Ulica ciemna i pusta tylko za rogiem czai się ktoś

Wyszłam wreszcie z tej cholernej imprezy. Ulica wydała mi się mroczniejsza niż zwykle. Podchodząc do parkingu, wcisnęłam przycisk. Zamigotały światła i ciche klikniecie puszczającej blokady. Lubiłam ten dźwięk. Wsiadłam i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Silnik pracował spokojnie. Oparłam się wygodnie w fotelu i przymknęłam oczy.  
Mogłam jeszcze zostać… – Nagle pojawiło się zamyślenie. Może trzeba było wyznać prawdę, dlaczego nie mogę z nim zamieszkać.
– Ej, nie rozdrapuj starych ran. – Ocknęłam się szybko. Romantyczka dawno już wyszła z mody, liczy się mocna kobieta.
Wrzuciłam jedynkę. Kiedy samochód ruszył z miejsca poczułam na szyi ostrze noża i usłyszałam ochrypły, męski głos:
– Jedź i nie rób nic głupiego, bo poderżnę ci gardło.
Moje mięśnie i ścięgna usztywniły się. Poczułam słodki smak w gardle i skurcz żołądka, a kolacja podeszła mi pod tchawicę.
– Jedź prosto i nie zwalniaj – burknął.  
Dziwne uczucie ogarnęło mnie, kiedy słyszy się głos, a nie widzi właściciela.
Zmieniłam bieg na dwójkę, potem trójkę, w końcu wrzuciłam czwórkę. Puściły skurcze, a łzy zaczęły spływać po policzkach. Bałam się ruszyć głową, szyją, tułowiem i bałam się płakać. Dusiłam szloch w krtani. Przez cały czas czułam zimny dotyk stali.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć głosu.  
– Nie odzywaj się i niczego nie kombinuj, szmato!
– Proszę. Nie rób mi krzywdy. I tak niedługo umrę. Jestem nieuleczalnie chora. Zostało mi parę miesięcy życia. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia. Oddam ci wszystko – bełkotałam niespójnie.
– Stul mordę. Jedź!
Ulica jak w marazmie, wciągała nas w zwężony wylot, który nie miał końca.
Coraz mocniej wciskałam pedał gazu. Samochód rozpędzał się. Setka na liczniku dodała mi adrenaliny. Głośno przełknęłam łzy i krzyknęłam:
– Nie zależy mi na życiu i w każdej chwili mogę przyrżnąć w słup lub drzewo. Zginiemy obydwoje.  
Nóż drgnął na mojej krtani i dodatkowo poczułam na lewym ramieniu silny uścisk jego dłoni.  
Boisz się i tu cię mam pieprzony zwyrolu – pomyślałam. Powoli uspokajałam swoje rozdygotane wnętrze i postanowiłam działać. Rzuciłam pewnie:  
– Mogę na najbliższym skrzyżowaniu zwolnić. Jeżeli chcesz przeżyć, to wysiądź. Inaczej rozpierdolę nas na najbliższym zakręcie. Wiesz, że tam ciągnie się betonowe nabrzeże. Zastanów się, czy warto?
Milczał. Zwolniłam przed skrzyżowaniem. Nie czułam już noża na gardle, tylko jego palce wbite w moje ramię. Jechałam coraz wolniej, prawie sunęłam jak ślimak. Zjechałam bliżej prawej strony, aż otarłam oponami o krawężnik. Poczułam ulgę na ramieniu i usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Odwróciłam się gwałtownie do tyłu. Nikogo nie było. Włączyłam blokadę i przyspieszyłam. Gdy dojechałam pod dom, przez chwilę nie mogłam wyjść z samochodu. Paraliż strachu przytwierdził mnie do fotela. Słyszałam bicie serca, jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Po chwili wysiadłam i rozejrzałam się wokoło. Ciemność, tylko ciemność i zwyczajne odgłosy nocy. Żywej duszy nie było. Pustka.  

Świtem podjechała pod dom. Spojrzała na twarz w lusterku. Tylko oczy miała rozmazane od tuszu i rozpromienione spojrzenie. Jeszcze raz zerknęła na tylne siedzenie. Czysto, żadnych śladów. Cicho otworzyła drzwi i powoli wysiadła z auta. Podążyła w kierunku wejścia do klatki schodowej. Przystanęła i jeszcze raz odwróciła się za siebie. Drętwota. Wzruszyła ramionami i poczuła silny ból w skroniach. Kiedyś te migreny doprowadzą ją do szału.
– Przecież i tak nikt mi nie uwierzy – szepnęła w nicość.

Po południu, media donosiły: „Nad Wisłą w okolicy Dębników znaleziono zwłoki mężczyzny z poderżniętym gardłem…”

kaszmir

opublikowała opowiadanie w kategorii kryminał, użyła 708 słów i 3914 znaków, zaktualizowała 11 paź 2022. Tagi: #strach #noc #kobieta

Dodaj komentarz