Wtorkowy poranek Hermiona spędziła w dość ciekawy sposób.Mianowicie, przebierała się po dziesięć razy.Ciągle coś jej nie pasowało, albo wyglądała jak była uczennica, albo kobieta do towarzystwa.Zależało jej na poważnym wyglądzie młodej kobiety, takie wrażenie chciała zrobić na Profesorze Dumbledorze i Profesor McGonagall.Liczyła natomiast, że nie spotka Snape'a tak jak zapowiedział.Wciąż było jej głupio, że pocałowała go w policzek.Zrobiła to jako dowód wdzięczności, za gest z wisiorkiem lwa.Sam fakt, że podarował Harremu coś, co dla niego musiało mieć ogromną wartość sentymentalną, robił wrażenie.Dziewczyna czuła jednak, że było tu coś jeszcze.Tak jakby Severus wreszcie pogodził się z tym, że Lily odeszła i nie musi jej już opłakiwać.Może wreszcie zacznie żyć jak człowiek a nie jak mnich i wieczny żałobnik.Uśmiechnęła się do swoich myśli i zgarnęła włosy w wysoki kok.Po chwili jednak rozpuściła je, rzuciła ostatnie spojrzenie swojemu odbiciu i wyszła z sypialni.Na dole jak zawsze rano panował gwar.
Część domowników jeszcze nie wyszła do pracy, a część jak Ginny, Harry i Ron dopiero budziła się nad kubkiem gorącej kawy.Gdy dziewczyna weszła do kuchni i krzyknęła "Dzień dobry!" wszystkie głowy odwróciły się w jej stronę.Mężczyźni zlustrowali ją od stóp do głów, kiwając z uznaniem.Przysiadła się do śniadania, ale i tak była zbyt zdenerwowana by coś przełknąć. Ginny patrząc na nią uważnie, zdecydowanie chciała jej coś powiedzieć.W końcu chyba zrezygnowała z podchodów, głośno i wyraźnie powiedziała:
-Skop im tyłki Miona!
-Ginny!Grzeczne dziewczyny nie używają takiego języka.-Choć głos Pani Weasley był zrzędliwy, widać było, że podziela zdanie córki.
-Poradzisz sobie Hermiono.-Gryfonka uśmiechnęła się z wdzięcznością i zaczęła wstawać od stołu.Zaraz jednak Harry usadził ją z powrotem i pospiesznie wybiegł po schodach.Gdy wrócił, miał w rękach drobne pudełeczko.Wyciągnął je przed siebie i uśmiechnął się nieśmiało do swojej przyjaciółki.
-Złożyliśmy się na nie, jakby ci się nie podobało, można wymienić.-Zaintrygowana dziewczyna otworzyła pudełeczko.W środku na atłasowej poduszce leżało piękne złoto-czarne pióro.Obok ułożony był pojemniczek na tusz z wygrawerowanym "JESTEŚ NAJLEPSZA"-złotymi literami. Hermiona spojrzała na twarze swoich przyjaciół i poczuła łzy pod powiekami.Ściskając Harrego zaczęła dziękować im z całego serca.Podeszła kolejno do każdego i wszyscy życzyli jej powodzenia.
-W razie czego, możesz po prostu wsadzić je Snape'owi w oko.-Powiedział Ron, przy akompaniamencie śmiechów pozostałej trójki.
-Będziemy tęsknić, wpadaj kiedy tylko chcesz.-Ginny również otarła łzy i znów przytuliła się do starszej koleżanki.By do końca nie rozmazać makijażu, który tak misternie nakładała od 6 rano, Hermiona weszła do kominka i krzyknęła "Hogwart".
Nie sądziła, że miejscem w które ją przeniesie będzie kuchnia, ale lepsze to niż nic.Przeszła szybko w kierunku Wielkiej Sali, zastanawiając się, kiedy jej bagaże tutaj dotrą.Udała się na drugie piętro, do gabinetu Profesor McGonagall, ale nie zastała jej.Postanowiła więc zrobić sobie wycieczkę krajoznawczą.Nie przeszkadzał jej fakt, że znała ten zamek jak własny dom.Wręcz przeciwnie.Bardzo cieszyła się, że może znów przechadzać się jego korytarzami.Wdychać znajomy zapach magii i środka do czyszczenia podłóg, ale również, że wreszcie jest w miejscu do którego pasuje w pełni.To tutaj przeżywała swoje małe sukcesy, pociła się nad kociołkiem, godziła pokłóconych przyjaciół i zakochiwała się.Wróciła myślami do Wiktora.Gdzie jest?Co teraz robi?Wiedziała, że był poszukiwany, podejrzewano go o czynny udział w służeniu Czarnemu Panu, ale Hermiona w to nie wierzyła.Bułgar może i był lekko mrukliwy i skryty, ale miał raczej słowiczą duszę.Nie zdradził by ich.Gdziekolwiek był, życzyła mu jak najlepiej.
Gdy dotarła do chatki gajowego, od razu przypomniało jej się, o co podejrzewali ze Snape'em Hagrida i Profesor McGonagall.Uśmiechnęła się i zajrzała do środka.Nikogo tam jednak nie było.Lekko zirytowana ruszyła z powrotem do zamku z nadzieją, że gdziekolwiek Minerwa wyszła, zdążyła już wrócić.Gdy wspinała się po kamiennych schodach, aż ją zmroziło.Z wyższego piętra schodził Severus Snape.Jak zwykle zamaszystym krokiem przemierzył dzielącą ich odległość i stanął jak wryty.
-Granger?
-Eeee słucham?
-Jak zwykle elokwentna.-Zlustrował ją od góry do dołu i spojrzał jej w oczy.
-Ale się wystroiłaś, czyżbyś planowała odbić Minerwę z rąk Hagrida?-Dziewczyna zaśmiała się perliście, słysząc ten zamaskowany komplement.
-Nie, ale gdybym wolała dziewczyny, myśli Pan że miałabym u niej jakąś szansę?-Profesor znów zmierzył ją wzrokiem.
-Jeszcze dziś byłaby twoja.-Pod jego czujnym wzrokiem dziewczyna zaczerwieniła się ogniście i uciekła spojrzeniem w bok.To przekomarzanie się sprawiło, że zaczęła się denerwować.
-Jest Pan zajęty, nie będę zatrzymywać.
-A ty dokąd?
-Ja...no miałam się spotkać z Profesor McGonagall, ale wcześniej jej nie zastałam.
-Nic dziwnego.Minerwy nie ma.Pojechała z naszym gajowym na zakupy.-Spojrzenie ogromnych oczu brązowowłosej kazało mu parsknąć śmiechem.
-Wiem, też mnie to śmieszy, no ale cóż.-Wzruszył ramionami i już miał ją wyminąć, gdy zaczęła się jąkać.
-To kto w takim razie wytłumaczy mi wszystko, pokaże i w ogóle dlaczego wyjechała wiedząc, że ma się ze mną spotkać?
-Nie martw się, ja mam chwilę.O resztę możesz ją zapytać jutro.
Bez słowa ruszyła za nim do lochów.
Gdy dotarli do jego komnat, które jak zauważyła, już nie były zabezpieczone zaklęciem, zrobiło jej się chłodno.Nie pomyślała, że będzie siedzieć w podziemiach.Tutaj bluzka na ramiączkach i mini spódnica wydawały się być o wiele za skąpym strojem, nie tylko dlatego, że było zimno.
Wiele razy była w jego prywatnych komnatach, dlatego z wrodzoną sobie ciekawością zaczęła porównywać co się tu zmieniło od jej ostatniej wizyty.Zauważyła, że wiele tomów leży na każdym możliwym skrawku podłogi i mebli-oznaka, że czegoś szukał i się zastanawiał.Znała go już na tyle, że wiedziała, co to oznacza. Severus też był perfekcjonistą.Prawie nigdy nie prosił się nikogo o pomoc, a skoro panował tu bałagan, coś musiało nie dawać mu spokoju.Przysiadła na fotelu koło biurka, podczas gdy Mistrz Eliksirów szukał czegoś w szufladzie.W końcu w triumfalnym geście uniósł ręce pełne papierów.
-Tu masz plan swoich lekcji, tu harmonogram patroli nocnych, wykaz książek dla pierwszych i drugich klas i kilka niezbędnych informacji odnośnie prowadzenia lekcji.Jakby coś, to drogę do lochów znasz.-Patrzyła na niego oniemiała.
-Skąd Pan to ma?Przecież miała mi to wszystko wręczyć Minerwa.
-Musisz marudzić?Mam to mam i koniec.Jak ci się nie podoba, to na mnie naskarż.Obawiam się jednak, że Dyrektor jest zajęty.
-Czym?
-Ani ja nie chce o tym mówić, ani ty nie chcesz o tym słyszeć.Chyba, że lubisz mieć koszmary nocne z Dyrektorem i Sybillą w roli głównej.-Dziewczyna znów poczuła, że się rumieni.Sam Snape z kolei się wzdrygnął i zaczął porządkować biurko. Gryfonka poczuła, że spotkanie skończone i wstała.Chciała się grzecznie pożegnać i odejść, ale coś jej nie dawało spokoju.
-Mogę o coś zapytać?
-Skoro musisz.
-Dlaczego wyręczył Pan Profesor McGonagall?
-Nie dasz temu spokoju prawda?-Przewrócił oczami.
-Lubię wiedzieć.
-To już ustaliliśmy.-Uśmiechnął się do niej, z dozą czułości, która bardzo zaskoczyła młodą kobietę.-No więc skoro już musisz suszyć mi głowę, to było mi głupio, że odwołałem to spotkanie i kazałem Minerwie cię wprowadzić, a skoro wszystko sobie wyjaśniliśmy, to stwierdziłem, że możemy się spotkać.Na gruncie zawodowym oczywiście.
-Oczywiście.
-Już?Wystarczy?
-Jak najbardziej...a tak właściwie, to gdzie są moje komnaty?Bo tego to mi Pan nie powiedział.
-Masz przygotowany pokój wraz z gabinetem na 3 piętrze koło obrazu z Henrykiem Wrzeszczącym.
-Czyli jest to gabinet....Slughorna?!
-Nie, on ma swój po przeciwnej stronie korytarza.
-Uff to dobrze, nie zniosłabym spania w pokoju, gdzie zawsze unosi się ten dziwny zatęchły zapach i woń brandy.
-Tak Horacy lubi sobie poeksperymentować.Dlatego ja mieszkam w lochach, tutaj jakoś zapachy się nie niosą.
-Ale jest Pan strasznie odcięty od innych, mnie by o przeszkadzało.
-Nie przyszło ci do głowy, ze ja po prostu lubię być sam?
-Nie.Nikt nie zniósłby towarzystwa tylko książek i mikstur.
-No to bardzo mi przykro, ale dokładnie taki los cię czeka przez najbliższy rok.
-W sumie to tak...ale jeśli Pan to znosi, to ja też dam radę.
-Zapamiętaj sobie jedno.Ja tego nie znoszę.Jest to droga którą sam świadomie wybrałem i która mi odpowiada.
-Nieprawda, nie wierzę w to.-Mężczyzna wzruszył ramionami.
-Nie musisz, ale taka jest prawda.
-To dlaczego tak chętnie odpisywał mi Pan na listy, zwierzał się...tak nie robi osoba, która chce wciąż być sama, tylko ktoś bardzo samotny...z konieczności.-Już gdy to powiedziała czuła, że znów przesadziła.
-Granger, to że wymieniliśmy kilka ckliwych liścików nie daje ci prawa do oceniania mnie, więc zrób mi łaskę i idź truć komuś innemu, ja muszę popracować.
-Przepraszam, znów powiedziałam za wiele.-Machnął ręką.
-Przynajmniej byłaś szczera.Ale naprawdę wynoś się już.
-Do zobaczenia na uczcie Profesorze.-Gdy była już przy drzwiach usłyszała jeszcze jego cichy melodyjny głos, który prześladował ją potem w snach.
-Nie bądź dzieckiem, mów mi po imieniu.
*
Resztę dnia Pani Profesor Hermiona spędziła na tworzeniu swoich ukochanych konspektów.Zrobiła ich po jednym dla danego semestru a potem skopiowała przy pomocy różdżki.Zadowolona oceniła efekt i postanowiła pozwolić sobie na filiżankę herbaty.W prowizorycznej kuchni jaką dysponowała, było ok 10 rodzajów herbaty.Zdecydowała się na silnie miętową.Zasiadła przed kominkiem i zorientowała się, że właśnie kończy się obiad w Wielkiej Sali.Pobiegła jak na złamanie karku.Gdy wkroczyła, Dyrektor właśnie wstawał.Na jej widok uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce.
-Moja droga, już myślałem, że Severus zagadał Cię na śmierć.
-Jak to?
-No jego też jeszcze dziś nie widziałem, a z tego co wiem, miał ci to i tamto wytłumaczyć.Nie ważne.Witaj z powrotem, wpadnij do mnie na herbatkę, około 18, teraz muszę pędzić.-Nie czekając na jakiekolwiek słowa, Dyrektor już ruszył do drzwi.Dziewczyna nie wiedząc co ze sobą zrobić zasiadła po lewej stronie od fotela Dyrektora i poczęstowała się nóżką kurczaka i brązowym ryżem.Gdy już zaspokoiła pierwszy głód uniosła wzrok i spojrzała na Wielką Salę w całej jej okazałości.Było to niezwykły widok. Hermiona poczuła dziwną chęć uszczypnięcia się, wciąż nie mogąc uwierzyć, że znów jest tutaj w szkole i za niedługo będzie mogła przelać swoją wiedzę do głów młodych czarodziejów.Myślała o tym niepokojem, ale również ogromną radością.Nauczanie zawsze było jej smykałką mimo to, trochę się denerwowała.Jakie czekają ją trudności?Czy podoła?No i czemu Dumbledore ze Snape'm tak nalegali, żeby wróciła?
-Ekhem.-Dziewczyna podniosła wzrok i spostrzegła koło siebie byłego nauczyciela, jak zwykle w swoich nietoperzowych szatach.-Zajęłaś moje miejsce....ale dobrze niech ci będzie, dziś możesz tu zjeść.
-Przepraszam.-Hermiona spłonęła rumieńcem i znów spojrzała na swój talerz.-W zasadzie to już skończyłam więc mogę...ustąpić miejsca.
-Nie może ci to przejść przez gardło?Aż tak się brzydzisz?
-Nie nie to nie tak...Severusie.-Jej głos niebezpiecznie zawibrował gdy wypowiadała jego imię.-Jej twarz już dosłownie płonęła.Gdy niepostrzeżenie usiadł koło niej poczuła się dziwnie nie komfortowo.
-Czuję miętę.
-Do mnie?-Uniosła brwi i spojrzała na niego zaskoczona.
-Nie.Od ciebie głupia.
-A tak.piłam miętową herbatkę, gdy zorientowałam się, że trzeba iść coś zjeść.
-I już idziesz?-Czy jej się wydawało, czy wyczuła rozczarowanie?
-Tak, muszę jeszcze uzupełnić konspekty i wypakować bagaże.
-W takim razie do zobaczenia o 18.
-U Dyrektora?Panu też kazał przyjść?
-Tak, MNIE też kazał przyjść.
-Po co?
-Przyjdziesz to się dowiesz.-Dodał to swoim zwykłym zrzędliwym tonem.
-W takim razie do zobaczenia.
Gdy dotarła do swoich komnat i przebrała się, spostrzegła że ma jeszcze co najmniej pół godziny czasu wolnego.Przejrzała notatki Severusa odnośnie zajęć.Severus....jak to dziwnie brzmi, móc wreszcie mówić do niego po imieniu.Jak równy z równym.Cieszyła się z tej zmiany, ale również była pełna obaw...w końcu takie skracanie dystansu między nimi, nie leżało w naturze Mistrza Eliksirów, ale jednak to zaproponował.Może wreszcie zaakceptował fakt, że są podobni i mogą wzajemnie sobie pomóc, a nawet uczyć się od siebie?Tak daleko jej marzenia nie wybiegały, ale cieszyła się z małych kroków.
Na miękkich nogach ruszyła do gabinetu Dyrektora, a gdy weszła zastała tam Severusa, Albusa i....Wiktora Kruma.
Dodaj komentarz