Uzależnieni (12) - Cliff

Jaranie to był podstawowy składnik mojego życia. Byłem Cliffem, dziwnym człowiekiem. Moja matka mówiła, że muszę być księgowym, a ja jak na złość uparłem się przy poecie. Nie żebym brał to na serio, chociaż czasami miałem ochotę wyjechać i zaszyć się gdzieś i pisać o Angelice. Hasać po łąkach w spodenkach i zaopatrzony jak holenderski książę oglądać wiatraki i tulipany. Puściłem dym z joint’a i zasmrodziłem powoli swój pokój. Usiadłem na swojej walizce, by mogła się dopiąć.  
- Kurwa - Przekląłem i zacząłem po niej skakać jak nienormalny. Podłoga lekko zaskrzypiała i w całym pomieszczaniu słychać było niemiłosierny huk. W ten sposób chciałem się wyżyć. W ten sposób chciałem zapanować nad swoim cholernym gniewem. Usłyszałem głos babci z dołu. Mówiła, żebym usiedział na miejscu. Ja jednak jeszcze bardziej się nakręciłem. W mojej głowie słyszałem tylko jedną imię. Angelica. Angelica. Padłem na dywan i przeczołgałem się pod łóżko. Szybko zaciągnąłem się i jednym zwinnym ruchem ręki napisałem na kratce papieru kilka zlepek wyrazów. Może nic nie wartych, ale jak byłeś lekko na fazie to pisałeś jak szalony. Na haju miałem największą wenę. Nie panowałem nad nią. To jest jak w transie. Chcesz przestać, ale nie możesz. Nagle w całym pokoju rozległ się głos Holdena i Candy. To właśnie dla niego jechaliśmy na kilku dniowy koncert pod namioty. Był strasznie przybity od ostatniej historii z heroiną, matką. No i za tydzień miała się odbyć ta cholerna rozprawa. Jechaliśmy też tam dlatego, że Angelica dalej była w ośrodku i jest stan się pogarszał. To dla niej pisałem, a ona nie mogła tego przeczytać.  
- Jezu co za smród. Zaśmiała się Candy, a Holden wraz z nią.  
Wyszedłem z ukrycia i spojrzałem zdezorientowany na tę dwójkę. Musiałem przyznać, że kiedyś bujałem się w Candy, ale to było na samym początku. Kiedy przyjechała z Londynu. To właśnie dla niej pisałem pierwsze listy i stałem się romantykiem do bólu mojej trzustki. Ale serce nie sługa.  
- Witajcie. Mrugnąłem i spojrzałem na tę parę. Holden usadowił się na krześle, a za nim od razu pognała Candy, siadając na jego kolana.  
- Skręt już od rana ? Mrugnął Holden. Candy za sączyła swoje wargi w ustach chłopaka. Puściłem dym i uśmiechnąłem się jak debil.  
- Życie jest za krótkie. Odparłem i kopnąłem walizkę.  
Nie umiałem już wytrzymać w tej niepewności. Wszystko nie miało sensu, moje wiersze, moje słowa. Wszystko było bez pokrycia. Odwróciłem się do tyłu i normalnie chciałem coś walnąć. Holden obmacywał się z Candy. Wiedziałem, że miłość jest silnym czuciem, ale czasem niektórych nie rozumiałem.  
- Możecie okazywać sobie mniej uczuć. Rzuciłem niby dla zabawy, ale w środku aż coś mną darło.  
- On mnie kocha. Zaśmiała się Candy, pokazując swoje zęby. Przewróciłem od niechcenia oczami i przypomniałem sobie słowa pewnego poematu. Które idealnie opisywały moją pieprzoną chandrę.  
Poczułem na swoim ramieniu rękę Holden. Po sekundzie poklepał mnie.  
- Wszystko będzie dobrze. Mruknął i jednym zwinnym ruchem ukradł mi joint’ a. Przez chwilę nawet tego nie zauważyłem. Stałem jak zahipnotyzowany i rozmyślałem. Po co do kurdy nędzy tam jechaliśmy ? Wiedziałem jedno Holden sam nie wierzył w te słowa. Zbyt dobrze wiedziałem, że umie dobrze grać. Wmawiać wszystkim, że świetnie się bawi. Tak było z nami wszystkim. Oszukiwaliśmy się.  
- No pewnie, a jak inaczej. Życie to wiersz sami go piszemy.  
&
Wepchaliśmy się do autobusu. Nikt się nie odzywał. Wszyscy siedzieli jak na jakieś stypie. Ja jako, że miałem już dość, gryzmoliłem coś próbując poskładać z tego jakiś wiersz. O okno autokaru stukał deszcz. To jeszcze bardziej nas dołowało. Nic nie było takie jakie chcieliśmy, żeby było. Coś się zepsuły. Już nie stanowiliśmy zgranej paczki. Już nie byliśmy jednością. Coś nas dzieliło. Zdaję mi się, że sprawa z Angelicą. Nikt nie był skory do zabawy, a jednak tam pojechaliśmy. No bo przecież gadaliśmy o tym jeszcze kilka miesięcy temu. Teraz jednak byliśmy inni. Zayn zakochał się w Franky i z psa, który gnał do mięsa zmienił się w romantyka. Holden zagubił się pośród swoich problemów a Candy wraz z nim. Nic nas nie cieszyło. Nic. To tak jakbyśmy już przestali oddychać. Franky zdrapywała lakier ze swoich paznokci i czasami się do mnie uśmiechała. Ja już nawet nie myślałem. Patrzyłem w okno i na ten cholerny deszcz, który spływał z szyb, który był do bani. Zayn, żeby coś się działo kilka razy powiedział coś śmiesznego, ale zaraz wracała ta beznadziejna atmosfera ciemności. To tak jakbyś chciał zmarłego do życia przywróci. Nie da się. Nie da się nam pomóc. Nie byliśmy już paczką i chyba nikt nie chciał się do tego przyznać. Ja też. Każde kartki z moim słowami, które napisałem, zgniatałem i wrzucałem do plecaka. Nie miałem weny albo byłem aż taki do dupy, że nawet się nie starałem.  
&
Na scenie nasz prawie ukochany zespół dawał takiego czadu, że nasze problemy po prostu przestały istnieć. Wariowałem pod sceną, oblewając się piwem. W jednej dłoni trzymałem swojego skręta i normalnie odlatywałem. Muzyka docierała do mnie w stu procentach. Jej ostre brzmienie zapierało w dech. Nic się nie liczyło. Tylko ta gitara, ten wokal i ten bas. To było lepsze niż jakaś faza, niż życie w ciągłej ekstazie. Byłem Cliff, poetą, który zrozumiał, że czuje coś do osoby, która ma go teraz daleko w dupie. Z mojego pięknego i bajecznego transu obudził mnie zimny jak lód Holden. Spojrzałem na niego lekko zdziwiony.  
- Chodź. Krzyknął mi do ucha tak głośno, że bałem się że mi bębenki popękają. Bez zastanowienia ruszyłem za nim. W końcu po kilku minutach przystanęliśmy i znaleźliśmy się w dość brudnym miejscu, na tyłach, kilometr od sceny.  
- Po co tu jestem ? Zapytałem i zacząłem skakać jak ostatni debil.  
- Pożyczysz mi trochę hajsu ? Zapytał i dalej nie miałem pojęcia o co chodzi. Zaśmiałem się i podałem mi kilka banknotów.  
- Po co ci ?  
Holden nawet nie odpowiedział. Zaraz wepchnął do ręki jakiegoś podejrzanego typka kilka funtów i w zamian wziął coś czego nie mogłem ujrzeć w tej ciemności.  
- Możesz już iść, dzięki. Rzucił i skierował się w jeszcze bardziej odległe miejsce. Nie wiedziałem co się dzieje, ale za nim pobiegłem, dysząc jak nienormalny. Chłopak oparł się o budynek, zakładając nogi po turecku. Jego czarne włosy opadały mu na czoło. Pierwszy ujrzałem tak telepiące się ręce, które nie mogły się uspokoić. Holden wyciągnął z ręki strzykawkę z igłą i biały proszek. Wszystko sobie zaplanował.  
- Holden. Szepnąłem i ledwo co pobierałem powietrze. Chłopak jakby był w jakimś transie. Nie patrzył na mnie, tylko na swój sprzęt, czyli strzykawkę. Nigdy nie wiedziałem dużo o heroinie, no bo po co? Każdy o niej mówił śmierć, dlatego omijaliśmy ją szerokim łukiem. Jaraliśmy, bo to było zabawne, pełne frajdy i wydawało się takie wolne, ale heroina ? To co innego. To dno.  
- Holden. Krzyknąłem.  
Chłopak spojrzał na mnie swoim czarnym oczami. Był jakiś inny. Odmienny od siebie.  
- Jeszcze tu jesteś ? Warknął. Usztywnił rękę i przybliżył strzykawkę. Puszczenie się w kanał to ostateczny debilizm. Każdy to wie tylko nie pierdolony Holden.  
- Powiem Candy. Wystrzeliłem jak ostatni kretyn.  
- Mów ! Możesz mówić to każdym kogo spotkasz ! Mam to w dupie. Potrząsnął głowę. Jeszcze nie oddał strzała, ale wszystko miał gotowe. Mierzyliśmy się wzrokiem. Boże co się z nim stało ? Co się do cholery stało ze mną ?
- Dlaczego to robisz?  
Ta odpowiedz zbiła mnie z nóg, jakbym je stracił. Ugiąłem wtedy kolana. Wszystko stało się tak jasne, że aż sam nabrałem ochotę na here.  
- Chcę coś poczuć. Chcę poczuć cokolwiek.  
W jego oczach ujrzałem satysfakcje. Nie mogłem na to patrzeć. Schowałem ręce w swoje kieszenie spodni i poszedłem. Najzwyczajniej poszedłem. Pierdolony ze mnie tchórz, bo nie umiałem mu pomóc.  
Zapaliłem joint’a i usiadłem na murze, zapatrując się w niebo. Po sekundzie poczułem jak ktoś siada obok mnie. Odwróciłem głowę i ujrzałem Franky ze skrętem. Było to dziwne, że nie ma przy sobie swojego wiernego psa Zayna. Jej brązowe włosy powiewał lekki i przyjemny wiatr. W kącikach jej niebieskich oczach dało się zobaczyć łezki. Była ładna, ale zupełnie inna od Angelicy. Były jak dwie wielkie niewiadome.  
- Ten wyjazd to jedna wielka potężna kicha. Puściła dym, a ja zaśmiałem się.  
- Nie przesadzajmy. Mamy koncert, namiot. Jesteśmy wolni. Użyłem sarkazmu.  
Przemilczała  i nagle wyjechała z czymś innym.  
-Lubisz pisać, nie ? Czyli jesteś poetą. A poeta może powiedzieć coś fajnego, na przykład opisać mnie jednym zwykłym słowem, które daje więcej sensu niż wiele wyrazów. Uśmiechnęła się przez smutek, a ja przez chwilę zastanawiałem się co powiedzieć.  
- Jesteś enigmatyczna jak wszechświat.  
Po długim zastanowieniu i robieniu dziury z mojego mózgu, znalazłem odpowiednie słowa.  
Zaśmiała się jak szalona i prawie spadła z murku.  
- Co do cholery znaczy, Cliff ?  
Puściłem dym, jakbym to miałoby być ostatnie zaciągnięcie i wziąłem głęboki wdech. Musiałem się w sobie zebrać.  
-Tajemnicza, zagadkowa jak wszechświat. Tak zdecydowanie tak. Jestem dobry nie ?  
- Jesteś najlepszym poetą jakiego znam.  
- Znasz tylko mnie.  
- A no tak.  
I znowu wpadliśmy w ruinę śmiechu. Serca biły nam to szybciej to wolniej, aż w końcu pojawił się Zayn i zaczął nas zagadywać, że spadamy na namioty. Wziął pod rękę Franky, która cały czas powtarzała słowo enigmatyczna. Chyba zioło musiało już na nią wypłynąć. W drodze czasami przystawałem i wydawało mi się, że w widzę Angelice. Tą kościstą dziewczynę co zawróciła mi w głowie, choć zawsze myślałem, że tylko się przyjaźnimy. Jednak to były tylko moje chore wyobrażenia. Odległe od rzeczywistości, no bo jej nie mogło tu być, bo ona była zbyt daleko bym ją mógł doścignąć.  
&
Wszystko działo się strasznie chaotycznie. Słowa Franky, że ten wyjazd był do dupy, były szczególnie trafne. Kiedy doszliśmy na miejsce, harmider to za lekkie słowo. Słyszałem takie krzyki i wrzaski Candy, jakby umierała z rozpaczy. Baliśmy się podejść bliżej, ale jednak to zrobiliśmy. Candy wyrzucała wszystkie rzeczy Holdena dookoła ich namiotu.  Kiedy skończyła, usiadła skulona na trawie cała brudna i powtarzała wciąż, wrzeszcząc z rozpaczy.  
-Kutas, kutas, kutas. Wyrwała garściami trawę i rzucała nią wszędzie. Miała oczy we łzach. Poszukałem wzorkiem Holden i znalazłem go po pięciu sekundach. Siedział po turecku niedaleko Candy. Boże o co tu chodzi ? Tylko te myśli miałem w swojej głowie.  
We trójkę patrzyliśmy na siebie zdezorientowani. Te miejsce aż kipiało złością i rozpaczą. Nagle Candy ruszyła na Holden i zaczęła okładać go pięściami. Od razu tuszyliśmy na nią, by oderwać ją od chłopaka, który nawet się nie bronił, który nawet nic nie mówił.  
- Nienawidzę cię ! Słyszysz Holden ? Nienawidzę cię! Nienawidzę cię ! Krzyczała jak opamiętała, a Holden siedział tak jak przedtem. Tylko, że w swoich oczach miał świeczki. Ręce mu się trzęsły i nic nie było taki jak dawniej. Candy wiła się jak żmija w rękach Zayna, aż w końcu przestała. Wyglądała tak, jakby straciła już siły.  
- Candy, okej ? Candy przestań, co się stało ? Odezwała się Franky i chciała się do niej przybliżysz.  
Candy oczywiście rzuciła się na nią z pazurami.  
- Odezwała się, pewnie cieszysz się z tej pieprzonej sytuacji, w końcu z Holdenem masz sekret. Teraz jest cały twój, twój pieprzony ćpun !  
Zayn nagle puścił Candy i spojrzał na wystraszoną Franky. Widziałem na twarzy dziewczyny, że ma dosyć tej sprawy, że to ją przerasta. Stałem jak skamieniały i nie miałem pojęcia co zrobić ze swoimi bezużytecznymi rękami.  
- Jaki kurwa sekret ? Warknął i ją gwałtowanie złapał za ramiona. Miałem mu powiedzieć, żeby się opanować, bo dziewczyna zaczęła płakać, ale jednak tego nie zrobiłem.  
- Jaki kurwa sekret, pytam się nie ? Zaczął nią potrząsać, a ona jeszcze bardziej się rozryczała. To była jak głupia scena z jakiegoś dennego romansu. W którym wysoki, wysportowany brunet ma jakieś ale do swojej ukochanej pięknej, piegowatej dziewczyny. Dramat.  
-Franky. Przytulił ją by załagodzić sytuacje, ale ona jednym zwinnym ruchem uciekła z jego uścisku i jak baletnica wybiegła dalej. Zayn nie patrząc na nic pobiegł za nią jak wierny książę. Znałem zakończenie albo i nie. Cholernie nie wiedziałem co robić. Candy po tym wyznaniu poszła, a Holden dalej siedział jak posąg, tylko tym razem palił jeszcze papierosa.  
- Co jest ? Zapytałem i usiadłem obok niego. Miałem dosyć, ponieważ oni mnie wkurzali. Tak Zayn, Franky, Candy i Holden i nawet Ang. Wkurzali mnie tak porządnie.  
- Co wy tak się mnie czepiacie do cholery ? Krzyknął i wstał z ziemi. Jego czarne oczy patrzyły na mnie jak na intruza. Byłem jak …. . Sam nie wiem jaki. Jak Szekspir czy inny denny pisarz. Może ja nie byłem pisarzem tylko gównianym nastolatkiem, który kochał jarać ?  
-Mam dość, że mówicie mi co jest złe a co dobre. Nie macie pojęcia co czuje ! Nie macie pojęcia co przeżywam ! Kurwa dajcie mi spokój ! Czy ja wam każde być przy mnie?! Czy jam każe mnie kochać?! Nie chce waszej miłości ! Nie chce przyjaźni ! Nie potrzebuje tego ! Nie potrzebuje was!  
Nie wytrzymał. Wybuchł i upadł na samo dno. Po prostu sobie poszedł, a ja znowu zostałem sam. Zapaliłem skręta i chyba znowu miałem jakieś złudzenia, bo wszędzie widziałem twarze Angelicy, która uśmiechała się do mnie. Zapragnąłem jej dotknąć. Zacząłem za nią biec, jakbym naprawdę wierzył, że była przy mnie. Tak naprawdę to wszystko działo się w mojej głowie. Kiedy myślałem, że mam już ją w sobie, że ją poczuje, rozprysła się w ciemności. Koniec.  
&
Wróciłem do domu nad ranem. Zatrzasnąłem drzwi i nagle do mojej głowy wtargnęła wielka wena. Szybko wyciągnąłem skrawek papieru i ołówek, wchodząc do kuchni pisałem wyrazy jak nienormalny.  
- Cliff ktoś wrócił. Wyrwała mnie z pisania moja matka. Obejrzałem się dookoła i ujrzałem jak jakiś mężczyzna w wieku dwudziestu iluś lat siedzi przy stole tyłem do mnie. Babcia piła nerwową kawę, a matka słabo się uśmiechała. Atmosfer była niezręczna. Nie wiedziałem o co chodzi. Przeczuwałem najgorsze. Przed sobą zobaczyłem mojego brata Nicka. Brata, który siedział w więzieniu za handel nielegalną bronią. Nie mogłem na niego patrzeć. Nikt mi nie powiedział, że wychodzi. Nie mogłem uwierzyć, że moja babcia i matka przyjęły go z otwartymi ramionami. Nie potrafiłem tego pojąć. Nienawidziłem go. Przez niego musiałem się przenieść do innej szkoły. Musiałem zacząć na nowo żyć, bo wszyscy mieli do mnie jakieś ale, bo miałem brata kryminalistę. Miałem wtedy zaledwie osiem lat i tak naprawdę mało rozumiałem, a teraz on znowu sobie wracał i na co liczył ? Kartki wypadły mi z rąk wraz z ołówkiem. Mama coś do mnie gadała i babcia również, ale ja ich nie słuchałem. Wybiegłem z domu i zaciągnąłem się ostatkiem joint’a. Jako że miałem już dość, mało mnie obchodziło co się stanie dalej.  
- Proszę bardzo Cliff dalej wszystkim staraj się pomagać i tak zawsze wychodź, ze jesteś do dupy. Chcesz pomóc Holdenowi zaczyna na ciebie wrzeszczeć. Chcesz pomóc Angelica ta nawet nie odbiera. Taki właśnie byłem, pomocny. Komu to potrzebne ? - Powiedziałem sam do siebie.  
Na złość sobie i wszystkiemu postanowiłem odwiedzić Angelice.  
Nie wiem jakim cudem, ale użyłem swojej poetyckiej natury i pielęgniarka pozwoliła mi wejść do ogrodu w ośrodku. Skrzyżowałem swoje ręce na piersi i ujrzałem ją. Siedziała na ławce. Zupełnie wyglądał jak nie ona. Miała krótkie włosy, takie króciutkie. Przypominała mi Vanesse Paradis. Tylko, że Ang była ładniejsza. Na mój widok słabo się uśmiechnęła. Miała jakąś zwiewną i kwiecistą sukienkę. Co i tak nie zmieniało faktu, że była taka chuda i drobna. Usiadałem obok niej i podałem rękę na przywitanie. Dziewczyna oddała uścisk.  
- Hej Ang.  
- Hej Cliff. Odpowiedziała.  
- Dlaczego nie chciałaś mnie widzieć ? Zapytałem.  
- Centralnie to dziwne, bo sama nie wiem. Zaśmiała się jakoś dziwnie. Popatrzyłem na swoje brzydkie adidasy i próbowałem je jakoś schować.  
- Czemu mi nie powiedziałaś że masz problemy ? Kolejne pytanie.  
-O wow Cliff ! Miałam ci powiedzieć, że nie chce jeść !  
- Tak. A tak w ogóle kim jest ten Dave ? Skrzywiłem brwi.  
- Centralnie nie jesteśmy razem Ty i ja, więc mogę być z  kim chce. W uśmiechu pokazała zęby.  
- Tak.  
Gdy to powiedziałem pocałowałem ją i coś we mnie pękło. Ta blokada naszej przyjaźni zniknęła. Dziewczyna odepchnęła mnie od siebie i upadałem na trawę.  
- Centralnie cię pojechała. Krzyknęła, a ja się zaśmiałem jak szalony i jej pomachałem.  
- Hej, Lubię cię.  
Rozłożyłem ręce w geście to nie moja wina.  
Dziewczyna powstrzymała śmiech, zakrywając swoją kościstą twarz rękami i rzuciła się na mnie, ale nie ze złości. Pocałowała mnie tak jak nie ona. Zresztą nigdy nie wiedziałem jak smakują jej soczyste i truskawkowe usta. Dopiero w tej chwili się dowiedziałem. Gdy skończyliśmy namiętny pocałunek, dziewczyna pstryknęła mnie w ramię.  
- Berek. Zawołała za mną. Od razu ruszyłem za nią. Biegaliśmy tak po całej placówce ośrodka. Kiedy ją dopadałem, położyłem ją na trawie i ułożyłem swoje dłonie pomiędzy jej głową. Obdarowałem ją cmoknięciem w czoło.  
- Jesteś piękna jak nimfa na wietrze.  
- Centralnie przestań gadać jak poeta. Wyszczerzyła się i na jej twarzy ukazały się przepiękne dołeczki. Moje serce się uradowało.  
Położyłem się obok niej i złapałem ją za rękę.  
- Mój brat wrócił. Wyznałem i wydarłem trochę trawy.  
- Musisz mu wybaczyć. Ja wybaczam moim rodzicom rozwód, to że mieli mnie w dupie. To centralnie trudne, ale tak jest lepiej Cliff.  
Przewróciłem oczami i zamknąłem jej usta pocałunkiem. Miała racje.  
&
Oparłem się nieschludnie o ścianę naszej ulubionej knajpki i czekałem na zbliżających się kumpli, Holdena i Zayna. Zayn gadał coś do Holdena ze strasznym przejęciem, ale ten zbywał go machnięciem ręką. Pewnie chodziło o sekret Franky.  
- Witaj frajerze. Wyszczerzył się Zayn i włożył mi swojego skręta do buzi. Skrzywiłem swoje brwi i próbowałem złapać go za kaptur, ale on zaraz zniknął w drzwiach do budynku. Holden mrugnął do mnie dwuznacznie i kazał mi iść pierwszy.  
- Nie Hold, jestem kulturalny panie jednak przodem. Zaśmiałem się, a on pokazała mi kciuki i w śmiechu powędrowaliśmy do Zayna. Oczywiście Zayn robił z siebie pośmiewisko. Inaczej to odgrywał swój teatrzyk. Stanął na krześle i krzyknął” trzy piwa do tego stolika kotku”. W ten właśnie sposób połowa osób na sali zaczęła się śmiać, a na twarzy kelnerki pojawiły się rumieńce. Nieskutecznie prosiła go, żeby zszedł.  
- Okej, okej co za ludzie.  
Na te słowa skoczył jak dziwak na krzesło i zakrył swoją twarz kartą. Holden zabrał mu ją jednym chwytem i klasnął przed twarzą. Zayn odskoczył i próbował walnąć go z pięści.  
- Jezu. Powtórzyłem setny raz i przysiadłem się.  
- Będzie kurewsko git. Walnął mnie w plecy niby "przyjaźnie Zayn ". Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Przypomniało mi się jak godziłem Zayna i Holdena i jak napisałem ten denny wiersz. Boże to były czasy. Początki. Teraz znaczy się w tej chwili Holden zaciągał się skrętem ( jak wiadomo właściciel knajpy był naszym kumplem, więc mogliśmy wszystko ) i zaraz wracał do położenie swojej głowy na stole.  
- Co mu ? Zapytałem się, a Zayn powiedział cicho imię Candy i udał jej częste poprawianie włosów.  
- Ta Zayn nie słyszę tego ani nie wiedzę. Użył sarkazmu i przewrócił swoimi czarnymi oczami.  
- Candy. Krzyknął mu do ucha i przy okazji wszyscy ludzie to usłyszeli.  
- Dobra cholernie jestem do dupy.  
Pokazał jak strzela sobie z pistoletu w głowę. Na końcu oddał odgłos huku. Spojrzałem na niego krzywo. Naprawdę życie z takimi ludźmi nie jest fajne. W ogóle życie takie jakie my mieliśmy nie było kolorowe.  
- A mnie Franky dobija. Chce mnie, kurewsko nie chce mnie. Nie wiem nawet czy do kurdy nędzy jesteśmy razem. Wypił łyk piwa Zayn i zaczął się śmiać jak szalony, a ja wraz z nim. Naprawdę śmialiśmy się nie wiadomo z czego.  
- Mój brat wrócił. Mruknąłem w śmiechu, a oni nawet nie przestali się śmiać. Byliśmy jak na haju tylko, że w lepszym wydaniu. Każdy miał problemy. Każdy miał w życiu coś nie tak, ale jedno pozostało. Trzej muszkieterowie. Trzej niezależni od niczego.  
- Jebać to. Krzyknął Zayn na cały regulator i pobiegł przed siebie, a my wraz z nim. Kiedy znaleźliśmy się na polu, coś w nas strzeliło. Krzyczeliśmy jak wariaci i biegliśmy przez jezdnie. Nie obchodziły nas nadjeżdżające samochody, przechodni. Istnieliśmy tylko my i nikt więcej. Nasze krzyki, nasz bieg, nasz wiatr. Nie baliśmy się. To było lepsze od joint’a, lepsze od piwa, od wszystkiego. Ale na końcu i tak skończyliśmy z skrętem. Taka była kolej rzeczy. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Nic. Oprócz tego Holden przeprosił mnie co było dziwne. W ogóle zaczęliśmy się lepiej dogadywać. Wróciła nadzieja, która zgasła. Wierzyłem w happy end, ale z nimi nie było przyszłości. Poprawka my nie mieliśmy przyszłości. Życie jest brutalne.  


****
Na początku chcę powiedzieć, że tą część dedykuje mojej przyjaciółce Pauli ;**
Oprócz tego chce przeprosić za to, że tak długo nic nie dodałam, ale nie miałam czasu ; ) Wiem, że ta część nie jest zbyt dobra, ale niestety pisałam na siłę ;/ Następna będzie lepsza. Obiecuje. Mam nadzieje, że jeszcze ktoś to czyta ; D Na końcu przepraszam za błędy.

Flo

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4260 słów i 22531 znaków.

13 komentarze

 
  • Zalesiaczek

    Opowiadania są świetne. Czytam je regularnie od kiedy zaczęłaś udostępniać. Dzięki za komentarz pod moim opowiadaniem. Dzięki Tobie znów wróciła chęć do pisania. Pisz dalej, naprawdę świetne ; )

    10 cze 2013

  • 29292

    Dodawaj szybko ! ! ;*

    4 cze 2013

  • Flo

    Nie wiem ;/ Mam już napisaną, ale jak pomyśle, że muszę ją kilka razy sprawdzić, poprawić to mi się już wszystkiego odechciewa. Chyba dodam w piątek,  ale nie wiem ; )

    2 cze 2013

  • Katherine

    kiedy następna część? :)

    2 cze 2013

  • Ola

    To będzie następna część?

    17 maj 2013

  • natuss

    12 i będą jeszcze 2 to chyba jest 14 ale ok. Ważne że fajne

    6 maj 2013

  • Ola

    EXTRA! Kiedy następna część?

    5 maj 2013

  • Flo

    Moje opowiadanie ma 12 części i będą jeszcze dwie ; )

    5 maj 2013

  • Mell

    Super jak zawsze !  :jupi:

    5 maj 2013

  • Lol

    W końcu ! ! ! ! ! <3

    5 maj 2013

  • Katherine

    boskie jak zawsze  :smile:

    5 maj 2013

  • dosia

    Fajne:Dile części ma te opowiadanie?

    4 maj 2013

  • astronautka

    Super ile będzie części ??? :question:  :ciuch:

    4 maj 2013