Perseida - Rozdział 4

Usłyszałam głośne gwizdanie, ale nie otworzyłam oczu. Schowałam głowę pod poduszkę i mocno zacisnęłam powieki. Potrzebowałam snu, bo poszłam spać o piątej nad ranem. Byłam zła, że nie potrafiłam odmówić Rudemu, więc dwie potyczki zamieniły się w dziesięć. Starał się być miły, naprawdę. Delikatne przytyki wciąż uderzały we mnie z podwójną siłą, ale z racji, że nie miały nic wspólnego z moim wyglądem, były łatwiejsze do zniesienia. Może nie posiadałam specjalnych zdolności i z pewnością potrzebowałam kilkunastu godzin grania, aby zdobyć doświadczenie, ale byłam z siebie dumna. Nie poddałam się po pierwszej porażce. Nie zamknęłam się na nową znajomość. Nie rozpłakałam się z powodu krytyki. Trzy małe sukcesy, które zawdzięczałam internetowi. 

– No hej – oburzył się Paweł. – Co to za spanie do dziesiątej? 

Postanowiłam się nie ruszać, nawet uspokoiłam oddech. Miałam nadzieję, że odpuści. Nagle poczułam szarpnięcie w okolicach kostki. Słońce mnie oślepiło, więc zakryłam twarz dłońmi. 

– Nie – jęknęłam. – Jeszcze tylko pół godzinki! 

– Wstawaj!

Złapałam kołdrę, którą trzymał Paweł, i pociągnęłam w swoją stronę. 

– Nie zabieraj mi jej!

– O! A co to za oburzenie? O której poszłaś spać?

Tyle pytań… Zaczęła boleć mnie głowa. Obróciłam się na brzuch, przyciskając twarz do prześcieradła. 

– Dobranoc – mruknęłam. 

Kolejne szarpnięcie sprawiło, że przytrzymałam się poduszki, co było głupie. Paweł i tak zrzucił mnie z łóżka, a poduszka upadła mi na twarz. Syknęłam z bólu, dotykając tylnej części głowy oraz karku. 

– Dlaczego? – jęknęłam przeciągle. 

Paweł zabrał poduszkę z mojej twarzy i uśmiechnął się szeroko. 

– Cały dzień przed nami, a ty go chcesz zmarnować!

Jęknęłam po raz kolejny. 

– Chcę spać – mruknęłam żałośnie. – Pięć godzin to za mało…

– PIĘĆ GODZIN? – Paweł aż się zapowietrzył. – Co ty robiłaś do piątej nad ranem?!

Zakryłam twarz dłońmi, wzdychając ciężko. 

– Grałam.

Paweł złapał mnie w talii i postawił na nogi. Oszołomiona, uczepiłam się jego ramion i ze świstem wciągnęłam powietrze do płuc. Moje oczy z pewnością były ogromne ze strachu. Rozbawienie na twarzy kuzyna wywołało ciemne rumieńce na moich policzkach. 

– Nie szło mi najlepiej, to fakt, ale…

– To nieważne – wszedł mi w słowo. 

Zamrugałam powiekami. 

– To z czego się śmiejesz? – zapytałam zdezorientowana. 

Położył dłonie na moich ramionach i uśmiechnął się ciepło. 

– To radość – powiedział, a w jego oczach zatańczyły iskierki. – Poświęciłaś tyle czasu rzeczy, która nie ma nic wspólnego z malowaniem ani rodziną. To coś… Wow! – Posłał mi kolejny uśmiech. – Jeszcze jest dla ciebie nadzieja – mruknął, klepiąc mnie po policzku. 

Wciąż byłam zdezorientowana. 

– Malowanie zawsze będzie dla mnie najważniejsze. 

– Wiem. – Odsunął się, unosząc kącik ust. – Dlatego jednocześnie jest mi niezmiernie przykro, że mi nie ufasz. 

Jego słowa były bardzo mocne. Zgarbiłam się, aby przyjąć cios. Odwróciłam też wzrok, bo nie potrafiłam znieść tego rozżalonego spojrzenia. Chwyciłam rąbek pidżamy i zaczęłam go skubać. 

– Dam ci czas na ogarnięcie – mruknął, a chwilę później usłyszałam, jak zamyka za sobą drzwi. 

Uniosłam wzrok, czując się winna. Nie zamierzałam sprawić mu przykrości. Nie chciałam mu pokazywać rysunków z zupełnie innego powodu niż myślał. Nie czułam się dostatecznie utalentowana. Na uczelni uważano mnie za dobrą malarkę, ale nie potrafiłam w to uwierzyć. Chciałam być lepsza, dążyłam do tego ze wszystkich sił, dlatego w domu dużo rysowałam. Ćwiczyłam rękę praktycznie cały czas. Nie pozwalałam jej odpocząć. Sukcesy wymagały wysiłku, bardzo ogromnego wysiłku. 

Dla malowania zrobiłabym wszystko. Dokładnie tyle samo, co dla drugiej połówki, gdyby tylko ktokolwiek był mną zainteresowany. 

Przyłożyłam palce do dolnych powiek, aby szybko zetrzeć pierwsze łzy. To nie był dobry moment na płacz. Po pierwszych malutkich sukcesach nie mogłam się załamać. Przed Pawłem nie dałabym rady niczego ukryć, a nie chciałam się tłumaczyć. Musiałam stłumić emocje, toczące bój w moim sercu, i przygryźć policzki, aby nie zacząć wyć. 

***

Patrzyłam na uszczęśliwionych rodziców, a moje serce pękało na pół. Paweł wywoływał na ich twarzach szerokie uśmiechy. Przy mnie byli bardziej stonowani, zdystansowani i milczący. Owszem, tata wielokrotnie próbował łamać ten schemat, ale niekoniecznie mu w tym pomagałam. Czułam żal, których obezwładniał mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam niczego przełknąć. 

Siedziałam przy pełnym stole, ale czułam się jak niepasujący element. Nie wiedziałam czy to wina mojego kiepskiego nastroju, czy może wyrzutów sumienia. Zerknęłam kątem oka na mamę i zauważyłam, że przygląda mi się z troską. Uśmiechnęłam się do niej niewyraźnie, postanawiając wmusić w siebie śniadanie – przynajmniej jedną kanapkę. Przeżuwałam ją chyba wieczność, ale przynajmniej spojrzenie mamy trochę złagodniało. 

– Jesteś dzisiaj bardzo blada – powiedziała zmartwiona. 

– To moja wina – mruknął Paweł z pełną buzią jedzenia. – Pokazałem jej pewną grę i nie potrafiła się od niej oderwać. 

– Ach, te gry – westchnął ojciec. – Chyba żaden fizyk nie brał udziału w ich tworzeniu. Tam jest tyle błędów... 

– Tato, to fikcja – przypomniałam. 

Uśmiechnął się do mnie ciepło. 

– A jak ci poszło? Dobra byłaś? 

Paweł parsknął głośnym śmiechem. Przyjrzałam mu się uważnie, a potem przeniosłam wzrok z powrotem na tatę. 

– Prawie – odpowiedziałam z lekkim wahaniem. 

– To pewnie wina braku zastosowania praw fizyki – skwitował ojciec, splatając dłonie na stole. 

– Otóż to – potwierdził Paweł, mrugając do mnie. – Gdyby wszystko zostało porządnie zrobione, pewnie byłabyś najlepsza. No, bo w końcu jesteś córką fizyka. 

Wszyscy przy stole się roześmiali, oprócz mnie. Patrzyłam na nich z subtelnym uśmiechem. Tata od razu założył, że byłam dobra. Mama cały czas się o mnie troszczyła. Paweł był obok. 

Miałam cudowną rodzinę. 

***

– A ten gracz, z którym wczoraj tyle grałaś, to chociaż jest przystojny? – mruknął Paweł, instalując potrzebny komunikator, o którym wspominał Rudy. 

Uniosłam brew, robiąc się cała czerwona. 

– Przystojny? – wydukałam. – Ale niby dlaczego?

– No nie wiem, bo spędziłaś z nim całą noc?

Paliła mnie twarz. Nerwowym ruchem odgarnęłam włosy i wbiłam wzrok w ścianę. 

– Tylko graliśmy.

– No nie wiem – mruknął rozbawiony. – Koleś zarwał dla ciebie całą noc. 

Nie doszukiwałam się drugiego dna. Rudy pewnie myślał, że jestem ładna, inaczej nie traciłby czasu. 

– Może nie miał z kim grać? – zapytałam pełna nadziei. – Było późno, może jego koledzy poszli spać.

Paweł parsknął śmiechem. 

– A może chodzi o to, że jesteś dziewczyną? 

Miał głupkowaty wyraz twarzy i wyglądał, jakby czekał na mój entuzjastyczny pisk. Nic podobnego nie wypadło z moich ust. Wpatrywałam się w niego z konsternacją, szukając w głowie pomysłu na zmianę tematu. 

– A ty wierzysz wszystkim dziewczynom w internecie?

Kuzyn zmarszczył brwi, a potem podrapał się po głowie. 

– Nie pomyślałem, że mogę zostać oszukany. Zresztą, nie ma się czym przejmować. – Machnął niedbale dłonią i pochylił się nad moim laptopem. – Bardzo łatwo takie rzeczy zweryfikować. 

Wciągnęłam gwałtownie powietrze do płuc.

– Zweryfikować? – powtórzyłam ze strachem. 

– Co ty taka przerażona? – zapytał zaskoczony. – To normalne. Logując się do gry, podajesz adres e-mail. Najczęściej jest to ten sam, którym posługujesz się na portalach społecznościowych. Wyszukiwanie jest proste. 

Strach ścisnął moje serce. Zaczęłam się zastanawiać czy w internecie można znaleźć jakiekolwiek moje zdjęcie. Osobiście żadnego nie wrzucałam. Na swoim koncie miałam tylko zachody słońca, nic więcej. Ale wciąż pozostawały zdjęcia klasowe z liceum… Olga i Paulina nigdy nie naciskały na upamiętnienie naszych spotkań. Same miało dużo wspólnych zdjęć, ale nie byłam zazdrosna. Stanie w cieniu miało swoje plusy. 

– Leti? 

Drgnęłam i przeniosłam wzrok na Pawła. Wyglądał na zmartwionego. 

– Znowu odpłynęłaś. Coś się stało?

Pokręciłam energicznie głową. 

– Nie. Jasne, że nie. 

– Jak skończę ogarniać twój komputer, to skoczymy na lody? 

– Przecież wiem, że nie jem słodyczy. 

– Lody to życie – powiedział stanowczo. – I nie mów, że nimi gardzisz, bo pomyślę, że wcale nie jesteśmy spokrewnieni. 

Ja już myślałam o tym wcześniej. Różniło nas wiele rzeczy, nawet głupie lody. 

– Wezmę mrożoną kawę. 

Wywrócił oczami i westchnął. 

– Niech ci będzie.

***

Wychodząc z klatki, Paweł dźgał mnie palcem w żebra. Zirytowana, odpychałam jego ręce, ale bezskutecznie. Jego twarz rozświetlał szeroki uśmiech. Najprawdopodobniej chciał mnie nim zarazić. Miałam zbyt podły nastrój, więc nawet nie chciało mi się udawać, że jest w porządku. 

– Nie zjem żadnych lodów – jęknęłam, odskakując na bok. Sukienka zaplątała się między moimi nogami, więc prawie runęłam na ziemię. Prawie, bo poczułam męskie dłonie na talii. Po chwili już stałam, a ktoś zamiast mnie puścić, objął ręką w pasie i przystanął obok. 

– Wszystko w porządku?

Zdrętwiałam, wpatrując się w brązowe oczy. Serce oszalało. 

– Przepraszam – wydukałam. 

Na twarzy Dawida pojawił się delikatny uśmiech. 

– Pytałem, czy wszystko w porządku – powtórzył rozbawiony. 

Pokiwałam niepewnie głową. 

– Tak, tak… Jest okej. 

Opuścił rękę, a mi zrobiło się zimno. Nie byłam do końca pewna, co się stało, ale serce wciąż się nie uspokoiło. Boże, Dawid mnie obejmował i wciąż stał przede mną, i patrzył na mnie. Uśmiechał się cały czas. Jego oczy w słońcu miały jeszcze cieplejszy odcień. To było zbyt wiele. 

– No to cześć – powiedział. 

– Cześć – szepnęłam, starając się, aby mój głos nie brzmiał tęsknie. 

Patrzyłam jak odchodzi, nie potrafiąc odwrócić wzroku. 

– Czyli to był ten słynny Dawid z czwartego piętra?

Głos Pawła dochodził jakby z innego świata. Mrugnęłam, powracając do rzeczywistości. Obróciłam się i zaniemówiłam. 

– Słów ci zabrakło z wrażenia? – rzucił z rozbawieniem. – Nawet się z nim nie pożegnałaś…

Uniosłam wysoko brew. 

– Przecież powiedziałam mu: “Cześć”. 

– Chyba w myślach. – Uśmiechnął się szeroko. – Co ta miłość z tobą robi!

Nabrałam wody w ustach, a policzki zaczęły mnie palić żywym ogniem. 

– Paweł! – syknęłam upominająco, zerkając przez ramię w stronę bloku. – Możemy iść dalej?

– On w ogóle wie jak masz na imię? – nie dawał za wygraną. – Bardzo opiekuńczy koleś. No i ma refleks, byłby z niego świetny gracz. 

Patrzyłam na Pawła, nie do końca rozumiejąc jego tok myślenia. Nie podobało mi się, że “poznał” Dawida. Nie chciałam czuć żadnej presji i pisać szczęśliwych scenariuszy. Cokolwiek czułam, było tylko moje. Nie zamierzałam się tym dzielić. 

– Ale masz minę! 

– Paweł, naprawdę, możemy już stąd iść? – zapytałam błagalnie. – Nie chcę, aby pomyślał, że ja… Proszę...

Pokręcił z głową, ale ruszył do przodu, a ja za nim. Obejrzałam się przed ramię, mając nadzieję, że Dawid nie zaczął niczego podejrzewać. Nie byłam pewna jak spojrzę mu w oczy, jeśli pewnego dnia znów na siebie wpadniemy. 

***

Pochylona nad laptopem, czytałam opisy postaci i czekałam na Rudego. Umówiliśmy się nad dwudziestą drugą. Paweł zostawił mi swoje wypasione słuchawki, więc mogłam przynajmniej posłuchać muzyki. Ten dziwny komunikator, który mi wgrał, miał możliwość nie tylko czatowania, ale również mówienia. Nie za bardzo chciałam korzystać z tej drugiej opcji. Głos zdradzał dużo rzeczy. 

Nagle na ekranie pojawiła się wiadomość z komunikatora. 

ketsok_111: hej? grasz?

To nie był Rudy. 

invisible_: czekam na Rudego
ketsok_111: nie tylko ty
ketsok_111: zagrasz z nami?
invisible_: nami?
ketsok_111: nooo, drużyna jest pięcioosobowa
ketsok_111: brakuje nam jednego gracza
ketsok_111: piszesz się?

Nie byłam przekonana. 

invisible_: nie jestem dobra
ketsok_111: dobra?

Znowu to samo? 

ketsok_111: a to trzeba być dobrym, aby grać?
ketsok_111: daj spokój
ketsok_111: wysyłam zaproszenie do drużyny

Zaskoczona, otworzyłam usta ze zdziwienia. Nic nie napomknął o tym, że jestem dziewczyną i powinnam być traktowana inaczej. Poczułam się… lepiej. Wzięłam parę głębokich wdechów, a gdy zaproszenie pojawiło się na środku monitora, bez zastanowienia kliknęłam: “Tak”. 

To była dosłownie sekunda, a czat nagle zalał się wiadomościami:

Zyzio_Dyzio: no wreszcie!
Zyzio_Dyzio: kij w oko Rudemu
jaceQ90: skończ z tym kijem
Koksik_xxx: to ty skończ
ketsok_111: możecie się ogarnąć?
Zyzio_Dyzio: dobrze tatusiu
Zyzio_Dyzio: kogo do nas sprowadziłeś?
ketsok_111: a nie widać?
Zyzio_Dyzio: pierwszy raz widzę ten nick
Zyzio_Dyzio: nowy?
ketsok_111: *nowa
jaceQ90: dziewczyna? 
Koksik_xxx: nie
Koksik_xxx: stokrotka
jaceQ90: sprawdź czy cię nie ma w łazience
Koksik_xxx: napisałbym coś, ale dziś ci podaruje
Zyzio_Dyzio: dzień dobroci dla zwierząt?
Koksik_xxx: coś w ten deseń 
ketsok_111: gramy czy dalej tracimy czas?
Zyzio_Dyzio: a co to
Zyzio_Dyzio: ktoś tu okres ma?

Czytałam to i uśmiechałam się pod nosem. 

ketsok_111: może nasza nowa koleżanka się odezwie?
ketsok_111: da znak, że żyje?
jaceQ90: zobaczyła Czarusia i dostała zawału 
Zyzio_Dyzio: spadaj na drzewo prostować banany!
jaceQ90: cóż za wyszukany pocisk
jaceQ90: i nawet nie użyłeś kija
jacek90: szacun
Zyzio_Dyzio: gramy czy nie?
Koksik_xxx: a może koleżanka się wreszcie przedstawi? 

Ukryłam twarz w dłoniach, bo nie wierzyłam w to, co czytałam. Nie chciałam zdradzać im swojego imienia. Wtedy z pewnością byłoby im łatwiej znaleźć mnie w internecie. Ale z drugiej strony… co mi szkodziło? Przecież nie byłam jedyną Letycją na świecie. 

invisible_: a muszę?
Zyzio_Dyzio: możemy w takim razie my się przedstawimy, co? 
Koksik_xxx: no w sumie
Koksik_xxx: Adrian
jaceQ90: Jacek
Zyzio_Dyzio: Cezary
ketsok_111: Kostek

Otworzyłem szerzej oczy. Czyli nie tylko ja miałam dziwne imię? 

invisible_: naprawdę nazywasz się Kostek?
Zyzio_Dyzio: widzisz?
Zyzio_Dyzio: wszyscy z tego bekę kręcą 
invisible_: nie, nie
invisible_: jestem Leti

Serce mi waliło jak młotem. Nie przepadałam za swoim imieniem, więc posłużyłam się zdrobnieniem. 

Zyzio_Dyzio: Leti?
Zyzio_Dyzio: po jakiemu to?
ketsok_111: nie czepiaj się, tylko daj gotowość
Zyzio_Dyzio: jestem tylko ciekawy…
jaceQ90: nie jesteś księdzem, aby każdy ci się spowiadał 

Zacisnęłam mocno usta, aby nie parsknąć śmiechem. 

Zyzio_Dyzio: a tak w ogóle
Zyzio_Dyzio: od kiedy my piszemy na czacie?
jaceQ90: koleżanka ma wyłączony głos
Koksik_xxx: Zyzio, przepaliły ci się chyba zwoje mózgowe 
Zyzio_Dyzio: OHO
jaceQ90: O KURDE
Zyzio_Dyzio: ale zabłysnął
Koksik_xxx: że niby głupi jestem?
jaceQ90: a ktoś tak napisał?
kestok_111: GRAMY?
Zyzio_Dyzio: DOBRA
Zyzio_Dyzio: panowie i panie, pora skopać komuś dupę

Wyprostowałam się na krześle i wzięłam głęboki wdech.

Ale nie pomogło. Rozgrywka trwała dziesięć minut. Umarłam znowu w ciągu pierwszych trzydziestu sekund, a potem jeszcze parę razy. Kostek wielokrotnie próbował mnie ratować, ale za każdym razem przepłacał to życiem. Cezary pisał litanie na czacie. Jacek co chwilę kazał mu się zamknąć. Adrian szarżował, przez co również cały czas ginął. 

Nie poszło nam dobrze. 

Kiedy na monitorze pojawił się napis: “Porażka”, czat znowu zalał się wiadomościami. Czytałam je ze ściśniętym sercem, ale nikt mnie nie skrytykował. Cisnęli sobie nawzajem, ale mnie omijali szerokim łukiem. Byłam bardzo zaskoczona. 

Nagle w osobnym okienku pojawiły się wiadomości od Kostka: 

ketsok_111: widzisz?
ketsok_111: wcale nie byłaś najgorsza
ketsok_111: wszyscy zawaliliśmy 
ketsok_111: i jeszcze jedno, następnym razem ustaw się za moimi plecami
ketsok_111: dam ci potrzebną ochronę 

Mag bez ochrony był bezużyteczny. Kostek miał rację, potrzebowałam jego tarczy.

elorence

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 2860 słów i 16726 znaków.

1 komentarz

 
  • agnes1709

    Na lekkie wspomnienie, bo nudy, a tu... czytadło jest!:jupi: Dobrych rzeczy zawsze za mało, nawet nie wiem, kiedy przeczytalam :sad: Następną część poproszę na minimum 50 tysiaków:D:D:D Pozdro;)

    24 lis 2019

  • elorence

    @agnes1709, łooo, 50 tysiaków to sporo :D  
    ale dzięki <3

    24 lis 2019