- No to mamy już plan. Tylko pamiętaj, żadnych sztuczek. Będę wiedział, jak zaczniesz kombinować. - Blaise Zabini uśmiechnął się wrednie,a siedząca obok niego dziewczyna skrzywiła się ze wstrętem.
- Sama nie wiem czy to bardziej szalone czy żałosne, że chcesz użyć mnie aby uciec lub umrzeć próbując.
- To genialne. - Przewróciła oczami i skierowała się w stronę łazienki. Jej ciała nie krępowały już więzy. Nie miałoby to już sensu. Kilka godzin i cała sprawa się rozwiąże.
- Jesteś zbyt pewny siebie! - Krzyknęła, a jej głos był lekko zagłuszony przez lejącą się wodę.
- Wiesz, że nie wolno ci mówić takich rzeczy ślizgonowi?!
- Nie wiem, ale cokolwiek uważasz i tak mnie nie skrzywdzisz!
- Nie przeginaj!
- Zabini! Oboje wiemy, że bardziej przydam ci się żywa! - Mężczyzna mógłby przysiąc, że słyszał w jej głosie nutkę rozbawienia. Miał jednak dość tych przekrzykiwań, więc ruszył w stronę łazienki. Bezszelestnie podkradł się i stanął w drzwiach opierając się o futrynę. Spojrzał na krzątającą się dziewczynę. Myła zęby, pochylona nad umywalką. Miała zamknięte oczy, ale przeczuwał, że doskonale zdawała sobie sprawę, że jest obserwowana.Jej długie, skołtunione włosy, które mimo niezbyt dobrych warunków nie straciły blasku. Znów ogarnęło go dziwne uczucie tęsknoty. Nigdy nie był zakochany, w zasadzie gardził wszelkimi miłostkami, ale patrząc na gryfonkę poczuł, że mógłby do tego przywyknąć. Tylko oni w przestrzeni domu, który byłby ich własnym, małym królestwem. Leniwe poranki w łóżku, dysputy przy kawie, zakupy na Pokątnej...
Potrząsnął ze złością głową i wycofał się nim miała szansę go zauważyć. Wyszedł nie mówiąc jej ani słowa.
Gryfonka usiadła do stołu, ale prócz gapienia się na kubek parującej kawy, nie była w stanie nic zrobić. Czuła głód, zresztą czuła go nieprzerwanie od miesięcy, ale wiedziała, że cokolwiek by zjadła zaraz zwróciłaby z nerwów. Martwiła się o całą tę sytuację. Martwiła się o Severusa, nawet martwiła się o Zabiniego. Ciągle jednak nie była pewna jak on się zachowa. Czy da się zabić? Czy, w ostatniej chwili ich przechytrzy i ucieknie? Sama nie wiedziała, czego chciałaby bardziej. Czuła, że był szczery, a jednak to śmierciożerca. Czy jeśli ucieknie, to już nigdy więcej nie zada bólu i cierpienia z którego zrodziła się jego udręka? Czy w ogóle mądrym było układać się z mordercą? Czy miała wybór?
Kilka godzin jakie pozostało do " wielkiego finału " nie przyniosło odpowiedzi, ale kiedy usłyszała zamykające się drzwi już nie bała się aż tak bardzo. Co ma być to będzie.
Severus oczywiście nikomu nie powiedział o zaszyfrowanej wiadomości, którą tamtego pamiętnego dnia przyniosła mu sowa. Nie powiedział też, że ma zamiar spełnić warunki postawione przez porywacza. W chwili szczerości ze samym sobą, orzekł że dałby mu wszystko byle tylko pozwolił Hermionie odejść wolno.
Nie przejmował się niczym. Jeśli tylko zobaczy ją całą i zdrową, postąpi tak jak się umówili. Powinien być przerażony wizją Zabiniego na wolności, omamionego poczuciem bezkarności, ale nie był. W zasadzie nie mógłby być szczęśliwszy. Odzyska Hermionę!
Blaise wszedł do mieszkania i po przestąpieniu progu kuchni od razu skrępował dziewczynę magicznymi łańcuchami. Jeśli była zaskoczona, nie dała tego po sobie poznać. Wstała posłusznie i skierowała się razem z nim w stronę pokoju, który od kilku tygodni nazywała "swoim" . Spojrzała na niego niepewnie. Wydawał się być czymś bardzo poruszony. Nie zadała pytań, bo wiedziała, że odpowiedzi mogą ją przerazić. W końcu jednak mężczyzna potarł gwałtownie spodnie i spojrzał jej w oczy, jak próbował ocenić, czy szczerość coś mu pomoże. Jej niepewny uśmiech musiał go przekonać, bo przemówił i nie wydawał się już być aż tak przejętym.
- Kiedy usłyszałem, że jest robota do wykonania, a przede wszystkim kiedy usłyszałem ile Krum płaci, wręcz zapaliłem się do tego. Wiesz czemu? Bo od dawna marzyłem o takiej okazji. Zniszczyć szlamę Pottera, a do tego jeszcze się wzbogacić? Nie znam śmierciożercy, który nie poszedłby na taki układ. Ale potem zacząłem się zastanawiać...Skoro Krum chce z tobą skończyć, to chyba musi mieć mega ważny powód i tak oto doszedłem do wniosku, że skoro on chce cię zabić, to ja nie. - Uniosła brwi, ale on już był w transie. Nie zauważył jej reakcji. Musiał wyrzucić to z siebie.
- Dlaczego? - Wtrąciła cicho, nie chcąc go spłoszyć.
- Można by stwierdzić, że jedna śmierć w tę lub tamtą. Voldemorta już nie ma, a ja nie chciałbym stać na czele ruchu jego zwolenników. I to jeszcze z łatką tego, który to wszystko zaczął od nowa. Bo niewątpliwie tak właśnie by było. Nie ufam temu Bułgarskiemu śmieciowi, na pewno zaraz wszyscy by się dowiedzieli, że to ja z tobą skończyłem. Wiesz co chcę powiedzieć? - Wyciągnęła rękę, jakby chciała go zatrzymać, nim powie za dużo.
- Poczekaj. Czy on...chce dokończyć jego dzieło? - nawet nie ukrywała przerażenia w głosie.
- Nie, tego nie powiedziałem, ale niewątpliwie tak to może wyglądać. Tym bardziej, że on nie jest przy zdrowych zmysłach. - Dziewczyna zaśmiała się gorzko.
- A kto z nas jest?
- Koleś był gotów zagłodzić cię na śmierć i spalić twoje dogasające życie, a ty go bronisz? Może jednak to nie Snape jest twoim kochasiem?
- Nie obrażaj mnie Zabini - spojrzała na niego z politowaniem. - Pomyśl o tym tak na poważnie. Kiedy wszystkie męty jakich nie udało się wyłapać usłyszą, że wielka wiem-to-wszystko nie żyje, a jej mordercą jest prawa ręka Czarnego Pana, to wiesz co się stanie? Bunt. Jeden wielki bunt. Jego poplecznicy poczują się bezkarni i znów zapanują mroczne czasy. Krum naprawdę zwariował. - Pokręciła głową, nie dowierzając temu co usłyszała i wywnioskowała. - Nie możesz mnie zabić.
- Nie mogę.
- Mówię poważnie, jeśli cokolwiek z tego co mówiłeś jest prawdą, jeśli naprawdę chcesz zniknąć i umrzeć w spokoju na jakiejś rajskiej wyspie, musisz zrobić wszystko bym bezpiecznie dotarła do Hogwartu.
- Wiem - zgodził się łagodnie.
- Założę się, że Krum już teraz podjudza koleżków, że coś wielkiego wydarzy się na dniach.
- Słyszałem już co nieco.
- Więc to naprawdę się dzieje?
- Pytasz czy Wiktor Krum zwariował bo go nie chciałaś?
- Nie, pytam czy moja śmierć może przyczynić się do powrotu mrocznych czasów.
-Tak, ale moje też było prawdziwe, tylko nie chcesz przyjąć tego do wiadomości - mrugnął do niej, a ona pokręciła głową rozbawiona. Odwróciła się do okna, nagle zawstydzona, że pozwala sobie na taki luz w towarzystwie śmierciożercy, który o mało jej nie zabił i który praktycznie przyznał, że gdyby to zrobił to wyzwoliłby powstanie Czarnej Magii i Czasów Terroru na nowo.
- Więc...zrobisz to?
- Czy oddam cię Snape' owi w zamian za życie w dostatku, gdzieś gdzie ludzie nawet nie wiedzą, że coś takiego jak Magia istnieje?
- Tak - odpowiedziała krótko.
- Zrobię to, albo zginę próbując. - Nieoczekiwanie oczy Hermiony zaszkliły się, a ona sama nerwowo przełknęła ślinę jeszcze bardziej się od niego odsuwając. Wróciła pamięcią do tego wieczora, kiedy prawie przespała się z Wiktorem po kłótni z Severusem. Jej ukochany użył dokładnie tych samych słów. Też obiecał jej coś na czym jej zależało, w banalnie zabawny sposób. Nawet się nie zorientowała, że płacze. Przez cały swój pobyt w więzieniu starała się nie płakać, nie okazać jak bardzo się boi, a teraz kiedy wreszcie pojawiło się światełko w tunelu, tama puściła. Hermiona płakała tak długo, aż dostała czkawki. W końcu podniosła zapuchnięte oczy na jego niewyraźną sylwetkę, a on jednym ruchem różdżki doprowadził ją do porządku.
- No już już. Przecież nie możesz pokazać się Sevciowi jak kocmołuch. Udało mi się ukraść szałowe jeansy, ale musisz je przymierzyć, bo mogą być za luźne na ten twój kościsty tyłek. - Znów do niej mrugnął i wbrew sobie roześmiała się.
Skompletował dokumenty potrzebne porywaczowi, ostatni raz sprawdził czy różdżka ukryta w rękawie dobrze leży. Spojrzał na swój mugolski strój i pokręcił głową ze zdumieniem. Wiedział, że będzie chciał dokonać wymiany wśród mugoli, ale nie sądził, że dostanie nawet listę zawierającą niezbędny strój po którym rzekomo będą mieli go poznać w tłumie. Tak jakby bez tego się nie wyróżniał. Chyba, że to był ktoś kto nie zna go osobiście i jest tylko pośrednikiem? Postanowił się nad tym nie rozwodzić. Najważniejsze, że wreszcie zobaczy Hermionę. Koniec z bezsennymi nocami, z bezmyślną wegetacją. Wreszcie odżyje i oboje będą mogli kontynuować sprawy tam gdzie je zostawili.
Mężczyzna skrył się w cieniu rozłożystych drzew i bacznie obserwował, starając się nie wychylać za bardzo. Gdy ujrzał brązowowłosą kobietę idącą niepewnym krokiem ramię w ramię z czarnoskórym śmierciożercą, jego ściśnięta na różdżce ręka aż zapiekła. Ostatkiem sił powstrzymał się od rzucenia w oboje avadą. Zamiast tego śledził ich. Jechał z nimi metrem, następnie spacerem pokonał wraz z nimi drogę nad staw, a gdy wreszcie jak nigdy nic usiedli na ławce w pobliskim parku, był bliski wybuchu. Rozmawiali półgłosem więc nie był w stanie usłyszeć niczego, ale po sposobie w jaki patrzyli na siebie kątem oka poznał, że ufają sobie i lubią swoje towarzystwo. Poczuł palącą zazdrość i tylko niezdrowa ciekawość powstrzymała go od zdemaskowania ich. - Jak ta głupia dziwka mogła tak ze mnie zakpić? - pomyślał. Minuty mijały i nic ważnego się nie działo. Nikt nie zwracał na niego uwagi, więc wykorzystał ten moment na maksymalne zbliżenie się do celu. Już miał się poddać i zdemaskować swoją obecność, gdy zobaczył coś niezwykłego.
Severus Snape w tweedowej marynarce, kapeluszu i dziwnych oficerskich butach maszerował w stronę zagadanej pary, choć właściwie nie zwracał na nich uwagi. Już miał ich minąć, gdy nagle jakby się ocknął i wymierzył różdżkę w stronę Blaise'a. Krum oglądał tę scenę z bezpiecznej odległości, jednak lata służby nauczyły go, że w obecności Snape'a niczego nie należy brak za pewnik. Ścisnął swoją broń jeszcze mocniej i z bijącym sercem oczekiwał rozwoju wypadków.
Mistrz Eliksirów czuł się jak idiota paradując w dziwnie pachnącym, wątpliwej jakości stroju. Przechadzał się jednak tak, jak zawarte było w instrukcji. Nie zauważył niczego niepokojącego, ale ani Hermiony, ani porywacza też nie widział. Mijał właśnie jakąś kłócącą się parę, gdy jego wzrok jakby się wyostrzył i dotarło do niego, że to Hermiona i Zabini. Sięgnął po różdżkę i przeklął samego siebie, jak mógł zapomnieć o zaklęciu odwracającym uwagę?! Proste i skuteczne. Pogratulował Zabiniemu finezji. Nie zdobył się jeszcze na spojrzenie na ukochaną.Nie dopóki nie będzie bezpieczna, a porywacz daleko stąd. Przez chwilę mierzyli się groźnymi spojrzeniami. Zaraz jednak Blaise uśmiechnął się i wyciągnął rękę. Severus sam nie wiedział dlaczego w ogóle to robi, ale nie chcąc go drażnić przyjął wyciągniętą dłoń i skinął przeciwnikowi. Gryfonka obserwowała wszystko z mocno bijącym sercem, ale bardziej z podniecenia niż przerażenia. Chłonęła widok ukochanego. Patrzyła na jego nierówne rysy, na przydługie włosy i skupione oczy. Cala tęsknota uciekała z jej ciała i umysłu niczym choroba, którą wreszcie zaczęły zwalczać antybiotyki. Poruszyła się niespokojnie, niepewna dlaczego mężczyzna na nią nie patrzy. Spojrzała na Zabiniego, chcąc mu zakomunikować, że może ją puścić i Severus go nie zabije. Że jego plan się powiódł i każdy dostanie to czego chciał. Chciała, by wiedział, że jest mu wdzięczna za nie zabicie jej, ale musi już odejść. Jednak jej towarzysz wydawał się być co najmniej wstrząśnięty, ale nie widokiem Severusa, tylko czymś co znajdowało się na lewo od niego. Nim w ogóle zarejestrowała co to było, rozległ się jego głośny krzyk . Usłyszała padnij i niewiele myśląc dokładnie to zrobiła.
Gdy otworzyła oczy, pisnęła z przerażenia. U jej stóp, leżał, albo raczej szamotał się związany magicznie Krum. Patrzył na nią z jeszcze większą nienawiścią, ale w kącikach jego oczu czaiło się przede wszystkim szaleństwo. To już nie był Wiktor fajtłapa delikatnie próbujący dorwać się do jej spódnicy. To był Wiktor morderca, który gotów był ją zagłodzić i spalić żywcem. Odsunęła się ze wstrętem nadal nie zdolna do powstania, rozejrzała się w poszukiwaniu Severusa. Dostrzegła go parę metrów dalej, również na ziemi. Właśnie otrzepywał śmieszną marynarkę z brudu. Ich oczy na sekundę się spotkały i dostrzegła w nich całą miłość i troskę, jakiej nie mogła znaleźć w nim podczas ich ostatnich wspólnych tygodni. Tych uczuć nie mogły wyrazić żadne słowa, ani gesty, więc wzruszona Hermiona znów postąpiła impulsywnie i biegiem rzuciła się w stronę ukochanego. Wpadła w jego ramiona i załkała. Tulił ją z całej siły, jakby próbował samemu sobie przetłumaczyć, że naprawdę ich koszmar się skończył i wreszcie będą mogli być razem. Na dobre i na złe. Spojrzeli sobie w oczy i zetknęli się czołami. Nie musieli nic mówić. Na potok słów będzie czas później. Kojąca chwila bliskości została przerwana przez lekko zdenerwowany głos Blaise' a przynaglający ich, do powrotu do interesów.
Wyjątkowo trzymając się za ręce podeszli niespiesznie do zzieleniałego śmierciożercy i zaskoczeni przypomnieli sobie o obecności Kruma. Hermiona spięła się. Skoro on tu był i widział ją żywą i jak na razie
bezpieczną, to Krum ma wszelkie powody by chcieć ich zabić. Wszystkich. Spojrzała na Blaise' a i odkryła, że był więcej niż zrozpaczony. Jeśli to co zrobił wyjdzie na jaw...będzie zgubiony. Przeniosła spojrzenie na ukochanego i już chciała prosić go o wywiązanie się z umowy póki Szalony Wiktor jest na tyle oszołomiony, że jeszcze nie walczy i nie miota klątw, jednak Severus już sięgał do marynarki po dokumenty.
Wyciągnął zwitek papierów w stronę Zabiniego i skinął głową.
- Wiesz co z tym robić.
- Nigdy więcej się nie zobaczymy. Dbaj o moją małą lwicę.
- Jak ją nazwałeś? - Snape momentalnie się zjeżył.
- O co ci chodzi?
- Najpierw ją porwałeś, a teraz nazywasz ją swoją małą lwicą? Jeszcze mogę cię wpakować do więzienia, radzę ci zważaj na słowa. - Jego głos był zimny, ale i zdradzał zdenerwowanie.
- Nie skrzywdziłem jej nigdy. A przynajmniej nie od skończenia szkoły.
- Nie pieprz. Porwałeś ją, torturowałeś, wygląda gorzej niż źle...
- Hola! Ja nic nie zrobiłem.
- Kłamstwo w twojej sytuacji jest dość ryzykowne.
- Ekhem...Severusie. Zabini naprawdę niczego nie zrobił. To....to Wikor mnie porwał i chciał....zabić.
Siedzący do tej pory cicho Krum wreszcie warknął gardłowo i rzucił się w ich stronę, jednak więzy uniemożliwiły mu cokolwiek prócz żałosnych prób. Patrzył na całą trójkę z nienawiścią, ale Hermiona wiedziała, że już nie powstrzyma lawiny.
- Świetnie to uknułem co, Snape? Porwę twoją małą dziwkę i będę się z nią zabawiał od świtu do nocy. - Momentalnie dwie różdżki znalazły się na jego gardle, jednak nie na tyle mocno, by nie mógł dalej mówić.
-Miałem dobry plan, ale niestety nie przewidziałem jednego. Że szlama będzie wolała umrzeć, niż stworzyć ze mną związek. Nadal nie mogę tego pojąć. Dlaczego Hermiono? - Spojrzał w stronę zaskoczonej dziewczyny, nagle zawstydzonej, że na niej koncentruje się cała uwaga. W oczach Bułgara dostrzegła cień dawnego kolegi.
- Naprawdę nie rozumiesz?
- Miałabyś wszystko. Pieniądze, sławę, kosztowności, książki. Kupiłbym ci bibliotekę. Wszystko co tylko byś sobie wymarzyła. - Spojrzał na nią z nadzieją, jakby wierząc, że może jeszcze wpłynąć na jej decyzje.
- Wiktorze.. - kucnęła, by zrównać się z nim wzrokiem. Dwoje bodyguardów poruszyło się niespokojnie.
- Wiktorze, to co ty nazywasz miłością, uczuciem, jest niczym więcej jak chorą chęcią posiadania i kontroli. Nie możesz sterować niczyim życiem, wbrew tej osobie. Miłość polega na akceptowaniu wyborów życiowych ukochanej i wspieraniu, choćby nie wiem co. - Spojrzała w górę prosto w czarne oczy Severusa, ale zaraz wróciła do Wiktora. - Wymyśliłeś sobie, że nagniesz mnie do swoich wyobrażeń i wpoisz mi nawyki, ale czy przez te wszystkie tygodnie, próbowałeś ze mną porozmawiać? Skonfrontować to co myślałeś, że o mnie wiesz, z prawdą? A czy patrzyłeś na mnie tak naprawdę? Czy widząc blizny wojenne na mym ciele nie wzdrygałeś się z obrzydzenia? Wiesz, że chrapię? Jak się wkurzę, to rzucam klątwy nie patrząc na skutki. Nienawidzę sportu, a jedyna dyscyplina w jakiej w ogóle się orientuję, to golf. Gdybyś mnie kochał, akceptowałbyś to wszystko. Cały pakiet. Zalety i wady. Wszystkie te małe denerwujące rzeczy, które sprawiają, że jestem jaka jestem. Ty chciałeś mnie zmienić. To nie jest miłość. To jest miłość - wyciągnęła rękę w górę, a gdy Severus podniósł ją w górę spojrzała mu prosto w oczy. - Jedyna.- Ścisnęła jego rękę i na powrót spojrzała w twarz Bułgara, którego podźwignął do góry Blaise. Ciepło dłoni ukochanego dodało jej odwagi.
- Ponieważ jednak nie traktowałeś mnie źle, może poza oczywistym wykorzystaniem i więzieniem wbrew mej woli, nie będę głosowała za pocałunkiem dementora. Zostaniesz niezwłocznie przetransportowany do Azkabanu, dla swojego i naszego dobra.- Skinęła głową jakby na potwierdzenie swojej decyzji, a potem przeniosła spojrzenie na Zabiniego. Jego uśmiech mógłby rozjaśnić niejedną jaskinię, jednak w oczach dziewczyny zalśniły łzy.
- Pamiętaj nie robię tego dla ciebie.
- Wiem, ale i tak dziękuję.
Spojrzeli znacząco na papiery, które wystawały mu z kieszeni spodni.
- Mam nadzieję, że odnajdziesz spokój.
Słysząc jak spokojnie i wręcz pieszczotliwie Hermiona zwraca się do czarnoskórego, w Krumie znów zawrzało szaleństwo. Zaczął się rzucać, ale o dziwo wspólnymi siłami Snape i Zabini przytrzymali go.
- Myślisz, że on da ci to wszystko o czym marzysz? Będziesz żałować! Słyszysz?
- Jedyne czego żałuję... - Zatrzymała się, jakby zorientowała się, że powiedziała za dużo. Krum zmrużył powieki i uśmiechnął się obleśnie. Odwrócił się przodem, tak by Severus widział go dobrze i dokładnie usłyszał nim dziewczyna przeszkodzi mu w powiedzeniu prawdy.
- Wiesz co Snape? - odezwał się konfidencjonalnym prawie że przyjacielskim tonem.
- Czego śmieciu?
- Na twoim miejscu nie przyzwyczajałbym się aż tak bardzo - spojrzał na splecione dłonie zakochanych.
- O czym ty mówisz?
- Zamknij się! - krzyknęła Hermiona. Nikt jednak nie zwrócił na nią uwagi i porywacz kontynuował.
- Ona nie została porwana. Myślałeś, że maczałem w tym palce...czekałem cierpliwie na okazję i w końcu się udało. Spory zapas wielosokowego, spacery po dworcu i bach! Zapłakana śliczna gryfonka samotnie stojąca w tłumie podróżujących...
Osłupiały Severus wypuścił jej dłoń i pozwolił jej swobodnie opaść. Popatrzył na nią pustym, zranionym wzrokiem.
- Ty odeszłaś...zostawiłaś mnie.
- Severusie to nie tak! Daj mi to wytłumaczyć, proszę!
- Jak idiota czekałem, łudziłem się...
- Gdybyś tylko dał mi się wytłumaczyć, byłam zraniona...
- Twoja strata Granger - spojrzał prosto w jej oczy i aportował się, a gryfonka opadła na ziemię bez sił.
Dodaj komentarz