Perseida - Rozdział 6

Siedzieliśmy w czwórkę przy stole i czekaliśmy na resztę. Kostek pił piwo, jednocześnie nie spuszczając ze mnie wzroku. Bawiłam się słomką, udając, że tego nie widzę. Chciałam uciec. Jacek żywo dyskutował z Cezarym. Kątem oka zerknęłam kontrolnie na Kostka. Szara bluza współgrała z kolorem jego oczu. Oczu, które cały czas były utkwione we mnie. 

– Ej, Kostek! – zawołał Cezary, energicznie machając rękami. – Idziemy potem do ciebie, prawda?

Po moich plecach przebiegł lodowaty dreszcz. Nie chciałam iść do niego, nawet jeśli nie byłabym sama. 

– Tak – odpowiedział, rzucając kumplowi przelotne spojrzenie. – Adik chyba nie przyjedzie, więc nie będzie problemu z noclegiem. 

– Domin chyba też nie – odezwał się Jacek, poprawiając okulary. – Najprawdopodobniej zapadł się pod ziemię. 

– Pewnie z tą koleżanką z roku – rzucił rozbawiony Cezary. – O ile nie zdążył się na nią obrazić. 

– Domin jest mistrzem obrażania – wyjaśnić Jacek, nagle przenosząc na mnie wzrok. – Potrafi nie odzywać się godzinami, więc uważaj na słowa. Zawsze. 

Kostek parsknął śmiechem, widząc moją przerażoną minę.

– Bez przesady. On po prostu czuje się... niezrozumiały. 

Jacek wywrócił oczami, a potem podwinął rękawy koszuli. Przez głowę przeszła mi myśl, że spodobałby się Pauli. Może miał naburmuszony wyraz twarzy i prawdopodobnie obrażał się gorzej niż Dominik, ale był atrakcyjny. Spojrzałam na Kostka. On też był... atrakcyjny. Moją wybujałą wyobraźnię powstrzymywał chłód bijący z jego oczu – na całe szczęście. 

– Leti, jak masz na imię? – zapytał niespodziewanie Cezary. 

Zamrugałam, czując gorąc na policzkach. Nie lubiłam skupiać na sobie uwagi. Założyłam kosmyk za ucho i objęłam dłońmi szklankę z piwem, którego wciąż nie tknęłam. Poprosiłam o potrójną porcję soku, ale ściśnięty żołądek wciąż odmawiał posłuszeństwa. 

– Letycja – odpowiedziałam z wahaniem. 

– Dość… oryginalnie – mruknął Jacek, drapiąc się po głowie. – Ale Konstanty brzmi o wiele gorzej – dodał z szerokim uśmiechem. 

Kostek rzucił mu piorunujące spojrzenie. 

– Zaraz będziesz spał na klatce – ostrzegł. 

– Z Mieciem – rzucił rozbawiony Cezary. – Licz się ze słowami! 

– Czaruś, przymknij się, tak z łaski swojej. 

– Oj, Jacusiu, nieładnie tak… – Cezary zacmokał z niezadowoleniem. – Do kolegów tak brzydko się nie mówi. 

Zakryłam dłonią usta i zaśmiałam się cicho. 

– Domin ustawiłby was do pionu – powiedział Kostek. 

– Prędzej Adik rozstawiłby nas po kątach swoimi mądrościami – zakpił Jacek. – Ja naprawdę nie wiem, jakim cudem tacy ludzie zdają maturę i idą w świat. 

Cezary niespodziewanie przysunął się do mnie, kładąc rękę na oparciu za moimi plecami. Spanikowana, najchętniej bym uciekła, ale nie miałam gdzie. Zerknęłam na Kostka, który rzucał kumplowi poirytowane spojrzenie. Czarek nic sobie z tego nie robił, prawdopodobnie nawet nie zauważył. Przeczesał dłonią swoje długie, czarne włosy i uśmiechnął się do mnie. 

– Dobra, darujmy już temu biednemu Adikowi. Niech rzyga w spokoju. 

– Cezary – syknął Kostek. 

– No co? – burknął. – Będziemy straszyć naszą nową koleżankę? Stracimy świetnego gracza. 

Jacek wywrócił oczami. 

– Bądźmy szczerzy, dziewczyna musi się jeszcze wielu rzeczy nauczyć.

Przełknęłam z trudem ślinę. Znałam swoje słabości, nie trzeba było roztrząsać ich publicznie. 

– Nieważne – powiedział dobitnie Cezary, a jego ręka nagle znalazła się na moich plecach. – Leti, powiedz nam coś o sobie. 

Nerwy ścisnęły jeszcze boleśniej mój żołądek. Nie potrafiłam spojrzeć Czarkowi w oczy. Wbiłam wzrok w blat stołu, starając się zapanować nad drżeniem rąk. Sytuacje stresowe zawsze działały na mnie negatywnie. 

– Studiuję – szepnęłam niepewnie. 

– A co? – drążył Cezary. 

Nabrałam wody w usta, bo nie chciałam rozmawiać z nimi o malarstwie. Dopiero się poznaliśmy. Nie miałam pojęcia jak zareagują. Strach owinął ciasno moje serce, bo prawdopodobnie ich zdanie pokrywałoby się z opinią Olgi. Do słów przyjaciółki byłam przyzwyczajona. Negatywna opinia kogoś obcego mogłaby dobić mnie o wiele bardziej. 

– Skończ bombardować pytaniami – syknął Kostek. 

– Przecież nie robię nic złego. – Czarek objął mnie mocniej i przycisnął do swojego boku. – Nie robię, prawda?

Próbował zajrzeć mi w oczy, ale uparcie wpatrywałam się w stół. Niepewnie podniosłam wzrok na Kostka. Zaciskał usta, nie spuszczając wzroku z kolegi. 

– Odpuść, Czaruś, bo dziewczyna jest przerażona – zawołał Jacek. 

Cezary puścił mnie i posłusznie się odsunął. Odetchnęłam z ulgą, a zaczęłam pić piwo – tak dla odwagi, bo nie wiedziałam, co będzie dalej. 

***

Stałam na zewnątrz, obejmując się mocno ramionami i wpatrując się w kolorowe lampki zawieszone na płocie. Uciekłam pod pretekstem zaczerpnięcia świeżego powietrza. W środku dusił mnie dym papierosowy oraz spojrzenia Kostka. Z jednej strony chciałam wiedzieć, co chodziło mu po głowie, ale z drugiej… przecież wiedziałam, że nie byłoby to nic miłego. Nie mogłam mu się podobać. Tak jak nie mogłam się podobać Dawidowi. 

A Czarek… Nie mogłam go rozgryźć. Mimo wysokiej temperatury włożył czarne spodnie z dziurami na kolanach i granatową koszulkę. Przewyższał mnie o dwie głowy. Miły, na swój sposób zabawny i bardzo bezpośredni. Nie mogłam jednoznacznie stwierdzić, że go nie lubię. Wyglądał inaczej. Wystarczyłoby porównać go do Jacka: niebieskookiego blondyna w eleganckiej koszuli. Dwie zupełnie inne osobowości, a na dokładkę wyluzowany Kostek. Zacisnęłam mocno powieki, bo moje myśli automatycznie zaczęły wirować wokół niego. 

– Wszystko w porządku?

Podskoczyłam ze strachu, gdy obok mnie pojawił się Kostek. 

– Tak – odpowiedziałam ze ściśniętym sercem. 

– Na pewno? 

Pokiwałam głową. 

– W środku zrobiło się bardzo duszno, więc…

Nie patrzyłam na niego, ale i tak wiedziałam, że znowu nie spuszczał ze mnie wzroku. 

– Długo malujesz?

Otworzyłam usta ze zdziwienia. 

– Skąd wiesz? – spytałam drżącym głosem. – Nic nie mówiłam. 

Zerknęłam na niego kątem oka i zauważyłam krzywy uśmiech. 

– Widuję cię bardzo często na plaży – wyjaśnił. 

– Często? – powtórzyłam przerażona, odwracając się do niego przodem. 

– No tak – odpowiedział z uśmiechem. – To moja stała trasa do biegania. Pamiętasz? – Uniósł brew. – Tamtego dnia również biegałem, a ty mi wpadłaś pod nogi. 

Zarumieniona, zaczęłam szybciej oddychać. 

– Przepraszam, ja…

– Ale za co ty znowu przepraszasz? – zapytał rozbawiony. – Zagapiłem się. 

W jego szarych oczach coś błysnęło. 

– Chyba będę się już zbierać – powiedziałam szybko. Najłatwiej było uciec. – Jest późno, a nie chciałabym…

– Odwiozę cię do domu. 

Wstrzymałam oddech. 

– Odwieziesz? 

– No tak – odpowiedział z uśmiechem. – Będę spokojniejszy. 

Bawiłam go, stąd ta niezliczona ilość uśmiechów? Objęłam się ciaśniej ramionami, bo nie chciałam spędzić z nim więcej czasu. Jego obecność… Nie byłam przy nim sobą. Nigdy nie byłam, ale przy nim szczególnie… 

– Poradzę sobie – powiedziałam bez przekonania. – Mieszkam niedaleko. 

– Wiem, że dasz sobie radę. – Spoważniał. – Nie ufam komunikacji miejskiej o takiej porze. Ani ludziom. 

Czy on nie widział jak wyglądałam? Nikt nie był mną zainteresowany, więc z pewnością nie musiałam się martwić o swoje życie. Zawsze pozostawałam niewidzialna. Ale tego nie potrafiłam mu powiedzieć, bo nie chciałam wyjść za żałosną idiotkę. 

– W porządku – wydusiłam z siebie. 

Kostek posłał mi krzywy uśmiech, którego nie potrafiłam odwzajemnić. 

Wróciliśmy do środka. Nie przysłuchiwałam się rozmowie chłopaków, ale każdy z nich zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Cezary dodatkowo podniósł, więc w ostatniej chwili powstrzymałam się od krzyku. Zacisnęłam mocno usta, niepewnie go obejmując. 

– Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem – dodał, stawiając mnie na ziemi. 

– Zrobi to jeszcze wiele razy – powiedział Jacek, puszczając mi oko. – To taki typ, nie rozumie delikatnych sugestii. 

Zarumieniona, zrobiłam porządny krok do tyłu i znowu objęłam się ramionami. Wzdrygnęłam się, gdy poczułam dłoń Kostka na plecach. Nadrobiłam wymuszonym uśmiechem, ale i tak widziałam zaskoczenie w szarych tęczówkach. 

– Jedziemy?

Pokiwałam głową i wyszłam za nim. Na zewnątrz było już ciemno i zrobiło się chłodno. Potarłam dłońmi przedramiona, co zauważył Kostek. Zatrzymał się w miejscu, więc prawie na niego wpadłam. 

– Zimno ci? – zapytał troskliwie. 

Co z nim było nie tak? Wyglądałam tak żałośnie, że postanowił pobawić się w opiekuna? Jakimś cudem chyba nie wykorzystałam limitu upokorzeń na ten rok. 

– Trochę – szepnęłam. – Ale to nic takiego. Nie przypuszczałam, że będę tak późno wracać. 

– Chciałaś wyjść o wiele wcześniej, prawda?

Zaniemówiłam. Kostek uśmiechnął się krzywo, a potem jednym ruchem ściągnął bluzę i mi ją podał. 

– Włóż ją. 

To nie była propozycja, tylko nakaz. Z powodu braku asertywności, chwilę później szamotałam się z przydługimi rękawami. Bluza sięgała mi prawie do kolan i była stanowczo za szeroka. Wyglądałam śmiesznie. Poprawiłam włosy, przerzucając je do przodu i spojrzałam niepewnie na Kostka. 

– Dziękuję – powiedziałam cicho, poprawiając dół sukienki. 

– Teraz jedynie może ci być za ciepło – rzucił z lekkim rozbawieniem. – Chodźmy do samochodu. 

Przechodząc obok płotu, przystanęłam na chwilę i dotknęłam kolorowych światełek. Kostek spojrzał na mnie ponaglająco przez ramię, więc przyspieszyłam kroku. Rozumiałam, że chciał mnie mieć jak najszybciej z głowy. Podwózka była całkowicie niepotrzebna. Mógł dalej siedzieć z kumplami, a tak marnował tylko swój cenny czas. 

Zatrzymaliśmy się przed ciemnozielonym samochodem. Kostek otworzył mi drzwi. 

– Nie bój się, nie planuję żadnego morderstwa – dodał, widząc moje wahanie. – Jacek i Cezary średnio nadają się do zatuszowania śladów. 

Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Pewnie próbował dodać mi otuchy, ale wciąż czułam się jak ciężar. Wsiadłam do środka i od razu zapięłam pasy. Kostek zajął miejsce kierowcy, ale zanim odpalił silnik, znowu utkwił we mnie wzrok. 

– Wszystko gra?

Sfrustrowana, miałam ochotę krzyczeć. Byłam aż taką żałosną kretynką, że musiał co chwilę pytać, czy wszystko jest w porządku? 

– Yhym – mruknęłam, spuszczając wzrok na swoje palce.

Ktoś chyba chciał mnie bardzo ukarać, dlatego zesłał Kostka. Wiedziałam, że nie wyrzucę go z głowy i będę się cały czas zastanawiała, dlaczego był dla mnie taki miły. 

– Podasz swój adres?

– Stolarska 4.

Przyjrzał mi się uważnie, marszcząc czoło. 

– Wciąż wyglądasz na przerażoną. 

Drgnęłam, mrugając powiekami. 

– Słucham? – zapytałam zaskoczona. 

– Łatwo zauważyć, że nie przepadasz za ludźmi. – Nasze spojrzenia się skrzyżowały. – Spokojnie, rozumiem. 

Ale co rozumiał? 

– Po prostu… nigdy nie spotkałam kogoś tak… – Zamilkłam, szukając odpowiednich słów. 

– Tak, Czarek jest bardzo otwarty i bezpośredni, ale również nieszkodliwy – wyjaśnił Kostek. – Nie wszyscy za nim przepadają, fakt, ale to naprawdę spoko gość. 

– Jest… sympatyczny. 

Kostek uniósł kącik ust. 

– Domin przeraziłby cię o wiele bardziej. Jest znany z tego, że urządza widowiskowe awantury. 

Otworzyłam szerzej oczy.

– To chyba dobrze, że go nie było – szepnęłam wystraszona. 

– Nie martw się, nie byłabyś powodem kłótni. Domin… On wielu rzeczy nie ogarnia i zawsze próbuje udowodnić, że jest lepszy od Jacka. Każde nasze wspólne spotkanie kończy się fochem z przytupem z jego strony. A Jacek… Jacek lubi grać na nerwach, ale to pewnie też już zauważyłaś. Czasami bywa… naburmuszony i wtedy lepiej odpuścić. Nikt jeszcze nie wygrał z nim potyczek słownych. – Zaśmiał się cicho. – Nawet ja. 

Założyłam włosy za ucho i przyjrzałam się uważnie Kostkowi. Było w nim coś, co mnie przyciągało – wcale mi się to nie podobało. Zerknęłam na jego umięśnione ręce i westchnęłam cicho. 

Odwróciłam szybko wzrok, zdając sobie sprawę, że dojechaliśmy – idealne wyczucie czasu. Miałam ochotę wyskoczyć z samochodu i pobiec do domu. Powstrzymałam się, bo nie chciałam być niegrzeczna. 

– Dziękuję – powiedziałam, z trudem patrząc na Kostka. – Cześć. 

Wysiadłam, ale Kostek również to zrobił. Zaskoczona, przystanęłam w miejscu. Kostek oparł się o rękami o samochód i znowu tak na mnie patrzył… Chciałam zapytać, ale przygryzłam wargę. Chyba wolałam nie usłyszeć odpowiedzi, bo prawdopodobnie mogłaby mi się nie spodobać. 

– Nie pożegnasz się? – zapytał zaskoczony.

Zmarszczyłam brwi, bo przecież już to zrobiłam. Kostek okrążył samochód i złapał mnie za rękę. Znowu krzywo się uśmiechał. Objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Uczepiłam się mocno jego ramion, żeby nie stracić równowagi. Nagle przypomniałam sobie o bluzie. 

– Bluza – mruknęłam upominająco. 

Kostek nieznacznie odsunął się ode mnie. 

– Oddasz innym razem. 

Innym razem? Uniosłam wysoko brwi. 

– Tak, no chyba, że… – Zawiesił teatralnie głos. – Totalnie nie odpowiada ci nasze towarzystwo… 

– Jest super – odpowiedziałam szybko, zaskoczona entuzjazmem w swoim głosie. 

Uśmiechnął się i niespodziewanie odgarnął mi kosmyk włosów z twarzy. 

– Dobranoc. 

Topiłam się pod ciężarem jego spojrzenia, a bluza dawała mi wystarczająco dużo ciepła, żebym chciała… Obróciłam głowę, bo czułam, że zaczynam świrować. Rozejrzałam się z roztargnieniem po ulicy i przeszłam na drugą stronę. Przed blokiem spojrzałam przez ramię na Kostka. Wciąż stał przy samochodzie i na mnie patrzył. 

Wysiliłam się na uśmiech, wbiegłam po schodach, szybko wystukałam kod i otworzyłam drzwi. Dopiero je zamykając, odetchnęłam z ulgą. 

W domu rodzice leżeli już w łóżku – mama oglądała telenowelę, a tata czytał. Stanęłam w drzwiach ich pokoju, czując się bardzo niezręcznie. Bawiłam się przydługimi rękawami bluzy. 

– Wróciłam – powiedziałam drżącym głosem. 

Mama uniosła brew. 

– Byłaś z…?

– Kolegami. – Przygryzłam wargę. – Jeden z nich mnie odwiózł – pośpieszyłam z wyjaśnieniami, bo widziałam minę taty. – Jest w porządku. 

– Dobrze się bawiłaś? – spytała mama. 

Na mojej twarzy automatycznie pojawił się szczery uśmiech. 

– Tak. 

– To świetnie – stwierdziła. 

– Yhym – dodał tata, wracając do czytania. 

Zarumieniona, zaczęłam bujać się na piętach. 

– Pójdę do siebie – powiedziałam, bo sytuacja w telenoweli zrobiła się trudna, a mama jeszcze nie mówiła biegle po hiszpańsku. – Dobranoc. 

– Yhym – powiedział tata. 

– Dobranoc. – Mama uśmiechnęła się do mnie ciepło. – Ładna bluza. 

Zerknęłam na dół i odruchowo zacisnęłam usta, aby znowu się nie uśmiechnąć. 

W pokoju od razu ją ściągnęłam i przewiesiłam przez oparcie krzesła. Nie miałam zamiaru robić sobie żadnych nadziei. Musiałam ocenić sytuację na chłodno. Zrozumieć, że wyobraźnia lubiła płatać mi figle. Dokładnie tak jak z Aronem. A Kostek z pewnością nie był mną zainteresowany. Był miły i tyle.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2626 słów i 15864 znaków.

2 komentarze

 
  • agnes1709

    No nareszcie, już zaczynalam sie niecierpliwić:nunu::bravo:

    29 gru 2019

  • elorence

    @agnes1709, o Kostku to ja nigdy nie zapomnę :D

    29 gru 2019

  • Iga21

    Kiedy ciąg dalszy?

    29 gru 2019

  • elorence

    @Iga21, chciałabym szybko, ale... :D Wiadomo jak to ze mną bywa :)

    29 gru 2019