Nawet na zwykłej szkolnej imprezie czułam przejmujący niepokój. Gdy weszliśmy z Jasonem na zaciemnioną salę wypełnioną odbijającymi się światłami nagle poczułam się jak w klatce. Nie miałam pojęcia, skąd wzięło się to uczucie. Czułam się jak zwierzątko, które niczego się nie domyślając, poszło zgrabnie po takim torze, jakiego chciał oprawca i wpadło w pułapkę. Czułam ssanie w brzuchu i wciąż się rozglądałam. Miałam wrażenie, że coś tu czyhało. Jason jak zwykle był roześmiany i rozluźniony, a ja tylko pilnowałam się, by z mojej twarzy nie znikał wymuszony uśmiech. Nie chciałam wyjść na wariatkę, choć jedynym, czego pragnęłam, było wyjście stamtąd. Nie wiedzieć czemu, czułam, że mój strach tym razem był racjonalny, tak jakby miało się tu stać coś złego. Non stop oglądałam się za siebie, ponieważ miałam wrażenie, że ktoś mnie śledził. Ręce mi drżały, a serce niespokojnie galopowało. Odbijające się wciąż światła doprowadzały mnie do szału. Usiłowałam się uspokoić, ale było tu dla mnie za ciemno. Choć w sali było gorąco, czułam gęsią skórkę na całym ciele. Zaciskałam wargi, by nie dać poznać po sobie, że coś jest nie tak. W końcu przyszłam tu ze swoim chłopakiem, któremu chciałam choć odrobinę wynagrodzić to, przez co musi ze mną przechodzić. Nie mogłam teraz znowu dać się zwariować, nie tutaj. Z bladym uśmiechem chwyciłam Jasona za rękę i dałam się ponieść tańcu. Wiedziałam, że powinnam myśleć o tacie, ale nie potrafiłam. Choć nadal czułam, że nie powinno mnie tu być, moje myśli zajmowało coś innego. Dudniło mi w uszach, a choć muzyka była z pozoru normalna i taka, do jakiej pewnie ludzie chcieli tańczyć, we mnie budziła tylko napięcie. Próbowałam tańczyć, ale miałam tak nieskoordynowane ruchy, że pewnie tylko robiłam z siebie ofiarę losu. Jason wciąż się do mnie uśmiechał, a ja rozglądałam się dookoła jak wariatka. Wciąż miałam wrażenie, że między znajomymi ze szkoły widziałam przemykające jakieś postacie. Do moich myśli znowu wpłynął obraz twarzy, którą zobaczyłam za moim oknem. Znowu usłyszałam w głowie ten wysoki, zimny śmiech, który powtórzył się trzykrotnie, gdy w ciemności stałam przed domem. Zrobiło mi się najpierw zimno, a potem nieznośnie duszno. Gestem pokazałam Jasonowi, żebyśmy odeszli na bok. - Co się dzieje? – spytał zaniepokojony Jason, wciąż trzymając mnie za rękę. Jego twarz obleczona migającymi światłami wydała mi się nagle przerażająca. – Leslie? Otrząsnęłam się. - Przepraszam. Jakoś źle się czuję. Tak tu duszno… jest tu jakieś picie? – spytałam, usiłując przekrzyczeć muzykę. - Tak, zdaje mi się, że widziałem po drodze jakieś kubki i napoje – odparł Jason, cały czas przyglądając mi się z niepokojem. – Przynieść ci? - Poproszę. Jason zaczął się przepychać między tańczącymi, a ja drżącymi rękami otworzyłam okno, przy którym stałam, by nieco odetchnąć zimnym powietrzem. Owionęło moje ramiona i twarz i poczułam się nieco lepiej. Starałam się wyciszyć, zapomnieć, że właśnie stoję jak idiotka przy oknie i łapczywie chłonę zimne powietrze, podczas gdy inni normalni ludzie za mną tańczą w blasku świateł. Ja tak nie mogłam. Dlaczego tak nie mogłam? Nagle uderzył mnie potężny ból głowy, tak gwałtowny, że musiałam przytrzymać się parapetu. Co tu się działo? Zacisnęłam powieki, opuściłam głowę do dołu i przycisnęłam palce do skroni. Czułam krew szumiącą mi w uszach. Po chwili ból nieco zelżał. Odetchnęłam z ulgą i podniosłam głowę, otwierając z powrotem oczy. Z ust wydarł mi się zduszony krzyk, gdy spojrzałam na szybę i dostrzegłam w niej odbicie wysokiej postaci stojącej za mną. Natychmiast się odwróciłam i tym razem zobaczyłam go wyraźnie. Mężczyzna stał może metr ode mnie, w nonszalanckiej pozie, z okropnym, upiornym uśmiechem na twarzy. Przewiercał mnie wzrokiem na wskroś. Niemalże wbiłam się w parapet. Stał jak gdyby nigdy nic, wśród tylu tańczących osób, a jednak nie był potrącany przez nikogo. Po prostu stał i patrzył. Był wysoki, ubrany w skórzane ubrania, miał czarne włosy postawione na irokeza, szeroki uśmiech i wzrok diabła. Na policzku miał wielką szramę. Stałam tam, wbita w podłogę z przerażenia, a nikt nie zwracał na to uwagi. Na niego też nie. Dlaczego nikt na niego nie patrzył? Czy to był kolejny wytwór mojej wyobraźni, którego widziałam tylko ja? Szybka muzyka na nowo zadudniła mi w uszach, a mężczyzna zrobił krok w moją stronę. Mimo hałasu wyraźnie usłyszałam jego syk: - Powinnaś wreszcie przestać myśleć, że to tylko wytwór twojego umysłu. Chciałam coś odpowiedzieć, ale nie czułam języka. Mężczyzna jeszcze bardziej się przybliżył, a jego uśmiech się poszerzył. - Potrzebujemy cię, żebyś mogła naprawić to, co zepsułaś – warknął, a jego głos przebił moją głowę niczym igła. – Więc teraz pójdziesz ze mną. - Czego ode mnie chcesz? – pisnęłam. – Nic nie zrobiłam. Zostawcie mnie w spokoju. Nagle mężczyzna jednym susem znalazł się przy mnie. Wbił we mnie wzrok, a ja dopiero teraz dostrzegłam, że tak naprawdę wcale nie miał oczu. Podobnie jak ta zjawa, którą widziałam za szybą w moim pokoju, miał puste i ciemne oczodoły. Chciałam uciec, ale złapał mnie za ramię. Krzyknęłam, ale nikt tego nie usłyszał. Jego dotyk przypomniał mi dotyk Adama – zimny, elektryzujący, ale ten był też cholernie bolesny. Tak jakby przyszpilał mnie igłami. - Albo teraz ze mną pójdziesz albo wkrótce tego pożałujesz – syknął, odsłaniając zepsute zęby. Poczułam odór zgniłego mięsa, tak jakby stał przede mną żywy trup. Byłam przerażona, czułam, jak z moich oczu wylatują łzy. Jak to możliwe, że nikt tego nie widział?! I gdzie był Jason? - Nigdzie z tobą nie pójdę – wydusiłam ostatkiem tchu. – Zabieraj łapy. Nie miałam pojęcia, jakim cudem przeszło mi to przez gardło. Cała się trzęsłam ze strachu, chciałam się obudzić i stwierdzić, że to tylko zły sen, ale to była rzeczywistość. Ramię już mi zdrętwiało od uścisku i miałam wrażenie, że zaraz zemdleję przez ten odór. Gdy ponownie spojrzałam w puste doły pozbawione gałek ocznych, serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Po moich słowach mężczyzna zacisnął usta, dotąd ułożone w szeroki uśmiech. Puścił mnie, a ja natychmiast z powrotem przywarłam do parapetu, tak jakby miało to zapewnić mi bezpieczeństwo. - W takim razie powitaj w swoim życiu piekło, jakie ci ześlemy – syknął i w jednej chwili z jego postaci znikły wszelkie kolory. Zniknęły czarne ubrania i wyraźne kontury twarzy, nagle stał się tylko perłowo-białą otoczką, choć cały czas widziałam jego sylwetkę i nieco rozmazaną twarz. Nagle stał się taki jak Adam – jasnym, przezroczystym bytem w ciemnej sali. Choć nie miał oczu, widziałam, jak rzuca mi ostre spojrzenie. Nagle odszedł w tył, powoli, tak, żebym mogła go obserwować. Białą ręką złapał za ramię przechodzącą dziewczynę. Po chwili ją rozpoznałam – to była Diana, niegdyś moja dobra przyjaciółka. Chciałam podbiec i ją ostrzec, ale nie mogłam się ruszyć. Niemo patrzyłam na to, co się działo przede mną. Diana jakby w ogóle nie poczuła uścisku – po prostu stanęła w miejscu, a sekundę później zobaczyłam jak biała poświata mężczyzny po prostu… wniknęła w nią. Mimo ciemności zobaczyłam, jak oczy Diany nagle nabierają jakiegoś demonicznego wyrazu, a na jej twarzy rozciąga się ten sam złowieszczy uśmiech, jaki przed chwilą widziałam na twarzy mężczyzny. Spojrzała prosto na mnie, a we mnie zamarło serce. Podeszła do mnie zdecydowanym krokiem. Patrzyłam na nią bez tchu. Gdy była zaledwie parę centymetrów ode mnie, z jej gardła wydobył się charkoczący głos: - Witaj w piekle, Leslie. Sekundę później jej oczy rozszerzyły się, otworzyła usta, by po chwili wydobył się z nich mrożący krew w żyłach wrzask. Nagle wszystkie oczy zwróciły się ku nam. Diana wrzasnęła jeszcze raz, po czym padła u moich stóp jak szmaciana lalka. Poczułam, jak moje buty nasiąkają wilgocią, a gdy spojrzałam w dół, zobaczyłam, że stoję w kałuży krwi. Za dużo. Boże… za dużo… *** Gdy się ocknęłam, pierwsze co zauważyłam, to były moje buty całe we krwi, która ochlapała też moje łydki. Nie miałam pojęcia, ile czasu byłam nieprzytomna, ale chyba niedużo, bo wokół wciąż pobrzmiewały okrzyki przerażenia i gorączkowe szepty. Muzyka już nie grała, światła zostały zapalone, a przy parapetach dostrzegłam zamieszanie. Chciałam wstać, ale dopiero się zorientowałam, że leżałam na czymś nierównym i nieco twardym. Tym czymś były kolana Jasona. Natychmiast zobaczył, że się obudziłam i próbował przybrać spokojną minę. - Co się… - zaczęłam, ale urwałam, bo przecież doskonale wiedziałam, co się stało. To już nie były żarty ani wytwory mojego umysłu. Już nie mogłam wymówić się chorobą psychiczną. Ten mężczyzna, którego tu widziałam, na moich oczach wszedł w ciało Diany i zabił ją z zimną krwią. To wszystko było prawdziwe. Adam miał rację, mówiąc, że ktoś będzie chciał mnie skrzywdzić, że mam wrogów. Czegoś ode mnie chcieli, a gdy odmówiłam, zostałam ukarana – ukarana nagłą śmiercią jednej z moich niegdysiejszych przyjaciółek. Choć teraz nie byłam z Dianą szczególnie mocno związana, to, jak przed moimi oczami wyzionęła ducha, wywołało we mnie jeszcze gorszą pustkę niż śmierć taty. Tamta śmierć była inna. Logiczna – uderzenie samochodu zabiłoby każdego. Ale kto umiera, będąc w środku zabawy na dyskotece? Kto umiera, mając w sobie ducha? Podźwignęłam się na nogi, choć zaczęły mi drżeć, ale Jason mnie powstrzymał. - Chciałbym cię już stąd zabrać, ale musimy poczekać na policję – powiedział cicho zmartwionym tonem. Chciałam spojrzeć tam, gdzie leżało ciało Diany, ale Jason zakrył mi widok. – Nie, Les, nie patrz tam… wystarczająco już dziś widziałaś. Boże, co tu się wydarzyło? Zanim do ciebie dobiegłem… było tyle ludzi, nie mogłem cię znaleźć. Powiedzieli mi, że byłaś tuż przy niej. Widziałaś, co się stało? Widziałaś, kto ją zabił? Tyle pytań. Czy znałam na nie odpowiedź? Potrząsnęłam głową, a potem jeszcze raz spojrzałam na moje zakrwawione nogi. Krew Diany spoczywała na mnie tak, jak ona już niedługo będzie spoczywać w zimnym grobie. Mocno i nieodwołalnie. Czy to ja ją zabiłam? Czy to była moja wina, że umarła? Czy to wszystko przez moją odmowę? "Potrzebujemy cię, żebyś mogła naprawić to, co zepsułaś”… O co w tym chodziło? Co miałam niby naprawić? Co zepsułam? Sama byłam wrakiem człowieka po śmierci taty. Co mogłam zepsuć przez ten czas? Czego ode mnie chciały te cholerne, powracające zza grobu istoty? Poczułam, że boję się jak nigdy dotąd. Uświadomiłam sobie, że to wszystko prawda. Wtedy na cmentarzu spotkałam ducha, spotkałam Adama, który rzeczywiście umarł dziesięć lat temu. Przemykające między drzewami białe obłoki nie były tylko przywidzeniem. Zimny, przerażający śmiech nie miał źródła gdzieś w mojej głowie. Martwa twarz, która obserwowała mnie zza okna, być może właśnie w tym celu wstała z grobu. I najgorsze, co do tej pory się wydarzyło – żywy trup… czy może duch… cokolwiek to było, zabiło moją przyjaciółkę. Zabiło z zimną krwią, na moich oczach, bo odmówiłam naprawy czegoś, o czym nawet nie wiedziałam. Poczułam początki histerii. Wybuchłam takim płaczem, że poczułam ból w klatce piersiowej. Zaczęłam się szarpać, chciałam, żeby Jason mnie puścił, chciałam uciec jak najdalej z tego potwornego miejsca. Widziałam spojrzenia koleżanek i kolegów. Patrzyli na mnie tak… jakbym to ja zabiła Dianę. - Chcę do taty – wyszeptałam ze łzami w oczach i zamknęłam oczy. *** Po wielu godzinach wróciłam do domu Jasona. Wszyscy byli przerażeni tym, co się stało i nikt nie chciał być sam. Jason ustalił z moją mamą, że przenocuję u niego w domu. Zgodziła się bez oporów, ale najpierw musiałam z nią porozmawiać przez telefon, by dać jej rzeczowy dowód, że nic mi się nie stało. Rodzice Jasona nie bombardowali nas pytaniami, jedynie z przerażonymi minami ograniczyli się do kilku podstawowych pytań. Nic wam nie jest? Co się tam stało? Widzieliście, kto to zrobił? Czułam, że lada chwila znów się rozpłaczę. Czułam się, jakby położono mi na barkach kilkukilogramowy ciężar. To ja. To ja to zrobiłam. Leżałam w objęciach Jasona, który głaskał mnie po głowie, aż zasnął. Ja jednak nie mogłam. Wpatrywałam się w sufit i roztrząsałam się nad tym, co się stało. Bałam się. Bałam się jak nigdy dotąd. Musiałam coś zrobić. To, co się wydarzyło, przelało czarę goryczy. Zginął człowiek. Z mojej winy. Bo odmówiłam istocie paranormalnej. Ten świat był najwyraźniej zupełnie inny niż myślałam. Nagle poczułam skwierczenie. Poczułam i usłyszałam – tak jakby coś się wypalało. Sekundę później poczułam ogromny ból na prawym przedramieniu. Syknęłam głośno. Poderwałam się na łóżku i z niedowierzaniem patrzyłam, jak w jakiś nieznany mi sposób na mojej ręce wypalały się pojedyncze litery, układając się w słowa. Były krwistoczerwone, oślepiające, tak że widziałam je mimo ciemności panującej w pokoju. Z przerażeniem i bólem przeczytałam słowa, które wyryły mi się w skórze: "Twój chłopak będzie następny”
6 komentarzy
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.
Oliwia
Kiedy next? Boże! Jakie to super
candy
@Oliwia postaram się niedługo dziękuję
Fan
Z każdą częścią coraz bardziej mi się podoba... Uwielbiam Twoje opowiadania
candy
@Fan dziękuję! postaram się pisać więcej
Czekoladowytorcik
Dreszczyk mnie przeszył
candy
@Czekoladowytorcik to dobrze!
Czekoladowytorcik
@candy
Prunella
Więcej więcej więcej *.*
candy
@Prunella ok!
Saszka2208
Jejus zaczyna sie dziac... Masakra !!❤
candy
@Saszka2208 haha
KAROLAS
O mamo... To kiedy next?
candy
@KAROLAS a nie wiem, muszę nadrobić rozdziały