Pani Irena jest przerażona faktem, że jej wnuk jest włamywaczem.
Mój syn w grobie się przewraca, jak to widzi, myśli.
Starsza kobieta z sejfu, ukrytego za obrazem, wyjmuje wszystkie kosztowności, jakie posiada i wrzuca do torebki.
Następnie udaje się do lombardu, gdzie sprzedaje swoją rodową biżuterię. Wracając wstępuje do banku i wpłaca pieniądze na konto, o którym nikt nie wie. Po wyjściu z banku swoje kroki kieruje do sklepu myśliwskiego, gdzie kupuje gaz pieprzowy i paralizator.
— Po ile są te dwie rzeczy?
— Gaz pieprzowy kosztuje trzydzieści dziewięć, a różowy paralizator jest po sto dwadzieścia trzy złote.
— Biorę oba te przedmioty.
— W takim należy się sto sześćdziesiąt dwa złote.
Starsza kobieta, po zapłaceniu, chowa do torebki i wychodzi. Po znalezieniu się pod kamienicą szybko wchodzi do środka. Po dotarciu na swoje piętro zauważa, że drzwi jej mieszkania są otwarte na oścież.
Z salonu dobiegają ściszone głosy włamywaczy. Jeden rozpoznaje i należy on do jej wnuka.
— Karol mówiłeś, że twoja babcia trzyma biżuterię w domu.
— No tak w sejfie za obrazem.
— To, czemu jej tam nie ma?— pyta jeden bandyta.
— Właśnie — dodaje drugi.
— Chłopaki skąd mam wiedzieć może, gdzieś przeniosła. Przecież nie mieszkam z moją babcią, gdyż mam własne życie, a do tego moją dziewczyna spodziewa się dziecka.
— Tym bardziej Karolku kasę masz mi jutro przynieść w zębach, bo jak nie to twoja dziewczyna i jej bachor wylądują w jeziorze.
— Jak im coś zrobisz!
— To, co?— pyta bandyta.
— To przysięgam, że cię zabiję!
Pani Irenie robi się przykro, że w takich okolicznościach dowiaduje się, że zostanie prababcią.
Starsza kobieta, słysząc odgłosy bicia pewnym krokiem wkracza do mieszkania, stając w progu salonu.
W dłoń schowanej za plecami trzyma paralizator.
Pani Irenie na widok dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn, którzy stali przed nią ze strachu serce omal nie wyskakuje z piersi.
Spokojnie Irenko nie możesz okazać strachu, bo tylko dasz im satysfakcję z tego, że się ich boisz, myśli.
Na trzęsących się nogach przechodzi do kuchni, gdzie wstawia czajnik z wodą. Z szafki wyjmuje cztery ceramiczne kubki, do których wrzuca torebki z zieloną herbatą, po czym dodaje do dwóch kubków przeznaczonych dla bandytów sproszkowane tabletki nasenne.
Następnie zalewa wrzątkiem i wraca do salonu, stawiając tacę z herbatą na stole. Potem ze swoim kubkiem siada w fotelu wnuk wstaje z podłogi i siada na kanapie obok babci.
Pierwszy mężczyzna bierze kubek z gorącą herbatą i upija solidny łyk.
— Czemu ta herbata ma taki gorzki smak? — pyta bandyta.
— Zielona herbata tak smakuje.
Nagle rzuca się na starszą kobietę, dusząc ją, a w oczach ma obłęd
— Czego mi tam dostałaś, że świat ze mną jeździ?!
— Niczego.
— Kłamiesz!
Pani Irena dyskretnie przykłada napastnikowi paralizator do szyi i razi go prądem. Mężczyzna pada na ziemię.
Drugi bandyta nie rozumie, co dzieje się z jego kolegą, a zarazem bratem. Pochyla się nad nieprzytomnym wspólnikiem i klepie go w policzek.
— Ben, co ci jest, stary?
Bandyta gwałtownie wstaje, wyciąga pistolet i celuje w Karola.
— Co mu zrobiłaś?!
— Nic.
— Masz mnie, kurwa, za idiotę?!
— Jak żebym śmiała...
Bandyta pomaga wstać swojemu koledze i razem ruszają do drzwi. W progu zatrzymuje się na chwilę.
— Szykuj kasę!
Po tych słowach wychodzą. Karol zamyka drzwi, po czym wraca do salonu, gdzie jego babcia sprząta, ale po chwili przerywa.
— Ile jesteś im winien?
— Dwieście pięćdziesiąt tysięcy złotych.
— Matko Boska! A na co ci są potrzebne takie pieniądze?
— Na rozkręcenie własnego biznesu.
Pani Irena zaczyna nerwowo chodzić po salonie. Niespodziewanie wychodzi do przedpokoju, zakłada siwy płaszcz i czarne kozaki.
— Ubieraj się — mówi stanowczo.
Wnuk podchodzi do babci, bierze kurtkę do ręki i wychodzi na korytarz, gdzie na niego czeka.
— Powiesz mi, czemu wychodzimy z domu?
— Niedługo wszystkiego się dowiesz.
Trzydzieści minut później auto zatrzymuje się na parkingu przed budynkiem policji.
— Co my tutaj robimy? — pyta Karol.
— Przyjechaliśmy zgłosić włamanie i pobicie.
Starsza pani wysiada, po czym pochyla się od strony pasażera.
— Na co czekasz? Wysiadaj.
— Błagam, babciu, tylko nie na policję! Jak oni się dowiedzą, to zabiją Elę...
— Chcesz, żebym pomogła ci wyplątać się z tego gówna, w które się wpakowałeś przez głupotę?
— No tak...
— Zrobię to pod jednym warunkiem.
— Jakim?
— Że w tej chwili ruszysz swoje cztery litery i pójdziesz ze mną zgłosić tę sprawę.
Karol w końcu wysiada i razem z babcią wchodzi do komisariatu. Pani Irena podchodzi do dyżurki, gdzie siedzi młody policjant.
— Dzień dobry.
— Dzień dobry. W czym mogę pomóc? — pyta funkcjonariusz.
— Chcę zgłosić włamanie do mojego mieszkania i pobicie.
Policjant podnosi głowę i przygląda się jej uważnie.
— Czy ktoś panią pobił?
— Mnie nie, ale mojego wnuka tak.
— Jak się pani nazywa?
— Irena Summer.
Policjant dzwoni gdzieś, po chwili odkłada słuchawkę.
— Zaraz ktoś do was zejdzie.
— Dobrze.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.