Wszyscy mieszkańcy szli za nią, ale nikt nie mógł się do niej zbliżyć, jakby tajemnicza siła ją oddzielała od reszty. Doszła do brzegu. Wówczas woda się rozstąpiła. Wszyscy zobaczyli piękną czarnowłosą dziewczynkę o prawie fiołkowych oczach.
– Rey – wyszeptał Burt.
Dopiero wówczas uwierzył, że Rey nie była wytworem jej wyobraźni i poczuł się źle, że nie wierzył córce.
Rey uśmiechnęła się do Halsy. Podała jej dłoń. Po chwili woda się zamknęła za nimi. Jeszcze było widać wrzosową poświatę ze środka wody. Po chwili wszystko znikło.
Tej nocy grupa ocalałych wyruszyła na południe. Nie pochowano nikogo z napastników, tylko Rexana. Stało się to z powodu braku czasu. Wojska Krunna mogły wrócić...
*
Kerst gnał na Piorunie, obok biegł Sa, niosąc Atamirę.
– Umarł – szepnął Kerst.
– I ja to czuję. To był dobry człowiek, tylko czasem porywczy, ale twoja siostra go zmieniła. Szkoda, że ani król, ani mój mąż go nie słuchali.
Milczała przez chwilę.
– Nie daj mnie żywej tej zgrai. Wiem, co mi uczynią. Zabij mnie, zanim to się stanie.
– Nie mów tak, pani. Przebijemy się.
– Czy sądzisz, że Halsa im pomoże. Co potrafi?
– Nie wiem, ale Rey jej pomoże.
– Kto to jest Rey?
Kerst wyjął zza pazuchy lalkę.
– Lalka?
– Ona jest obrazem prawdziwej Rey. On i jej dwór mieszka pod dnem jeziora.
– Czy to być może?
– Tak, słyszałem ją. Rey do mnie czasem mówi, ona miłuje Halsę. Z pewnością jej nie zawiedzie.
Kerst zatrzymał Pioruna.
– Musimy zaczekać, aż się całkiem ściemni. Nawet chmury nam pomagają. Kiedy ruszyliśmy, było bezchmurnie, a teraz całe niebo w chmurach.
– Przemkniemy się ?
– Musimy
– Jesteś bardzo odważny. Dostrzegłam to, kiedy byłeś na służbie. Dziękuję.
– Podziękujesz mi, kiedy cię dowiozę szczęśliwie, pani.
– Nie tytułuj mnie więcej, pani. Mów mi Atamira, Kerst.
Chłopak i księżna odczekali jeszcze dwie straże. Potem zaczęli jechać powoli. W jednym momencie przejechali trzy jardy od jednego ze strażników, ale ten niczego nie usłyszał. W końcu czuli, że są wolni.
Zaczęli gnać do południowej granicy. Zrobili dwie straże przerwy, bo nie chcieli zajechać koni. W połowie następnego dnia zatrzymali się w małej osadzie. Byli już na ziemiach królestwa Lordeny.
Po dwóch dniach dotarli do stolicy. Nakarmiono ich. Dano czyste szaty dla Atamiry i chciano dać Kerstowi.
– Szkoda stroju, wracam. Niepokoję się o Halsę i rodziców oraz wszystkich znajomych.
– Czyś ty oszalał, chłopcze! Tam tylko zgliszcza. Tylko patrzeć jak Paxton wyciągnie rękę do nas. Podpisaliśmy już pakt z Persylią. Mamy razem ponad trzydzieści tysięcy wojska.
– Paxton ma dwadzieścia pięć. Tak szybko się nie odważy was napaść.
Atamira wróciła odświeżona i w nowych szatach.
– Nigdzie cię nie puszczę, zawdzięczam ci życie – ku zaskoczeniu młodzieńca, chwyciła jego dłoń.
– Jesteś już bezpieczna, pani. Ja muszę wracać. Tam jest moja siostra. Droższa mi niż moje życie. Muszę jechać. Daj mi pozwolenie, bo nie chcę jechać wbrew twojej woli.
– Skoro tak jedź, pewnie cię już nie zobaczę.
Atamira nie zważając na przepisy i kod królewski i książęcy podeszła do niego. Wcześniej delikatnie wyzwolił się z uscisku dłoni i odszedł na trzy kroki do tyłu. Atamira wzięła jego twarz w dłonie i pocałowała mu usta. Kerst zmieszał się, bo jeszcze nigdy nie czuł kobiecych ust, a co dopiero księżnej!
– Nie trzeba, pani – wyszeptał mocno zaskoczony.
– Mówiłam ci, jestem dla ciebie Atamira. Nigdy cię nie zapomnę – zanim wskoczył na konia, dostrzegł dwie łzy spływające po pięknej twarzy księżnej.
Kerst ruszył. Jechał na Sa, a Piorun zarżał smutno. Stracił wszystko, co kochał. Rexana, Halsę a teraz i Kersta. Księżna Atamira nie zważając na poprzednie wypadki podeszła do ogiera, stając przezornie dwa kroki przed nim.
– Teraz mamy tylko siebie, zachowuj się przyzwoicie, Piorun.
Odważnie podeszła blisko i pogładziła jego piękny łeb. Koń zarżał cicho. Przejechał pyskiem po jej włosach. Cóż, był tylko rumakiem i musiał mieć pana. Teraz została nim Atamira.
Księżna dostała schronienie. Sam minister od króla wydał rozkazy, aby ją sprowadzić do stolicy. Kiedy w końcu dostała audiencję u władcy, Atamira opowiedziała cały przebieg desperackiej ucieczki.
– Z jakiego rodu pochodzi ten bohater, Kerst? – król poczuł się poruszony usłyszaną historią.
– Jest zwykłym chłopem.
– Och, coś niesłychanego. Wybacz, księżno. Wiem, że może byłaś w wielkim frasunku po stracie męża i całej tej nieszczęśliwej sytuacji, ale doszło do mnie, że pocałowałaś tego chłopca w usta. Jeśli to chłop... nie pojmuję.
– Królu, zawdzięczam mu życie. Możesz to pojąć?
– Tak, rozumiem – rzekł cicho król.
Władca Lordeny nadal nie pojmował w swoim wnętrzu, że księżna Atamira mogła pocałować zwykłego chłopa w usta.
A co do Pioruna? Czy się zmienił? Wcale, został tak samo dziki, jak poprzednio. Tolerował tylko Atamirę. Nikt nie śmiał do niego podejść blisko.
*
Sa był mocnym koniem, ale Kerst nie chciał go stracić. Z jednej strony chciał dotrzeć jak najszybciej na powrót do ziem Rublindy, królestwa Króla Alagarda. Z drugiej strony Sa był jedynym, który mógł go tam zawieść, dlatego musiał go oszczędzać. W głowie miał pustkę, a w sercu smutek, pomieszany z niepokojem. Na drugi dzień dotarł do tej samej osady, gdzie się posilili. Mieszkańcy słyszeli wieści, co się dzieje za północną granicą i prosili Kersta na wszystko, żeby nie jechał. Nadaremnie.
Tak jak poprzednio Kerst przejechał w środku nocy. Straże bardziej uważały na kogoś z przeciwnej strony. Dlatego młodzieniec przemknął się niezauważony. Nie wiedział, że kilka mil dalej jest miejsce zupełnie niechronione i tamtędy przeszli mieszkańcy jego wioski. Następnego dnia dotarł na miejsce. Wioska była pusta. Spalona i kiedy dotarł, zastał tylko zgliszcza. Kruun pozbierał się, po sromotnej porażce, dotarł do głównego wojska. Wrócił i spalił wszystko. Jeśli ktoś śmiał go zapytać o całe zajście, było to ostatnia jego rzecz. Tylko samemu Paxtonowi opowiedział wszystko. Jednak zataił najważniejsze, że Halsa miała jakąś nadzwyczajną moc, dlatego Paxton nie rozumiał nadal, co się stało. Ponieważ niezbyt lubił długo rozmawiać z Krunnem, na tym pozostało.
Olbrzym przez pierwsze dni czuł wściekłość, ale po jakimś czasie zaczął realnie analizować całe zajście. Halsa z łatwością mogła go zabić. Dlaczego tego nie zrobiła? Nie czuł z jej strony nienawiści i to go bardzo zdziwiło. Wszystko, co czynił, wynikało z nienawiści, którą w sobie posiadał. To uczucie wynikało z ogromnego żalu, który zamieszkał w jego sercu. Powodu nikt nie znał i Krunn nie zamierzał z nikim się tym dzielić. Wiedział, że wszyscy go nienawidzą. Bez wyjątku. Dlaczego Halsa nie okazała nawet cienia nienawiści? Kim była ta drobna istota. Kim!
Kerst popadł w odrętwienie. Nie znalazł ciał, więc nie wiedział, czy wszyscy zginęli, czy są w niewoli. Szukał wszędzie. Wołał Rey, ale ta milczała. Znalazł rozbity dzbanuszek. Wiedział, że należał do siostry, tylko nie miał pojęcia, co w nim było. Najgorsze było to, że nie wiedział, co się stało i gdzie jest Halsa. Myślał, że jest bezpieczna, to znowu przychodziły mu czarne myśli. Tak zwykle się dzieje, kiedy dotyka nas nieszczęście. Wątpimy w pewne. Przecież Halsa obiecała, że będzie z nim, podobnie i Rey. Dlaczego w najbardziej potrzebnym czasie nie dała znaku życia? Nie powiedziała jednego słowa. Nadal przebywał w spalonej wsi. Nie czuł głodu. Pragnienie mu nie dokuczało, bo pił wodę z jeziora. Znalazł zabitą kurę. Ponieważ było zimno, mięso nie popsuło się i nadawało do jedzenia. Rozpalił ogień, upiekł mięso i zaspokoił głód.
Wojsko Paxtona zbliżało się do południowej granicy. Sam Krunn poczuł, że musi wrócić na miejsce swojej haniebnej porażki. Zebrał ze sobą tylko dwunastkę pozostałą z jego najbliższych. Nawet ci nieustraszeni zbóje nie chcieli jechać, ale ich przekonał, że Halsy już tam nie ma. Nie wiedząc czemu, uwierzyli.
Dostrzegli dym.
– Tam ktoś jest – odezwał się jeden z jego ludzi.
– Co, strach cię obleciał?
– Nie – odrzekł zmieszany – tylko ci mówię, panie.
– Sam mam oczy i widzę. Ktokolwiek to jest, już jest trupem.
Dojechali spokojnie. Kerst siedział jak w odrętwieniu. Dlatego zorientował się za późno.
Krunn odnalazł swoją maskę, więc Kerst od razu poznał, że to ten nienawistny człowiek. Młodzieniec nie dawał wiary, że Krunn nie jest człowiekiem.
– Kim jesteś? – rzekł hardo, jeden z ludzi Krunna.
Generał dał rozkaz, by rozmawiać z nim miło, potem go zniewolić i torturować, jeśli będzie coś ukrywał, dopiero potem zabić.
Kerst miał swój charakter. Był marzycielem i obserwował i badał chmury. Z drugiej strony ten chłopak był szalony.
– Nie będę rozmawiać z tobą, zawszony psie.
Zbój sięgnął miecz, by rozpłatać go na dwoje, ale Krunn dał mu znak, żeby zaniechał. Poza okrucieństwem ten nikczemny człowiek, miał jedną dobrą cechę. Cenił odwagę. Nie znaczyło to, że jeśli spotkał takiego przeciwnika, traktował go później inaczej. Generał postanowił sam porozmawiać ze śmiałkiem.
– Jestem Krunn, dowódca wojsk Paxtona. Doceniam twoją odwagę, ale widzę, że brakuje ci rozumu. I nie masz żadnych zdolności bojowych, inaczej byś zwiał. Jeśliby ci się udało.
Krunn zaśmiał się szyderczo.
– To, że jesteś Kruun, wiem. Mówił o tobie mój dowódca, Rexan.
– O, więc wyżył i tu dotarł. Co mówił ten pies?
– Że jesteś synem diabła i wściekłego lisa, ale się mylił. Jesteś dużo gorszy.
Krunn poczerwieniał ze złości, a kiedy oprzytomniał z szoku, wrzasnął.
– Brać go! Chcę go mieć bez zadrapania. Jeśli do tej pory ktoś umierał w mękach, to on będzie pierwszym.
Kerst wcale nie chciał umierać. Chciał odnaleźć siostrę. To trzymało go przy zmysłach, by nie zginać od pierwszego uderzenia. Umiał walczyć, ale był jeszcze chłopcem. Gdyby był daleko i miał łuk, mógłby zmniejszyć ilość przeciwników, ale tak, był bez szans. Skoczył jak z procy na rumaka Halsy i zaczął uciekać.
Kruun nie chciał dawać sprzecznego rozkazu.
– Mierzyć w konia, chcę mieć tego poronionego psa, żywcem.
Sa był szybki, odjechał już daleko na tyle, że tylko kilka strzał przeleciało blisko.
Kerst sięgnął po łuk. Wystrzelił dwukrotnie i Kruun został z czwórką.
Blada wściekłość ogarnęła olbrzyma. Docenił mistrzostwo strzałów. Jego ludzie mieli marne szanse dogonić chłopca, bo Sa gnał jak szalony, niestety drogę mu zajechali powracający żołnierze Krunna znad południowej granicy. Kerst miał z tyłu czwórkę z rozwścieczonym do białości Krunnem, jego rycerzy z przodu, jezioro z jednej strony a małe skały z drugiej.
– Rey, ratuj – wyszeptał.
Powiedział to bezmyślnie. Po jednej chwili doszedł do przekonania, że jeśli ktoś mu może pomóc, to tylko tajemnicza przyjaciółka Halsy.
Coś mu mówiło, że wjazd do jeziora nie jest dobrym pomysłem. Podjechał w kierunku skał, ale szybko zrozumiał, że są zbyt ostre, żeby mógł wjechać na górę. Ponieważ nie miał wyboru... zatrzymał konia i jeszcze raz wystrzelił. Chciał zastrzelić Kruuna, ale ten odbił jakimś cudem jego strzałę. Obie grupy się zbliżały szybko.
Nagle zobaczył przed sobą starca z siwą brodą. Postać odziewał płaszcz z kapturem. Grupa strażników południowej granicy dojechała ich wcześniej. Kerst zobaczył błysk. Sądził, że to błyskawica, ale po ułamku chwili zrozumiał, że to miecz tajemniczego starca. Czterech napastników padło, a po chwili następnych czterech. Kerst nie rozumiał jak to możliwe. Nagle poczuł głuchy wybuch. Zobaczył przez mgłę, że dwa tuziny zbójów wraz z końmi zostali powaleni nieznaną siłą, ale cała ilość żołnierzy Krunna liczyła ponad setkę.
– Szybko – usłyszał głos starca.
Zobaczył szczelinę w skale. Pojechał za starcem. Po chwili znaleźli się na polanie trawy. Co prawda skały mieli z tyłu, ale nikt ich nie ścigał. A co dziwne, to nie mogło być to samo miejsce. Poczuł ciepło, prawie jak w lecie. Kerst rozejrzał się zdziwiony.
– Gdzie jesteśmy i kim jesteś?
– Zapomniałeś podziękować, prawda?
Starzec miał co prawda siwą brodę, ale twarz nie wskazywała, że jest stary. Włosy miał także siwe, ale cerę śniadą i bez zmarszczek. Wyglądał jak młody człowiek, miał tylko siwe włosy na głowie. Co przykuło uwagę Kersta, to oczy. Zdawało mu się w pierwszej chwili, że ich kolor był fiołkowy, ale kiedy spojrzał ponownie, zobaczył niebieskie.
– Dziękuję – wydukał. – Czy nas tu nie znajdą?
– Boisz się? – stary się uśmiechnął miło.
Jego pytanie nie było drwiące, raczej zwykłe i szczere.
– Nie. Tam była jesień a tu jest chyba lato.
– Tak, to jest mikroklimat.
– Mikro... co?
– Badasz chmury. Powinieneś wiedzieć. Chociaż słowa te, które wypowiedziałem, będą używane za pięćset lat. Klimat to wszystko, co jest związane z pogodą. Mikro to milionowa część, czegoś. W tym wypadku inna pogoda permanentnie inna niż w całej okolicy.
– Per...co.
– Wybacz, Kerst. Permanentnie, czyli na stałe. Ciągle. Odzwyczaiłem się i mówię trochę inaczej, niż tam gdzie mieszkałeś.
– Hola, hola! Skąd znasz moje imie i jak wiesz, że obserwowałem chmury? Skoro to wiesz, to może powiesz mi, gdzie jest Helsa.
– Całkiem logiczna dedukcja. Jest z Rey, oczywiście bezpieczna.
– W takim razie ty jesteś Greyan – powiedział z przekonaniem Kerst.
– Zasłużyłeś na dobry posiłek. Tak jestem Greyann. Przez dwa, N na końcu.
– Nie mogłeś ich wszystkich zabić?
– Mogłem, ale robię tylko to, co jest konieczne, istotne i celowe. Nie sądzisz, że nadużywasz słowa zabić? Życie jest po to, by się uczyć, jak stać się lepszym.
– Sam kilku pozbawiłeś kilku tej możliwości przed chwilką.
– Mam nadzieje, że nie zaczniesz mi pyskować jak temu, jak mu tam Krunnowi. Język masz cięty i szybki, to fakt. Dla ścisłości oni już by się nic nie nauczyli.
– Przepraszam – wydukał zawstydzony Kerst.
– Przyjmuję. Jak wiesz od Halsy, będę cię uczył.
– Czego? Ona coś wspominała o wrogu, ale nie pojąłem. Rozumiesz szanowny Greyannie, że to wszystko dziwne. Wiesz sporo o mnie. Wiesz również o niej.
– Ona, o niej? Myślę, że najbardziej umiłowana przez ciebie istota wymaga więcej szacunku.
– Przepraszam. Chciałem powiedzieć, Halsa. Czy jest coś, czego nie wiesz o mnie szanowny Greyannie?
– Posłuchaj. Jesteś całkiem miłym chłopcem, a ja jestem całkiem miłym facetem. Myślę, że możesz mnie tytułować Greyann.
– Dobrze, Greyannie.
Stary wyciągną rękę. Kerst zrobił to samo. Uścisnął po męsku żylastą dłoń. Po chwili Greyann uścisnął jego. Chłopak odczuł, jakby nagle spadło na dłoń kowadło, a pod spodem było drugie.
– Och, złamiesz mi rękę!
– Pamiętaj, dłoń i nadgarstek jest najważniejszy w walce na miecze. Nieźle strzelasz, ale powinieneś też nauczyć się drogi miecza. I mam zamiar cię tego nauczyć.
– Mówisz, nieźle. Uważam, że strzelam całkiem dobrze.
– Skromnością nie grzeszysz. Gdybyś strzelał dobrze, Krunn by nie odbił twojej strzały. Strzeliłeś niezbyt szybko.
– Nie można strzelić szybciej. Można było szybciej wystrzelić, ale...
– Według ciebie, według mnie można.
– Mam rację. – Kerst stał przy swoim.
– O tak. Strzel.
Kerst wyciągnął łuk, a następnie strzałę z kołczanu.
– To ma być dzisiaj, mój chłopcze.
– Gdzie mam strzelić?
– Gdzie chcesz, tylko nie we mnie. Przynajmniej jeszcze nie dzisiaj.
Kerst napiął cięciwę i strzelił w znajdujące się o pięćdziesiąt jardów drzewo. Greyann popatrzył na strzałę. W tym momencie Kerst zobaczył, że nagle starzec wyciągnął łuk nie wiadomo skąd, bo nie widział broni na jego plecach i strzelił. Ku jego największemu zdziwieniu, strzała wystrzelona przez Greyanna dogoniła jego, dziesięć jardów przed drzewem i rozpołowiła ją na pół. Jednak to nie wszystko. Kerst nawet nie zauważył, że Greyann strzelił dwa razy. I zanim jego pierwsza strzała dotarł do drzewa, już tam wbita była ta druga.
– Jak, jak to zrobiłeś?!
Po chwili dodał.
– Masz lepszy łuk, to wszystko.
– No, tak. Kerst ma zawsze rację, a jak jej nie ma to i tak ma. Podaj mi ten podarunek od króla Alagarda II.
Łuk Greyanna był piękny. Kerst próbował dwa razy, ale rezultat był identyczny. Strzała wystrzelona przez Greyanna zawsze doganiała jego strzałę.
– Masz rację, można strzelać szybciej. Nauczysz mnie tak?
Greyann popatrzył na niego wnikliwie.
– Proszę.
– Pewnie, jeśli zechcesz. – Greyann się uśmiechnął miło i przyjaźnie.
– Jasne, że chcę. – Teraz i młodzieniec poczuł radość.
– Kiedy zaczynamy?
– Teraz, dzisiaj. – Kerst, kiedy czegoś pragnął, chciał to mieć od razu.
To także należało do jego wad, ale nie wiedział, że takie posiada.
– Najpierw zjemy. Zapraszam na pokoje.
– Gdzie? – chłopak rozejrzał się we wszystkich kierunkach, ale niczego przypominającego domostwo, nie zauważył.
– Znowu się zapomniałem. Do mojego domu. Nie sądziłeś, że mieszkam w szałasie.
– A gdzie jest twój dom?
– Blisko. Widzą, że Sa polubił moją trawę.
– Twoją?
– Ty się interesujesz chmurami a ja kwiatkami i wszystkim, co rośnie w ziemi. Pozwolę ci za jakiś czas popracować w moim ogrodzie.
– A długo już się zajmujesz swoim ogrodem?
– Jakieś sto osiemdziesiąt lat.
– A więc to prawda, że masz dwieście. Dobrze wyglądasz.
– Kto ci powiedział, że mam dwieście?
– Chyba Halsa, nie pamiętam.
– Mam dwieście czterdzieści siedem. I dwa miesiące i cztery dni. O, jesteśmy na miejscu. – Kerst nawet nie zwrócił uwagi, że idą od dobrych kilku chwil.
– Nic nie widzę, gdzie ten dom?
– Och, nareszcie się przyznałeś do czegoś sam. Otwórz oczy i spróbuj zobaczyć. Raz na jakiś czas jadę na wakacje. I jak pojadę, będziesz sam. A nie chciałbym, żebyś został na dworze, kiedy pada.
– Czyli tu jest deszcz.
– A jak inaczej mój ogród by kwitł? Potrzeba ziemi, słońca i wody. Jeśli nie pada, trzeba nawadniać. Tak jest od początku i inaczej nigdy nie będzie.
– A co to są wakacje.?
– Przynajmniej słuchasz. To taki czas, kiedy się nie robi tego, co zwykle.
– A gdzie jedziesz na te wakacje.
– Na Bermudy, ale w tym roku może pojadę na Hawaje.
– A gdzie to jest?
– Daleko, na koniu byś nie dojechał. Nawet nie chodzi o odległość, raczej o czas. Jest wielka woda, słona. I tam są wyspy. Wyspa to takie miejsce, otoczone wodą.
– Wiem co to wyspa.
– Och tak, nie wiedziałem, że to wiesz. A co jeszcze wiesz?
– Że z białych, lekkich chmur nie pada. Tylko z ciężkich, sinych.
– Wiesz, że minąłeś się z ludźmi ze swojej osady o kilka mil. Dotarli bezpiecznie do Lordeny.
– To znaczy, że nikt nie zginał. Chwała Bogu.
– Tak, chwała.
Greyann wyraźnie na coś czekał.
– Widzisz drzwi? – zapytał po chwili oczekiwania.
– Niestety – odrzekł chłopak.
Kerst zrobił krok do przodu i złapał się za czoło.
– Och, w coś uderzyłem.
– W ścianę, nadal nie widzisz?
– Nie.
– Popatrz z innej strony. Powoli.
Kerst zaczął patrzeć i nagle... zobaczył. Dom był z czegoś twardego i białego. Nie wyglądało na drzewo, raczej na bardzo gładki kamień, jednak nie wyglądało to na zupełnie naturalne.
– Widzę, dlaczego przedtem nie widziałem?
– Nie wiem. Wchodzimy, widzisz drzwi.?
– Tak.
Kerst zobaczył solidne ciemnoczerwone drzwi. Kerst popukał.
– Dębowe.
– Nie. Orzechowe – odrzekł Greyann.
Kerst przyjrzał się dokładniej. Było tam coś z jasnego metalu. Dostrzegł jakieś znaki. Popatrzył bardziej wnikliwie i zaczął je dotykać. Nacisnął jasny metal i drzwi się otworzyły. Weszli. Nic co zobaczył w środku, nie przypominało tego, co widział do tej pory. To znaczy podłoga była z drewna, a na niej leżał dywan. Chodziło o resztę jakieś dziwne przedmioty. Rozglądał się i poczuł, że Greyann patrzy na niego.
– Coś nie tak?
– Wszystko tak, zastanawiam się, jak znałeś kod.
– Że co?
– Naciskałeś na drzwiach kod cyfrowy. A właściwie literowy.
– Tam było imie mojej siostry, to proste.
– Tak, dla kogoś, kto umie czytać. A ty nie umiesz. Poza tym w twoim kraju mówi się po Lordeńsku. W królestwie Rublindy i Lordeny i Parsylii mówi się w tym samym języku, ale znaki na drzwiach były chińskie.
– Och, doprawdy. Nie zastanawiałem się. Widziałem Halsa i tak nacisnąłem.
– Dobrze, ale jeśli znasz kod wejściowy na moim komputerze, to nie nazywam się Greyann. Teraz już roaumiem, dlaczego założyłem hasło. Mój komputer nie potrzebuje fal, działa nieco inaczej.
– A co to: komputer.
– To taka mądra skrzyneczka. Zaraz ci pokażę.
Greyann podszedł z Kerstem do płaskiej czarnej i połyskującej skrzyneczki.
Kerst otworzył i nacisnął okrągły przycisk.
– Dalej nie wiem, poddaje się.
– Poczekaj chwilkę.
Greyann podszedł do mniejszej świecącej skrzyneczki i dotknął jej.
– Poczekaj, zaraz wracam. – Stary wyszedł z komnaty.
Kerst rozglądał się po komnacie. Greyann wrócił.
– To dziwne. Przekazała, że ci nie mówiła. Dobrze bierzemy się do jedzenia – młodzieniec usłyszał wypowiedź Greyanna, ale jakby tego nie zarejestrował, co stary powiedział.
W zasadzie od kilku chwil jego jestestwo odrzucało zbyt skomplikowane sprawy czy słowa.
Jedli bardzo dziwne jedzenie, ale smakowało. Kerst poczuł się senny.
– Mało spałem ostatnio. Masz tu łoże?
– Tak, możesz się tu położyć. – Greyan wskazał przedmiot obciągnięty jasną skórą, na którym można było usiąść lub się położyć.
Sofa ze skóry, jaką można było nabyć w wielu miejscach na Ziemi za pięćset lat. Laptop i zamek cyfrowy pochodził z tego samego okresu. Na szczęście Kerst o to nie pytał.
– Dziękuję – odrzekł bardzo uprzejmie i położył się na sofie.
Kerst zasnął tak szybko, że nie zdążył nawet pomyśleć, że bardzo tęskni za Halsą.
Obudził się na drewnianym łożu. Był w zwykłej chłopskiej chacie. Zastanawiał się, co za dziwny sen miał. Zobaczył Greyanna. A więc to nie sen! Nie wiedział, gdzie zniknęły te wszystkie przedmioty!
– Wyspałeś się, mniemam?
– Długo spałem?
– Długo.
– Śniło mi się, że było całkiem inaczej.
– Czasem mamy dziwne sny. Bywają mniej lub więcej prawdziwe. Przynieś wody. Wiadra są za drzwiami. Pamiętaj, żebyś trzymał je na wyciągniętych rękach. Kiedy zjesz śniadanie, zaczniemy robić miecz dla ciebie.
– Och, bardzo się cieszę. Chciałem się tylko upewnić co do jednego. Mówiłem mi, że Halsa jest bezpieczna, czy tak?
– Tak, to ci się nie śniło.
– A kiedy ją zobaczę?
– Jak tylko pokonasz pierwszego wroga.
– No tak, to wiem, ale kiedy to będzie?
– Tego ci nie mogę powiedzieć, to zależy od ciebie.
– Jeżeli tak, to chciałbym się z nim zmierzyć dzisiaj.
– Dobrze, pójdziemy na drugą stronę skały, odnajdziemy Krunna i podasz mu rękę na zgodę.
– Co takiego! Jeśli go zobaczę, zabiję!
– No to na razie nie jesteś gotowy.
– Żartujesz, prawda?
– Nie. Mam słabe poczucie humoru.
– Dobrze, to może jutro będę gotowy. Teraz idę po wodę.
Greyann patrzył, jak Kerst wychodzi.
– Przepraszam cię, mój chłopcze. Ten drań jest wart, żeby go zabić, ale musi dopełnić swojego zła.
Kiedy to wypowiedział, usłyszał przekaz. Nie musiał iść do drugiego pomieszczenia, gdzie miał specjalną maszynę do komunikacji z Rey. Ona też czasem mówiła do niego bezpośrednie. Właśnie w tej chwili przekazała mu więcej informacji na temat Krunna, które bardzo go zdziwiły i wprowadziły w nim smutek. Opanował się szybko. Tym nie mógł podzielić się z Kerstem. Nigdy.
*
Halsa szła z Rey świetlistym korytarzem. W koło widniała błękitna poświata. Czuła się dobrze. Najważniejszym powodem było to, że nareszcie miała obok Rey. Drugi powód miał zabarwienie więcej fizyczne niż duchowe. Trzymała jej dłoń. Uśmiech na ślicznej buzi brunetki mógł wskazywać, że czuła podobne uczucia, jak i Halsa i cieszyła się nie mniej niż jej wybrana przyjaciółka. Weszły przez perłową bramę i znalazły się w ogrodzie. Halsa nie widziała nigdy takich kwiatów. Spojrzała do góry. Niebo nie miało błękitnego koloru, raczej bursztynowo-złoty.
– Tu nie ma słońca, a jednak jest jasno – szepnęła Halsa i błogi uśmiech pojawił się na jej buzi.
– Halso, od samego początku masz do mnie całkowite zaufanie. Robiłaś zawsze, co ci mówiłam. Wiem, że wszystko pojmiesz, jeśli jednak czegoś nie będziesz rozumieć, pytaj. Jesteśmy na innej planecie. Planeta to jest takie miejsce jak Ziemia. Spośród wszystkich miejsc w całym wszechświecie, Ziemia jest szczególna. Mimo że w większości ludzie nie jest zła, Ziemia cierpi. Karmi wszystkich i kocha. Kiedy ludzie nie są dobrzy dla siebie, Ona cierpi. Jeszcze nie przyszedł czas, że ludzie będą ją niszczyć. Pokażę ci to również, żebyś rozumiała. A na razie pytaj.
Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.