Carpe diem - cz.11.

Carpe diem - cz.11.„Bez sensu! Nie przyjdzie. Po co ma przychodzić. Przecież zaliczył…” – Diana z każdym krokiem powstrzymywała się przez przekroczeniem progu hotelu i kompromitacją bezowocnego czekania na kochanka.”Oszczędź sobie wstydu. Nie będzie go”.

Nie było. Bardzo go nie było.  

Diana rozejrzała się kilkukrotnie po holu, dwukrotnie sprawdziła nielicznych gości, obróciła się na dźwięk windy.

„A widzisz? Spadaj do domu…”

Już miała wychodzić, kiedy przypomniała sobie o swoim spóźnieniu. Zdecydowana poświęcić parę dodatkowych minut, opadła niechętnie na sofę, nie spuszczając wzroku z wejścia.
Mimo rozdrażnienia sytuacją sprzed tygodnia obiecała, że nie da po sobie nic poznać. „Nic się nie stało przecież. Było przyjemnie. Żadnych pretensji. Żadnych tłumaczeń.” – strategia choć ciężka w zastosowaniu, otrzymała wysokie noty od Janet.  

-Żaden facet nie lubi zrzędzenia. To dlatego uciekają od żon. Nie wygarniaj mu. Zrobił co chciał. Następnym razem ty zrobisz co zechcesz. Może być nawet dokładnie to samo. Zaboli!
„Nie chcę, żeby go bolało. Miało być przecież przyjemnie.” – Diana skorygowała wspólnie opracowany plan.

-Cześć, słodka! – rozważania przerwał pocałunek w kark.
-Jesteś… - nie mając pojęcia, kiedy przegapiła wejście mężczyzny, z zaskoczenia Diana prawie podskoczyła na miękkiej sofie. Wstała i szybko odwróciła się do Jacka.  
-Oczywiście, że jestem. – ujął twarz dziewczyny w dłonie i powoli, głęboko ucałował.  
Diana odwzajemniła pocałunek, ale po chwili, speszona publicznym miejscem, przesunęła głowę na ramię mężczyzny. Mocno wtuliła się w jego tors. Wciągnęła w nozdrza zapach dobrych perfum.
-Jesteś głodna?  
-Bardzo. – kobieta pokiwała głową, wpatrując się w mężczyznę. Zdecydowanie przez ten tydzień zatęskniła za jego przystojną twarzą i spokojnym, kojącym głosem.
-A jesteś odważna? – uśmiechnął się tajemniczo.
***


Diana, nie chcąc strącić kieliszka z winem, ostrożnie wysunęła przed siebie dłoń. W ogarniającej pomieszczenie ciemności, pokonując przestrzeń jedwabnego obrusu,  wreszcie wyczuła ciepłą dłoń.  
-Nie bój się… - nie musiała go widzieć, żeby wyobrazić sobie jak się uśmiecha.
-Nie boję się. Jest… trochę dziwnie…
-Po chwili się przyzwyczaisz. Zaufaj mi. Nie pożałujesz!
-Już nie żałuję, Jack…
- „Czerwone Menu” dla Państwa. – pomimo mroku, kelner sprawnie położył parujące, niezidentyfikowane  dania na stole.  
-Boże, jak pachnie! – drżenie podekscytowanych zmysłów przeniosło się na drżenie palców. Jack lekko uścisnął i zaraz potem puścił dłoń Diany.  
-A jak smakuje! Tylko ostrożnie z nożem. – zaśmiał się i chwycił za sztućce. – No chyba, że mam cię karmić?
-Dam radę.- Diana z ochotą zabrała się za swoje danie. Pomimo prawie całkowitego wyłączenia najważniejszego ze zmysłów, dość szybko zaczęła sprawnie operować widelcem. Nie tylko głód był powodem. Restauracja „Dans le Noir” w północnym Londynie, niedaleko stacji Barbican, oferowała nie tylko doświadczenie w postaci spożywania posiłku w całkowitej ciemności. Ale i same posiłki, które prawdziwie zasługiwały na przyznaną Nagrodę Brytyjskich Restauracji.  

„Przez żołądek do serca…” – maksyma przyświecająca pomysłowi na wieczór sprzed tygodnia przypomniała się nagle, wywołując w kobiecie mieszane uczucia.  

- I jak? – Jack wydawał się być zachwycony smakiem.
-Cudownie! Coś wspaniałego…
-Pamiętasz, jak byliśmy w restauracji i prosiłem cię, żebyś przez chwilę w milczeniu skupiła się na smaku?  Podobnie jak później, wsłuchała się w muzykę i ruch naszych ciał w tańcu?
-Pamiętam…
-Ludzie nie doceniają chwili. Nie oddają się jej w pełni. Nie szanują jej ulotności. Zamiast przeżywać przyjemność, myślą tylko o tym jak ją zintensyfikować. Nie wystarczy spotkanie z przyjaciółmi. Równocześnie siedzą z nosami w telefonach!  Rozmawiają, kochają się przy włączonym telewizorze! Nie biorą pod uwagę, że mogą coś stracić. Że to nie wróci. Nie przewiniesz do początku. Nie zrobisz kopiuj-wklej. Po game over nie odpalisz życia po raz drugi.
Diana odłożyła sztućce. Słuchała mężczyzny prawie go nie widząc. Gdyby tylko mogła odczytać wyraz jego twarzy, ledwo wyczuwalny żal w jego głosie znalazłby potwierdzenie w mimice. Bez wizji zdana była jedynie na swoje domysły.
-Ale teraz już jedzmy. Chcesz spróbować mojego? – głos mężczyzny stał się ponownie wesoły. Naturalnie i fałszywie zarazem.
Bardziej poczuł niż dostrzegł, że Diana chwyta go za dłoń zatrzymując kęs mięsa w drodze do ust.
- Nie powtórzymy tej chwili, Jack. – nachyliła się nad stołem i ucałowała zwilżone żurawinowym sosem usta. Jakby nigdy nic usiadła i zaczęła odcinać kawałek niewidocznej, pieczonej sałaty rzymskiej. Prawdopodobnie sałaty rzymskiej.

Mężczyzna milczał przez chwilę, przeżuwając argentyńską wołowinę.
-Chcesz mnie o coś spytać?
-O co miałabym pytać? – odpowiedziała, wkładając całą moc w spokojne brzmienie głosu.
-Nie masz do mnie żalu? O zeszły tydzień…
-Teraz to nieistotne. „Żadnych pretensji” - pamiętasz?
Jack wyczuł lekką ironię. Niewidocznie zmarszczył brwi.  
-Wiem, że było nam przyjemnie. Obiecałem ci przyjemność. A nie to, że będziesz szczęśliwa. – warknął groźniej niż miał zamiar.
Diana uśmiechnęła się sama do siebie.  
-Nie, nie obiecywałeś mi, że będę szczęśliwa. Ale teraz już skup się na jedzeniu.- odparła z czułością.  

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 958 słów i 5695 znaków.

3 komentarze

 
  • AnonimS

    "Ludzie nie doceniają chwili. Nie oddają się jej w pełni. Nie szanują jej ulotności"  zgadzam się z Tobą co do tych przemyśleń.  Za to pretensje bohaterki uwazam za nie na miejscu. Umowa to umowa. Sam tekst jak zwykke bardzo dobrze napisany. Pozdrawiam

    23 mar 2019

  • angie

    @AnonimS Dziękuję  :kiss:  Racja, umowa to umowa. Muszę rzucić okiem na ostatnią stronę czy są jakieś... kary umowne :P

    23 mar 2019

  • AnonimS

    @angie Hahaha widzę że  pisanie wprawia ciebie w dobry nastrój.

    23 mar 2019

  • angie

    @AnonimS Nie tylko pisanie :P

    23 mar 2019

  • Speker

    Czemu zawsze musi być coś więcej? Nie może być kontakt dwóch ludzi?czemu zawsze dążymy do chęci posiadania tej osoby na dłużej, na stałe?

    22 mar 2019

  • angie

    @Speker Taka już ludzka natura, prawda? Nie możemy pogodzić się, że ktoś w naszym życiu pojawia się jak piękny ptak, tylko na moment przysiada na gałęzi. Nim odleci, zamiast cieszyć się chwilą widoku, kombinujemy klatkę.

    22 mar 2019

  • Somebody

    Generalnie prawda, nie obiecywał szczęścia, więc mimowolne (ale jednak) pretensje Diany są nie na miejscu... No ale cóż, uczucia zawsze wszystko komplikują  :)

    22 mar 2019

  • angie

    @Somebody Masz rację, jednak zauważ, że powstrzymała się od wyjawiania swojego żalu. To raczej Jack nie wytrzymał i zaczął zagadywać o sobotę. Chyba poprzez rozczarowanie, że nie skamle :)

    22 mar 2019