Przeklęta - 19 | Opętany

Traciłam grunt pod nogami. Obojętność Jasona powaliła mnie niczym ciężka choroba. Straciłam źródło mojej siły – tej naturalnej, nie tej od Adama. Wiedziałam, kto stał za tym, co stało się z Jasonem, ale najbardziej dobijał mnie fakt, że nic nie mogłam z tym zrobić. Jason zachowywał się jak robot… ale tylko w stosunku do mnie. Nikt inny nie zauważał u Jasona niczego dziwnego, bo zwyczajnie nie był w stanie. Dla innych osób wciąż był sobą. Gdy tylko widział kogoś znajomego, nagle jakby budził się z długiego snu. Dla mnie wciąż był obcym człowiekiem.
Choć bolało mnie przebywanie z nim, nie potrafiłam się od niego odciąć. Bałam się, że jeśli zostawię go samemu sobie, on całkiem o mnie zapomni. Chociaż najczęściej nie zwracał na mnie uwagi, starałam się jak tylko mogłam, by był świadomy tego, że wciąż przy nim jestem. Czułam się bardzo dziwnie – tak jakby Jason zapadł na jakąś chorobę, która powodowała problemy z pamięcią. Czułam się jak żona z wieloletnim stażem, mimo wszystko trwająca przy mężu, wciąż w nadziei, że on ją sobie przypomni. Żyłam przy nim, ale jakby obok niego. Nigdy nie przypuszczałam, że będę do tego zmuszona… i że to będzie takie trudne.
W piątek wieczorem oglądaliśmy razem film w salonie Jasona. Jego rodzice wyszli, więc byliśmy sami. Sama nie wiedziałam czy to dobrze, czy źle. W pewnym momencie nie mogłam już wytrzymać tego napięcia między nami, więc wstałam i poszłam do kuchni wykonać jakąkolwiek prozaiczną czynność – herbatę. Czekałam, aż woda się zagotuje, wpatrując się w ciemność za oknem. Wiedziałam, że nie mogę się poddać, ale to stawało się coraz trudniejsze. Było jak cierń, wdzierający się w ranę coraz głębiej z każdą chwilą.  
Czajnik cicho pyknął, dając znak, że woda się zagotowała. Wlałam gorącą ciecz do dwóch szklanek i obserwowałam, jak powoli staje się kolorowa od uwalniających się barwników z torebek. Do szklanki Jasona wsypałam dwie łyżki cukru, tak jak lubił. Drżącymi rękoma wzięłam szklanki i wróciłam do salonu. Jason wyglądał prawie jak zwykle – siedział w luzackiej pozie na kanapie, z wyprostowanymi nogami położonymi na stoliku. Był ubrany w zwykłe dżinsy i granatową bluzę z kapturem. Wzrok miał utkwiony w telewizorze. Coś ścisnęło mnie w gardle. Był taki przystojny. Taki, jakim go zapamiętałam… a jednak coś się zmieniło. Jego oczy – zawsze pełne życia, a teraz nagle puste. Nijakie. Martwe.
Postawiłam na stole szklanki z herbatą. Jason wziął swoją mechanicznym ruchem i upił łyk. W telewizorze akurat pojawiły się reklamy, więc wykorzystując okazję, wyciszyłam dźwięk.
- Jason – odezwałam się cicho.
Zerknął na mnie.
- Tak?
Przez chwilę szukałam w głowie odpowiednich słów, bo tak naprawdę nie wiedziałam, co chcę mu powiedzieć. Co niby mogłam? Jedynie zapewnić go, że nie jest sam.
- Poczekam – zapewniłam, chwytając go za rękę. Patrzył na mnie wzrokiem bez wyrazu. – Ty czekałeś na mnie, czekałeś, aż z powrotem będę gotowa żyć i wrócę do ciebie. Teraz ja poczekam, aż ty wrócisz do mnie. Pamiętaj o tym, dobrze?
Przez chwilę parzył na mnie bez zrozumienia, ale nagle coś się zmieniło. Poczułam, jak jego ręka zaciska się na mojej, jak jego palce otulają moje. Głęboko zaczerpnęłam powietrza. Trwało to sekundę, może dwie, ale wiedziałam, że w tym momencie to był Jason, mój Jason, który najwyraźniej próbował walczyć z tym, co w nim siedziało i co trzymało go pod kontrolą.  
Nagle jednak jego oczy rozszerzyły się. Puścił moją rękę tak gwałtownie, jakby poparzyła go prądem. Odsunął się ode mnie szybkim ruchem, potrącając szklankę z herbatą. Spadła ze stolika i rozbiła się w drobny mak, oblewając mnie wrzątkiem. Zapiekło, ale to było nic w porównaniu z tym, co się działo w moim sercu.
- Idź już – warknął Jason, patrząc na mnie z niechęcią. Dolna warga drżała mi niemiłosiernie, więc przygryzłam ją mocno, aż poczułam smak krwi. Jason wstał, cały czas wbijając we mnie nienawistny wzrok. Nagle poczułam, że się go boję. Stał nade mną jak kat, a jego oczy nie wyrażały nic dobrego.
- No idź! – krzyknął, a jego sylwetkę zasnuły mi łzy. Czując się niemal upokorzona, wybiegłam do przedpokoju i zaczęłam ubierać się na ślepo. Krew dudniła mi w uszach. Jason nigdy nie podniósł na mnie głosu. Nigdy też nie patrzył na mnie tak, jak teraz. To już nie były żarty. Robiło się coraz gorzej.
Pchnęłam drzwi i szybko wyszłam na zewnątrz, chcąc jak najszybciej uciec od Jasona. Poślizgnęłam się jednak na śliskim lodzie i spadłam ze schodów, tłukąc sobie boleśnie bok i plecy oraz rozcinając sobie policzek o wystający, ostry kawał lodu. Po twarzy ciekły mi łzy. Czułam się żałośnie. Miłość mojego życia została opętana przez duchy. Nie miałam żadnego kontaktu z tymi, którzy mieli mnie chronić. Tata potrzebował mojej pomocy, ale ja nie mogłam mu pomóc. Nawet samej sobie nie mogłam pomóc. Czy mogło być gorzej?
Odpowiedź: mogło. Zawsze mogło.  
***
Cały weekend przesiedziałam w domu, zamknięta w pokoju, z którego prawie nie wychodziłam. Bo czy w ogóle miałam po co? Miałam ochotę schować się przed całym światem. Obiecałam sobie, że nie odejdę od Jasona, że wciąż przy nim będę, ale po tym, jak wyrzucił mnie ze swojego domu zwyczajnie się go bałam. Czy raczej – bałam się tego, co w nim siedziało. Czułam rozpacz, gdy tylko przypominałam sobie, jak prawie ścisnął mnie za rękę, po czym to, co spowijało nad nim kontrolę, znowu ją przejęło. Te cholerne duchy sprawiły, że nagle stałam się dla Jasona kimś niemalże obcym, kimś niechcianym. Serce mi pękało, gdy w mojej głowie pojawiała się myśl, że tak być może zostanie już na zawsze. Że mojego Jasona już nie ma w środku, a zamiast niego jest w nim ta podła dusza, która nie pozwala mu pamiętać o tym, że mnie kocha.  
Miotałam się. W ogóle nie mogłam znaleźć sobie zajęcia. Ledwo co jadłam, więc moja waga szybko poleciała w dół. Czekałam, aż coś się stanie, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu nie działo się nic. Żadnych duchów – ani dobrych, ani złych. Sztylet leżał nieużywany. Nie miałam pojęcia, czy za jego pomocą przyczyniłam się do tych okropnych rzeczy, ale wolałam go nawet nie dotykać. Adam nie przychodził. Gdzie on był, do cholery? Zostawił mnie? Zwolniono go z obowiązku czuwania nade mną? Naprawdę miałam już być sama?
W poniedziałek rano ledwo wstałam z łóżka. Twarz miałam spuchniętą od płaczu, oczy zaczerwienione od braku snu, włosy wyglądały, jakby szop pracz urządził w nich swoje legowisko. Byłam wykończona. Zastanawiałam się, czy był w ogóle sens pójścia do szkoły. Nie widziałam go. Nauka była ostatnią rzeczą na mojej liście priorytetów, wszyscy ludzie z mojej klasy i innych mnie nie cierpieli, odtrącał mnie nawet własny chłopak, opętany przez duchy. Czy podsumowując to wszystko, naprawdę powinnam tam pójść?
Odpowiedź brzmiała: nie. Nie powinnam, nie musiałam, nie chciałam. Ale mimo wszystko potrzebowałam zobaczyć Jasona… nawet, jeśli aktualnie mnie nienawidził. Chciałam popatrzeć na niego i przypomnieć sobie ten czas, kiedy patrzył na mnie z troską i kiedy ściskał mnie za rękę, powodując, że czułam się bezpieczna i nie sądziłam, że może mi się stać cokolwiek złego. Teraz te czasy wydawały się takie odległe.  
- Jak ty wyglądasz? – Mama spojrzała na mnie ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Spojrzałam na nią, tryskającą energią nawet o siódmej rano. Niesforne włosy upięła klamrą na czubku głowy, a jej niepomalowana twarz wyglądała rześko i młodo. Zazdrościłam jej tego. Jeszcze niedawno była wrakiem człowieka, gdy załamała się po śmierci taty. Od czasu śmierci Diany zaczęła się jednak starać, by powrócić do wersji dawnej siebie. Udało jej się to. Tymczasem ja coraz bardziej staczałam się w dół.  
- Nie najlepiej? – zaryzykowałam słabą odpowiedź.
- Wyglądasz, jakbyś nie spała od tygodnia. – Gestem ręki przywołała mnie do siebie. Postawiła mnie przy oknie i zaczęła oglądać moje worki pod oczami. – Co się dzieje? Pokłóciłaś się z Jasonem?
Na sam dźwięk jego imienia łzy pojawiły się w moich oczach, powodując, że jeszcze mocniej mnie zapiekły.
- Tak jakby – mruknęłam.  
- Kochanie, nie możesz się tym tak przejmować. To tylko chłopak. Zobaczysz, zaraz przyjdzie do ciebie i będzie cię błagał, żebyś mu wybaczyła. – Mama uśmiechnęła się pogodnie, próbując mnie pocieszyć. Pokiwałam głową, ale w duchu biłam się pięściami o klatkę piersiową. Byłam tak cholernie bezsilna. Miałam tego dosyć, ale nic nie mogłam zrobić. Wykańczało mnie to. Nie mogłam siedzieć bezradnie i w spokoju przyglądać się, jak Jason z mojego chłopaka stawał się osobą, która mnie nienawidziła. Tak chciałam wyżalić się mamie, wypłakać się jej na ramieniu, opowiedzieć jej o wszystkim… ale nie mogłam. Jedyną osobą, której mogłam to powiedzieć, był Adam… z którym zresztą nie mogłam się skontaktować, a on nienawidził Jasona, więc kto wie, czy w ogóle by się tym przejął. Jakież popieprzone było moje życie.
Poszłam do szkoły, powłócząc nogami niczym skazaniec. Przez drzwi wejściowe wchodziłam z zaciśniętym żołądkiem. Czy Jason będzie pamiętał, co wydarzyło się w piątek? Dalej będzie miał do mnie taki stosunek? Jeśli znów na mnie nakrzyczy, tym razem przy ludziach, chyba tego nie wytrzymam. I tak byłam obiektem ich szykan; nie chciałam nawet myśleć, co się stanie, jeśli zostanę publicznie upokorzona przez człowieka, którego dotąd uważano za jedyną osobę, która mnie tolerowała. Łamałam sobie nad tym głowę do chwili, gdy doszłam do sali, w której mieliśmy mieć lekcje i zobaczyłam go. Natychmiast zastygłam w miejscu, a on uniósł głowę i spojrzał na mnie. Jego wzrok jak zwykle był zimny i martwy. Kiedy już miałam odwrócić wzrok, zatrzasnął książkę, którą czytał. Na jego twarzy pojawiło się zagubienie. Wyglądał tak, jakby chciał wstać, ale coś go powstrzymywało. Na moich oczach nagle rozegrała się walka – wewnętrzna, której nie widział nikt oprócz mnie. Po jego twarzy wyraźnie widziałam, że chciał wstać i podejść do mnie, a jednak nie mógł. Jego dłonie zacisnęły się kurczowo na brzegu ławki. Wstrzymałam oddech. Bałam się patrzeć. Kto wygra? Jason, czy ten, kto go opętał?
Nagle jednak puścił ławkę tak gwałtownie, jak ją złapał. Schylił się po książkę, która upadła na podłogę i z powrotem ją otworzył, kierując na nią wzrok. Przygryzłam wargę. Jason walczył, ale duchy były silniejsze. Nie dawały mu wygrać.
Chrzanić szkołę. Odwróciłam się i czując nagły przypływ energii, pobiegłam z powrotem do wyjścia. Biegłam, nie zważając na spojrzenia. Od razu skierowałam się w stronę cmentarza. Buty ślizgały mi się na śniegu, ale nie zwracałam na to uwagi, biegłam jeszcze szybciej. Zatrzymałam się dopiero, gdy znalazłam się przy grobie Adama. Nie wiedziałam, czemu od razu na to nie wpadłam. Może przebywanie przy ciele nie musiało być potrzebne jedynie do wejścia do umysłu. Może mogło mi pomóc w skontaktowaniu się z Adamem.
- Błagam, pojaw się – wyszeptałam, wpatrując się intensywnie w zdjęcie na nagrobku. Świdrowałam je wzrokiem, błagając w duchu, żeby wreszcie coś mi się udało. – Kłamałam. Potrzebuję cię. Wróć do mnie. Nie daję sobie bez ciebie rady.
Prawie wrzasnęłam z radości, gdy za mną rozległo się ciche pyknięcie. Odwróciłam się gwałtownie i zamrugałam, chcąc się upewnić, że to naprawdę Adam stał przede mną, a nie tylko wytwór mojej wyobraźni. Tak się ucieszyłam, że prawie go przytuliłam.
- Jesteś! – wydyszałam. Radość szybko ustąpiła miejsca złości. – Gdzieś ty był?! Dlaczego nie przychodziłeś?
- Lepiej powiedz mi, co zrobiłaś? – Podszedł do mnie z grymasem na twarzy, ale widziałam ulgę w jego oczach. – Nie mogłem cię znaleźć! Szukałem cię, ale to wyglądało tak, jakbyś zniknęła z powierzchni ziemi. Nie mogłem się z tobą skontaktować. Nigdzie cię nie było! – Oddychał gwałtownie, jakby przebiegł maraton. – Co zrobiłaś?!
Wiedziałam, że będzie zły, ale też zaczęłam krzyczeć.
- Wyrzuciłam podkowę! Tak, wiem, że to było złe, ale mamy inne rzeczy do obgadania…
Przerwał mi ostro:
- Wyrzuciłaś podkowę? Dlaczego?
- Byłam na ciebie wściekła – wydukałam. – Dopiero po fakcie zorientowałam się, że…
- Zerwałaś połączenie między nami – wtrącił gniewnie Adam, pocierając oczy. Przymknął je na chwilę. – Boże, Leslie, to było najgłupsze, co mogłaś zrobić.  
- Ale znalazłeś mnie, więc… - zaczęłam.  
- Więc teraz, do cholery, powiedz mi, co się stało.
Opowiedziałam Adamowi wszystko drżącym głosem, czując ulgę, że wreszcie mogę się z kimś tym podzielić. Jeszcze trochę i chyba bym wybuchła. Opowiedziałam mu, jak doszłam do tego, że sztylet jednak mógł nie być pomocny, jak skrzydło na mojej ręce pociemniało i jak duchy opętały Jasona. Na końcu Adam miał nieco przerażoną minę.
- Jak to się mogło stać… - mruknął.  
- No właśnie? – popędziłam go.  
- Masz ten sztylet ze sobą?  
- Nie. – Pokręciłam głową. – Został w moim pokoju.  
- A więc poczekaj chwilę – burknął Adam i zniknął. Zamrugałam z niedowierzaniem, a po chwili był już z powrotem. W ręce trzymał sztylet.
- Proszę, powiedz, że nie zwróciłeś uwagi, jaki mam bałagan w pokoju – burknęłam. Zignorował mnie i podwinął rękaw swojej kurtki. Zanim zdążyłam zareagować, wziął zamach i mocno wbił sobie sztylet w przedramię. Wrzasnęłam.
- Boże! Co ty robisz?  
Przez ciało Adama przebiegł jakiś dziwny prąd. Zachwiał się, co u ducha było dość dziwne. Szybko wyciągnął sztylet ze swojej ręki i cisnął go na śnieg. Na jego twarzy zobaczyłam ból. Ciężko oddychał.
- Coś ty zrobił? – wyszeptałam, podchodząc bliżej niego. Chciałam pomóc, ale nie wiedziałam jak. – Dlaczego go sobie wbiłeś? To jakiś chory rytuał?
- Eksperyment – wymamrotał. Wyprostował się nieco, ale wciąż wyglądał słabo. – To podróbka.
- Słucham? – zatkało mnie.
- To nie jest prawdziwy sztylet. To podróbka.
- Skąd wiesz? – Otworzyłam szeroko oczy.
- Jeśli to byłby prawdziwy sztylet… - Wskazał na nóż leżący w śniegu. – Nic by mi się nie stało. Zadziałałby tylko na złe duchy. Ale ten sztylet mnie osłabił, co oznacza…
- Że to oni mi go przysłali – dokończyłam drżącym głosem. – Podrobili sztylet, żebym myślała, że wysyłam ich do piekła, podczas gdy…
- …wzmacniałaś ich – dodał Adam.  
Pięknie.
Co ja narobiłam?

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 2811 słów i 15174 znaków.

7 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik EloGieniu

    A ja biedny myślałem że Adam specjalnie ją ignoruje. :-[

    8 gru 2016

  • Użytkownik candy

    @EloGieniu nie nie. Aż tak mściwy nie jest :D

    8 gru 2016

  • Użytkownik Saszka2208

    Blagammm pisz szybkooooo!!!!!!!!!!!!

    7 gru 2016

  • Użytkownik candy

    @Saszka2208 staram się :c

    8 gru 2016

  • Użytkownik POKUSER

    Tak się kończy korzystanie z podróbek, tylko oryginały ;) Czyżby Adam był księciem na białym koniu przybywającym z odsieczą?

    7 gru 2016

  • Użytkownik candy

    @POKUSER taak, normalnie motyw korzystania z podrobionych rzeczy xd poniekąd... Ale nie do końca :)

    8 gru 2016

  • Użytkownik Black

    O ja ..... Teraz zaczynam się naprawdę bać. Pisz dobra kobieto, bo to jest super :)

    7 gru 2016

  • Użytkownik candy

    @Black haha :D staram się, staram, ale czasu wciąz brak :( dziękuję bardzo <3

    7 gru 2016

  • Użytkownik Aliszja

    No to sie porobiło...????

    6 gru 2016

  • Użytkownik candy

    @Aliszja oj porobiło :)

    6 gru 2016

  • Użytkownik Martysia18

    Żałuję że dopiero teraz na to trafiłam

    6 gru 2016

  • Użytkownik candy

    @Martysia18 jak to mówią, lepiej późno niż wcale, haha :D witam!

    6 gru 2016

  • Użytkownik Martysia18

    @candy ale bardzo mi sie podoba

    6 gru 2016

  • Użytkownik candy

    @Martysia18 dziękuję bardzo :)

    6 gru 2016