Carpe diem - cz.1.

Carpe diem - cz.1.Jak w „Kosiarzu umysłów”, gdzieś zawsze były jakieś tylne drzwi, o których wszyscy, począwszy od zarządcy budynku, a skończywszy na sprzątaczce – zapominali.  Ale drzwi na dach? Zardzewiałe, skrzypiące. Otwarte.
Cathrine popchnęła je bez wysiłku. Przed oczami stanął jej widok jak z plakatu kolejnej części „Batmana” – płaski, betonowy dach oddzielał dwa przeciwne, alternatywne światy. Agresywne światła nocnego, miejskiego życia. Delikatne migotanie śladowych ilości gwiazd, utulonych pomiędzy pojedynczymi szarymi obłokami. Całość spięta wygłuszoną, poprzez wysokość 15 pięter, melodią sygnałów raz po raz przejeżdżających radiowozów i karetek.  
Sierpniowy wiatr chłodno zlustrował wieczorową sukienkę. Obejrzał z każdej  strony, pognał dalej, pozostawiając na ciele dygotająco podniesione włoski. Dziewczyna przymknęła za sobą drzwi, odcinając tym samym resztki docierającej z przyjęcia muzyki. Podeszła bliżej krawędzi, prowizorycznie zabezpieczonej niewielkim murkiem.
Morska bryza powróciła ze zdwojoną siłą, nie tylko gwałtownie wdzierając się między delikatny materiał a drżącą skórę, ale też wyciskając spod powiek pojedynczą, słoną kroplę.    
-Nie polecam. Krótka przyjemność, a później nieciekawy widok. I te nieszczęsne plotki…
Cathrine podskoczyła na dźwięk dochodzący zza pleców. Nie, jednak nie z tyłu. Bardziej z boku. Znad krawędzi.
Siedzący w cieniu facet musiał wyjść z tego samego drażniącego przyjęcia. Niedbale rzucona na ziemię marynarka zdawała się wołać o pomstę do nieba.  
-Mówisz, jakbyś… - Cathy zawahała się nad dokończeniem zdania.  
-Jakbym. – mężczyzna w końcu odwrócił się w jej kierunku i lekko uśmiechnął. – Zapraszam. – poklepał po garderobie. – W parterze mniej wieje, a widoki podobne. No i bez ryzyka.
„Siadanie na dachu 15-piętrowego budynku, obok nieznanego faceta – bez ryzyka. Ciekawe...” - Cathrine poprawiła marynarkę i zajęła miejsce obok mężczyzny.  
- Wyszedłeś z tego samego przyjęcia? – zapytała po chwili ciszy.
-Z tego samego, co wszyscy. – odparł nieznajomy wpatrując się w jakiś punkt w porcie.  
-Co robisz na dachu?  
-A ty co robisz na dachu? – nieznajomy uśmiechnął się zawadiacko do swoich słów.  
-Przyszłam… - Cathy zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią.
-Popatrzeć na miasto? – nawet nie starał się ukryć ironii.
-A ty nie?
-Nie. – odpowiedział spokojnie.
-A co właśnie robimy?
-My? – mężczyzna zaśmiał się łagodnie, ale Cathy zaczęła już irytować ta niezbyt wyszukana gra słów. Właśnie od tego uciekła. Przyjęcie pełne przechwalających się bufonów, których warto znać. Po to, aby w przyszłości stać się podobnym bufonem.
-Co robisz?!  
-Czekam.  
-„Czekam” na ? Zawsze odpowiadasz tak lakonicznie?!
-Nie. Tylko tobie.  
-Ok. Miłego czekania. – Cathrine podkuliła nogi, by wstać na tyle elegancko, na ile pozwalała na to krótka sukienka. Delikatne muśnięcie dłoni nie tylko zaskoczyło, ale i zatrzymało ją, zanim zdążyła się podnieść.  
- Ej, śpieszysz się gdzieś?  Tam? – spojrzał na drzwi – Czy tam? – głową wskazał na przepaść prowadzącą wprost na betonowy chodnik. Roztaczająca się pomiędzy budynkami głębia pozdrowiła parę kolejnym mocnym podmuchem chłodnego wiatru.
- Nie twój interes. – kobieta warknęła urażona.
-A czyj? Widzisz tu kogoś jeszcze? – nieznajomy po raz pierwszy spojrzał wprost w oczy Cathrine. Miał łagodne spojrzenie tęczówek o niezidentyfikowanym w półmroku kolorze, gładko ogoloną twarz i fryzurę kogoś kto właśnie wstał, sprawdził stan konta i poszedł spać dalej. Biała koszula była już lekko rozpięta, jakby nie miał zamiaru wracać na bankiet. – Poczekaj. Coś Ci pokażę. Zamknij oczy.
-Mam zamknąć oczy, żeby coś zobaczyć?  
-Dokładnie tak. A teraz połóż się na plecach.
„Leżysz na dachu, z obcym facetem obok…” -szept zdrowego rozsądku dobijał się przez drzwi,  przymknięte przez wypity na przyjęciu alkohol.
-To jest wciąż bezpieczniejsze od stania w szpilkach na krawędzi wieżowca, nie sądzisz? – nieznajomy zdawał się odczytywać jej myśli.  Mówiąc, lekceważąco patrzył przed siebie. Wreszcie, nie czekając, sam odchylił się i położył głowę wprost na betonie.  
Cathrine przyjrzała mu się przez chwilę. Ułożył ręce wzdłuż ciała. Oddychał spokojnie, głęboko.
-Spóźnisz się. – kobieta wzdrygnęła się na dźwięk dziwnych słów, ale w końcu zamknęła oczy i  położyła na twardej powierzchni. Smaganie słonego wiatru jeszcze wyraźniej donosiło odgłosy ciemnego miasta.  
-Teraz! Otwórz oczy! – rozkaz był przyjemnym, ale nieznoszącym sprzeciwu szeptem.
Cathrine podniosła powieki.  


angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 793 słów i 4834 znaków, zaktualizowała 15 mar 2019.

5 komentarzy

 
  • AuRoRa

    Ciekawy początek, daje wiele możliwości rozwoju sytuacji :) Intrygująco i fajny opis miejsca i przemyśleń bohaterki.

    19 mar 2019

  • angie

    @AuRoRa Dziękuję  :kiss: Zapraszam na ciąg dalszy ☺

    19 mar 2019

  • Somebody

    A będzie dalej? Jak dla mnie to całkiem niezły one shot... Ale to ja i moja niechęć do cykli  ;)

    15 mar 2019

  • agnes1709

    I zobaczyła ducha:D Fajne, tylko co to znaczy "położyć się do tyłu"? ;)

    14 mar 2019

  • angie

    @agnes1709 chodz na krave pokaze Ci co znaczy polozyc sie do przodu 😂

    14 mar 2019

  • agnes1709

    @angie Ok.

    14 mar 2019

  • Speker

    Fajne, rewelacyjne opisy. Ehhh te dachy :D Czekam z niecierpliwością na dalsze efekty Twojej rewelacyjnej pracy.

    14 mar 2019

  • angie

    @Speker Dach pozwala z daleka spojrzeć na codzienność :D

    14 mar 2019

  • AnonimS

    Zestaw na tak. Z ciekawości co dalej.

    14 mar 2019

  • angie

    @AnonimS  Tylko dlatego? ;)

    14 mar 2019

  • AnonimS

    @angie jak dla mnie bardzo krótkie.  Sama scenka bez uwag. :)

    14 mar 2019

  • angie

    @AnonimS Ufff... Bez negatywnych to juz ulga ;)

    14 mar 2019

  • AnonimS

    @angie staraj się  :P stać ciebie na to..

    14 mar 2019