Przeklęta - 10 | Sen

Jason, blady jak ściana, wpadł do mojej sali tak szybko, że prawie zderzył się z pielęgniarką. Wymamrotał pospieszne przeprosiny i od razu przypadł do mojego łóżka.
- Przyszedłem od razu, jak tylko się dowiedziałem – jęknął i zrobił ruch, jakby chciał mnie przytulić, ale zawahał się. – Jeśli cię obejmę, to cię zaboli, prawda?
Pokiwałam głową. Bardzo chciałam się w niego wtulić i zapomnieć o tym całym złu, które czyhało na mnie z każdej strony, ale nawet oddychanie powodowało nieznośny ból. Stwierdziłam w myślach ironicznie, że jak dalej tak pójdzie, to moje żebro nigdy się nie wyleczy.
- Co się stało? – spytał od razu Jason, zaglądając mi głęboko w oczy. Zastanowiłam się, co w nich widział. Ja w jego zielonych tęczówkach widziałam jedynie szalejący niepokój. – Mama powiedziała mi, że szłaś do mnie. Chodziłaś do mnie setki razy i nigdy nic się nie stało. Czemu akurat dziś? Co się stało? – powtórzył. – Nie za wiele się dowiedziałem, chciałem od razu do ciebie pobiec.
Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Nie tylko z bólu, ale ze wzruszenia. Kochany, kochany Jason. Przebiegłby dla mnie nawet dziesięć kilometrów, gdyby musiał. Nie mogłam go stracić.
- Przechodziłam pod nowo otwieranym sklepem – powiedziałam powoli, uważnie dobierając słowa. – Zawieszano szyld. Zawieszono go niedokładnie, bo na mnie spadł – dokończyłam kulawo. – Na szczęście zdążyłam zrobić krok do przodu, więc dostałam głównie w bok i w plecy.
Zachciało mi się wyć z rozpaczy na widok wciąż pogłębiającego się przerażenia na twarzy Jasona. Tak martwiłam się, by nic mu się nie stało, że nie zastanowiłam się nad tym, co będzie, jeśli to mnie się coś stanie. Na dodatek zaczynał się domyślać, że coś tu nie gra. Przez chwilę marszczył brwi, po czym szepnął:
- Coś niedobrego się ostatnio dzieje. Najpierw Diana, teraz ten szyld… - umilkł, a ja gorączkowo zastanawiałam się, jak mogłabym mu to wszystko sensownie wytłumaczyć. – Boże – powiedział nagle i mocno ścisnął mnie za rękę. – Nie wierzę w to. Gdybyś się odrobinę cofnęła, gdybyś przechodziła tamtędy o sekundę wcześniej… - zadrżał. – Być może już by cię tu nie było. Nie mogę cię stracić – mówił szybko, a ja patrzyłam na niego pustym wzrokiem. – Już nigdzie nie możesz chodzić sama. Nie dopuszczę do tego. Nie wiem, co tu się dzieje, ale nie mogę zostawiać cię samej. – Pochylił się nieco w moją stronę i delikatnie mnie pocałował drżącymi wargami. – Jesteś dla mnie najważniejsza na świecie, Leslie.
- Wiem – szepnęłam. – A ty dla mnie.
- Prześpij się – poradził mi, odchylając się na oparcie krzesła. – Posiedzę tu z tobą.
Z ulgą przystałam na jego propozycję, ponieważ oczy same mi się zamykały. Przez jakiś czas słyszałam jeszcze jakieś szuranie, oddech Jasona, wchodzącą pielęgniarkę i różne inne odgłosy, ale wkrótce wszystko przycichło. Wokół mnie zrobiło się ciemno, a cisza, która zapadła wokół, nie była normalna. To była martwa cisza, której nie zakłócało absolutnie nic. Nie słyszałam nawet własnego oddechu. Nagle zrobiło mi się strasznie zimno, tak jakbym leżała na czymś lodowatym. Usiłowałam zlokalizować moje położenie, ale czułam się tak, jakbym nie miała styczności z własnym ciałem. Dobrą chwilę zajęło mi znalezienie drogi do moich rąk i uniesienie ich w górę. Chwilę później natrafiłam na równie zimną, ciężką płytę. Co to było? Zewsząd wciąż czułam przejmujące zimno, ale zaczynały wracać mi zmysły. Wciąż nie wiedziałam, gdzie byłam, ale nagle drgnęłam gwałtownie. Nie umiałam tego wyjaśnić nawet samej sobie, ale nagle poczułam czyjąś obecność. Nie byłam tu sama. Serce zabiło mi mocniej, bo nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Nie wiedziałam nawet, skąd przyszło to przeczucie, że był tu ktoś oprócz mnie – wciąż niczego nie słyszałam ani nie czułam. Nie słyszałam oddechu, bicia serca, a jednak czułam, że obok mnie był człowiek. Nagle ciszę zaczęły wypełniać syki. Najpierw ciche, potem coraz głośniejsze, w końcu przemieniły się w pełen bólu jęk. Przywarłam do zimnej ściany, bojąc się tego, co może nadejść. Jęk został zwielokrotniony, tak jakby powtarzało go echo. Był coraz głośniejszy, niemal rozsadzał mi czaszkę. Nagle ktoś krzyknął. Porwał mnie wir. Dalej czułam zimno, wiedziałam więc, że się nie poruszyłam, a mimo to spadałam. Nie chciałam spadać. Chciałam iść w górę. Gdy tylko ta myśl pojawiła się w mojej głowie, coś szarpnęło moim ciałem i zawisłam nad przepaścią. Zawieszona między górą a dołem. Nie mogłam się poruszyć. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Byłam przerażona. Czułam się jak ślepiec, bo choć czułam, wciąż nic nie widziałam. Nagle poczułam, jak coś rozrywa mnie na strzępy. Jak moja klatka piersiowa rozszerza się, potem nagle się kurczy, jak się rozciągam i maleję. Bolało jak cholera. Jęki się wzmocniły. Uniosłam się w górę parę centymetrów, po czym tak lekko, niemal zręcznie – tak jakby ktoś przeciął trzymającą mnie nitkę jednym zgrabnym ruchem – runęłam do dołu prosto w przepaść.
Kurz opadł. Nagle już nic mnie nie bolało, ale nie mogłam się poruszyć. Niewidzialne łańcuchy trzymały mnie i nie pozwalały zrobić nawet kroku. Byłam taka słaba. Nie mogłam nic zrobić. Usłyszałam kroki. Ktoś nadchodził… ale zanim zdążył się zbliżyć, na nowo wszystko ucichło. Gdziekolwiek ten ktoś był, ulotnił się, a ja znowu zostałam sama.
Niekoniecznie.
Znalazłam się z powrotem w szpitalnej sali. Odetchnęłam z ulgą i usiadłam. Przetarłam twarz rękoma i wzięłam głęboki wdech. Spłynęła na mnie fala ulgi. To był tylko sen. Zwykły koszmar. Byłam bezpieczna. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Coś tu było nie tak. Przez chwilę nie wiedziałam, co takiego. Ponownie wzięłam głęboki wdech i wtedy zrozumiałam – nic mnie nie bolało. Oddychałam pełną piersią, a mimo to moje okaleczone żebro wcale nie dawało o sobie znać. Dlaczego? Chcąc zejść z łóżka, podparłam się ramieniem o materac, jednak nie wyczułam go. Znowu poczułam zimno. Spojrzałam w dół. Nie leżałam na łóżku. Nie było tu też kołdry, materaca, poduszki, niczego, na czym wcześniej leżałam. Powitał mnie zimny marmur. Leżałam w grobie. Sama?
- Leslie… - usłyszałam błagalny szept i zamarłam. Głos wydobywał się ze ściany, z sufitu, nawet ze środka grobu. Zwielokrotniony, ledwo słyszalny szept. Szept taty. – Uwolnij mnie, Leslie…
- Tato? – wyszeptałam i ponownie chciałam wstać, ale jakaś niewidzialna siła trzymała mnie i nie pozwalała się ruszyć. Szarpnęłam, ale na darmo. – Tato? Gdzie jesteś?
- Jestem słaby… - usłyszałam ponownie. W oczach pojawiły mi się łzy. – Starczy mi sił zaledwie na kilka razy.
- Jakie kilka razy? – krzyknęłam. – Tato, powiedz mi, gdzie jesteś? Gdzie mam cię szukać?!
- Znajdź mnie, Leslie… - potworny szept świdrował moje uszy, jednocześnie przerażony i przerażający. – Uwolnij mnie, znajdź mnie, zanim oni mnie znajdą.
- Nie wiem jak! – krzyknęłam w rozpaczy. – Nie mam pojęcia, gdzie cię szukać i jak! Pomóż mi!
- Niedziela… - jęknął głos. – Niedziela o północy… bądź tam.
- Gdzie? – zawołałam ze łzami w oczach, daremnie szarpiąc się i próbując wstać z grobu. Niewidzialne kajdany wciąż przykuwały mnie do wnętrza. – Gdzie mam być?!
- Córeczko, pomóż mi – błagalny szept zaczął cichnąć, a ja gwałtownie otworzyłam oczy i zerwałam się z łóżka, budząc przy tym Jasona. Szarpałam się tak gwałtownie, że spadłam na podłogę. Tym razem jednak ból powrócił, a ja przypomniałam sobie lodowaty grób, w którym leżałam i błagalny głos taty. Z moich oczu trysnęły łzy. Światła się zapaliły, Jason coś krzyczał, ale nie potrafiłam rozróżnić jego słów. Podbiegłam do okna i próbowałam je otworzyć. Czułam się jak w amoku. Musiałam dotrzeć do taty. Błagał mnie o pomoc. W niedzielę o północy – cokolwiek to znaczyło, musiałam go odnaleźć.
- Leslie! – Podbiegła do mnie pielęgniarka z przerażonym wyrazem twarzy. – Przestań!
Wydawało mi się, że za oknem coś przemknęło. Nie byłam pewna, czy to była moja wyobraźnia, czy kolejny duch postanowił złożyć mi wizytę, ale nie dbałam o to. Wyszeptałam w nicość:
- Nie wiem, kto tu wygra, ale na pewno nie wy.
Poczułam ukłucie i odpłynęłam. Tym razem w kompletną nicość.
***
- Pewnie przyśnił jej się koszmar. Na to nie ma się wpływu. Ostatnio przeżyła wiele ciężkich chwil. Nie trzeba od razu kwestionować jej stanu psychicznego.
- Przykro mi, ale i tak muszę przekierować sprawę do jej lekarza. Leslie nie zachowała się jak zrównoważona osoba.
- Jest w rozsypce. Pewnie trzymały ją jeszcze emocje po złym śnie. Zresztą możemy ją o to zapytać. Nie trzeba od razu traktować ją jak nienormalną.
- O tym zadecyduje lekarz. Wiem, że chcesz bronić swoją dziewczynę, ale to wszystko jest dla jej dobra.
Powoli otworzyłam oczy. Obróciłam głowę w lewo i zobaczyłam Jasona ze wzburzoną miną, który rozmawiał z pielęgniarką, wyraźnie zniecierpliwioną. Próbowałam chrząknąć, ale miałam wysuszone gardło i wyszedł mi tylko żałosny, niezidentyfikowany dźwięk. Na szczęście to wystarczyło i Jason zerknął w moją stronę. Po jego twarzy zorientowałam się, że mu ulżyło.
- Nareszcie. – Szybko ruszył w moją stronę. Z mojej szafki złapał butelkę z wodą i podał mi ją. – Jakbym dłużej rozmawiał z tą pielęgniarką, to chyba bym nie wytrzymał – dodał przyciszonym głosem. Dostrzegłam, że kobieta za jego plecami przewróciła oczami i wyszła z pomieszczenia. Jason parsknął cicho. – Twierdzi, że jesteś niezrównoważona psychicznie – powiedział z przekąsem.
- Słyszałam – potwierdziłam cicho. – Ale nie jestem. Wiesz o tym, prawda? Nie jestem.
- Oczywiście, że wiem. – Złapał mnie za rękę i mocno ją ścisnął. – Przyśnił ci się koszmar, prawda?
- Tak – powiedziałam, przymykając oczy. Wypiłam łyk wody i drżącą ręką odstawiłam butelkę z powrotem na szafkę. – Był tak realistyczny, że nawet gdy się obudziłam, nadal się bałam. Chciałam stąd uciec.
- Na szczęście już niedługo wypiszą cię do domu – powiedział Jason pocieszającym tonem. Spojrzał na mnie z bladym uśmiechem. – I… nie sądziłem, że to powiem, ale mam nadzieję, że niedługo wznowią lekcje. Ile można nas przesłuchiwać? Nie mogą znaleźć zabójcy, więc po prostu będziemy musieli bardziej na siebie uważać – westchnął. Zasępiłam się. Też miałam nadzieję, że wszystko zacznie wracać do normalności, ale dobrze wiedziałam, że to tylko pobożne życzenie. By zostać na chwilę sama, poprosiłam Jasona, by skombinował mi jakąś herbatę. Gdy wyszedł, przytknęłam palce do skroni i zamknęłam oczy, próbując przywołać wspomnienia ze snu.
Na szczęście – albo nieszczęście – pamiętałam je wyjątkowo dobrze. Zastanowiłam się, czy to, co się ze mną działo… wznoszenie się, upadek, ból… to nie mogło być przypadkowe. Przeżyłam to, co przeżył mój tata – przeżyłam jego śmierć. Wylądowałam gdzieś, gdzie nikt nie mógł mnie znaleźć – czyli tam, gdzie teraz przebywał tata. Jego ciało leżało w lodowatym grobie i czułam to, ale jego dusza była gdzieś tam, gdzie było pustkowie i wszechobecna słabość. Nie mogłam pozostać na to obojętna. Ten sen nie był zwykłym koszmarem. Tata chciał, bym to przeżyła. Próbował się ze mną skontaktować. Błagał, bym go odnalazła… „zanim oni go znajdą”. Oni? Złe duchy? Czyli oni też szukali mojego taty? Ale po co? By go jeszcze dobić, by przeciągnąć na swoją stronę, by zesłać go gdzieś, skąd nie było ucieczki? Poczułam, jak cała krew odpływa mi z twarzy. Musiałam działać. Natychmiast.
***
Gdy już myślałam, że zgubiłam podkowę, którą dał mi Adam, odnalazłam ją w spodniach, które zostawiłam u Jasona. Wtedy dopadła mnie myśl: niby jak miałam przywołać nią Adama? Nic mi na ten temat nie powiedział. Miałam ją ścisnąć, podpalić, podrzucić czy co? Obracałam ją ze wszystkich stron i dopiero po chwili zobaczyłam bardzo mały napis na samym dole podkowy. Przybliżyłam się do okna, by lepiej widzieć. Napis nie był nadzwyczajny: to było po prostu wygrawerowane imię Adama. Nagle poczułam, że wiem, co mam zrobić. Musiałam się tylko upewnić, że nikt mi nie przeszkodzi, co było dość trudne do osiągnięcia – razem z moją mamą przyszłam odwiedzić rodziców Jasona. Wszyscy byli na dole, a ja wymknęłam się do pokoju Jasona pod pretekstem pójścia do łazienki. Właśnie, łazienka! Wydawała się co prawda mało odpowiednim miejscem jak na pogaduszki z duchem, ale nie mogłam ryzykować, że Jason wejdzie po coś do pokoju i zobaczy, że rozmawiam z obcym chłopakiem, który wziął się nie wiadomo skąd i w dodatku być może emanuje nieludzką poświatą. Trudno, maniery na bok. Przeszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Odwróciłam wzrok od lustra, bo nie uśmiechało mi się dostać zawału, jeśli pojawiłoby się w nim coś poza odbiciem mojej twarzy. Kierowana dziwnym instynktem, nakierowałam kciuk na wyryte małymi literami imię Adama na podkowie i nacisnęłam. Choć nie było tam żadnego „włącznika” – jedynie sam napis – nagle poczułam, jak podkowa robi się coraz cieplejsza. Gdy już stała się tak gorąca, że niemal mnie parzyła, rozległo się ciche pyknięcie i przede mną pojawił się Adam. Spojrzał na mnie z półuśmiechem.
- Proszę, proszę. A jednak zorientowałaś się, jak się posługiwać podkową. Przy okazji… łazienka? Mogłaś od razu zaprosić mnie do wspólnego czyszczenia sedesów.
- Tak, wielkie dzięki, że od razu mi powiedziałeś, jak ona działa. I nie czepiaj się miejsca – rzuciłam, chowając gorącą podkowę do kieszeni. Spojrzałam gniewnie na Adama. – Pozytywne myślenie nie wystarcza. Wylądowałam w szpitalu.
- Wiem. – Przekrzywił głowę, a uśmiech znikł z jego twarzy. – Zaatakowali cię.
- Owszem – prychnęłam i posłałam mu kolejne złowrogie spojrzenie. – Dosyć tego. Mogłam umrzeć. Nie zamierzam dalej bezczynnie się włóczyć i podawać się im niczym podgrzany obiad na tacy. Muszę znaleźć tatę. Przyśnił mi się i błagał, żebym go odnalazła – mówiłam, a rysy Adama stawały się coraz bardziej zacięte. – Więc mam gdzieś to, że uważasz to za niebezpieczne. Masz natychmiast mi powiedzieć, jak mam wejść do umysłu taty. Powiedział mi, kiedy mogę go odnaleźć, a teraz ty powiesz mi, jak. – Wycelowałam oskarżycielsko palec w Adama, który miał posępną minę. – Wiem, że jest gdzieś na jakimś pustkowiu i jest zbyt słaby, by cokolwiek zrobić. Prosił, bym go odnalazła, zanim znajdą go inni. Mów, co wiesz – zażądałam. Adam milczał. – No dobrze – powiedziałam po chwili. – Skoro ty mi nie powiesz, sama się dowiem.
- Niby jak? – spytał kpiąco, jakby wątpił, że wiem, co mówię.
- Gordon był przywódcą złych duchów, prawda? – rzuciłam lekkim tonem, tak jakbym mówiła o pogodzie. – Zakładam, że wśród dobrych duchów też się znajdzie taki jeden. Zdradzisz mi imię szefa, czy mam go poszukać w księdze duchów? – burknęłam. Po wyrazie twarzy Adama zorientowałam się, że trafiłam w sedno. – Jeśli ty mi nie chcesz powiedzieć, co mam robić, dowiem się od niego. Wieczorem idę do bazy.
- Nie pokaże ci się, jeśli będziesz sama – Adam odzyskał głos i wbił we mnie chłodne spojrzenie. – Mówiłem ci. Musi być przy tym dobry duch przyziemny, inaczej wejście się nie ujawni.
- Dlatego pójdziesz tam ze mną.
- Tak?
- Tak – powiedziałam twardo. – Ponieważ jeśli tego nie zrobisz, porzucę myślenie, które zapewnia mi ochronę i wystawię się tym, którzy chcą mnie porwać, a zdaje się, że właśnie do tego próbujesz nie dopuścić jako mój… ochroniarz – dodałam kpiąco. Adam rzucił mi wściekłe spojrzenie i przez chwilę widziałam, że usilnie próbował znaleźć jakąś lukę w tym, co powiedziałam. W końcu westchnął z irytacją.
- Jesteś gorzej uparta niż ktokolwiek inny, kogo znałem.
- Urocze – skwitowałam. – Przyjdę na cmentarz wieczorem. Nie zawiedź mnie.
Adam mruknął coś pod nosem i zniknął. Podkowa momentalnie zrobiła się lodowata. Westchnęłam ciężko i wyszłam z łazienki. Oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy. W głębi siebie wciąż czułam strach, ale nadszedł czas, by działać. Musiałam tylko poczekać do wieczora.

candy

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 3082 słów i 17093 znaków.

6 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik Fan

    Niszczysz system tymi opowiadaniami. Uwielbiam je... Masz talent

    24 paź 2016

  • Użytkownik candy

    @Fan ogromne dzięki! :) potrzebna mi motywacja, a wasze komentarze dużo jej dają :)

    24 paź 2016

  • Użytkownik Saszka2208

    Łał !!❤ ale mnie wciągnęło ❤❤

    24 paź 2016

  • Użytkownik candy

    @Saszka2208 cieszę się bardzo <3

    24 paź 2016

  • Użytkownik POKUSER

    Ale masz wenę, rozdział za rozdziałem i do tego w takim tempie, jestem pod wrażeniem. :)

    24 paź 2016

  • Użytkownik candy

    @POKUSER ojjj, muszę Cię niestety rozczarować, te rozdziały napisałam już wcześniej i teraz tylko kwestia kopiuj-wklej. Ale już mi się kończą, muszę zacząć nadrabiać, a tu brak czasu :(

    24 paź 2016

  • Użytkownik EloGieniu

    Jako jasnowidz Maciej spodziewam się że Jason wkońcu się dowie. :D

    24 paź 2016

  • Użytkownik candy

    @EloGieniu haha :D jasnowidz dobra rzecz :D ale nic nie zdradzam :)

    24 paź 2016

  • Użytkownik KAROLAS

    Candy kończyć w takim momencie...  <3

    24 paź 2016

  • Użytkownik candy

    @KAROLAS znasz mnie :D <3

    24 paź 2016

  • Użytkownik KAROLAS

    @candy i to mi boleśnie uświadamia, że chce next  :D

    24 paź 2016

  • Użytkownik candy

    @KAROLAS haha :* tak ma być :)

    24 paź 2016

  • Użytkownik Koteczka

    Kiedy next?

    24 paź 2016

  • Użytkownik candy

    @Koteczka jeszcze nie wiem, nie wyrabiam się z rozdziałami :/

    24 paź 2016

  • Użytkownik Koteczka

    @candy rozumiem

    24 paź 2016