Perseida - Rozdział 1

Plaża była opustoszała. Ołówki leżały na piasku, a z otworzonej torby wystawała komórka, na którą co chwilę zerkałam. Odgarnęłam włosy na plecy i pochyliłam się nad szkicownik, całkowicie ignorując brudne dłonie. Grube pasy, przeplatane cienkimi nitkami tworzyły obraz, którego nie potrafiłam pozbyć się z głowy przez ostatnie dwa tygodnie. Rzadko przelewałam na papier to, co podsuwała mi wyobraźnia. Na uczelni podsuwano nam tematykę, uczono nowych technik, więc brakowało mi czasu na rysowanie. Zresztą, bardziej byłam skupiona na malowaniu, bo farby okazały się trudniejsze w ujarzmieniu niż kredki.

Uniosłam głowę i rozejrzałam się wokół. Późne popołudnie malowało cudowne widoki. Słońce przyjemnie grzało moją skórę. Długa sukienka, ścigana przez wiatr, plątała się między nogami. Spojrzałam przelotnie na rysunek.

Dziewczyna stała do mnie plecami. Spod burzy włosów wystawała drobna talia. Czerń mieszała się z bielą. Brakowało kolorów, twarzy, radosnych akcentów...

Zamknęłam szkicownik i wrzuciłam go do torby. Zbierając ołówki, przyjrzałam się uważnie swoim dłoniom. Pesymistyczne myśli próbowały wedrzeć się do mojej głowy, więc gwałtownie poderwałam się na równe nogi, chwyciłam torbę i zaczęłam iść w stronę parkingu.

Idąc między samochodami, rozglądałam się uważnie, bo chociaż nie przepadałam za swoim życiem, to jednak nie planowałam umierać. Nagle stanęłam jak zamurowana. Poczucie wstydu kazało mi odwrócić wzrok. Wątpiłam, aby mnie zauważył. Z trudem oddychałam, skupiając wzrok na kostkach brukowych. Znajomy głos był coraz głośniejszy. Gdy mnie mijał, serce zaczęło bić wolniej – chyba ze strachu. Dopiero po kilku, długich sekundach postanowiłam zaczerpnąć powietrza. Obejrzałam się przez ramię i westchnęłam żałośnie.

Wciąż wyglądał dobrze. Nie był sam, tylko w towarzystwie znajomych. Znałam ich, znałam też jego. Poczułam łzy w kącikach oczu, ale dzielnie z nimi walczyłam.

"W pokoju było ciemno. Słyszałam muzykę dochodzącą z dołu. Jeszcze chwilę wcześniej tam byliśmy i tańczyliśmy. Kilka wspólnych piosenek. Rozgorączkowane dłonie zsuwały ramiączka sukienki i dotykały piersi. On cały czas nalegał, abyśmy się urwali. Nieprzekonana, przeciągałam taniec w nieskończoność. Nie miałam żadnego doświadczenia, bo w relacjach damsko-męskich byłam zupełnie nowa. Koleżanki zostawiły mnie na początku imprezy, więc nie mogłam na nie liczyć. Musiałam sama podjąć decyzję.

Ani razu nie wspomniał, że mu się podobam. Nic nie mówił. Do tańca też zabrał mnie bez pytania, chociaż i tak bym mu nie odmówiła. Byłam niepewna, ale żaden chłopak nigdy wcześniej nie zwrócił na mnie uwagi... A on jeszcze całkiem sporo wypił. Biłam się z myślami do pierwszego pocałunku, a dwie minuty później wspinaliśmy się po schodach.

Jego ręce ciasno obejmowały moją talię. Całował mnie po szyi, ramionach. Nieprzyjemne napięcie, związane z nową sytuacją, zaczęło mijać. Przytuliłam się do niego ufnie, wyciszając głos rozsądku. Kiedy zaczął mnie rozbierać, chciałam mu powiedzieć, że ja nigdy... Ale żadne słowa nie potrafiły przejść przez ściśnięte gardło. Wziął mnie na ręce i położył na łóżku. Chciałam się przykryć, ale on szybko zrzucił z siebie ciuchy i przygniótł mnie swoim ciałem, od razu zasypując pocałunkami. Niepewność znowu dała o sobie znać, więc położyłam dłoń na jego ramieniu, próbując go delikatnie odepchnąć.

– Co jest? – zapytał, odrywając się na chwilę od moich ust. – Nie martw się, mam gumki.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale znów zaczął mnie całować. Słyszałam szelest, a dosłownie chwilę później wszedł we mnie. Zacisnęłam mocno powieki, czując łzy cisnące się do oczu. Nic nie poczuł, nie zwolnił... Słyszałam jego przyspieszony oddech, ale nic więcej. Nie wiedziałam, co mam zrobić z rękami, więc trzymałam je wzdłuż ciała. Przy każdym mocniejszym pchnięciu zaciskałam palce na pościeli. Spięłam się, gdy przyspieszył. Zagryzłam wargę, bo nie czułam się komfortowo. Niespodziewanie stęknął i opadł na mnie. Obróciłam głowę, żeby na niego spojrzeć, ale już się podnosił.

I tylko tyle?

Odruchowo chwyciłam kawałek pościeli. Chciałam jak najszybciej się zakryć. Nie obchodziło mnie, że przed chwilą było mi wszystko jedno, bo liczył się tylko jego dotyk. Zerknęłam na niego niepewnie, a coś ciężkiego opadło na moje żebra. Zapinał spodnie.

– Wychodzisz? – wydusiłam z trudem.

Zaskoczony, spojrzał na mnie, unosząc wysoko brwi.

– Impreza wciąż trwa. Ubieraj się i korzystaj.

Zrobiło mi się zimno.

– Teraz? – jęknęłam żałośnie.

Usiadł na brzegu łóżka i obrzucił moje ciało niezidentyfikowanym spojrzeniem. Przez chwilę chyba nawet się skrzywił. Nie popatrzył mi w oczy. Może, gdyby to zrobił, zauważyłby łzy. Ale on nie chciał patrzeć. Nikt nie chciał.

– Jestem Tomek, a to wcale nie moja impreza, tylko mojego kuzyna. Nie jestem nawet stąd. – Zakłopotany, przeczesał dłonią włosy. – Nie bywam tu często.

Zacisnęłam usta, kiwając nieznacznie głową.

Posłał mi półuśmiech, założył bluzę i wyszedł. Zostałam sama. Przymknęłam powieki, aby powstrzymać łzy cisnące się do oczu – bezskutecznie.

Nie był żadnym Tomkiem. Dom należał do jego rodziców i to on był gospodarzem imprezy. Kłamstwo goniło kłamstwo. Czułam się upokorzona. Po policzkach spłynęły łzy, których nawet nie wycierałam. Wiedziałam, że nikomu nie powiem i on chyba też."

Zamrugałam powiekami. Aron był już przy morzu. Skrzywiłam się, bo przecież już dawno postanowiłam nie używać jego imienia. Poczułam bolesne ukłucie w sercu. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę domu, zaciskając palce na pasku torby.

Nie potrafiłam zapomnieć o tamtej nocy. Często, gdy leżałam sama w łóżku, rozpamiętywałam ją w nieskończoność. Żałowałam. Nie miałam miłych wspomnień, bo seks był mało przyjemny i na pewno zbyt intensywny. Wyobrażałam to sobie zupełnie inaczej. Chciałam kochać się z kimś, kogo będę darzyła mocnym uczuciem. Popełniłam błąd. Dałam się omamić. Wystarczył dotyk, kilka pocałunków i byłam gotowa zrobić wszystko dla kogoś, kto nawet nie zadał sobie trudu, aby zapytać, jak mam na imię. Kogoś, kto nawet nie potrafił spojrzeć mi w oczy.

***

Po spotkaniu... Arona, chciałam spędzić wieczór w samotności. Odmówiłam rodzicom wspólnego, tradycyjnego piątkowego seansu. Chciałam sobie popłakać w poduszkę. Wiedziałam, że płacz ma uzdrawiającą moc, ale w moim przypadku wcale to tak nie działało. Siedziałam w ogromnej bluzie i legginsach, zakopana pod kocem. Nie lubiłam słodyczy, więc nie mogłam poprawić sobie nastroju. Zresztą, nie byłam pewna czy wpychanie w siebie jedzenia może poprawić komukolwiek nastrój. W moim przypadku nawet zjedzenie kilograma słodkości nie miało absolutnie żadnego wpływu na wagę.

Właśnie, waga. Coś, co budowało mur między mną a resztą świata.

Chciałam przejrzeć prace mojego kolegi z roku, ale dostałam kilka powiadomień od kuzyna. Koniecznie musiał ze mną porozmawiać. Nie miałam nastroju, ale Paweł nie należał do cierpliwych osób. Z drugiej strony, nie potrafiłam nikomu odmówić – moja asertywność była zerowa.

PAWEŁ: Co tak długo?
LETYCJA: Jesteś niecierpliwy.
PAWEŁ: Nic nowego. Jak tam?

Nie lubiłam takich pytań. Nie mogłam napisać prawdy, a przesadny zachwyt również nie wchodził w grę.

LETYCJA: Byłam dzisiaj na plaży i rysowałam.  
PAWEŁ: Wyślij zdjęcie!!!

Skuliłam się w sobie. Nikomu nie pokazywałam swoich prac, nawet rodzinie.

LETYCJA: To nic takiego. Na koniec i tak ubrudziłam ołówkami rysunek, więc nie ma się czym chwalić.
PAWEŁ: Czyli nigdy nie zobaczę twoich prac? Wiesz, że jesteśmy rodziną?  
LETYCJA: Tak, wiem, ale to bazgroły. Rysuję dla siebie.  
PAWEŁ: To po co Ci studia?
LETYCJA: Jak moje umiejętności będą przynajmniej dobre, to wtedy będziemy mogli wrócić do tematu.  
PAWEŁ: Jesteś asertywna tylko wtedy, gdy chodzi o twój talent.

Nie chciałam rozmawiać o moim rzekomym talencie. Nie czułam się drugim Picasso i miałam wrażenie, że jeszcze dużo mi brakuje, aby nazwać mnie DOBRĄ malarką.

LETYCJA: Co u Ciebie? Co u cioci i wujka?
PAWEŁ: Dyskutują... Matka robi awanturę, bo ojciec nie chce wyremontować drugi raz kuchni, a od zeszłego remontu minęło dopiero pół roku. A jeśli chodzi o mnie... Wciąż próbuję dogadać się z Agatą. Ubzdurała sobie, że powinniśmy zamienić się pokojami. Czyli nic nowego.  
LETYCJA: Nie wiem, po co jej tak wielki pokój...  
PAWEŁ: A skąd ja niby mam to wiedzieć? Rodzice nie chcą tego słuchać, ja też nie, tylko ona gada jak nakręcona.  
LETYCJA: A jak jej randki?  
PAWEŁ: O tym, to nawet nie wspominaj. W ciągu miesiąca poznałem trzech potencjalnych kandydatów na jej chłopaka.  
LETYCJA: To całkiem sporo. Agata ma powodzenie.  
PAWEŁ: Ty też byś miała, gdybyś wreszcie porzuciła te ohydne ciuchy, a w szczególności sukienki w rozmiarze XXL.  
LETYCJA: Koniec tematu.
PAWEŁ: Sama zaczęłaś, a skoro zaczęłaś, to teraz znowu będziesz skazana na czytanie obszernego kazania. Wiesz, że nie odpuszczam!!!
LETYCJA: Mam za sobą nienajlepszy dzień, więc odpuść mi, proszę...
PAWEŁ: No nie wiem...
LETYCJA: Specjalnie dla Ciebie używam polskich znaków i interpunkcji. Zawsze mogę wziąć przykład z Agaty i zacząć używać emotek.  
PAWEŁ: Spokojna, zrównoważona, nieśmiała... A grozi czymś takim?!

Zaśmiałam się pod nosem.

LETYCJA: Cieszę się, że napisałeś.  
PAWEŁ: Wiem. A teraz wróćmy do Ciebie i twojego ubioru...
LETYCJA: To nie jest dobry pomysł!
PAWEŁ: To może wreszcie mnie oświeć, dlaczego ukrywasz ciało szczupłej, drobnej dziewczyny za takimi workami?  
LETYCJA: Już mówiłam, taki mój styl.

Westchnęłam cicho. Nigdy nie powiedziałam mu prawdy, rodzicom też. Aron nie miał z tym nic wspólnego. Moja waga i wygląd zawsze wzbudzały zainteresowanie. Szkoda, że wiecznie byłam pod ostrzałem nieprzyjemnych spojrzeń, niewybrednych komentarzy i żartów. Chłopcy trzymali się ode mnie z daleka. Ilość koleżanek mogłam policzyć na jednej ręce, bo miałam ich aż dwie. Zawsze z boku, wtopiona w tłum. Z czasem, zmodyfikowałam kilka rzeczy w swojej szafie. Porzuciłam szerokie spodnie i zastąpiłam je obcisłymi, chociaż nogi i tak ukrywałam, kupując długie swetry oraz bluzki – przynajmniej o dwa rozmiary za duże. Uwielbiałam kolorowe, szerokie sukienki i to właśnie je nosiłam najczęściej. Włosy zazwyczaj miałam rozpuszczone, aby ukryć twarz. Nie stosowałam zbyt wielu kosmetyków. Lubiłam używać tuszu do rzęs i brzoskwiniowej pomadki.

Zrobiłam duże postępy, ale wciąż czułam, że stałam w miejscu.  

_____________________
Witajcie, kochani <3  
Kto pamięta Kostka? Dla chętnych, odsyłam na Wattpada do historii "Szepcząc... zostań" - tam właśnie był Kostek :)  
Dajcie znać, co myślicie! Przyjmuję KRYTYKĘ! :D

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2000 słów i 11307 znaków, zaktualizowała 10 lis 2019. Tagi: #przeszłość #rysowanie #morze #plaża #miłość

2 komentarze

 
  • Iga21

    No właśnie czekamy więc szybciutko wstaw następny rozdział :)
    A tak serio to mam nadzieję, że w następnym tygodniu coś się pojawi :)

    28 paź 2019

  • elorence

    @Iga21, nie wiem czy jest szybko :D Ale minął tydzień, więc chyba nie ma tragedii :)

    3 lis 2019

  • agnes1709

    Wróciłaś! Zrobiłaś mi dzień... wieczór!:jupi: Czekam na dwójkę, tylko tak bystro:D :kiss:

    27 paź 2019

  • elorence

    @agnes1709, <3 No i dwójka już jest :D

    3 lis 2019