Carpe diem - cz.7.

Carpe diem - cz.7.-Żebyś chociaż miała do niego numer. – Janet wciąż nie ogarniała co właściwie się wydarzyło. Relacja przyjaciółki była chaotyczna i bardzo subiektywna, a co gorsza racja zdawała się przeskakiwać z jednej strony na drugą jak piłka Wimbledonu.
-Żebym miała do niego numer, to byłoby już po wszystkim.  
-No tak! Po godzinie zadzwoniłabyś z pretensjami.  
„Albo z płaczem, przepraszając….”
- Jednak brak kontaktu wcale nie jest takim złym pomysłem.- Cathy co chwila zmieniała zdanie.
-Właściwie… dlaczego to zrobiłaś? Myślałam, że to już przeszłość.
-Bo to jest przeszłość. – Cathrine wzięła głęboki oddech.- Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Może chciałam mu zaimponować…
„A może po prostu się bałam…”
- I co dalej? – Janet chętnie przewinęłaby historię do następnego odcinka.  
-Nie wiem. Powiedział „Na razie”, wiec jest szansa, że przyjdzie.
-A później?
-Nie wiem, Janet… Nie wiem…
Cathrine zagryzła wargi. Sama najchętniej przewinęłaby tydzień do dziewiątej wieczorem w sobotę.  

W hotelu czekała już od ósmej trzydzieści. Punktualnie o 21 Jack, w błękitnej koszulce polo i jasnych szortach, pewnym krokiem wszedł głównym wejściem.  
-Cześć! – ucałował kobietę w policzek. – Pięknie wyglądasz.
-Cześć… - spojrzała na mężczyznę wzrokiem pełnym pozytywnego zaskoczenia i topniejącej jak pierwszy śnieg obawy.  
-Długo czekałaś?  
Diana miała wrażenie, że Jack puścił do niej oko. Przyszedł punktualnie, więc żeby wiedzieć, że czekała… musiałby być gdzieś w pobliżu już  wcześniej. Nie zdążyła odpowiedzieć.
-To co zrobiłaś ostatnio…
„A jednak będzie gadka…”
- …było piękne. Zainspirowałaś mnie!
Gdyby nie brak fotela z tyłu, kobieta usiadłaby z wrażenia.
-To znaczy…? - wydukała niepewnie.  
-Mam na myśli to… - Jack ujął jej dłoń i delikatnie pociągnął w kierunku drzwi, tak jak Diana zrobiła prowadząc go do klubu.
-Ale my nie pójdziemy tak daleko. – tym razem mrugnął na pewno i uśmiechnął się szeroko. Alarm stojącego przed wejściem cabrio poinformował o gotowości do przyjęcia pasażerów.
Diana wzdrygnęła się. Jack nie mógł tego nie zauważyć. Restauracja, klub… Jednak to miejsca publiczne. Wsiąść do samochodu wciąż obcego faceta – to inna sprawa.  

Przewidując taką sytuację, już przegadała ją z Janet.  
-Daj spokój! Nie takie rzeczy odwalało się na studiach, nie pamiętasz już? Poza tym, wiesz… Równie dobrze mógłby dać ci wizytówkę, którą wczoraj od kogoś dostał.  „Mr. Nudziarz, usługi finansowe, Battersea SW11.. ”.  Tego potrzebujesz, żeby się poczuć pewniej? Konkretnych danych? Czy tego jaki jest dla ciebie?
Przyjaciółka rzadko mówiła równie sensownie. Imię, adres.. to tylko nazwy.  

-Zawsze możesz zawrócić. – kobieta wręcz poczuła gorący szept  na swojej szyi. – Ominie cię tylko przyjemność…
-Dlaczego miałabym zawracać? – Diana miała ochotę dodać cierpki komentarz do nagłego wycofania się Jack’a. „Żadnych pretensji.” – upomniała się w myślach.  
-Choćby po coś do jedzenia. – śmiechem rozładował narastające napięcie.  

-Poczekaj… - czarne Nike’i wryły się w trotuar. – Ostatnio nienajlepiej mi poszło… - Diana zwalczyła ochotę spuszczenia wzroku. – Czy moglibyśmy .. Czy mogę to naprawić i dziś może być mój tydzień?  
Jack z zaskoczenia puścił dłoń dziewczyny i lekko przekrzywił głowę. Przyglądając się próbował odgadnąć jej prawdziwe intencje – faktyczna chęć naprawy złego wrażenia, odzyskania straconego wieczoru czy też czysty strach.  
Uśmiechnął się promiennie i pokręcił głową.
-Nie, Diana… - odparł łagodnie, ale stanowczo. – Jeśli zaczniemy zmieniać zasady… W tym momencie możesz się jedynie wycofać i spróbować za tydzień. Będziesz miała swój czas. Dzisiaj jest mój wieczór.  

Widząc zmieszanie dziewczyny, zaśmiał się głośno i ponownie pocałował ją w policzek.  
-Czekałem na niego całe siedem dni! Myślałaś, że oddam go tak łatwo?! – w głosie miał coś tak nieuchwytnego, a równocześnie tak optymistycznego, że mógłby z obustronnym osiągnięciem zadowolenia przekonywać do podpisywania weksli in blanco.  
- Nie każ mi czekać! Umieram z głodu! – otworzył przed dziewczyną drzwi samochodu.
Kilka sekund po wyjeździe z McDrive Jack rzucił okiem na otwierającą papierową  torbę  Dianę
-Nie mów mi, że nie chciałaś frytek, bo zjesz moje! – przerzucał wzrokiem z drogi na dziewczynę i z powrotem.  
-Nie, tylko otwieram… - Diana przyjrzała się surowej minie mężczyzny. Nagle do nie dotarło. – Ej! Nabijasz się ze mnie!  
Zaśmiała się i w umięśnione ramię posłała niegroźnego kuksańca.  
-Może i nabijam, ale zawsze tak się kończy. Wykorzystasz sytuację, że prowadzę i wsuniesz je wszystkie! Dawaj je tutaj!
Diana przysunęła czerwoną torebeczkę przed prowadzącego samochód mężczyznę.  
-Tutaj! – Jack wygłupiając się szeroko otworzył usta. –  Na co czekasz, kobieto? Głodny to zły!
-Ok, ok… Nie będę ryzykować. – dziewczyna zachichotała i wsunęła kilka długich, żółtych frytek wprost w usta mężczyzny. Cofnęła szybko rękę, gdy udał, że palcami  zagryzie smażone ziemniaki.  - Ej!  
-Co „ej”? Jack jestem! Dawaj, dawaj! – mężczyzna puścił oko. Najwyraźniej nieźle się bawił.
Diana jeszcze przez chwilę podawała kierowcy frytki. Letni wiatr owiewał jej włosy, które aerodynamiką jazdy bez dachu natarczywie osiadały na policzkach i ustach. Raz po raz przekładała je na jedną stronę, by jak najmniej przeszkadzały i jak najmniej przysłaniały intrygujący widok coraz bardziej zadowolonego mężczyzny.  
-Cola! – zażądał, udając powagę.  
Podała napój.
-Buziak! – wbił wzrok w asfalt autostrady, ale uniesione kąciki ust zdradzały wszystko.
-Słucham? – Diana zaśmiała się zaskoczona.
-Buziak w policzek! Przecież wszystko grzecznie zjadłem.  
-Jesteś… - Diana nachyliła się nad gładko ogoloną skórą.
-…okropny? -  Jack w ostatniej chwili odwrócił się do pasażerki. Spotkanie ust było krótkie i lekkie jak uderzenie skrzydeł motyla. Jack spoważniał jakby w ogóle tego nie zauważył. Asfalt ponownie stał się priorytetem.  
-Dokąd jedziemy? – Diana zauważyła jak okalająca Londyn M25 zmieniła się w lokalną drogę.
Mężczyzna w odpowiedzi tylko wymownie rzucił okiem. Dziewczyna zmarkotniała.
„OK, więc tak jedziemy. Przez chwilę było wesoło,  a teraz mam się nie odzywać? Wspaniale…” – Diana raz po raz łypała to na Jacka to na znaki drogowe.  
Nagle mężczyzna przyciągnął ją do siebie, tak, że pomimo zapiętych u obojga pasów, obejmowana ramieniem,  położyła głowę na jego torsie.  
-Przyjemnie?
-Przyjemnie, choć nie do końca wygodnie. – stwierdziła, częściowo wisząc nad ręcznym hamulcem.  
- Czasem przyjemność wymaga poświęceń. -  Jack zaśmiał się na moment, ale zaraz spoważniał. -Nie myśl tyle, proszę. Nie analizuj. Jedziemy razem przez ciepłą, sierpniową noc. Nad nami gwiazdy, między nami wiatr. Czego chcesz więcej?  
Mężczyzna pocałował czoło dziewczyny, która poprawiła pozycję, wspierając się dodatkowo dłonią o prawe ramię kierowcy.
-Jaki jest sens w rozmowie o tym, co ostatnio zrobiłaś? Jaki jest sens w rozmowie dlaczego w ogóle to robisz?
-Nie robię tego! – w proteście Diana podniosła głowę, ale silna dłoń delikatnie sprowadziła ją z powrotem na tors.  
-Mówisz, że nie robisz, a zrobiłaś. Widzisz, tylko byśmy się kłócili, jak tysiące innych par…
„Par?” – Diana postanowiła już nie przerywać. Jack często się śmiał, prawie wygłupiał, ale konkrety były tak rzadkie, że nastawiła się tylko na odbiór.
- A tak, przytuleni jedziemy nocą do Brighton…
-Do Brighton? Wspaniale! – podyktowana ekscytacją chęć podniesienia się z ramienia była silniejsza. Jack wypuścił dziewczynę. Jej radość sprawiła mu ewidentne zadowolenie. – Ale molo! Będzie już zamknięte!
-Nie szkodzi.
-Boże, Jack! Jak cudownie! Ostatni raz byłam w Brighton z bratem, chyba z 15 lat temu…
-Gaduło! – mężczyzna groźnym głosem przerwał potok słów.
-Tak, wiem… Masz w dupie jakiekolwiek informacje o mnie. Co cię to obchodzi?! – krzyknęła urażona. Przez chwilę ze złością wpatrywała się w kierowcę. Nagle uśmiechnęła się szeroko i energicznie oparła nogi o plastikową obudowę poduszki powietrznej.
-Wiesz, co?! Wiem o tobie tylko tyle, że jesteś nieźle popierzony! Ale… Fuck this shit! Jadę do Brighton! – patrząc na gwiazdy założyła ręce za głowę.

angie

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i dramaty, użyła 1484 słów i 8751 znaków.

2 komentarze

 
  • AnonimS

    Wybrnęłaś. Bo już myślalem ze to będzie kolejne "kokainowe opowiadanie" :)

    19 mar 2019

  • angie

    @AnonimS  Ja takiego nie popełniłam :D

    19 mar 2019

  • Speker

    Kim jest ten Jack? Czy to będzie cud, miód i orzeszki?
    P.S. daj frytke :D

    19 mar 2019

  • angie

    @Speker Cud, miód u mnie? Pomyliłeś autorki, kolego. :D

    19 mar 2019

  • angie

    @Speker Frytkę? Otwórz buzię!  :P  

    19 mar 2019