Bajka IX

Cała czwórka kroczyła pewnie przez gęsty las. Niewiele dzieliło nas od stabilnego asfaltu. Wolałam go niż nowe, ciągle pojawiające, wystające korzenie drzew. Nie trudno było się zabić.
-Nicole, wszystko w porządku? - usłyszałam echo głosu Danny'ego. Poczułam się bezpieczniej wiedząc, że się martwił.  
-Stary, jestem tutaj, nie pozwolę skrzywdzić twojej lubej - zaśmiał się Anthony, puszczając mi oczko.  
-Mam taką nadzieję, inaczej sam skończysz głową w jakiejś okropnej, ciemnej dziupli - krzyknął, po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.  
Las zaczął żyć. Czułam to. Oczy i uszy potrafiły wychwycić więcej niż za dnia. Złote oczy sowy. Wycie. Szelest poruszonych przez wiatr liści. Potrafiłam wychwycić ich delikatny dźwięk i zauważyć lekko bujające się listki, choć światło rozproszone przez lampkę Danny'ego nie dawało wiele blasku. Miejsce wspaniałe, ale zarazem tak niebezpieczne. Zauważyłam, że zaczęło mnie to fascynować a budząca się do życia adrenalina w moich żyłach zaznaczała na tarczy w mojej głowie maksimum. Przycisnęłam dłoń do noża znajdującego się głębiej w kieszeni. Niezbyt mocno, aby się nie skaleczyć a poczuć tylko, jak niewiele brakowało do katastrofy. Ta myśl mnie w jakiś sposób podniecała. Coś się zmieniło od starcia twarzą w twarz z fałszywą Amandą. A może to kwestia tego, kogo miałam u swojego boku? Miłość i dwóch przyjaciół, którzy oddaliby życie za każdego z nas.  


Buty obijały się o ciemny asfalt. Sama nie wiem czemu, ale ten dźwięk mnie uspokajał. Wiedziałam, że są ze mną. Nie musiałam się obawiać.  
-Co z Agnes? - zapytałam, kiedy Anthony odwrócił się, by sprawdzić czy nikt przypadkiem mnie nie porwał. Zrównał krok ze mną, spoglądając niepewnie w moje błyszczące oczy. Refleksy w jego tęczówkach zachwycały nawet w obecnej sytuacji.  
-Niedobrze - szepnął. - Jej matka może zostać w szpitalu nawet kilka miesięcy a może nawet i dłużej. Lekarze powiedzieli, że to jakaś rzadka choroba i muszą zrobić sporo badań, by dowiedzieć się czegoś więcej. Jeśli jest to, o czym mówią to leczenie również jest bardzo skomplikowane. Jednym słowem, wszyscy mamy ostatnio pecha - widziałam ból na jego twarzy i czułam, jak ta wiadomość przygniatała również mnie. Musiała czuć się okropnie. Nie, to zbyt łagodne określenie na to, co ją spotkało. Co spotkało nas.  
-Odwiedzimy ją - szepnęłam, próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Unikał go. Schował ręce głęboko w kieszeń, ale nawet przez gruby materiał widziałam, jak zaciskają się w pięści.  
-Jasne, że tak - uśmiechnął się smutno. - W końcu zamierzamy wrócić. Rozprawimy się tylko z najukochańszą przyjaciółką pod słońcem - dodał, po czym wskazał ręką, bym szła przed nim. Moja brew podniosła się automatycznie do góry, widząc tę zmianę.  
-Na wypadek, gdyby twój ukochany chciał dźgnąć mnie nożem - zaśmiał się, mrużąc oczy. Dobrze wiedziałam, że próbował odwrócić uwagę od ogarniającego go smutku. Znałam to.

Wspomnienia owiały mnie, jak jesienny wiatr. Plac wyglądał tak samo, nic się nie zmieniło. Zauważyłam tylko więcej ludzi, o dziwo. Nie był już pusty. Dźwięki śmiechów, rozmów roznosiły się echem. Poczułam, jak ktoś obejmuje mnie ramieniem. Podskoczyłam do góry.  
-Spokojnie, to tylko ja - znajomy głos owiał oddechem moje ucho. - Gotowa? - szepnął a zieleń w tęczówkach dodała mi odwagi. Skinęłam głową. Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. Plan był jasny. Danny z Casper'em poszli w lewo, rozmywając się w tłumie a ja z Anthony'm błąkaliśmy się po placu. Żadne oczy nie zwróciły na nas większej uwagi. Dziwne.  
-Też wpadacie na polowanie? - usłyszała, jak na zawołanie niski, męski głos. Jednak zauważyli. Odwróciłam się, próbując rozluźnić i połknąć wielką gulę, która rosła z każdą sekundą w moim gardle. Anthony uśmiechnął się a pewność siebie wypisana na twarzy sprawiła, że towarzysz przeniósł na niego wzrok.  
-Jasne, gdzie tym razem? - rozejrzał się dookoła. Wysoki, barczysty mężczyzna obserwował go spod przymrużonych powiek. Miał dość długie, ciemne włosy, związane w grubą kitkę i dziki zarost, którego, jak widać w ogóle nie pielęgnował. Żył swoim życiem. Czarne, długie rzęsy okalały jego niebieskie oczy.  
-Tam, gdzie zawsze, młody - zaśmiał się kpiąco. - Mówisz tak, jakbyś był tu po raz pierwszy - poklepał go po ramieniu, po czym wyminął.  
-No to już wszystko wiemy - westchnął Anthony, siląc się na uśmiech. Zaśmiałam się szczerze, widząc bezradność wypisaną na twarzy przyjaciela.  
-Chodź - pociągnęłam go za rękaw. - Gdzieś musi tu być - wyostrzyłam wzrok, chcąc odszukać nieznajomego. Było ich zbyt dużo, żeby po kolei zastanawiać się nad każdą twarzą. Wszyscy wyglądali podobnie. Kaptury, skórzane kurtki, ćwieki, glany, długie brody, dziki wręcz bujny zarost. Miałam wrażenie, że pasuję tutaj, jak kosmita na Ziemi. Ciągnęłam przyjaciela za sobą, jak niegrzecznego chłopca, który popełnił straszliwą zbrodnię. Zabawne, bo Anthony przewyższał mnie o głowę i wyglądał na groźniejszego ode mnie. Na niezależnego, mającego w dupie opinię innych.  
-Dokąd to? - kolejny głos powstrzymał naszą wędrówkę. Tym razem Anthony obrócił się gwałtownie do tyłu. Poczułam napięcie, kiedy jego ręka wyrwała się z mojego uścisku, choć jego twarz była kamienna, nie wyrażała żadnych odczuć a na pewno nie strachu.  
-Polowanie, mistrzu - z jego gardła dobiegł znów pewny siebie głos. Mężczyzna zmierzył nas od stóp do głów i na chwilę się zamyślił.
-Jesteście tu nowi? Mam wrażenie, że pierwszy raz widzę wasze twarze - jego usta uniosły się lekko do góry, ale to nie był jeden z tych szczerych uśmiechów. Poczułam, jak zaplątane włosy łaskoczą mój kark.  
-Niezupełnie. Zostaliśmy od jakiego czasu przysłani tu przez Amandę - odpowiedział szybko Anthony, nie tracąc czasu. Moje serce przyspieszyło swój rytm. Zdumienie w oczach faceta dało nam do myślenia. Musiała być tu kimś ważnym, skoro mężczyzna od razu rozpoznał jej imię.  
-Amandy? Nie zapraszała tu nikogo nowego od lat - zamyślił się, ale jego oczy podpowiadały mi, że wcale nam nie ufał. Jednak mój umysł zatrzymał się tylko na słowach wypowiedzianych przez nieznajomego, nie na jego reakcji. Od lat? Zacisnęłam zęby. Tyle czasu nas okłamywała.  
-Gdzie ona teraz jest? Chciała z nami pomówić - kontynuował niezrażony przyjaciel, na co kopnęłam go w kostkę. Posuwał się za daleko.  
-W jednym z domów. Pewnie szykuje się na polowanie - westchnął zmęczony. Anthony wypuścił z sykiem powietrze.  
-Dzięki - odezwałam się, co zdumiało ich obu, po czym pociągnęłam znów przyjaciela za rękaw.  
-A teraz zrobimy po mojemu - powiedziałam, kiedy odsunęliśmy się na bezpieczną odległość. Dostrzegłam w jego oku błysk. Adrenalina w moich żyłach znów osiągnęła maksimum.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1326 słów i 7171 znaków, zaktualizowała 17 wrz 2015.

3 komentarze

 
  • Użytkownik mysza

    Zamierzasz to dokończyć?

    17 lis 2015

  • Użytkownik Malolata1

    @mysza zamierzam

    17 lis 2015

  • Użytkownik mysza

    @Malolata1 bardzo się cieszę :) A kiedy można sie spodziewać kolejnej części?

    17 lis 2015

  • Użytkownik Malolata1

    @mysza postaram się jeszcze dziś a jeśli się nie uda, to jutro.

    17 lis 2015

  • Użytkownik mysza

    @Malolata1 ok :*

    17 lis 2015

  • Użytkownik LittleScarlet

    Adrenalina w moich żyłach znów osiągnęła maksimum. PS. Dzięki za "tę" <3 PS2. To chyba jest część IX a nie XIX, panno M.

    16 wrz 2015

  • Użytkownik Malolata1

    @LittleScarlet haha, oj tam. Czepiasz sie, to z pośpiechu

    17 wrz 2015

  • Użytkownik Marlens

    Dzieje sie :lol2:

    15 wrz 2015