Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Pierwszy wróg i ostatni wróg cz 2


     Minęły trzy lata. Nikt nie zwrócił uwagi, że życie całej osady lekko się poprawiło. Ponoć dobra Pani, żona Pana miała staranie o mieszkańców czterech wiosek.
Przyszło lato. Ciężki czas, z powodu ilości zajęć, bo pracy w polu było więcej. Wszyscy musieli się starać, żeby plon wiosennej pracy nie poszedł na marne. Brat Halsy również pracował. Zaraz przed Świętami Bożego Narodzenia skończył dwanaście lat. A teraz miał dwanaście i pół roku. Jego mała siostra urosła i z dziecka przeistoczyła się w dziewczynkę. Miała więcej niż dziesięć lat. Przez te trzy lata ich braterska miłość jeszcze bardziej wzrosła. Nawet chłopcy z tej samej wsi to widzieli. Kerst był nadal trochę marzycielem i wśród rówieśników uchodził za wyjątkowo spokojnego. Aż matka i ojciec się dziwili.  
     Tylko w jednej sytuacji się zmieniała, ale do tej pory nikt poza Halsą o tym nie wiedział. Teraz już nie tylko domownicy wiedzieli o jej dziwnym i dziecięcym, jak się wszystkim zdawało, przywiązaniu do szmacianej lali. Halsa nadal trochę zamknięta w sobie. Nie unikała co prawda rówieśników, ale kiedy jej nie odpowiadała zabawa, szła po prostu do domu. Dziewczynki w jej wieku i trochę starsze bawiły się razem. Chłopcy mieli inne zainteresowania i rzadko mieli wspólne zabawy. Chłopcy porobili łuki i miecze z drewna. Każdy z nich marzył, żeby jego wybrano do wojska pana. W zasadzie brano co drugiego chłopca i co czwartą dziewczynkę na służbę. Z jednej strony rodzice trochę tęsknili za swoimi dziećmi, bo mogli je widzieć raz na dwa tygodnie, ale z drugiej strony polepszało to ich sytuację. Mieli mniej ust do wykarmienia. Doszło jeszcze jedno, a to ponoć wyszło od pani. Wybranym rodzinom płacono kilka srebrnych monet. Dlatego nie tylko młodzi chłopcy i dziewczynki, chcieli dostać się na służbę u pana, ale nawet niektórzy rodzice tego pragnęli.  
     Losowanie miało odbyć się zaraz po żniwach. W wyjątkowych wypadkach, jeśli chodziło o chłopców, dowódca straży, wyszukiwał wyjątkowo uzdolnionych albo bardzo silnych chłopców. Tylko Kerst wcale tego nie pragnął. Miał szybkość i tylko kilku starszych chłopaków ustępowało mu w ich dziecięcym fechtunku, ale nadal preferował obserwowanie zjawisk natury, bardziej niż strzelanie z łuku czy teatralnej walki na drewniane miecze. Tylko kilku z osady drwili z jego nietypowych zainteresowań, ale mieściło się w dozwolonych granicach i Kerst nie zwracał na to uwagi. Pewnego dnia wszystko się zmieniło.
     We wsi było dużo dzieci. Niektórzy mieli jedno, co uchodziło prawie za przekleństwo, szczególnie jeśli to była dziewczyna. Niewiele rodzin miało dwójkę. Było kilka chat, gdzie mieszkało sześć i więcej osób. Cztery chaty w kierunku pola zamieszkiwała rodzina sześcioosobowa. Wśród czwórki dzieci było trzech chłopców i jedna dziewczynka.  
     Akurat tak się złożyło, że była tam dziewczynka w wieku Halsy o imieniu Garla. Miała czarne włosy i ciemniejszą skórę niż większość. To pewnie po matce, która miała prawie brązową skórę. Większość okolicznych ludzi miała jasną cerę jak Halsa. Wśród braci Garli jeden chłopiec o imieniu Krucht miał tyle lat co i Kerst. Dla ścisłości miał dwa miesiące więcej. Był większy od Kersta o pół głowy. W zasadzie mógł dostać się do armii pana w zeszłym roku. Jego dwóch braci było o rok i trzy, starszych. Żaden z nich nie został wybrany w wieku poboru. Dlatego rodzice Kruchta mieli całkowita pewność, że ich syn zostanie wzięty zaraz po żniwach. Jeżeli rodzina miała trzech lub więcej synów, a żaden z dwóch pierwszy nie trafił do poboru, następnego chłopca brano z całkowitą pewnością.
     Garla była dumna ze swojej urody: włosów i skóry. Szczególnie że niejednokrotnie słyszała chwalebne uwagi pod swoim adresem. Nie wiadomo, dlaczego drażniło ją, kiedy mówiono o szczególnym kolorze oczu u Halsy. Na dodatek także jej przeszkadzało wyjątkowo, że Halsa nie rozstawała się ze swoją lalką. Starała się, jak mogła, ale lala miała już swoje lata. Halsa poprzednio prosiła mamę, a teraz już sama robiła poprawki w wyglądzie Rey.
     Poprzedniego dnia miała miejsce letnia burza. Na szczęście prawie nie naruszyła plonów. Padało solidnie, ale nie było wielkiego wiatru. Przed domostwami i na terenie całej wsi pozostawały wielkie kałuże. Widocznie gleba miała w tym miejscy więcej gliny i dlatego woda wsiąkała powoli. Słońce przebijało się przez chmury, dlatego woda znikała wolno. Oczywiście z tej racji, Kerst był pochłonięty obserwacją. Kiedy większość dzieci i dorosłych pochowała się w domostwach, on zmoknięty obserwował deszczowe chmury, błyskawice i inne zjawiska związane z burzową pogodą. Ponieważ nie umiał pisać, starał się wszystko dobrze zapamiętać.
     Następnego dnia już nie padało i chmury powoli ustępowały. Coraz większe połacie błękitu królowały w górze. Dorośli poszli na pole, a dzieci miały swój raj. Zwolniono je od pracy w tym dniu. Zmoczona pszenica wymagała szczególnych umiejętności i obawiano się pomyłek. Burt miał w tym duże doświadczenie i w takich razach bardzo liczono się z jego zdaniem.
     Któreś z dzieci wyszło z pomysłem, żeby pobawić się w chowanego. W zasadzie stodoły i stajnie były otwarte. Zmoknięta ziemia nie nadawała się do walk na drewniane miecze. Mogli strzelać z łuku, ale po ostatnim wypadku zostało to zabronione. Tydzień temu przypadkowo zastrzelono koguta. Ponieważ we wsi było sporo kur, a kogutów niezbyt dużo, uznano to za stratę. Skończyło się na upomnieniu winnego, ale zabroniono strzelać.
     Zabawa w chowanego miała ta wyjątkowość, że zarówno dziewczynki i chłopcy mogli bawić się razem.
     – Bawisz się z nami? – zapytała Armida, Halsę
     – Nie za bardzo przepadam za taką zabawą.
Ta odpowiedź wystarczyła dziewczynce. Wśród dziesięciolatek i o rok młodszych, przewodziła Garla. To ona wysłała Armidę, aby się zapytała Halsy.
     – No i co, bawi się z nami?
     – Powiedziała, że nie za bardzo lubi taką zabawę. Pamiętam, przedtem się bawiła, ale chyba w zeszłym roku, ktoś ja popchnął i wpadła do kałuży.
     – Tak, pamiętam. Ona jest strasznie dziecinna. Nie martwiła się o swój ubiór, tylko że się jej szmaciana lala zabrudziła. Głupia.
     – Jak nie chce, to nie musi się bawić, jest nas sporo – powiedziała Maggi, szczupła dziewczynka o rudych włosach.
     – Nie jestem tego zdania, marchewko.
     – Co się czepiasz. Myślisz, że masz czarne włosy, to jesteś wyjątkowa. To dziwne, że nie lubisz lalki, Halsy. Rey ma też czarne włosy.
     – Coś ty powiedziała, porównujesz moje piękne włosy z tą szmacianą, starą lalką. Zaraz coś z tym zrobię. Przedkłada jakąś wypłowiałą szmatę z naszym towarzystwem, dam nauczkę. Zagniewana poszła w kierunku domostwa Halsy.
     Dziewczynka siedziała na ławie przed chatą. Rey leżała na jej kolanach. Kerst był z drugiej strony domostwach i obserwował dziwną chmurę.
Halsa lubiła słońce, ale ze względy na delikatną skórę i piegi nie znosiła zbyt dobrze ostrego słońca. Coś szeptała do Rey i nie zauważyła, że podeszła Garla. Kiedy ją spostrzegła, spojrzała na czarnowłosą koleżankę.
     – Nie gniewajcie się na mnie, ostatnio, kiedy się bawiłyśmy, Rey się zmoczyła. Ma już swoje lata i muszę na nią uważać.
Łagodne słowa Halsy ostudziły bojowy zapał u Garli.
     – Powinnaś już trochę wydorośleć. Jesteś już za duża, aby bawić się lalkami.
     – Wiem, że tego nie rozumiesz, ale to nie jest zwykła lalka. Pewnie słyszałaś, że nazywa się Rey.
     – Wiem, że tak ja nazywasz. Ja miałam dużo ładniejszą lalkę, kiedy byłam mniejsza. Ojciec mi kupił na odpuście. Dawno ją wyrzuciłam. I nawet nie pamiętam, jakie jej dałam imię. Jak możesz się tak zajmować starą szmacianą lalką.
     – Rey mówiła mi o tobie. Chcesz uchodzić za piękność, bo nikt w osadzie nie ma takich włosów. Jesteś bardzo ładna, ale uroda zewnętrzna to nie wszystko. Czemu tak nie lubisz Rey? Powinnaś ja lubić. Rey ma taki sam kolor włosów jak twoje.
W jednej chwili krew napłynęła do twarzy Garli.
     – Najpierw ta głupia marchewka, Armida, a teraz ty śmiesz porównywać moje piękne włosy z tym kawałkiem szmaty!
Halsa czuła co zamierza rozzłoszczona Garla, ale czekała spokojnie. Delikatnie trzymała Rey.
     – Dawaj mi szybko tę szmatę, zaraz się znajdzie w kałuży.
Chwyciła lalkę. Halsa rozluźniła dłoń. Wiedziała, że jeśli brunetka szarpnie, rozerwie Rey. W najlepszym razie uszkodzi jej połatane ubranie, a w najgorszym razie urwie jej głowę.
Garla uśmiechnęła się szyderczo.
     – Wolisz ten kawałek szmaty niż naszą grupę? Zaraz ci pokażę, gdzie jest miejsce tego zlepka łat. Spojrzała na kałuże po jej lewej stronie.
     – Nie rób tego, Garlo – poprosiła cicho Halsa.
     Brunetka zawahała się pół chwili, bo łagodna zazwyczaj twarz, Halsy nieco się zmieniła. Szczególnie jej oczy zrobiły się jaśniejsze i czarnowłosa dziewczynka dostrzegła w nich coś złowrogiego.
     – A co mi zrobisz, głupia dziecino.
     Cisnęła Rey w kałużę. Jakby tego było mało, zamierzała ja zdeptać butem.
Halsa wyciągnęła rękę. Co ostatnie zobaczyła to dziwny błysk w zielonych oczach Halsy.
     Jakaś tajemnicza siła odrzuciła ją dziesięć jardów. Przekoziołkowała kilka dodatkowych i wylądowała w kałuży. Była brudna, mokra i bolały ją wszystkie kości. Za nią, może o dwie stopy leżał wielki głaz. Tylko dzięki temu, że Halsa zamknęła dłoń, jej ciało, zatrzymało się wcześniej. Wstała powoli. Odwróciła się i poszła, utykając w kierunku czekającej grupy.
     Żadna z dziewczynek nic nie widziała, ponieważ stały wszystkie z chałupą Garli i dyskutowały o tym, co zaszło. Głosy były podzielone. Armida i płomiennowłosa Maggi były za Halsą, trzy inne dziewczynki trzymały stronę ładnej brunetki.
Czarnowłosa wyszła zza rogu domostwa, lekko kuśtykając.
     – Co się stało! – wykrzyknęła Maggi.
     – Popchnęła mnie i wpadłam do kałuży.
     – Co takiego! Halsa cię popchnęła? Dlaczego?
     – Wrzuciłam jej szmacianą lalkę do kałuży. – Zaczęła płakać, troszeczkę, udając bardziej pokrzywdzoną, niż naprawdę to miało miejsce.
     – Mówiłam ci – powiedziała bez złości Armida.
Z domu wyszło trzech braci brunetki.
     – Co ci się stało siostro? – zapytali razem.
     – Halsa mnie popchnęła. I co ja teraz powiem mamie. To nowa suknia. Tata ja kupił tydzień temu na jarmarku, zaraz po kościele. Zaczęła głośno płakać i poszła do domu.
     – Policzymy się z nią – rzekł najstarszy.
Zaczęli iść razem w kierunku chaty, Halsy.
     – Tacy z was bohaterowie. Trzech na bezbronną dziewczynkę. – Maggi nie mogła wyjść z podziwu.
     Najstarszy zatrzymał się w półkroku. Mimo że Maggi miała tylko dziesięć lat, bardzo mu się podobała. Nie tylko włosy, ale głównie, jaka była. Sergentowi imponowała odwaga i niezależność, tej rudowłosej dziewczynki.
     – Maggi ma rację. Idź sam – powiedział do najmłodszego.
Maggi spojrzała miło na chłopca.
     – I tak to nie jest w porządku – rzekła Maggi.
     – Słyszałeś – powiedział Sergent do brata. Nie próbuj jej popychać, masz tylko mówić i pytać. Rozumiesz!
     – Dobra, dobra. – Nie za bardzo miał w ogóle ochotę iść, ale nie miał wyboru.
     Nie miał nic do Halsy, uważał, że jest miła i spokojna. A te dziecinne przywiązanie do lali? Co z tego. Podobały się mu jej oczy, ale nie mówił o tym otwarcie w domu, bo zależało mu na Garli. W końcu to była jego młodsza siostra i miał o nią staranie, jak brat mieć powinien.
     Krucht szedł powoli. Halsa siedziała na ławie i wycierała Rey. Chłopak chciał to mieć za sobą jak najszybciej.
     – Czemu ją popchnęłaś, miała ładną sukienkę i co teraz powie mamie?
     – Przykro mi, nie chciałam. Wrzuciła moja Rey do kałuży i chciała ją zdeptać. Gdyby wrzuciła mnie, nic bym nie zrobiła.
Odpowiedź Halsy bardzo go zdziwiła.
     – Ta szmaciana lalka jest dla ciebie ważniejsza niż ty? Dlaczego?
     – To nie jest zwykła lalka, ona jest...
     – Co tu się dzieje. Co się stało Rey? – Kerst znalazł się nagle przy siostrze, bo coś go tknęło, kiedy obserwował niebo z drugiej strony ich chaty.
Tymczasem pozostałe dzieci zaczęły się niepokoić.
     – Coś za długo go nie ma, może zobaczymy, co się dzieje – rzekł średni, Merryx. – Zamiast ją upomnieć. Uderza w zaloty – roześmiał się serdecznie.
     – Tylko nie mów Garli, że Halsa podoba się Kruchtowi, bo będziemy mieli wszyscy problem. – średni z braci uznał, że się niepotrzebnie wygadał.
     – Tobie tez się podoba? – zapytał cicho Sergent.
     – Wiem, że lubisz Maggi, ale Halsa chyba wszystkim się podoba. Widziałeś, kiedy takie oczy? Tylko trochę dziecinna z tą lalą. Ja nie wiem, jak było. Jestem za Garlą, bo to moja młodsza siostra, ale może Halsa miała powód. Tylko to dziwne. Waży dużo mniej niż Garla. Jak mogła ją popchnąć.
     – O obrońca już jest – zauważył Sergent.
     – To jego siostra, ty byś nie bronił Garli w podobnej sytuacji?– Dwaj bracia doszli do trójki. Armida, Maggi i reszta dziewczynek obserwowała wszystko z daleka.
     – Powiedziałeś jej, co trzeba? – zaczął Merryx. – Jeśli tak, to idziemy do domu.
     – Zaraz, zaraz. Też chcę wiedzieć, co zaszło.– Sergent chciał pokazać, że jest starszy, a przez to ważny.
     – Garla wrzuciła lalkę, Halsy do kałuży i ... potem już wiecie – zaczął Krucht.
     – Dajcie spokój, chłopaki. Halsa jest bardzo spokojna i nie chcę, żeby ją ktoś wypytywał. Idziemy do domu. – odezwała się Kerst, zachowując łagodność.
Sergent dalej chciał zachować twarz.
     – Zaraz, chwilkę – to moja młodsza siostra, mam prawo usłyszeć od winowajczyni.
     – Ona nie zaczęła...
     – Zamknij się – uciął obronę Kruchta, Sergent.
Maggi słyszała wszystko, ponieważ grupa dziewczynek podeszła zupełnie blisko. Starszy z braci nie wiedział, że właśnie stracił bardzo wiele w oczach Maggi.
     – Przeprosiłam, to powinno wystarczyć. Nie kłóćmy się, bo Rey nie będzie mogła spać w nocy. Nie dość, że jest zmoczona, to jeszcze to wszystko. – spojrzała bardzo miło na swoją jedyną zabawkę.
Sergent i Merryx wybuchnęli śmiechem.
     – Czego się głupio śmiejecie – uciął Kerst.
Urażona duma przeważyła u Sergenta.
     – Tak się nie odzywa do starszych.
Teraz wszyscy byli przeciwko Sergentowi, ale nikt nic nie powiedział.
     – Idziemy do domu, Helsa. – Chłopiec nie był zbyt zadowolony, ale chciał uniknąć niezgody.
     – Co uciekasz, tchórzu. – Sergent może niepotrzebnie tak powiedział, bo z pewnością wiedział, że Kerst jest odważny.
Twarz kersta się zmieniła. Zacisnął pięści i awantura wisiała w powietrzu.
     – Bracie, uspokój się. – Halsa przemówiła bardzo łagodnie.
Kerst złagodniał w jednej chwili. Halsa wzięła go za rękę i chciała iść do domu. I wtedy Sergen zrobił coś, czego nie powinien. Szarpnął rękę Halsy.
     – Ja jeszcze nie skończyłem. – spojrzała jej hardo w oczy.
     Halsa tym razem nie zdążyła. Kerst podskoczył jak błyskawica w kierunku Sergenta. Zanim tamten zdołał coś zrobić, poczuł silne uderzenie w brzuch. Chciał złapać powietrze, ale nie mógł. Zobaczył gwiazdy w oczach, bo druga pięść Kersta zdzieliła go prosto w policzek, tuż pod okiem. Świat zawirował. Trwało to kilka chwil, zanim doszedł do przytomności. Leżał w kałuży. W tej samej, do której Garla wrzuciła Rey.
     – Bijesz nam brata? Zaraz się z tobą policzymy. Merryx i Krucht przyjęli bojowe postawy.
Sergent powoli się podnosił. Był tylko trochę mniej mokry niż Garla.
     – Jeśli który dotknie Halsę, zabiję. – Brat Halsy miał literalnie błyskawice w oczach.
Merryx i Krucht zatrzymali się w miejscu.
     – Bracie, nie trzeba. To dopiero chłopcy. – głos Halsy zabrzmiał cicho, ale wszyscy usłyszeli.
     Zabrzmiało to dziwnie o bardzo poważnie. Bo wszyscy z wyjątkiem Kersta sądzili, że Halsa jest bardzo dziecinna.
     – Nie gniewajcie się, jesteśmy wszyscy przyjaciółmi. Przeproście jeszcze raz Garlę.      – Halsa wzięła za rękę Kersta i weszli do domu, a cała grupa zaczęła się rozchodzić.
     – Pary z ust rodzicom – powiedział cicho Sergent. – To moja wina.
     – Ależ... – zaczął Merryx.
     – Zamknij się. Przeprosiła Garlę. Zuch dziewczyna. Pary z ust. Dobrze uderzył, co za cios!. Ostry ten Kerst, a ja myślałem, że mięczak.
     Tymczasem Halsa i Kerst weszli do domu. Halsa nadal trzymała dłoń brata.
     – Nie trzeba, tak nie można. – patrzyła na niego, a on zobaczyć coś w jej ślicznych oczach, co go natychmiast uspokoiło.
Kerst uspokoił się momentalnie.
     – Masz rację, siostrzyczko. Jutro ich przeproszę, zanim będziemy wiązać snopki.
Patrzył chwilę na siostrę.
     – Czasami myślę, że jesteś taka dorosła, bo to, co powiedziałaś, tak właśnie zabrzmiało.
     – Głuptasie, to tylko Rey mi szepcze. Gdybyś nie był taki nieopanowany, to też byś ją słyszał. Wiem, że ją słyszysz czasem, prawda?
Kerst patrzył na Halsę.
     – Wiesz, kto to Karbliss?
Halsa popatrzyła na niego ciepło.
     – Takie imię nada ci Greyan, kiedy skończysz u niego naukę.
     – Skąd to wiesz, siostrzyczko?
     – Dziwne pytanie, powinieneś wiedzieć, Rey mi powiedziała.
Tym razem Kerst nie powiedział nic.
     – Podgrzejemy strawę, rodzice będą głodni. Pomożesz mi, Kerst? – Halsa czuła, że jej się przygląda, ale udała, iż bardziej interesuje się przygotowaniem jedzenia dla rodziców.
     – Jasne. Jesteś taka zagadkowa, siostro.
Halsa położyła ostrożnie Rey blisko kuchni. Kerst postawił wielki gar zupy na kuchni i zaczął mieszać. Halsa delikatnie gładziła Rey po jej szmacianej głowie.



     Wreszcie zakończyły się żniwa. W tydzień później przyjechał dowódca rycerzy pana z dwunastką swoich. Rexten liczył lat czterdzieści. Miał pięknego czarnego rumaka, czarnego jak smoła, poza małą białą plamką na czole. Mustang nazywał się Piorun. Trochę dziwne imię dla konia, ale miało uzasadnienie. Ogier był szybki i silny. Rexten dbał o niego osobiście. Piorun nie tolerował innych. Potrafił kopnąć, a w najlepszym razie uderzyć łbem. Poza tym miał dzikość w oczach, zobaczyć można było tam błyski. I stąd głównie takie imię. Niewielu śmiałków to widziało. W sumie można było się do niego zbliżyć, kiedy Rexten na nim siedział. No cóż, jeździec i rumak pasowali do siebie. Rexten był człowiekiem gwałtownym. Traktował ludzi surowo, ale umiał się pohamować, kiedy dostrzegł powód, że powinien. Świetnie strzelał z kuszy i łuku. Dwa razy wygrał turniej u samego króla. Nie walczył zwykłym mieczem jak większość jego ludzi. Miał prosty miecz, lecz z wyjątkową udekorowaną rękojeścią. Oczywiście umiał się posługiwać każdym rodzajem broni. Kolczatą kulą na łańcuchu, toporem i piką.
     – Dzisiaj dla niektórych, tych wybranych przyszedł wielki dzień. Będziecie mogli służyć u księcia tej ziemi, dalekiego, krewnego, samego Króla Alagarda II, naszego umiłowanego pana. Książę Alsadyn obdarzy rodziny, z których zostanie zabrany chłopiec pięcioma sztukami srebra. Jeżeli zostanie zabrana dziewczynka, rodzina otrzyma po trzy sztuki za każdy miesiąc służby. Wiecie pewnie, że to zasługa naszej umiłowanej Pani, księżnej Atamiry. Mój zastępca odczyta zaraz imiona wybranych chłopców. Potem wybranych dziewcząt. Chłopcy pojadą ze mną na platformie, zaraz. Po wybrane dziewczynki przybędzie jutro specjalny wóz.
     Cała wieś zgromadziła się przed chatami.
Rexten zeskoczył z rumaka. Ten zarżał ostro.
     – Widzicie, nawet Piorun was wita. Wszyscy wiedzą, jaki jest. Nie podchodźcie zbyt blisko.
Burt rozglądał się niespokojnie.
     – Gdzie Halsa? Jak Rexten dojdzie, że jej brakuje, będzie bieda.
     – Była ze mną, nie wiem, gdzie jest. Może wróciła do domu. – Kerst zaczął się dyskretnie rozglądać.
     Zastępca Rextana zaczął czytać imiona. Kerst modlił się w duchu, żeby go nie wyczytano. Niestety usłyszał.
     – Kerst syn Burta.
     Ojciec przytulił go mocniej. Tak jak się spodziewano, wybrano i Kruchta. Teraz zaczęto wyczytywać imiona dziewcząt. Maggi, Armida i Garla. Kerst nie usłyszał imienia siostry. Nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy martwić. We wsi raczej nic jej nie groziło. Wiedział, że nie tylko on ją kocha. Miał pewność, że Halsa była za nim nie mniej niż on za nią. Matka zaczęła popłakiwać cicho.
     – Nie płacz, matko. Będę przyjeżdżał raz na miesiąc.– rzekł cicho.
Burt sądził, że się upiekło, ale Rextan zaczął się rozglądać. Burt poczuł zimny pot na plecach, bo dowódca podszedł bliżej.
     – Wy jesteście Burt, mniemam.
     – Tak, panie.
     – Wasz syn będzie służył u mnie. Zrobimy z niego dobrego żołnierza, przez dwa lata. Jak wam zabraknie pomocy, tylko powiedzcie, wyznaczę kogoś. Nasz pan wie, że znacie się na plonach ziemi.
     – Dzięki, panie.
     – Macie jeszcze córkę. Pamiętam, bo nigdy nie widziałem takich oczu. Gdzie ona? Chora?
     To był jedyny wypadek, kiedy usprawiedliwiano nieobecność.
     – W domu, pewnie – odrzekł słabo Burt.
     – Pewnie?
Ton i mina Rextana zmieniła się nagle.
     – To nawet nie wiecie, gdzie jest? Hergan, dziesięć batów dla Burta. Odnaleźć córkę. Jak ją wołają?
     – Halsa, panie. Dajcie mi piętnaście, a jej nie ruszajcie. – głos ojca dwójki zabrzmiał błagalnie.
          – Coś śmiesz mówić, chłopie! – oczy Rextana zapłonęły złością.
Rextan zdzielił pejczem biednego Burta.
     – Mam zmieniać prawo dla zwykłego parobka?
     Kerst gotował się w środku. Reszta świadomości nie pozwalała mu wybuchnąć. Wiedział, co by wówczas się stało, gdyby podniósł rękę na dowódcę straży księcia Alsadyna. Dostrzegł kątem oka, Halsę
     – Nie gniewajcie się, panie. Poszłam zanieść Rey do domu. Nie czuła się dobrze. – dziewczynka powiedziała to bardzo naturalnie.
Rextan w pierwszej chwili osłupiał.
     – Kto to jest Rey, macie mniejsze dziecko Burt. Jeśli jest chora, oszczędzę wam pięć batów.
     – To lalka, panie. – rzekła nadal spokojnie zielonooka.
     – Co takiego!
Teraz Rextan był naprawdę zły.
     – Chodź tu zaraz smarkulo!
Rextan wyciągnął rękę w jej kierunku. Kerst sprężył się cały
     – Stój, chcesz zginąć, idioto – szepnął Burt.
Halsa cofnęła się i zrobiła krok w bok.
     – Co to ma znaczyć, ty mała...
     Nagle zatrzymał się i spojrzał na Halse inaczej. Wszyscy na nią patrzyli. Halsa szła w kierunku Pioruna.
Cała grupa, łącznie z Rextanem, zastygli w bezruchu. Dowódca warty był zbyt daleko i gdyby Piorun zareagował jak zwykle... Halsa stała dwie stopy przed czarnym mustangiem.

     Rextan zapomniał o gniewie. Nikt poza nim nigdy nie stanął tak blisko jego rumaka. Nagle Piorun zarżał krótko, ale całkiem inaczej niż zawsze. Uderzył delikatnie prawym kopytem w ziemię, pochylił łagodnie łeb w kierunku Halsy i obtarł się delikatnie o jej głowę. Halsa pogładziła go czule po pysku.
Dziewczynka zaczęła wracać do zgromadzonych ludzi. Piorun szedł za nią jak owieczka.
Upłynęła minuta, zanim Rexan odzyskał głos.
     – Coś takiego! Nie spodziewałem się tego po tobie, stary draniu.
Poklepał rumaka po jego umięśnionym karku.
     – Macie szczęście. Piorun was uratował. Cofam karę batów dla was, Burt. Nic się nie bój, mała. Kiedy jutro przyjedzie wóz po służki, przyślę dla ciebie i twoich rodziców trochę smakołyków z pańskiego stołu. Jeśli chcesz, możesz czasem odwiedzać brata, tylko daj mi znać.
Odszedł do swoich rycerzy.
     – A to dopiero. Widzieliście. Piorun łagodny jak baranek.
Zaczął się śmiać. – cała złości mu natychmiast przeszła.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i obyczajowe, użył 4223 słów i 24180 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.