Mała POWRÓT (tajemnica) część 2.

Wiecie czym jest cisza? Prawdziwa cisza?  
     To oddech, w którym nie czujesz poboru powietrza. To zamknięcie swojego ciała w pułapce. Jaka jest cisza? Płaska czy wypukła, gruba czy chuda, mała czy duża, okrągła czy kanciasta, puszysta czy szorstka, biała czy czarna, dobra czy zła?  
-Pani Janko, przyszedł Roman Gruszczow. - Powiedziała Helena.  
     Skinęłam głową.  
     Mężczyzna był jednym z tych, którzy działali dla dobra naszych żołnierzy. Zobaczyłam go stojącego w drzwiach, ubrany w ciemny płaszcz, na głowie dzierżył brązowy kapelusz, spod którego wyrwało się kilka ciemnych włosów.  
-Dzień dobry, od razu nadmienię, że nasza rozmowa musi zostać między nami. - Powiedział twardym głosem.  
-Oczywiście.  
     Siedziałam w dużym skórzanym fotelu. Fałdy mojej beżowej sukienki opadały wzdłuż kolan, były takie żałosne i smutne... Przez moment na nie patrzyłam i czułam się jakbym zamarła. Oddech płytki... Oczy niemal zamknięte...
-Zaskoczyło mnie pani zaproszenie. - Zaczął. - Pamiętam dzień gdy przeprowadziła się pani tutaj, widziałem wtedy jak wysiada pani z samochodu i wchodzi do domu. Nie widziałem w tym krzty radości... Nie wyglądaliście jak nowożeńcy...  
-Nic pan nie wie. - Przerwałam mu.  
-I ta złość w oczach...  
     Rzuciłam mu szybkie spojrzenie. Patrzył na mnie tak jakby chciał sprawdzić co kryje w środku. Patrzył tak jakby doskonale wiedział, że kryje w sobie wiele tajemnic... Patrzył tak, że moje nogi wręcz traciły czucie... Kim on do cholery jest?  
-Przejdźmy do rzeczy! - Wyrwałam. - Doskonale wiem czym się pan zajmuje i możemy pomóc sobie nawzajem.  
-Co może mi pani zaoferować? - Był spokojny i chłodny.  
     Wzięłam głęboki wdech.  
-Jeśli znajdzie pan kogoś dla mnie, mogę zapewnić panu pewny dopływ pieniędzy.  
-Ojciec, brat, ukochany? - Uniósł pytająco brwi.  
-Żadnych pytań.  
-Ukochany...  
     Usłyszałam kroki na schodach i szybko wyjrzałam za drzwi.  
-Mamo! - Głosik Antka wpadł do pokoju. - Zobacz co znalazłem. Poczytasz mi?!  
     Podbiegł do mnie z małą książką obitą w skórę.  
-Dobrze synku, ale troszkę później. - Pocałowałam go w czoło.  
     Gdy ponownie spojrzałam na Gruszczowa jego twarz diametralnie się zmieniła, jakby zobaczył ducha...  
-Ma pani syna. - Powiedział cicho.  
-Słoneczko idź się pobawić do siebie. - Niemal wyszeptałam do Antka i wróciłam z uwagą do gościa. - Tak to moje dziecko.  
-Ile ma lat?  
-Trzy.  
-To nie możliwe... - Wyszeptał.  
-Słucham? - Nie dosłyszałam.  
-Wróćmy do sprawy. Kogo lub co mam znaleźć?  
     Spojrzałam na swoją dłoń. Na serdecznym palcu nosiłam pierścionek, który dał mi Janek w dzień swojego odejścia.  
-Jan Malinowski. - Powiedziałam. - Malina.  
     Za każdym razem wymawiając jego imię i nazwisko czułam ten sam ból, ale też przypominałam sobie wszystkie kłamstwa i niedopowiedzenia. Dlaczego okłamała mnie w sprawie rodziny?  
-Spotkamy się jutro w „Piwniczance”, proszę przynieść pieniądze. Dziesiąta. Nie będę czekał.
     Po tych słowach wstał i skierował się do wyjścia.  
-Dziękuję.  
     Nie odwrócił się nawet.  
     Szedł przed siebie.  
     Gdy zniknął ogarnęło mnie uczucie, że jego obecność była przeżyciem dziwnym, ale dającym oddech. Coś w jego osobie było wyjątkowe... Może to, że wierzyłam, iż odnajdzie dla mnie Janka?  
     Wieczór ciągnął się w nieskończoność.  
     To oczekiwanie na jutro...
     Ciągła niepewność co usłyszę.  
     Bałam się, ale jednocześnie... Czekałam! Miałam nadzieje!  
     Weszłam do pokoju synka. Marek siedział z nim na łóżku czytając mu książkę. Przez moment nie mogłam się ruszyć. Stałam... Tylko tyle. Ojciec i synek...  
     Łza spłynęła mi mi po policzku. Wiedziałam, że nikt nie zrozumie tego co czuje, bo nikt nie zna mojej tajemnicy... Z wyjątkiem Marka i Nastii, ale oni nie pomogą mi... Nie mogą mi pomóc.
-Mamo! - Krzyknął.  
-Tak kochanie? - Weszłam do pokoju.  
     Mąż rzucił mi badawcze spojrzenie. Musiał zauważyć, że płakałam.  
-Pośpiewaj mi... Proszę.  
     Przysiadłam na łóżku, naprzeciw Marka. Ponownie spojrzał na mnie... Te oczy przepełnione miłością, pragnieniem i bólem śnią mi się po nocach. On wyrzekł się wszystkich dobroci cielesnych świata, wiedział, że ja nigdy mu ich nie dam. Mimo to mnie pokochał, ożenił się ze mną i trwa... Trwa przy mnie...  
-Nocą nikt zmęczonych butów już nie ściga
A śpiące oko zdrajcy mnie nie wypatruje
Chroniony lasem, łanem zboża, Twą modlitwą
Idę dziś Bóg mi Ciebie podaruje.
Choć to nie kościół, a ja nie w ślubnej bieli
Klęczymy w deszczu, ziemia ciepło pachnie błotem
Przysięgę póki śmierć nas nie rozłączy
Przyjmujesz Panie błogosławiąc nas błyskawic złotem. - Łzy płynęły po policzkach, myślałam o tym co przeżyłam gdy byłam w oddziale...  
     Widziałam tyle śmierci...  
     Tyle zła...  
-Znać Cię nie może w noc go przyniosę gdy śpi
Pod palcami jego włosy zawsze będziesz czuć
Najciszej jak można na czołach znaczysz nam Krzyż
Sercem zawsze z nami, ale my na zawsze sami
Dopada kula, ziemia pachnie naszym ślubem
Trawa jak włosy dziecka mocno w nią dłoń wtuliłem
I dałbyś Boże siłę,by ostatnia myśl prosiła
Spraw bym wybaczył moim wrogom każdą winę – Głos ugrzązł w ustach...  
     Nie mam siły...
     Muszę wiedzieć!  
     Muszę wiedzieć czy on żyje!  
     Moje serce nie jest już w stanie tego znieść... Ta niepewność morduje mnie co ranek i co wieczór.  
     Boże...
     Jeśli możesz, spraw by on wrócił.
     Niech tu przyjdzie. Niech żyje...  
     Nawet jeśli zapomniał... Jeśli zapomniał o mnie, o moich oczach, o tej nocy w lesie... Proszę powiedz mi, czy żyje!  
-Janka, wszystko dobrze? - Szepnął Marek.  
     Ucałowałam pośpiesznie czoło śpiącego antka i wyszłam.  
-Janka!?  
     Podbiegł. Złapał mnie a po chwili mocno przycisnął do siebie.  
     Na szyi czułam jego oddech.  
     Nie potrafiłam zdusić płaczu.  
-gdybym mógł, zabrałbym cały ten ból z twoich barków i obciążył nim siebie... Gdybym mógł... Zrobiłbym wszystko byś nie płakała... Gdybym mógł odnalazłbym go i rzucił ci do stóp byś już nigdy nie uroniła żadnej łzy...  
     W takich momentach bolało jeszcze mocniej. Dlaczego?  
     Przez to, że raniłam też jego... Człowieka, który poświęcił dla mnie swoje szczęście, a gotów byłby poświęcić życie... Człowieka, który mimo swej miłości jest gotów oddać mnie innemu... Człowieka, który przyjął mnie do swojego życia mimo całej przeszłości... Nie potrafiłam mu dać nawet pocałunku... Nigdy mu go nie dałam. Jak bardzo on musiał cierpieć? Jak bardzo musiało go to boleć? Jak bardzo zmęczony musiał być?  
-Przepraszam. - Wyszeptałam.  
-Nie masz za co mnie przepraszać.  
-Przepraszam. - Wyrwałam się z jego uścisku i odeszłam.  
     W swoim pokoju rzuciłam się w kąt łóżka i zalana łzami odpłynęłam do innego świata.  
     Z prawej strony dużego okna stało pianino, instrument, który dawał ukojenie.  
     Podeszłam do niego... Musiałam pozbyć się emocji... Układając palce, zaczęłam grać.  
-W moim śnie
Jesteś przy mnie blisko
Czuję jak
Dotykasz dłoni mej
W moim śnie
Jesteś ze mną kochany
W moim śnie
Mam przy sobie dziecko
Słyszę jak
Oddycha tak równiutko
Synku śpij
Śpij moje słoneczko
Mamusia jest przy tobie
Nie waż się
Nie waż się odchodzić
Kochany śnie trwaj
Nie chce budzić się... Nie  
     W piosence trwała cała prawda...  
-Z głębi serca
Wołam do Ciebie Panie
Tam gdzie nie ma słów
Usłysz mój głos
Usłysz głos mojej duszy
O Panie, gdzie jesteś o Panie
Ukaż się
Daj mi znak
O Panie
Daj znak...  
     Położyłam się, okryłam kołdrą i chciałam spać... Spać i się nie budzić.  
     Co się z nami dzieje w snach? Nasze ciało tu zostaje, ale gdzie płynie dusza? Do innej krainy? Daleko, gdzie nie sięga nasz rozum? Dlaczego w snach spotykamy się z tymi, za którymi tęsknimy? Jesteśmy jak obłoki na niebie... Odpływamy... Wsiadamy do łódki i możemy z niej wysiąść dopiero wtedy gdy ktoś nam pozwoli? Czy dopiero gdy dopłyniemy do portu?  
     Jak tylko pierwsze płomienie słońca wpadły do pokoju, zerwałam się na równe nogi.  
     Ubrałam ciemną niebieską sukienkę i szary żakiet. Do torebki włożyłam broń i pieniądze, które wcześniej wyjęłam z sejfu. Nie zjadłam śniadania, nie czekałam na Marka. Powiedziałam tylko Helence, żeby się nie martwili.  
     Droga na rynek była dla mnie krótka. Szłam szybko, nawet nie odwracając się za siebie.  
     Gdy byłam na miejscu usiadłam przy najbardziej oddalonym stoliku. Zamówiłam kawę, wzięłam gazetę... Udawałam zwyczajną kobietę.  
-Jest pani punktualna. - Powiedział Gruszczow.  
-Nauczono mnie tego. Na wojnie nie ma czasu na spóźnienia.  
-Wiele pani widziała... Śmierć przyjaciół? Śmierć rodziców? Śmierć Heńka, prawda?- To były pytania retoryczne. Dobrze wiedział. -Czy ma pani to co obiecała?  
     Pytanie o Henia najbardziej mnie przybiło.
     Wróciło mi do głowy ten dzień... Poranna pobudka, długa droga i cała ta bitwa... Pamiętam maleństwo, które zmarło w moich ramionach... Pamiętam jak zamykałam jego oczy... Pamiętam ostatnie słowa Heńka... Pamiętam.  
     Nie chciałam dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to zabolało.  
-Zawsze dotrzymuje słowa. - Grałam wprost, jak on.  
-W takim razie mogę pani dać to... - Położył na stole kopertę podpisaną moim imieniem.
     Znałam to pismo...
     Dobrze je znałam.
-Czy to...  
-Następnym razem spotkamy się gdzie indziej.  
     Wstał i wyszedł a ja patrzyłam tylko na tę białą kopertę.  
     Bałam się po nią sięgnąć...  
     Nie wiedziałam co mnie czeka.  
     W końcu musiałam. Wzięłam ją w dłonie, rozkleiłam i wyciągnęłam ze środka list.  

„Moja mała...                                                   Wrzesień, 1944
Moja miła...
Moja kochana...  
Nie wiem co mam powiedzieć, nie wiem co mogę napisać... Mam ci tak wiele do powiedzenia, ale tak bardzo się boję. Tyle ran ci zadałem... Ale już niedługo wszystko ci wytłumaczę. Już niedługo... Wiem, że jesteś bezpieczna. Wszystko wiem... I choć serce moje umiera co dzień z tęsknoty za tobą a nie mogę zrobić nic więcej niż tylko dać ci ten list. Wiedz, że przeżyje. Przeżyje dla ciebie i dla niego... Trzy lata... Co dzień myślę o tej nocy gdy byłaś tylko dla mnie, gdy nie musiałem się bać, że cię stracę...  
Musisz być silna... Wojna niedługo się skończy.  
Oddział wciąż walczy, choć nie jesteśmy już tymi samymi chłopcami.  
Kochana moja, jestem daleko choć blisko. Czuje twój zapach, lecz nie widzę twych oczu i sprawia mi to ogromny ból. Obiecuje ci miła, że gdy tylko będzie bezpiecznie przyjdę po ciebie. Tylko jeśli będziesz chciała ze mną odejść, jeśli wciąż mnie kochasz i wciąż chcesz żyć przy mnie... Zaufaj Romanowi, on cię przeprowadzi.”

Rosseved

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1997 słów i 10789 znaków. Tagi: #mała #Miłość #Wojna #1939 #Życie #Uczucia #Smutek #Śmierć

Dodaj komentarz