- Opuści Pan Hogwart ? - Skąd taki pomysł ?- Warknął. Dzieciak działał mu na nerwy od początku, ale teraz od kiedy ślinił się do Hermiony, wprost nie mógł go znieść. - Niechcący podsłuchałem rozmowę rodziców, wspominali, że być może za niedługo zwolni się posada nauczyciela eliksirów, a skoro Hermiona, to znaczy... Panna Granger na pewno zostaje... - Nie wiem co usłyszałeś, ani czemu w ogóle cię to interesuje, ale zapewniam, jeśli wyjadę, dowiesz się o tym na uczcie. Żegnam. - Nie czekając na reakcje ucznia Severus odwrócił się i odszedł. Nie zamierzał się tłumaczyć przed tym podlotkiem. Głównie jednak nie odpowiedział, bo nie wiedział co zrobi. Miał mętlik w głowie. Hermiona była...wspaniała, jedyna w swoim rodzaju, cudowna i uzależniająca. Ale była też młoda, ambitna, piękna. Stanowiła prawdziwe przeciwieństwo jego samego, co zresztą zawsze starał jej się unaocznić. Ale nic to nie dało, zakochała się. Postanowiła całkowicie i bez reszty ofiarować mu serce, ale czy on był gotowy je przyjąć ? Owszem wyzwalała w nim uczucia, które już dawno wyparł, ale czy był gotów znów się z nimi oswoić? Potrzebował wytchnienia. Co prawda był dopiero początek tygodnia, ale ruszył pewnie do gabinetu dyrektora, by poinformować go, iż bierze krótki urlop. - Severusie! Co za niespodzianka, co cię do mnie sprowadza? - Dumbledore... jestem zmęczony, potrzebuję wyjechać..na trochę. - Ale co z zajęciami, kłopotliwa sytuacja. - Nie martw się zamienię kilka wykładów z Hagridem czy Minerwą i nadrobię po powrocie. Chciałem tylko abyś wiedział, że przez kilka dni nie będzie mnie w zamku.- Spojrzał na starca oczekując, że uśmiechnie się dobrodusznie i pożegna, ten jednak miał nieprzeniknioną minę i odezwał się dopiero upomniany. - Wiesz, że nie pochwalam tego co robisz... - Nie musisz, to moje życie.- Przerwał mu ostro.Dyrektor uśmiechnął się znad okularów i delikatnie pokręcił głową. Snape od razu się zjeżył. - Co znowu? - Nie sądziłem, że po tym wszystkim co przeżyłeś, po bitwach jakie wspólnie stoczyliśmy i ofiarach jakie przyszło nam składać, po prostu uciekniesz i to z tak błahego powodu.- Jego głos przybrał niemalże żartobliwy ton. - Nigdzie nie uciekam...potrzebuje wakacji, to wszystko. - Ona nie będzie wiecznie czekać. Zastanów się, dobrze ci radzę. - A ty znów swoje? Rozum ci odjęło? Jak możesz w ogóle zaczynać ten temat ? - Severusie.. jesteś mądrym człowiekiem, śmiem twierdzić jednym z mądrzejszych jakich miałem przyjemność poznać, ale nie zrozumiałeś jednej, elementarnej rzeczy, która napędza ten świat! - Snape wiedział, że teraz kiedy już dał mu zacząć wykład, łatwo mu nie popuści. Skinął tylko ręką, aby kontynuował, tak było łatwiej. - Czym było twoje życie po śmierci Lily? - Podniósł rękę, gdy zobaczył jego groźną minę.- Chcę powiedzieć, że choćbyś codziennie dostawał nowy naukowy tytuł, choćbyś był samym Ministrem Magii, wszystkie osiągnięcia obracają się w pył, bo nie masz z kim ich dzielić. Poznałeś już słodki smak miłości, nie pozwól by to, że kiedyś był to smak zazdrości i gniewu, przekreśliło wasze uczucie. Będziesz żałował, a Panna Granger prędzej czy później odłoży żałobę do szafy i...zapomni. W czasie tej tyrady mistrz eliksirów spuścił głowę i oddychał z trudem. Rozumiał co dyrektor chce mu powiedzieć i nawet prawie się z nim zgadzał, ale jak mógł jej to zrobić? Jak mógł wpuścić ją do swojego biednego serca i pozwolić jej zasiać na nowo nadzieję? Nie sądził by to potrafił i nie chciał się przekonywać, że na tym polu również czeka go porażka. Nie z nią i nie w tej sprawie.Ocknął się i spojrzał na swojego rozmówcę pustym wzrokiem. - Największą porażką, jest brak działania mój drogi.
*
Przemierzał korytarze niczym zombie, a gdy wreszcie dotarł do swoich komnat i spakował kufer, poczuł się naprawdę wyczerpany. Dotarcie na stację Hogsmeade zajęło mu o wiele za dużo czasu, ale nie dbał o to. Przez kilka krótkich chwil był wolny. Już wcześniej czuł, że będzie to raczej sentymentalna podróż i bardziej go rozstroi niż nastroi, ale czuł również, że musi do zrobić. Zatrzymał się u Horacego, a gdy tamten przestał go w końcu namawiać na wizytę w pubie, wyszedł w noc. Droga do celu nie zajęła mu długo. Wszystko wyglądało tak, jak pamiętał. Złote litery, które pogładził, przyjemnie chłodziły rozgrzane palce. Przesunął wzrok w bok i już wtedy poczuł pieczenie pod powiekami. Mnóstwo kwiatów, laurek, magicznych zniczy, nigdy niegasnących lampionów. Grób Potterów wyglądał o tej porze roku niczym jakiś odpustowy kramik, ale i tak go to wzruszyło. Tylu ludzi przybyło by oddać im hołd, by ich wspomnieć. Tylu ludzi ich kochało...lub nadal kocha. Sam nie zostawił nic. Lily nie lubiła tandety, zresztą i tak nie wiedziałby co wypada przynieść. Gdy wreszcie poczuł, że może normalnie zaczerpnąć tchu, ruszył nie oglądając się za siebie. Do ruin domu Potterów dotarł w niedługim czasie. Przystanął, rozejrzał się wokoło i wszedł do środka. Poprzekrzywiane ramki na zdjęcia, które nie tylko nie pospadały ze ścian, ale również nadal zawierały ruchome obrazy, napawały go przygnębieniem. Lily była piękną kobietą. Zawsze uważał, że mogła trafić lepiej niż na tego dupka, ale wbrew obiegowej teorii, cieszył się, że znalazła szczęście u jego boku. On sam nie potrafił jej go dać. Przynajmniej nie w sposób i na warunkach jakich oczekiwała. Miał trudny charakter zdawał sobie z tego sprawę, ale jednego nie mógł jej wybaczyć. Nie walczyła o nich. Gdy zrobiło się ciężko, po prostu uciekła nawet nie próbując go zrozumieć. Już po latach, będąc panią Potter zgodziła się z nim spotkać, ale to już nie było to. On się zmienił, ona się zmieniła. Magia między nimi wyparowała, ale dogasające uczucie nie pozwoliło mu wyjść, bez odpowiedzi. Wrócił pamięcią do tej rozmowy. Ujrzał siebie zgarbionego, rozbitego - istną żałobę, oraz ją - kwitnącą, uśmiechniętą. Spotkali się w jakimś parku, sam nie wiedział czy dlatego, że nie chciała się z nim spotkać w kawiarni gdzie ktoś mógł ich zobaczyć, czy dlatego, że w odludnym miejscu mogła się bez trudu szybko aportować, w razie potrzeby. Usiedli, ona patrzyła w dal skupiona, ale pogodna. Gdy spojrzał jej w oczy uderzyło go, jak bardzo tęsknił za ich głębią. Spostrzegła jak bardzo jest poruszony i od razu odwróciła wzrok, nie chciała go prowokować. - Lily, czy ty jesteś szczęśliwa, układa się wam? - Severusie, dobrze wiesz, że tak. Nigdy nie byłam szczęśliwsza. - Nigdy? - Nigdy - odparła łagodnie i podniosła się z miejsca gotowa odejść. Chwycił ją za rękę prosząc by usiadła ponownie. - Czy...gdyby James nie był czarodziejem, nie poszedł do Hogwartu...ty i ja, mielibyśmy szansę?- Jego gardło ścisnęło się w oczekiwaniu na odpowiedź. Podniósł na nią wzrok prawdopodobnie ostatni raz patrząc w jej piękne hipnotyzujące oczy. - Nie. Severusie, jesteś wspaniałym człowiekiem, ale z nami wszystko zawsze było trudne. Ja nie mam w sobie aż tyle siły, by móc kochać kogoś takiego jak ty. Znajdziesz ją. A gdy to się stanie, będziesz wiedział o czym mówię. Echo jej słów odbiło się od ścian pustego domu. Severus oparł się o kominek i próbował uspokoić drżące dłonie. Kiedy przywołał to wspomnienie nawet nie podejrzewał jakie wywrze na nim wrażenie. Czy Hermiona była dostatecznie silną osobą by dać sobie z nim radę? Definitywnie. Dyrygowała nim i jego życiem od kilku miesięcy i nic sobie z tego nie robiła. Czy była piękna, utalentowana, zaradna? Zdecydowanie. Czy wiedziała czego chce od życia i od niego samego? Podobno tak. Chciała się z nim związać na dobre i na złe, ale czy jej determinacja i jego nadzieja, że tego nie spieprzy są wystarczającym fundamentem dla kiełkującego uczucia? Czy ich relacjom towarzyszyła ta łatwość i lekkość o której mówiła Lily? Nie zawsze, ale przeważnie tak. Dlatego tak lubił z nią przebywać, rozmawiać, śmiać się. Z nią wszystko było łatwe. Otworzył szeroko oczy i wybiegł na zewnątrz.
Gdy dotarł do Horacego urządzili sobie zakrapianą imprezę, ale i tak dość wcześnie położył się spać. Trochę żałował, że nie może dłużej zostać, ale miał jeszcze jedno miejsce do odwiedzenia. Czuł, że wcale nie będzie to najłatwiejsza rozmowa świata.
Zapukał do drzwi, a po chwili został wpuszczony do środka przez korpulentną czarownicę o łagodnych oczach. Nerwowo przestąpił próg i niepewny jak się zachować poczekał aż gestem zaprosi go dalej. Mimo zaskoczenia, Molly Weasley uśmiechnęła się i pogładziła go po ramieniu, zapewne chcąc dodać otuchy. W kuchni czekał na niego ojciec rodziny - Artur Weasley. Po zwyczajowym uściśnięciu dłoni zajęli miejsca po przeciwnych stronach stołu i spojrzeli na siebie. Ciężko stwierdzić, który z nich był bardziej zakłopotany, przybysz, czy pracownik ministerstwa. Jak to ma w zwyczaju pani Weasley, aby rozładować napięcie zaproponowała herbatę i coś słodkiego, a widząc, że jej próby spełzły na niczym, wycofała się w sam kąt pomieszczenia. Snape poczuł, że poci się jak jeszcze nigdy. Chyba nawet będąc na posługach u Voldemorta nie przeżywał takich katuszy. Wróć! Musiało upłynąć faktycznie dużo wody, jeśli zdążył zapomnieć o tych wszystkich cierpieniach. Zaczerpnął tchu i spojrzał na Artura. Jego twarz wyrażała tylko zdeterminowanie. - Arturze, poprosiłem was o to spotkanie, przez wzgląd na dawne czasy i fakt, że jako jedni z nielicznych znacie mnie całe życie i wierze w waszą sprawiedliwą opinię. Nie chcę jednak powiedzieć, że zastosuje się do wszystkiego co powiecie - uśmiechnął się krzywo jak to on miał w zwyczaju. - Mów zatem o co chodzi. - Jak doskonale wiecie, Hermiona rozpoczęła pracę w Hogwarcie na moje i Dumbledore'a wyraźne życzenie. Nie chcę, aby to zabrzmiało cynicznie, ale była nam potrzebna również do niektórych spraw w ministerstwie. - Uniósł rękę widząc, że mężczyzna zbiera się do protestu.- Nie ma to nic wspólnego z twoją pracą Arturze. Po prostu ma przejrzyste poglądy na niektóre sprawy, młody otwarty umysł i jak czegoś chce i się uprze, to na pewno to dostanie. Z początku traktowałem ją z dystansem, jak uczennice, którą zresztą do niedawna była...Ale z czasem...nie chcę przesadzić, coś się zmieniło. - Polubiłeś ją ?- Usłużnie podsunął. - Tak. - Nic dziwnego, przecież to wspaniała dziewczyna i głowę ma tęgą. - Nie rozumiesz - spojrzał mu prosto w oczy i wyprostował się jakby kij połknął.Widząc to Molly podeszła bliżej i usiadła koło męża.- My polubiliśmy się. Bardzo. - Och.- Artur Weasley pobladł i wyglądał jakby ktoś właśnie wypuścił z niego całe powietrze, jak z balonu. - Ja... - Zaczekaj. Zatrzymaj się, nim powiesz coś, czego nie chcielibyśmy usłyszeć.- Mistrz eliksirów spojrzał na nich z nadzieją i wyciągnął dłonie przed siebie, jakby próbując powstrzymać ich od pochopnych osądów. - Ale ja właśnie chcę, abyście usłyszeli, a potem powiedzieli mi, jak na dorosłych, dojrzałych ludzi przystało, że zwariowałem. - Molly nie odezwała się słowem, tylko patrzyła na niego. Nie uszło jego uwadze, że ścisnęła mocno dłoń męża, jakby w obawie, że może dojść do rękoczynów. W pojemnej kuchni Nory zapanowała gęsta atmosfera, ale Severus doszedł do wniosku, że skoro powiedział A, trzeba powiedzieć B. Nie po to był podwójnym agentem przez tyle lat i unikał śmierci wiele razy, by teraz nie zawalczyć o to, w co nagle zaczął wierzyć. - Ja i Hermiona mieliśmy okazję spędzić razem wiele wieczorów. Czy to na rozmowie, czy na obmyślaniu nowych taktyk, czy po prostu na...byciu razem. Nawet się nie spostrzegłem, a ona zawładnęła moim życiem. Kiedy się nie widywaliśmy, pisaliśmy do siebie listy. Kiedy nie pisaliśmy listów, to i tak zawsze znalazł się jakiś pretekst, aby się kontaktować. Walczyłem z tym! Merlin mi świadkiem! Nie chciałem tego, ale i tak się stało. Odkryłem, że łączy nas tak wiele spraw, poglądów, zainteresowań...Aż dziw bierze, że nie zbliżyliśmy się wcześniej. - Mnie to wcale nie dziwi - oznajmił twardo Artur, patrząc mu w oczy.- Severusie, ty nienawidziłeś tej dziewczyny. Ile to razy przychodziła by wypłakać się Molly, że znów zbeształeś ją przy całej klasie, lub że po raz kolejny niesprawiedliwie oceniłeś jej pracę. A teraz co? Przychodzisz tu i mówisz nam, że ? Kochasz ją ? - Czarnowłosy wstał od stołu tak szybko i gwałtownie, że prawie przewrócił krzesło.- Nie nie, nie przesadzaj. Toleruje, nie działa mi na nerwy tak jak wy wszyscy, ale nie kocham jej. Co to to nie.- Jego blada zazwyczaj twarz zrobiła się wręcz zielona. Spojrzał bezradnie na Weasley'ów oczekując, że jakoś wybawią go z tej opresji. W tej chwili wyglądał jak uczniak, na spotkaniu z dyrektorem. Artur uśmiechnął się pokrzepiająco i wskazał ręką na wyjście z kuchni. Ruszył przodem nie oglądając się na żonę i Snape'a. Po chwili, zdezorientowani i zażenowani, oboje ruszyli we wskazanym kierunku. Zastali go siedzącego w fotelu ze szklaneczką brandy w ręku. Patrzył na nich wyczekująco.Nie mając lepszego pomysłu usiedli na kanapie. Po chwili ciężkiego milczenia, pan domu odezwał się. Mówił na pozór poważnym tonem, przez co Severus denerwował się jeszcze bardziej. - A więc, przyszedłeś do nas, aby otrzymać błogosławieństwo, jako że Hermiona od dawna jest dla nas jak córka, dobrze myślę? - pytany skinął tylko głową nawet na niego nie patrząc. - Zdajesz sobie sprawę, że taki związek z o wiele młodszą od siebie kobietą, to duże wyzwanie, prawda? Nie tylko będziesz musiał być jej bezwzględnie wierny, ale również zawsze stać po jej stronie, bronić jej i rozpieszczać tak, by zawsze wiedziała, że jest w twoim sercu. Nie wiem co musiało się wydarzyć w waszych relacjach, że wpuściłeś ją do swojego serca Severusie, możesz nam to zdradzić, aż umieramy z ciekawości! - Snape był wstrząśnięty. Nie podejrzewał Artura o takie sarkastyczne gatki, ba nawet nie sądził, że ten prosty człowiek wie co to sarkazm. Musi o tym powiedzieć Hermionie jak tylko wróci do zamku. Cholera! - Potrząsnął głową z obrzydzeniem i uniósł rękę do góry. - Dość! Już i tak będziecie mieli używanie jak tylko wieść się rozniesie. Oszczędź mi. Zgadzacie się, czy nie? -warknął. - Żebyśmy tylko mieli jasność. Wiesz na co się porywasz ? Jeśli teraz przysięgniesz mi, że nigdy intencjonalnie jej nie skrzywdzisz i będziesz starał się jak tylko się da by uczynić ją szczęśliwą, wiesz, że tylko śmierć zwolni cię od tej obietnicy? Mówię zupełnie poważnie, jeśli usłyszę, że cokolwiek się stało i ty maczałeś w tym palce, nie wybaczę ci i uczynię twoje życie piekłem.- Mistrz eliksirów musiał odchrząknąć nerwowo, gdyż zebrało mu się na śmiech na myśl, że Artur naprawdę uważa, iż może mu fizycznie zagrozić. Opanował się jednak i spojrzał na niego poważnie. - Hermiona jest wszystkim co się liczy i przysięgam jej nie skrzywdzić, ale nie dlatego, że każesz mi to obiecać, a dlatego, że wiem, że sama by mnie zabiła. Poznałem ją dość dobrze, by wiedzieć, że jak się wkurzy, to nawet Kanada nie jest zbyt dalekim miejscem pobytu. Chcę spróbować, chcę chcieć spróbować. Ona doprowadza mnie do szału, ale też sprawia, że życie znów ma jakiś kolor, że chce mi się wstawać z łóżka.- O tym, że sprawia równocześnie, że ma ochotę zostać w łóżku przez cały dzień wolał nie mówić.- Dlatego do was przyszedłem. Abyście, albo wybili mi ten idiotyczny pomysł z głowy, albo pomogli mi nie spieprzyć tego, co się między nami urodziło.- Spojrzał najpierw na Molly potem na Artura, nagle lżejszy o jakieś dwie tony, a gdy oboje uśmiechnęli się niepewnie, odwrócił się tyłem z zamiarem jak najszybszego opuszczenia Nory. Zatrzymał go nieznoszący sprzeciwu głos matki Rona. - Nie tak szybko Severusie. Chyba nie sądzisz, że po zrzuceniu na nas takiej bomby pozwolimy ci, ot tak wyjść. - Zrezygnowany cofnął się i opadł na pobliski fotel. W jego ręku od razu pojawiła się szklaneczka z bursztynowym płynem, który kusząco się zakołysał. Gdy wreszcie ugasił pierwsze pragnienie i znów podniósł wzrok, o mało go nie zemdliło na ten widok. Weasley' owie patrzyli na niego jak dwa wygłodniałe sępy, gotowe rzucić się na niego jak na padlinę znalezioną po wielu dniach głodówki. Zaklął cicho, ułożył ręce na podłokietnikach i spojrzał na nich z krzywym uśmiechem. - Szybko, nim się rozmyślę, co chcecie wiedzieć? - Wszystko.- Pokiwali głowami tak entuzjastycznie, że pomyślał, że zaraz im odpadną.Westchnął zrezygnowany i zgrzytając zębami, wycedził. - Nie jest to absolutnie wasza sprawa. - Ale to ty przyszedłeś do nas! - Dobrze więc. Hermiona bardzo często odwiedzała mnie w moich komnatach, gdzie rozmawialiśmy, czytaliśmy, śmialiśmy się. Bardzo często obgadywaliśmy innych, knuliśmy...wiecie normalne sprawy - wzruszył ramionami. - Czyli zachowywaliście się jak typowa para, zanim w ogóle nią zostaliście?- Nie chciał tego przyznać, ale pewnie właśnie tak było. Skinął tylko głową. Sekundę później zrozumiał, że to była pułapka i właśnie się wkopał. - Och nie sądziłem, że dożyję chwili, w której zobaczę cię szczęśliwego. Oby tak dalej. Powiedz mi jeszcze tylko jedno. Czy Hermiona podziela ten cały entuzjazm, czy wie, że tu jesteś? - Oszalałeś? Właściwie...Hermiona i ja nie rozmawiamy ze sobą od kilku dni.- Znów dostał ostrzegawcze spojrzenie. - Nic na to nie poradzę. Nie układało się między nami, a od kiedy dowiedziałem się co ona czuje, nie potrafiłem jakoś...porozmawiać, no więc chwilowo mamy ciche dni. - No to może się ruszysz i ją przeprosisz? - Nie mam za co przepraszać! To ona jest upartą smarkulą i musi zawsze postawić na swoim! - Ale ją kochasz... - Ale ją kocham...znaczy nie! Arturze!Nie denerwuj mnie, jak cię proszę, już mam tak zszargane nerwy przez tę wizytę... - Och nie bądź już takim cierpiętnikiem, miłość cię uzdrowiła, to widać. - Idę spać. Nie ważcie się mnie budzić.
Co prawda nie miał w planie zostania w Norze, ale poczuł się tak wyczerpany, że mała drzemka wydała się wręcz niezbędna. Jak się okazało, przespał kilka godzin, a gdy się obudził, cały dom tętnił życiem. Po intymnej cichej atmosferze nie było już śladu. Ruszył do kuchni z zamiarem pożegnania się. Niestety jak tylko wyszedł na schody spotkał Ginny. Popatrzyła na niego wręcz rozanielona i krzyknęła: - Hermiona też tu jest? - nie czekając na odpowiedź zbiegła po schodach. Snape tylko pokręcił głową z niedowierzaniem i ruszył za nią, już się bojąc co zastanie na dole. Oczywiście wszystkie twarze obróciły się w jego stronę, jak tylko przestąpił próg kuchni, a bliźniacy zachichotali. Na szczęście wśród domowników nie było Hermiony. Nie był jeszcze gotowy na spotkanie z nią. Zignorował pytające spojrzenia i poprosił Molly o kubek herbaty. Usiadł przy stole, a po chwili dosiadła się do niego Ginny. Miał nadzieję iż nie zrobiła tego specjalnie, ale rozczarował się. Już po chwili usłyszał jej piskliwy, denerwujący głosik tuż koło ucha. - Chciałabym zamienić słowo, jeśli można.- Wiedział, że go to nie ominie, dlatego podniósł się i wraz z kubkiem herbaty w dłoni wymaszerował z kuchni licząc, że Weasley nie jest na tyle tępa, ze nie domyśli się i pójdzie za nim. Na szczęście jego modlitwy zostały wysłuchane i po chwili siedzieli koło siebie na kanapie. Widział, że bardzo ją onieśmiela, ale nie dbał o to. Nie musi zostać jej przyjacielem, może nadal uważać go za złego dupka z lochów. Ginny z kolei zastanawiała się, jak ma zacząć ten delikatny temat. Postanowiła jednak jak zawsze naturalnie i prosto z mostu wyrazić o co jej się rozchodzi. - Posłuchaj... - Nie przypominam sobie, abyśmy byli na ty.. - Ale na potrzeby tej rozmowy jesteśmy - popatrzyła mu prosto w oczy bez cienia zażenowania, więc postanowił, że skoro tak, to nie będzie się sprzeciwiał. Miała jaja. - Kontynuuj. - Wiem, że ty i Hermiona, będziecie żyli po swojemu i żadne z was nie będzie słuchało rad, nawet tego nie oczekuje, oboje jesteście tak uparci, że to aż śmieszne, ale chce tylko powiedzieć, że cieszę się, ze to ty. - Jak zawsze dużo słów mało treści. Przyjmuję to, co powiedziałaś, za dobrą monetę. - Przyjmuj sobie za co chcesz, ale tylko usłyszę, że zostawisz ją z bachorem... - Czekaj czekaj! Jakim bachorem! - Nie bądź śmieszny, chyba mi nie powiesz, że jeszcze nie wylądowaliście w łóżku.- Milczał, więc uśmiechnęła się ponuro. - Tak myślałam. Więc skoro już wiesz, jak to jest być z Hermioną, wiem, że będziesz chciał tego jeszcze bardziej i bardziej, a czasem z takich chęci...rodzą się dzieci. - Posłała mu bezradne spojrzenie. - Musisz mieć naprawdę paskudne o mnie zdanie, jeśli myślisz, że zachowałbym się tak niehonorowo. - Nie masz pojęcia - uśmiechnęła się wdzięcznie. O dziwo Snape zrobił to samo. - Zależy ci na niej - dodała cicho i poważnie. - Nie masz pojęcia - odpowiedział równie cicho, ale tak by dosłyszała. Nie tylko dlatego, że nie lubił się powtarzać. Wiedział, że życie z Hermioną będzie wspaniałe, będzie ekscytujące, ale będzie też cholernie trudne. Przyda mu się choć jeden sojusznik w tym świecie.
*
W zamku
Granger szła właśnie do swoich komnat, gdy piętro niżej dostrzegła Minerwę. Krzyknęła do niej i ruszyła schodami w dół, aby się z nią zrównać. Gdy się spotkały, starsza kobieta przytuliła ją spontanicznie. Jesli zaskoczyło to Hermionę, to nie dała tego po sobie poznać. - Jak się trzymasz moja droga? Wydaje się, że minęły wieki, od kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy. - Tak wiem, ale niestety byłam bardzo zabiegana. - Noo ja myślę. - Co to znaczy?- odparła ze śmiechem. - Nie udawaj niewiniątka kochanie, doskonale wiem, że coś się kroi. - Nadal nie rozumiem? - Ty i Severus! Najbardziej nieoczekiwana para w Hogwarcie! - Dziewczyna aż się skrzywiła słysząc te słowa. - Nie zrozum mnie źle Minerwo, ale ani nie jesteśmy razem, ja i Severus, ani nawet nie planowaliśmy. - Tak tak, oczywiście - mrugnęła do niej. - Słuchaj. Nie wiem, co wydaje ci się, że wiesz, albo co słyszałaś, ale nic z tego. Severus zaraz po świętach opuści szkołę. - Co to znaczy opuści szkołę?- albo się jej wydawało, albo Mcgonagall naprawdę wyglądała na wstrząśniętą. - To był jego wybór, mnie nic do tego. - Nawet nie sądziła, że jej głos, może brzmieć tak żałośnie. - To wytłumacz mi Hermiono, dlaczego przed chwilą dostałam sowę z Nory z informacją, że jednak te wszystkie plotki to prawda i jesteście w sobie zakochani? Nie dane jej było jednak odpowiedzieć na to pytanie, gdyż zemdlała. Osunęła się na ziemię i wszystko spowiła ciemność. Minerwa, jak na prawdziwą romantyczkę przystało, zrobiła jedyną słuszną rzecz. Wyczarowała nosze, przelewitowała bezwładne ciało dziewczyny do swojej komnaty, a następnie ocuciła ją i nie zważając na jej protesty wepchnęła ją w kominek i przeniosła obie do Nory. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia z panią domu i podprowadziły osłabioną dziewczynę do kanapy w salonie. W domu było dziwnie cicho. Gdy Hermiona zasnęła, konspiratorki po cichu wycofały się do kuchni, by w spokoju poczekać na rozwój zdarzeń. Na szczęście nie trzeba było długo czekać. Artur i Severus wraz z Charliem i bliźniakami zjawili się w domu po niecałej godzinie. Przedstawienie jakie odegrały czekające na nich kobiety, było opowiadane jeszcze wiele lat później jako jedno z najbardziej komicznych wydarzeń. - Severusie! Jak śmiałeś! A ja ci ufałam! - Profesorka Transmutacji wycelowała w niego różdżkę mierząc go groźnym spojrzeniem. Zaraz dołączyła do niej Molly. - Kobieto o co ci chodzi? - Snape wyglądał na co najmniej zdziwionego jej zachowaniem. - Nie udawaj, że nie wiesz! Arturze, nie powinniśmy mu ufać! To złoczyńca! - Molly? O czym ty mówisz, Severus był z nami oglądać smoki, cokolwiek się stało, nie miał z tym nic wspólnego - Artur próbował rozładować atmosferę i ręką opuścił dwie wycelowane w mistrza eliksirów różdżki. - Nie broń go! Jest winny jak diabli.- Sytuacja powoli wymykała się z rąk i nawet Snape zaczął powoli robić rachunek sumienia, nie widział swoich koleżanek tak wkurzonych jeszcze nigdy w życiu. - Powiecie o co wam chodzi, czy od razu rzucicie we mnie Avadę? - Żartowniś - prychnęła z odrazą Minerwa. Charlie oraz reszta latorośli Weasley' ów przyglądała się tej scenie z napięciem, ale i zaciekawieniem. - Powiedz im co jej zrobiłeś, chyba, że my mamy to zrobić? - głos Molly Weasley ociekał takim jadem, że aż uśmiechnęła się pod nosem. - Komu? Co komu zrobiłem? Co to za cyrk? - Czarnowłosy powoli zaczął wycofywać się w stronę wyjścia z kuchni i aż wrzał z niepokoju. - Powiedz wszystkim jak skrzywdziłeś Hermionę! Obiecałeś, że nigdy tego nie zrobisz!- krzyknęła starsza kobieta. Snape pobladł, przełknął głośno ślinę i spojrzał na Minerwę i Molly szukając w ich twarzach jakichkolwiek oznak, że żartują. On miałby skrzywdzić jego słodką, niewinną Hermionę? Nigdy. To jakaś pomyłka, musi to wyjaśnić. - Co jej się stało? Gdzie jest? - Nie udawaj, że nie wiesz... Wszyscy patrzyli na niego z wyrzutem, nawet Artur, który wydawał się być jednym przy zdrowych zmysłach. Poczuł, że jak zaraz nic się nie wyjaśni, to oszaleje. Wybiegł z kuchni i spojrzał na kanapę, ktoś na niej leżał. Nim zdążył wykonać jakikolwiek ruch, ktoś wyczarował tarczę pomiędzy nim, a dziewczyną. - Nie waż się jej dotknąć. Jest nieprzytomna. - Co jej się stało? - Nie łżyj! Doskonale, wiesz co jej jest! - Severusie, natychmiast żądam, abyś powiedział nam co jej zrobiłeś, albo nie ręczę za siebie. - Arturze? Ty też? Czyście wszyscy oszaleli? Jak mógłbym jej cokolwiek zrobić! - Obiecałeś, że jej nie skrzywdzisz! Obiecałeś - załkała pani Weasley. Severus poczuł rosnącą panikę. Nie potrafił powiedzieć, co tu było nie tak, ale coś było bardzo nie w porządku. Musi im wytłumaczyć, że jest niewinny, ale jak? - Po co były te wszystkie puste słowa? - Jak to puste słowa? Molly, mówiłem szczerze! Uwierzcie mi! Nie skrzywdziłbym Hermiony nigdy! - Jak możemy ci wierzyć? - Snape potoczył wzrokiem po zgromadzonych i zrozumiał, że tylko jedno może przekonać ich, że cokolwiek stało się jego ukochanej, nie on jest sprawcą. Ponad wszystko pragnął, by wreszcie magiczna tarcza zniknęła i by mógł przytulić się do ciepłego ciała dziewczyny i zbadać ją. - Molly, Arturze, Minerwo i reszto Weasley' ów...- zaczął łamiącym głosem. Nawet nie zauważył, jak Fred i George machają mu na przywitanie. - nie wiem, co się stało z Hermioną, przysięgam, że to nie ja ją skrzywdziłem. Nigdy bym tego nie zrobił, przecież wiecie...że ją kocham. - Atmosfera w pokoju zgęstniała. Bliźniacy i Charlie głośno przybili sobie piątkę. - Kocham ją, jest dla mnie najważniejsza i cokolwiek się stało, znajdę tego kto jej to zrobił i zabiję go. - No to całe szczęście, że nic mi nie jest. - Wszystkie pary oczu zwróciły się w stronę leżącej na kanapie gryfonki, która patrzyła tylko na Severusa. Jej oczy były wilgotne od łez. Molly jednym ruchem różdżki zlikwidowała tarczę między nimi i ściszonym głosem poleciła wszystkim wyjście. Oczywiście nikt się nie ruszył. Każdy chciał zobaczyć, jak dupek z lochów do końca wypruwa sobie serce. Snape nie zważając na widownie rzucił się do stóp gryfonki i przytulił ją z całych sił. - Moja piękna, nic ci nie jest. - westchnął z ulgą. - Oczywiście, że nie, to tylko osłabienie, a co się tu wyprawia? - znad ramienia ukochanego brązowowłosa spojrzała na Weasley'ów żądając jakiś wyjaśnień. - Taki tam , mały teścik, ale skoro już wszystko wiemy, to my idziemy, a wy sobie porozmawiajcie - rzekła szybko Molly. - Stój w tej chwili! Chcesz mi powiedzieć, że nic jej nie jest, a wy wstrętne plotkary ukartowałyście to wszystko, tylko po to by mnie poniżyć? - On nie był zły, on był wkurwiony i bardzo bliski przeklnięcia ich wszystkich. - Och to nie tak! Byliście tacy uparci, a ty dopiero dziś chyba zrozumiałeś jaka wspaniała dziewczyna ci się trafiła, nie mogliśmy dopuścić do tego, aby nigdy nie dowiedziała się, co do niej czujesz. - Skąd pewność, że sam bym jej tego nie wyznał? - syknął przez zaciśnięte zęby. - Severusie... A czy nie taki miałeś plan od początku? Zyskać nasze błogosławieństwo, a potem czmychnąć gdzieś bez pożegnania, z przekonaniem, że na nią nie zasługujesz? - Cisza odpowiedziała za niego. Spuścił głowę i wycelował w tłum. - Jesteście najbardziej wścibską, beznadziejną, niedojrzałą bandą czarodziejów jakich poznałem! - warknął. Chwycił Hermionę za rękę i teleportował się. Nie mógł już zobaczyć, jak Minerwa i Molly wymieniają uśmiechy, a bliźniacy gratulują im najlepszego numeru jaki widział ten świat.
Wylądowali na jakże znajomym wzgórzu i jeszcze zanim przyzwyczaiła się do gruntu już wiedziała gdzie ją zabrał. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. - Sev... ja wiem, to było straszne. Możemy o tym zapomnieć? - popatrzyła na niego błagalnie. - Dlaczego znów to robisz? - Co robię? - Znów dajesz mi wyjście ewakuacyjne. Znów próbujesz wszystko usprawiedliwić bylebym tylko przypadkiem czegoś nie spieprzył. Chcesz ze mną być, czy chcesz abym faktycznie cię zostawił i nigdy więcej nie naraził cię na swoje towarzystwo? Bo jak na razie, to ja wyznałem ci miłość, a ty...uciekasz nieznośna gryfonko. - Technicznie rzecz biorąc, byłam nieprzytomna, więc... - Nie udawaj, wiem, że słyszałaś wszystko. - Przygarnął ją do siebie, gdyż już nie mógł się powstrzymać. Spojrzał jej w oczy i powoli pochylił się. - Nie obiecuje, że będzie idealnie i nie będę chciał cię udusić, ale jeśli...będę delikatny. - Wymruczał wprost do jej ucha. - A ja nie będę.
Teleportowała ich do sobie znanego zakątka, ale nikt nie zadawał pytań. Jak tylko dotknęli ziemi rzucili się na siebie. Pocałunek momentalnie ich rozgrzał. Severus nie bawił się w długie wstępy. Od razu zsunął jej spodnie i podniósł bluzkę do góry. Pocałował jej szyję i ugryzł.Uszczypał sutek przez materiał bluzki, delektując się dzwiękami, jakie wydawała z siebie rozpalona gryfonka. Jęknęła, majstrując przy zapięciu spodni. Rozgorączkowani walczyli z kolejnymi elementami garderoby, głośno oddychając. Wymieniali pocałunki, pieszcząc się wzajemnie. Gdy tylko opadli na łóżko Hermiona podniosła się i dosiadła go. Objęła swoje piersi rękoma i ugniatała je, jęcząc i patrząc mu w oczy. Widok ten spowodował, że Snape miał ochotę od razu ją zerżnąć. Przejechała językiem od linii szczęki po obojczyk. Między nogami poczuła pulsowanie. Jego ręce objęły jej plecy, ale ze zdenerwowania nie mógł poradzić sobie z rozpięciem biustonosza. Zniecierpliwiona dziewczyna odpięła stanik jednym ruchem i zaśmiała się w jego usta. Warknął wściekły i przygryzł jej wargę. Jęknęła i zacisnęła dłonie na jego ramionach. Uniosła biodra i opuściła się delikatnie, nie mogła jednak się na niego nabić. Severus przedłużał torturę pieszcząc jej wilgotne wargi główką penisa, która ślizgała się na powstałej wilgoci. Gryfonka przejechała paznokciami po jego torsie i syknęła. Zaśmiał się cicho urzeczony całą sytuacją, ale zaraz sapnął, bo poczuł jej wargi na żołędzi.Otworzył oczy i jęknął widząc jej plecy i krągłe pośladki tuż przed swoją twarzą. Bez udziału mózgu złapał jej biodra i wcisnął język w jej wilgotną cipkę. Dziewczyna zakrztusiła się, ale nie przerwała obciągania. Było mu tak dobrze, że miał tylko nadzieję, że uda mu się ją też zaspokoić w tak krótkim czasie. Wwiercał się w jej wnętrze, zahaczał o łechtaczkę, a palcami masował jej pośladki. Czuł się tak strasznie szczęśliwy. Nie sądził, że to będzie jeszcze możliwe, ale właśnie tak było. Hermiona go kocha, on kocha Hermionę i zaraz doprowadzi ją do orgazmu, czego chcieć więcej? Tymczasem dziewczyna pracowała ustami, próbując równocześnie jęczeć. Nie mogła się powstrzymać. Bardzo utrudniało jej to obciąganie i ledwo oddychała, ale tak wielkiej przyjemności nie czuła nigdy. Jej cipka co chwilę zaciskała się i rozluźniała zwiastując spełnienie. Masowała sztywnego kutasa jedną ręką, odgarniając włosy zasłaniające twarz drugą. Gdy wystrzelił w jej usta cofnął penisa intuicyjnie, ale Hermiona miała inny plan. Przytrzymała go i połknęła wszystko. Jeszcze chwilę jeździła językiem po główce penisa, uspokajając oddech i szykując się na własny orgazm. Skurcze targające jej ciałem spowodowały, że lekko przygryzła członek. - Ach! AAAA Se ve ru sie - wyjęczała. Boleśnie ugryzł ją w lewy pośladek, a ona zaśmiała się cicho i opadła na niego. Klepnął ją i pocałował zaczerwienione miejsce. Granger sturlała się z niego i opadła na kołdrę. Szybko zmienił pozycję i położył się po jej stronie łóżka tak blisko, że mogła poczuć zapach swojej cipki na jego twarzy. Oboje byli zaczerwienieni, oddychali głośno i uśmiechali się jak głupki. - Pozwolisz mi, uczynić cię szczęśliwym? - Pozwolisz mi, zerżnąć cię jeszcze raz? - Pozwolę ci na wszystko.
5 komentarzy
Ja
Czy to już koniec?
kejtidzi666
@Ja jeszcze epilog,ale dopiero go dopracowuje,bo w ostatniej chwili zmieniłam zdanie co do finału cierpliwości
Ja
@kejtidzi666 spoko od ponad mc zagladam to jeszcze poczekam ;-)
wariatka69
Mam wielką nadzieję ze będą jeszcze jakieś części. Opowiadanie jest cudowne
ono
Super, jak zwykle czekam z niecierpliwością na kolejną część. Pozdrawiam
Hermionka
Wow! Ideolo! Czekam na kolejną część pozdrawiam
Szarik
Świetne. Będę czekał niecierpliwie na ciąg dalszy.