Uzależnieni (3) - Holden

Siedziałem na ławce, która znajdowała się naprzeciwko niedaleko płynącej rzeki i zaciągałem się skrętem. Mogłem już swobodnie oddychać. Kiedy trzymałem go w swoich rękach, wszystko wydawało się takie jakie powinno być. Patrzyłem jak dym powoli ulatnia się w powietrze i jak leci daleko w nicość. Złapałem się za oko, które piekło mnie coraz bardziej. Jednak to nie było moje najgorsze zmartwienie. Wczoraj na prześwietleniu dowiedziałem się, że mam uszkodzone żebro. Oznaczało to, że nie mogłem grać w siatkę, a miałem właśnie najważniejsze rozgrywki. Wszystko przez mojego cholernego ukochanego tatusia, który musiał wrócić. Gdy przypominam sobie jego pieść na mojej twarzy, jak leże nieruchomy, a on kopię mnie jakbym nic dla niego nie znaczył, czuję złość nie do opisania. Mówił mi jeszcze przy tym, że jestem śmieciem. Nic nie wartym gnojkiem. Nie miałem siły nawet zaprzeczyć. Czułem się jak cholernych worek treningowy. Nie chciałem do tego wracać. Miałem w dupie jego, moją matkę, która się temu przyglądała. Miałem zamiar myśleć teraz tylko o sobie i o nikim innym. Pragnąłem być wolny. Tylko o tym wciąż marzyłem. Wcale nie chodziło o to, że nie mogłem grać. Bez siatki mogłem żyć. To był tylko denny składnik mojego życia. Gdy siedziałem sobie spokojne, jakiś koleś w podeszłym w wieku i z łysiną na głowie spytał się mnie o drogę do jakiegoś muzeum czy coś. Spojrzałem na niego jak na głupka. Chuchnąłem w niego dymem i powiedziałem czy jak wyglądam jak budynek z informacją. Gdybyście ujrzeli jego minę. Patrzył na mnie z otwartą buzią, a potem gadał coś o dzisiejszej młodzieży. W połowie już go nie słuchałem. Zanurzyłem się w skręcie. Oprócz niego mój cenny czas zmarnowały jakieś trzy głupie czternastolatki, które pewnie myślały że są cool.  
-Ohayo, masz może zapalniczkę ? Zapytały szturchając się na zmianę. Przewróciłem oczami i puściłem dym kompletnie wyluzowany.  
- Nie jesteście za młode na fajki ? Zagadałem. Widocznie to je jeszcze bardziej nakręciło, bo wybałuszyły swoje piersi, jakby myślały, że zaraz się na nie rzucę. Odpicowane były jak na jakąś imprezę. Mini spódnice krótkie topy odkrywały wszystko co chcieli widzieć chłopcy. No może nie wszystko, ale po części.  
- Nie, jak chcesz możesz się przyłączyć. Powiedziała najodważniejsza, a reszta zaczęła chichotać.  
- Wróćcie za kilka lat. Uśmiechnąłem się zawadiacko. Nie wiedziałem po co to robiłem. Gdyby Candy się dowiedziała, pewnie miałbym już piekło. A nie chciałem powtarzać okresu w którym zerwaliśmy na kilkanaście godzin przez jej zdradę. Nie. Zdecydowanie nie miałem na to ochoty.  
- Szkoda.  
Na tym skończyłem dziwną rozmowę z dziwnymi gimnazjalistkami. Patrzyłem zahipnotyzowany na świecące na czarnym niebie gwiazdy. Oddawałem się im w zupełności. Dobra brzmi to lekko dziwnie, ale taka była prawda. Nagle w oddali ujrzałem znajomą postać. Znajome ruchy i gesty. Kiedy nasze oczy się spotkały, wiedziałem już, że była to Francesca o niebieskich jak ocean oczach i piegach jak u Pippi Langstrumpf. Dziewczyna zaczęła się do mnie zbliżać, aż w końcu stanęła na przeciwko mnie.  
- Śledzisz mnie, Francesco ? Zapytałem i mrugnąłem brwiami.  
- Mieszkam tutaj, przykro mi że cię rozczaruje. Powiedziała i usiadała obok mnie.  
- Lubię rozczarowania. Obdarowałem ją zawadiackim uśmiechem, na co ona zareagowałem rumieńcem.  
- Kto cię tak urządził? Twój brat ?
Nie miałem zamiaru się jej zwierzać. Tylko Candy wiedziała o wszystkim. Nie licząc Zayna, Cliffa i Angelice, która zresztą miała to w dupie.  
- Mój brat ma cztery lata, więc wiesz raczej nie dałby rady. Przetarłem swoje oczy do czerwienności a Franky spoglądała na mnie ukradkiem. Jej włosy były rozczochrane jak nigdy. Na sobie miała zwykłe spodnie i białą koszulkę. Co było dziwne, bo zawsze chodziła taka odpicowana. Coś w tym stylu jak Candy.  
- Siostra ? Zapytała, a ja zaciągnąłem się i spojrzałem przed siebie.  
- Jest za słaba. uśmiechnąłem się na silę. Chyba to zauważyła, bo zaraz zmieniła temat.  
- Ta przedwczorajsza akcja dała mi w kość, mam zakwasy.  
Kiedy w naszym życiu pojawiła się Francesca, Zayn o nikim innym nie mówił. Jakby inne dziewczyny poumierały. Coś czułem, że chyba się po raz pierwszy się zadurzył i to w normalnej dziewczynie o normalnym wymiarze mózgu.  
- Przyzwyczaisz się.  
Kiedy przyłapałem jak dziewczyna patrzy na moje usta, od razu podskoczyła.  
- Co cię tak interesują moje usta ? Puściłem do niej perskie oko. Nie myślcie, że ją podrywałem. Nic z tych rzeczy. No dobra może troszkę, ale tak tylko dla zabawy.  
- Nie interesują. Zaprzeczyła zbyt szybko, bo już wiedziałem że się im przyglądała.  
- Przyznaj się.  
- Spadaj, Hold. Zakryła się włosami i tyle ją widzieli. Puściłem na nią dym. Wiem robiłem to tylko Candy, ale dla niej zrobiłem wyjątek.  
Roześmialiśmy się a potem spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Widziałem w nich cierpienie, jakby ktoś zrobił jej krzywdę. Nie chciałem jednak o nic pytać. Zamilkliśmy.  

&
Zszedłem z ze schodów, nie patrząc na nikogo. Ojciec jakby nigdy nic siedział przed telewizorem, a mama udawała, że to wszystko co kilka dni temu się odbyło nie miało miejsca. Ktoś mógłby pomyśleć, że byliśmy rodzinką wyjętą z telewizji śniadaniowej. Prawda była jednak inna, bardziej przerażająca. Matka, gdy mnie ujrzała spuściła wzrok, jakby nie umiała spojrzeć mi w oczy. Gemma próbowała coś jeść, ale słabo jej szło. Mój brat Colin, który kazał mówić na siebie super wielki Toby, zajadał płatki, robiąc samolociki. Nie wiedziałem skąd mu się wzięło to przezwisko, ale nie wtrącałem się.  
- Odprowadzisz dzisiaj do przedszkola Colina, okej Holden ?Odezwała się matka. Wzruszyłem od niechcenia ramionami.  
- Wrócę, dzisiaj późno, więc zajmiesz się wszystkim okej ?Ciągnęła. Miałem ochotę coś jej powiedzieć. Rzucić jakimś przedmiotem, ale się powstrzymałem. Nie dość, że chciałem powiedzieć czym się zajmuje to jeszcze mi rozkazywała.  
-Dobra ?  
- okej, przecież nie jestem głuchy, nie ? Warknąłem. Wziąłem do ręki kurtkę i założyłem nieschludnie plecak. Dotknąłem tylnej kieszeni spodni, żeby sprawdzić czy są tam papierosy. Wiedziałem że za dużo palę, ale miałem to w dupie. Czy umrę teraz czy później nie zmieni nic.  
Powędrowałem do drzwi. Ojciec rzucił do mnie jeszcze jakieś słowa, ale go nie słuchałem. Wyłączyłem swój mózg tak jak umiałem najlepiej. Dziwiłem się Gemmie, że nie jadła z jego powodu, a może była to tylko przykrywka ?  
Wciągnąłem świeże powietrze i złapałem malutką dłoń Colina. Mój brat był bardzo do mnie podobny, pod względem wyglądu. Miał króciutkie czarne włosy i duże kakaowe włosy. Modliłem się, żeby nie skończył jak ja, czyli nie palił trawy ani nie robił innych beznadziejnych głupot. Nie życzę mu takiego życia.  
-Holden, maś zimną dłoń. Powiedział słodko. Obdarzyłem go szczerym uśmiechem.  
- Colin … Zacząłem, ale on przerwał mi wielkim tupaniem.  
- Nie Colin, siuper wielki Toby. Zaśmiałem się. Gemma, która szła za nami, również nie mogła opanować uśmiechu. Colin miał w sobie taką dobra energie, która mogłaby zmarłego do życia przywrócić.  
- Dobra Super wielki Toby, przeżyjesz moje chłodne dłonie. On już się nie odzywał. Chyba zaakceptował ten fakt. Wyjąłem z kieszeni papierosa i zapaliłem. Wiem nie powinienem, ale coraz trudniej było mi bez tego żyć. Dawało mi to coś czego nie umiałem nazwać.  
- Mógłbyś przestać palić. Rzuciła Gemma. Przyśpieszyła swoje kroki i dogoniła nas. Nic się nie zmieniła. Dalej była chuda. Bez chęci życia. Martwiłem się o nią, chociaż miałem się nikim innym nie interesować niż sobą. Może nie byłem takim zimnym gnojem ?  
- Mogłabyś być mniej upierdliwa ?  
Toby i Gemma byli dla mnie najważniejsi. Nawet jeśli czasami mnie wkurzali i miałem ochotę ich zabić. Byli moją rodziną i wiedziałem, że tylko na nich mogę liczyć tak naprawdę.  

Stanąłem naprzeciwko wielkiego człowieka. Ten człowiek nazywał się Tom i był moim trenerem. Nie byłem zdenerwowany. Jak coś to po prostu obawiałem się jego reakcji. Poprosiłem go na słowo, a on popatrzył na mnie spod łba i skrzywił swoje krzaczaste brwi. Za nami chłopaki grali w siatkę, a ja musiałem przeprowadzić najgorszą rozmowę świata. Co miałem mu powiedzieć? Ojciec mnie pobił ? Nie miałem pojęcia. Mój mózg wypełniła wielka niewiadoma. Zamiast rozumu miałem czarną dziurę.  
- Nie mogę grać. Mruknąłem i zacząłem szurać trampkami. Boże jak ja potrzebowałem fajki, skręta albo seksu z Candy. Cokolwiek.  
- Co, co ? Spojrzał na mnie jak na niedorozwiniętego.  
- Nie mogę grać. Powtórzyłem tym razem ostrzej. Oparłem się o ścianę. Chłopaki przestali grać i przyglądali się naszej rozmowie. To jeszcze bardziej mnie zdruzgotało.  
- Dlaczego ? Był zły, bo przecież to on był bogiem i tylko on mógł decydować o takich rzeczach. Ja byłem tylko jego pionkiem na szachownicy.  
- Mam uszkodzone żebro. Przetarłem oczy do czerwienności. Jego wzrok stał się jeszcze bardziej podenerwowany, jakbym naprawdę zrobił coś złego.  
- Przez młodzieńcze bijatyki ? Warknął. Przez chwilę miałem wrażenie, że chciał mnie uderzyć swoją żylastą i wysportowaną dłonią.  
Nie odpowiedziałem. Zresztą nie wiedziałem co.  
- Wylatujesz.  
Zatkało mnie. Jego stanowczość mnie dobiła. Straciłem coś co dawało mi normalności. Miałem go dość tak cholernie dość. Miałem dość jego wąsów, jego spojrzenia z pogardą do mojej osoby. Chciałem, żeby zniknął. Chciałem, żeby nie traktował mnie jak marionetki. Czułem się jak cholerna zabawka. Wy też tak kiedyś mieliście ? Nic nie zrobiłem, ale i tak mnie ukarali.  
- Co ? Wyprostowałem się, szykując się do ataku.  
- Nie słyszałeś, wylatujesz, nie potrzebuje tutaj takich młokosów.  
- Chrzań się. Krzyknąłem i splunąłem mu pod buty. Możecie uważać, że przegiąłem, ale ja tego nie żałuje. Ruszyłem biegiem. Tom coś za mną wrzeszczał, ale nie miałem zamiaru się zatrzymywać. Pokazałem mu środkowego palca, nie patrząc na jego twarz. Teraz byłem wolny od ludzi, którzy robili wszystko by mnie zniszczysz. Gorzej, że mogli mnie zawiesić, ale i tak miałem zamiar uciec z daleka od tego miejsca. Od Bristolu. Jedną osobą jaką chciałem zabrać ze sobą była Candy.  
Na trawniku szkolnym Zayn siedział i cały czas gadał coś podniecony do granic możliwości. Gdy tylko mnie zauważyli, Zayn krzyknął hałaśliwie i zachęcił mnie pokazując skręta. Nie czekając na nic, pomaszerowałem do nich.  
- Wiemy za czym szalejesz Holden. Zaśmiał się Zayn, a Cliff rzucił mi zrobionego skręta. Rozumieli w stu procentach. Zaciągnąłem się niby jak zwykle, ale jednak poczułem niewiarygodną ulgę.  
- Nie zgadniesz … Zayn zatańczył jakiś dziwny taniec w stylu salsy. Cliff udał robienie bębnów, a ja wziąłem udawany wdech.  
- Franky mnie do siebie zaprosiła. Jego orzechowe włosy fruwały, a on szybował w niebiosach. Mrugnąłem dwuznacznie brwią.  
- Co będziecie tam robić ? Zapytałem, a Cliff wybuchł jak wulkan śmiechu. Tarzał się jak szalony po trawie, nie zważając na ludzi, którzy patrzyli na nas jak na debili.  
- Co mogą robić, przeleci ją. Wydusił z siebie. Zayn kopnął go w nogę. Puściłem dym. Z miłą chęcią oglądałem ich zmagania.  
- Na początku będę romantyk, a potem może, może. .  
- Ją przelecisz. Dokończył Cliff. Myślałem, że nie uważa kobiet jako mięso, ale Cliff miał różne odpadły. Raz mówił jak poeta i pisał jak poeta, a potem mówił jak zwykły chłopak.  
Humor mi wrócił bynajmniej na chwilę. Opowiedziałem im o mojej historii z trenerem i że zrywam się z lekcji. Nie miałem ochoty siedzieć w pokoju nauczycielskim. Skoro i tak czekało mnie zawieszenie na tydzień za mój mały wybryk.  

&
Myślałem, że lecę, że odlatuje do innej krainy. Do krainy marzeń. Ciemność mnie nie przerażała wręcz przeciwnie dzięki niej istniałem. Rozłożyłem ręce do lotu. Jeden ruch a mógłby to być koniec. Jeden krok a mógłbym już nie istnieć. Wiatr powiewał moje ubrania. Czułem chłód, który mnie porażał od środka. Gdy patrzyłem na dół, widziałem tylko jakby granatową otchłań rzeki. Mogłem skoczyć w każdej sekundzie, ale nie chciałem. Dzięki temu, że tam stałem, czułem się wolny.  
- Jestem wolny. Krzyczałem. Bałem się, ale był to strach przyjemny. Mogłem robić to cały czas. Czułem się że mogę wszystko. Mogę osiągnąć wszystko czego tylko zapragnę. Polecam to uczucie, kiedy wiesz, że tylko ty masz kontrolę nad swoim życiem i nikt inny.  
Usłyszałem za sobą jedwabisty głos Candy.  
- Schodź debilu, naćpałeś się czy co ?  
Odwróciłem się w jej kierunku i ją ujrzałem. Czekała na mnie i marzła. Rozpływałem się w jej oczach, w jej spojrzeniu. To była dziewczynka dla której mogłem wszystko.  
- Może trochę. Zaśmiałem się.  
- Holden proszę cię zejdź. Zbliżała się do mnie. W tamtej chwili pragnąłem moją Candy.  
- Candy, ty chodź do mnie. Wyciągnąłem do niej rękę, a w jej oczach zauważyłem nieufność. Na barierce czułem się bezpiecznie. Mogłem odetchnąć. Kiedy wróciłem dzisiaj do szkoły, ojciec wydarł się na mnie, a potem znowu uderzył. Może nie aż tak brutalnie, ale rzucił na komodę. Musiałem zaprowadzić Colina i Gemmę do sąsiadki, a sam uciekłem. Wybrałem to miejsce, ponieważ ono przypomniało mi Candy.  
- Znowu cię pobił ? Zapytała. Kiwnąłem głową. Dotknęliśmy swoich dłoni. Ona stała na moście, a ja na barierce. Zszedłem, a po nie całej minucie w moich ramionach znalazła się Candy. Nie wiedziałem ile tak staliśmy wtuleni. Nikt nic nie mówił. Cisza była naszym domem.  
Usiedliśmy na poboczu. Samochodu jechały, jakbyśmy nie istnieli. Nikt nas nie wiedział, dla innych byliśmy niewidzialni. Pocałowałem ją w czoło, a ona mnie w nos. Rozpływaliśmy się w sobie. Ona istniała dla mnie a ja dla niej. Tak bynajmniej myślałem. Myliłem się.  
- Ucieknij ze mną, Candy. Powiedziałem pełen podniecenia. Wyobrażałem sobie jak wraz z Candy mieszkamy na plaża w małym domu z desek a obok nas biegają nasze dzieci. Bylibyśmy tylko my.  
- Oszalałeś ? Spojrzałem w jej oczy. Była zdziwiona, ale się nie podawałem.  
- Tylko my, nikt nam nic nie będzie mówił, będziemy wolni. Nakręciłem się maksymalnie. Zapaliłem papierosa i nie mogłem wytrzymać. Pragnąłem już uciekać, spakować manatki i pojechać daleko.  
- Muszę skończyć szkołę, mam zamiar iść na prawo, mam plany, Hold, pomyślałeś o tym ? Nie rozumiałem jej. Ja nie mogłem zostać w domu. Nie z ojcem, który mnie nienawidził. Czekał mnie horror, piekło, Armagedon. Nie wyobrażałem sobie powrotu do domu.  
- Candy ja muszę stąd uciec, nie rozumiesz ?  
- Skąd weźmiemy kasę, musimy jeść, gdzie spać.  
Odsunąłem się od niej. Ona złapała mnie za ramię, jakby nic nie pojmowała. Dusiłem się i wołałem o pomoc.  
- Pójdę do pracy. Miałem na wszystko odpowiedz i byłem gotów na wszystko.  
- Holden nie ucieknę z tobą, nie swoim kosztem.  
Czułem się, jakby ktoś wbił mi nóż w prosto w serce. Jakby jej wyciął i nie pozwolił by biło.  
- Jesteś taka jak wszystkie. Gwałtownie wstałem i kręciłem się wokoło. Mój plan zniknął i nie umaiłem go odbudować.  
- Holden.  
- Zostaw mnie, ucieknę z tobą czy bez ciebie. Krzyknąłem. Dziewczyna chciała mnie powstrzymać przed czynem, którego mógłbym żałować, lecz nic gorszego nie mogło mnie spotkać. Byłem na krawędzi. Zostanie tu oznaczałoby upadek.  
Najpierw uciekłem przed nią, a potem przed samym sobą.  
**  
Zszedłem z mostu i powędrowałem na ławkę. Tam gdzie byłem wczoraj. W oddali widziałem osoby karmiące kaczki. Miałem to gdzieś. Paliłem by się od stresować, paliłem by żyć. Chciałem spotkać Francesce. Miałem ochotę ujrzeć jej piegi i jej oczy głębokie jak ocean. Wiedziałem, że tu mieszkała. Mogłem jej poszukać, ale nie chciałem robić zamieszania. Sama do mnie przyszła. Miała się dzisiaj spotkać z Zaynem, ale się spóźniał. Czekała na niego, a ja miałem przy okazji dotrzymać jej towarzystwa. To nie miało mieć podtekstu.  
- Kiedy się dokładnie tutaj przeprowadziłaś ? Odezwałem się i rzuciłem chleb kaczkom. Francesca chyba nie chciała gadać o swoim życiu w domu. Mieliśmy podobną sytuację.  
- Jakieś kilka tygodni temu moja matka spotkała nowego faceta Dwighta. Zakochała się no i mnie spakowała. Ojciec nie mógł mnie wsiąść, bo cały czas jest w podróży. Wzruszyła ramionami jakby to ją nie bolało. Nie była jednak dobrą aktorką.  
-Lubisz Dwighta ? Zapytałem i puściłem dym. Ona również paliła. Ładni wyglądała z papierosem. Tak jakoś inaczej.  
- nawet. Kocha mamę, lubi mnie, wszystko jest okej. Czułem, że kłamie bo w jej oczach zauważyłem świeczki. Nie wiedziałem co robić.  
-Czyli jesteś szczęśliwa ? Dobra pewnie dobiłem ją tym pytaniem, ale co mogła się spodziewać po chłopaku, którego oszukała dziewczyna. Nie miałem na nic ochoty. Chciałem po prostu zasnąć.  
- Tak, a u ciebie coś nowego ?  
- Wszystko jest w jaki najlepszym porządku. Skłamałem. Nasza rozmowa była tak sztywna i sztuczna, że debil by się połapał, że z nami nie jest najlepiej.  
- U mnie też jest zajebiście dobrze. Wybuchła płaczem. Wziąłem ją w swoje ramiona, a ona przykleiła się do mnie szukając schronienia. Delikatnie objąłem jej ciało. Pocieszałem, chociaż sam tego potrzebowałem. Dziewczyna wtuliła się we mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć. Co zrobić. Dziewczyna podniosła swoją głowę, która niedawno leżała na mojej klatce piersiowej. Jej oczy świeciły jak nigdy, a jej twarz była cała we łzach. Nasze twarze stykały się ze sobą i słyszałem jak serce bije jej jak szalone. Zsączyłem swoje wargi w jej wargach. Dziewczyna objęła mnie wokół szyi. Wiedziałem że robię źle, ale nie umiałem tego przerwać. Całowałem dziewczynę mojego najlepszego przyjaciele. Jednak ten fakt w tamtej chwili był dla mnie mało ważny. Z każdą chwilą coraz bardziej pragnąłem Francesci. Jej usta smakowały jak raj. Czując ją w sobie, nie mogłem się opanować. W oddali ujrzałem twarz Zayna. Przerwałem pocałunek. Chciałem mu wszystko wyjaśnić, ale jego już nie było. Wszystko potoczyło się tak szybko, że nie umiałem niczego wyjaśnić.  
Najpierw straciłem miłość, potem przyjaciela.  

&
Myślałem, że ucieknę, ale kiedy leżałem w łóżku przyszedł do mnie Colin. Mówił, że miał bardzo zły sen. Opowiedział mi, że go zostawiłem pośród dzikiej puszczy. Nigdy nie widziałem go tak wystraszonego. Zaczął wtedy płakać i wszystko we mnie pękło. Przytuliłem go do siebie i powiedziałem, że przecież jak go nigdy nie opuszczę.  
- Obiecujesz ? Wychlipał, kładąc swoją głowę na moim brzuchu.  
-Obiecuje, a teraz idź do łóżka.  
Nie mogłem uciec i musiałem czekać na piekło. Na kolejny raz kiedy ojciec podniesie na mnie rękę. Zapaliłem fajkę. Przemyślałem cały dzisiejszy dzień i zrozumiałem, że zachowywałem się jak chuj. Wykorzystałem Franky, naskoczyłem na Candy, zdradziłem Zayna jako kumpel. Jeden dzień a tyle cholernych pomyłek. Nie wiedziałem co robić. Wymknąłem się z domu przez okno. Musiałem pogadać z Candy. Przeprosić ją, że tak gwałtownie zachowałem się wobec jej. Mogłem wmówić Candy, że nie byłem wtedy sobą. Mogłem wiele.  
Była trzecie na ranem, więc nie mogłem nagle wpaść do jej domu i powiedzieć czy jest Candy. To odpadało. Jej dom znajdował się niedaleko mojej ulicy tylko w tej bogatszej części. Tutaj dzieci miały normalnych rodziców. Dostawały to co chciały i mogły wszystko. Najlepsze studia były dla nich, najlepsze miejsca podczas meczu należały dla nich. Mnie to wszystko omijało, ponieważ byłem biedny.  
Wszedłem na ich podwórko i spiąłem się po winoroślach. Jej rodzice chyba specjalnie je tam posadzili, żeby mógł skradać się do jej pokoju po nocach. Gdy wreszcie doszedłem, rozejrzałem się dookoła i ujrzałem pustkę. Jej pokój wyglądał tak, jakby nie wchodziła tam od kilkunastu godzin. Łóżko było idealnie pościelone, a poduszki do ozdób leżały gdzie powinny. Wszystko na swoim miejscu. Każdy kąt perfekcyjnie wysprzątany, ale śladu nie było po Candy. Przez chwilę poczułem ucisk w żebru. Zszedłem i nie wiedziałem co zrobić ze sobą. Zadzwoniłem do Candy, ale ona jak na złość nie odbierała. Włączyła się poczta głosowa.  
-Witaj to Candy, jeśli nie odbieram to znaczy że jestem zajęta, Oddzwoń może odbiorę a może nie. Xoxo.  
- Tu Holden, gdzie jesteś ? Chciałem z tobą pogadać, odezwij się. Miałem ochotę powiedzieć jej, że ją kocham, ale nie miałem pojęcia jak zareaguję. Nigdy wcześniej nie mówiliśmy sobie takich rzeczy. Dziewczyny nie było w domu i nie odbierała telefonu. Coś było nie tak. Coś się działo, a ja nie miałem na to wpływu.  
Miałem ochotę uchlać się jak świnia, zapalić wszystkie możliwe zielska. Tak właśnie zrobiłem. Poszedłem do całodobowego supermarketu i ukradłem jedną butelkę wódki. Nie miałem kasy więc musiałem Nie miałem wyjścia. Rozumiecie mnie ? Nie jestem zły. Po prostu chciałem poczuć się lepiej. Następnie udałem się do naszego dobrego kumpla Woddiego, który dawał nam na kredyt różne świństwa. Wziąłem od niego trochę towaru i tak właśnie skończyłem z wódką i marihuaną, kręcąc się na ulicy jak debil. Samotny, opuszczony taki właśnie byłem.  

**
Przepraszam za błędy ; ) Przed dodaniem czytałam kilka razy, ale pewnie jakieś się pojawią. Proszę jeszcze o opinie, bo sama już nie wiem co myśleć o moim opowiadaniu. Tylko proszę, żeby to była prawda i nie obrażę się na słowa krytyki. Jestem do nich przyzwyczajona, więc nic mi się nie stanie jak ich jeszcze trochę usłyszę.

Flo

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4173 słów i 22412 znaków.

8 komentarzy

 
  • blas

    Bynajmniej jest uzywane jako zaprzeczenie, natomiast przynajmniej to potwierdzenie.

    21 mar 2014

  • Flo

    Loo głupi błąd ..xd

    14 lut 2014

  • Arni

    Wszedłem na ich podwórko i spiąłem się po winoroślach < - najwiekszy błąd merytoryczny jaki znalazłem.. o ile te winorośle nie zmutowały, to nie będa w stanie utrzymać ciężaru powyżej 20-30 kg

    7 sty 2014

  • Flo

    Dzięki za cenne uwagi i za miłe słowa ; )

    8 kwi 2013

  • <33

    Taka rada: oprócz pracowania nad literówkami przydałyby się jeszcze te myślniki pomiędzy wypowiedzią bohatera, a jego powiedzmy myślami; chodzi o dialogi. Ułatwiałoby to czytanie, rozróżnianie wypowiedzi.
    A poza tego typu błędami - GENIALNIE! Zazdro talentu, powodzenia w dalszym tworzeniu, nie mogę się oderwać od czytania<33

    7 kwi 2013

  • Emily

    Ty jesteś genialna ! :D
    Dawno nie czytałam takiego ****go opowiadania ! :)

    24 mar 2013

  • daisy

    spoczko

    7 mar 2013

  • Libertad

    Faktycznie. Bledy sa wiec staraj sie dokladniej czytac i wylapywac je. A co do opowiadania to pisz dalej. Wciaga bardzo ;)

    7 mar 2013