Bajka VIII

Ból głowy obudził mnie w nocy. Łupanie w czaszce było tak silne, że ledwo wstałam na nogi. Wyczołgałam się z namiotu, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Dopiero, gdy zamykałam namiot, by lodowate powietrze nie wpełzło do środka pod moją nieobecność, dostrzegłam siedzącego Danny'ego z Casper'em przy tlącym się ognisku. Nie zauważyli mnie, pochłonięci w rozmowie.  
-Nie będę narażać Nicole na kolejne niebezpieczeństwo, rozumiesz? - głos Danny'ego był pełen nieukrywanej irytacji i napięcia. Miałam wrażenie, że ma ochotę przyłożyć przyjacielowi prosto w twarz. Nie zrobił tego.  
-W trójkę damy sobie radę, poza tym, nie chcesz dowiedzieć się prawdy? To nic dla ciebie nie znaczy? Całe lata przyjaźni? Mamy ją tak po prostu zostawić? - niedowierzanie w jego głosie sprawiło, że poczułam wyrzuty sumienia, choć nie powinnam była ich mieć.  
-Najwyraźniej łatwo jej było ot tak nas zostawić - ściszył głos. - Tak nie wygląda przyjaźń, Casper. Jest dorosła, to jej wybór. Nie wiesz, jak nas potraktowała. Nie było cię tam. A szkoda, bo po tym, co twoje oczy mogłyby zobaczyć, na pewno zmieniłbyś zdanie - wrzucił kolejną gałąź do płomieni, chcąc podsycić ogień.  
-No właśnie, nie było mnie tam. Nadal jestem wkurzony, że nie powiedzieliście mi prawdy na samym początku - Casper wymierzył długim palcem w oświetloną przez płomienie twarz chłopaka. - To nie było fair.  
-Wybacz, ale uznałem, że twoja wściekłość na wszystko i wszystkich nie pomoże w niczym. Byłeś zbyt zdenerwowany, by pójść z nami - szepnął Danny, nie patrząc na rozczarowany wzrok przyjaciela.  
-Nie zamierzałeś mi o tym wspomnieć, idioto. Tylko Nicole miała odwagę, by streścić mi całą tą porąbaną historie, gdy ty siedziałeś cicho, nawet nie potrafiąc spojrzeć mi w oczy. Musiałem pociągnąć was za język, nie satysfakcjonuje mnie to. Wolę szczerość a skoro nazywamy się przyjaciółmi, to chyba tak powinno być, nie? - baryton Casper'a z każdym słowem przybierał na sile. Stawał się głośny, bardzo głośny. W jeden sekundzie Danny obrócił się w moją stronę i popatrzył na moje bose stopy.  
-Nie śpisz - stwierdził, jakbym sama o tym nie wiedziała. Casper również odwrócił wzrok a na jego twarzy odmalowała się niebywała łagodność, jak za sprawą czarodziejskiej różdżki.  
-Nie słyszeliśmy, jak wychodzisz - uśmiechnął się, co w obecnej sytuacji wyglądało naprawdę żałośnie.  
-Zdążyłam zauważyć. Dalej zamierzacie zrzucać na siebie winę i atakować nawzajem? - spytałam, podchodząc powoli do dwójki. Oboje westchnęli.  
-Skoro chcemy się czegoś dowiedzieć, musimy współpracować. Inaczej plan nie wypali a my zostaniemy z niczym - ogłosiłam, choć dobrze wiedziałam, że mają tego świadomość.
-Skąd taka przemiana? Niedawno dowiedziałem się od ciebie czegoś nowego. Podobno jestem tchórzem - zaśmiał się ironicznie. Zacisnęłam zęby.
-Daj spokój, Danny - powiedziałam, czując, jak zbyt dużo zmartwień i myśli rozsadza mi czaszkę.  
-Może zanim coś powiesz, najpierw pomyśl, hm? To rozwiązałoby wiele problemów - szepnął, choć bardziej ze smutkiem niż złością. Policzyłam w myślach do dziesięciu.  
-To postaraj się patrzeć bardziej dojrzale i odpowiedzialnie na pewne sprawy - moje słowa cisnęły w niego, jak pocisk. Spojrzał na mnie w tak chłodny sposób, że zrobiło mi się zimno.  
-Patrzę odpowiedzialnie i dojrzale, Nicole i lepiej posłuchaj tego, co teraz powiem. Powiedziałem tobie, jako pierwszej, bo uważam, że jesteś najbardziej wyrozumiałą osobą w tej paczce a do tego twoje pomysły zawsze okazywały się skuteczne. Bałem się o ciebie, gdy sytuacja nagle obróciła się o trzysta osiemdziesiąt stopni, widząc Amandę z nożem. Wolałem, żeby to narzędzie zbrodni zrobiło mi krzywdę niż choćby drasnęło ciebie, więc jej nie prowokowałem. To był zbyt duży ciężar, żeby o tym rozmawiać. Co prawda, miałaś rację, by poinformować resztę, ale wtedy wiedziałem, jaki będzie tego skutek. Casper był zbyt gwałtowny, żeby dowiedzieć się prawdy. Wiedziałem, jak będzie. To nie przyniosłoby dobrego skutku, nie chcę mieć nikogo na sumieniu. Osądzasz mnie od samego wyjazdu. Jestem tylko człowiekiem, popełniam błędy, ale nigdy nie chciałem dla was źle. Twoje słowa stają się tysiącami noży wbijających się po kolei w moje serce. Nie jestem tarczą, ale ty chyba uważasz inaczej. Nic, co robię nie jest twoim zdaniem dobre, zauważyłaś? Nic - ostatnie słowo obijało się milion razy o mój umysł. - Zastanów się, czego ty tak naprawdę chcesz - dodał, po czym wstał i zniknął znów w ciemności.  
-Dobra robota, nie ma to jak zgrana ekipa - szepnął Casper, bardziej do siebie niż do mnie a w moich oczach pojawiły się łzy.  


Męczyły mnie koszmary. Nigdy nie były tak realistyczne, jak tej nocy. Budziłam się i zasypiałam, by znów oddać się w wir szalonych, psychicznych tortur. Zlana potem powtarzałam sobie, że to nie dzieje się naprawdę. Miałam tylko ochotę poczuć kogoś obok siebie, by uspokoił moje skołatane myśli. Wiedziałam jakiej osoby potrzebowałam. Zbyt dobrze. Zamknęłam oczy, nakazując sobie w duchu zapomnieć. To nie był odpowiedni moment. Karciłam się w myślach, ale to było silniejsze.
"Zastanów się, czego ty tak naprawdę chcesz."
Czego? Nie byłam do końca pewna. Wiedziałam tylko jedno - pogubiłam się. Nic już nie było takie pewne, jak przed wyjazdem. Nauczyłam się bezgłośnie płakać. Nie wydawałam przy tym żadnego dźwięku, co nie przyciągało niczyjej uwagi. Zarazem wygodne i męczące. Usłyszałam, jak zamek namiotu dźwięczy rytmicznie. Starłam szybko kilka łez z policzka.  
-Nicole, śpisz? - głos Casper'a nieświadomie mnie rozczarował. Starałam się zdusić w sobie to uczucie.  
-Staram się zasnąć - odpowiedziałam, chowając twarz pod kocem. Cisza. Chciałam, żeby wyszedł tak szybko, jak się pojawił.  
-Mogę tu zostać razem z tobą? - prośba w jego głosie zakładała z minuty na minutę coraz silniejszą blokadę w moim sercu.  
-Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł, Casper - szepnęłam, po czym usłyszałam tylko dźwięk zamykanego namiotu. Chwilę później znów zasnęłam.

Rano też nie czułam się najlepiej. Casper zrobił śniadanie. Danny jadł leniwie kanapkę z serem. Wiedziałam, że nie był głodny. Musiał czymś zająć ręce.  
-Smacznego - wyszeptałam, opatulając się szczelniej bluzą. Dwie pary oczu spojrzały na mnie z zainteresowaniem. Danny skinął głową a Casper się uśmiechnął, choć jego tęczówki podpowiadały mi, że wcale nie jest dobrze.  
-Anthony dzisiaj wraca - powiedział w przestrzeń Danny, jakby w ogólnie nie było nas w pobliżu. - Wychodzi na to, że idziemy we czwórkę. Prosił, żebyśmy poczekali na niego do wieczora - dodał beznamiętnie, gryząc kolejny kęs gumowej kanapki.  
-Wieczór to chyba nie jest odpowiednia pora, żeby pójść...
-Poczekamy. Skoro już idziemy, to wszyscy - przerwał mu Danny, spoglądając na niego obojętnie. Casper wzruszył ramionami.  
-Danny? - mój niepewny głos sprawił, że przestał przeżuwać. Jego oczy popatrzyły prosto w moje. Zieleń w jego tęczówkach nie przypominała już o wiośnie ani lecie. Kiedy na niego patrzyłam, czułam tylko nieopisany chłód. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie zrezygnować, ale słowa same wypłynęły.
-Możemy porozmawiać? - pytanie niosło za sobą obawę odmowy. - W cztery oczy - spojrzałam przepraszająco na Casper'a. Widziałam, że poczuł się lekko zraniony, ale skinął głową i oddalił się od nas.  
-Oboje popełniliśmy wiele błędów w tej sprawie - zaczęłam, obserwując jego bladą twarz. Nie odezwał się ani nie spojrzał w moim kierunku. Czułam, że oddaliliśmy się od siebie tysiące mil i, że nie jestem w stanie do niego dotrzeć. Moje serce przyspieszyło.  
-Możesz mnie przytulić? - moje pytanie sprawiło, że jego usta drgnęły. Żyła na szyi wyraźnie pulsowała. Zbladł jeszcze bardziej. Spojrzał na mnie w dziwny sposób.  
-Myślę, że..
Nie czekając dłużej, nie chcąc słyszeć odmowy zamknęłam mu usta pocałunkiem. Teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo tęskniłam za tymi miękkimi wargami, jak bardzo chłonęłam każde muśnięcie. Czułam, jak przechodzą mnie dreszcze. Jego ręce przycisnęły mnie do siebie mocniej. Pocałunek przestał być delikatny a stał się żarliwy, namiętny. Czułam, jak zlewamy się w jedność, spójną całość, bez słów. Ciepłe, mocne dłonie przesuwały się po moich plecach, tali, biodrach. Tęsknota nie potrafiła znaleźć ujścia, jak żal, rozpacz i bezradność.  
-Już wiem, czemu tak bardzo przeszkadzałem - usłyszeliśmy za sobą głos Casper'a. Pojawił się znikąd. Zapomnieliśmy o jego obecności. Czułam, jak na twarz wypływa mi ognisty rumieniec a Danny cicho się zaśmiał, ale z niewiadomych powodów w oczach Casper'a nie dostrzegłam choćby cienia rozbawienia.  


-Czy to naprawdę jest konieczne? - westchnął ciężko Anthony, zakładając opaskę na czoło i chustę zasłaniającą połowę twarzy. Zaśmiałam się, widząc zabawnie wyglądającego przyjaciela. Co prawda chłopak wyglądał dojrzale i wygląd cwaniaka pasował do każdego kawałka jego ciała, ale niezdarność wypisana w jego genach urzekała mnie bardziej, niż obłędny uśmiech Anthony'ego.  
-Jeśli chcesz przypominać całe to porąbane stado, to niestety musisz się trochę pomęczyć - odpowiedział mu Casper, poprawiając skórzaną kurtkę. Wyglądał dobrze, nawet więcej niż dobrze. Założył na oczy czarne okulary, ułożył włosy i naciągnął na głowę kaptur. Glany błyszczały na jego nogach. Anthony uśmiechnął się i podniósł ręce w pojednawczym geście.  
-Nicole, bosko wyglądasz. Nie wiedziałem, że kiedykolwiek zobaczę cię w tak niegrzecznej odsłonie - zaśmiał się Anthony na co wywróciłam tylko oczami. Danny posłał mu mordercze spojrzenie.  
-Dobra, cel jest taki, by wypytać faceta z opaską o Amandę. Trzeba to zrobić dyskretnie i subtelnie zanim olbrzym domyśli się, że nie jesteśmy tymi, za kogo się podajemy - Danny gestykulował rękami, objaśniając chłopakom cały plan. Nie musiałam słuchać, znałam go już na pamięć. Mimo wszystko patrzyłam, jak chłopak wczuwa się i opowiada o tym z taką powagą i zawziętością, że odczułam lekką dumę. Miałam ochotę znów go pocałować, patrząc na jego pełne usta. Czarna koszulka opinała jego umięśnione ramiona. Wyglądał bardzo seksownie. Pewność siebie wypisana w zielonych oczach sprawiła, że na moment się uśmiechnęłam.  
-Nicole? - dotarł do mnie głos Casper'a. Zaśmiałam się nerwowo. - Czas ruszać. Gotowa? - spytał, podając mi lśniący nóż.  
-Jak nigdy dotąd - odpowiedziałam, chowając przedmiot głęboko w kieszeń.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2003 słów i 11077 znaków, zaktualizowała 14 wrz 2015.

7 komentarzy

 
  • mysza

    Cieszę się, że o niego zawalczyła

    15 wrz 2015

  • Malolata1

    @mysza coś tam jeszcze ma w głowie. :D

    15 wrz 2015

  • RoksiToJa

    Nono :D Bardzo mi się podoba ;) Czekam na next ;)

    15 wrz 2015

  • Malolata1

    @RoksiToJa <3

    15 wrz 2015

  • Alexx

    Noo tak 2/10

    15 wrz 2015

  • Malolata1

    @Alexx ups, rozumiem.  :jupi:

    15 wrz 2015

  • Tessiak

    Uwielbiam to opowiadanie. Czekam jak to wszystko dalej się potoczy.

    15 wrz 2015

  • Malolata1

    @Tessiak dziękuję. :*

    15 wrz 2015

  • LittleScarlet

    No no. Panno M, zadziwiasz coraz bardziej.  :cool:

    15 wrz 2015

  • Malolata1

    @LittleScarlet podobno 2/10 hahaha. :*

    15 wrz 2015

  • LittleScarlet

    @Malolata1 I tak wyjątkowo łagodna ocena     :D

    15 wrz 2015

  • Malolata1

    @LittleScarlet ludzie zawsze potrafią poprawić mi humor.  :dancing:

    15 wrz 2015

  • Marlens

    Warto wracać do tego opowiadania ;)

    14 wrz 2015

  • Malolata1

    @Marlens :*

    15 wrz 2015

  • Malolata1

    @Marlens <3

    15 wrz 2015

  • Domiii

    Boskie  <3

    14 wrz 2015

  • Malolata1

    @Domiii <3

    15 wrz 2015