Perseida - Rozdział 5

Byłam niewyspana – znowu. Chodziłam po kuchni jak zombie, co chwilę uderzając biodrem o te same krzesło. Krzywiłam się i rozmasowywałam bolące miejsce. Mama obserwowała mnie znad kubka pełnego kawy. 

– Wszystko w porządku? – zapytała, opierając brodę na dłoni. – Łyżeczki są w tej samej szufladzie co zawsze. 

Uniosłam wysoko brew. 

– Łyżeczki? 

– No tak, właśnie ich szukasz od pięciu minut.

Spojrzałam na blat i cicho jęknęłam. Przede mną stał kubek i otwarta puszka kawy. 

– I postaw wodę, bo tego również nie zrobiłaś, więc zaraz się zdziwisz – powiedziała mama z wyczuwalnym rozbawieniem. 

Ukryłam twarz w dłoniach, robiąc sobie krótki rachunek sumienia. Czy naprawdę musiałam tak długo siedzieć przy komputerze? Z chłopakami grało się świetnie. Wreszcie zapomniałam o wszystkich zmartwieniach i chociaż przez parę godzin potrafiłam cieszyć się z drobnych rzeczy. Na dziesięć rozgrywek tylko raz nie zginęłam. To było COŚ. Oczywiście, Kostek cały czas mi pomagał, wspierał na czacie i był obok. 

Zatrzymałam lawinę kolejnych myśli, bo nie miały absolutnie żadnego sensu. Nie znałam tego chłopaka, w sumie żadnego z nich nie znałam. Nic nie wiedziałam o ich życiu prywatnym. I szczerze wątpiłam, aby którykolwiek z nich szukał sobie dziewczyny w grze. O Boże. Niby jakiej dziewczyny? Nie kwalifikowałam się do takich rzeczy. 

– Letycjo…

Drgnęłam i obróciłam się w stronę mamy, która wciąż przyglądała mi się z troską. 

– Bujasz w obłokach. – Uśmiechnęła się ciepło. – Słyszałam, jak się śmiałaś o trzeciej nad ranem, dlatego mam kilka pytań.

Przerażona, otworzyłam szerzej oczy. 

– Obudziłam cię?! 

– Nie, nie. – Machnęła niedbale dłonią, a potem przysunęła do siebie kubek. – Rozmawiałaś z kimś? 

Otworzyłam usta, ale szybko je zamknęłam. Nie byłam pewna czy chcę podzielić się z mamą moimi sprawami, tym bardziej, że miały one coś wspólnego z chłopakami. Założyłam kosmyki włosów za ucho i zaczęłam się bawić palcami, przestępując z nogi na nogę. Wstydziłam się, bo nie chciałam, aby mama źle mnie zrozumiała. Ostatecznie, wzięłam głęboki wdech i usiadłam przy stole, kładąc dłonie na udach. 

– Paweł wpadł na pomysł, abym zaczęła grać w gry. 

– Wiem, sam nam o tym mówił. 

– No tak, ale… – Westchnęłam głośno. – Nie gram sama, tylko z innymi graczami. 

Mama zmarszczyła brwi. 

– Chyba właśnie tak się gra, prawda? – zapytała rozbawiona. 

– No nie do końca… – Prawie wykręciłam sobie dłonie ze zdenerwowania. – Gram z konkretnymi graczami, którzy… tak jakby… „przygarnęli” mnie do siebie. No i piszemy na czacie. W sensie… – Westchnęłam jeszcze głośniej niż wcześniej. – Oni głównie piszą, bo jeszcze nie znam ich tak dobrze i nie wtrącam się w ich rozmowy. 

Spojrzałam na mamę i od razu zauważyłam, że drgają jej kąciki ust. 

– Bardzo się tym przejmujesz – powiedziała. – To tylko gra. 

– No tak, ale…

Zamilkłam, bo chyba nie powinnam aż tyle mówić. 

– Ale? 

– Nic takiego. – Wysiliłam się na uśmiech. – Po prostu jestem słaba i chciałabym nauczyć się wszystkiego, aby nasza drużyna miała równe szanse. 

Wcale nie miałam tego na myśli. Po głowie chodziło mi coś zupełnie innego. Mama dotknęła moich włosów i odgarnęła je na plecy. 

– Zawsze byłaś nieśmiała. Może… Może, gdybyś miała rodzeństwo…

Jej głos się załamał. Szybko odwróciła wzrok. Nie musiałam patrzeć na jej twarz, aby wiedzieć, że w oczach miała łzy. Od razu mocno się do niej przytuliłam, czując bolesny ucisk w dołku. 

Nie byłam jedynaczką z wyboru. Rodzice zawsze pragnęli mieć dużą rodzinę. Nie wiem, skąd brali siłę, aby próbować. Mama bardzo ciężko przeżyła pierwsze poronienie. Po czterech następnych straciła nadzieję. Gdy zobaczyła mnie na USG, prawie pękło jej serce. Z trudem donosiła ciążę. Nigdy więcej nie spróbowali. 

– Jesteś naszą gwiazdką z nieba – szepnęła mama, całując mnie w czoło. 

Tak, właśnie tak. Tata, jako fizyk, kochał cały wszechświat. Mama uwielbiała oglądać telenowele i próbowała uczyć się języka hiszpańskiego, żeby móc je zrozumieć. Urodziłam się ósmego lutego, akurat w dniu, w którym w 1856 roku, w Paryżu, odkryto planetoidę Laetitia. Daleko mi było do Królowej Hiszpanii i z pewnością nie byłam piękna ani wesoła, już nie mówiąc o braku wrodzonego wdzięku. 

– Kocham cię, mamo – powiedziałam cicho. 

W odpowiedzi pogłaskała mnie po głowie, jakbym znów miała sześć lat, a moim największym problemem były poplątane włosy lalki Barbie. 

– Jesteś najwspanialszą córką, jaką mogłabym sobie wymarzyć. 

Potrzebowałam tych słów, chociaż nie do końca w nie wierzyłam. Bardzo dużo mi brakowało do bycia wspaniałą, a co dopiero najwspanialszą… 

***

Spacerowałam po plaży późnym popołudniem, podziwiając przepiękny zachód słońca. Namalowałam ich tak wiele, ale i tak byłam zdania, że każdy był inny. Przystanęłam na chwilę, zaciskając mocniej palce na balerinach. Zimne morze obmywało moje stopy, wywołując lekkie dreszcze na całym ciele. Długą sukienką znów bawił się wiatr, porywając ją w każdą stronę. Odgarnęłam włosy z twarzy i westchnęłam cicho. 

Rozmowa z mamą sprawiła, że w moim sercu znów zagnieździł się smutek. Przez chwilę, dosłownie przez ułamek sekundy, pomyślałam, że może tamte dzieci, które mama straciła, byłyby lepsze i bardziej… Zamrugałam, bo zachciało mi się płakać. Kucnęłam i dotknęłam dłońmi mokrego piasku. Musiałam skupić się na czymś innym, bo byłam o krok od rzucenia się w przepaść, nad którą balansowałam od kilku lat. 

Pomyślałam o Oldze i Paulinie. Żadna z nich nie próbowała mnie uratować, pewnie nawet nie wiedziały o tym, w jak kiepskim stanie jest moja psychika. Za każdym razem, gdy czułam, że przekraczam granicę, łapałam pędzel i malowałam. Wiele moich obrazów powstało przez czysty przypadek. Były wśród nich takie, których nigdy nikomu nie pokazałam. Chowałam je głęboko pod łóżkiem, udając, że nie istnieją. Patrzenie na nie sprawiało mi fizyczny ból. Widziałam w nich siebie, rozbitą na drobne kawałeczki. 

Przymknęłam powieki, żeby powstrzymać łzy. Gwałtownie się wyprostowałam, poprawiłam sukienkę, która zaplątała się wokół nóg, i obróciłam się, żeby ruszyć z miejsca. I wtedy wpadłam na kogoś. Uderzenie było mocne, więc zatoczyłam się i upadłam na tyłek, wprost na mokry piasek. 

– Przepraszam! – usłyszałam męski głos. 

Byłam, aż tak niewidzialna? W kącikach moich oczu zakręciły się łzy. Spuściłam głowę jeszcze niżej, ale i tak zauważyłam dłoń tuż przed moim nosem. Niechętnie ją złapałam, a po chwili już stałam na nogach. Otrzepałam sukienkę z piasku, ale nawet nie spojrzałam na człowieka, na którego wpadłam. 

– Wszystko w porządku? 

– Tak – szepnęłam. 

Nagle dotknął dłonią mojej twarzy i uniósł podbródek. Zaskoczona, spojrzałam w zimne, szare oczy. 

– Na pewno? 

– To ja przepraszam – pośpieszyłam z wyjaśnieniami, bo czułam się winna. – Nie rozejrzałam się i…

– Spoko. Nic się nie stało. – Chłopak uśmiechnął się krzywo. – Sam się zagapiłem. 

Cofnął dłoń, więc mogłam wreszcie wziąć głęboki wdech. To już drugi chłopak, któremu weszłam w drogę. Niespodziewanie ogarnął mnie strach, bo przecież nie robiłam tego specjalnie. Nie chciałam, żeby któryś z nich pomyślał, że mi się podoba. Przecież doskonale wiedziałam, jak wyglądałam. 

– No nic, biegnę dalej – powiedział chłopak, mijając mnie. – Cześć. 

Zerknęłam na niego przez ramię i zadrżałam, bo on również się obejrzał. Nasze spojrzenia na krótką chwilę się skrzyżowały. Szybko odwróciłam się pierwsza, czując na policzkach okropne rumieńce. Potarłam dłońmi ręce i ruszyłam do przodu, próbując wyrzucić z głowy ostatnie niefortunne „spotkanie”. 

***

Siedziałam przed komputerem i prowadziłam walkę. Z jednej strony chciałam się zatracić w świecie gry, ale z drugiej… miałabym zarwać kolejną noc? Od paru dni nie dotknęłam ołówka ani farb. Wiedziałam, że powinnam się wyspać, dać odpocząć zmęczonemu organizmowi. Nie mogłam sobie robić zbyt długich przerw w rysowaniu. Dłoń szybko zapominała, a nie mogłam tracić czasu na niepotrzebnie “rozrysowania”. Wystarczyło jednak, że przypomniałam sobie swoje żałosne rozmyślania na plaży, żebym nacisnęła ikonkę gry. 

Chłopacy byli dostępni, ale postanowiłam poczekać. Nie chciałam im się narzucać. Jako słaby gracz wolałam stać z boku. 

ketsok_111: jesteś?

Z wrażenia prawie strąciłam łokciem myszkę z biurka. 

ketsok_111: brakuje nam jednego gracza, bo Jacek z nami nie gra
ketsok_111: piszesz się?

Wzięłam kilka głębszych wdechów. Chyba potrzebowałam ich poczucia humoru. 

invisible_: tak
ketsok_111: to super, bo już myśleliśmy, że będziemy musieli jakiegoś randomowego ziomka wziąć
ketsok_111: zaraz Czarek wyśle Ci zaproszenie
invisible_: ok

Byłam bardzo „rozmowna”, jeszcze gorzej niż zwykle. 

ketsok_111: wszystko w porządku?

Co to za pytanie? Czemu tak wiele osób mi je zadawało? Czy ja wyglądałam na chorą? Nawet przez internet?

invisible_: nie, nie
invisible_: kiepsko spałam

Ciężko było nazwać to kłamstwem. Okienko rozmowy z Kostkiem nagło zasłoniła rozmowa chłopaków. Jak zwykle zasypali czat wiadomościami. 

Zyzio_Dyzio: zanim zaczniemy
Zyzio_Dyzio: co z tym spotkaniem?
Zyzio_Dyzio: gdzie? o której? u kogo śpimy?

Rozchyliłam usta ze zdziwienia, a potem z trudem przełknęłam ślinę. 

ketsok_111: ostatnio spaliście u mnie, teraz pora na Domina
ketsok_111: a właśnie, gdzie on się podziewa?
Zyzio_Dyzio: a nie wiem, zaraz mu stuknę smska
Zyzio_Dyzio: niech się księżniczka obudzi
Koksik_xxx: ej no, ale ja mam późno pociąg, poczekacie?
Zyzio_Dyzio: a to mój problem? 
Zyzio_Dyzio: i tak będziesz już nastukany
Koksik_xxx: bardzo śmieszne
ketsok_111: no to nie jest śmieszne, to smutne
Koksik_xxx: walcie się
jaceQ90: sam się wal
Koksik_xxx: odezwał się prawiczek, co alkoholu się brzydzi
jaceQ90: spadaj
Zyzio_Dyzio: dobra, dobra
Zyzio_Dyzio: skończcie
Zyzio_Dyzio: a nasza nowa koleżanka przyjdzie/przyjedzie?

Chodziło im o mnie? Nie za bardzo nadążałam za wiadomościami. 

invisible_: nie wiem, o czym rozmawiacie
ketsok_111: jak co miesiąc, jedziemy do konkretnego miasta i robimy sobie spotkanie
ketsok_111: wpadniesz?

Do konkretnego miasta? Na myśl, że miałabym sama gdziekolwiek pojechać, oblewał mnie zimny pot. 

Zyzio_Dyzio: może najpierw powiedz nam skąd jesteś?
jaceQ90: chyba napiszesz…
Zyzio_Dyzio: jeden kij
Koksik_xxx: a ten znów z tym kijem… 
Koksik_xxx: tęsknisz za czymś w wiadomym miejscu?

Chciałam się uśmiechnąć, ale w głowie miałam wypowiedź Cezarego. Chcieli znać miasto, z którego pochodzę. Nie podobało mi się to. Znali już moje imię, ale nie chciałam mówić im wszystkiego. Wolałam pozostać anonimowa, nawet jeśli znaleźli w internecie moje stare zdjęcia. 

ketsok_111: już, już, bo dziewczyna się chyba przestraszyła
invisible_: nie

Dlaczego to napisałam? Przecież miał rację. 

Zacisnęłam dłonie w pięści nad klawiaturą, zastanawiając się, czy w ogóle powinnam rozważać ich propozycję. Nawet jeśli poznaliby miasto, skąd pewność, że byłabym w stanie do nich przyjechać? 

invisible_: mieszkam w Gdańsku

Długo nikt nic nie odpisywał. Odświeżyłam komunikator w obawie, że musiałam coś przeoczyć. Wzięłam głęboki wdech i przycisnęłam pięści do ust. 

Zyzio_Dyzio: aż mi internet zwolnił
Zyzio_Dyzio: serio?
Zyzio_Dyzio: w Gdańsku?
jaceQ90: przecież grała z Dominem, dlaczego się dziwisz?
Zyzio_Dyzio: to co? mieszkają w jednym bloku i mają jednego dostawcę internetu?
Koksik_xxx: Gdańsk jest duży
jaceQ90: nie no, gratuluję Adrian
jaceQ90: wspaniale, że wreszcie zaznajomiłeś mi się z mapą Polski
ketsok_111: dobra, dobra
ketsok_111: czas leci, weźcie się w garść
Zyzio_Dyzio: no właśnie
Zyzio_Dyzio: to koleżanka jutro się z nami spotka?

Potarłam dłonią czoło, bo dalej za nimi nie nadążałam. 

invisible_: a gdzie się spotykacie?
ketsok_111: w Gdańsku
ketsok_111: mieszkam tam, Domin też 

Pokręciłam głową z niedowierzaniem, bo nie spodziewałam się takiego zbiegu okoliczności. 

invisible_: trochę późno
invisible_: może innym razem
Zyzio_Dyzio: ej
Zyzio_Dyzio: ja to z Warszawy przyjeżdżam, a ty masz tak blisko i co? 
Koksik_xxx: z Łodzi jest dalej
jaceQ90: ale ty dziś błyszczysz, jestem pod wrażeniem
Koksik_xxx: ten ham jest z Poznania
jaceQ90: ham? a to ja szynką jestem? 
Koksik_xxx: wielki polonista od siedmiu boleści
Zyzio_Dyzio: wielkiego to on może sobie chcieć mieć 
jaceQ90: ugryź mnie
Zyzio_Dyzio: a ty mnie pocałuj… sam wiesz gdzie
ketsok_111: no to teraz, to Leti na pewno się z nami nie spotka

Trzęsły mi się dłonie. Żaden z nich nie nawiązał do mojego wyglądu, ale i tak się bałam. 

Zyzio_Dyzio: nie jesteśmy brzydcy
jaceQ90: polemizowałbym, Czaruś
Zyzio_Dyzio: mów o sobie
Koksik_xxx: pozytywnie walnięci
ketsok_111: i bardzo skromni
Zyzio_Dyzio: no nie daj się prosić, dziewczyno
Zyzio_Dyzio: o dwudziestej na zielonym moście
Zyzio_Dyzio: będzie fajnie
Zyzio_Dyzio: a jak się napijemy, to już w ogóle będzie elegancko
jaceQ90: no chyba, że Adi zacznie rzygać 
Koksik_xxx: WAL SIĘ
ketsok_111: niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zatruł się alkoholem
Zyzio_Dyzio: patrzcie jaki porządny, jak się reklamuje z dobrej strony
Zyzio_Dyzio: takiego to tylko ze świecą szukać
jaceQ90: pisz tak dalej, to Kostek następny razem każe ci spać na klatce
ketsok_111: z żulem Mietkiem świetnie się dogadacie
jaceQ90: wreszcie ktoś ci powie: panie kierowniku
Zyzio_Dyzio: oj, ale jesteście zabawni
Zyzio_Dyzio: boki zrywać

Byli bardzo zabawni, ale nie potrafiłam się uśmiechnąć, a co dopiero parsknąć śmiechem. Przygryzałam paznokieć, a po głowie chodziły mi najgorsze myśli. Nie chciałam stracić swojej odskoczni. Podobało mi się bycie anonimową. Trwało to krótko, ale było bardzo wygodne. Nikt się na mnie nie patrzył i nie krzywił, no i nie obgadywał za plecami. 

ketsok_111: to jak, Leti?
ketsok_111: wpadasz?
Zyzio_Dyzio: co się pytasz?
Zyzio_Dyzio: wpada i już
Zyzio_Dyzio: powtarzam: jutro o dwudziestej na zielonym moście
ketsok_111: Czarek…
Zyzio_Dyzio: no co? trzeba podjąć decyzję za dziewczynę, bo jakaś taka niepewna jest
ketsok_111: ona jest sama, a nas jest pięciu
ketsok_111: widzisz różnicę?
Zyzio_Dyzio: Leti, boisz się nas?
jaceQ90: nie no, brawo ty
jaceQ90: jeszcze przystaw jej pistolet do skroni

W osobnym okienku znowu pojawiły się wiadomości od Kostka. Wzięłam głęboki wdech i przeczytałam je szybko. 

ketsok_111: nie przejmuj się nimi
ketsok_111: to mili faceci, chociaż trochę walnięci
ketsok_111: jeśli tylko chcesz, wpadnij

Długo wpatrywałam się w ekran laptopa. Czułam ulgę. Chociaż jeden dawał mi wybór. Byłam rozdarta. Kostek od samego początku był dla mnie miły i wydawał się najspokojniejszy. Nie miał głupich odzywek, nie nabijał się ze mnie i bardzo mi pomagał. 

Przez chwilę pomyślałam, że z nim mogłabym się spotkać. Szybko odepchnęłam tę myśl, bo przecież wszystko zmieniłoby się w momencie, w którym by mnie zobaczył. Ogarnęła mnie fala smutku. No tak, przecież wygląd zawsze był najważniejszy. 

***

Naprawdę nie wiem, co mi strzeliło do głowy, ale postanowiłam przyjść na ten Zielony Most. Może skłonił mnie do tego telefon Olgi, którego nie odebrałam. Nie chciałam znowu słuchać o tym, że jestem beznadziejna i powinnam coś zrobić ze swoim życiem. 

Stałam przy barierkach i spokojnie wpatrywałam się w niemal nieruchomą taflę rzeki. Założyłam włosy za ucho, ostrożnie nabierając powietrza do płuc. Musiałam się uspokoić. 

– Leti?

Zastygłam w bezruchu, słysząc znajomy głos. Zerknęłam przez ramię, a moje serce zaczęło bić jak szalone. Spojrzałam w zimne, szare oczy, a strach wywrócił mój żołądek do góry nogami. 

– Nie pomyliłem się, tak? – Chłopak uśmiechnął się krzywo, a następnie wyciągnął rękę w moją stronę. – Kostek. 

Rozchyliłam usta, będąc w totalnym szoku. To był on? Ten sam Kostek, z którym grałam i pisałam? 

Wysiliłam się na uśmiech i szybko odwróciłam wzrok, bo na moich policzkach zdążyły pojawić się rumieńce. Czułam na sobie spojrzenie Kostka. W długiej, obszernej sukience nie wyglądałam atrakcyjnie. 

Poczułam się jak Kopciuszek. Problem w tym, że ze mnie nie dało się zrobić pięknej księżniczki.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 3018 słów i 16980 znaków.

1 komentarz

 
  • agnes1709

    Zabrakło 33020 sztuk :nunu: Dlatego tak szybko przeczytałam:lol2: Pięknie! <3

    8 gru 2019

  • elorence

    @agnes1709 jak liczy :D Dziękuję <3

    14 gru 2019

  • agnes1709

    @elorence A jak:tadam: W końcu LICZY się konsekwencja, nie?:D

    16 gru 2019