Pierwszy wróg i ostatni wróg.
Opowiadanie nie jest dla dzieci. Głównymi bohaterami jest królowa Rey, Halsa i jej brat Kerst. Jest jeszcze kilku innych bohaterów, których poznasz później, czytelniku. To historia o miłościach. Zwykłych, między ludźmi. Równoleglę opisuję też historię przyjaźni lub czegoś więcej między Halsą i królową Rey, która nie mieszka na tej Ziemi. Wszystko odnośnie do Rey wyjaśni się na końcu. W opowiadniu jest kilka wątków miłosno-erotycznych, ale nie tak zaraz, więc nie umieszczam opowiadania od początku w kategorii erotycznej.
Szumiał wiatr. Przez brudną szybę docierały ostatnie promienie jesiennego dnia. Nawet jeśliby były czyste, nie zmieniłoby to nastroju mrocznej izby. Piec jeszcze zimny, bo ojciec palił, dopiero kiedy zaczynały się przymrozki. Jedyne ciepło pochodziło od kuchni. Matka kończyła gotować prostą strawę dla ojca, który za chwilę miał wrócić z pola. Młodsza siostra siedziała w kącie i bawiła się jedyną szmacianą lalką. To była jej jedyna zabawka. Miała siedem lat. Nie to, co Kerst, który za dwa tygodnie skończy dziewięć.
Chłopiec miał konika, którego wyrzeźbił dla niego ojciec. Brat Halsy miał zdolności w modelowaniu drzewa. Rok temu zrobił małą łódkę i zaraz potem sam, bez żadnej pomocy wykonał rycerza. I właśnie z nim rozmawiał i spędzał wolny czas. Kerst nie był leniwy, pomagał ojcu, jeśli ten potrzebował. Halsa miała pokręcone ciemnorude włosy, jasną cerą i trochę piegów na buzi. To była jego mała siostra, ale wiedział dwie rzeczy. Jedna to, że ją kochał. Druga to, że miała najpiękniejsze oczy, jakie znał. Duże i zielone. Nawet matka i ojciec nieraz się dziwili. Ich kolor podobny był do soczystej trawy, która rosła blisko jeziora. Halsa była zamknięta w sobie. Niechętnie bawiła się z koleżankami, z okolicznych chat, najwięcej rozmawiała ze swoją lalką. Jej jedyna zabawka miała na imię Rey. Nikt nie miał pojęcia, czemu dała jej takie imię. Oryginalnie Rey miała włosy zrobione z konopnych sznurków o kolorze biało – żółtym, ale Halsa tak długo mazała je w sadzy, że po kilku dniach zrobiły się czarne. Zamiast oczu wszyła lalce dwa czerwone korale, bo mama dziewczynki nie miała o innym kolorze. Halsa nigdy nie miała z tym problemu. Kiedy ktoś ja pytała, czemu lala ma czerwone oczy, Halsa śmiała się i odpowiadała, że nie są czerwone, tylko różowe, a jeśli to nie wystarczało i ktoś bardziej mądry próbował jej wytłumaczyć, że takich oczu nikt nie ma, Halsa tylko kręciła głowa na boki.
– Są, tylko takich nie widziałeś. Tam skąd pochodzi Rey, wszyscy takie mają.
Kiedy ktoś chciał dowiedzieć się, gdzie to jest, Halsa milczała. Nikt nie wiedział. I z całą pewnością, każdy myślał, że to dziecięca fantazja.
Kiedyś, w połowie ostrej zimy w ubiegłym roku, Halsa była bardzo smutna. Kerst ją chciał pocieszyć. W końcu była to jego mała siostra i bardzo ją kochał.
Chłopak widział, że matka ją czasem przygarnęła do brudnej sukni, a ojciec tylko pogładził poskręcane włosy, więc sądził, że też ją kochają. Miał w jednym pewność, że nikt nie kocha Halsy jak on i, w tym miał rację. Czemu to wiedział?
To trochę długa historia, ale warta opowiedzenia.
To stało się dwa lata temu. W lecie. Kerst miał prawie siedem, a Halsa pięć. Rodzice byli zajęci pakowaniem snopów. Pan ziemi był srogi i jego ludzie krzyczeli na chłopów, a czasem używali pejcza. Dlatego wszyscy musieli pracować ciężko, szczególnie w żniwa. Halsa bawiła się na podwórzu.
Rozmawiała o czymś z Rey, a Kerst obserwował chmury i zastanawiał się, że są takie różne. Był dobrym obserwatorem i wiedział, że z pierzastych obłoków nie pada deszcz. Takie chmury są białe i majestatyczne. Deszcz przynosiły tylko szare lub padało z ciężkich, sino błękitnych. Kiedyś zapytał ojce, dlaczego tak jest, ale Burt nie wiedział. Matka, która miała na imię Mary, od Świętej Pani, też nie wiedziała.
Dlatego chłopiec postanowił sobie, że sam się tego dowie. Albo sam, albo od Greyana. On wierzył, że on naprawdę istnieje.
Greyan był podobno bardzo stary i mądry jak nikt. Krążyła legenda, że ma już dwieście lat i umie walczyć cudownym mieczem. Mieszkał podobno w grotach, za lasem. Poprzedni pan wysłał kiedyś setkę rycerzy, aby go znaleźli, ale bezowocnie.
Chłopiec zerkał co jakiś czas na Halsę, bo tak kazali rodzice. Wcześniej nie mówili o tym, do zeszłego roku. Bo wówczas Halsa zginęła i dopiero pod wieczór znaleziono ją prawie pod lasem.
Burt nie miał serca dać jej pasem lanie, a i pewnie matka by nie dała, jednak nikt nie mógł się dowiedzieć od Halsy, dlaczego tam się znalazła.
Kerst musiał zbyt długo patrzyć na chmury. Popatrzył na miejsce obok stajni. Potem rozejrzał się po całym podwórku.
– Halsa!
Nic. Zawołał jeszcze dwa razy i zerwał się na równe nogi. Pobiegł w kierunku lasu, ale nie zobaczyła nikogo. Pole pszenicy zalegało po prawej stronie, jednak coś mu mówiło, że Halsa tam nie poszła.
„Jezioro” – pomyślał.
Jak szalony przebiegł przez podwórze. Kilka kur rozbiegło się z głośnym gdakaniem. Jezioro znajdowało się dokładnie po przeciwnej stronie niż las.
Miał rację. Zobaczył w oddali sylwetkę siostry. Do jeziora było o połowę bliżej niż do lasu. Z tego, co dostrzegł, Halsa doszła już do trzcin.
– Halsa – zawołał, ile sił w piersiach.
Wiedział, że nie usłyszy. Było stanowczo za daleko. Nie myślał, nawet jak mogła dojść, aż tam w tak krótkim czasie. Biegł nadal, a serce biło mu, jak młot. Zgubił sandał. Zrzucił drugi. Pal licho, siostra jest sto razy ważniejsza niż obuwie. Miał już sto jardów i zobaczył, chyba kogoś obok małej sylwetki Halsy. Odwróciła się i patrzyła w jego kierunku. W końcu dobiegł zdyszany.
– Halsa, dlaczego uciekłaś? – już ją miał i trzymał mocno.
Stała spokojnie i nawet się nie wyrywała, tylko patrzyła na niego cudownymi oczami. W pierwszej chwili chciał dać jej kuksańca w głowę, ale w ułamku zmienił zamiar. Pomyślał krótko, że stłucze jej tyłek, ale i tego nie mógł zrobić. Po prostu nie mógł jej ukarać w żaden sposób. Chwycił ją za ramiona i patrzył na buzię.
– Halsa, nie rób tak więcej. Kocham cię. – Patrzył w twarz siostry, lecz nie dostrzegł tam poczucia winy a tylko jakąś błogość, która tonizowała jego chwilową złość.
– Wiem, Kerst. Rey chciała, żebyśmy poszły, ale usłyszałam cię i wiedziałam, że nie mogę teraz odejść.
Szli w kierunku chałupy, a chłopiec przejęty tym, że odeszła do jeziora nawet nie pomyślał o jej słowach.
– Jak powiem mamie albo tacie to nie minie cię lanie. Obiecaj, że nigdy już nie pójdziesz. Dziewczynka tylko na niego popatrzyła, ale nadal milczała.
Nagle nie wiadomo czemu wyrwał jej lalkę, może, ponieważ uznał, że to lalka namówiła ją do tego posunięcia. Nie zastanawiał się, że to bez sensu, tylko taka myśl mu przeszła przez głowę.
– Zaraz wyrzucę tę cholerną szmatę. – zabrał szmacianą lalkę od niej, a Halsa nawet nie próbowała przytrzymać zabawki, dlatego łatwo się znalazła w jego dłoniach.
Zrobił zamach, ale jeszcze się zastanawiał. Spojrzał na małą siostrę. Nie robiła histerii, tylko patrzyła.
Kerst oddał jej lalkę.
– To twoja jedyna zabawka, nie mogę – zobaczył znowu tylko spokój w jej oczach.
– Rey, nie wolno! – rzekł do zabawki.
Oddał jej lalkę.
Halsa przytuliła szmacianą zabawkę do swojej piersi.
– Przeproś Reye – powiedziała cicho i wiedział, że skierowała te słowa do niego.
– Halsa, to jest tylko szmaciana lalka!
– To, czemu powiedziałeś: Reya, nie wolno.
Chłopiec zastanawiał się chwilę. Zatrzymali się. Kerst wyciągnął rękę w kierunku siostry. Halsa dała mu lalę. Kerst wziął jej jedyną zabawkę w obie dłonie, podniósł ja na wysokość oczu i powiedział głośno i wyraźnie.
– Przepraszam, Rey.
– Nie musisz krzyczeć, Rey bardzo dobrze słyszy. To ona usłyszała, kiedy wołałeś. Dlatego nie weszłam do wody.
– Chciałaś wejść do wody! – wiadomość, którą usłyszał, mocno go poruszyła.
– Rey tam mieszka? – zdziwił się, ale musiał o to zapytać.
– Tak.
– Ta Rey? – pokazał zabawkę.
Zobaczył jej wielkie zielone oczy. Halsa patrzyła na niego długo, aż poczuł się dziwnie. Poczuł coś.
Zdawało mu się, że Halsa powiedziała coś. ,,Tak”. A może ,,Nie”. A może coś innego. Poczuł, że ma gęsią skórkę na całym ciele.
– Powiedziałaś coś Halsa?
– To nie ja, to Rey. Ona powiedziała ci tak i nie. Bo to jest Reya i nie jest, ale nie wiem, co usłyszałeś.
Kerst nie odpowiedział. Bo dokładnie tak usłyszał. Szli bez słów. Dopiero przed samą zagrodą chłopiec powiedział cicho.
– Nie powiem im.
– Kerst, Rey powiedziała mi, że bardzo wiele dla ciebie znaczę i dlatego na razie nie pójdziemy do jej królestwa.
Usłyszał, ale nie wziął sobie tego na serio. Weszli na podwórko.
– Jesteś głodna? – zapytał już prawie spokojnie.
– Nie, tylko chcę pić. Napiję się wody i wrócimy poszukać twoich sandałów.
Chłopiec dopiero przypomniał sobie o obuwiu. Puścił jej dłoń zdziwiony. Halsa weszła do izby. Wróciła po małej chwili. W ręku miała drewniany kubek.
– Masz, pewnie też chcesz pić.
Wypił chłodną wodę. Dobrą, orzeźwiającą. Wszyscy mówili, że z ich studni jest najlepsza. Postawił pusty kubek na ławie przed chałupą.
– Halsa, ja nigdy nie dam cię skrzywdzić.
Halsa patrzyła tylko na niego swoimi wielkimi oczami i delikatnie pogładziła dłoń, co odczuł jako bardzo kojące.
Teraz przypomniał sobie całą tę historię. Odłożył rycerza obok łódki z kory sosny. Patrzył na Halsę.
– Rey się nie gniewa na mnie? Nigdy mi nie mówiłaś.
– Ona cię lubi, czemu miałaby się gniewać?
– Pamiętasz, jak szukaliśmy wtedy moich sandałów? To nie było takie łatwe, ale udało się nam.
Halsa nie odwróciła nawet oczu w jego kierunku. Gładziła Rey po włosach.
– Kto znalazł?
– Ja – odrzekł całkiem pewny.
Zaczął sobie przypominać. Nie! On sądził, że to będzie proste. Trawa była niezbyt gęsta i myślał, że pamiętał, gdzie rzucił. Ależ tak, to Halsa znalazła, jego sandały, nie on!
– Nie, to ty znalazłaś! Teraz sobie przypomniałem. I dałem ci buziaka w policzek. Pamiętasz?
Halsa podniosła głowę i popatrzyła na niego.
Czy mu się zdawało? Jak w takiej mrocznej izbie jej buzia mogła stać się taka jasna. Dostrzegł jej piegi, ale głównie oczy. Patrzyła na niego chwilkę z tym swoim poważnym spojrzeniem. A potem wybuchnęła śmiechem. Nie pamiętał, kiedy się tak śmiała, ostatnio. A może nigdy tak się nie śmiała.
– Jesteś śmieszny, Kerst. To Rey znalazła. Powinieneś jej dać buziaka, a nie mi.
I wtedy chłopak zrobił coś, czego by się nie spodziewał po sobie. Miał już dziewięć lat, był na to, za duży. Wstał z drewnianych desek i podszedł do siostry.
– Daj Rey, chcę jej podziękować.
– Może?
Halsa wpatrywała się w lalkę. I znowu Kerstowi zdawało się, że usłyszał ,,Tak”. Tym razem
Nie odczuł gęsiej skórki. Halsa podała mu szmacianą lalę i zasłoniła oczy.
– Dzięki – szepnął chłopiec i szybko pocałował głowę lalki.
Halsa trzymała nadal prawą rękę na oczach i wyciągnęła lewą w jego kierunku.
– Oddaje ci księżniczkę Rey.
Halsa wzięła, lalkę i patrzyła na brata z szeroko otwartymi oczami.
– Powiedziała ci?
– Nie wiem, czemu tak powiedziałem. Ona jest naprawdę księżniczką?
Zdziwił się, że powiedział „Ona”, jakby chodziło o osobę, a nie szmacianą zabawkę.
– Tak, jej królestwo jest pod wodą. Ona właściwie jest królową, ale czasem zezwala mi ją tytułować księżniczką.
– Skąd to wszystko wiesz? – Chłopiec od razu zrozumiał, że to zbyt dobrze brzmiące wiadomości, aby siedmioletnia dziewczynka mogła je wymyślić tak na poczekaniu.
– Jesteś głuptasem, Rey jest moją siostrą, dlatego nie mamy między sobą tajemnic.
Tym razem się tylko uśmiechnęła, a on naprawdę nie wiedział, co na to odpowiedzieć.
– Wiesz, Halsa. Nie wiedziałem, że się tak umiesz śmiać.
Kerst pocałował jej czoło.
– Zaraz ojciec wróci i będziemy jeść. Głodna jesteś?
– Nie tak bardzo.
Popatrzyła na niego krótko.
– Coś mi chciałaś powiedzieć? – właśnie tak odczuł.
– Tak, ale Rey mi powiedziała, że jeszcze nie czas.
Kerst nie wiedział, co na to odpowiedzieć, dlatego powiedział, co pierwsze mu przyszło do głowy.
– Lubię twoje oczy, są bardzo ładne.
– Rey też tak mówi, ale ja lubię swoje włosy.
Halsa patrzyła na niego i jakby zastanawiała się nad czymś.
– Rey jest piękna, dlatego…
– Co?
– Mało się nie wygadałam – znowu się uśmiechnęła.
Kerst chciał się dowiedzieć czegoś więcej, ale usłyszał, że ojciec wrócił z pola. Spojrzał na siostrę i pobiegł do drugiej izby.
– Zimno, strawa gotowa, Mary? – mężczyzna skierował pytanie do żony.
– Tak, mężu. Kerst wyciągaj misy, też musisz być głodny. Co tak się śmiała moja Halsa. Myślałam, że się co stało. Dawno się tak nie śmiała, a może nigdy.
– Nic, matko. Rozmawialiśmy o Rey.
– Ech, ją rozumiem, ale ty jesteś za duży na te bajki. Za trzy lata pójdziesz do armii naszego pana na służbę.
– Wcale nie pójdę. Ucieknę z Halsą. Wcale nie chcę, żeby była służką pani. Jeszcze jakiś z jego rycerzy ją dotknie, a wtedy będę, musiałbym zrobić tylko jedno…
– Och ty mój bohaterze, takie życie. Ja też byłam służącą trzy lata i nikt mnie nie ruszył.
– Bo byłaś gruba jak beczka – zaśmiał się ojciec.
– Milcz, ty głupku – odrzekła zła.
Burt chwycił ja jak piórko do góry.
– Na żartach się nie znasz?
– Głupie żarty.
Burt pocałował żonę w usta.
– No już nie bądź zła. Przepraszam, to było głupie. Nawet jakbyś była, to i tak jesteś najpiękniejsza dla mnie.
Mary uśmiechnęła się krótko i odwróciła się w kierunku kuchni. Kerst stawiał misy na drewnianym stole i pomyślał, że nigdy nie widział, jak ojciec całuję mamę w usta. Często ją tulił i całował czoło albo policzek, lecz ust, nigdy.
– Wołaj Halsę, tego niejadka. Nie myśli przywitać ojca?
– To ojciec powinien do niej iść, ona jest…
Na szczęście ugryzł się w język. Pewnie by uznaliby to za bajkę, jak wszystko, co łączyło się z Rey.
– Może masz rację synu.
Ojciec poszedł do drugiej izby. Kerst stanął w drzwiach. Panował już półmrok, bo przecież Halsa była za mała, żeby sama zapaliła świecę.
– Tata przyszedł, nie cieszysz się kochanie?
Halsa wstała z desek podłogi i podeszła do ojca.
– Cieszę się. Pomocz sobie nogi w ciepłej wodzie z solą, a mama opatrzy ci rękę.
Wziął ją na ręce. Szli do kuchni.
– Skąd to wiesz córeczko? Przecież nie mówiłem, że mnie bolą nogi ani że się skaleczyłem.
– I tak mi nie wierzycie, Rey mi powiedziała.
Burt posadził Halsę za stołem na ławie.
– Dziwne, naprawdę bolą mnie nogi i skaleczyłam się o ostrą trzcinę. I to też dziwne. Jezioro jest pół mili od pola. Jak tam wyrosła?
Więcej o tym nie rozmawiali, bo matka postawiła misę z parującą zupą i zaczęła nalewać drewnianą warząchwią do ich misek.
– Coś jeszcze ugotowałaś, Mary? – zapytał Burt.
– Kartofle, marchewkę i upiekłam tego zająca, co się złapał we wnyki.
– Dobrze mu tak, złodziejowi. To pewnie ten, co podjadał kapustę.
Nagle bez powodu, Halsa zaczęła płakać.
– Nie zastawiaj więcej wnyków, tata. To był mój przyjaciel. On też musiał coś jeść. Właśnie tłumaczyłam mu, że może jeść tylko jedną kapustę, a nie cały tuzin po trochu. Teraz już jest gdzie indziej...
Ojciec opuścił łyżkę i popatrzył poważnie na córkę.
– To też ci mówiła twoja szmaciana lala?
– To nie jest szmaciana lala, to jest Rey, tato – chłopiec powiedział to tak poważnie, że Burt nie próbował z tym dyskutować.
Mężczyzna popatrzył na syna i chciał coś powiedzieć do córki, ale matka uratowała całą sytuację.
– Panie, pobłogosław tę strawę. I nie policz nam tego za grzech, że jemy zajączka. Amen.
Halsa wytarła łzy rękawem i popatrzyła na Kersta z podzięką.
– Zdejmiesz tę pułapkę, tato? – zapytała dziewczynka – on ma trzech braci pięć sióstr i będą jadły tylko jedną kapustę, bo już wiedzą.
Burt popatrzył na Halse.
– Jutro rano, kochanie. – Poczuł się mocno zaskoczony jej wypowiedzią.
On wiedział, że zające mają duże rodziny, ale skąd Halsa to wiedziała, tego nie mógł zrozumieć.
– Dziękuję – powiedziała cicho Halsa.
Kerst pomyślał, że to było dziwne, że ojciec tak łatwo się zgodził. Szła zima i czasem wówczas przez kilka dni jedli tylko kartofle i zsiadłe mleko. Zeszłej zimy kilka razy mieszkańcy wsi upolowali jelenia i raz łosia w lesie Pana. Mieli prawo raz na miesiąc to robić.
Pan nie był aż taki zły. Wcześniej był, trochę gorszy. Zrobił się lepszy, kiedy wziął za żonę możną panią zza gór. Tak mówił Burt. Dlatego wszyscy mieszkańcy czterech osad wokoło kochali ją za to.
Matka chyba także potraktowała Halsę poważnie, bo nałożyła jej więcej ziemniaków i marchewki.
I wcale nie dała pieczonego. Kerst poczuł zapach królika i zaczął jeść, jakby nie jadł tydzień. Nagle przestał i spojrzał na małą siostrę.
Matka i ojciec popatrzyli na niego.
– Lubie mięso, ale to był przyjaciel Halsy. Nie mogę. – odstawił kawałek mięsa.
Obiad i zarazem kolacja miała się ku końcowi. Matka pomyła miski. Wyrzuciła kostki na dwór. Dwa psy znalazły się przy drzwiach prawie natychmiast. Potem rodzina przygotowywała się do mycia.
Pierwsza zawsze się myła Halsa, a potem Kerst. Spali w jednym wielkim łożu. Burt wspomniał, że wkrótce zrobi drugie dla Halsy i dla Kersta. Kiedy chłopiec położył się do łoża, przyszedł ojciec. Pocałował czoło Halsy, a potem jego i zgasił świecę. Chłopiec starał się zobaczyć twarz siostry, ale widział tylko zarys jej głowy.
– Halsa, śpisz?
– Nie.
– Przykro mi, że zjadłem trochę zająca. Nigdy nie mówiłaś, że to był twój przyjaciel. To znaczy, powiedziałaś, ale byłem głodny. Zawsze się coś złapało w zimie.
– Naprawdę uciekłbyś ze mną? Chłopcy idą na służbę w wieku dwunastu lat, a dziewczynki, kiedy mają dziesięć lat. To jeszcze trzy lata.
– Nie wiem, dlaczego tak powiedziałem. Zabiję każdego, kto cię dotknie.
– Zabijesz? – dziewczynka uniosła się na łokciach i mimo mroku czuł jej spojrzenie.
Kerst zaczął się zastanawiać, co właściwie powiedział. On, marzyciel co lubi patrzeć na chmury? Zabije? On?
Cichy głos siostry wyrwał go z zadumy.
– Rey zadba, abyśmy nie byli głodni w zimie.
Powinien nie uwierzyć, ale od chwili jak mu powiedziała o tych sandałach, coś się zmieniło.
– A co Rey wie o Greyanie? Czy on naprawdę istnieje?
Halsa milczała. Kerst pomyślał, że może już zasnęła. Odwrócił się na bok i też zamierzał zasnąć, bo powieki zaczęły mu ciążyć.
– Ty go znajdziesz i będzie cię uczył walki. Będziesz walczył z wieloma wrogami. Staniesz się sławny, ale nie zdołasz pokonać swojego pierwszego wroga. Zajmie ci to długi czas. A kiedy już to zrobisz, będziesz wiedział o drugim, ale tego drugiego nigdy nie pokonasz. Tak twierdził Greyan, ale ja i Rey myślimy, że stanie się inaczej.
Kerst pomyślał, że to nie są bajki małej dziewczynki. Nawet ksiądz w niedziele nie mówił tak mądrze.
Sen go opuścił i zaczął intensywnie myśleć o tym, co usłyszał. Czy to możliwe? Chciał zapytać coś swojej małej siostry. Powiedział dwa razy jej imię, ale nic nie odpowiedziała. W końcu przybliżył głowę do jej twarzy, ale usłyszał tylko spokojny wolny oddech. Halsa spała. Trzymała Rey przytuloną do piersi. Kerst odwrócił się i wtulił głowę w poduszkę z pierza. Poczuł, że ogarnia go sen. I dlatego nie był pewny czy to był już sen, czy też usłyszał ten głos jeszcze na jawie. Wyraźnie usłyszał kobiecy głos i to nie mówiła Halsa.
– To prawda, Karbliss. On istnieje i to prawda.
– Kto to jest, Karbliss? – Kerst zapytał sennie, chociaż to, że usłyszał głos, powinno go całkiem rozbudzić.
Odczekał chwilkę, ale nikt nie odpowiedział. Po małej chwili utulił go sen.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.