Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Pierwszy wróg i ostatni wróg cz. 7

     Zanim pierwsze promienie słońca pojawiły się na horyzoncie, obie otworzyły oczy.
     – Muszę uciekać, kochanie – rzekła Halsa.
     – Spotkamy się za małą chwilkę.

     Obie stały się duże, kiedy tylko Halsa dotknęła stopami posadzki. Weszła do szafy i po chwili znalazła się w swojej sypialni. Zrzuciła koszulkę i założyła suknię z bawełny. Siódmy dzień miał być za dwa dni. Halsa od razu zrozumiała, że jedwabna jest przygotowana na siódmy dzień. Po chwili wyszła z sypialni i zobaczyła od razu królową Rey.
     – Dzień dobry kochanie – rzekła brunetka.
     – Dzień dobry umiłowana – odparła Halsa
     – Jak ci się spało, najdroższa – zapytała Rey.
     – Bardzo dobrze. Wiesz Rey, wczoraj byłam lekko głodna przed samym zaśnięciem.
     – Och, dlaczego nie pobiedziłaś, mogłyśmy iść do królewskiej kuchni i coś zjeść.
     – Teraz już wiem – powiedziała Halsa.
     – Skoro byłaś głodna przed spaniem, pewnie jesteś bardziej w tej chwili.
     – Nie wiele bardziej, najdroższa.
     – Czy wytrzymasz jeszcze kilka minutek.
     – Minutek?
     – Och zapomniałam ci powiedzieć. Godzina ma sześćdziesiąt minut a minuta sześćdziesiąt sekund.
     – Aha, będę pamiętać – odrzekła Halsa.
     – Chcę ci szybciutko powiedzieć harmonogram dnia, królowej Rey.
     – Dobrze, powiedz.
     – Rozumiesz zatem, co znaczy słowo harmonogram?
     – Tak, to co robi królowa Rey.
     – Dokładnie. Królowa Rey wstaje równo ze słońcem. Potem je śniadanie ze swoją przyjaciółką Halsą. O ósmej godzinie ministrowie czytają dekrety. Zwykle nie ma nowych, ale ponieważ przybyłaś, będzie sporo. Potem królowa Rey ściele łóżka czterem służącym, a potem spędza wolny czas z ze swoja przyjaciółką Halsą. Dzisiaj w wolnym czasie królowa Rey pójdzie ze swoja umiłowaną przyjaciółką Halsą do biblioteki dekretów, by sprawdzić kilka spraw. Potem jest obiad z ministarami, następnie czas wolny aż do kolacji. Po kolacji królowa południowych zorzy idzie nad ocean usypiać małe delfiny, potem udaje się na spoczynek.
     – Dziękuję ci moja umiłowana królowo – Halsa patrzyła z rozkoszą na twarz brunetki.
     – Pierwszego poznasz Kucharza królewskiego.
     – Czy kucharz królewski ma jakieś imię, Rey?
     – Tak. Zaraz ci go przedstawię.

     Poszły, trzymając swoje dłonie. W królestwie królowej Rej nikt nie nosił butów.
Kucharz królewski czekał przy wejściu do jadalni. Jadalnia składała się z kilku pięciu stołów i siedmiu krzeseł, przy każdym.
     – Witaj kucharzu królewski – powiedziała królowa Rey.
     – Witaj, królowo Rey – odrzekł młody mężczyzna o czarnych włosach i błękitnych oczach.
     – Mam zaszczyt przedstawić ci jako pierwszemu moją umiłowaną przyjaciółkę Halsę.
Kucharz królewski skłonił głowę przed Halsą.
     – Mój drogi kucharzu, moja umiłowana przyjaciółka Halsa chciałby wiedzieć, jak masz na imię, czy możesz powiedzieć?
     – Ależ oczywiście, królowo. Droga przyjaciółko królowej południowych zorzy, Halso. Moje imię jest Alperas – mężczyzna skłonił ponownie głowę nieco niżej niż poprzednio.
     – Bardzo się cieszę, kucharzu królewski Alperasie, że mam przyjemność cię poznać. – Halsa również skinęła głową.
     – Drogi kucharzu królewski, moja przyjaciółka Halsa jest nieco głodna. Co byś nam zaproponował na śniadanie?
     – Umiłowana królowo południowych zorzy. Dzisiaj na śniadanie oferuję naleśniki z serem, z jabłkami, z morelami, z wiśniami. Pierogi z truskawkami, jagodami. Oczywiście tradycyjnie chleb z masłem a do picia mleko, sok z mango, skok z poziomek a specjalnie na przybycie umiłowanej Halsy krem z bitej śmietany z poziomkami, truskawkami, jagodami, malinami. Z owoców polecam owoce egzotyczne, owoc smoka czerwony, mango, pomarańcz i wiśnie w trzech kolorach. Czerwonym, żółtym i różowym. Jeżeli przyjaciółka królowej południowych zorzy ma życzenie zjeść cokolwiek innego, jestem do usług.
     – Dziękuję ci kucharzu królewski – odrzekła królowa Rey.
     – I ja ci dziękuje szanowny i umiłowany kucharzu królewski Alperasie, myślę, że wymienione potrawy zaspokoją nasz apetyt.

     Rey delikatnie dotknęła prawej dłoni Halsy i dziewczynka zrozumiała.
     – Chciałam powiedzieć, zaspokoi apetyt królowej południowych zorzy, umiłowanej królowej Rej i apetyt jej przyjaciółki Halsy.
     – Bardzo się cieszę – odrzekł Alperas – zaraz podam wszystkie dania.

     Halsa i Rey zasiadły do stołu. Po chwili kucharz zaczął przynosić wymienione potrawy. Królowa Rey i Halsa jadły ze smakiem. Oczywiście wszystko było w półmiskach z białego fajansu, napoje Alpares przynosił w kryształowych antałkach a bitą śmietanę a owocami w złotych salaterkach. Królowa południowych zorzy i Halsa jadły złotymi sztućcami. Podczas posiłku nie mówiły wiele, ale jeżeli to zachwalały smak i aromat potraw i chwaliły kucharza.
Po skończonym posiłku Halsa zaczęła składać talerze, ale Rey ją powstrzymała.
     – Halso umiłowana. Jedyną pracą królowej Rey a teraz i jej przyjaciółki Halsy jest ścielenie łóżek pokojówek.
     – Czy tych samych, które ścielą nasz łóżka? – zapytała Halsa.
     – Tak, umiłowana. To jedyne kobiety zatrudnione do prac w pałacu.

Halsa chciała powiedzieć, że być może pokojówki się zdziwią, że jej łóżko jest posłane, ale przemilczała.
     – Czy są inne? – zapytała zamiast tego, miedzianowłosa.
     – Tak. Wszystkie inne pozostają w domach lub spacerują. Każdy gwardzista, minister, kucharz królewski, stajenny królewski mają żony.
     – I są one w wieku podobnym jak mężczyźni?
     – Tak Halso, najmilsza. Wszyscy w królestwie Rey mają dwadzieścia lat. Zawsze.
     – I ich liczba wynosi dwieście czterdzieści siedem. – Halsa patrzyła z miłym uśmiechem w twarz królowej.
     – Tak Halso. Teraz tak – posmutniała – razem z przyjaciółką królowej południowych zorzy jest nas dwieście czterdzieści osiem.
     – Zanim przybyłam, ile mieszkało w królestwie królowej Rey?

     Rey znowu nieznacznie posmutniała.
     – Na początku było dwieście czterdzieści osiem, potem przez dwieście czterdzieści siedem lat i cztery miesiące było nas dwieście czterdzieści siedem i ponownie jest dwieście czterdzieści osiem.
     – Rozumiem, Rey.
Teraz mamy zebranie rady ministrów. Wszystkich ci przedstawię, jest ich siedmiu.
     – Oczywiście, że siedmiu – odrzekła Halsa.

     Rey tylko krótko spojrzała na swoją przyjaciółkę, wzięła jej dłoń i poszły do sali posiedzeń ministrów.
Mimo że komnata nazywała się Salą posiedzeń, Halsa nie dostrzegła krzeseł. Siedmiu młodych brunetów stało a na widok Rey i Halsy pochylili z szacunkiem głowy.
     – Witajcie szanowni ministrowie – rzekła Rey – Królowa południowych zorzy ma zaszczyt przedstawić wam, moją najmilszą przyjaciółkę Halsę. Dzisiejsze posiedzenie zaczniemy od nadania godnego imienia, mojej umiłowanej przyjaciółce. Oto co ja, królowa Rey, królowa Południowych zorzy proponuję. Halsa jest przyjaciółką królowej Rey, królowej południowych zorzy. Całe imie mojej przyjaciółki Halsy będzie brzmiało. Halsa, przyjaciółka królowej Rey, królowej południowych zorzy o włosach koloru czternastu porcji soku z malin, z królewskich ogrodów, dziewięciu porcji trawy z królewskich pastwisk i czterech porcji błękitu jak oczy królowej Rey, o cerze w kolorze wypieczonego chleba zmieszanego z trzema porcjami mleka z królewskich krów i jednej porcji złota z królewskich kopalń i o ustach o kolorze jednej porcji malin z królewskich ogrodów, dwóch porcji mleka od królewskich krów. – Królowa Rej ustaliła kolor ust wczorajszej nocy, kiedy szeptały, bo od wieczora usta Halsy zrobiły się nieco bardziej czerwone. Dlaczego się tak stało, wiedziała tylko Halsa i królowa Rey. To również pozostało ich sekretem.
Ministrowie popatrzyli po sobie i zgodzili się z królową Rey.
     – Twój osąd królowo Rey o włosach jak onyks, cerze jak dobrze wypieczony chleb i ustach jak sok z malin, jest jak zawsze słuszny. My ministrowie jesteśmy szczęśliwi zobaczyć na własne oczy twoją przyjaciółkę Halsę o włosach...
Królowa Rey uniosła rękę i ministrowie zamilkli.
     – Moja przyjaciółka Halsa chciała wam coś powiedzieć, moi umiłowani ministrowie.
Halsa się miło uśmiechnęła i rzekła.
     – Raduje się serce moje i dusza, że mogłam was poznać, mili ministrowie.
     – Dziękujemy Halso miła – odezwała się minister wiedzy.
     – Dzisiejsze obrady będą nieco krótsze, ponieważ ja, królowa Rey i moja umiłowana przyjaciółka Halsa musimy się udać do biblioteki dekretów, by coś sprawdzić.
     – Dziękujmy ci królowo południowych zorzy – odrzekli zgodnie ministrowie.
     – Niniejszym zamykam posiedzenie rady ministrów. Udajcie się w pokoju do waszych żon, drodzy moi. Ministrowie się ukłonili i zaczęli opuszczać komnatę, kłaniając się uprzejmie kołowej Rey i jej przyjaciółce Halsie. W końcu zostały same.
     – Jak ci się podoba twoje pełne imię, Halso?
Dziewczynka się subtelnie uśmiechnęła i odrzekła.
     – Bardzo mi się podoba, ale jest jeszcze drobna sprawa.
Czarne brwi królowej Rey zbiegły się i na jej królewskim czole powstała delikatna zmarszczka.
     – Co się stało, umiłowana?
     – Popatrz uważnie na moją twarz – szepnęła Halsa.
     – Och! Zapomnieliśmy o piegach. Czy mam zwołać nadzwyczajne posiedzenie rady?
     – Może jutro, kochanie – Halsa dotknęła dłoni królowej Rey.
     – Tak masz rację, umiłowana. Jutro to omówimy. Mam ministra nauki, powinien dać sobie radę z tym problemem. Mamy troszkę czasu, chcesz iść na łąkę, zanim pójdziemy do biblioteki dekretów?
     – To cudowny pomysł, królowo południowych zorzy.

     Wyszły z pałacu, trzymając się za ręce i kiedy minęły dwunastu gwardzistów, a każdemu się ukłoniły, pobiegły w stronę łąki. Trawa pachniała cudownie, a łagodny wiaterek kołysał pojedyncze źdźbła trawy. Położyły się na łące.
Nadal trzymały swoje dłonie.
     – Rey? – zapytała Halsa.
     – Co, kochanie?
     – Czy nasze suknie się nie pobrudzą?
     – Och nie. One się nigdy nie brudzą. W królestwie królowej południowych zorzy nikt nie może się pobrudzić.
     – Rozumiem. Wiesz, coś ci muszę powiedzieć. Na ziemi jest podobne niebo, ale na niebie są chmury. W królestwie królowej południowych zorzy ich nie ma.
Rey popatrzyła na swoją przyjaciółkę.
     – Masz życzenie by były?
     – Jeśli to możliwe.
     – Wszystko jest możliwe w królestwie królowej Rey.
     – W takim razie poproszę, aby raz na jakiś czas były pierzaste chmury podobne do bitej śmietany, którą jadłyśmy na śniadanie.
     – Oczywiście kochanie, muszę jednak powiedzieć o tym radzie ministrów i poddam to pod dyskusję.
Halsa patrzyła w szafirowe oczy Rey z miłością.  
     – Czy czasem ministrowie się z tobą nie zgadzają?  
Rey odrzekła od razu.
     – Jeszcze nigdy tak się nie zdarzyło.
     – Aha, czyli jak spisałaś dekrety, też się zgodzili?
     – Tak. Wytłumaczę ci, dlaczego tak się dzieje. Otóż kiedy jakaś myśl powstaje w sercu królowej Rey, podobna myśl powstaje w sercach moich umiłowanych ministrów. Zresztą taka myśl powstaje wówczas u wszystkich dwustu czterdziestu sześciu osób, czyli u wszystkich mieszkańców królestwa.
     – Rozumiem, tak właśnie myślałam. Kiedy ministrowie się zgodzą, jak długo będę czekała na chmury?
     – Powstaną natychmiast. Będą dwa dni w tygodniu. Do czasu aż zachcesz inaczej.
     – Ja? – zdziwiła się Halsa.
     – Tak, kochanie. Wszystko, co się dzieje w królestwie królowej Rey dzieje się dla ciebie.
     – Aha – odrzekła bardzo szczęśliwa Halsa – czy będziemy mogły zobaczyć małe delfiny w ciągu dnia?
     – Oczywiście kochanie. Jutro po zebraniu rady ministrów je zobaczymy. Pójdziemy pływać pod wodą.
     – A czy...
     – Tak umiłowana. Pojutrze pokaże ci królestwo i zobaczysz małe łabędzie. Wiesz, ile ich jest, prawda?
     – Tak kochanie, wiem – odrzekła Halsa.

     Rey ucieszyła się, że Halsa nie wspomniała o pierwszym dniu, kiedy pojawiło się słońce i błękitne niebo. Miały ze sobą niewypowiedzianą umowę, że wiedzą, dlaczego się to wszystko dzieje, ale o tym nie wspominają.

*
     Po haniebnej porażce z Halsą i nieudanym schwytaniu Kersta Krunn wrócił do swoich wojsk. Ponieważ zaufani donieśli, że w królestwie króla Paxtona lud się burzy zebrał swoich generałów i rozpoczął naradę.
– Odnieśliśmy łatwe zwycięstwo. Ziemia króla Alsagara II jest całkowicie pod naszą kontrolą. Muszę wracać do naszego królestwa. Zabezpieczcie południową granicę, nikt nie może się wydostać z tego terenu. W czasie mojej nieobecności władze nad wojskiem będzie sprawował władzę kapitan Rolsen.
Po zakończeniu krótkiej narady Krunn ruszył niezwłocznie do swoich ziem.
     Tymczasem zamek Alsadyna płonął. Dobijano ostatnich obrońców. Pozostały kobiety. Jedna z nich była osobista służka Atamiry, Garla. Dziewczyna miała podobnie jak Halsa czternaście lat, ale wyglądała nieco poważniej. Jej uroda rozkwitła. Biodra się zaokrągliły i piersi urosły. Wyglądała prawie jak dorosła kobieta, chociaż gdyby ktoś przyjrzał się z bliska twarzy, to wciąż było dziewczynka. Żołdacy Krunna szukali w palącym się zamku kosztowności i kobiet. Przerażona Garla schowała się w jednym z pokoi. Atamira z pewnością by ją zabrała ze sobą, a Kerst by się zgodził, lecz podczas walki i pożaru wszyscy byli w panice i księżna nie mogła jej znaleźć. Dziewczyna widziała tyle zabitych przyjaciół. Sądziła, że napastnicy odejdą, a jej uda się ujść z życiem. Nie wiedziała, że lada chwila palący się dach zwali się i wszyscy w środku zginą przywaleni lub od pożaru, który jak do tej pory z nieznanych przyczyn płonął na górnych piętrach i nie przeniósł się na dół.
     Z komnaty naprzeciw słyszała śmiech pijanych żołnierzy pomieszane z krzykiem kobiety. Rozpoznała głos kucharki. Lisela, bo tak miała na imię, nie była przyjaciółką Garli. Sama brunetka widziała przypadkiem księcia Alsadyna, jak ją obmacywał, wkładając dłoń pod suknię. Garla domyślała się, że książę z nią zdradza jej umiłowaną panią. Nie mogła tego pojąć, ale musiała. Nagle drzwi naprzeciw się otworzyły i kucharka wyszła nago. Jej ciało nosiło ślady gwałtu. Na ciele pozostały liczne siniaki i zadrapania. Biedaczka sądziła, że mimo to jej trudny czas się skończył.
     Niestety, jeden z nich, niejaki Burchat rzucił w nią nożem i trafił nieszczęsną kobietę w plecy. Ta padła na posadzkę i po kilku chwilach wyzionęła ducha. W komnacie został Pelko i Kabertys. Po wielokrotnych gwałtach zabrali się do kończenia kolejnej butelki wina. Znaleźli wiele trunków w piwnicach zamku Alsadyna.
     – Gdzie idziesz Burchat? Nie chcesz pić z nami?
     – Idę się odlać i poszukam, może znajdę jakieś dziewki, bo jeszcze chce mi się ruchać.
Zabójca kucharki przeszedł nad martwym ciałem i spłynął.
     – Kawał tłustej dupy. Mogła żyć, ale nie chciała następnej kolejki, to teraz ma – rzekł beznamiętnie.
Rozpiął spodnie i zaczął oddawać mocz na trupa kobiety.
     – Co robisz Burchat, nie masz gdzie lać, tylko tutaj?
     – Zamknij się Pelko, masz szczęście, że na ciebie nie nalałem.
Pelko, tylko zazgrzytał zębami, bo Burchat mierzył pół stopy więcej od niego. Władał mieczem i toporem i znano go jako mściwego człowieka. Wielkolud naciągnął spodnie na owłosiony tyłek i przeciągnął się zadowolony.
     – Pewnie znajdę jakąś dziewkę. Było miło ruchać te tłuste babsko, ale widziałem młódkę o czarnych włosach. Piękna. Z taką to dopiero radość.

     Zobaczył cygana.
     – A ty co tu robisz Varda? Lubię cię, bo dobrze władasz nożem. Poruchałeś co?
     – Daj spokój Burchat, zamek płonie, trzeba się wynosić.
     – Co ty tam wiesz zawszony cyganie! Już te tchórzliwe pachołki uciekły straż temu, bo tak gadały, jak i ty. A my znaleźliśmy złota i srebra. Chcesz się napić, bo już tej nie poruchasz, chyba że lubisz ciepłe trupy – zaczął się śmiać i popchnął drzwi naprzeciwko.
Rozejrzał się po komnacie.
     – Dobrze se państwo mieszkali. W życiu takich miękkich łoży, nie widział.

     Varda stał w drzwiach. Burchat już chciał wyjść, gdy coś usłyszał.
Szmer jakiś.
     – Słyszałeś Varda?

     Cygan słyszał i nie tylko. Jego ostry wzrok dojrzał czarnowłosą dziewczynę ukrytą za łożem.
     – Zdawało ci się Burchat, to pewnie palący dach zaskrzypiał.
     – Może i tak, ale sprawdzić trzeba.

     Poszedł kilka kroków w głąb. Garla próbowała ukryć się pod łóżkiem, ale nie zdążyła.
     – A tu jesteś mała – Burchat wyciągnął ją brutalnie i postawił do pionu. – Ładniutka, widziałem ją wcześniej i właśnie tą szukałem.
     – Nie rób mi krzywdy dobry człowieku, mam dopiero czternaście wiosen. – brunetka drżała ze strachu, ale próbowała to ukryć.

     Wielki rycerz rozdarł jej szatę i Garla została zupełnie naga.
     – No patrzcie tylko. Śliczna kurewka. Masz lat czternaście, bo wyglądasz na więcej?

     Garla zasłoniła łono i piersi i patrzyła wystraszona na wielkoluda.

     – Nawet jeszcze nie skończyłam, koło Bożego Narodzenia będzie.

     – O to dobrze. Masz pewnie ciasną cipkę. Oj dzisiaj Burchat ma szczęśliwy dzień. Poruchałem se trzy razy, te tłustą babę, ale jeszcze mi mało. Dzisiaj i twój dobry dzień dziewko, bo poznasz mężczyznę. Burchat pozbawi cię cnoty. Tylko pamiętaj, jak będziesz drzeć ryja, nie będzie miło. Potrafię być bardzo zły. Jak już cię porucham ze dwa razy, to ten tu cygan se użyje. Będzie mu łatwiej, bo będziesz bardziej mokra od tego, co ci Burchat zostawi.

     Zbój spojrzał na cygana.

     Varda był śniady i zbudowany odpowiednio. Niższy pół głowy od osiłka.
     – Gdybyś ją znalazł pierwszy to i tak bym ci nie dał, boś cygan. Znaj moje dobre serce, że ci ją zostawie, żebyś i ty sobie użył. Ruchałeś już jaką dziewkę czy tylko kobyły? – żołdak zaczął się śmiać ze swoich wulgarnych słów.
     – Daj spokój, Burchat, to dziecko jeszcze.
     – Dziecko powiadasz? Zobacz, jakie ma cycki i dupkę okrągłą.

     Varda spojrzał szybko i wzrok odwrócił.
     – Jesteś prawiczek Verda, to widzę. Pokaż cycki dziewko.

     Garla nie wykonała polecenia. Żołdak nie czekał, tylko uderzył ją w twarz wielką dłonią, ale i tak ją zamroczył. Biedna dziewczynka upadła na łoże nieprzytomna a z jej wargi pociekła krew.
     – Widzisz, Varda? Cycki ma ładne i cipkę dojrzałą. Oj Burchat dzisiaj ma szczęście,

     Garla odzyskała przytomność.

     – Otwórz uda albo ci pomogę. Chcesz mojego kutasa czy raczej nóż zakrzywiony w piździe?

     Biedna dziewczyna rozsunęła uda i czekała na najgorsze. Burchat zdjął portki a jego kutas zaczął twardnieć.

     – Nie widziałaś nigdy takiego kutasa, co? Zaraz poczujesz go w sobie.

     Pochylił się i wsparł na dłoniach i już kierował organ między nogi dziewczęcia, ale nie zdołał nic zrobić. Varda wziął cicho ciężki świecznik z brązu i walnął w głowę wielkoluda. Uderzył go w skroń i wiedział od razu, że go zabił. Olbrzym zwalił się martwym ciałem na nieszczęsną dziewczynę.
     Varda zobaczył, że resztka moczu wylała się na posadzkę.

     – Wybacz dziewczyno, nie mogłem mu pozwolić. Nic ci nie zrobię...

     Młodzieniec nie wyglądał, ale natura obdarzyła go szybkością i siłą. Szarpnął ponad dwieście funtów ważącego Burchata i rzucił ciało na posadzkę obok łoża, by uwolnić nastolatkę. Wiedział, że reszta ze środka ciała zbója wyjdzie na zewnątrz, a chciał uchronić przed tym widokiem dziewczynę. Sam widział gorsze rzeczy. Spalenizna nieco osłabiła smród odchodów Burchata.

     – Musimy uciekać, zaraz wszystko runie – powiedział spokojnie.

     Garla była tak wystraszona, że nie mogła wypowiedzieć słowa, lecz w końcu szepnęła.
     – Goła jestem, jak pójdę? – stała, ale nie zasłaniała niczego dłońmi.
     – Prawda – rzekł cygan.
     Rzucił okiem po komnacie. Dostrzegł skrzynię i szybko się przy niej znalazł. Wziął pierwszą suknię z góry. Zieloną w srebrne paski.
     – Załóż ją szybko i musimy uciekać.

     Dziewczyna się odziała i podała ufnie dłoń przystojnemu młodzieńcowi.
Wyszli z komnaty. Garla zauważyła trupa kucharki.
     – Och, to Lisela. Biedaczka. Zabili ją i chyba wcześniej pohańbili.
     – Nie mamy czasu, idziemy – ponaglał cygan.

     Miał dobre przeczucie, bo kiedy tylko wyszli, konstrukcja jęknęła i powoli palący się dach i górne piętra zwaliły się na niższe komnaty. Ogień się wzmógł i po chwili zmieszała z czarnym dymem.

     – Jak ci na imię, dziewczynko? – zapytał Varda.
     – Jestem Garla, osobista służka Atamiry.
     – O mój Boże! Nie wspominaj tego nikomu. Krunn, dowódcza armii Paxtona ją właśnie szukał. Wiesz co z nią?

     Brunetka chwilę się zastanawiała. Młody mężczyzna uratował jej życie, czy mogła mu zaufać?
     – Nie wiem, panie. Wszyscy uciekali w popłochu. Trup się ścielił gęsto. Naprawdę nie wiem, czy moja pani żyje.
     – Słuchaj Garla, jestem Varda, cygan. Zmusili mnie, bym służył w armii. Ja kocham pola i konie. W tej zgrai jest niepisane prawo zdobyczy. Zachowuj się jak byś była mi posłuszna. Nikt cię nie ruszy. Piękna jesteś, pewnie wielu zechce. Wiedzą, że jestem szybki jak żmija i respekt przed moim nożem mają. Nic ci nie zrobię. Jak się uda, uciekniemy razem, a wówczas pójdziesz, gdzie zechcesz.
     – Gdzie uciekną! Wszyscy zginęli, pewnie moja wioska spłonęła. Zginę – zaczęła płakać.
     – Słyszałem, że za południową granicą drugie królestwo. Ma większą armię niż Krunn, to nie zaatakuje. Tam uciekniemy, tylko granicy strzegą. Na razie rób, jak powiedziałem.

     Varda znalazł swojego czarnego mustanga. Osiodłany z jego dobytkiem. Workiem z ze skórami. Zwykle żołdacy takie mieli. Znajdowali kije i robili namioty.
     – Dasz radę bez siodła? Usiądziesz za mną. Trzymać się musisz, byś nie spadła.
     – Dobrze tak zrobię. Dziękuję, że mi uratowałeś życie.
     – Ten Burchat był złym człowiekiem, pewnie trafi do czarta. – Cygan pomógł dziewczynie wejść na konia i sam wskoczył lekko, jakby nic nie ważył. Brunetka przywarła całym ciałem do jego pleców i objęła go mocno w pasie. Młodzieniec poczuł się dziwnie, ale nic nie rzekł. Zaczął jechać do większej grupy.

     Garla w końcu też dostrzegła wielką ilość wojska. Co niektórzy wieźli swoje zdobyczne kobiety jak cygan Garlę, inne szły na powrozach za końmi, na których siedzieli żołdacy. Cygan dojechał do swojego oddziału.
     – Paczta ino, co Varda upolował. Dobrze jej musiał zrobić, bo go tuli jak kochanka – usłyszeli głosy.

     Cygan zszedł z konia, ale spojrzał na dziewczynę i szepnął.
     – Nie mogę ci pomagać, bo prawdę odkryją. Zachowuj się, jakbyś była posłuszna.

     Garla zeszła z konia, na szczęście nie upadła. Słońce chyliło się do zachodu i żołnierze Krunna zaczęli szykować się do spania. Wszędzie zapalali ogniska. Varda rozpalił również ogień i zajął się rozkładaniem namiotu.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i miłosne, użył 4010 słów i 23448 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.