- Jak się czujesz, Hermiono? – zapytał kilka dni później Charlie, patrząc na Hermionę, która siedziała na sofie w saloniku i gładziła się lekko po dużym brzuchu.
- Dobrze – odparła, uśmiechając się do rudzielca szeroko. – Po prostu maluch jest dzisiaj nadzwyczaj aktywny. Chyba chce już opuścić ciepłe schronienie – zaśmiała się pogodnie.
- Masz skurcze? – zaniepokoił się, siadając obok niej i przyglądając się jej w napięciu. Pokręciła przecząco głową, mówiąc:
- Nie, ale najwyraźniej powoli już ustawia się do porodu... Charlie, czy mogę mieć do ciebie prośbę? – zapytała po chwili.
- Oczywiście. Co ci przynieść?
- Tym razem wyjątkowo nic, ale czy mógłbyś przejść się ze mną do parku? Chciałabym wyjść na świeże powietrze...
- Jest dość zimno – zauważył tylko łagodnie, pomagając się jej podnieść. – Ubierz się ciepło.
Pół godziny później usiedli na jednej z ławek w uroczym parku.
- Przyjemnie – zauważyła, przyglądając się żółcącym się liściom. – Mmmm, mam ochoty na gofry z bitą śmietaną i owocami – powiedziała nagle. Charlie uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Zaraz wam przyniosę…
- Wiesz, gdzie kupić? – zdziwiła się nieco.
- Oczywiście. Znam to miasto. Niewielu tu czarodziejów, dlatego musimy jakoś radzić sobie w mugolskim społeczeństwie – wyjaśnił pogodnie, po czym niespodziewanie zwrócił się do brzucha Hermiony, mówiąc. – A ty, maluchu, zachowuj się porządnie, póki wujka nie będzie, dobrze?
Hermiona zaśmiała się wdzięcznie.
- Poczekamy na wujka – odparła radośnie.
- „Granger?” – usłyszała po jakimś czasie zdumiony i tak dobrze znany sobie głos. Łzy zaszkliły się w jej brązowych oczach.
- Czego tu chcesz? – zapytała cicho, obejmując się za brzuch. Żałowała, że Charlie musiał iść właśnie w tej chwili... Spojrzała w bok. Nieopodal niej stał Syriusz ubrany w garnitur i z bukietem kwiatów w dłoni.
- Jestem na spotkaniu – wyjaśnił, przysiadając się do niej. Odsunęła się od niego i odwróciła wzrok. – Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał poważnie.
- A po co miałam to robić? – odparła szorstkim pytaniem. – Zdradziłeś mnie... Nie miałam ochoty mówić ci, że pod sercem noszę twoje dziecko.
- Ale dlaczego nie powiedziałaś mi o tym, co do mnie czujesz?
- Raczysz sobie ze mnie żartować?! Mówiłam ci o tym kilka razy. Nigdy nie raczyłeś odpowiedzieć – zauważyła beznamiętnie. – Poza tym, jakiś czas temu powiedziałeś, że nie interesuje cię bachor, którego noszę – dodała lodowatym tonem.
- Popełniłem błąd! – przyznał niezbyt przekonywająco.
- I tak ci nie wierzę! – prychnęła. – A te kwiaty i zdziwiony ton głosu, gdy mnie rozpoznałeś, mówią same za siebie. Ty nigdy się nie zmienisz, łapo! Zależy ci tylko na zaliczeniu jak największej ilości kobiet. Nie nadajesz się ani na męża, ani tym bardziej na ojca!
- To moje dziecko i mam do niego prawo! – zezłościł się Black, a Hermiona skuliła się lekko, słysząc jego ostry ton.
- A ja mam prawo dokopać ci za napastowanie ciężarnej kobiety, która znajduje się pod moją opieką! – odezwał się naraz Charlie, podchodząc do Hermiony z wypasionym gofrem. Podał byłej Gryfonce słodycz, o którą prosiła i zwrócił się do Syriusza. – Zjeżdżaj stą albo będę zmuszony złamać międzynarodową ustawę o tajności i miotnąć w ciebie jakieś zaklęcie! A jako opiekun smoków znam kilka całkiem dobrych!
- Mam prawo zainteresować się własnym dzieckiem! – odparł Syriusz, nie robiąc sobie nic z ostrzeżenia drugiego czarodzieja. Patrzył tylko intensywnie na Hermionę, która starała się unikać jego wzroku.
- Black! – ryknął Charlie, stając pomiędzy byłymi kochankami.
- Czego?!
- Wynoś się stąd. Nie widzisz, że ona przez ciebie tylko cierpi?
- Mam prawo...
- Wynoś się stąd! – warknęła Hermiona, wstając ostrożnie. – Zdradziłeś mnie. I to niejednokrotnie. Więc teraz nie masz żadnych praw do mojego dziecka! – po jej policzkach spłynęły łzy. – Proszę cię, odejdź...
- Nie możesz...
- Suriuszu, proszę cię, nie utrudniaj! I tak mi dostatecznie ciężko. Przez cały ten czas zastanawiam się, co powiedzieć dziecku, gdy zapyta, gdzie jego tatuś...
- Nie będziesz musiała odpowiadać na takie pytania, bo będę przy tobie, tylko wróć do mnie, no!
- Zjeżdżaj! – syknął Charlie złowrogo, otaczając Hermionę ramieniem. – Nie jesteś tu mile widziany.
- To teraz jesteś z nim, tak?! – wrzasnął, zwracając na siebie uwagę przechodniów. – Szybko skaczesz z kwiatka na kwiatek! Skąd w takim razie mogę mieć pewność, że to moje dziecko?
- Zamknij się, pacanie! – warknął Charlie, starając się uspokoić łkającą Hermionę. – Tylko ją denerwujesz swoim zachowaniem.
- „Czy w czymś pomóc?” – usłyszeli stanowczy głos. Obrócili się jak na komendę, widząc obok siebie rumuńskich policjantów. Ci natychmiast spostrzegli stan Hermiony. – Czy ten mężczyzna panią niepokoi? – wskazali na Syriusza, zwracając się do nich po angielsku.
- Ten pan już sobie stąd idzie. To była tylko sprzeczka... – powiedziała cicho Hermiona.
- Jest pani pewna? W pani stanie nie powinna się pani denerwować. Może powinna się pani udać do szpitala?
- Naprawdę nic mi nie jest, ale dziękuję za troskę...
- W takim razie, do widzenia...
- Ty też już idź, Black! – Charlie spojrzał nieprzyjaźnie na Łapę. – Wprowadzasz tylko nerwową atmosferę!
Syriusz spojrzał jeszcze raz na przyglądającym się im policjantów i odszedł bez słowa. Hermiona ukryła twarz na piersi Charlie’go.
- Już dobrze, poszedł sobie. Spokojnie... – objął ją mocniej, żeby się uspokoiła. – Obiecuję, że nic złego ci nie zrobi! No już...
Po chwili przestała chlipać i odspawała się od jego mokrej kurtki.
- Przepraszam – bąknęła. – Pobrudziłam ci ubranie...
- Wypiorę je przecież – zaśmiał się. – Już dobrze? Jak się czujesz?
- Zdenerwował mnie tylko... Już jest ok.
- Napewno? Może chcesz usiąść?
- Zabierzesz mnie do domu?... Znaczy do siebie?
- Hermiono, moje mieszkanie jest teraz także twoim i proszę, byś tak właśnie je traktowała. Poza tym powiedziałem ci przecież, że nie wyprowadzisz się aż do rozwiązania.
- To już niedługo...
- Nie myśl o tym na razie, dobrze? – mruknął, gdy tylko ruszyli do jego mieszkania.
- Dziękuję – mruknęła nieco zażenowana.
- Nie masz za co, Miona – odparł swobodnie i niespodziewanie pocałował ją w policzek.
Zarumieniła się mocno.
- A to za co?
- Po prostu – wzruszył ramionami. – Zasłużyłaś.
- Ale przecież nic nie zrobiłam! – zdumiała się.
- Ale jesteś. To wystarczy. – w jego dłoni pojawił się niespodziewanie bukiet kwiatów. Podał go jej, mówiąc. – Za to, że jesteś taka silna...
- Dziękuję, Charlie! – tym razem to ona go pocałowała. Spontanicznie i krótko. W usta. Gdy dotarło do niej, co zrobiła, pisnęła, zakrywając usta ręką. – Charlie, ja...
- Nie gniewam się – zaśmiał się, całując jej dłoń.
- To...dobrze – szepnęła, rumieniąc się jeszcze mocniej.
Gdy dotarli na miejsce, bąknęła coś niezrozumiale i zaszyła się w swoim pokoiku. A z jego ust nie schodził radosny uśmiech. Jakiś czas później z rozmyślań o Syriuszu i Charliem wyrwało ją delikatne pukanie do drzwi.
- Proszę – mruknęła. Drzwi otwarły się cicho i wszedł przez nie właśnie płomiennowłosy chłopak z dwoma kubkami herbaty.
- Pomyślałem, że może masz ochotę – powiedział cicho, siadając obok niej na łóżku.
- Dzięki. Myślisz o wszystkim.
- Miona, mam pod swoim dachem ciężarną kobietę... Muszę myśleć o wszystkim!
- Nie wiem, jak mam ci dziękować...
- Nie dopuść już więcej ani do siebie, ani do dziecka tego jełopa, dobrze? – wziął delikatnie jej dłonie w swoje duże ręce. – On na was nie zasługuje!
- Charlie, co ty?...
- Obiecaj mi to, Hermiono!
- No...no dobrze. Co prawda wcale nie miałam takiego zamiaru i rozumiem, że... Dobrze, Charlie. Obiecuję.
- Dziękuję. – pochylił się ku niej i pocałował ją nieśmiało.
- Charlie, ja...
- Wiem, wybacz – zmieszał się. – Po prostu nie wytrzymałem, a... Nie powinienem był. Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy.
- Nie chodzi o to, ja... Ja się po prostu boję, Charlie.
- Czego?
- Tego, że znów mnie ktoś skrzywdzi...
- Nie pozwolę, by ktoś cię znów skrzywdził!
- Nawet ty?
- Przede wszystkim ja! Łapę bym sobie prędzej odgryzł!
- Łapę? – zaśmiała się.
- Łapę... – zawtórował jej, obejmując jedną ręką. Po przyjacielsku. Jak starszy brat...
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.