Bajka XII

Obudziło mnie dziwne przeczucie. Czułam się obserwowana, więc moje oczy otworzyły się automatycznie, lokalizując zagrożenie. Westchnęłam.  
-Wyglądasz tak niewinnie, gdy śpisz - jego szept załaskotał mnie w płatek ucha, kiedy się nade mną pochylił. Serce zwolniło swój rytm. Nie musiałam się bać. Był tu. Ze mną. Cały mój.  
-Danny - wyrwało się niespodziewanie z moich ust, na co szerzej się uśmiechnął.
-Spodziewałaś się kogoś innego? - przejechał palcem po moim odsłoniętym dekolcie. Zaśmiałam się i pokręciłam przecząco głową.  
-Prawidłowa odpowiedź - blask w jego oczach można było dostrzec z daleka. Był niczym promyk słońca odwiedzający najmroźniejsze miejsce na ziemi. Dający nadzieję, uśmiech, szczęście.  


Oślepiająca jasność na zewnątrz zdecydowanie utrudniła mi normalne otwarcie oczu. Zauważyłam, że reszta miała podobnie. Casper uśmiechnął się do mnie krzywo, siedząc na prowizorycznym krześle a Anthony z ociąganiem grzebał w czerwonej torbie. Nie miałam sił, żeby zapytać, co jest w niej takiego ważnego.  
-Idealna pora, nieprawdaż? - kpina w głosie Casper'a rozbawiła mnie. Sięgnął po okulary i założył je sobie na nos. Wyglądał teraz, jak jeden z tych sławnych muzyków. Brakowało mu tylko gitary. Dopiero po jakimś czasie, kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do wczesnej pory, zdołałam zauważyć czerwone szramy na całej długości ręki. Obserwowałam je przez dłuższy czas, przypominając sobie wczorajszy dzień. Z ust Casper'a zniknął głupkowaty uśmiech.
-Pamiątka na całe życie - nie mogłam ocenić jego spojrzenia zza okularów, ale wiedziałam, że gdyby potrafił, wypaliłby nim dziurę w czarnych szkłach. Poczułam, jak z tyłu dłonie Danny'ego objęły mnie delikatnie.  
-Jak się trzymasz? - zwrócił się do przyjaciela, na co on ściągnął w odpowiedzi okulary. Westchnęłam. Od brwi do policzka ciągnęła się prosta, czerwona linia.  
-Mogło być lepiej, ale nie narzekam - wywrócił oczami. - Kiedy zbieramy się do domu? - przerzucił wzrok na półprzytomnego Anthony'ego.  
Chłopak wzruszył ramionami, odpychając od siebie torbę.  
-Wieczorem - powiódł po wszystkich wzrokiem. - Wieczorem - powtórzył i choć reszta nie zwróciła uwagi na jego smutny głos, coś mnie zaniepokoiło. Zmarszczyłam brwi. Coś było bardzo nie tak.

Wygoniłam Casper'a i Danny'ego do pobliskiego sklepu. Chciałam zostać przez jakiś czas sam na sam z Anthony'm. Dobrze wiedziałam, że na wszystkich zleciał cały ciężar tej sprawy, ale o niego najbardziej w tamtym momencie się martwiłam. Miałam wrażenie, że od chwili zobaczenia na własne oczy odmienionej Amandy, zaczął żyć w innym świecie. Zupełnie nie przypominał dawnego siebie.  
-Jak się czujesz? - zagadnęłam, siadając naprzeciwko. Wzruszył ramionami. No jasne, co mógł powiedzieć.
-Chyba się nie czuje. W tym tkwi problem - uśmiechnął się sztucznie, bawiąc się zamkiem torby. - Byłaś tam ze mną, więc wiesz. Chyba żałuję, że widziałem ją na własne oczy. Bezwzględną i obojętną, jakby miała totalnie gdzieś całą naszą paczkę. Niewiarygodne - szepnął, chowając twarz w dłoniach. Przybliżyłam się i oparłam głowę na jego umięśnionym ramieniu.  
-Wiem - westchnęłam. - Woli zabijać z tą bandą dzikusów u boku, ale myślę, że w końcu przejrzy na oczy, ale wtedy będzie już za późno - przytuliłam się mocniej, na co objął mnie ramieniem. Był, jak starszy brat, choć to ja w tamtej chwili odgrywałam jego rolę.  
-Nie czujesz obrzydzenia? Krew, agresja, broń - nadal obserwował odległy punkt gdzieś na linii horyzontu.  
-Czuję obrzydzenie do niej jedynie za to, że zamieniła nas na lepsze zabawki - rzuciłam zbyt głośno, niż powinnam. Jad sączył się z każdego słowa. Poczułam, że Anthony się wzdrygnął.


Czułam się dziwnie, widząc zmieniający się krajobraz za szybą samochodu. Zupełnie tak, jakby każdy z nas zostawiał tutaj na zawsze mniejszą, bądź większą cząstkę siebie. Anthony kontrolował pędzące autostradą auto, ale widziałam, że jest zupełnie nieobecny. Danny ściskał moją dłoń przez całą drogę powrotną. Casper tępo wpatrywał się w ciągnącą się kilometrami drogę. Odnieśliśmy porażkę, ale życie toczyło się dalej i miałam nadzieję, że każdy z nas odnajdzie się po tym wszystkim a blizna po stoczonej walce, powoli zacznie blaknąć aż w końcu całkiem zniknie.  
-Spróbuj zasnąć - szepnął Danny, puszczając moją dłoń, by otulić mnie najlepiej, jak tylko potrafił. Musiałam się uśmiechnąć. Te iskierki tańczące w jego zielonych oczach, gdy tylko na mnie spoglądał, rozczulały mnie. Roztapiałam się, jak czekolada latem.  
-Kocham cię - musnęłam ustami jego szyję. Przycisnął mnie mocniej do siebie.
-Zawsze, gdziekolwiek będziesz - usłyszałam nad głową. Moje oczy mimowolnie zaczęły robić się mokre. Niczego więcej w tamtej chwili nie potrzebowałam.


-A teraz? - głos brata wyrywa mnie z zamyślenia. Całkowicie oddałam się wspomnieniom. Marszczę czoło. Uśmiecha się, gniotąc róg poduszki.  
-Czego teraz potrzebujesz? - pyta a coś w jego oczach przypomina mi roześmianego Danny'ego. Cholera, nie teraz.  
-W tej chwili mam już wszystko, co jest powodem do walki z każdym, następnym dniem - głaszczę jego zaróżowiony policzek. Jego uśmiech staje się szerszy a podobieństwo do ukochanego rośnie zatrważająco szybko.  




Przepraszam, że jest tego tak mało, ale totalnie brak mi weny, jeśli chodzi o Bajkę.  
Totalnie nie wiem, co jest grane.  
Nie chcę obiecywać, kiedy będzie następna część. Postaram się, by pojawiła się szybciej, niż myślicie. :)

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1031 słów i 5804 znaków, zaktualizowała 1 lut 2016.

2 komentarze