Logiczne by było zanurzyć kulki żywicy w wodzie, ale Rey prosiła inaczej. Kiedy Halsa tylko posmakowała wodę, wiedziała, że ta z jeziora jest bez smaku. Wsunęła kulki i trzymała je przez jakiś czas w dołku. Kiedy wyjęła, wcale nie była zdziwiona. Żywica zmieniła kolor na fiołkowy. W zasadzie bardzo błękitny, ale z odcieniem fioletu. Miała kolor fiołka, tylko bardziej intensywny.
Teraz wyjęła różowe korale i wszyła lalce błękitno-fioletowe.
– A to się Kerst zdziwi. Przecież wierzę Rey, że zmienił jej się kolor oczu.
Halsa nigdy nie kwestionowała wiadomości od Rey. Ludziom nie zmieniał się kolor oczu, ale z Rey było nieco inaczej. Halsa wiedziała, że królowa jest człowiekiem, ale obdarzonym specjalnymi mocami.
Włożyła koraliki do małego glinianego wazoniku, który tata kupił jej, kiedy miała pięć lat.
Halsa miała tam pomarańczowy kamień, kawałek złota i srebrną szpilkę z czerwonym kamieniem. Te trzy rzeczy znalazła nad jeziorem. Wiedziała, że to podarunki od prawdziwej Rey. Te skarby były ukryte pod suchymi liśćmi i ususzonymi płatkami róży. Halsa nie dotykała nigdy nie swoich rzeczy i była pewna, że nikt z domu nie będzie sprawdzał, co jest w jej dzbanuszku. Dla pewności nakryła to płatkami i liśćmi.
Kiedy lalka otrzymała nowe oczy, obie wyszły przed dom. Dziewczynka usiadła na ławie i czekała. Miała słomkowy kapelusz, bo słońce grzało mocno. Po jakimś czasie usłyszała tętent koni. To wracali chłopcy i dziewczęta po dwuletniej służbie.
Kerst wjechał pierwszy na swoim pięknym rumaku. Po chwili wjechali inni chłopcy. Halsa dostrzegła Kruchta. Zmienił się, zmężniał.
Brat zatrzymał konia i zeskoczył lekko na ziemię. Matka i ojciec stali w drzwiach, a Halsa siedziała nadal na ławce. Kerst spojrzał na nią krótko. Ucałował matkę i skłonił się nisko przed ojcem. Burt uściskał go mocno i obtarł łzę. Mary również wycierała policzki rękawem. W końcu Kerst podszedł do siostry.
– Za tobą się tak nie stęskniłem, bo widywałem cię często, ale bardzo się cieszę, że już jestem w domu.
Na twarzy Halsy pojawił się przelotny uśmiech.
– Witaj bracie.
– Oczy! Rey zmieniła kolor oczu!
– Och, Kerst ja jej zmieniłam. Opowiem ci o tym potem. Chodź, rodzice przygotowali dla ciebie prawdziwe przyjęcie.
Podobne przywitania można było zaobserwować we wszystkich chatach. Tylko w chacie Garli było trochę markotno. Szczególnie Sergent i Merryx mieli trochę smutne miny. Mogli odwiedzać siostrę raz na jakiś czas, a ona także mogła cztery razy w roku do nich przyjechać, jeśliby chciała.
Tego dnia zwolniona chłopów z pracy przy pszenicy i reszcie zboża. Wszyscy wiedzieli jednak, że następnego dnia będą musieli pracować bardzo mocno. Żniwa czekały. Plon się udał. Każdy dom znowu otrzyma dziesięcinę mąki. I ponownie będzie czuć miły zapach pieczonego chleba i bułek.
Usiedli do stołu.
– Och, to prawdziwa uczta – powiedział Kerst.
– Pewnie lepsze smakołyki jadłeś na zamku.
– Nie tak często. W samym zamku jest dobre jadło, ale najlepsze je tylko książę i jego piękna żona. Chociaż umiłowana pani nasza, Atamira nakazywała czasem, żeby rycerze mogli pocieszyć podniebienia i języki, pańskim jedzeniem.
– Urosłeś, synu. Halsa mówiła, ale nie wierzyłem. Co za piękny łuk, przywiozłeś!
– Ojcze. Nie uwierzysz. To sam dowódca, Rexan mi podarował. Dostał go od samego króla Alagarda. To za zwycięstwo w turnieju, jaki się odbył kilka lat temu.
– Cóż za podarunek. Ten Rexan jest naprawdę szlachetny. A ty mu coś podarowałeś?
– Tak, co miałem najlepszego: moją łódkę z kory i żołnierza z drewna.
Ojciec chciał coś rzec, ale gardło mu się zacisnęło.
– Dobrze ci szło mój synu, byłeś najlepszy z całej grupy.
– Tak, ojcze. Szanowny Rexan zaproponował mi, abym został w jego drużynie, ale się tak nie stało.
– To dobrze. Potrzeba będzie nam pomoc. Jeszcze nie jesteście starzy, ale czas płynie szybko. Tylko patrzeć jak swatów szukać trzeba. Najpierw dla ciebie, później dla Halsy. Chociaż ona dziecinna jeszcze. Nie mogę pojąć, czemu Rexan tak ją polubił. Chyba po tym zdarzeniu z Piorunem. Och myślałem, że gorzej się wówczas skończy, ale Rexan...
Widać Burt przypomniał sobie, co mu powiedział dowódca wojska książęcego, i nic więcej nie wyrzekł.
Halsa siedziała w milczeniu i obserwowała brata.
– Jak ci się podoba nowa suknia Rey. Wiesz, że Garla dała mi czarne nici i mogłam mojej lali zrobić nowe włosy.
– Ojciec wspomniał o ożenku, a ty wciąż się bawisz lalką. – Matka tylko pokręciła głową.
Halsa się tylko uśmiechnęła i spojrzała porozumiewawczo na brata.
– Nie musicie się matko trudzić, by szukać z ojcem mi narzeczonego.
– No jeszcze nie teraz, musisz poczekać ze trzy wiosny. A wiem, że podobasz się Kruchtowi, a kiedy Garla została na zamku, będzie im niewiasta potrzebna.
Halsa nic nie powiedziała. Zaczęli jeść. Jarzyny smakowały wyśmienicie. Jedli też pieczoną kurę, ale znowu Halsa odsunęła kawałek, co podała jej matka, na bok.
– Będziesz chuda i siły nie będziesz miała, jeśli jeść mięsa nie będziesz.
– Matko, koń je tylko owies a ile ma sił. A wiesz jakie zwierze lądowe jest najsilniejsze?
– Koń, chyba. Nie wiem.
– Daleko na wschodzie i południu mieszkają ogromne zwierzęta. Są wielokrotnie silniejsze niż koń. Maja skórę, że zwykła strzała jej nie przebije, a kiedy pędzą, wyprzedziłyby konia.
– Skąd wiesz o tym? – zdziwiła się matka.
– Rey mi szepcze różne sekrety.
– Moje, kochanie. Masz wyobraźnię, to trzeba ci przyznać.
Widocznie Mary więcej nie chciała słyszeć o Rey i nie robiła więcej uwag do Halsy, względem jedzenia.
– Dzisiaj święto we wsi, ale jutro musimy nadrobić dzień przy żniwach. Kosy już naostrzone i sierpy także. Kerst pomożesz kosić, a Halsa będzie wiązać snopki z innymi kobietami.
– Dobrze, matko. Zrobię tak.
Posiłek się skończył. Burt poszedł z synem do komory, by przygotować narzędzia do jutrzejszej pracy. Halsa pomagała matce w izbie. Pozamiatała izbę, a później nakarmiła kury.
Było już dobrze po południu.
– Halsa, chcesz, pójdziemy razem do Kruchta, Sergenta i Merrixa?
– Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym z tobą pojechać koniem. Zrobimy przejażdżkę.
– Dobrze siostro, jeszcze będę miał czas odwiedzić przyjaciela.
– Polubiłeś go?
– Tak, to dobry chłopak. Trochę musiałem się za niego wstawiać w czasie służby.
– Tak, Krucht to miły chłopiec.
Poszli do stajni. Konie radośnie zarżały. Kerst osiodłał swojego a Halsa czekała.
– Nie zakładasz mu siodła, jak będziesz jechać.
– Sa, woli bez. I ja też.
Kerst zrobił zdziwioną minę, ale nic nie powiedział. Włożył nogę w strzemię i się zawahał.
– Pomóc ci Halsa? Jak w ogóle wsiadasz?
– Zobacz. Sa, jedziemy na spacer – powiedziała cicho.
Sa ukląkł na przednie nogi i Halsa wskoczyła łagodnie.
– Och, nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Ty jesteś jak wróżka!
– Och, nie. Tylko daje wszystko, co mam, tym z którymi mam odczynienia.
– To ci powiedziała Rey, żeby tak czynić!
Halsa popatrzyła na niego uważnie.
– Rey mnie wybrała, bo taka jestem.
– Mówisz o tej prawdziwej Rey, prawda?
– Głuptas, co za pytanie braciszku. Chodź, jedziemy. Wyprzedzisz mnie? Jedziemy do lasu?
– Mój koń jest szybki. Nie tak jak Piorun, ale jest szybki.
– Jak ją nazwałeś.
Kerst popatrzył na siostrę.
– Nie widziałem, że się przyglądałaś. Jak wiesz, że to klacz?
– Nie musiałam patrzyć pod brzuchem, wystarczy, że widzę jej łeb.
– Chmura. Jest brązowa, a takich nie ma, ale lubię jej imie i ona chyba też.
Halsa się roześmiała.
– Domyślałam się, że tak ja nazwiesz.
– Dobra, ścigamy się. Tylko nie spadnij. Zaczynamy za wsią, dobrze?
– Jasne, braciszku.
Przejechali spokojnie przez osadę. Kerst jechał trochę za Halsą. Sa szedł dostojnie, ale nie tak jak jego Chmura.
– Jak myślisz, wygrasz?
Chmura zarżała. Zaczęli wyścig. Sa rwał jak szalony. Wyprzedzał klacz Kersta o pół ciała. Drobne ciało Halsy zdawało się nie dotykać grzbietu. Dziewczynka trzymała konia za szyję. Chłopak musiał przyznać, że siostra jedzie świetnie. Teraz Sa już wyprzedzał o cała długość. Kerst normalnie się złościł, jeśli przegrywał, chociaż nie zdarzało mu się to często, ale teraz ścigał się z siostrą. I wszystko odbierał całkiem inaczej.
Kiedy ściana lasu była już zupełnie blisko, Kerst pogodził się, że ogier jego siostry wygra. Ale nie. Zwolnił i oboje wpadli na polane przed lasem, razem.
Kerst zeskoczył na ziemię.
– Remis, a myslałem, że przegram. Zwolniłaś?
Halsa zeskoczyła lekko na ziemię.
– Nie, to Sa zwolnił.
– Osłabł?
Halsa wybuchnęła śmiechem. Zostawili konie same, żeby jadły sobie trawę, a sami usiedli na trawie.
– Lubie twój śmiech, siostro, ale nie wiem, czemu się śmiałaś.
– Widzisz, ja czuję zwierzęta, szczególnie konie. On jest dobrze wychowany. Nie chciał wygrać, bo wie, że Chmura jest damą.
– Poważnie, nie wierzę!
– Jak chcesz. Sa powiedział mi, że jest prawie najlepszy wśród stadniny Księcia. Tylko Piorun jest lepszy. Piorun jest najszybszy.
– Rexan nikomu nie daje się do niego zbliżyć, ze względu bezpieczeństwa, ale co do ciebie, nikt nie rozumie. On cię bardzo lubi.
– Mylisz się, bracie. Piorun mnie pokochał. Wiem to. Czułam to, kiedy jechałam na nim.
– Rexan ci pozwolił!
– Tak. Domyślił się, że Piorun tego chce.
– No cóż, widziałem, że jest dla ciebie łagodny. Pewnie nikt inny go nie będzie mógł dosiąść.
Kerst nie patrzył na siostrę. Dlatego nie zauważył, że Halsa posmutniała na chwilkę.
*
Żniwa udały się pięknie. Kilka dni później upieczono chleby z nowej mąki. Wszyscy byli zadowoleni. A głównie z tego, że groźba wojny została oddalona. Tylko dwoje ludzi w księstwie wiedziało, że to tylko kwestia czasu.
Rexan pojechał do króla i próbował go przekonać, że Paxton gra na zwłokę. Z Alsadem nawet nie próbował rozmawiać, ponieważ książę dał mu do zrozumienia, że nie wierzy w obawy dowódcy swoich wojsk.
Mijał czas. Życie osady toczyło się zwykłym rytmem. Spośród przyjaciół, Sergent coraz bardziej okazywał zainteresowanie Maggi.
Minęły dwa lata. Kerst skończył szesnaście lat. Jeszcze bardziej nabrał ciała. Halsa miała czternaście i wszyscy widzieli, że robi się piękniejsza co dzień. Sergent był przeznaczony do Maggi. Musieli czekać jeszcze dwa lata. Czasem wydawano za mąż dziewczynę piętnastoletnią, ale regułą była granica szesnastu lat.
Armidzie bardzo podobał się Kerst, ale on nie dawał poznać, że z wzajemnością. Dziewczynka trochę się tym martwiła. Próbowała nawet rozmawiać o tym z Kruchtem, ale to nic nie dało. Zaczęła bacznie obserwować i chciała dostrzec, kto podoba się Kerstowi. Co ją ucieszyło, nie widziała nikogo. Więc nadal, miała szanse. Oczywiście byli jeszcze bardzo młodzi i ich związki były jeszcze nie zupełnie dojrzałe, lecz dla nich było to poważne.
Przyszła jesień. Zazwyczaj padało. Kerst już zrobił postępy w obserwacji przyrody. Wiedział, że ta jesień będzie sucha. Spodziewał się za to ostrej zimy.
Wiadomość rozeszła się jak błyskawica. Wojska Paxtona wdarły się do królestwa.
Na szczęście musiały najpierw przejść przez zamki Alagarda. Ich ziemie były bliżej południa.
Rexan zebrał wszystkich, którzy umieli trzymać broń. Burt i Mary obawiali się, że ich syn, jako najlepszy ze swojego rocznika, pojedzie z wojskiem na północ, ale stało się inaczej. Wezwał Kersta i ten sądził, że pojedzie z nim i całym wojskiem.
– Kerst zostawiam małą załogę, dla obrony Alsadyna a głównie Atamiry i całego dworu. Jeśli nie zdołamy powstrzymać Paxtona, a nie zdołamy, nic nie zatrzyma wojsk Krunna. Dlatego ty masz mieć staranie o księżnę. Moi zaufani rycerze wiedza o tym, ale to ostateczność. Alagard wysłał posłów o pomoc do południowych krajów, ale zrobił to stanowczo za późno.
To były ostatnie słowa Rexana przed wyjazdem. Kerst otrzymał od niego kilka mieczów, kusz i mnóstwo strzał.
Wszyscy byli przerażeni. Dawno nie było wojny. Pokolenie Burta jej nie pamiętało, a co dopiero pokolenie Kersta.
Przez gołębie i łączników książę dowiedział się, że wojska Alagarda II zostały doszczętnie rozbite. Król dostał się do niewoli. Paxton zakuł go w łańcuchy i utrzymał przy życiu, tylko dlatego by mógł patrzeć na niszczenie swojego kraju. Krunn, ważniejszych z wojska, ścinał mieczem, ministrów króla wieszał na drzewach. Utrzymanych przy życiu zmuszał do niewolniczej pracy. Jakiekolwiek próby oporu kończyły się wielkim przelewem krwi. Kerst bał się. Głownie o siostrę. Miał pewność, że Rexan zginał, albo jest w niewoli. Dlatego ucieszył się, kiedy go zobaczył. Rexan z mała grupa zdołał się przebić, ale mściwy Krunn wysłał za nim pogoń. Ponieważ sam parł na południe, wiedział, że Rexan będzie bronił księstwa. Dlatego pogoń nie tak bardzo się spieszyła, a za to zostawiała za sobą śmierć. Tam, gdzie dotarli, zabijali wszystkich, nie szczędząc dzieci i starców. Krzywdzili kobiety i trzymali je tylko dla jednego celu.
Rexan był lekko ranny, brudny i zmęczony.
– Nie mamy wiele czasu. Moim obowiązkiem jest bronić księstwa. Pewnie polegnę na polu. To lepsze niż dostać się w łapy Krunna. Zapewne zgotuje mi długa i bolesną śmierć. Też zrobiłem błąd. Powinienem przyuczyć wszystkich, bez wyjątku do walki, ale niewiele mogłem. Teraz książę przyznał mi rację. Za późno. Dużo za późno. Jutro z rana wyruszysz z Atamirą i kobietami z dworu do południowej granicy. Zabierzesz Halsę. Wiem, że nie muszę cię o to prosić, ale uratuj ją. Obiecałem dać życie za Atamirę, ale Halsa jest mi nawet droższa. Nie miałem nigdy żony i dzieci. A jest mi w sercu jak córka.
To było niezrozumiałe, ale Halsa wcale się nie bała.
Przyszedł ranek. Nikt nie spodziewał się dobrych wieści, ale też nikt nie spodziewał się tak strasznej.
Sam Krunn ze swoja przyboczna zgraja odciął południową granicę. Takiego posunięcia nie spodziewał się nawet Rexan. Byli otoczeni. Pozostały dwie drogi ucieczki: jezioro i góry. Obie wyglądały beznadziejnie. Następnego dnia około południa pokazała się armia Krunna. Rexan miał tylko dwustu żołnierzy, a Krunn ponad tysiąc. Zajęło mu tylko dzień, by zdobyć zamek. Zanim jesienne słońce schowało się za horyzont, zobaczyli dym z księstwa. Zamek częściowo spalono. Wycięto wszystkich mężczyzn i wiele kobiet. Nikt nie wiedział, kto ocalał. Następnego ranka przyjechał tylko Rexan i Atamira. Nie przypominała księżnej. Ból malował się na jej twarzy. Widziała na własne oczy śmierć swojego męża. Tylko dzięki niesamowitemu szczęściu i hartowi ducha Rexanowi udało się przebić. Był ranny, śmiertelnie. Miał mocną ranę na brzuchu. Poza tym inne drobniejsze na nodze, ramieniu i plecach.
– Pozostała mi garstka. Jesteśmy otoczeni. Weźmiesz Pioruna i pojedziesz na nim w kierunku południowej granicy. Większa grupa się nie przeciśnie. Koń Atamiry ma ranę w nodze, nie podoła. Twoja Chmura będzie wiozła Atamirę. Zabierzesz Halsę. Ja zostanę tu i będę walczył do końca. Wiem, że przegramy, ale mi nie zostało wiele życia. Co dobre, to że Krunn nie dostanie mnie żywego. Nie zdarzy.
Rexan zaśmiał się dziwnie.
– Musicie wyruszać natychmiast.
– Ja zostanę – szepnęła Halsa.
Najpierw nikt z nich nie zrozumiał, lecz Halsa powtórzyła.
– Co mówisz. Ten potwór nie oszczędza nikogo. Jesteś młoda, ale i tak mogą cię skrzywdzić. Wsiadaj natychmiast i jedźcie.
– Posłuchaj Rexan, Atamira pojedzie na Sa, bo Piorun jest szybszy od niego. Chmura pobiegnie na step... Krunn chce Atamiry dla siebie, ale prawdziwy powód, że tak się stało, jest trudny do opowiedzenia.
– Co mówisz!
– Próbowałem go pokonać, to on mnie zranił. To nie człowiek, myliłem się. Wcielony demon. Otoczyło go dziesięciu moich najlepszych, a on ich posiekał jak młodzieńców.
Oczy Halsy zrobiły się zimne.
– Uwierzyłeś mi przedtem, uwierz teraz. On chce się ze mną zmierzyć.
– Co pleciesz dziewczyno. Ty nie trzymałaś ani łuku, ani miecza, co pleciesz! Nie rozumiem, nic z tego, co mówisz!
Halsa weszła do chałupy. Mary płakała. Burt siedział z rękami wspartymi pod brodą i patrzył beznamiętnie w ścianę.
– Nie martwcie się, nie zginiecie. Potem pojedziecie na południe. Halsa weszła do sypialni. Po chwili wyszła z Rey w jednym ręku i glinianym dzbanuszkiem w drugiej.
Wyszła na dwór. Atamira nie płakała w tej chwili. Na jej zakurzonej pięknej twarzy miała ślady łez.
– Nie płacz Atamiro, Kerst dowiezie cię szczęśliwie do południowego królestwa i tam będziesz bezpieczna.
Atamira chciała coś powiedzieć, ale Halsa ją wyminęła i podeszła do brata.
– Wiem, że nikogo nie kochasz jak mnie. I ja nikogo nie kocham jak ciebie. Rozstaniemy się na długi czas, ale pamiętaj, co ci kiedyś mówiłam. Ja będę z tobą, nawet jeśli nie będę obok w ciele, a Rey będzie na zawsze. Podała zaskoczonemu bratu swoją szmacianą lalkę.
– Opiekuj się nią. Jedźcie już. Podeszła do Pioruna i pogładziła go czule po pysku
– Wiem, że mnie kochasz i sądziłeś, że mnie już nie zobaczysz, ale widzisz, chociaż ostatni raz. Pozwól się osiodłać i dosiąść Kerstowi jak mnie, pozwoliłeś – dotknęła łeb rumaka, a on cicho zarżał.
Halsa stała przed piorunem a on schylił głowę, wówczas dziewczynka pocałowała białą plamkę na głowie.
Kerst nie chciał jej zostawić, ale czuł, że musi to zrobić.
Ruszyli ostro. Piorun zachowywał się jak jego Chmura, całkowicie uległy. Sa gnał obok z Atamirą.
To była ostania chwila. W okolicy zaoranych pól pszenicy pojawili się rycerze strasznego Krunna.
Rexan trzymał miecz, ale Helsa wiedziała, że to jego ostatnie chwile. Zanim pierwsi żołdacy Krunna wjechali na podwórko oczy Rexana zgasły. Helsa delikatnie wysunęła drobna dłoń z jego i bez trwogi wyszła na przód.
Dowódca wojsk Paxtona dał znak ręka swojej zgrai, by się zatrzymali.
– A więc tak wyglądasz, mała wiedźmo – zagrzmiał.
Niski i niemiły głos wibrował w powietrzu. Ci, co go usłyszeli, zadrżeli ze strachu. Halsa stała i milczała, patrzyła bez bojaźni na olbrzyma.
– Moja wiedza tajemna mi szepcze, że masz moc, czyżbym się mylił?
Dał ręka znak i piątka jego zbirów ruszyła w jej kierunku. Krunn patrzył, ale nikt nie widział jego oczu, bo na twarzy miał stalową maskę ze złotymi dekoracjami. Był ogromny i postawny. Miał wielki topór i sporą szablę, stosowną do jego ogromnej postury.
Mało oczu widziało, co się zaczęło dziać. Większość chłopów ukryła się w domostwach.
Do tej pory przyboczna zgraja Krunna postępowała podobnie. Walczyli, zabijali obrońców, gwałcili kobiety. Ładniejsze zabierali. Zabijali resztę, a napadnięte miejsce puszczali z dymem.
Teraz było zgoła inaczej.
Halsa nadal stała. Na jej buzi nie widać było strachu ani tez żadnego uczucia. Kiedy rozpędzeni najeźdźcy byli blisko by ja stratować, Halsa wyciągnęła dłoń. I wówczas stało się coś niemożliwego. Wszyscy zostali nie tylko zatrzymani, ale polecieli jak kamienie z procy w przeciwnym kierunku. Koniom nic się nie stało. Rozbiegły się omijając dziewczynkę.
– A jednak – krzyknął Krunn.
Znowu dał znak ręką. Z czterech tuzinów kusz wyleciały strzały, ale nie doszły do celu. Zatrzymały się kilka jardów przed Halsą i spadły na ziemię. Teraz wszyscy, poza Krunnem strzelali, ale rezultat był ten sam. Jego ludzie zaczęli rzucać pochodnie na strzechy. Kiedy te zaczęły palić dachy, Halsa poruszyła dwoma rękami i wielki ostry wiatr zagasił płomienie. Kiedy ugasiła ogień, nadal poruszała dłońmi i w ten sposób rzucała dorosłymi ciałami napastników jak drobnymi kamykami. Rzadko którzy wstawali. A ci, co przeżyli upadek, w popłochu uciekali, mimo wściekłych wrzasków Krunna.
Ten zsiadł ze swojego wielkiego, czarnego rumaka i zaczął iść w kierunku Halsy. Ona odwróciła się do niego tyłem.
– Walcz – wrzasnął.
Nagle zerwał się wiatr, ale wiał tylko na jego ogromne ciało. Wichura była tak silna, że z trudnością poruszał się do przodu. W pewnej chwili wiatr zwiał jego maskę. Ukazało się jego oblicze. Twarz miał pokrytą bliznami, a jedna wydawała się, być lekko zaropiała. Krunn podchodził powoli. Na jego brzydkiej twarzy pokazał się szyderczy uśmiech, sądził, że ja dosięgnie. Kiedy się zbliżył, na dwa jardy, nie mógł dalej. Z trudnością wyciągnął szablę, lecz skoro tylko ją uniósł, poleciała daleko. Podobnie z toporem. W końcu jego rosłe ciało zostało rzucone do tyłu jak suchy liść na wietrze.
Mimo upadku podniósł się z ziemi.
– Jeszcze cię dostanę, czarownico! - zawołał.
Klnąc, zaczął się oddalać. Kulał.
Po chwili wiatr ustał. Nie pozostał nikt. Tylko ci, co zginęli po upadku. Konie pobiegły daleko.
Teraz wszyscy wyszli z domostw i zaczęli zbliżać się do jej drobnej postaci. Większość nie widziała, co się stało.
– Idźcie do południowej granicy. Nikt was nie będzie niepokoił. Musicie odejść, weźcie jadło na drogę. Nie jesteście tu dłużej bezpieczni.
– Dlaczego, Halsa? Masz moc, pewnie od Boga. Z tobą nic nam nie grozi!
– Tak, ale ja muszę iść.
– Gdzie, kochanie? – zapytał Burt.
– Idę do Rey. Już mnie nie zobaczycie.
– Zostań – szepnęła Mary.
– Nie mogę. Robie to, dla Kersta.
– A czy on cię chociaż ujrzy? Pęknie mu serce.
– On jeden mnie zobaczy, ale upłynie dużo czasu.
Mimo próśb zaczęła odchodzić w kierunku jeziora.
Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.