Hermiona otworzyła oczy. Od razu poczuła suchość w ustach i tępy ból w czaszce. Próbowała podnieść się, ale coś jej to uniemożliwiało. Więzy. Była związana. Panika urosła w niej i kobieta chciała krzyknąć, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk, prócz cichego jęku wywołanego bólem zdartego gardła. Krzyczała. Sądząc po stanie jej gardła, długo i rozpaczliwie. Przesunęła się na tyle na ile pozwalała jej niewygodna pozycja i próbowała rozejrzeć się po pomieszczeniu, ale niestety panujący tam półmrok skutecznie przeszkadzał jej w tym. Dostrzegła jedynie lampkę nocną jakieś 3 - 4 metry przed nią i łóżko. Skołtuniona pościel przywodziła na myśl miejsce uciech i zabaw. Zadrżała ponownie. Pot perlił się na jej twarzy, a potargane włosy opadały na czoło drażniąc wilgotną skórę. Jej tętno przyspieszyło. Ktokolwiek ją tu zamknął, musiał się w końcu zjawić, a wtedy wszystko się wyjaśni i wróci do domu. Do Severusa...
Wtedy jakby obuchem dostała...
Nie ma już do kogo wracać, przecież odeszła od Severusa. Zostawiła go, a swoją ucieczkę usprawiedliwiła tylko w kilku słowach na maleńkim skrawku papieru. Jak tchórz. Wszystko do niej wróciło. Ostatnia kłótnia, poczucie niemocy i porażki. Paląca potrzeba zniknięcia. Pakowane w pośpiechu walizki.
Fala łez, która wybuchła w pociągu. Miły chłopak, który chciał ją pocieszyć. Jego ciepłe oczy, rozbrajający, choć troszkę krzywy uśmiech. Hermiona poczuła jak jej serce zamiera. Jest mądrą, trzeźwo myślącą osobą, a dała się tak łatwo podejść. Poczuła palący wstyd. Wypłakała się, otarła łzy i kilkakrotnie podziękowała nieznajomemu za ukojenie nerwów i towarzystwo. Dalsze wydarzenia stanowiły białą plamę. Domyślała się jednak, że to właśnie ten sympatyczny chłopak musi stać za jej obecnym położeniem.
Dziewczyna pół - siedziała, pół - leżała na podłodze w jej tymczasowym więzieniu i bezgłośnie płakała nad własnym losem. Nad swoją głupotą i naiwnością. Nad obrażeniami, których niewątpliwie doświadczyła
i pulsującym bólem, który zaczął ogarniać jej ciało. Ale przede wszystkim myślała o Severusie. O tym co właśnie robi, czy myśli o niej?
Żałowała, że zachowała się tak impulsywnie i wbrew sobie. Gdyby tylko posłuchała rozumu, a nie serca!
Porozmawialiby, a ona nie byłaby teraz w niebezpieczeństwie...
Odrętwiała, senna i spragniona próbowała ostatkiem sił zachować trzeźwość umysłu, gdy drzwi co do których nawet nie wiedziała, że istnieją otworzyły się gwałtownie i stanął w nich napastnik. Początkowo mrugała w niedowierzaniu, gdyż sączące się z korytarza światło ją drażniło. Po kilku sekundach wreszcie zrozumiała, że jest zgubiona. Jej porywaczem był Wiktor Krum. Krzyknęła rozpaczliwie, a gdy na jego ustach pojawił się uśmieszek który pamiętała jak przez mgłę, zaczęła odsuwać się nerwowo i trząść. Doskoczył do niej i uniósł jej podbródek tak, że musiała spojrzeć mu w oczy. O dziwo, w tym geście nie było brutalności czy nachalności jakiej się spodziewała. Wręcz przeciwnie, gdyby nie okoliczności, uznałaby jego dotyk nawet za pieszczotliwy. Przymknęła oczy i starała się uspokoić oddech. Cokolwiek chodzi mu po głowie, ona będzie w stanie mu to wyperswadować. Uśmiechnęła się przymilnie i weszła w rolę, którą zdecydowała się przyjąć, by przetrwać. Gdy się odezwała, jej głos był jedną wielką słodyczą.
- Wiktorze? - Spojrzała mu prosto w oczy, mając nadzieję, że jest to spojrzenie uwodzicielskie.
- Cokolwiek chcesz powiedzieć, odpowiedź brzmi nie.
- Dlaczego nawet nie zapytasz?
- Hermiono. Musisz zrozumieć, że robię to dla twojego dobra. - Dziewczyna ugryzła się w język, byle tylko nie wykrzyczeć mu w twarz, gdzie może sobie wsadzić swoje dobre chęci.
- Chyba nie rozumiem? - Uśmiechnął się gładko, jakby podejrzewał, że tak odpowie. Ta dyskusja wyraźnie sprawiało mu radość, a dziewczyna coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że ma do czynienia
z szaleńcem.
- Wytłumaczę ci wszystko, ale jeszcze nie teraz. Na razie musisz odpoczywać. Teleportacja cię osłabiła.- Podniósł się i chwycił za klamkę. Hermiona rozpaczliwie rzuciła się do przodu, chcąc go zatrzymać jak najdłużej. Wyciągnąć coś z niego.
- Nie! Nie zostawiaj mnie. Potrzebuje cię. - Jego uśmiech, choć wciąż upiorny i obleśny, powiedział jej,
że trafiła w sedno. Mężczyzna cofnął się nieznacznie i spojrzał na nią badawczo.
- Na razie tylko tak mówisz, ale już niedługo i będziesz naprawdę tak uważać. Powiem ci tylko tyle...Jeżeli wciąż krzywdzącego cię Snape' a byłaś w stanie pokochać, mnie też pokochasz.
Kolejna bezsenna noc powoli robiła z niego chodzące zombie, ale nie dbał o to. Uruchomił wszelkie kontakty jakie miał, zarówno te w Ministerstwie jak i te poza nim. Każda sekunda była wypełniona rozpaczliwą tęsknotą, bezsilnością i poczuciem winy.
Niestety zdawał sobie sprawę iż jest na przegranej pozycji. W świecie czarodziejów, kiedy ktoś chce zniknąć, jest to tak proste, że w zasadzie każdemu może się udać. Teleportacja, zmiana wyglądu, czary maskujące, blokujące wykrywanie...
Próbował pocieszać się tym, że Albus zaangażował najlepszy zespół ds. czarodziejskich zaginięć, no i dał mu wolną rękę w poszukiwaniach, jednak tygodnie mijały, a oni nie natrafili nawet na najmniejszy ślad.
Wstał z nieposłanego łóżka i nawet nie patrząc w lustro wyszedł jak zawsze na obchód. Patrolował korytarze błądząc myślami i usiłując sobie przypomnieć jak najwięcej z tamtego wieczora. Niestety, kiedy człowiek się czymś martwi, pewne rzeczy wypierają inne z umysłu i nie pozwalają się skupić na detalach.
Gdy dotarł do łazienki prefektów, usłyszał coś jakby jęk, a zaraz po tym mamrotane w pośpiechu słowa. Nie miał nastroju na odejmowanie punktów, więc odwrócił się by odejść, ale jednak jego dusza służbisty zawróciła go i wparował do pomieszczenia niczym tornado. To co zobaczył prawie zwalił go z nóg.
Chuck w pośpiechu otarł zaczerwienione oczy i odwrócił się tyłem do Profesora. Żałośnie pociągnął nosem
i oddychał głęboko. Wyglądał jak kupka nieszczęść. Snape stracił rezon. Spodziewał się nakryć migdalącą się parę, a nie wpaść na swojego ucznia i do tego konkurenta - który najwyraźniej jest równie zrozpaczony jak on sam. Nie wiedząc jak się zachować poklepał go delikatnie po plecach i rzucił półgębkiem:
- Weź się w garść, znajdziemy ją.
- A jeśli nie?
- Co to ma znaczyć? - Chuck odwrócił się w jego stronę. Jego zapłakane oczy były smutne, ale również zdeterminowane.
- Dobrze Pan wie, co chcę powiedzieć. - Mężczyzna w sekundzie znalazł się przy blondynie z wyciągniętą różdżką i groźną miną.
- Sugerujesz coś Newborn?
- Myślę, że pora otworzyć oczy Profesorze Snape. Ona nie wróci. Nie dlatego, że ktoś ją porwał czy uwięził, ale dlatego, że za słabo ją Pan kochał.
- Jak śmiesz?! Odwołaj to!
- W głębi duszy, jeśli oczywiście jakąś Pan ma, doskonale zdaje Pan sobie sprawę, że mam rację.
- A ty niby kochałbyś ją bardziej? - Jego głos był szyderczy.
- Kocham ją na tyle mocno, by pozwolić jej być z Panem, mimo że ni cholery Pan na nią nie zasługuje. - Blondyn wyminął Mistrza Eliksirów i wyszedł z łazienki, zostawiając Severusa w ciszy błękitnych ścian,
z bolącym sercem i pustką w głowie.
Severus Snape pierwszy i ostatni raz postanowił zrobić coś wbrew swojej naturze.Z własnej woli poszedł na szczerą rozmowę z Minerwą. Przed nią jedną potrafił się otworzyć choć trochę, a niczego tak nie potrzebował jak jakiejś życzliwej osoby u swojego boku. To znaczy potrzebował Hermiony, ale na to nie miał szans. Gdy wtoczył się do gabinetu koleżanki spojrzała na niego zza okularów i uniosła lekko brew. Nie odezwała się jednak, co przyjął za dobrą kartę.
Usiadł na fotelu na przeciw Profesorki i spojrzał na nią mętnym wzrokiem.
- Chciałeś czegoś Severusie? Alkoholu nie mam, jeśli o to ci chodzi.
- Ty też uważasz, że ona ode mnie odeszła. Sama?
- Słucham?
- Nie każ mi się powtarzać, sądzę, że wiesz o co pytam.
Cisza, która nastąpiła po jego wypowiedzi wbijała się w jego serce niczym raniące boleśnie szpileczki. Zabrakło mu tchu. Uniósł oczy, a gdy napotkał spojrzenie mądrych kocich oczu, poczuł się zdradzony i oszukany.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- A chciałeś słuchać?
- Zorganizowałem akcje poszukiwawczą, rozwieszałem plakaty, rozpytywałem mugoli, biegałem wte i z powrotem a ty cały czas trwałaś u mojego boku...nie wierząc, że to cokolwiek da? - Jego głos jeszcze nigdy nie brzmiał tak rozpaczliwie. Był rozbity nie tylko stratą ukochanej, ale i zdradą przyjaciółki.
- Miałam nadzieję, że w którymś momencie ona wróci. Zrozumie, że jej miejsce jest przy tobie i wróci.
Wszystko zostało ci odebrane, nie mogłam, zabrać ci jeszcze nadziei.
- Świetnie! Stokrotne dzięki za nic Minerwo!
Nie zatrzymywała go, bo i tak nie miałaby nic na swoje usprawiedliwienie. Wiedziała, że dziewczyna nie została porwana, ale wiedziała też, że Severus kocha ją bardziej niż jest w stanie wyrazić i liczyła, że ona w końcu też to zrozumie i da mu kolejną szansę. Dni jednak mijały, a ona się nie pokazała. Wszyscy powoli zaczynali szeptać po kątach o zaprzestaniu poszukiwań i jedynymi osobami, które wciąż i wciąż myślały tylko o Hermionie byli Weasley'owie, Potterowie, Snape i na jego nieszczęście młody Newborn.
Początkowo pomysł z porwaniem wydawał się być idealnym usprawiedliwieniem zniknięcia nauczycielki. Zmobilizowali się i szukali jej w różnych zakątkach, ale w końcu dzień za dniem, każdy z ekipy poszukiwaczy dochodził do smutnej prawdy : Hermiona wyjechała i być może już nigdy jej nie zobaczą.
Choć był to bardzo abstrakcyjny scenariusz, został przyjęty za pewnik i w szóstym tygodniu zaprzestano poszukiwań. Ulotki zniknęły z dworców i centrum handlowych, straże nie patrolowały już Zakazanego Lasu oraz wioski Hogsmeade.
A co robił Severus? Pił. Pił całymi dniami, od kiedy odkrył, że wszyscy mieli go za nieudacznika, który nie był w stanie zatrzymać przy sobie miłości swojego życia i pił, do momentu, aż zrozumiał, że to prawda.
Kiedy wreszcie to nastąpiło, otrząsnął się z amoku i opuścił lochy. Pojawiając się na uczcie śniadaniowej wywołał takie poruszenie wśród uczniów, że część z nich od razu pobiegła do pielęgniarki po środki na ból brzucha.
Jak gdyby nigdy nic usiadł na swoim zwyczajowym miejscu za stołem, zaraz jednak został gestem przywołany przez Dyrektora Hogwartu. Niechętnie podszedł do siedzącego starca i spojrzał mu prosto w oczy.
- Czego?
- Severusie! Nikt nie cieszy się bardziej z twojego widoku niż ja, ale może trzeba było najpierw wziąć prysznic?
- Nie narzekaj.
- Absolutnie! Mam rozumieć, że mogę odwołać zastępstwa na ten tydzień?
- Tak, pora wreszcie pokazać tym smarkaczom, że niczego nie potrafią. - Uśmiechnął się wrednie, ale jak zauważył starzec, uśmiech ten nawet na sekundę nie dosięgnął jego oczu. Wręcz przeciwnie, wydawały się one martwe i bez wyrazu. Zupełnie jakby coś umarło i poszło w niepamięć. Dumbledore pomyślał z żalem, że Severus musiał zamknąć na zawsze swoje serce i będzie teraz gorszy i bardziej bezlitosny niż kiedykolwiek. Stracił coś cennego, ale to oni wszyscy odczują jego ból. Każdego dnia będzie się samobiczował, udając, że wszystko jest w porządku i że zapomniał już o Hermionie. Pokręcił tylko głową i odprawił młodszego mężczyznę.
Wiktor Krum nie należał do najbystrzejszych czarodziejów, ale jego plan zdawał się działać idealnie.
Więził Hermionę już kilka tygodni. Podczas wycieczek do magicznego świata co jakiś czas natykał się na ulotki, zdjęcia i grupy poszukiwawcze, ale w duchu śmiał się z nich. Nie mogli jej znaleźć, bo ukrył ją w całkowicie mugolskiej lokalizacji. Owszem tutaj też od czasu do czasu widywał sowy i słyszał ciche kliknięcia świstoklików, ale nic nie wiązało się z jego ukochaną. Ot, życie biegło dalej.
Karmił ją, dawał świeże ubrania, ale przede wszystkim kładł jej do głowy tyle głupot i kłamstw ile była w stanie znieść. Miała potężny umysł, ale on również podszkolił się w oklumencji. Umiał naginać prawdę i kamuflować swoje małe oszustwa napełniając jej głowę sfabrykowanymi wspomnieniami ich wspólnej przeszłości. Szło mu całkiem nieźle, jak sam określał, bo z tygodnia na tydzień stawała się coraz bardziej potulna. Już nie wzdrygała się przed jego dotykiem, nie odmawiała posiłków i dostęp do jej myśli był coraz łatwiejszy. Jej opór słabł i oboje to wiedzieli. Nie przeszkadzało jej to wyzywać go i krzyczeć w niebo głosy, ale tym się nie przejmował. Jeszcze trochę i będzie krzyczała z rozkoszy, nie z poczucia krzywdy. Aby dać jej poczucie jako - takiej swobody rozkuwał ją raz dziennie, aby mogła zażyć kąpieli i się odświeżyć, oczywiście nałożył na nią takie zaklęcia, że choćby chciała, nie mogłaby uciec. Jej los był już przesądzony.
Wstał wcześnie rano, wyszedł do piekarni po świeże pieczywo oraz wędlinę. Pogwizdywał cicho, by dać upust podnieceniu jakie ogarnęło go od rana. Dziś przekona się czy Hermiona jest gotowa przenieść ich związek na wyższy stopień.
Wszystko zaplanował. Romantyczna kolacja, świece, prezent. Kobiety lubią takie rzeczy, a nie wątpił, że Hermiona nie stanowi wyjątku. Niestety najgorzej manipulowało się nią wieczorem, gdyż była już w pełni obudzona i świadoma wszystkiego co się dzieje, więc musiał najpierw złamać ją trochę. Odpiął łańcuchy i prawie udało mu się uchylić przed kopniakiem jaki mu zaaplikowała. Udał, że wcale nie bolało i podźwignął ją do pozycji stojącej. Spojrzała na niego wyzywająco, ale zignorował to. Pociągnął ją w stronę kuchni i usadził na krześle. Jeśli była zaskoczona, nie dała tego po sobie poznać. Różdżką uruchomił gramofon stojący na komodzie i przelewitował talerze pełne parującego makaronu stawiając jeden przed nią, a drugi na serwetce przy jego krześle. Usiadł na przeciw dziewczyny i spojrzał na nią wyczekująco. Wyglądała pięknie z rozczochranymi włosami i tym wyzywającym spojrzeniem, ale miał niejasne przeczucie, że coś jest nie tak.
- Coś nie tak kochanie? - Silił się na pieszczotliwy ton, mając nadzieję, że skutecznie zamaskował irytację.
- Hm jeszcze pytasz? Pomyślmy.Więzisz mnie jak psa. Karmisz mnie z miski jak psa. Mam swój własny łańcuch - jak pies! - Wyliczała na palcach kolejne przewiny, patrząc mu prosto w oczy.
- Już nie długo to się zmieni. Obiecuje. Może nawet dzisiaj, jeśli...
- Wiktorze! Bądź przez chwilę poważny. Choćbyś nie wiem ile majstrował w mojej głowie i aplikował jakieś bzdurne wspomnienia, to nic się nie zmieni. Zawsze byłeś tylko kolegą, nikim więcej! - Patrzyła jak jego źrenice zmieniają się w słupki, gdy dochodzi do niego, co właśnie powiedziała. Uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na niego z wyższością.
- Naprawdę sądziłeś, że tak łatwo złamałbyś moje bariery obronne? Jestem słaba w penetracji umysłu, owszem, ale bronić go uczyłam się od najlepszego. - Krum zacisnął pięści, podniósł się z krzesła gotowy do ataku, ale zaraz oprzytomniał, że dziewczyna nie ma różdżki i nie może zrobić mu krzywdy.
- Nie kpij ze mnie!
- Nie kpię! To tylko twoja zasługa. - Oparła policzki na rękach, kładąc łokcie na stole w znudzonym geście - Kto jak kto, ale mój tak zwany ukochany powinien wiedzieć, że nie znoszę spaghetti, a na pomidory jestem uczulona. Nie sądzisz? - Spojrzała na niego uwodzicielsko i zaśmiała się cicho.
- To niczego nie zmienia. Nadal uważam, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
- Kto? Ja i ty? - Pokazała na niego, a następnie na siebie palcem udając zaskoczenie.
- Nie pogrywaj ze mną Hermiono - warknął.
- Wiktorze. Więzisz mnie tu...ile? Ponad miesiąc to na pewno. W ciągu tego czasu skakałeś nade mną jak nad pisklęciem. Gdybyś chciał mi zrobić krzywdę, już dawno byś to zrobił. Ale nie, ty myślisz, że możesz zamienić mój mózg w papkę, a potem zapewne zmienić mi wygląd i wywieść gdzieś daleko i żyć długo i szczęśliwie? Jaki to miałoby sens? To nie byłabym ja, rozumiesz?! Nie pokocham cię! Czy z magią, czy bez magii, moje serce już zawsze będzie należało do Severusa. Nie zmienisz tego, choćbyś nie wiem jak chciał.
-Wypuść mnie - dodała łagodnie.
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić...
- Dlaczego?
- Zaraz wrócisz do tego kretyna z lochów, pewnie urodzisz mu bachora, a on i tak cię zostawi.
- Skąd pomysł, że w ogóle chciałabym mieć dziecko? - Spojrzała na niego dziwnie zaintrygowana.
- A jak mogłabyś nie chcieć?
- Normalnie?
- O czym ty mówisz? - Wydawał się być autentycznie spanikowany. Jakby nagle oznajmiła mu, że magia nie istnieje, a oni wszyscy są pacjentami w psychiatryku.
- Nie wiem jakie masz o mnie zdanie, czy raczej wyobrażenie, ale nigdy nie ciągnęło mnie do macierzyństwa. Nie planowałam dzieci kończąc szkołę, nie planuje ich również teraz, a jak już tak szczerze rozmawiamy, nie chcę być matką. Nigdy. - Starała się cały czas patrzeć mu w oczy, aby dotarło do niego, że mówi poważnie.
- Hermiono! Jak możesz tak mówić? Przecież dzieci są wspaniałe.
- Nie twierdzę, że nie. Dzieci są cudem, ale nie każdy jest zdolny do podjęcia się tak wielkiej odpowiedzialności. Dziecko to praca na pełen etat przez długi czas. Nie sądzę, bym mogła zrezygnować z siebie na rzecz jakiejś innej istoty nie oczekując niczego w zamian. Skłamałabym, mówiąc, że bez wahania podjęłabym się czegoś takiego.
- Myślę, że jak dobrze to przemyślisz, to dojdziemy do jakiegoś porozumienia w tej sprawie. - Spojrzał na nią z nadzieją i pochylił się, by chwycić jej dłonie w swoje, ale dziewczyna zgięła się w pół i zaczęła chichotać.
- Słuchaj Wiktorze. Nikt, naprawdę nikt nie jest w stanie przekonać mnie do zmiany zdania w jakiejkolwiek sprawie. Severusowi - tylko przypomnę - miłości mojego życia, raz udało się nakłonić mnie do pewnych ustępstw, ale sprawa była tak błaha, że odpuściłam dla świętego spokoju, a ty myślisz, że przekonasz mnie do zrobienia sobie dziecka? Wybacz wulgaryzm, ale nawet taki porąbaniec jak ty musi widzieć w tym absurd. Prawda? Powiedz, że widzisz, że to idiotyczne?
- Dlaczego tak się zachowujesz?
- Tak to znaczy jak? Nie zgodnie z twoim planem? Wiktor, jestem już zmęczona. Powiem to po raz ostatni. Nie mam zamiaru się z tobą wiązać, nie dam ci dziecka, nie pokocham cię, więc albo będziesz mnie tutaj więził, aż umrę ze starości, albo mnie wypuść, bo to już nie jest zabawne.
- Dlaczego nie możesz pojąć, że cię kocham? Chcę byś była szczęśliwa. Ze mną.
- I nie widzisz problemu w tym, że te dwa stwierdzenia się wykluczają? - patrzył na nią nic nie rozumiejąc. - Miłości nie wywołasz zaklęciem, nie pokocham cię nawet jakbyś wlał we mnie flakon Amortencji. Jestem zakochana w Snape'ie i czy jesteśmy razem, czy nie, moje uczucia są stałe.
Dlatego zaklinam cię, wypuść mnie, bo niczego nie wskórasz.
- Dobrze zatem. - Dziewczyna odetchnęła z ulgą, ciesząc się w duchu, że wreszcie będzie wolna. Zaraz jednak jej mina zrzedła, gdy mężczyzna podniósł się i na nowo zakuł ją w kajdanki.
- Nie rób tego Wiktorze! Proszę cię! Zachowaj się rozsądnie! To niczego nie zmieni. Nie ma dla nas przyszłości. - Szarpała się, próbując powstrzymać go od wepchnięcia jej do pokoju, w którym spędziła ostatnie tygodnie, ale był za silny. Wylądowała twardo na podłodze, a łzy bezsilności przesłoniły jej widok.
- Skoro nie ma dla nas przyszłości, to dla ciebie też nie.
Usłyszała tylko rzucone na odchodne słowa, a następnie pokój pogrążył się w ciemności. Została sama.
Płakała, biła pięściami w ścianę, ale jej porywacz więcej się nie pojawił.
Gdy się obudziła, musiało być wczesne popołudnie. Słońce leniwie sączyło się przez zasłonięte kotary, ale dziewczyna czuła, że jest jej strasznie zimno. Nie miała czucia w dłoniach ani stopach. Noc na zimnej posadzce bardzo ją osłabiła, a dodatkowo przecież nic nie jadła. Trudno, będzie musiała poradzić sobie z uszczuplonymi zapasami energii. Rozcierała sobie barki i łydki energicznymi ruchami, by choć trochę się rozgrzać, a gdy wreszcie była w stanie się podnieść, usłyszała jakieś ruchy od strony korytarza. Przyłożyła ucho najbliżej jak się dało, byle tylko nie dotykać ściany, ale nie rozróżniała słów. Słyszała tylko jeden głos, więc najprawdopodobniej Krum korzystał z komórki. Gdyby tak udało jej się ją ukraść, zadzwonić do któregokolwiek z mugolskich przyjaciół...
Czekała, aż pojawi się z kanapkami jak zawsze, jednak nie zjawił się. Prócz porannej rozmowy, przez cały dzień nie usłyszała już niczego innego. Dom był pusty. Wiktor nie zjawił się również następnego dnia. Powoli zaczynało jej być nie dobrze z głodu, woda znikała w zastraszającym tempie. Panika zalewała jej ciało falami, zwłaszcza pod wieczór, gdy robiło się zimno. Trzeciego dnia, gdy była już tak słaba, ze tylko leżała na ziemi, poczuła jak coś ciągnie ją do pionu i przytrzymuje by nie upadła. Z wysiłkiem otworzyła oczy, a jej wyobraźnia podsunęła jej widok Severusa. Uśmiechał się kpiąco, przez co był bardzo realistyczny. Rzuciła się w jego objęcia, jednak dotyk, który poczuła, był obcy, nie znajomy. Otworzyła szerzej oczy, a twarz, która na nią spojrzała, przyprawiła ją o gęsią skórkę. Wszystko zlewało się w jedną całość. Zamknęła oczy, nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się na prawdę. Mężczyzna trzymał ją w żelaznym uścisku i uśmiechał się obleśnie. Spojrzała w jego przekrwione oczy, zmierzyła go wydawać by się mogło zimnym spojrzeniem, ale zarechotał na całe gardło, więc musiała wyglądać bardziej żałośnie niż myślała. Pociągnął ją w stronę kuchni, ale nie zatrzymał się. Był brutalny i nic nie robił sobie z jej krzyków. W końcu zatrzymał się, a gdy zachwiała się niebezpiecznie, wcale nie złapał jej by nie upadła. Pozwolił jej ciału opaść na podłogę i potłuc się boleśnie. Załkała żałośnie i ze spuszczoną głową patrzyła na wzorek na płytkach. Trzęsła się z zimna i ze strachu.
Być przetrzymywaną przez Wiktora Kruma - ciapowatego niby śmierciożercę z niezbyt rozwiniętym umysłem to jedno, ale być zdaną na łaskę Blaise'a Zabiniego generała w szeregach Voldemorta, o wyjątkowo nieciekawej reputacji, to już poważniejsza sprawa. Wierzyła, że Wiktor w końcu pójdzie po rozum do głowy, albo chociaż popełni błąd i wtedy ona to wykorzysta. Z Zabinim natomiast, mogło być naprawdę niebezpiecznie. Był żądną krwi bestią i nie miała szans go przechytrzyć. Była zgubiona.
1 komentarz
Ja
Dobre! Czekam na rozwoj wypadkow ;-)