Loki - dziewiąty rozdział

Loki - dziewiąty rozdziałPrzekrzywił głowę, mrugając zaskoczony oczami. Nie wiedział, co powiedzieć.
- Zawsze będę kochać moje dziecko, Loki – wyszeptała, przygryzając wargę. W jej oczach zalśniły łzy, gdy odwróciła się, ruszając do pałacu. Dostrzegł jeszcze, jak nerwowo gładzi się po brzuchu. Westchnął, kręcąc głową. Przed oczami ujrzał ukochaną Sygin. Niemal już zatarte wspomnienie. Dzień, w którym powiedziała mu, że spodziewa się jego dziecka. Tak bardzo się cieszyła. On również. A teraz? Teraz nie chciał tego dzieciaka… Usiadł, skrywając twarz w dłoniach i myśląc.

- Podjęłam decyzję, Sif – powiedziała Izyda, podchodząc do królowej.
- Odnośnie do czego mianowicie? – brunetka spojrzała na nią uważnie, odkładając szyte ubranko dla dziecka.
- Mnie i mojego dziecka. Po porodzie, gdy odzyskam już siły, odejdę. Zwolnię Lokiego z obowiązku bycia ojcem. Niech cieszy się upragnioną wolnością – wyjaśniła egipska bogini, uśmiechając się blado. – Zwolniłabym go już teraz, ale…
- Co takiego? – Sif delikatnie chwyciła ją za rękę, patrząc na nią smutno.
- Po prostu pragnę, być choć raz ujrzał swego potomka. Wiem, że go nie zaakceptuje. Rozumiem to i nie mam prawa wpływać na jego decyzję.
- To nie jest główny powód, prawda? Kochasz Lokiego…
Oh, Sif! – Izyda zasłoniła usta dłonią, patrząc na młodą królową przestraszona. – Czyż to aż tak widać? Walczę z tym uczuciem każdego dnia, ale im mocniej to robię, tym uczucie jest silniejsze…
- Jesteś więc pewna, że chcesz zwolnić go z tego obowiązku? – Sif spojrzała na nią poważnie. – Zrobimy wszystko, by wziął odpowiedzialność za swe dziecko…
- Nie! Wtedy nas znienawidzi jeszcze bardziej, a tego nie chcę. Poradzę sobie. Dziękuję za pomoc, ale…
- A gdzie się udasz?
- Powrócę do mego świata. Pomówię z mymi braćmi i uproszę ich, by nie szukali Lokiego, gdy temu uda się powrócić do swego czasu.
- Lecz ty będziesz za nim tęsknić i cierpieć, gdy dziecko zapyta cię o swego ojca.
- Do tego czasu zapewne wymyślę już odpowiednią historyjkę. Poza tym tutaj również cierpię. Kocham tego, dla którego jestem tylko przeszkodą – uśmiechnęła się ponuro. – Nie chcę już więcej obelg… - z jej oczu popłynęły obficie łzy. – Nie uczyniłam mu nic złego. Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo mnie nienawidzi. Rozumiem, że on też cierpi i tęskni za utraconymi bliskimi, ale to nie uprawnia go do tego, jak się do mnie odnosi…
- Wiem, już dobrze… Nie płacz…

- Sądzisz, że jeszcze zmieni swoje zdanie? – Thor popatrzył smutno na swoją małżonkę, gdy streściła mu swą rozmowę z Izydą. Sif pokręciła przecząco głową.
- Wątpię. Jest uparta, dumna i całkiem załamana. Loki jest totalnym osłem – warknęła rozzłoszczona.
- Wiem… Może jeszcze kiedyś zmieni zdanie…
- Podejrzewam, że wtedy będzie już za późno…

- Możesz odejść – powiedziała cicho Izyda, gdy Loki dołączył do niej w głównej jadalni. Spojrzał na nią zaskoczony, nie rozumiejąc, o czym też ona mówi.
- Wątpię. Thor mi nie pozwoli odejść… - mruknął, zabierając się za jedzenie.
- On może nie, ale od kiedy go słuchasz? – warknęła, patrząc na niego ostro. Zmarszczył brwi.
- Czyżbyś się gorzej czuła? – zapytał cicho.
- Nie… Zwalniam cię z obowiązku bycia ojcem, Loki. Jesteś wolny – powiedziała, wstając od stołu. – Możesz odejść. Wychowam nasze dziecko.
- Sama? Będzie bękartem…
- Lepsze to, niż życie w cieniu ojca, który nienawidzi go za to, że ten powstał… - chrypnęła, delikatnie gładząc się po brzuchu. Dostrzegł, że jej dłonie mocno drżały, na sukni rozpływały się kolejne plamy powstałe od łez.
- Izydo… - mruknął, wstając od stołu i klękając koło niej. – Dobrze się czujesz?
- Idź już…
- Jesteś zdenerwowana… Może winnym wezwać medyka?
- Idź! – uniosła się, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami. – Idź! Chcę zostać sama…
Westchnął, wstając szybko i uciekł do swojej komnaty.
- Loki! – Sif wpadła do niego, ledwo łapiąc dech.
- Daj mi chwilę, zaraz mnie tu nie będzie – mruknął, pakując swoje rzeczy.
- O to chodzi, że masz tu być! Izyda zasłabła! – Sif odwróciła go do siebie stanowczym szarpnięciem.
- Co? – znieruchomiał, patrząc na nią niepewnie. – O czym ty mówisz?
- Rusz się, na bogów! Ona cię potrzebuje… - syknęła, ciągnąc go za sobą.
- CO się stało? Dlaczego zasłabła? Przecież do rozwiązania jeszcze czas.
- Z nerwów – mruknęła, idąc szybko. – Znów się pokłóciliście?
- Nie. Powiedziała, że mogę odejść…
- Idiota! – warknęła, kręcąc z politowaniem głową.
- Wypraszam sobie! – syknął, łapiąc ją mocno za nadgarstek.
- Nie rozumiesz, że ona cię kocha, kretynie?! – zdenerwowała się, odwracając się do niego szybko. – Dlatego kazała ci odejść. Bo wie, że nigdy nie obdarzysz jej żadnym uczuciem. Ani waszego dziecka. Co po twojej ogromnej stracie, jest dla mnie doprawdy zadziwiające. Ja bym chciała być znów szczęśliwa…
- Nie wiesz, co czuję… - zaczął, lecz zaraz jęknął, łapiąc się za nos, gdy go niespodziewanie uderzyła. – Zwariowałaś?!
- Oh, przestań w końcu jęczeć, Loki! – zirytowała się. – Masz szansę na ponowne szczęście, a tak spektakularnie je niszczysz! Izyda także cierpi, nie rozumiesz tego?
- Wybrała nieodpowiedniego boga – mruknął.
- Być może, lecz nie odmienisz jej serca. Ta kobieta cię kocha pomimo tego, jak wielką pogardą darzysz ją i jej dziecko. Kocha cię, bo widzi w tobie dobro, widzi, jaki jesteś naprawdę i nie przeszkadza jej to. Wiemy, że się boisz, ale naprawdę nie masz czego, Loki…

- No witamy ponownie – powiedział cierpko, gdy brzemienna bogini otworzyła wreszcie oczy.
- Co tu robisz? – chrypnęła, odwracając wzrok.
- Pilnuję ciebie i naszego dziecka – wyjaśnił bez żadnych emocji, wpatrując się w nią stanowczo.
- Niepotrzebnie. Poprosiłam, byś odszedł…
- Nie rządzisz mną. Poza tym muszę tu być, skoro odwalasz takie numery, gdy mnie nie ma… - mruknął ostro.
- Po prostu zrobiło mi się słabo. To nic groźnego…
- Oczywiście! – prychnął. – Medyk orzekł, że nie wolno ci się denerwować, bo to mogłoby wam zaszkodzić.
- I tak nagle zacząłeś się nami przejmować? – zapytała zła.
- Być może. To moje dziecko.
- Nagle ci się odwidziało? Przecież jeszcze niedawno tak bardzo pragnąłeś, by przestało istnieć! – z jej oczu popłynęły łzy.
- Izydo, spokojnie – wyszeptał, delikatnie łapiąc ją za rękę.
- Nie chcę go! – wrzasnęła. – Lepiej by było, gdyby nigdy się nie pojawiło w moim łonie! Nigdy bym cię nie pokochała, a ty nie niszczyłbyś mego serca!
- Uspokój się… - usiadł obok, obejmując ją mocno, by nie zrobiła sobie krzywdy. – Jestem tu – wymruczał, opierając policzek o jej pachnące włosy. – Będę tu…
- Przecież nigdy nas nie pokochasz! – pisnęła, zaciskając mocno dłonie na jego ramieniu.
Westchnął, obejmując ją mocniej.
- Nie myśl teraz o tym, Izydo… Odpoczywaj. Musisz mieć siły.
- Zostaniesz tutaj? Proszę… Nie chcę być sama…

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1290 słów i 7321 znaków.

1 komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • emeryt

    Dziękuję za kolejny odcinek. Bardzo mi się podoba, zresztą jak wszystkie poprzednie. A ponieważ zostało tylko kilka dni starego roku, to chciałbym złożyć Tobie najserdeczniejsze życzenia, aby następny rok był dużo lepszy niż obecny. Dużo zdrowia i aby dary losu same wpadały Tobie w ręce.

    27 gru 2020

  • elenawest

    @emeryt oh, dziękuję serdecznie za piękne życzenia ;-) Tobie również wszystkiego co dobre na ten nowy rok, oby był zdecydowanie lepszy niż ten który się kończy :-)

    27 gru 2020