Niedzielny poranek zjazdu nie miał planu oprócz pożegnalnego obiadu połączonego z tańcami. Ze snu obudziło mnie masowanie fiuta połączone z jego nawilżeniem. Otworzyłem szeroko oczy i zobaczyłem tylko namiot z prześcieradła na moim kroczu. Nie pamiętałem za wiele z poprzedniego wieczora, ale wiem, że dobrze się bawiłem skoro ktoś od rana pracował nad sprawieniem mi przyjemności. Wycedziłem suchymi ustami:
- Madziu?
Słyszałem tylko dźwięk siorbania połączony z przełykaniem śliny.
Zdjąłem prześcieradło i moim oczom ukazała się rozpromieniona buzia nowej koleżanki.
- Obudziłeś się…
- Raczej obudziłaś mnie.
- Przepraszam, chciałam sprawić ci przyjemność z samego rana.
- No to nie przerywaj- opadłem głową na poduszkę dając jej pole do popisu.
Kiedy poczułem przypływ orgazmu zerwałem się na nogi i wepchnąłem penisa do jej buzi. Strzeliłem tak sporo, że musiała to wypluć na swój biust, z którego wszystko spłynęło niżej.
- Cudownie smakuje- dodała krztusząc się tym, co miała w buzi.
Czy tak było? Kto wie. Nigdy nie smakowałem spermy, ale jej uśmiechnięta buzia raczej nie kłamała.
Uśmiechnąłem się dość szczerze i odgarnąłem włosy z jej twarzy. Złapałem za podbródek i spojrzałem głęboko w oczy. Miałem pewien pomysł i szukałem u niej zainteresowania.
- Wykąpiemy się?
- Z miłą chęcią wezmę kąpiel. Jestem taka podniecona.
Złapałem ją za rękę i poprowadziłem do łazienki. Wziąłem prysznic i spłukałem wszystkie zakamarki jej ciała. Chwyciłem mydło i zacząłem je wsmarowywać. Na dłużej zatrzymałem się na szyi, piersiach i pochwie, które przy okazji wymacałem. Nalałem szampon i zacząłem masować jej włosy. Wydawała dziwne stęknięcia i kiedy chciałem skończyć zabraniała mi mówiąc, że mam dalej myć jej włosy. W zamian zrewanżowała mi się dokładnym umyciem mojego przyrodzenia i gdyby nie pora śniadaniowa to byśmy spróbowali seksu pod wodą. Wytarłem jej ciało nie omijając żadnego miejsca a potem ona zrobiła to samo ze mną oczywiście tym samym ręcznikiem. Rozstaliśmy się na chwilę, by spotkać się na stołówce za kilka minut. Włożyłem dżinsowe joggery i czerwoną koszulkę Nike. Wyperfumowałem się Hugo Bossem za dwieście złotych, jaki dostałem chyba z rok temu, przetrwał tyle czasu, bo miał być na wyjątkowe okazje.
Stołówka wystrojem i rozstawieniem stolików przypominała bardziej restaurację hotelową. Nalałem sobie kawy i zaniosłem do stolika pod oknem. Wróciłem do patery z owocami i zabrałem dwa banany, potem nałożyłem sobie sałatki z tuńczykiem i trochę bigosu, jako pożywkę na wykończenie resztek alkoholu w moim żołądku. Zająłem miejsce plecami do okna, aby mieć widok na wchodzących do środka. Oprócz mnie siedziały jeszcze cztery osoby, których nie znałem.
Kilka minut przed dziewiątą dołączył do mnie Marian:
- Wszystko wczoraj widziałem. Można?
- Proszę- skinąłem głową na wolne krzesło.
- I jak się spało? A raczej szalało w nocy?
- Nie narzekam.
- Zaraz wracam- poszedł po jedzenie i wtedy dołączyła do mnie Magda.
- Przynieść ci coś?
Bez pytania napiła się mojej kawy i szczerym uśmiechem usprawiedliwiła swój czyn.
- Dzień dobry- przywitał się z nią mając talerz pełen sałatek, chleba i bigosu.
- Co tam jeszcze mają?- zapytała.
- Jajko, boczek, sałatki, owoce, jogurty, bigos…
- Zaraz wracam- poszła kręcąc zalotnie tyłeczkiem.
- Niezła sztuka z niej. Zaliczyłeś ją?
Nie musiałem nic mówić. Moja czerwona jak burak twarz zdradziła mnie bez wahania.
- Dobra była?
- Chcesz się przekonać?- wypaliłem nagle.
- Mnie się pytasz?- rozejrzał się dookoła.
- A kogo?
- Pewnie, że bym chciał, ale na mnie nie poleci.
- Coś wykombinuję, ale brakuje jeszcze jednego ogniwa.
- Czy ty chcesz…
- Zabawić się we czterech, jeżeli zajdą ku temu odpowiednie warunki.
Omal nie udławił się kęsem białej kiełbasy, jaki wpakował do gęby.
- Ty tak na serio?
- Liczy się dobra zabawa- wybuchłem śmiechem.
Właśnie wróciło spełnienie mojej poprzedniej nocy z pytaniem:
- Co cię tak rozbawiło?
- A nic taki nowy żarcik mi Maryś opowiedział- spojrzałem na niego porozumiewawczo.
- Może i ja posłucham?
- Nie przy jedzeniu moja droga- mrugnął okiem.
- Nie objadaj się za dużo to pójdziemy na spacer.
- Tak to dobry pomysł. Może namówię Olgę, aby poszła z nami.
- Świetny pomysł, pani Olga to fajna babka- dodała dziewczyna.
- To, który raz tutaj jesteś?- zapytałem ojca imprezy.
- To moja dwudziesta integracja.
- Szmat czasu. Wiele tutaj widziałeś pewnie, co?
- O jakie historie się tutaj działy- machnął ręką. Pijani to mało powiedziane, zjarani trawą to dopiero wariaci. Głównie młokosy, którzy szpanowali ziołem. Jeden tak się spalił, że chciał skoczyć z dachu, bo jakiś głos wmówił mu, że potrafi latać. Drugi omal nie wpadł pod samochód w ucieczce przed dinozaurem, choć twierdził najpierw, że goniła go wielka krowa. Oboje dostali zakaz uczestnictwa, więc zielonego tutaj nie ujrzysz.
- Coś ściemniasz…
- Nic a nic. Zapytaj tamtego- wskazał łysego gościa, który machnął mu ręką.
- A kto to jest?
- Jeden z handlowców. To on uratował mu życie popychając go na drugą stronę jezdni, po której nic nie jechało. Choć gówniarz rozbił sobie głowę to miał szczęście, że nie zrobił tego przejeżdżający SUV.
- Nigdy nie paliłem, ale wszyscy się chwalili, że człowiek taki spokojny po zielsku.
- Nie do końca. Tak jak z alkoholem, jedni spokojni a inni mogliby zabijać za byle, co.
- Ja przyjechałem tutaj na dobrą zabawę. Nie potrzebuję wspomagaczy- szturchnąłem nogą koleżankę.
- Dokładnie- spojrzała na mnie potwierdzając swoje zadowolenie.
- No i taki cel przyświeca mi organizatorowi.
- Świetnie się wywiązujesz ze swoich obowiązków.
- Dzięki. Aby kolejna impreza się odbyła aktualna musi skończyć się szczęśliwie i bez zadym.
- Nie zauważyłem nic złego w ciągu tych dwóch dni, więc poświadczę, że organizacja była na najwyższym poziomie.
- Dzięki.
Do stołówki weszła szefowa działu wynagrodzeń i musiałem zbierać szczękę z podłogi. Miała na sobie błękitną sukienkę tak obcisłą, że jej piersi prawie krzyczały o dostęp do tlenu. Jak na kobietę mającą nieco więcej niż czterdzieści pięć lat prezentowała się o niebo lepiej niż o połowę młodsze dziewczyny. Nie bez powodu wszyscy obecni zwrócili na nią uwagę, mój penis również. Jędrny tyłek podskakiwał zmysłowo, kiedy kroczyła w czarnych butach na wysokim obcasie. Machnąłem na powitanie ręką i wskazałem wolne miejsce przy naszym stoliku.
Podeszła do nas i pocałowała każdego z nas, nawet moją towarzyszkę.
- Dzień dobry- odpowiedziałem jeszcze zszokowany.
- Dzień dobry. Jak się spało?
- Wybornie. Tutaj człowiek nie myśli o niczym innym niż o wypoczynku- dodałem.
- Albo…- znajoma spojrzała na mnie i wykonała gest przypominający obciąganie.
- Chcemy wybrać się na spacer po okolicy. Dołączysz do nas?- zapytał ją Marian.
- Z miłą chęcią.
- Świetnie- niemal wykrzyknąłem z podniecenia.
Musiała się strasznie krępować, kiedy wszyscy patrzyli na nią jak jadła. Po niej nie było widać ani grama nerwów, choć apetyt miała wyborny, bo zjadła sporo.
Kiedy wstaliśmy od stolika zapytała mnie szeptem:
- Wczoraj byłam sama. I byłam bardzo smutna- klepnęła mnie lekko w tyłek.
- Ja…
- Widziałam cię z nią. Mogłeś mnie zaprosić do zabawy we troje, bo to jedno z moich marzeń.
- Nie wiedziałem…
- Czego?
- Czy lubisz się dzielić…
- Jak trzeba to potrafię się dzielić, ciałem i miłością.
- To może…
- Co?
- Pogadamy na spacerze. Pójdę do pokoju po aparat warto zrobić jakieś pamiątkowe zdjęcia.
- Dobry pomysł.
Rozeszliśmy się każdy do siebie. Padłem na łóżko pełen nadziei, ale też obaw czy wszystko pójdzie tak jak trzeba.
O dwunastej przed wyjściem czekała Olga i Marian. Uśmiechali się jakby wymieniali się żartami, jednak wspominali sobie ubiegłe lata i wpadki nawalonych członków zabawy.
- Gotowi?- zawołałem.
- Oczywiście. To musi być zielona noc!- dodał Maryś.
- Ja się nie bawię w smarowanie pastą wszystkiego- dodała dziewczyna przebrana w luźniejsze leginsy i buty sportowe.
- Kto tu o paście mówi?- wtrąciła się matka zabawy.
- Uważam, że dzisiejszy dzień przejdzie do historii waszych wyjazdów.
- Bo liczy się dobra zabawa- wykrzyknęliśmy chórem motto wyjazdu.
Poszliśmy przez Sienkiewicza wzdłuż drewnianych domków turystycznych. Wszystkie były zajęte, ale kto powiedział, że nie możemy sobie zarezerwować takiego na przyszły rok? Skręciliśmy w ulicę Przyjaźni gdzie kupiliśmy włoskie lody. Marian chciał płacić z funduszu przeznaczonego na imprezę, ale uprzedziłem go zanim wyciągnął zwitek stówek.
- To ile dostałeś na takie zachcianki?
- Na trzy dni wyszło jakieś trzy tysiące. To jest na bilety wstępu, jeżeli takie coś występuje, słodycze jak lody i przejazdy taksówkami. Każdy, kto ma rachunek może do mnie przyjść i otrzymać zwrot kasy. Niewykorzystany budżet przechodzi na następny rok. Każdy z wynagrodzenia płaci na fundusz socjalny.
- Nie wiedziałam, że tak to działa.
- Za mało korzystasz, nie Maryś?- skinęła głową w jego kierunku.
- Jeszcze nie wiem gdzie się spotkamy w przyszłym roku, ale zapraszam.
Kierownik wyprawy opowiadał nam trochę jak zorganizowano w lesie ognisko i kiełbaski kilka lat temu. Omal nie wybuchł pożar przez jednego debila, bo chciał rozpalić jeszcze jedno ognisko, bo zbrakło dla niego miejsca, kiedy chciał się ogrzać.
- Na całe szczęście odbyło się bez policji. Zabraliśmy go do pokoju i siedział tam prawie do samego wyjazdu. Bez dostępu do alkoholu.
- No czasem masz urwanie głowy tutaj- skwitowałem jego zakończenie opowieści.
- Zdarza się, ale w tym roku jest spokojnie. Właśnie, dlaczego nie byliście wczoraj na grillu?
- A bo ile można się opychać tym mięsem…
- Nikt nikogo nie zmuszał do jedzenia, było piwo i drinki. Porozmawialibyśmy sobie na różne tematy.
- A kto powiedział, że dzisiaj nie możemy?
- Zapraszam do mnie. Możemy pograć w coś. Mam spory wybór.
- Konsola?- zapytałem o rodzaj rozrywki.
- Nie takie gry. Mam Scrabble, Monopoly i inne planszówki.
- Jestem za- wtrąciła się młoda.
Posiedzieliśmy prawie całą godzinę na plaży gdzie niemal zapełniłem kartę pamięci zdjęciami. Ile to głupich min i pozycji wykonaliśmy? Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że wariaci z nas, ale my się niczym nie przejmowaliśmy.
Na obiad wróciliśmy spóźnieni, ale dzięki specjalnym względom i przywilejom tatusia jedliśmy ciepłe ziemniaki i schabowego. Napiłem się jeszcze kawy, potem poszedłem zgrać zdjęcia i naładować baterie.
Kilka chwil przed siedemnastą zaczęliśmy się zbierać u Mariana w pokoju. Jak przystało na organizatora miał największe lokum. Prawie trzydzieści metrów z kuchnią, w której stała nowa lodówka Samsunga. Pokój z telewizorem, co najmniej pięćdziesiąt cali i łóżko, na którym zmieściłaby się kilkuosobowa rodzina. Wydaje mi się, że zapewnienie temu miejscu sporej kasy z organizacji zjazdu tutaj dawało pewne zobowiązanie właścicieli wobec niego.
- No proszę. Jaki apartament- pochwaliłem jego luksus.
- Dzięki. Zasłużyłem sobie przez te wszystkie lata.
- Zazdroszczę ci takich przywilejów. U mnie trochę śmierdzi.
- Czym?
- Nie mam pojęcia, ale idealnie komfortowo nie jest. O masz klimatyzację…
- No latem ciężko bez niej tutaj.
- To, jaki plan działania?- zapytałem o scenariusz dnia.
- Nadal chcesz takiej zabawy?
- Szefowej nie muszę już przekonywać. Na stołówce powiedziała, że widziała nas wczoraj, gdy wychodziliśmy. Mówiła, że była sama i miała ochotę się do nas przyłączyć, ale nie miała czelności się wpraszać.
- A młoda?
- Jej nie pytałem o zdanie. Pogramy w planszówki, wypijemy, aby się rozluźnić, ale bez przesady by każdy był świadomy tego, co się będzie działo.
- Ja zapewniam rozrywkę i alkohol. Resztą musisz pokierować ty- poklepał mnie po plecach jak ojciec syna.
- Mam kilka wątpliwości, ale muszę się z tym zmierzyć.
- Jesteś młody. Wykaż się to może przejmiesz pałeczkę po mnie…
- Ja się nie nadaję. Lubię być wolny bez zobowiązań.
Dodaj komentarz