-Posłuchaj....wiem...wiem, że chcesz wrócić do Hogwartu, w pewnym sensie cię rozumiem, to twój dom i tak dalej, ale uczenie, to ciężka praca.Skąd masz pewność, że podołasz?Ministerstwo mimo, że w tej chwili to zgraja idiotów, oni nie przyjmą cię jak swoją, tylko będą robić ci trudności, dlaczego myślisz, że jesteś na to gotowa?Chcesz się sprawdzić, rozumiem, ale jesteś jeszcze taka młoda.
-Niech Pan nie przesadza, przecież zaczął Pan nauczać będąc nie wiele starszym ode mnie.
-Punkt dla ciebie.-Uśmiechnęła się z wyższością.
-Cokolwiek mnie tam czeka, będzie tam Pan, będzie Dumbledore, dam sobie radę.
-Nie będę cię traktował ulgowo, tylko dlatego że uratowałaś mi życie.-Parsknął śmiechem, a słysząc to Hermiona szturchnęła go w bok.Spojrzał na nią zaskoczony, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że są tak blisko siebie.Gdy dziewczyna spłonęła rumieńcem wstał i skinął jej głową.
-Profesorze?
-Dziękuję.
-Nie.To ja dziękuję.
*
Gdy tylko dziewczyna znalazła się poza zasięgiem wzroku mężczyzny, puściła się biegiem.Natrafiła na Panią Weasley, która zagoniła ją do pomocy w kuchni.Gdy już wszystko zostało zrobione, słońce chyliło się ku zachodowi.Ruszyła dziarskim krokiem na poszukiwanie jedynej osoby z którą chciała teraz porozmawiać.
-Ron?Widzieliście Rona?-Gdy Harry i Ginny pokręcili przecząco głowami, dziewczyna szybkim krokiem opuściła salon w poszukiwaniu przyjaciela.Znalazła go przed domem, skrobał coś na pergaminie siedząc po turecku na trawie.Chciała zajrzeć mu przez ramię, ale w momencie gdy się pochyliła, a on się odwrócił, wpadła na niego i oboje osunęli się na zielone podłoże.Zakłopotani spojrzeli po sobie, chłopak bez słowa wstał i wyciągnął rękę do przyjaciółki.
-Szukałam cię.
-Tak?
-Ron!On się zgodził!-Rudzielec spojrzał na nią nie bardzo kojarząc fakty, a gdy się nie odezwał, kontynuowała.-Snape!Mogę nauczać w Hogwarcie!
-To cudownie!-Chwycił ją w ramiona i okręcił ją dookoła.Gdy ją puścił spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się niepewnie.Ron był jej przyjacielem, to jasne jak słońce, ale czy na pewno tylko przyjacielem?Jego zaczerwieniona twarz, ufne oczy i wściekle rude włosy, były znajome niczym dom w którym mieszka, ale jednak coś się zmieniło.Może zaczęła dostrzegać w nim zalety, które niewątpliwie posiadał?Może sprawił to ich mały sekret i podniecenie przyszłym powrotem do szkoły, a może po prostu traf, ale oboje jak na komendę pochylili się ku sobie jak do pocałunku.Doszedłby on do skutku, gdyby nie krzyk i odgłos tłuczonego szkła z głębi domu.Gdy go usłyszeli, odskoczyli od siebie jak oparzeni, spojrzeli po sobie i równocześnie zaczęli biec w stronę budynku.W środku zastali Harrego i Ginny a pomiędzy nimi resztki po wazie z proszkiem Fiuu.Para ciskała między sobą gromy, ich napięcie od razu się udzieliło.Ron podszedł do siostry, wyraźnie zaniepokojony.
-Co się stało?-Spojrzał na Harrego oczekując wyjaśnień.
-W zasadzie, to nic.Chciałem...chce, aby Ginny jako moja żona nie musiała pracować, a ona upiera się, że chce być magomedykiem. Więc jej powiedziałem, że skoro już podjęła decyzję to idę na piwo.Ona złapała mnie za ramię i waza się wyślizgnęła.To wszystko.
-Harry!Obgadajcie to.-Hermiona jak zawsze głos rozsądku, musiała rozwiązać problem.Złapała Rona za rękę i ruszyła ku drzwiom, zostawiając przyjaciół samych.Posłała Ginny pokrzepiające spojrzenie, którym zdawała się mówić, że pochwala jej wybór kariery zawodowej.
Przy drzwiach natknęli się na nikogo innego jak tylko Nietoperza.Spojrzał swojej byłej uczennicy w oczy, a gdy ta lekko się uśmiechnęła, zjechał spojrzeniem w dół na splecione dłonie dwójki przyjaciół.Ron chciał oswobodzić dłoń, ale dziewczyna przytrzymała go i bez słowa wyminęła nauczyciela.
W zaciszu pokoju chłopców, gryfonka zaczęła mówić.Lekko nieskładnie i przerywając dobrnęła do najgorszej w jej mniemaniu części.
-Posłuchaj ja lubię cię, szanuje i wszystko co już sobie powiedzieliśmy jest nadal prawdą, ale ostatnio czuję się inaczej.Jakbyś ty się zmienił.Wiem, że to niedorzeczne, bo jesteś tym samym chłopakiem, który stał przy moim boku na wojnie, ale jednak czuję zmianę.Może to ja po prostu zaczęłam patrzeć na ciebie pod innym kątem?-Spojrzała na niego ukradkiem.
-Nie wiem Hermiono, sam się w tym gubię.Moje uczucia do ciebie nigdy nie były tajemnicą, przecież wiesz.Wtedy gdy zdecydowaliśmy się być tylko przyjaciółmi, poczułem się trochę jakby coś umarło, wewnątrz mnie, ale równocześnie poczułem ulgę.Ulgę, że już nie muszę się starać, pamiętać, że nie mówi się z pełnymi ustami, że trzeba przepuścić cię w drzwiach, komplementować i słuchać uważnie każdego słowa.Mimo, że wiedziałem, że mój wysiłek może się opłacić, strasznie mi to ciążyło.Przyjaźń wychodzi nam znacznie lepiej niż...coś innego.-Jego policzki znów się zaróżowiły gdy podniósł na nią wzrok.Dziewczyna wyglądała jakby dostała obuchem w głowę.Po jej minie poznał, że nie na taką odpowiedź liczyła.Bez słowa odwróciła się do drzwi i gdy już je otworzyła krzyknęła tylko:-Nawet Snape zachowałby się lepiej od ciebie!-Trzasnęła drzwiami i w tym momencie dostrzegła koło siebie postać odzianą w granatowy płaszcz, która patrzyła na nią z zainteresowaniem.
-W czym jeszcze-poza oczywistym-byłbym lepszy od Ronalda?-Uniósł brew i spojrzał jej w oczy.
-To zależy co ma Pan na myśli PROFESORZE.-Zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głów i wróciła do oczu.Jej spojrzenie mówiło NIE ZADZIERAJ ZE MNĄ.
-Władanie różdżką?-Parsknął śmiechem widząc jej rozeźloną i zaskoczoną minę.
-Chodź Granger przejdziemy się, zanim kogoś udusisz.
-Skąd pewność, że Panu nic się nie stanie?
-Przekonajmy się.
*
Teleportował ich do Londynu, tego była pewna, ale gdzie dokładnie nie potrafiła stwierdzić.Przed ich oczami roztoczył się widok gwieździstego nieba i dość stromego zbocza.Na dole było pełno malutkich domków, w niektórych świeciło się światło. Hermiona spojrzała w górę i poczuła pod powiekami piekące łzy.
Odwróciła się plecami do towarzysza, by zetrzeć je niezauważalnie, ale gdy na niego spojrzała, stał zupełnie z boku, wcale na nią nie patrząc.
-Dlaczego tutaj jesteśmy?
-Widzę co się dzieje, masz żądze mordu w oczach a Weasley był dosłownie zielony na twarzy.Przychodze tu zawsze, jak potrzebuje zebrać myśli.
-W zasadzie to nie powinnam być na niego zła.
-Ale jesteś.
-Tak.
-Zawsze uważałem, że Ronald ma najbardziej przekichane.
-Dlaczego?
-Pomyśl sama.Każdy z jego braci był w pewien sposób inny wyjątkowy, specjalny.Bill-przystojniak, Charlie-miał rękę do zwierząt, Percy-prymus, Bliźniaki-chyba nie muszę mówić, Ginevra-sam fakt, że jest dziewczyną czyni ją wyjątkową, a Ron?Cóż jeśli wziąć pod uwagę częstotliwość z jaką wpadał w kłopoty w szkole i jego niechęć do uczenia się na błędach, można orzec, że on po prostu nie miał nic do stracenia.Cokolwiek by nie zrobił i tak któryś z jego braci już miał to za sobą.Dopiero udział w bitwie tchnęły go pewnością siebie, ale w gruncie rzeczy nic się nie zmieniło.Jest nijaki, a taka dziewczyna jak ty, mogła uczynić go wyjątkowym.Z tobą u boku, mógłby przenosić góry, a przynajmniej tak mu się wydawało.
-To znaczy?
-Och spójrz.Jesteś piękna, mądra, sprytna i masz wszystkie te cechy, które młodzi chłopcy uwielbiają w dziewczynach, a że dojrzewałaś na jego oczach, to praktycznie czyniło z ciebie jego jedyną opcję.
-Dlaczego?
-Bo nikt inny by go nie zechciał?
-To nie prawda!Ron jest przystojny, miły, odważny.
-Poprawka, był taki dla ciebie.Chciał ci zaimponować.Nabrał ogłady, trochę pomęczył się z książkami i manierami, ale doszedł do wniosku, że gra nie jest warta świeczki i dał ci kosza.
-Jest Pan bezczelny!
-Mogłaś zostać w Norze.
-Praktycznie siłą wypchnął mnie Pan za drzwi.
-Fakt, wracamy?
Gdy nic nie odpowiedziała podszedł bliżej i odwrócił się w jej stronę.Już nie płakała, ale w jej oczach czaił się smutek.
-Dlaczego aż tak się tym przejmujesz?
-Bo to on był moją jedyną opcją.
-To nonsens.Zresztą teraz będziesz tylko uczyć, spędzać całe dnie z małolatami które nie wiedzą za który koniec różdżki złapać, nie będzie czasu na miłostki.
-To kiedy będzie?
-Cóż, może nigdy?A może poznasz kogoś w Ministerstwie?Zawsze jest jeszcze opcja, że skończysz jak ja.
-Stara?Zgrzybiała?Z kamieniem zamiast serca?-Gdy tylko skończyła mówić powietrze między nimi zgęstniało.Nie odważyła się podnieść na niego wzroku, pewnie by ją uśmiercił.
-Przepraszam.Nie chciałam tego powiedzieć, wcale tak nie uważam.
-Chodziło mi o to, że pokochasz swoją pracę tak, że nie zostanie ci już uczuć dla kogoś innego.-Powiedział to ciężkim, twardym, zbolałym tonem.
-Nie chciałam Pana zranić.
-Kogoś kto zamiast serca ma kamień nie da się zranić prawda?
Chwycił ją za ramię i sekundę później znalazła się w ogrodzie domu Weasleyów. Sama.
Kolejne dni upływały w nerwowej atmosferze.Mimo iż Ron przeprosił, Hermiona raczej go unikała i ignorowała tyle ile była w stanie. Ginny i Harry kluczyli między nimi nie bardzo orientując się co się stało.
Gdy Severus przez tydzień nie pokazał się w Norze, Hermiona wyglądała już jak widmo.Wyrzuty sumienia zżerały ją od środka i nic nie mogła na to poradzić.Gdy po raz kolejny odeszła od stołu praktycznie nic nie przełknąwszy Molly walnęła pięścią w stół.Gestem tym nakazała wszystkim wyjść, co uczynili z ochotą. Gryfonka też podniosła się z zamiarem wyjścia, ale silne dłonie gospodyni przytrzymały ją.Spojrzała w surowe, ale równocześnie pełne zrozumienia oczy kobiety, która nie raz i nie dwa była jej matką.
-O co chodzi dziecko, czy mój syn cię skrzywdził?Nie jesz, nie śpisz, mów!
-Nie.To nie ma nic wspólnego z Ronem..choć w sumie ma, ale nie o niego chodzi.
-Więc o innego chłopca?-Dziewczyna parsknęła śmiechem, ale widząc zgorszoną minę mamy Rona, pokręciła głową.
-Chodzi o Profesora Snape'a.
-Snape!A cóż on ci zrobił?
-Nic!To ja go skrzywdziłam!-Jej spazmatyczny płacz odbił się echem po kuchni.
-Jak to?Dziecko, przecież ty muchy byś nie zabiła..
Hermiona zaczerpnęła mocno powietrza i opowiedziała kobiecie dokładnie wszystko, od początku do końca.Gdy skończyła, oczy kobiety były jeszcze smutniejsze, ale dobrotliwy uśmiech trochę je rozjaśnił.
-Kochanie...Severus jest twardy, twoje słowa, celowe czy nie, nie zabiją go.
-Wiem, ale głupio mi bo tak nie myślę.Podziwiam go za całą pracę dla Zakonu.Za szpiegowanie najbardziej.Ja nie miałabym takiej odwagi jak on.Mam ogromny szacunek do jego wiedzy, doświadczenia, uporu, w zasadzie chciałabym być taka jak on, nawet jeśli oznaczałoby to pożenienie się z pracą.Sama Pani wie, że kocham książki, on zresztą też.Jak mam tam wrócić i pracować zaraz koło niego, gdy wiem, że mnie znienawidził?Takich słów nie da się wybaczyć.-Dziewczyna znów zaczęła płakać.
-Jeśli Severus jest choć w połowie tak wspaniały jak ci się wydaje, to na pewno cię wysłucha i przebaczy.
-Ale przecież już tyle czasu się tu nie pokazuje.-Coś w spojrzeniu Pani Weasley kazało jej pomyśleć, że to nie do końca prawda.
-Unikał mnie?
-Może nie specjalnie?
-Pójdę już, dziękuję.
*
Dni mijały, Hermiona co jakiś czas była wyrywana ze smutnego nastroju przez wygłupy bliźniaków, lub Harrego, ale generalnie myślała tylko o zbliżającym się 1 września.Czas zaczął płynąć szybciej, a dziewczyna bała się powrotu o wiele bardziej niż skłonna była przyznać.
Gdy po jednym z meczy mini quiddicha wracała wraz z przyjaciółmi z prowizorycznego boiska, na parapecie czekał na nią list.Drżącymi rękami rozerwała kopertę i zaczęła czytać z bijącym sercem.Od razu przypomniało jej się, jak próbowała rozwikłać zagadkę manipulacji i intryg Snape'a.
Jak się okazało autorem tego listu też był profesor.
Panno Granger!
Proszę stawić się dnia 28 sierpnia w szkole, na wprowadzenie.
Mnie akurat nie będzie, ale Minerwa Panią oprowadzi, pokaże co i jak i udostępni Pani sypialnie i gabinet.
W razie pytań, bądź uwag, proszę zgłaszać się do niej, lub do Dyrektora.
Wciąż bezduszny i oschły
S.S
Gdy skończyła czytać swoją odpowiedź miała pewne wątpliwości, ale ostatecznie nic nie zmieniła i wysłała sowę w siną dal.
Severus Snape właśnie kończył spisywać listę ingrediencji do pewnego eliksiru nad którym wciąż pracował gdy poczuł głód.Udał się do Wielkiej Sali na posiłek.To że Granger go obraziła i ubodła do żywego, nie oznacza jeszcze że ma się głodzić.Z apetytem pochylił się nad obiadem.Nikt go nie zagadywał i chwała im za to.Już miał odejść od stołu, gdy pojawiła się sowa z listem w dziobku.Od razu ją poznał.O ile nie była to korespondencja od Pottera, a z góry mógł założyć że nie, pisała do niego Granger.Znowu.Zabrał list i powlókł się do lochów.W swoich komnatach opadł na łóżko i zaczął masować skronie.
-Ciekawe co ta mała złośnica znów wymyśliła.
W ciszy prześledził tekst co jakiś czas wybuchał śmiechem i kiwał głową z rozbawienia.List dziewczyny wprawił go w tak dobry nastrój, że od razu zasiadł do pisania odpowiedzi.
Kilka razy kreślił, ale generalnie jego opasła odpowiedź powinna ją satysfakcjonować.
Wypuścił ptaka przez frontowe drzwi zamku i już miał wracać gdy natknął się na Albusa Dumbledore'a.
-Severusie!Ty się uśmiechasz!
-O co wam wszystkim chodzi?Człowiek raz na sto lat nie może być szczęśliwy?
-Ostatni raz kiedy byłeś szczęśliwy, był wtedy gdy przyjaźniłeś się z Lily..-Widząc, że jego oczy ciemnieją na wspomnienie o byłej ukochanej, Albus objął młodszego mężczyznę ramieniem i ruszyli korytarzem.
-Kim tym razem jest ta szczęściara?
-Granger.
-Co?Severusie, Panna Granger jest nastolatką!-Starzec wyglądał na naprawdę wkurzonego, ale zaraz uśmiechnął się dobrotliwie.-Ale w sumie, każdemu należy się od życia, macie moje błogosławieństwo.
-Co?Czyś ty zgłupiał?Granger to wredna smarkula!Cieszę się tylko, bo przeprosiła mnie za swoje słowa i skomplementowała moją pracę.Czasem, gdy ktoś cię doceni to tak jakby dostać szczęśliwą kartę.Rozumiesz mnie?
-Och tak...doskonale...Hermiona to cudowna dziewczyna.-Mrugnął do niego i zaczął się oddalać.
-Na Merlina Starcze!
-Nazywasz mnie tak, tylko jeśli bardzo się wkurzysz, chyba coś jest na rzeczy?-Pomachał mu tylko i nie zważając na protesty odszedł w stronę Wielkiej Sali.
*
Panno Granger!
Dziękuję za list.Rozbawił mnie, nie przeczę, dodał otuchy i bardzo połechtał moje ego.Ile z tego co napisałaś było prawdą?
Twoje uwagi o przyszłych współpracownikach, w szczególności ta o Hagridzie i Minerwie bardzo mi się spodobały i muszę przyznać, zgadzam się z Tobą.Myślisz, że te ich schadzki to jakiś głębszy przekręt?
Miło jest czasem porozmawiać z kimś, kto widzi świat podobnie jak ty sam.Jak coś do odkrycia, jak labirynt z nie tylko jedną ścieżką do przebycia.Wierzę, że zgodzisz się ze mną.
Chcę, żebyś wiedziała, że nie żywię urazy.Twoje słowa, były głęboko skrywaną prawdą i bałem się ją usłyszeć, zwłaszcza od kogoś młodego, pełnego życia i z morzem możliwości.
Gdy przybędziesz do szkoły, liczę na to, że odbędziemy wiele owocnych rozmów o eliksirach, życiu, przyszłości.
Mimo wszystko by zachować twarz i trzymać fason muszę cię ostrzec, że wciąż jestem tym starym zgrzybiałym pacanem którego nienawidziłaś przez lata nauki.Teraz po prostu proponuje Ci małe zawieszenie broni, żebyśmy się wzajemnie nie pozabijali.
Tym co powiedziałaś się nie przejmuj, gdyby znalazł się ktoś zdolny do pokochania mnie, pewnie nie byłbym tym samym Nietoperzem co teraz, ale czy to źle?
Wciąż nieznoszący Twego wścibskiego, acz spostrzegawczego nosa
S.S
Po wysłaniu do profesora listu, gryfonka nie bardzo liczyła, że odpisze, a jednak z każdym dniem z którym odpowiedź nie przychodziła, jej nadzieje malały.Codziennie sprawdzała sowy i pytała tego z domowników który wstał najwcześniej, czy nie było do niej jakiegoś listu.Wciąż jednak spotykał ją zawód.
Chłopcy siedzieli w pokoju i grali w szachy.Od jakiegoś czasu między nimi wytworzył się mur.Ron zamknął się w sobie i prawie z niczego się nie zwierzał.Harry mniemał, że to przez te nagłe zaręczyny, ale Ron zapytany wyparł się.
-Ron pamiętasz te figurki, które dałem ci w zeszłym roku na urodziny?
-Jasne, o co chodzi?
-Mogę je zobaczyć?
-Gdzieś tam w stercie powinny być.-Machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku i skupił się z powrotem na planszy.Wybraniec ruszył w stronę kupy dziwnych skotłowanych przedmiotów.Znalazł tam podręczniki, parę zużytych skarpet, miętusy i piłeczki pingpongowe.Potem natknął się na stare egzemplarze proroka, a gdy wyciągnął jeden z nich, z pomiędzy kartek wypadła koperta.Zaciekawiony spojrzał na przód.
Hermiona Granger
-Ron!Jak mogłeś?-Rudzielec spojrzał na niego w panice.
-Harry!Ja musiałem.To Nietoperz!Oni wypisują do siebie listy, jakby się kumplowali, a przecież to Snape!
-To jest sprawa Hermiony z kim pisze listy!Nie masz prawa jej oceniać.-Zmierzył przyjaciela zimnym wzrokiem i z kopertą w ręce wyszedł z pokoju z zamiarem odnalezienia adresatki.
Znalazł ją zakopaną w książkach na strychu.Bez słowa wręczył jej list, a gdy ujrzał jak jej oczy się rozświetlają niby dwie żarówki, poczuł palący gniew w stosunku do rudzielca.Jeśli Hermiona tak żywo zareagowała, to na pewno w tym liście było coś ważnego, dla niej, albo dla Snape'a. Zostawił dziewczynę samą, by w spokoju mogła się zająć lekturą.
Od razu po przeczytaniu, dziewczyna pobiegła do przyjaciela, zapytać dlaczego wręcza jej list z datą z przed prawie tygodnia.Czerwieniąc się, Złoty Chłopiec wyjawił jak znalazł list i od razu chwycił przyjaciółkę za ramiona by nie pobiegła pobić Rona.Wściekłość w jej oczach kazała zadać mu jedno konkretne pytanie.
-Po co piszesz listy do Snape'a?
-Jak to?Przecież to nauczyciel...
-Hermiono, szkołę skończyłaś prawie dwa miesiące temu..czego mi nie mówisz?
-Będę uczyć Eliksirów od września.-Popatrzyła na niego niepewna reakcji.
-To wspaniale!-Chwycił ją w ramiona, tak jak kiedyś Ron, ale uczucie było zgoła inne.Szczęście rozlało się po jej organizmie, nie jest oceniana.Harry po raz kolejny okazał się wspaniałym przyjacielem.
Od tamtego pamiętnego wieczoru Hedgwiga kursowała dwa razy dziennie na trasie Hogwart-Nora.
Nikt jednak nie zadawał pytań.Domownicy przyzwyczaili się, że brązowowłosa co chwile skrobie coś po pergaminie, w Hogwarcie zaś, Snape nikomu nie musiał się tłumaczyć.
Listy przychodziły regularnie.Aż do soboty, ostatniego tygodnia wakacji.Wszyscy wiedzieli, że co roku w ten dzień urządzane jest przyjęcie urodzinowe Pottera.W tym roku również miało być. Severus omówił już to wydarzenie w liście do Hermiony. Wyraził głębokie ubolewanie nad faktem, że musi w tym uczestniczyć i żartował, że sam w sobie będzie dla solenizanta prezentem.
Oboje jednak, Severus i Hermiona, obawiali się tego przyjęcia.Będzie to ich pierwsze spotkanie od pamiętnej kłótni.Pisanie listów, daje komfort, ale spotkanie twarzą w twarz, będzie ciężkie.Oboje nie wiedzieli tylko jak bardzo.
Dodaj komentarz