Shame on you Granger cz. VIII

Hermiona krzyknęła z bólu jak tylko Snape rzucił się na nią,przygniatając ją.Jednak gdy mgła i popiół opadły,oboje dostrzegli Wiktora z różdżką w ręce,patrzącego na nich z zakłopotaniem.Dziewczyna od razu skoczyła na równe nogi,wyciągnęła rękę do Severusa i oboje podeszli przez gruzy do dziury w ścianie.

-Czyś ty oszalał?Dlaczego to zrobiłeś?

-Nu a co miałem zrobić?Zobaczyłem że ten przerośnięty nietoperz ciągnie cię w stronę lochów,a ty miałaś jakąś dziwnie zasmuconą minę,to się przestraszyłem.Musiałem cię jakoś ratować.-Snape zgiął się w pół i zaczął się śmiać,ale zaraz spoważniał i spojrzał na Hermionę twardo.

-Radzę ci się odsunąć.Nie zostawię go w jednym kawałku.-Zaczął podwijać rękawy.

-Och Wiktorze,Profesor Snape nigdy by mnie nie skrzywdził.Prawda?-Spojrzała na niego z pytaniem w oczach,a mężczyzna wyczuł,że nie pyta tylko o fizyczne obrażenia.

-Nie mogę nic zagwarantować,ale w tym momencie na pewno nie miałem takiego zamiaru.-Jego oczy śmiały się,jakby nadal nie mógł uwierzyć w głupotę Bułgara.Spojrzał w jego stronę,a jego głos był teraz twardy i ociekał jadem.-Radzę ci szybko naprawić tę ścianę,jeśli chcesz wyjść stąd o własnych siłach.Hermiono chodź dokończyć to co nam przerwano -Odwrócił się i pomaszerował do środka. Gryfonka miała zamiar pójść za nim,ale silne ramiona szukającego przytrzymały ją.-Zostań ze mną proszę,ja mu nie ufam.-Błagające spojrzenie i smutek w jego głosie kazały dziewczynie się zatrzymać.

-Wiktorze,nie możesz cały czas zachowywać się jak rycerz w lśniącej zbroi.Nic mi nie grozi,ale tobie może. Severus jest niebezpieczny gdy się zdenerwuje,a nie chcesz chyba by na tobie wyładował swój gniew prawda?Ja mu ufam i tobie też radzę zacząć.Nie każe wam od razu się kochać,ale po prostu nie wchodź mu w drogę ok?

-Dobrze,ale robię to tylko dla ciebie.

-W porządku.Pójdę z nim porozmawiać o zajęciach dobrze?

-Jeśli chciałabyś jakiś wskazówek,ja mogę ci ich udzielić.-Spojrzał na nią z nadzieją.

-Nie obraź się,ale Severus ma o wiele większe doświadczenie niż ty,w końcu nigdy nie prowadziłeś zajęć w klasie prawda?

-Nooo...no nie.

-Zobaczymy się później dobrze?-Pomachała mu i odwróciła się.Gdy usłyszała kroki na schodach machnęła różdżką i poskładała ścianę w jedną całość.Zrezygnowała pokręciła głową i ruszyła do gabinetu.Od razu jednak przekonała się,że to był błąd.Mina Mistrza Eliksirów wyrażała chęć mordu.Nawet nie zdążyła usiąść a już zaczął krzyczeć.

-Mówiłem Albusowi,że robi błąd przyjmując tego kretyna.On ma tyle rozumu co troll.Jeszcze się lekcje nie zaczęły,a on już demoluje zamek.Ta jego głupia zazdrość doprowadzi do tragedii.Choć ja tam płakał nie będę.

-Dlaczego uważasz,że jest zazdrosny?-Spojrzał na nią z politowaniem.

-Och proszę cię.Na kilometr widać,że jest zakochany w tobie jak szczeniak i nie może znieść myśli,że wolisz spędzać czas ze mną niż z nim.

-A skąd pomysł,że tak jest?

-A nie jest?-Nie patrzył na nią ale i tak zaczerwieniła się ogniście.

-Nie pochlebiaj sobie.Mamy wiele spraw do omówienia i stąd nasze ciągłe spotkania.

-Tak tak,cokolwiek.Bierzmy się do roboty.Ufam,że wiesz jak nie doprowadzić do tego aby jakiś gamoń wysadził w powietrze salę przy pierwszej lepszej okazji.-Gdy pokręciła głową,kontynuował zirytowanym tonem.-Na początku wykładasz teorię,potem niech doczytają z książki i nieustannie krążysz i sprawdzasz ich postępy.

-A co jeśli....jeśli nie będą się mnie słuchać?

-Och Granger,a od czego masz tytuł nauczyciela?Szlabany,albo dodatkowe eseje mówi ci to coś?

-Ale ja nie chce żeby się mnie bali tak jak ciebie.Chcę żeby wykonywali moje polecenia z chęci,a nie przymusu.

-W moim przypadku zadziałało.

-Ale ja...nie jestem taka straszna jak ty.

-To komplement?

-Wiesz o co mi chodzi!

-Tak,ty jesteś Piękną a ja Bestią.-Prychnął i spojrzał na nią kątem oka.

-Co by wyjaśniało,dlaczego tak dobrze się dogadujemy.

-Och nie pleć głupstw,ja ironizowałem,jeśli w ogóle zrozumiałaś.

-Wracamy do obelg tak?Nie umiesz przeprowadzić jednej normalnej konwersacji bez obrażania mnie?

-Dobrze już dobrze.Wracając.Gdy już zjednasz sobie kujonów takich jak ty,ciamajdy jak Longbottom i pozerów jak Potter,będziesz mogła zająć się współpracą z wybitnymi jednostkami,to jest-ze mną.-Widząc jak parska śmiechem,Severus również delikatnie się uśmiechnął.

-Co masz na myśli?

-Porozmawiam w twojej sprawie w Ministerstwie i za miesiąc będziemy cię powoli wdrażać w te biurokratyczne bzdety.

-Mówiłeś,że mam przy pomocy uroku osobistego przekonać jakichś durniów do jakichś rzeczy.

-Nie lubię się powtarzać,ale tak w gruncie rzeczy o to chodzi.

-Dooobra.Małe kroczki.Mam wejść przedstawić się i zacząć wykład?-Spojrzała na niego okrągłymi oczami z nadzieją.

-Mniej więcej.Możesz też wlecieć,zatrzepotać peleryną,krzyknąć że są bandą idiotów i wziąć

się za picie kawy.To też działa.-Gdy zobaczył jej rozbawienie,wzruszył ramionami.

-Ja nie mam peleryny,nie latam,ty zresztą też nie,no i nie mogę na każdych zajęciach pić kawy,serce mi wysiądzie.

-Mówiłem już że robię świetny masaż serca?

-Tak tak,a ja usta-usta.-W tym momencie zakryła usta dłonią,jakby powiedziała za dużo.Towarzyszył

temu ogromny rumieniec.-Świetnie się gadało,ale będę się już zbierać.Zeskoczyła z ławki na której siedziała i nie oglądając się za siebie zaczęła maszerować w kierunku drzwi.

-Hermiono?-Ten głos,choć sama nie wiedziała dlaczego,wywołał na jej plecach ciarki i szybsze bicie serca.Bardzo powoli odwróciła się w jego stronę.

-Słucham?

-Jeśli...miałabyś ochotę,to możemy po kolacji pograć w szachy?

-Yyy chętnie,ale umówiłam się z Wiktorem.

-Rozumiem.-Gdy odwrócił się do niej tyłem zrozumiała,że żadnego "miłego dnia" nie będzie i wyszła po cichu.


Reszta dnia upłynęła jej we względnej harmonii.Napisała krótkie listy do Ginny,Harrego i Rona,chciała tylko dać im znać że wszystko w porządku,w końcu i tak zobaczą się w weekend.

Gdy wybierała strój w jakim miała pojawić się na objedzie przyłapała się na tym,że wyciąga z szafy same zielone ciuszki.Żakiety,bluzki,topy,nawet ta spódnica w geometryczne wzory była zielona.Wcześniej nie zwróciła na to uwagi,ale jak teraz o tym myślała,to zakrawało na obsesje.Musi wyciągnąć Ginny na zakupy.Kupić trochę czarnych i granatowych....co?To jeszcze bardziej podejrzane.Przedtem nigdy nie myślała o kupnie czarnych rzeczy,bo za bardzo kojarzyły się ze...Snape'm.Snape....dlaczego tak często o nim myślała?I co miał niby znaczyć ten gest w lochach?Przecież nie chciała go pocałować,nie jest chora umysłowo.Jego wargi na pewno byłyby miękkie i delikatne,ale w życiu nie chciałaby ich całować!Otrząsnęła się jak ze strasznego snu i nałożyła błyszczyk na usta.Rozejrzała się po wnętrzu swojego obszernego salonu.Czuła się tu naprawdę dobrze.Urządziła się przytulnie,ale i z pomysłem.Gdy w końcu zaprosi tu przyjaciół,na pewno ją pochwalą.Ciekawe co Severus powiedziałby na taki wystrój.Zapewne nazwałby go zbyt gryfońskim. Ale co tam,w końcu nie on będzie tu mieszkał prawda?


Podczas posiłku usiadła z drugiej strony Dyrektora,aby przypadkiem znów nie doprowadzić do kłótni Severusa z Wiktorem.Z tym drugim będzie musiała poważnie porozmawiać.Ale to później.Wszystkie kryzysy rozwiąże po kolei.W sumie trochę szkoda jej było tych szach.Lubiła w nie grać,choć nie była tak dobra jak Harry czy Ron,ale miała swoje momenty chwały.No i przede wszystkim chciała spędzić trochę czasu z Nietoperzem zanim rok szkolny się rozpocznie.Przebywanie z nim stało się prawie tak łatwe jak oddychanie.Co prawda nadal mieli te swoje niezręczne momenty i pyskówki,ale nauczyła się na nie odpowiadać tak,by nie wyjść ani na ofiarę,ani na harpagana.Zaczynała coraz bardziej żałować,że Severus nie jest młodszy i trochę milszy.Był bardzo inteligentny,oczytany i miał opinię na każdy temat-czyli gdyby nie różnica wieku i jego niezbyt zachęcająca aparycja-byłby jej ideałem.Choć musiała przyznać,że nie był aż tak szkaradny,jak zwykle o nim myślała.Miał piękne oczy,długie rzęsy,smukłe palce,wszelkie przymioty,które podobają się kobietom.Nawet jego sylwetka była w pewien sposób pociągająca.W jego imieniu żałowała,że nie ma w pobliżu kobiety,która poznała się na jego zaletach i zaakceptowała wady,choć z żalem musiała stwierdzić,że takowa chyba nawet nie istnieje.

Gdy w końcu się zjawił,nie usiadł koło niej,tylko na swoim zwykłym miejscu i nawet na nią nie spojrzał.Trochę zdziwiła się tym chłodem,ale nie dane jej było się dłużej nad tym zastanawiać,bo tuż obok niej pojawił się Wiktor.Zaczął swój wywód o kilku "ciekawych chwytów",których musi nauczyć pierwszorocznych,a ona nawet nie miała serca przerwać mu i zapytać czy wie co to deklinacja.

Popatrzyła na niego z lekką irytacją,ale on nawet tego nie zauważył,tylko nadal kontynuował pogryzając jakąś sałatkę.W tym momencie wyglądał bardziej jak Ron,niż jak ten szarmancki młody człowiek,którego poznała w czwartej klasie.Zmieszana spojrzała w bok czy nikt inny tego nie widzi i napotkała kpiące spojrzenie Mistrza Eliksirów.Przewróciła oczami i zajęła się swoim talerzem.Reszta posiłku minęła względnie spokojnie,jeśli nie liczyć pogardliwego "smacznego Pani Krum" wypowiedzianego w jej stronę na odchodnym.Jedyne na co ją było stać,jeśli nie chciała przekrzykiwać Wiktora opowiadającego o Mistrzostwach Świata,było prychnięcie i przewrócenie oczami.

-Wiktorze?

-Słucham?

-Możemy porozmawiać?-Kiwnął tylko głową,gdyż usta znów miał pełne.W życiu nie widziała,aby Snape,

lub  jakikolwiek inny mężczyzna jadł aż tak tyle.To było nie normalne.Rozumiała,że gra i tak dalej,ale to błyło nieprzyzwoite.

-Przyjdź do mnie o 18 dobrze?

-A może ty przyjdziesz do mnie?

-Nie nie,wolałabym się zobaczyć u mnie.

-Dobrze punkt 18 będę.



Nie zawracała sobie głowy przebieraniem,ani makijażem.Jednak gdy Wiktor zapukał do drzwi,pogratulowała sobie.Stał oparty o ścianę z bukietem róż,butelką wina i jakąś bombonierką.

Jęknęła w duchu.Nie lubiła róży,tylko tulipany(mówiła mu o tym ze 3 razy),wina nie piła a co do słodyczy...chociaż z tym trafił.Gestem zaprosiła go do środka,odebrała kwiaty i słodycze dziękując,ale do końca nie wiedziała co ma myśleć.Przecież chciała wyznaczyć granice,a nie zacząć romans w pracy.Do tego jej było najdalej.

Usiedli.Wiktor od razu ją objął i nachylił się. Odsunęła się jak oparzona.

-Słuchaj.Ja nie chcę między nami nieporozumień.Wiesz że bardzo cię lubię.

-To wspaniale kochanie,bo ja ciebie też.-Przytulił ją energicznie.

-Ale nic więcej.To znaczy zależy mi na tobie,ale nie chcę się spieszyć.

-Spokojnie.Ja rozumiem,że masz swoje zasady,ale przecież możemy spróbować.

-Taaak,ale zrozum.Ja nie mogę rozmawiać tylko o Quiddichu.

-Jak to?-Spojrzał na nią autentycznie skołowany.

-Noo,ja rozumiem że twoje życie opiera się na graniu,ale chciałabym również pomówić o miksturach,ważeniu,zaklęciach obronnych,metodach samokształcenia,doskonalenia umysłu...

-Nie wiem o czym mówisz,ale mogę się dowiedzieć.

-Bardzo się cieszę,ale nie chcę ci robić nadziei.

-Nie martw się,ja wszystko rozumiem,napijmy się wina.-I tyle jeśli chodzi o stanowczość.

-Nie piję wina Wiktorze.-Od razu spochmurniał.

-Przykro mi,nie wiedziałem.

-Nic nie szkodzi,ty się poczęstuj,ja napiję się herbaty.

Gdy już przyniosła sobie filiżankę,rozmawiali o metodach ważenia podstawowych mikstur,to znaczy Hermiona mówiła,a jej towarzysz zdrowo pociągał z kieliszka,patrząc w sufit.

-Wiesz Wiktorze,myślę,że powinieneś już sobie pójść.-Mężczyzna jednak zamiast wstać,przysunął się do niej i znów objął.Gdy jego usta dotknęły jej warg mocno i brutalnie,jęknęła,a on odebrał to jako zachętę i zaczął gładzić jej udo.Odepchnęła go mocno na tyle,że spadł z kanapy.

-Wynoś się.-Wskazała mu drzwi.

-Hermionko!Kochanie,przepraszam,pozwól mi zostać.

-Jestem zmęczona,daj mi spokój,potem porozmawiamy.

-Przepraszam-Zrezygnowany wyszedł powłócząc nogami.

Hermiona zdecydowanym krokiem weszła do prowizorycznej kuchni,zabrała szklankę i pobiegła do lochów wciąż rozdygotana.

Gdy zapukała,dobiegło ją złowrogie prychnięcie,ale nie zważała na to.Otworzył,zlustrował ją od góry do dołu.Zauważył lekko zaczerwienione oczy,potargane włosy,nie żeby zawsze takie nie były,ale i tak był zdziwiony.

-Chciałaś czegoś?

-Nalej mi.

kejtidzi666

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 2409 słów i 13019 znaków.

Dodaj komentarz