Hermiona westchnęła głośno, gdy Syriusz złożył na jej szyi namiętny pocałunek.
- Teraz mi wierzysz? – zapytał, układając się obok niej. Ich ciała błyszczały od potu, a oddechy wciąż były przyspieszone po dopiero co odbytym stosunku.
- Chcę ci wierzyć – odparła, opierając głowę na jego klatce piersiowej. – Ale to, co mi właśnie pokazałeś, to tylko zwykły seks, Syriuszu. Nie dowodzi to twoich uczuć…
- Bo dojdę w końcu do wniosku, że Ginny zdołała cię przekabacić, Miona… Posłuchaj mnie teraz uważnie, mała. W szkole wszyscy uważali mnie za kochasia, chłopaka, który nie jest w stanie prawdziwie kochać. I mieli częściową rację, bo nie potrafiłem zadowolić się jedną dziewczyną. Za przeproszeniem, zaliczyłem ich całkiem sporo, ale dopiero przy tobie poczułem, że jestem w stanie coś zmienić w swoim życiu. Nie mówię od razu o zakładaniu rodziny i braniu ślubu, ale nie ciągnie mnie już do innych kobiet, do seksualnych podbojów odkąd poznałem ciebie, skarbie. Stałaś się dla mnie kimś więcej, niż tylko dobrą koleżanką – powiedział, patrząc na mnie czule. – Chcę spędzać z tobą każdą możliwą chwilę, a gdy cię nie widzę przez dłuższy czas, to wariuję z niepokoju o ciebie.
- Zakochałeś się we mnie w tak krótkim czasie? – zapytała z niedowierzaniem, patrząc mu w oczy.
- wszystko na to wskazuje, Miona. I naprawdę dziwię się temu kretynowi, który cię zostawił, że nie walczył o ciebie do końca. Najwyraźniej on nie dojrzał jeszcze do poważnego związku. W przeciwieństwie do ciebie…
- Wiesz, że tym kretynem jest Ron Weasley? Brat Ginny…
- Syn Molly i Artura? Zdumiewające, biorąc pod uwagę fakt, że jego rodzina nigdy nie uchodziła za imbecyli… - mruknął, czym wywołał u młodej kobiety nagły atak śmiechu. Przytulił ją mocno do siebie i zaczął gilgotać, przez co już po chwili po jej policzkach spłynęły łzy śmiechu. – Hermiono, gdy byłaś na spotkaniu z Ginny, trochę myślałem o moim pobycie tutaj… - powiedział, gdy oboje się już uspokoili. – I wiesz, wydaje mi się, że chyba nie będzie już lepszego czasu, niż ten, by się wreszcie ujawnić w Ministerstwie… Nie chciałbym jednak wchodzić tam, gdy gmach będzie pełen ludzi. Jestem pewny, że wiele osób pamięta, jak wyglądałem wcześniej oraz po ucieczce z Azkabanu i nie chciałbym wywoływać niepotrzebnej paniki. W końcu wiadomość o mojej śmierci obiegła już czarodziejski świat…
- Masz rację – przytaknęła. – Minister uniewinnił cię po śmierci.
- To miło z jego strony, lecz chciałbym usłyszeć to na własne uszy… Poza tym wiesz, mój powrót może trochę namieszać. W końcu nikt nie przewidział, że Dumbledore będzie chciał przywrócić mnie do żywych, jeśli można tak to nazwać…
- Tak… plan dyrektora był trochę nieodpowiedzialny. Zwłaszcza że wymyślają go, doskonale wiedział, co stanie się tutaj, gdy cię przeniesie to dwudziestego wieku – powiedziała, podnosząc się na łokciu. – Ale Dumbledore zawsze miał poronione pomysły… Nie zmienia to jednak faktu, że teraz trzeba będzie rozegrać to z głową i na spokojnie… Najlepiej byłoby, gdybyśmy spotkali się z Ministrem gdzieś w ustronnym miejscu, najlepiej z dala od czarodziejskiego świata, by nikt cię nie rozpoznał…
- Myślisz, że Minister pójdzie na coś takiego? – zaniepokoił się lekko.
- Kingsley? Jestem tego niemal pewna… - machnęła lekceważąco ręką.
- Nie mówiłaś mi, ze Shacklebolt jest teraz Ministrem Magii – zauważył.
- Nie? – zdziwiła się szczerze. – Najwyraźniej przez to wszystko zapomniałam… Nie mniej jednak wydaje mi się, że jeśli ładnie go poproszę, to pójdzie na taki układ.
- Jak ładnie? – zapytał z zawadiackim uśmiechem na ustach.
- Na pewno nie tak ładnie, jak ciebie – odparła chytrze i szybko go pocałowała. Przyciągnął ją do siebie, pogłębiając pocałunek. Znów oddali się pasji i namiętności. Dłonie Syriusza już wędrowały ku biodrom Hermiony, gdy wtem ozwał się dzwonek do drzwi. Oboje podskoczyli na łóżku jak oparzeni.
- Kogo to niesie? – warknęła rozeźlona brunetka, wyskakując z łóżka. Chwyciła za wiszący na oparciu krzesła szlafroczek, którym szybko się okryła. Syriusz wpił w nią zachłanne spojrzenie, które ona ku jego szczerej rozpaczy zbyła uśmiechem. Wyszła z sypialni, kierując się ku drzwiom wejściowym, za którymi ktoś wciąż katował dzwonek.
- Idę już! – wrzasnęła zdenerwowana, by przekrzyczeć hałas. Założyła łańcuszek na drzwi i otworzyła je ostrożnie. Zamarła, widząc za nimi wściekłego Rona, który, gdy tylko ujrzał ją w uchylonych drzwiach, zdjął wreszcie palec z dzwonka.
- Czego tu? – zapytała go mało uprzejmie.
- Ej, wolnego! Może by tak grzeczniej?! – warknął, starając się pchnąć drzwi i wejść do środka. – I wpuść mnie! To ciągle moje mieszkanie! – ryknął.
- Przestał nim być, gdy się wyprowadziłeś, Ronald! – prychnęła, zastanawiając się, czy łańcuszek wytrzyma.
- I bardzo się cieszę, że to zrobiłem. Zostały tu jednak moje rzeczy.
- Niby które? – zdenerwowała się. – Zabrałeś ze sobą wszystko, co było twoje! Idź już! – chciała zamknąć mu drzwi przed nosem, lecz okazał się dla niej zbyt silny, gdy przytrzymał je z całej siły.
- Mówię po dobroci, Granger, wpuść mnie, albo potraktuję to wejście Bombardą! – zagroził, wyciągając różdżkę. Hermiona przełknęła ślinę, zdając sobie sprawę, że jej własny magiczny patyk został w sypialni i w tej chwili była kompletnie bezbronna. Chwilę potem została brutalnie odepchnięta do tyłu, gdy Ron rozpędził się i wywarzył drzwi, wyrywając zamek z futryny. Cofnęła się, widząc, jak wściekły przekracza próg jej domu i plecami zderzyła się z czymś o wiele wyższym i ciepłym. Odetchnęła z ulgą, rozpoznając w przeszkodzie Syriusza, który najwyraźniej postanowił interweniować. Zaskoczony jego obecnością Ron, stanął niezdecydowany niemal tuż za progiem, lecz wkrótce odzyskał rezon i uśmiechając się wrednie, powiedział do Hermiony:
- Widzę, że zdobyłaś już nowego fagasa, Granger.
- Radziłbym ci trzymać język za zębami, szczeniaku! – warknął w jego stronę Syriusz, odsuwając brunetkę na bok. Dopiero teraz Miona zauważyła, że w dłoni trzymał różdżkę.
- Co?! – wrzasnął rudzielec, cofając się o krok. Wbił przerażone spojrzenie w młodego mężczyznę przed nim. – Przecież to niemożliwe! Kim… kim ty jesteś i dlaczego wyglądasz tak podobnie do Syriusza?!
- Zamknij się, kretynie i napraw szkody, jakie tu wyrządziłeś, a następnie zniknij z życia Hermiony, chyba że chcesz przekonać się o sile mojej różdżki! – zagroził Black, podnosząc magiczny patyk na wysokość twarzy Weasley’a. – A skoro mnie znasz, to wiesz dobrze, że jestem świetny w rzucaniu uroków.
- N-nie… nie znam cię, człowieku! – Ron wytrzeszczył na niego oczy i zaczął się lekko trząść.
- Syriuszu, przestań – poprosiła go Hermiona najcichszym szeptem, chcąc zakończyć tę farsę. – Ron już wychodzi, prawda?! – zwróciła się do swojego byłego chłopaka, patrząc na niego ze złością.
- Jeszcze mnie popamiętasz, Granger! – syknął Ron i opuścił jej mieszkanie, nawet nie próbując naprawić wywarzonych drzwi.
- Mam go sprowadzić z powrotem, by posprzątał? – zapytał Syriusz, wyglądając za szybko oddalającym się chłopakiem. – Z tej odległości jeszcze go trafię…
- Spokojnie – parsknęła śmiechem. – Pomożesz mi? – zapytała, patrząc smutno na pobojowisko zostawione przez tego rudego kretyna.
- Odsuń się – polecił jej łagodnie. Spełniła jego polecenie, stając z boku i patrząc, jak czarnowłosy chłopak bierze się za naprawę drzwi, która w jego wypadku polegała na wypowiedzeniu tylko jednego słowa: Reparo!
Po tym magia zaczęła działać, a drzwi uniosły się lekko w powietrze i wróciły na swe poprzednie miejsce, bez problemu osiadając na zawiasach. Po chwili również wyłamany zamek wrócił do swego wcześniejszego wyglądu. Syriusz z zadowoleniem przyjrzał się efektowi swojego zaklęcia i z przyjemnością przekręcił klucz w zamku.
- Mam nadzieję, że będziesz mieć go z głowy już na zawsze – powiedział, odwracając się w jej stronę. Dojrzał smutek w jej oczach. – Hej, mała, nie masz co się smucić z powodu tego jełopa – mruknął, przytulając ją do siebie. – Nie był ciebie wart…
- Nie martwię się nim, Syriuszu, tylko tym, by nie nagadał głupot o mnie swoim rodzicom. Wiesz, pomimo tego, że rozstałam się z Ronem, oni nadal mnie lubią – wyjaśniła, z przyjemnością wdychając subtelny zapach jego perfum.
- Może nie ośmieli się – zasugerował trochę niepewnie. – Widziałaś jego reakcję. Jestem pewny, że mnie rozpoznał, skoro wcześniej również mnie znał. Podejrzewam więc, że mógł się wystraszyć i raczej nie w smak będzie opowiadać mu o tym wszystkim…
- Mam nadzieję, że masz rację, Łapo…
Niestety ich nadzieja okazała się bardzo złudna, bowiem na drugi dzień, w niecałe pół godziny od wysłania Ministrowi listu z prośbą o jak najszybsze spotkanie w neutralnym miejscu, do drzwi domku byłej Gryfonki ponownie ktoś zapukał. Tym razem o wiele delikatniej. Westchnęła zrezygnowana, bo chciała właśnie w spokoju poczytać książkę, skoro Syriusza wywiało na zakupy do mugolskiej dzielnicy.
Wstała z wygodnej sofy, na której dosłownie przed chwilą usiadła i ruszyła w stronę drzwi.
- Kto tam? – zapytała przez zamknięte drzwi.
- To my, Hermiono. Moglibyśmy wejść i porozmawiać? – usłyszała po drugiej stronie łagodny głos pani Weasley.
Pokręciła głową, domyślając się prędko, że ta wizyta najpewniej nie jest kwestią przypadku i stać za nią musi Ron.
- Już otwieram – powiedziała i przekręciła klucz w zamku. W tej chwili była najbardziej zła na siebie o to, że nie zamówiła drzwi z judaszem. Przynajmniej mogłaby wtedy udawać, że jej nie ma w domu i czekać, aż sobie pójdą. A teraz raczej nie miała wyjścia, skoro się już odezwała… Za drzwiami oprócz państwa Weasley’ów ujrzała również Rona, który wpatrywał się w nią uważnie. – Zapraszam… O co chodzi?
- Ron powiedział nam, że się o ciebie niepokoi – wyjaśniła Molly.
- Co proszę? – zdumiała się brunetka. – Co ci odwaliło? – zwróciła się natychmiast do byłego.
- Nie denerwuj się, skarbie. Chodzi mi tylko o twoje bezpieczeństwo. Ktoś zabawił się twoim kosztem…
- Skarbie? – zapytała z niedowierzaniem. – Nie masz prawa się tak do mnie zwracać, Ron. Nie jesteśmy już razem. I dla twojej informacji. Nic mi nie grozi, a osobą, która bezczelnie zabawiła się moim kosztem, byłeś ty sam!
- Spokojnie, Hermiono, nie należy się złościć – rzekł ugodowo pan Weasley. – Ron powiedział nam, że zastał tu wczoraj jakiegoś mężczyznę, który podawał się za zmarłego Syriusza. A ty w to wierzyłaś…
- Bo to jest Syriusz, panie Weasley. Dumbledore przeniósł go w czasie, by ten uniknął niesprawiedliwej odsiadki w Azkabanie i śmierci w Departamencie Tajemnic!
- Widzisz, tato? Ktoś ją czymś odurzył. Ona w to święcie wciąż wierzy! – prychnął Ron. – Kochanie, Syriusz nie żyje od kilku lat. Musisz się z tym pogodzić. Wiem, że go lubiłaś, ale to prawda… Nie martw się jednak, pomogę ci się z tym uporać. Nie zostawię cię.
- Już to zrobiłeś! – syknęła, odsuwając się od niego, by jej nie objął. – I nikt niczym mnie nie odurzył, Ronaldzie! Syriusz wrócił!...
- Miona, Miona, Miona… - Ron pokręcił głową i rozłożył przyjaźnie ręce. – Moje biedne kochanie, zobaczysz, że…
- Zaraz potraktuję cię jednym z Niewybaczalnym, jeśli jeszcze raz nazwiesz ją kochaniem! – głos, jaki usłyszeli od progu, zjeżył im włosy na karku. Hermiona błyskawicznie obróciła się w stronę wejścia do salonu, w którym stał podenerwowany Syriusz.
- To on! On jej namieszał w głowie! – ryknął wzburzony rudzielec, nie reagując nawet na reakcje swoich rodziców.
- Stul pysk, rudy pomiocie, albo miotnę w ciebie jakąś klątwę! – odparował brunet, a tembr jego głosu przypominał warknięcie psa, w którego potrafił się zmieniać.
- To naprawdę ty, Syriuszu? – pierwszą odblokowało panią Weasley.
- Mamo, ty również? – jęknął jej syn.
- Zamilknij, Ronald! – zgromiła go.
- To ja, Molly – potwierdził Syriusz.
- Ale jak to możliwe? – zapytał nie mniej wzruszony Artur.
- Dzięki genialnemu pomysłowi Dumbledore’a, który wytłumaczył samemu sobie z lat osiemdziesiątych, co stało się kilkanaście lat później i z jego pomocą, przeniósł nie do tej rzeczywistości w niezmienionej mojej postaci, w jakiej żyłem jeszcze w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym pierwszym… A teraz, jeśli łaska, zabierzcie stąd tego kretyna – wzgardliwym ruchem głowy wskazał na zdezorientowanego rozwojem sytuacji Rona. – Bo przysięgam, że jeśli raz jeszcze spotkam go w tym domu, lub usłyszę od Hermiony, że jest przez niego gnębiona, to zostaniecie pozbawieni najmłodszego syna!... Nie pozwolę, by Miona się przez niego denerwowała, jasne? Więc uważaj, młody – zwrócił się bezpośrednio do rudzielca, który wyglądał teraz tak, jakby chciał całkowicie zniknąć. – Wejdziesz mi w paradę i zasmucić moją Hermionę lub nawet pomyślisz, by nazwać ją jakoś czulej, a dotrzesz do swoich rodziców w pudełku po zapałkach!
- Twoją Hermionę?! – o ile było to możliwe, to Ron zdumiał się jeszcze bardziej.
- Tak, moją, kretynie! I wara ci od niej!
- Wystarczy – powiedział pan Weasley stanowczo. – Wierzę w twój powrót, Syriuszu i jestem naprawdę rad, że znów z nami będziesz… A ty, Ron, masz trzymać się z daleka od Hermiony!
- Ale, tato!
- Nie ma żadnego „ale”, Ronald. Rozstałeś się z Hermioną, koniec śpiewki. To ładnie z twojej strony, że się o nią zaniepokoiłeś, lecz skoro ona wybrała innego, tobie nic do tego… Idziemy! Wybacz, Hermiono za to najście i za mojego syna. – Artur zwrócił się do brunetki. – Życzę wam szczęścia.
Dziewczyna odprowadziła ich do drzwi, przez cały czas będąc uważnie obserwowaną przez Syriusza. Gdy za państwem Weasley zamknęły się wreszcie drzwi, Hermiona oparła się o nie ciężko i ukryła twarz w dłoniach.
- W porządku? – zapytał cicho Syriusz, podchodząc do niej.
- Nie wiem – odparła szczerze. – Nie myślałam, że przy swoich rodzicach wciąż będzie mnie nazywać „kochaniem”. I wiesz, co w tym jest najdziwniejsze?
- Co takiego?
- To, że nigdy nie mówił do mnie tak czule, gdy jeszcze byliśmy razem – wyjaśniła.
- Bo to matoł – skwitował go krótko. – Nie przejmuj się już nim, Hermiono. Przy mnie nic ci nie grozi z jego strony. Obiecuję ci to. Jak również, że zawsze będę przy tobie…
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.