żyje - powiedziała  
Tom wstał z krzesełka a po jego policzkach kapały łzy.Bobi był najmłodszym żołnierzem i jednym z najlepszych przyjacielem Toma.Podeszłam do męża i mocno się do niego przytuliłam, dając mu w ten sposób wsparcie.Chociaż mi samej było nie wiarygodnie trudno, nie mogłam dać tego po sobie poznać, nie chciałam.Kasia była żoną Bobiego, nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, co ona musi czuć po stracie męża. Razem z mężem, Markiem i Krzyśkiem daliśmy jej swoje wsparcie i pomogliśmy stanąć na nogi.O ile coś takiego jest możliwe, po stracie ukochanej osoby.Cieszyłam się, że nie mieli dziecka, bo teraz straciło by ojca.Nie miałam pojęcia, że wkrótce taki sam los, spotka moje dziecko.Po kilku dniach wróciłam do rozmowy z mężem, ale nie udało mi się go przekonać.  
- Kochanie wiem, że się o mnie martwisz, ale dobrze wiesz, że muszę jechać, oni mnie tam potrzebują.Giną niewinni ludzie, małe dzieci dość tego! - powiedział zdenerwowanym głosem  
- A twoja śmierć w czymś im pomoże? - zapytałam z uwagą przyglądając się mężowi  
- Przykro mi, już postanowiłem - powiedział wstając z łóżka  
Tej nocy nie spałam.Wciąż zastanawiałam się jakim sposobem mogę jeszcze zatrzymać męża, nadaremnie.Kolejne dni były strasznie ciche, w prawdzie nocowaliśmy razem, ale za każdym razem był strasznie oziębły i zły na mnie.Nie rozumiał dlaczego nie potrafię wspierać go i uszanować jego decyzji.Jednak on nie rozumiał jednego, my mieliśmy dziecko, nie chodziło o mnie, czy o niego, chodziło o Kamila, tylko o niego! Mimo mojego błagania, płaczu i przekonywania już tydzień później żegnałam go na lotnisku nie wiedząc, że widzę go ostatni raz.Pamiętam jak mocno mnie do siebie przytulił, zupełnie tak, jakby przeczuwał, że więcej się nie zobaczymy.  
***  
  
Już od samego rana miałam jakieś dziwne przeczucia.Wszystko mnie denerwowało i leciało mi z rąk.Nie wiem dlaczego, może za sprawą tego, co działo się w kraju w którym był mój mąż, a może dlatego, że już od dwóch dni nie miałam z nim kontaktu. Ostatni raz, jaki z nim rozmawiałam było to wieczorem i opowiadał mi o warunkach jakie tam panują i o tym, że w każdej chwili mogą zostać zaatakowani.Bałam się, bałam się tak, jak nigdy dotąd.Owszem już nieraz Tom otarł się o śmierć, ale teraz ginęło za dużo znanych mi osób, bym mogła spać spokojnie, bez obawy o życie mojego męża.  
Spojrzałam za okno, wspominając naszą wspólną, ostatnią kolację.Uśmiechnęłam się kącikiem ust i zaczęłam przygotowywać śniadanie dla synka.Wspomnienia wracały do mnie, nie pozwalając skupić się na niczym innym.Bałam się a złe przeczucie z każdą chwilą było coraz silniejsze.  
- Kamil! - krzyknęłam na synka, który już po chwili siedział markotny przy stole  
- Kiedy wróci tata? - zapytał nagle  
Spojrzałam na niego zaskoczona jego pytaniem, bo nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło.Nigdy nie pytał o ojca, nie tęsknił, nie płakał za nim a teraz miał czerwone od łez oczy i smutną twarz.  
- Nie wiem kochanie, wkrótce - pocieszałam go  
- Był u mnie, był w nocy - powiedział nagle  
Zamarłam.Kamil nigdy nie zmyślał, ani nie fantazjował.Nie miewał koszmarów, ale teraz był wyraźnie zaniepokojony i wystraszony.Podeszłam do synka i przytuliłam go tak mocno, jakbym chciała zabrać od niego cały strach i niepokój.Śniadanie zjedliśmy w milczeniu.Po śniadaniu pozwoliłam iść Kamilowi do sąsiadów, by pobawił się z ich dziećmi, a sama postanowiłam wziąść się za porządki i pranie, chciałam się czymś zająć, by tak o tym nie myśleć.Około południa, dokładnie o dwunastej trzydzieści pięć w moich drzwiach pojawił się Marek.Nie musiał nic mówić, ja już wiedziałam. Wiedziałam, że on nie żyje.Nie pamiętam kolejnych dni, co chwile płakałam, byłam na silnych lekach i spałam.Kamilem opiekowali się moi rodzice i wszyscy nasi krewni. Najgorsze co pamiętam to fakt, że nie odnaleźli jego ciała.Podobno było porozrzucane przez minę, która go rozerwała.Pochowaliśmy go, ale ciała w jego grobie nie było. Pochowaliśmy tam tylko prochy, tego co udało się po nim znaleźć.  
***  

- Ja tez za nim tęsknie - powiedział cichym głosem Marek  
- Dlaczego on musiał zginąć? - zapytałam  
Spojrzałam na Marka, ale nie znalazłam odpowiedzi.Zginął bo pojechał na misję, na którą tak bardzo nie chciałam się zgodzić.Przytuliłam się do przyjaciela i napiłam się  
wina.Marek zabrał mi kieliszek, ale siłą go wyrwałam.Nie było przy mnie Kamila, więc mogłam robić co chcę.Wspomnienia powracały, powodując nie wyobrażalny ból  
- Nie tylko ty nad tym rozpaczasz.On był również moim przyjacielem - powiedział nagle Marek  
- No właśnie, przyjacielem.A moim mężem, ojcem Kamila. Nie potrafię sobie poradzić - przyznałam  
Marek chciał coś powiedzieć, ale zamilkł.Podszedł i objął mnie w ramionach, a ja zaczęłam na nowo płakać.

Siedziałam przy oknie wciąż na nowo wspominając wszystkie chwile z Tomaszem. Chociaż ja zawsze wolałam mówić na niego Tom.Mimo, że od jego pogrzebu minęło już sporo czasu ja jakoś nie potrafiłam się pozbierać, no bo jak można zapomnieć o kimś kto był dla Ciebie całym życiem? jak można pogodzić się z jego śmiercią i żyć tak, jakby nic się nie stało? nie można.Gdy odchodzi od Ciebie ukochana osoba cierpisz, lecz gdy umiera i masz świadomość, że jej więcej nie zobaczysz ból jest o wiele większy i silniejszy niż może Ci się wydawać.A gdy nie widzisz jego zwłok nie potrafisz sobie poradzić, przynajmniej ja nie potrafiłam.Siedziałam przy oknie popijając ciepłe kakao i patrzyłam na szybę.Wciąż zastanawiałam się, dlaczego właśnie on? dlaczego to moją rodzinę musiało spotkać? wciąż w czasie tragedii zadajemy sobie pytanie, ale ja zadawałam je milion razy i za każdym razem nie dostałam żadnej odpowiedzi.Cieszyłam się, że Kamil jest u Babci bo chociaż on nie musi przeżywać  
tego cierpienia.Spojrzałam na butelkę i nalałam sobie lampkę czerwonego wina.
- Za nas - szepnęłam unosząc lampkę do góry.
Po kilkunastu minutach butelka była pusta, a ja wciąż na nowo wspominałam nasze wspólne życie, zupełnie tak, jakby to miało sprawić, że on znów pojawi się w moich drzwiach.Czułam w środku wielki ból i z moich oczu popłynęły łzy.Wstałam z fotela i poszłam do łóżka, zasnęłam.
***  
Siedziałem przy małym okienku w kawiarni i czekałem za jego przyjściem.Nie byłem pewny, czy się pojawi, ale miałem nadzieje, że tak.Potrzebowałem pieniędzy i miałem nadzieje, że będzie miał trochę pożyczyć, przecież  
nie mogłem wybrać ich z naszego wspólnego konta.
- A jednak to prawda? - zapytał siadając obok  
- Jak sam widzisz - odpowiedziałem trochę zmieszany  
- Jak mogłeś? a my wszyscy - nie dokończył  
Spojrzałem na Marka, sam nie rozumiejąc swojego postępowania.Tęskniłem za nimi, co noc budziłem się z płaczem i wspomnieniem jej ust.Kochałem ich.Beatriz i Kamil byli dla mnie wszystkim, ale tam będąc na wojnie wszystko jest nie tak.Wracając do domu człowiek jest zupełnie inny niż dotychczas i właśnie dlatego zniknąłem.Dla nich umarłem i nie chciałem by dowiedzieli się o moim powrocie.
- Tom powiedz mi dlaczego? - zapytał gwałtownie wstając z krzesełka  
- Sam nie wiem, po prostu coś we mnie pękło - odpowiedziałem  
- To mogłeś od nich odejść, porozmawiać z nimi a nie okłamywać ich, że nie żyjesz! - krzyknął
Spojrzałem na przyjaciela i już chciałem wstać, ale powstrzymałem się.Doskonale rozumiałem jego złość, miał prawo się denerwować, przecież został przeze mnie oszukany.Wszystkich oszukałem, ale on nic nie rozumie, a ja nie potrafiłem i nie mogłem mu tego wytłumaczyć.Nie wie jak to jest, gdy patrzy się jak umierają przyjaciele, nie wie jak to jest, gdy wszystko się wali a ty nie wiesz, czy zobaczysz na nowo żonę.Nie wie jak to jest, gdy co noc chcesz przytulić syna, chociaż wiesz, że nie możesz, nie wie.
- Jak sobie radzi? -zapytałem zamykając oczy  
Wciąż przed oczami miałem jej uśmiechniętą twarz i strasznie za nią tęskniłem.
- Piję, nie kontroluje już tego.Kamil jest u dziadków - odpowiedział  
Wstałem i bez słowa opuściłem kawiarnie.Postanowiłem spłacić dług i jeszcze tej samej nocy iść do domu i chociaż raz ją jeszcze zobaczyć.

Pomału otworzyłem drzwi i ściągnąłem buty, by poruszać się jak najciszej się da. Cieszyło mnie, że nadal nie zmieniła zamków i bałem, że jednak mnie zobaczy.Chociaż miałem na sobie kamizelkę i kaptur na głowie, jednak mimo tego jak wiele ryzykowałem ja musiałem ją zobaczyć.Kochałem ją, tak mocno, tak nie wyobrażalnie mocno, że na sama myśl tego, że nie mogę ją przytulić coś we mnie umierało.Nie zasłużyła sobie na takie traktowanie i doskonale o tym wiedziałem.Stanąłem oparty o ścianę i spojrzałem na śpiącą żonę.Jej klatka piersiowa się poruszyła i czułem jak bije jej serce. Walczyłem sam ze sobą, by jej nie dotknąć, bo mógłbym ją zbudzić.Usiadłem na naszym starym, małżeńskim łóżku i rozejrzałem się po pokoju.Nic nie zmieniła. Wszystko było dokładnie w tym samym miejscu a na stoliku nocnym stała nasza fotografia, którą zrobiliśmy w górach.Na tym zdjęciu byliśmy naprawdę szczęśliwi, a ja znów poczułem ból.Wziąłem głęboki wdech a ona poruszyła się.Odskoczyłem jak oparzony i w pośpiechu wyszedłem z mieszkania.Miałem nadzieje, że mnie nie zobaczyła.Chociaż do mieszkania bałem się wracać, nie potrafiłem od niej odejść. Stałem tym razem za oknem pokoju i patrzyłem przez szybę jak śpi.Światło zaświeciło się i spojrzeliśmy sobie w oczy.Trwało to dosłownie kilka sekund, a ja wiedziałem w nich strach.Bet podniosła się z łóżka i podeszła do okna.Złapała za firankę a mi serce o mało nie wyskoczyło z piersi.Nie miałem już szans, by się ukryć. Nagle jej wzrok posmutniał a ona odeszła od okna.Znikła z mojego pola widzenia a po kilku minutach wróciła z butelką wina.Tak bardzo chciałem tak iść, zabrać ją, ale wiedziałem, że nie mogę.
***
Siedziałam kołysając się na łóżku.Nie wiedziałam już co się ze mną dzieje, wariowałam. Dosłownie wariowałam, bo przez ułamek sekundy wydawało mi się, że go widzę.Teraz też nie spuszczałam wzroku z szyby, w której kilka sekund temu wydawało mi się, że go widziałam.Spojrzałam na butelkę i wiedziałam, że to ona jest przyczyną mojego stanu.Miałam świadomość, że powinnam z tym skończyć i zająć się synem.Przecież Kamil najbardziej potrzebował mnie i mojego wsparcia.Tak bardzo pogrążyłam się w żałobie po śmierci męża, że sama zapomniałam o tym, że przecież on stracił ojca.Wywaliłam butelkę, obiecując sobie, że już więcej się nie napije. Czyżbym wpadła w nałóg? czyżbym aż tak zwariowała, że w nocy widuje mojego nie żyjącego męża? nie miałam co do tego gwarancji.Chociaż postanowienie było twarde, wystarczyło wspomnienie którejś z naszych chwil bym chciała wybiec i już więcej tu nie wrócić.Usłyszałam dzwonek do drzwi, przez chwile zawahałam się, bo nie wiedziałam kogo licho niesie o tak późnej porze, spojrzałam na zegarek był środek nocy.Podeszłam do drzwi i przyjrzałam się gościowi.Miał czarne, kręcone włosy i brązowe oczy.Czarna, skórzana kurtka była podarta a na jego policzkach wciąż znajdowała się krew.
- Cześć wpuścisz mnie? - zapytał podchodząc bliżej mnie  
- Co ty tu robisz? czemu wkradasz się do mieszkania jak złodziej o tak późnej porze? - zapytałam z ściśniętym sercem  
Chociaż czułam złość na niego, moje serce aż wyrywało się do tego, bym opatuliła go bezpiecznymi ramionami i nie pozwoliła wrócić na front.
- Wróciliśmy wczoraj wieczorem.Byłem w barze i no wiesz, pobiłem się - powiedział wzruszając ramionami  
- To wciąż nie daje Ci prawa by przychodzić do mnie w środku nocy - powiedziałam walcząc sama z sobą  
Moje serce chciało go przytulić i skakało aż z radości, że znów widzę go w swoim mieszkaniu i do tego żywego, ale rozum nie pozwalał mi się cieszyć.Wciąż w mojej głowie było to co zrobił mi, naszym rodzicom i na jakie tarapaty nas sprowadził.Wciąż nie potrafiłam wybaczyć mu jego postępowania i wciąż mimo, błagania matki trzymałam go na dystans.
- Jesteś moją siostrą, do kogo miałem iść? - zapytał urażony  
- A choćby do naszych rodziców.Dobrze wiesz jak bardzo się o Ciebie boją, tym bardziej po tym jak zginął na misji Tom - powiedziałam próbując zapanować nad głosem  
- Tom nie był na żadnej misji - powiedział wstając z fotela  
Spojrzałam na faceta, który był moim bratem i zbladłam.Jak to nie był? jak to nie był na misji? nie rozumiałam tego, co do mnie mówi.Pościeliłam mu w salonie i uznana, że bredzi po wypitym wcześniej alkoholu wróciłam do pustej sypialni.Jednak długo nie  
mogłam zasnąć, wciąż słowa Krzyśka odbijały mi się w uszach, a ja nie wiedziałam co mam o tym myśleć.To wszystko już od dawna wydawało mi się podejrzane, czasami miałam wrażenie, że coś przede mną ukrywają i nie mówili mi wszystkiego.Czasami podejrzewałam, że on żyje, ale zaraz twierdziłam, że to nie możliwe.Po prostu moja podświadomość tak bardzo za nim tęskniła, że nie potrafiłam uwierzyć w jego śmierć a brak zwłok mi tego nie ułatwiała.Spojrzałam na małą fotografię i uśmiechnęłam się do wspomnień.Chociaż od zawsze bałam się gór on namówił mnie i niczego nie żałowałam. Spędziliśmy tam cudowne chwile i zbliżyliśmy się do siebie jak nigdy wcześniej.To właśnie tam postanowiłam dać mu drugą szansę po tym jak sypało się w naszym małżeństwie, po jego zdradzie.Tak zdradził mnie romansując dwa tygodnie z naszą wspólną koleżanką.Chociaż nie przyszło mi to łatwo wróciłam do niego ze względu na naszego syna.To nie było tak, że zdradził bo mnie nie kochał, nie! Kochał mnie i widziałam jak bardzo tego żałował, jak bardzo starał się bym mu wybaczyła.
Po prostu oddaliliśmy się od siebie a on się pogubił.Pomogłam mu odnaleźć drogę do naszego szczęścia i dałam mu kolejną szansę, której już nigdy nie zmarnował a teraz go wśród nas nie było.Przytuliłam się do poduszki i zamknęłam oczy.Z moich oczu popłynęły łzy a po chwili wybuchnęłam płaczem.
- Beth mogę wejść? - usłyszałam przez zamknięte drzwi głos brata.
- Beth mogę wejść? - usłyszałam przez zamknięte drzwi głos brata.
- Jak musisz - odpowiedziałam od niechcenia  
Po chwili Krzysiek siedział tuż obok mnie, a ja nie wiedziałam jak się do niego odezwać. Miałam co do jego osoby mieszane uczucia i wciąż nie wybaczyłam mu jego zachowania.To nie to, że nie kochałam własnego brata, kochałam go i za każdym razem gdy wracał na front, umierałam ze strachu o niego.Bałam się, że zginie tak jak mój mąż.Czasami miałam wrażenie, że wolałabym, żeby to on był na miejscu Toma, ale po chwili uświadamiam sobie, że przecież tak nie wolno i ogarniają mnie wyrzuty sumienia. On nie miał wyrzutów, gdy krok po kroku zabijał naszą rodzinę, niszczył ją powoli, ale skutecznie, wciąż przysparzając naszym rodzicom nowych kłopotów a wtedy, gdy zdarzył się ten wypadek, zabił to, co w nim kochałam.Zabił całą miłość do niego, szacunek i zaufanie.Tak to chyba wtedy zaczęłam stopniowo odsuwać się od niego i od naszej rodziny, to wtedy otoczyłam się wielkim murem i nie chciałam mieć z nim  
żadnego kontaktu.To dla mamy, to dla niej tylko zrobiłam no i dla Kamila bo wuja był dla niego autorytetem, kimś kogo należy szanować i słuchać.Ktoś kogo należy kochać wielką, bezwarunkową miłością.Jako młodsza siostra czułam do niego kiedyś to samo, pamiętam jak sprzeciwiałam się rodzicom, gdy nie chcieli puścić mnie wraz z nim i jego kolegami, później buntowałam się, gdy nie chcieli puszczać mnie z nim na imprezę. Pierwszą wspólną imprezę pamiętam do dziś.Poszłam mimo sprzeciwu rodziców i bawiłam się chyba najlepiej ze wszystkich imprez.Nie wiem, czy wpływ na to miało to, że sprzeciwiłam się słowom rodziców? a może dlatego, że poczułam się wtedy naprawdę wolna? w efekcie spiłam się do nie przytomności a brat cały czas, miał czujne oko na mnie.Odstawił nie bezpiecznie do domu i wziął winę na siebie.Tak to wtedy najbardziej mi zaimponował.
- Beth powiedz coś - z wspomnień wyrwał mnie jego głos  
Spojrzałam na brata i nie wiedziałam w nim nikogo z dawnego człowieka.Uśmiech, ten promienny uśmiech, za którym szalały wszystkie dziewczyny znikł tamtego dnia a mi po raz pierwszy zrobiło się go naprawdę, cholernie żal.I to nie tak sztucznie jak  
zawsze, po prostu widząc przed sobą chudego, zmarnowanego człowieka obudziły się we mnie uśpione siostrzane uczucia  
- Ja chyba jednak pójdę do rodziców - powiedział zrezygnowanym głosem  
Złapałam go za rękę a wspomnienia uderzyły z podwójną siłą.
- Zostań - powiedziałam ściszonym głosem przypominając sobie nasze młodzieńcze lata.

- Mamo to jest nie sprawiedliwe!!-krzyczałam trzaskając drzwiami
- Zrozum nie możesz z nimi jechać, przecież taki koncert trwa trzy dni, gdzie będziesz spała? co jadła? kochanie powiedz coś! - krzyczała mama do ojca  
- No widzisz! Tata mi pozwala, tylko Ty traktujesz mnie jam małe dziecko! Wszyscy moi przyjaciele tam jadą! Mój brat tam jedzie! Tom też, tylko Ty mi zabraniasz! Chcesz zniszczyć mi życie! chcesz bym była nieszczęśliwa! - krzyczałam wybuchając płaczem  
Po tych słowach matka rozpłakała się i odeszła, zostawiając mnie samą.Teraz wiem, że się o mnie bała, ale wtedy trudno mi było to zrozumieć tym bardziej, że jechał tam Tom, mój Tom.Mimo namową chłopaka, przekonywaniu brata ja się uparłam i nie zamierzałam  
zrezygnować.Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i środku nocy uciekłam z mieszkania, to miał być mój taki mały strajk.Od dawna czułam się dorosła a traktowania jak dziecka, po prostu nie znosiłam.Tylko Tom wiedział gdzie jestem i po całym dniu spędzonym w starym, opuszczonym magazynie sprzedał mnie rodzicom. Podziałało bo na Koncert zostałam puszczona pod nadzorem starszego brata i Toma, którzy nie spuszczali mnie na krok.To Krzysiek przekonał ich by wreszcie mi zaufali i wytłumaczył im i mi co mogło mi się stać w tym magazynie.Miał rację, magazyny były schronieniem wielu pijaków i narkomanów, a ja byłam tam tak naprawdę absolutnie sama, bo przecież Tom nie był ze mną cały czas i nawet jakby ktoś mnie skrzywdził, nikt by tego nie usłyszał.Od tego momentu zaczęłam być odpowiedzialniejsza a rodzice obdarzyli mnie większym zaufaniem, może nie tyle mnie, co mojego brata i faceta.

Obudził mnie sygnał budzika, spojrzałam na zegarek była punkt szósta.Leniwie wstałam i powędrowałam do kuchni.Z Kuchni poczułam piękne zapachy i uśmiechnęłam się.Tak pięknego zapachu nie czułam od lat.Co jak co, ale Krzysiek gotować umiał i to jak? gotował najlepiej ze wszystkich facetów jakich znałam, włącznie z moim Tomem.
- Dzień dobry siostrzyczko - powiedziała z uśmiechem na twarzy  
- Co tak pięknie pachnie? - zapytałam podglądając na patelkę przez jego ramie  
- Twoje ulubione danie z dzieciństwa - odpowiedział  
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się.Tą noc przegadaliśmy aż do rana i oboje doszliśmy do wniosku, że warto dać sobie jeszcze jedną szansę.Przecież Krzysiek był moim bratem a mój syn potrzebował jego autorytetu.
- Wczoraj mówiłam poważnie.Wprowadź się do nas.Nawet nie wiesz jaką radość sprawisz tym Kamilowi - powiedziałam patrząc na brata
Nie dopowiedział, w milczeniu jedliśmy śniadanie.Jego zamieszkanie z nami miało swoje plusy, miałam cichą nadzieje, że zawsze będzie robił nam takie wspaniałe śniadania a mój syn wreszcie przestanie narzekać na to, że nie zdrowo i nie smacznie gotuje.Co tu kryć kucharka to ze mnie marna, ale staram się być dobrą matką, chociaż ostatnio i to kiepsko mi wychodzi.Zjedliśmy śniadanie, Krzysiek umył naczynia, a ja w tym czasie ogarnęłam się i poszliśmy do rodziców, bo najwyższy czas odebrać Kamila i zacząć zachowywać się jak matka.Postanowiłam od dziś skończyć z żałobą i zacząć normalnie żyć i z pomocą rodziny wierzyłam, że się uda.

Patrzyłam tępym wzrokiem na kasjerkę i nie rozumiałam co się dzieje.Kolejka za mną zaczęła się niecierpliwić i rzucano coraz to bardziej, agresywne komentarze.Miła, młoda kobieta przejechała kartą jeszcze raz, ale znów pojawił się ten sam komunikat.Nie wiedziałam co się dzieje, spojrzałam na brata, który bezradnie patrzył na moją twarz i widziałam w jego oczach ból.Wiedziałam, że nie ma pieniędzy i nie może zapłacić za mnie. Nie wiedziałam co się dzieje i dlaczego nie mam środków na koncie.Przecież powinna tam być okrągła sumka dziesięciu tysięcy.Kasjerka wbiła jeszcze raz, a ja patrzyłam bezradnie na zrobione zakupy.Kupiłam tylko to, co było najbardziej potrzebne nam do życia.Parę smakołyków dla syna, jego płatki, jakiś prezent i produkty spożywcze.Teraz musiałam je oddać i było mi strasznie nie tyle wstyd, co żal.Chciałam sprawić synkowi radość i nie mogłam tego zrobić.  
- Ja zapłacę - usłyszałam za mną czyjś głos  
Odwróciłam się i spojrzałam na mężczyznę na oko około trzydziestoparoletniego.Szatyn podszedł do kasy i wyjął banknot a młoda kasjerka uśmiechnęła się do niego.Nie wiedziałam jak mu podziękować.W oczach poczułam łzy, bo jeszcze od nikogo obcego, nie dostałam tyle serca.Od nikogo obcego? czy aż takiego obcego? jego twarz wydawała  
mi się jakoś tak znajoma, ale nie wiedziałam skąd.  
- Robert jestem - powiedział wyciągając dłoń  
- Beatriz - przedstawiłam się - Dziękuje za pomoc, nie wiem jak to możliwe, przecież powinnam mieć na kącie pieniądze - powiedziałam czując jak po moich policzkach płynął łzy  
Mężczyzna wręczył mi swoją wizytówkę i odszedł, a ja wraz z bratem pojechaliśmy po małego. Nie całe pół godziny później byliśmy przed mieszkaniem mamy i weszliśmy do środka.  
- Cześć mamo - szepnął Krzysiek patrząc na jej załzawione oczy  
- Synku! - matka rzuciła mu się w ramiona a po chwili usłyszałam głos syna  
- Wuja, wuja wrócił! - piszczał z radości  
Podbiegł do mojego brata i rzucił się wujowi w ramiona.Ten przytulił go i położył sobie na barana.  
- A z mamą się już nie przywitasz? - zapytałam  
- Cześć mamo - rzucił od niechcenia  
Spojrzałam na synka, uświadamiając sobie swój błąd.Teraz, gdy po raz pierwszy poczułam się obcą osobą dla własnego dziecka, ogarnął mnie ból.Nie wiedziałam, że moja żałoba aż tak wpłynie na relacje z synem.Pochłonięta bólem po tragicznej śmierci męża, zostawiłam syna sama sobie i nie przejmowałam się jego losem.Nie mogąc sobie poradzić, zamiast szukać wsparcia wśród przyjaciół i rodziny, szukałam go w alkoholu, zapominając o tym, że na wszystko patrzy Kamil.A gdy już ktoś chciał mi pomóc, tak jak robił to Marek, był moim największym wrogiem i oddalałam się od niego.Przecież kiedyś ja, Marek i Tom byliśmy zgraną paczką przyjaciół, można powiedzieć, że trzymaliśmy się jak trzej muszkieterowie. Nierozłączni.Po ślubie nic się nie zmieniło, nadal byliśmy najlepszą ekipą, najlepszymi przyjaciółmi, jednak po śmierci Toma odcięłam te więzi i oddaliłam się od bliskich mi osób.Cały czas myślałam, że to moja matka była zła bo zabraniała jeździć mi na imprezy, chciała kierować moim życiem.Obiecałam sobie, że jak Kamil podrośnie nie będę taka jak ona.Jednak w tym momencie byłam jeszcze gorsza, odbierałam mojemu dziecku możliwość wychowywania się wśród kochających go osób, ale nie to było najgorsze, odbierałam mu siebie.Zabierałam mu dzieciństwo i swoją miłość a on nie rozumiał dlaczego nie poświęcam mu uwagi.Chciało mi się wyć, ale nie mogłam pokazać własnej słabości. Pospiesznie spakowałam jego rzeczy i żegnając się z matką, skierowaliśmy się w stronę auta.  
- Beth! - zawołała mama  
Odwróciłam się i spojrzałam na jej zmęczone, smutne oczy  
- Dziecko może jednak zostaniecie? chociaż na herbacie - Zapytała błagalnym głosem  
Teraz patrząc na zmęczoną, chudą sylwetkę matki zrobiło mi się jej żal i zgodziłam się.  
- Dobrze mamo - powiedziałam  
Wróciliśmy się i usiedliśmy w kuchni.Poprosiłam mamę by odpoczęła, a sama zajęłam się robieniem nam herbaty.Nic się tu nie zmieniło.Wciąż mama mieszkała w naszym rodzinnym domu i nawet po śmierci ojca, nie wyprowadziła się stąd.Chociaż niejednokrotnie wraz z mężem chcieliśmy wziąść ją do siebie, ona zawsze nam odmawiała.Usłyszałam jej kroki i odwróciłam się do niej.  
- Beth jak się czujesz? masz już siłę zająć się dzieckiem? - zapytała ze smutkiem  
- Mamo jest już lepiej.Zresztą Krzysiek u mnie mieszka, pomoże mi jak pójdę do pracy - powiedziałam  
- Do pracy? - zapytała zaskoczona  
Spojrzałam na nią smutno i zamilkłam.Nie chciałam jej martwić.  
- A ty mamo jak się czujesz? radzisz sobie? - zapytałam  
- Wiesz jak jest.Nie narzekam, starcza mi od pierwszego do pierwszego - słyszę smutek w jej głosie  
- Zamieszkaj z nami.Kamil się ucieszy.Będzie miał tych których kocha obok siebie - powiedziałam  
Mama spojrzała na mnie, a jej smutne, szare oczy rozszerzyły się.  
- Nie chce robić ci kłopotu, wystarczy, że Krzysiek mieszka u ciebie - powiedziała  
Nadzieja w jej oczach zgasła, a na nowo zagościł w nich smutek  
- Mamo proszę cię! zamieszkaj z nami.Tom bardzo by tego chciał.Ja tego chcę - powiedziałam cicho  
- A co z tym domem? mam go ot tak zostawić? opuścić tyle lat wspomnień? - zapytała a w jej oczach zagościł strach  
- Tata też by tego chciał - powiedziałam cicho  
Mama spojrzała na mnie a z jej zmęczonych oczu popłynęły łzy.  
- Nie wiesz czego on by chciał.Nie dowiemy się już tego - powiedziała zdenerwowanym głosem  
- Chciałby twojego szczęścia, nie sądzisz? - zapytałam  
Nim zdążyła odpowiedzieć, wyszłam z kuchni i poszłam do salonu.Oparłam się o ścianę i przyglądałam jak Kamil bawi się z wujem.  
- Kochanie mam musi jechać do banku, zostaniesz z wujem prawda? - zapytałam  
Syn kiwnął głową i nie patrząc na mnie, nadal bawił się z wujem.  
***  
Siedziałam w banku i czekałam za swoja kolejką.Młoda pracownica poprosiła mnie do gabinetu i po chwili siedziałam już na skórzanym fotelu w jej gabinecie.  
- W czym mogę pomóc? - zapytała przyjaznym głosem  
Po chwili w skrócie wytłumaczyłam jej o co chodzi i podałam numer konta i potrzebne dane. Po kilkakrotnym klikaniu myszką w komputerze, spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem.  
- Owszem miała pani tą sumę, ale została wypłacona - powiedziała  
- Przez kogo? - zapytałam oszołomiona  
- Przez pani męża - odpowiedziała  
Zakręciło mi się w głowie, zdając sobie sprawę, że zostałam okradziona.

- Nie to nie możliwe - powiedziałam roztrzęsiona  
Młoda kobieta spojrzała na mnie uważnym wzrokiem, a ja nie wiedziałam co mam jej powiedzieć.Prawdę? jej czarne jak węgiel oczy przyglądały mi się uważnie, a ja nie mogłam złapać tchu.
- Jak to? - zapytała zaskoczona  
- Mój mąż, Tom nie żyje - powiedziałam zapłakanym głosem  
Kobieta spojrzała na mnie zaskoczona i po chwili zamilkła.Zostawiła mnie i wyszła z gabinetu. Po chwili wróciła wraz z starszym mężczyzną, podobno dyrektorem banku.
- Dzień dobry pani.Podobno mamy problem? - zapytał poważnym głosem  
W skrócie opowiedziałam mu o tym co się stało i już po chwili, wraz z nim udaliśmy się do ochrony po kasetę wideo po nagrania.Chociaż musieliśmy rozwiązać ten problem, bałam się. Chociaż nie docierało do mnie, że mój mąż żyje, gdzieś podświadomie bałam się, że jednak to prawda.
- Jest pani gotowa? - zapytał starszy facet  
Kiwnęłam głową i zaczęliśmy oglądać kasetę.Minuty mijały a moje obawy coraz bardziej wydawały się bezpodstawne, nagle zamarłam na kasecie był mężczyzna bardzo podobny do mojego Toma.Z początku nie mogłam w to uwierzyć, ale z czasem coraz bardziej uświadamiałam sobie co się dzieje, teraz dopiero do mnie docierały słowa Krzyśka.
- To to jest Tom, przynajmniej bardzo do niego podobny - powiedziałam roztrzęsiona  
Młoda kobieta spojrzała na mnie współczującym wzrokiem, a ja nie wiedziałam co mam teraz im powiedzieć.
- Przykro mi.Możemy jedynie wezwać policję, niech to załatwią - powiedziała łapiąc mnie za ramie
- Nie.Dziękuje za pomoc, do widzenia - szepnęłam opuszczając bank.
Gdy znalazłam się na dworze, czułam jakby całe życie nagle straciło sens.Mój mąż, mój ukochany mąż, Tom żyje.Nie rozumiałam tego co się działo, nie rozumiałam dlaczego udaje zmarłego i dlaczego nie wróci do nas, dlaczego mnie okradł? dlaczego opuścił rodzinę, syna? ma kogoś? ma kogoś i po prostu od nas odszedł? zamiast cieszyć się, ogarniał mnie strach.Postanowiłam nic nie mówić Kamilowi, ani rodzicom.Chciałam załatwić to sama, musiałam.Jeżeli nie dla mnie, to dla naszego dziecka, przecież Kamil miał prawo wiedzieć, że jego ojciec żyje.Wsiadłam do auta i odjechałam.

Siedziałam w małej rodzinnej kuchni i słuchałam rozmowy mamy z Krzyśkiem.Co chwile czułam na sobie wzrok mamy i udawałam, że tego nie widzę.Nie, ja tego nie chciałam widzieć.Nie zamierzałam mówić jej o swoich problemach, nie chciałam jeszcze bardziej jej  
niepokoić.
- Córciu dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytała, gdy zostaliśmy sami  
Spojrzałam na nią oszołomiona i nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć, prawdę? postanowiłam dalej grać i udawać, że o niczym nie wiem.
- O co pytasz? nie wiem o co ci chodzi - szepnęłam  
- Brat mi o wszystkim powiedział.Weź ode mnie tą kasę - powiedziała  
- Nie mamo.Chyba, że pod jednym warunkiem zamieszkaj z nami - powiedziałam  
Chociaż wiedziałam, że to szantaż, nie mogłam postąpić inaczej.Przecież nie mogłam wziąźć od niej ostatnich pieniędzy i zostawić ją z niczym.
- Dobrze wiesz, że nie mogę zostawić tych wspomnień.A czy ty wyrzuciłabyś pamiątki po Tomie? - zapytała  
Zamknęłam oczy, by ukryć w nich łzy.Tak bardzo nie chciałam płakać, ale ból i żal wydawały się silniejsze niż mój zdrowy rozsądek
- Gdybyś nie zauważyła nie mam już nic po nim, prawie nic - powiedziałam patrząc na syna  
Nie miałam ochoty na dalszą dyskusję, dlatego bez słowa wzięłam synka na ręce i żegnając się z mamą, poszłam do auta.Nie pojechaliśmy prosto do mojego domu, potrzebowałam pieniędzy a jedyną osobą na którą mogłam liczyć z pożyczką był Marek.Zawróciłam auto i  
pojechałam prosto do niego.
- Mamo jedziemy do wuja Marka! - zapiszczał radośnie Kamil  
- Tak kochanie.Mamusia ma do niego sprawę - powiedziałam łagodnym głosem  
Chciałam by mój głos brzmiał pewnie i łagodnie, nie chciałam by wyczuł w nim strach, albo smutek.Nie mogłam dopuścić by Kamil ucierpiał przez mój ból.Kilkanaście minut później zatrzymałam samochód przed jego domem i wysiadłam z niego.Kamil mimo protestów został w samochodzie a ja z ściśniętym sercem poszłam do mieszkania przyjaciela. Zadzwoniłam domofonem a po kilku sekundach drzwi otworzyły się.
- Cześć kochana - szepnął  
Zrobił mi miejsce w drzwiach, a ja weszłam do środka.Gdy znajdowałam się w mieszkaniu przyjaciela, czułam się tak, jakby był tu Tom, nie wiem jak to opisać, jak nazwać, ale po prostu czułam jego obecność.Rozejrzałam się po mieszkaniu w poszukiwaniu męża i próbowałam pohamować łzy.Jaka ja byłam głupia.
- Marek mam problemy - powiedziałam  
Przyjaciel spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam troskę.
- Jestem bez grosza, czy mógłbyś pożyczyć mi trochę pieniędzy? - zapytałam  
Bez słowa wyjął z portfela pieniądze i wręczył mi tysiąc złoty.
- To prezent dla Kamila, nie oddawaj mi - powiedział uśmiechając się - A pieniądze z banku? -z apytał nagle  
- Nie ma tam nic.Tom, Tom żyje, to on zabrał pieniądze - powiedziałam wybuchając płaczem  
Marek spojrzał na mnie oszołomiony a po chwili drzwi z jednego pokoju otworzyły się i..CDN

agusia16248

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 7527 słów i 39371 znaków.

8 komentarzy

 
  • Użytkownik ....

    A mamy inne wyjście? Do jutra nie zostało już tak dużo :D ale trzymam za słowo ze jutro się pojawi :)

    26 sie 2014

  • Użytkownik ....

    Kiedy dodasz nową część?

    26 sie 2014

  • Użytkownik m

    Czekam na kolejna czesc :)

    25 sie 2014

  • Użytkownik ~K

    Super opowiadanie dawaj dalej szybko

    22 sie 2014

  • Użytkownik Ola2232

    Bardzo fajne opowiadanie :)
    Proszę pisz kolejną część <3

    21 sie 2014

  • Użytkownik Linda

    Smutne :c fajnie by było żeby znowu byli razem :c pisz szybko kolejną część ;*

    21 sie 2014

  • Użytkownik weronka:->

    Natalia ma racje nice ma slow

    21 sie 2014

  • Użytkownik Natalia

    Boże pobeczałam sie. Łzy same mi sie pchały do oczy. Super opowiadanie czekam na ciąg dalszy :)

    21 sie 2014