Loki - czwarty rozdział

Loki - czwarty rozdziałJęknął przeciągle, wychodząc prędko z leżącej pod nim kobiety i sięgnął po ubranie, chcąc jak najprędzej stamtąd wyjść. Przecież po raz kolejny jego potrzeby zostały spełnione, nie musiał tam już siedzieć.
- Idziesz już? – zapytała go nieco zawiedziona.
- Wybacz, muszę coś załatwić – mruknął, kierując się w stronę drzwi i nie zaszczycając jej spojrzeniem.
- Ale wróć szybko, z tobą jest tak cudownie – zaświergotała, przeciągając się rozkosznie.
- Tak, oczywiście – burknął pod nosem i wyszedł z komnaty. Oczywiście nie miał najmniejszego zamiaru tam wracać, a przynajmniej nie do niej. Nie był jej własnością. No i oprócz posiadania całkiem pięknego ciała, nie reprezentowała sobą nic szczególnego…

Kilka godzin później, gdy już niemal kompletnie opadł z sił, ruszył do głównej jadalni, by nieco się posilić. Był tak zajęty własnymi myślami, że nawet nie spostrzegł niezwykłego rozgardiaszu, który panował w całym pałacu. Nie zwrócił nawet uwagi na przebiegających koło niego strażników ani na umykającą służbę. Dopiero brak potraw na stołach uświadomił mu, że dzieje się coś niezwykłego.
- Ah, tu jesteś, Loki – powiedział Ozyrys, wchodząc do środka, odziany w złotą błyszczącą zbroję. – Znakomicie. Jeśliś łaskaw, szykuj się.
- Do czego mianowicie? – Asgardczyk spojrzał na niego nieufnie.
- Oczywiście do walki, mój panie. Zostaliśmy najechani.
- Przez kogo? – w tej chwili średnio obchodziła go ta walka. Niech sobie walczą, z kim tylko chcą. Co mu do tego…
- Wieść niesie, że to brat twój, panie idzie na nas z całą armią i...
- CO?! Żarty to jakieś, czy co?
- Bynajmniej, mój panie… - Ozyrys wyglądał na zaniepokojonego.
- W takim razie prowadź mnie niezwłocznie do tego imbecyla!
Gdy ruszyli w stronę pola, na którym zbierały się obydwie armie, zrównał się z nimi również Seth.
- Zdaje się, iż twój brat prostych słów nie potrafi pojąć…
- Akurat to nie jest niczym nowym – burknął czarnowłosy, rozglądając się uważnie. Pośród setek wojowników, jakie sprowadził ze sobą Thor, dojrzał wiele pięknych kobiet, odzianych w błyszczące zbroje i dosiadających znakomitych rumaków. Potężne białe skrzydła i groty długich lanc błyszczały w promieniach południowego słońca. Loki przełknął ślinę. Thor jakiś nieznanym mu sposobem sprowadził do walki nieustraszone Walkirie.

Uchylił się szybko, chroniąc swoje gardło przed wymierzoną w niego strzałą i dźgnął sztyletem kolejnego napastnika. Był już potężnie zirytowany tym dziwnym dla niego konfliktem i tą niezrozumiałą kompletnie chęcią Thora, by wrócił wraz z nim do Asgardu. No i faktem było, że ten konflikt wybuchł kompletnie nie z jego winy przecież...
Nie wziął jednak pod uwagę tego, jak śmierć jego obrońców wpływa na cywilną ludność. Wielu z nich niemal natychmiast zaobserwowało zmiany zachodzące w ich świecie. Ich modły nie przynosiły już efektów, ochrona, jakiej doznawali od swych bogów również przestała działać…
Obrócił się na pięcie, by powalić kolejnego przeciwnika i zamarł w pół kroku, dostrzegając mknące w jego stronę ostrze miecza. Przełknął ślinę, wiedząc, że nie zdoła umknąć, ostrze było już niemal na jego szyi... Przymknął oczy w tym samym momencie, w którym rozległ się kobiecy cichy jęk bólu i poczuł na twarzy ciepłą posokę. Skrzywił się, czując, jak martwe ciało pada tuż u jego stóp. Zaskoczony tym, że ktoś zechciał oddać za niego swe życie, spojrzał w dół. Na ziemi leżała jedna z dziewek, z którymi tak chętnie się zabawiał. Walkiria, która go zaatakowała, również wyglądała na mocno zaskoczoną. Westchnął zrezygnowany i zniesmaczony faktem, że dziewka ochlapała go posoką i przekroczył jej martwe ciało. Na swoje nieszczęście dokładnie w chwili, gdy Ozyrys zdecydował się spojrzeć w jego stronę.
- Nieee!!! – wrzasnął donośnie, a w jego głosie słychać było ból i gniew. Rozzłoszczony przeniósł wzrok na Lokiego. – Dosyć!
- Co ty wyprawiasz, mamy szansę ich zwyciężyć! – zaprotestować Loki, podczas gdy obydwie armie wpatrywały się w Ozyrysa w kompletnej ciszy.
- Nie – zaprzeczył tamten. – Odejdź stąd, Loki. Nie jesteś godny, żyć wśród nas. Nie masz serca, nic się dla ciebie nie liczy. Nie chcemy cię tu!
- Czy ty raczysz sobie ze mnie żartować? Jak śmiesz mnie stąd wyrzucać? To ja was stworzyłem! – Loki wyglądał na mocno wzburzonego tą nieuzasadnioną decyzją.
- A ty jesteś naszym gościem. I teraz żądam, byś odszedł.
- Ty! – ryknął Loki, ruszając w jego stronę wściekły, lecz po dosłownie kilku krokach w miejscu osadziły go ostrza lanc Walkirii i ciężka dłoń Thora, którą ten położył mu na ramieniu.
- Dość tego, bracie. Wracamy do Asgardu.
- Nigdzie z tobą nie idę!
- Idziesz! – huknął na niego. Po chwili spłynęła na nich tęcza, która przeniosła ich do Asgardu.

- Mógłbyś mnie puścić? - zażądał po chwili, szarpiąc się. Niestety nawet w tej rzeczywistości nie był silniejszy od Thora.
- Nie — odparł bóg piorunów twardo. - Nie widzisz, że robisz innym krzywdę?
- Odczep się ode mnie!
- Nie widzisz — westchnął Thor, prowadząc go ku lochom.
- Ej, zwariowałeś? Co ty robisz? - warknął Loki, widząc, gdzie zmierzają.
- Posiedzisz trochę w celi, to może zmądrzejesz...
- Nie możesz tego zrobić! Jestem księciem...
- Aktualnie jesteś więźniem — syknął zdenerwowany jego idiotycznym zachowaniem Thor, bezceremonialnie wpychając go do celi. - Siedź grzecznie i nawet nie próbuj uciekać, nie masz szans... Dostaniesz strawę i księgi.
- Nie chcę czytać, kretynie! Wypuść mnie!
- Nie wiem, co się z tobą stało, bracie, ale kompletnie cię nie poznaję...
- Bo nie słuchasz tego, co do ciebie mówię!
- Mam nadzieję, że za jakiś czas wszystko wróci do normy — westchnął starszy z Asgardczyków, odchodząc.
- Wszystko jest w porządku, ty młocie! - ryknął za nim zdenerwowany Loki.

- Jesteś już. - Sif uśmiechnęła się do niego lekko. - A gdzie Loki?
- W lochu — odparł krótko, zdejmując z siebie zakrwawioną zbroję.
- Dlaczego?
- Bo mnie zdenerwował. Poza tym winien przemyśleć swoje zachowanie... Bo na tę chwilę jak dla mnie, to z niego rozkapryszony nastolatek... Pozostanie w zamknięciu, aż nie przeprosi.
- Kogo? Ciebie?
- Też, ale raczej tamtych biednych mieszkańców planety. Wielu zginęło, broniąc jego marnej postaci...
- Sądziłam, że uważasz ich za słabszych od nas... - zauważyła przytomnie, uśmiechając się nieco wrednie.
- Bo tak jest... Ale walczyli z nami dzielnie...
- Więc nie sądzisz już, iż był ich więźniem?
- Nawet jeśli, to wygnali go...
- Tak po prostu?
- Cóż, honorem i sercem to on się tam nie wykazał... Poza tym nie mam zamiaru roztrząsać ich decyzji, skoro oddali nam go bez słowa sprzeciwu.
- No dobrze, kochanie. A jak się czujesz?
- W porządku, jestem przecież niezwyciężony, zapomniałeś? – uśmiechnął się lekko, obejmując ją czule i ukrywając twarz w jej włosach.
- Nie, ale czasami też zachowujesz się idiotycznie.
- Ja? Niby kiedy?
- No na przykład teraz…
- Wybacz, ale chyba nie rozumiem…
- Najwyraźniej twój brat był tam całkiem szczęśliwy, a ty sprawiłeś, że go stamtąd wyrzucili, a na dodatek też jeszcze wtrąciłeś go do celi…
- I co z tego? - zmarszczył brwi.
- Chodzi mi o to, że zanim wkroczyłeś tam z całą armią, mogłeś poczekać, poobserwować, być może do tego wszystkiego by w ogólne nie doszło?
- Więc co? Twierdzisz teraz, że to wszystko moja wina?
- Oczywiście, że nie, ale czasami działasz zbyt pochopnie. Choć raz go wysłuchaj… Korona ci przez to z głowy nie spadnie, a być może dowiesz się o nim czegoś ciekawego.
- Jak na razie dowiedziałem się jedynie tego, że mój brat kompletnie nie ma serca, honoru i dumy… Zostanie w niewoli tak długo, jak sobie tego zażyczę…

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii fantasy, użyła 1458 słów i 8127 znaków, zaktualizowała 17 mar 2020.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto