Mała - Złote Łzy

Zapach snów     

Sto dwadzieścia dni...
     Sto dwadzieścia nocy...
     Tyle godzin...
     Tyle minut.  
     Brak już czucia, brak już wytchnienia... Straciłam prawie wszystko na czym mi zależało.  
     Tak to ja, Janina Borowska. Tak to ja, ta dziewczyna, za której sprawą zginęła siostra, odszedł chłopak... Tak to ja...  
     Wciągnęłam powietrze do płuc. Szliśmy od wielu godzin, spaliśmy po lasach. Na mchu, pod drzewami. Nigdzie nie czułam się dobrze. Nigdzie nie było już słońca, które dla mnie zgasło do pewnego czasu, może jeszcze wstanie. Mam nadzieje.  
     Mijaliśmy właśnie wioskę, gdy moje stopy zaczęły płonąć bólem. Wiem, że długie podróże w oficerkach tak właśnie się kończą. Pięty mam już owinięte kilkoma warstwami bandaży, które za pomoc na polu dostaliśmy od starego lekarza. Był taki miły, ale wiem, że Niemcy wielokrotnie zmusili go już do leczenie ich żołnierzy. Jego żona dała mi czerwoną apaszkę w grochy, którą przewiązałam na szyi. Mieli trójkę dzieci. Trzyletnia Basia siedziała mi na kolanach przy obiedzie, ledwo co potrafiła powiedzieć po polsku. W tym świecie szwaby nie pozwalają nawet naszym dzieciom na wolność. Trzynastoletni Piotr cały czas pomagał ojcu, nie odstępując go na krok. Najstarszy był Józek, który tego dnia kończył siedemnaście lat. Mężny i przystojny, zabrał z domu tobołek i ruszył z nami.  
     Gdy się obejrzałam szedł parę kroków za mną. Nie doświadczył jeszcze strachu i bólu, zazdroszczę mu trochę.  
     Po czterdziestu dniach przestałam nałogowo myśleć o Janku. Musiałam wrócić do rzeczywistości. Teraz jego duch przychodzi do mnie tylko w nocy. Czasami mam wrażenie, że znów jest ze mną. Kładzie się koło mnie i przykrywa nasze ciała swoim moro. Innym razem siada przy mnie, całuje moje czoło i odchodzi. To takie bolesne... Chyba wolałabym żeby już całkiem zniknął!  
-Mała... - Westchnął ktoś przy moim boku.  
     Spojrzałam na zmęczoną twarz kuzyna.  
-Musimy porozmawiać.  
     Jego słowa zabiły mi w uszach, ale przyjęłam je jak zwykłą prośbę.  
     Oddział szedł zwartym szykiem w stronę warszawy, tak to tam zmierzaliśmy. Dostaliśmy list od głównego dowódcy, który nakazał nam pomoc oddziałom uwięzionym w zasadzce Niemców. Od czasu kontaktu minęło pięć dni... Nie mieliśmy pewności czy jest jeszcze kogo ratować, ale musieliśmy iść. Musieliśmy wierzyć!  
     Antek poczekał, aż wszyscy nas wyminął i dopiero wtedy powolnie ruszyliśmy zachowując kilkanaście metrów odległości od reszty.  
-W Warszawie nie będzie bohaterskiej bajki... - Zaczął.
-Wiem. - Przerwałam mu.  
-Daj mi skończyć... - Szepnął. - Dowódca kazał mi odesłać cię w bezpieczne miejsce, co najmniej na czas...
      Oczy zapłonęły mi złością.
      Głównego dowódcę poznałam jakiś czas temu podczas odbicia jeńców z niemieckiego pociągu. Już wtedy wyraził swoją opinię, że jestem zbyt piękna i zbyt młoda na wojnę.  
-Nie zgadzam się! - Odparłam.
     Wciągnął głośno powietrze.  
-Nic nie rozumiesz... Jesteś jedyną osobą jaka na tym świecie mi pozostała... Nie mogę cię stracić. Twoi rodzice wysłali cię do mojej matki po to byś była bezpieczna i ja chcę ci to zapewnić.  
-Jakoś do tej pory byłam bezpieczna?  
-Potyczki z Niemcami na polu odbijania jeńców i zdobywania broni nie są tym co czeka nas w Warszawie... Jesteś moją małą siostrzyczką. - Przystanął i złapał mnie za ramiona. - Nie możesz się narażać, po wojnie będziesz mi potrzebna.  
     Spokojnie ucałował moje czoło i ruszył przed siebie. Nie obejrzał się, nic...  
     Poczułam ukłucie w sercu...
     Dokąd miałam odejść?
     Gdzie miałam się podziać?  
     Wieczorną ciszą siedzieliśmy przy ognisku na martwej polanie. Nie był to piękny wieczór. Strzały i huk były słyszalne coraz bardziej. Mogło to oznaczać tylko jedno... Zbliżamy się do celu.      Antoni usiadł obok mnie.  
     Rozejrzałam się po tak dobrze znanych mi twarzach. Chłopacy nie byli już tak weseli i pełni wigoru jak kilka dni temu... Teraz w ich ciemnych oczach widziałam strach i lęk. Nie wiadomo co czeka nas za murami miasta... Co czeka ich...  
-Chłopcy wiedzą? - Spytałam.
-O czym? - Zmarszczył brwi.  
-Że mnie odsyłasz...
     Skinął głową.  
-Powiesz mi chociaż dokąd mam się udać?  
     Westchnął.
-Myślę, że sama będziesz wiedziała.  
     Przez moment jego słowa sprawiły, że poczułam się nie pewnie, ale on dotknął dwoma palcami miejsca, w którym zwisał pierścionek, który podarował mi malina.        
     "Kiedy będziesz potrzebowała pomocy, udaj się pod adres wygrawerowany w środku...” - Przypomniałam sobie jego słowa.  
     Antek wiedział?  
     Może to Janek poprosił, aby mnie odesłali w razie zagrożenia?  
     Z samego rana, jak dawniej, obudził mnie głos kuzyna.  
-Szybko, ubieraj się.  
     Kiedy spojrzałam do około chłopców już nie było. Wszyscy musieli wstać dużo wcześniej.
-Co się dzieje?  
     Nie odpowiedział mi. Gdy byłam gotowa zabrał ode mnie torbę z rzeczami i karabin.  
-Chodź.  
     Ruszyliśmy wąską ścieżką pomiędzy drzewami. Kiedy zeszliśmy na sam dół, znaleźliśmy się nad rzeką.  
-Wyciągnij dłoń z uniesionymi dwoma palcami.  
     Serce biło mi jak młotem.
-Powtarzaj za mną. - Zaczął. - Ja, żołnierz Wojska Polskiego...
-Ja żołnierz wojska Polskiego. - Mój głos był cichy i drżący.  
     Patrzyłam jak moje dwa wyciągnięte palce trzęsą się jak galareta.  
-Przysięgam służyć wiernie Rzeczypospolitej Polskiej...
     Zaczęłam mówić spokojniej.  
-bronić jej niepodległości i granic, Stać na straży konstytucji, strzec honoru żołnierza Polskiego, sztandaru wojskowego bronić, za sprawę mojej ojczyzny w potrzebie krwi swojej ani życia nie szczędzić...  
     Na moment zamilkł.  
-Tak mi dopomóż Bóg!  
     Nie zauważyłam kiedy chłopcy się pojawili, usłyszałam ich dopiero gdy oddali salwę.  
     Antoni zbliżył się do mnie i ucałował mój policzek, po którym powolnie spływała łza.  
-A teraz pora się pożegnać.  
     Tyle emocji naraz...
     Czułam szczęście i ból...
     Przerażenie i spełnienie...
     Powolnie skinęłam głową.  
     Podchodziłam z kolei do każdego z chłopców i przytulałam go mocno. Nie musiałam nic mówić, oni wiedzieli... Wiedzieli, że to pożegnanie.  
-Bądź dzielna... - Szepnął Stasiek.  
     Czym jest odwaga?  
     Czym moja odwaga wobec tego ile poświęcają oni... Własne życie za ratunek innych.  
     Boże chroń ich. Spraw bym mogła ich jeszcze zobaczyć... By mogli przeżyć swoje życie tak jak należy. By mogli odnaleźć w świecie to czego pragną, by kochali i byli kochani.  
     Antek zabrał mnie na stację w małej wiosce nie daleko. Nie odezwał się przez całą drogę... Milczał. Przed wyjściem z lasu zatrzymał mnie i podał mi tobołek, w środku była letnia sukienka, pantofelki i torebeczka, w której znalazły się moje fałszywe dokumenty. Ubrałam się w nowe rzeczy, a mundur mu oddałam.  
-Nie mogę iść dalej. - Złapał moją dłoń. - Wiesz gdzie jechać... Dbaj o siebie.  
-Jak mnie odnajdziesz? - Spytałam.
     Uśmiechnął się.  
-O nic się nie martw.  
     Ciepłe usta dotknęły mego czoła, ale po chwili odsunęły się i znów czułam się zagubiona.  
     Kiedy odszedł jeszcze przez moment stałam w miejscu. Wyjęłam pierścionek i spojrzałam na adres.  
-Wilno, Milanówko, Akacjowa 3/8. Czas w drogę. - Powiedziałam do siebie.  
     Stopy obtarte od oficerek, teraz ułożone w ładnych bucikach, cierpiały z bólu. Do stacji zostało mi około 300 metrów, gdy zobaczyłam patrol Niemców jadących w moim kierunku.  
-Guten Tag. - Spojrzał na mnie jeden ze szkopów.  
     Przycisnęłam dłonią torebkę do brzucha. Po tylu tygodniach noszenia przy sobie broni teraz czułam się goła i bezbronna.  
     Inny z mężczyzn, gdy samochód się zatrzymał, wysiadł i zaczął mówić:
-Warum ist es so schöne Dame geht allein so früh?  
     Niemieckiego uczyłam się bardzo krótko, ale pamięć do języków miałam wrodzoną. Jego pytanie: Dlaczego tak piękna pani spaceruje sama o tak wczesnej porze? - Było bardzo podchwytliwe.  
     Zatrzymałam się, uśmiechnęłam szeroko i płynnym niemieckim odpowiedziałam:
-Der Fahrer hatte keine Zeit zu kommen, und der Zug nicht auf mich gewartet werden.  
     Ich oczy zaświeciły się wesoło.  
-Keine Angst zu verpassen?  
     Czy się boję?  
     Nikogo nie mam zamiaru się bać.  
     Chętnie wykrzyczała bym im w twarz co o nich myślę, ale musiałam się powstrzymać. Wciąż trzymałam siłą na twarzy radosny, udawany uśmieszek.  
-Ich fürchte, wenn die nächste so gut aussehender Herren Polizisten? - Wcale nie byli tacy przystojni, ale sprawienie, że zaczną się mną interesować jako kobietą mogło mi bardzo pomóc.  
-Dann haben wir junge Dame eine Fahrt vor?  
     O proszę udało się, sztuka manipulacji...  
-Ich will nicht, Meister des Problems zu tun.
-Kein Problem. - Otworzył mi drzwi do auta.  
     Uśmiechnęłam się jeszcze raz i wsiadłam na tyle siedzenie pomiędzy dwóch funkcjonariuszy.  
-Wo die junge Dame geht?
-Nach Vilnius.  
     Kierowca westchnął głośno.  
-Schöne Stadt. Um der Familie?  
-Ja.  
     Dojechaliśmy do stacji. Niemiec bez czekania, wysiadł, podał mi dłoń i pomógł wysiąść.  
-Es ist schade, dass so schöne Frauen das Land verlassen, aber es ist kein Wunder.
     Ten kraj jest piękny i gdyby nie wy nigdy bym go nie opuściła.  
     Moja ojczyzna zawsze będzie moją.  
     Odjechali dopiero gdy weszłam do budynku dworca. Była to bardzo mała budka, w której okna zabito deskami. Zapewne miało to chronić przed kulami.  
-Dzień dobry.  
     Przy długiej ławie siedziała starsza kobieta.  
-Witam, w czym mogę służyć? - Spytała.  
     Miała siwe włosy
-Czy odjeżdża dziś jakiś pociąg do Wilna?  
     Westchnęła.
-Kiedyś codziennie z tej stacji odjeżdżał jakiś pociąg do pięknych stolic, teraz to już nie te czasy... Ale chwilkę... - Przewróciła na stoliku kilka papierków. - Może panienka pojechać do Kowna, a na pewno już dalej nie będzie problemów z dojazdem.  
     Uśmiechnęłam się.  
-W takim razie poproszę do Kowna.  
     Staruszka z szerokim uśmiechem podała mi bilecik.  
     Zabrałam go i z głębokim westchnieniem wyszłam na peron. Słońce zaczęło świeciło mocno, nie sprzyjało to dobrej podróży w zatłoczonym pociągu. Miejmy nadzieję, że wszyscy ludzie nie wyjeżdżają.  
     Czekałam ponad dwie godziny, ale czas wcale mi się nie dłużył. Najpierw zajęłam się obserwacją trójki małych dzieci bawiących się po drugiej stronie torów. Mała dziewczynka ubrana w poobdzieraną sukienkę, udawała księżniczkę. Chłopiec o kruczo czarnych włosach i zachodniej urodzie zdawał się być rycerzem, który próbował uratować ją przed smokiem. Trzecie dziecko było rzecz jasna strasznym smokiem.  
-Nie chcę być smokiem! - Protestował chłopczyk na początku.  
     Mała dziewczynka podeszła do niego, szepnęła coś szybko na ucho i zabawa się zaczęła.  
     Księżniczka ukryła się na zamku a rycerz walczył ze smokiem srebrzystym mieczem. Dla ludzi, którzy mogli przyglądać się z boku, mogła to być tylko głupia zabawa. Dziewczynka wspinająca się na drzewo i dwóch chłopców walczących na kije. Fantazja dzieci sprawiła, że całość miała swój magiczny charakter. Jak cudownie byłoby znów stać się dzieckiem.  
     Po pewnym czasie dzieci zniknęły. Powietrze snów wypełniła cisza.  
     Ciepły wiatr rozwiał mi włosy, aż z westchnieniem go pokochałam. Był łagodny, a jego muśnięcia wywoływały powolne ciarki.  
-Gdyby tak można cofnąć czas...
     Myślałam o tym co by było gdyby...
     Gdybym nie przyjechała na wieś...
     Gdyby Kasia została ze mną?  
     Gdybym tego dnia, gdy zginęła moja ciocia, nie poszła do lasu...
     Gdybym nie wstąpiła do oddziału?
     Gdybym nie pozwoliła Jankowi odejść?  
     Chwyciłam pierścionek zwisający na wysokości piersi. Sięgnęłam ręką do tyłu i odpięłam go, a on spokojnie osunął się na mą dłoń. Okręciłam go i jeszcze raz dokładnie mu się przyjrzałam. Był naprawdę piękny...
-Mam siedemnaście lat, a nie mam już nic... - Westchnęłam cicho. - Straciłam prawie wszystko.  
     Została tylko nadzieja.  
     Nadzieja, że gdzieś na świecie moi rodzice... Kasia... Oni muszą żyć.  
     Zanim wsiadłam do pociągu, który przyjechał około siódmej, jeszcze raz spojrzałam na Polskie niebo. Miałam nadzieję, że wkrótce tu wrócę.
     Tak jak myślałam, w pociągu było bardzo tłoczno, ciężko było się przecisnąć, już nie mówiąc o zajęciu siedzącego miejsca.  
-Panienko... - Usłyszałam za plecami.
     Odwróciłam się i ujrzałam starszego mężczyznę. Miałam wrażenie, że już gdzieś go widziałam.  
-Tak?  
     Jego zielone oczy zaiskrzyły nutą... Nadziei?  
-Nie poznaje mnie panienka? - Spytał.  
     Przyjrzałam mu się bardziej dokładnie.  
-Nie, a powinnam?  
-Nazywam się Ildefons Florczak. Byłem proboszczem parafii w Roztrzynowie.  
     No tak!  
-To ksiądz... - Uśmiechnęłam się.
-Los ludzki jest tak pogmatwany, myślałem, że wtedy... - Zamilkł na chwilę, ale zaraz kontynuował. - Myślałem, że wtedy wszyscy zginęli. Nie miałem nawet nadziei, że ktoś mógł przeżyć. A tu proszę, ktoś się uchował. Od razu wiedziałem, że Janek nie pozwoli ci zginąć...  
     Zmarszczyłam brwi.
-Och dziecko. Malina bardzo często wpadał na plebanie, czasami siedział godzinami, czasami wchodził i zaraz znikał. Nigdy nie byłem pewien, czy jeszcze kiedyś go zobaczę. Taki to szalony duch, ale gdy pojawiłaś się w wiosce, on też zaczął pojawiać się regularnie. I to wcale nie zbieg okoliczności. Tego dnia, gdy Niemcy przyjechali też był u mnie... Marudził coś o odpowiedzialności, bardzo cierpiał, ale w oczach miał iskrę, coś czego nie było wcześniej. Mówił mi o dziewczynie, którą poznał. Mówił o jej zielonych oczach... Mówił o lśniących, pachnących włosach. Może w moich ustach brzmi to dość irracjonalnie, ale Janek był mi jak drogie dziecko i znałem go niczym siebie samego, od dziecka. Znałem jego błędy i to z czym nie mógł sobie poradzić, ale z tobą przyszedł pewien spokój...  
     Westchnął.  
-Ech... Wspaniały chłopiec. Jest tu z tobą? Pewnie trzyma się gdzieś blisko? - Rozejrzał się dookoła.  
     Na twarzy staruszka przez moment trwał uśmiech, który gdy nie odpowiadałam gwałtownie zgasł.  
-Nie zostawił by cię... - Dodał.
     Spojrzałam na niego.
     Twarz pomarszczona i stara... Zmęczona. Jemu wojna też musiała dać w kość.  
     Połknęłam łzy i wciągnęłam powietrze.  
-Masz na imię...
-Janka. - Odpowiedziałam.
     Uśmiechnął się, ale wciąż był smutny.  
     Spuściłam wzrok.  
-Nie możesz się poddawać... Nawet jeśli odszedł... Nawet jeśli zostawił cię samą, to wróci. Znam go... Nie pozostawia tego co kocha.  
     Ksiądz Florczak wysiadł na jednej z wiejskich stacji.  
     Siedziałam sama na zimnej, drewnianej ławce i wciąż myślałam o jego słowach...
     Podróż dłużyła się w nieskończoność...
     Leciały sekundy... Leciały minuty... Godziny mijały, pozostawiając na moim ciele swoje znaki.  
     Nareszcie drzwi pociągu zatrzymały się na mojej stacji.
     Powiew powietrza wdarł się do wagonu z całą zwodniczością lata.  
     Ludzie zaczęli zabierać swoje torby, tobołki i walizki. Jedni z szerokimi uśmiechami wyskakiwali na peron, inni zaś z niemym łkaniem stawiali stopy na ziemi, która zupełnie nie przypominała ich domu, tak też było ze mną.  
     Serce waliło jak młotem... Adrenalina, smutek, tęsknota... Czas odetchnąć!  
     Poprawiłam sukienkę, uniosłam walizkę i ruszyłam przed siebie.  
     Ruszyłam w to co nie znane. W to co obce.  
-Gdybyś mógł kochany nigdy byś mnie nie zostawił. - Pomyślałam.  
     Wciąż miałam w głowie obraz jego twarzy...
     Pięknych oczu.
     Pełnych, ciemnych ust.  
     Wciąż czułam dłoń żegnającą mnie uściskiem.

Rosseved

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2852 słów i 15746 znaków, zaktualizowała 21 lut 2017.

4 komentarze

 
  • Użytkownik ###

    A ja ciągle czekam... I czekam... I nie mogę się doczekać ????

    26 lip 2016

  • Użytkownik Rosseved

    @### kiedy tylko wrócę do domu odrazu opublikuje kolejna część

    3 sie 2016

  • Użytkownik Rosseved

    @### czego spodziewasz się po kolejnej części?  Jak myślisz kim naprawdę jest Malina?

    10 sie 2016

  • Użytkownik ###

    @Rosseved Co do Maliny, to prawdę mówiąc nie wiem kim naprawdę jest. Co do kolejnej części, to oczekuję tego co zawsze, czyli zaskoczenia, skrajnych emocji (od śmiechu po łzy) i oczywiście jak najdłuższego tekstu, bo bardzo mnie on wciąga :D.

    18 sie 2016

  • Użytkownik AdziaYork

    Rycze

    19 lip 2016

  • Użytkownik Rosseved

    @AdziaYork czego spodziewasz się po kolejnej części?  Jak myślisz kim naprawdę jest Malina? Masz jakieś domysły co do ciągu dalszego histori Małej?

    10 sie 2016

  • Użytkownik AdziaYork

    @Rosseved. Mam dużo pomysłw co może sie zdażyć ale nie moge odgadnąć kim jest Malina. Może jakaś podpowieć
    :question:

    11 sie 2016

  • Użytkownik Rosseved

    @AdziaYork w najbliższej części wszystko się wyjaśni. Może stanie się to trochę nieprawdopodobne, lecz serce podpowiada mi, że ta historia potoczy się właśnie po tym torze. Malina to przedewszystkim jedna wielka zagadka, która mogłaby mieć wiele rozwiązań.

    13 sie 2016

  • Użytkownik karmelowa

    Przepiękne! <3 Nie mogę znaleźć słów, które opiszą mój zachwyt. Przeczytałam kilkanaście opowiadań i żedne nie wywoływało u mnie tyle emocji jednocześnie.  :ciuch:  Pozdrawiam i życzę weny  :rotfl:  <3

    6 lip 2016

  • Użytkownik Rosseved

    @karmelowa czego spodziewasz się po kolejnej części?  Jak myślisz kim naprawdę jest Malina?

    10 sie 2016

  • Użytkownik niezgodna

    Nie wiem co powiedzieć. Moje słowa nie są w stanie wyrazić zachwytu nad tą częścią. Łzy które pociekły też nie wyrażą piękna tego opowiadania. Wszystko jest idealne, a nawet więcej niż idealne.

    15 cze 2016

  • Użytkownik Rosseved

    @niezgodna To dopiero początek tej części mam nadzieję, że "Złote Łzy" nie raz wywołają wzruszenie u moich czytelniczek i czytelników

    15 cze 2016

  • Użytkownik Rosseved

    @niezgodna czego spodziewasz się po kolejnej części?  Jak myślisz kim naprawdę jest Malina?

    10 sie 2016

  • Użytkownik niezgodna

    @Rosseved nie wiem, szczerze powiedziawszy. Mam nadzieję ze zaskoczysz nas.

    11 sie 2016

  • Użytkownik Rosseved

    @niezgodna mogę zdradzić, że najbliższa część będzie bardzo dużym zwrotem akcji. Napewno zaskakującym i nieprzewidzianym. Będzie dużo zmian, emocji i wyrzeczeń ze strony Janki. Mam nadzieję, że pozytywnie ocenisz Złote Łzy

    13 sie 2016