Bajka XI

Nie wiem, czy ktoś jeszcze na nie czekał, ale proszę. Wróciło. Miłej lektury.  


Miała pochyloną głowę. Zarzuciła na siebie długi, czerwony płaszcz, co jeszcze bardziej podkreśliło jej delikatną, kruchą sylwetkę. Sama nie wiem czy nie chciała spojrzeć nam w oczy, czy była to może kwestia skruchy. Po dłuższej chwili skreśliłam drugą opcję. Jej dawny kolor tęczówek ustąpił miejsce przerażającej czerni. Może to kwestia miejsca, czasu i atmosfery, ale im bardziej przyglądałam się jej oczom, upewniłam się w tym, co widziały moje ślepia.  
-Znikajcie stąd, raz na zawsze - słowa stały się pociskiem skierowanym wprost w nasze bezbronne serca. Anthony wpatrywał się, jak zaczarowany w jej niewyraźną postać.  
-A-a-amanda? - zająknął się, nie spuszczając jej z oczu, zupełnie jakby nie doleciały do niego jej lodowate, jak śnieg słowa.  
-Mówię po raz ostatni, nie będę się więcej powtarzać i mimo, że kontroluję się bardziej niż Edgard, zrobię wam krzywdę, jeśli mnie nie posłuchacie - jej spojrzenie przeniosło się w jednej chwili na moją twarz wykrzywioną w grymasie. - Macie szczęście, że pojawiłam się w odpowiednim momencie, inaczej bylibyście dość przyzwoitą kolacją - dodała. Poczułam dreszcze przechodzące wzdłuż kręgosłupa. Anthony nadal nie potrafił uwierzyć w to, kim bądź czym stała się nasza dawna przyjaciółka. Sama nie wiem, czy można było ją tak jeszcze nazwać. Odczuwałam wstręt i zażenowanie. Nigdy do końca nie poznaliśmy jej prawdziwej twarzy.  
-Dlaczego taka jesteś? - przyjaciel otrząsnął się z amoku, nadal na nią patrząc, jakby starał się zapamiętać na zawsze jej bladą twarz. Westchnęła.
-Pora na was, wracajcie na kemping - szepnęła i wtedy zauważyłam, że jej dwie twarze walczą ze sobą. Z jednej strony zauważyłam małą, bezbronną dziewczynę, która potrzebuje wsparcia i brakuje jej naszej obecności a z drugiej przerażająco stanowczą osobę z wypisaną obojętnością na twarzy. Fakt, bolało. Tak bardzo chciałam już wrócić do Danny'ego, by móc wtopić się w jego ciepłe ramiona. Miałam ochotę zniknąć, by wszystko zdążyło mnie ominąć.  
-Odpowiedz - szepnęłam, siłując się ze swoim wewnętrznym "ja".  
-Nigdy tego nie zrozumiecie. Mam dość ukrywania się i udawania, że jestem tą dziewczyną, którą poznaliście na początku. Przeszłość dopadła mnie wcześniej, niż sądziłam. Chcę tu zostać, tu jest moje miejsce - stanowczość w jej głosie podziałała, jak smagnięcie batem.  
-Wśród zabójców? - zakpiłam. Zmrużyła oczy i zacisnęła usta w wąską kreskę.  
-Nie wiecie..
-Masz rację, nie wiemy. Nie wiemy niczego o tobie, bo wszystko, co dotąd wokół siebie wykreowałaś to fikcja. Oszukiwałaś nas na każdym kroku. I myślisz teraz, że co? Że zniknęłaś bez słowa a my mieliśmy się z tym wszystkim pogodzić i nie dociekać? Pomyśl logicznie. Tak robią przyjaciele. Po prostu są, ale ty nie pozwoliłaś poznać prawdy, dlatego to wszystko doprowadziło do sytuacji, w której się teraz znajdujemy. Nadal nie widzisz? - mój głos z każdym słowem podnosił się, by przejść w krzyk. - Jesteś po prostu egoistką, nikim innym. Wolisz zabijać z tą bandą idiotów, którzy traktują cię, jak królową niż trzymać się z prawdziwymi przyjaciółmi. I wiesz, co? Jestem pewna, że przyjdzie taki dzień, w którym zostawią cię na pastwę losu, bo ktoś w ich oczach pojawi się, jako bardziej wartościowy i atrakcyjny! - słowa unosiły się i obijały od drzew a jej twarz bladła coraz bardziej. Przez chwilę miałam wrażenie, że przestaje oddychać. Anthony złapał mnie za rękę, chcąc bym się uspokoiła.  
-Chodźmy już - jego głos przebijał się przez grubą warstwę wściekłości, która w końcu znalazła ujście i zagłuszyła wszystko wokół.  
-Danny i Casper czekają na was na placu - tylko tyle była w stanie wydukać, ignorując mój wcześniejszy potok słów. Oboje z Anthonym wiedzieliśmy już, że nic więcej nie jesteśmy w stanie zrobić a Amanda nie była nigdy naszą prawdziwą przyjaciółką.  



Przez całą drogę powrotną nie zamieniliśmy z Anthony'm żadnego słowa. Chyba oboje byliśmy zbyt zdenerwowani i zdołowani, by dodatkowo komentować zaistniałą sytuację. Faktycznie, Casper i Danny czekali na nas na placu. Oboje obracali się dookoła, chodząc w te i wewte. Nie wytrzymałam i puściłam się biegiem, by ramiona Danny'ego schowały mnie w bezpiecznym uścisku. Nie musiałam niczego mówić. Sama nie wiem, ile czasu minęło, ale głaskał mnie po głowie, co jakiś czas całując w czubek głowy. Kiwaliśmy się, jak w tańcu.
-Spokojnie, jestem tu - szepnął, kiedy Casper i Anthony zaczęli głośniej ze sobą rozmawiać. Słyszałam urywki zdań, które nadal wywoływały ciarki na plecach.  
-Szukaliśmy was, potem pojawił się ten typek, o którym wspominał Danny. Mówił, że mamy tu zostać i na was poczekać, bo inaczej Amanda zrobi wam krzywdę - słyszałam przerażony głos Casper'a. - Nie chcieliśmy ryzykować, ale ostatnie piętnaście minut było niemal wiecznością. Dobrze, że jesteście - kolejna masa słów w zawrotnej prędkości. Czułam, że zmęczenie dawało o sobie znać. Mało brakowało a usnęłabym w ramionach mojego ukochanego.  
Edgard. Amanda. Ich cholerne kłamstwa i pułapki. Wiedzieli, że jeśli będzie nas więcej, poradzimy sobie o wiele lepiej. Kolejna intryga.  
Ręce Danny'ego zaczęły przyciskać mnie mocniej do siebie i zdałam sobie sprawę, że przez ten czas tylko udawał silnego, by nie stresować mnie bardziej. Przytulał mnie tak mocno i zaborczo, że czułam łzy cisnące się do oczu. Nie z powodu bólu. Po części z przerażenia i wzruszenia. Martwił się. Tak cholernie się martwił, że więcej mnie nie zobaczy.  
-Kocham cię - szepnął, odgarniając włosy z mojej twarzy. Zieleń. Ukochana zieleń w tęczówkach chłopaka znów zaczęła kwitnąć. - Nie wyobrażam sobie niczego bez ciebie - dodał, po czym nie zważając na towarzyszy obok, zaczął całować mnie najdelikatniej, jak tylko potrafił.


Powrót na kemping nie należał do tych najprzyjemniejszych. Anthony szedł przodem, oświetlając drogę trzymającą w dłoni latarką. Nie odzywał się więcej, za to Casper komentował prawie każdy szczegół. Zauważyłam też, że jego kurtka została porozcinana. W miejscach przecięcia można było dostrzec zakrzepniętą krew. Puściłam dłoń Danny'ego, nie zwracając uwagi na jego pytające spojrzenie.
-Kto ci to zrobił? - w tęczówkach Casper'a tańczyły energicznie iskry. Nie spojrzał na mnie.  
-Poszarpaliśmy się trochę z tym osiłkiem - w półmroku błysnął rząd jego białych zębów.  
-Poszarpaliśmy? - zerknęłam kątem oka za siebie, obserwując chwilowo zamyślonego Danny'ego.  
-Tak, twój kochaś potrafi całkiem nieźle dokopać - zaśmiał się, ale wiele brakowało do tego dawnego, szczerego śmiechu przyjaciela. Zmarszczyłam brwi.  
-Mówiliście, że czekaliście na nas, bo Edgard zagroził, że coś nam zrobi - złapałam go za rękaw, na co zupełnie nie zwrócił uwagi.  
-Tak, to prawda, ale znasz nas, Nicole. Nie potrafiliśmy usiedzieć w miejscu. Potem ten cały śmieszny Edgard zauważył, że mimo groźby dalej węszymy - zmęczenie dało o sobie znać, bo oczy przyjaciela zaczęły się powoli zamykać. - Skurwiel też oberwał, nie pozostaliśmy dłużni - dodał, znów sztucznie się zaśmiewając. Westchnęłam.  
-W namiocie jest apteczka. Opatrzę was, gdy dotrzemy na miejsce - ścisnęłam mocniej jego ciepłą rękę. W końcu jego tęczówki spojrzały śmiało w moje oczy. To była chwila, może nawet sekunda. Mimo tego, zdążyłam zauważyć w nich więcej emocji niż przez czas wieloletniej przyjaźni.  
-Anioł - szepnął, po czym kiwnął głową w bok. - Ktoś cię potrzebuje.  
Spojrzałam za siebie, nie mogąc powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Mój Dany. Moi przyjaciele. Mój cały świat. Puściłam rękaw przyjaciela, wracając do dłoni, która najbardziej pasowała do moich linii papilarnych.  


Najbardziej potrzebowaliśmy snu. Po opatrzeniu niewielkich zadrapań oraz tych znacznie poważniejszych, schowaliśmy się w swoich namiotach. Cudownie było czuć Danny'ego obok. Jego ciało przy moim ciele. Oddech ogrzewający płatek ucha. Sama obecność. Nie musiał nic mówić, wystarczyło, że leżał obok. Oboje mimo zmęczenia staraliśmy się jeszcze przez chwilę nacieszyć swoją bliskością. Jego ręce opatulały mnie w talii a głowę schował w długich włosach. Chwilę później jego usta całowały delikatnie moje wystające obojczyki. Od dłuższego czasu poczułam się naprawdę bezpiecznie mimo, że wspomnienia bladej twarzy Amandy i szalonego Edgarda pojawiały się, gdy zamykałam oczy. Pocałunki, dotyk i obecność chłopaka odsuwały z coraz większą siłą przykre obrazy.  
-Spokojnie, maleńka. Wrócimy i wszystko ułożymy na nowo. Nie ma sytuacji, z której nie potrafilibyśmy się podnieść. Mamy siebie, to najważniejsze - szeptał między pocałunkami. Chciałam w to wierzyć. Obróciłam się twarzą do ukochanego, by móc wtulić się mocno w jego ciało. Była tylko jedność a oddechy stopiły się w jedno, ciche westchnienie.  



****


Brat spogląda na mnie spod przymrużonych powiek. Przez dłuższy czas nie poruszył się nawet o milimetr. Nie wiem, co mam o tym myśleć, ale zdaję sobie sprawę, że powiedziałam zdecydowanie za dużo.  
-Może położymy się spać, maluchu? - zagaduję, obserwując jego reakcję. Kręci niespiesznie głową w geście protestu.  
-Mów dalej. Nie przestałem cię słuchać - wpatruje się we mnie z uporem. Czuję chłód, choć nie mam pojęcia, skąd nagle się wziął. Mam wrażenie, że oczy brata spoglądają na mnie coraz bardziej obco. Nie chcę tego.  
-Nie martw się - mówi, jakby czytał mi w myślach. - Ja nigdy się od ciebie nie odwrócę. Boli mnie tylko fakt, że tak mało cię znałem, prawie wcale - szepcze, nadal obserwując mnie z uwagą, zupełnie tak, jakby moja postać pierwszy raz pojawiła się przed jego pięknymi oczami.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1883 słów i 10290 znaków.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik Ktoś_...

    Ej zamierzasz wgl to kontynuować?! Rozumiem że może nie masz czasu ale mogłabyś chociaż poinformować o tym. No cóż.....jeżeli chodzi o opowiadanie to strasznie mi się podoba...jest genialne i chciałabym wiedzieć jak potoczą się losy bohaterów.....nie tylko ja chyba na to czekam?

    29 sty 2016

  • Użytkownik Malolata1

    @Ktoś_... dziś ją dodam, pewnie pod wieczór. Zdecydowanie nie mój czas, przepraszam.

    29 sty 2016

  • Użytkownik Misiaa14

    to jest  boskie! !!1

    15 gru 2015

  • Użytkownik claire

    Kocham kocham i jeszcze raz kocham! :) <3

    15 gru 2015