Zadziałała impulsywnie, ale jak tylko wybiegła z zamku poczuła się lepiej. Złapała oddech i opadła na kolana. Dopiero teraz spostrzegła, że policzki ma mokre od łez. Niepotrzebnie zareagowała aż tak mocno i histerycznie. Przymknęła oczy, podniosła się i głęboko oddychając uspokoiła rozszalałe serce. Poczuła się jak idiotka, którą niewątpliwie była.
Wmaszerowała z powrotem do zamku, mając nadzieję, że nikogo nie spotka. Nie mogła jednak wrócić do lochów, jeszcze padłaby trupem. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Severus jeśli oczywiście nadal jest trzeźwy, to najpewniej wiesza na niej psy i ma do tego pełne prawo. Kolejny raz zachowała się jak gówniara, którą tak usilnie nie chciała być nazywana. Udowodniła, że jej dojrzałość jest tylko pozą i maską, a ona sama w głębokim poważaniu ma, co inni o niej myślą.
Dlaczego wybiegła?
Idąc po schodach do swoich komnat, wróciła pamięcią do tych czasów kiedy nie określali siebie na poważnie. Kiedy byli Severusem i Hermioną, którzy po prostu lubią swoje towarzystwo i nie chcą definiować swojego związku. W tamtych czasach mogła byle kiedy zaskoczyć go w lochach, wciągnąć do łóżka, a kiedy było po wszystkim, wyrzucał ją i wcale nie obrażona wracała do siebie. Kiedy to się zmieniło? Kiedy nawzajem wzięliśmy się w niewolę? Nie potrafiła dokładnie określić kiedy, bo nie był to jeden moment, ale krótkie, błahe chwile, w których stworzyli unikalne pokręcone " my ", co wtedy jawiło jej się jako spełnienie marzeń, a okazało się katastrofą. Owszem, chciała by się o nią martwił, chciała by o nią dbał, ale bez przesady, przecież od razu powiedziała, że nie chce ani ślubu, ani większych deklaracji. A on się zgodził! Co więc się zmieniło? Ja..?
Hermiona rozumiała dlaczego Severus nagle zapragnął stabilizacji i jakiejś takiej...stałości w życiu, ale rozumiała też, że to wcale nie stało się nagle...jeśli liczyć ich związek w całości, to prawie dwa lata już bawili się w kotka i myszkę. Niektóre związki jej przyjaciółek były dziesięć razy krótsze, więc śmiało można powiedzieć, że dobrnęli do tego momentu, za obopulną zgodą. Są dorośli, wiedzieli w co się pakują. Skoro tak, to dlaczego czuła się tak paskudnie?
Przebrała się w świeże ciuchy i usiadła przed kominkiem. Ranek zaskoczył ją zdecydowanie zbyt szybko. Ponieważ jednak nadal nie wróciła do pracy, a widzieć Severusa też nie chciała, postanowiła jak zawsze zajrzeć od Nory. Przemykała cicho i szybko szkolnymi korytarzami tak, by jak najmniej osób ją widziało. Niestety oczywiście jak w takich chwilach zawsze, natknęła się na osobę nie dość, że znajomą, to jeszcze doskonale potrafiącą wyczytać z jej twarzy, że coś jest nie tak.
Chuck podszedł i milcząco otoczył ją ramionami. Trwali tak kilka sekund, a gdy wreszcie wypuścił ją z objęć i spojrzał jej w oczy, zmarszczył brwi i westchnął.
- Co tym razem narozrabiałaś Granger? - przewrócił oczami widząc jej groźną minę.
- Skąd pomysł, że to ja? Severus jak zawsze wszystko spieprzył. - Spojrzała na niego i zrozumiała, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę, chciał tylko sprowokować ją do mówienia, a nie do kłamania, co niewątpliwie by uczyniła, gdyby sam zasugerował winę Snape'a.
- Nie ma tylu godzin w dobie, by wyjaśnić ci co zaszło, może więc od razu udamy, że nic się nie stało? - Uśmiechnęła się do niego kusząco, pragnąc tylko uciec sprzed jego wszystko wiedzącej twarzy. Za dobrze ją znał. Byli przyjaciółmi już ładny kawałek czasu, znali swoje słabości, sam fakt, że wystarczyło mu na nią spojrzeć...
Znów ją przytulił i pocałował w czubek głowy.
- Spotkajmy się dzisiaj, tylko ty i ja, już tak dawno razem nie wychodziliśmy. Będziesz miała okazję opowiedzieć mi wszystko. - Rozbrajający uśmiech, który w przeszłości stanowił dla niej zagadkę, teraz był już jasnym sygnałem " i tak mi się nie oprzesz " - zdawał się mówić. Przez te miesiące wiele razy widziała jak Chuck próbuje zająć złamane serce jakąś mało interesującą osóbką. Takie znajomości zawsze kończyły się z hukiem i zdawała sobie sprawę, że po części była to jej wina. Zawsze jednak widziała ten słodki, kuszący uśmieszek na twarzy przyjaciela i wiedziała, że już za niedługo złamie serce kolejnej rybce. Z drugiej jednak strony była zbyt pochłonięta swoimi sprawami i bałaganem emocjonalnym, by w ogóle się tym przejmować. Od kiedy wróciła, nie była dobrą przyjaciółką, w zasadzie była chujową przyjaciółką. Nie widziała wiele ponad koniec własnego nosa i ciągle tylko myślała o Severusie i młodym Albusie, dlatego więc, zgodziła się. Niepewnie kiwnęła blondynowi głową, zaciskając wargi, gdy jego oczy rozjarzyły się tym niebezpiecznym blaskiem.
- O 20! Nie spóźnij się! Pomachał jej i odszedł w stronę Wielkiej Sali, a ona przemknęła obok schodów i wypadła przez wrota. Zdecydowanie kusiła diabła, ale tęskniła za swoim przyjacielem i potrzebowała go.
Oparła głowę o wystający konar drzewa. Oczywiście po 5 minutach w takiej pozycji bolało ją wszystko, ale nie dbała o to. Potrzebowała jakiegoś silnego bodźca, by poczuć, że to wszystko jest prawdziwe, że znów jest wśród żywych. Chyba dopiero teraz zaczęło do niej dochodzić to wszystko co się wydarzyło. Znów na chłodno analizowała moment, w którym zdecydowała się odejść od Severusa, zostawić za sobą wszystko i wszystkich i po prostu zniknąć. Przypomniała sobie tego chłopaka, który był tak uroczy i starał się ją pocieszyć. Potem miesiące niewoli, udrękę. Tęsknotę, w końcu strach. Myślała tylko o tym, że chce cofnąć czas, wrócić do Severusa...nie, nie wrócić. Myślała o tym, że gdyby mogła coś zmienić, wcale by od niego nie odeszła. Nie zasłużył na to. Nie był człowiekiem, którego należało jeszcze dodatkowo napiętnować za to, że jest sobą, że jest szczery.
Ich poglądy często się różniły, często powodowały ogniste dyskusje, ale tak bardzo często stanowiły inspirację i natchnienie dla obojga, że to było wręcz nienormalne.
Przypomniała sobie ciężkie chwile w tamtym pokoju, tępy wyraz twarzy Bułgara, który myślał, że może jej cokolwiek wmówić. Wreszcie, pomyślała o Zabinim. O tym, że był jej... Aniołem Śmierci. Był mordercą, a okazał się wsparciem...Był jej cudem i była mu dozgonnie wdzięczna. Uśmiechnęła się przez łzy. Jakże pozory mogły mylić. Krum był jej słabością, małą miłostką, okazał się śmiertelnym zagrożeniem nie tylko dla niej, ale i dla całego magicznego świata. A Blaise ? Nie dość, że był jednym z groźniejszych zbrodniarzy wojennych, nie dość, że był opatrzony priorytetem schwytania najwyższej wagi, to sam ofiarował jej pomoc, tak naprawdę nie żądając niczego. Nie musiał jej ratować, mógł zignorować jej potrzeby, mógł ją zabić...Zawdzięczała mu życie.
Jej relacje z różnymi ludźmi na przestrzeni tych miesięcy były tak popieprzone, że aż szkoda gadać. Sama nie wiedziała kim jest i co chce robić, jak mogła podejrzewać, że jest w stanie stworzyć zdrową relację z mężczyzną?
Westchnęła, przetarła policzki i wygodnie oparła się o drzewo wystawiając twarz do lekkich promieni słońca. Od jakiegoś czasu nie pomyślała o Severusie, a gdy tylko sobie to uświadomiła, coś ścisnęło ją w klatce piersiowej. Tak jakby nawet jej ciało chciało przypomnieć jej, gdzie teraz powinna być i, że zamiast rozczulać się nad przeszłością, powinna zając się kruchą przyszłością.
Wszystko to było przygnębiające i raniło nawet ją samą, ale nie mogła wyprzeć się tego co się stało i tego jak się czuła. Nie chciała się wiązać, nie chciała zobowiązań i nade wszystko nie chciała zranić Severusa, a jakimś cudem udało jej się dokonać tego wszystkiego, i to jeszcze przed trzydziestką. Zaśmiała się gorzko do własnej konkluzji i podniosła z ziemi. Otrzepała kolana i znów ruszyła w stronę zamku. Dziś nie jest dobry dzień na zadoścuczynienia. Dziś jest dzień na upicie się i zapomnienie. Z mocnym postanowieniem zabawy buszowała w szafie chcąc znaleźć coś odpowiedniego na wieczór. Nie chodziło o to by się wystroić, tylko by dać jej poczucie pewności siebie. Krótka spódnica z baskinką, balerinki, i oczywiście czerwona bluzka na jedno ramię. Kiedyś w takim stroju chodziła na podryw. Pomyślała o tym czasie, kiedy nawet nie sądziła, że pokocha kogoś takiego jak Snape. Spojrzała w lustro i jej oczy momentalnie spoczęły na głębokim dekolcie, który był dodatkową ozdobą jej dzisiejszego stroju. Poczucie winy wbijało się w nią niczym ostrze noża.
- Jutro z nim porozmawiam - obiecała swojemu odbiciu.
Usiadła w salonie i przejrzała pocztę. Poczuła lekkie ukłucie żalu, na myśl, że nie ma ani jednej wiadomości od Severusa, czy od kogoś z Nory. Zaraz jednak zganiła się w myślach. Ty szykujesz się na chlańsko, a ktokolwiek miałby do ciebie pisać? Śmieszne.
Spędziła sporą część czasu na rozmyślaniach o dzisiejszym dniu i o tym, czy aby na pewno powinna iść z Chuckiem. Skoro jednak powiedziała a, powie i be. Przecież to nie będzie żadna randka. Oboje są dorośli, oboje mają kogoś...Albo przynajmniej on kogoś ma. Na samą myśl o Carol Zane jej policzki pokryły się czerwienią. Nie lubiła tej dziewczyny i wbrew pozorom odczuwała zazdrość na myśl, że ktoś taki jak ona zasłużył na miłość kogoś tak wspaniałego jak młody Newborne.
Mimo, że to ona początkowo była obiektem jego uczuć i mimo że cieszyła się, że w końcu mu przeszło i tak odczuwała niewytłumaczalną złość ilekroć widziała ich razem. A było na co popatrzeć. Oboje wysocy, oboje przystojni, radośni, kwintesencja dobrego związku. Ciekawe co ludzie myśleli patrząc na nią i Severusa. Czy zastanawiali się jaką klątwę musiał na nią rzucić, by pozostała mu wierna? Czy życzyli mu jak najgorzej bo uwiódł byłą uczennicę? Nawet jeśli niewiele w tym było prawdy, to prawdą pozostawało, że nie pasowali do siebie pod żadnym względem, a mimo to, byli tak doskonale zgrani. Tak jakby żadne przeciwności nie mogły ich od siebie oddalić. Niekiedy myślała nawet, że właśnie to, że są tak rożni stanowi ich największy atut. Nie znudzą się sobą, nie będą mieli siebie dosyć. Może i to była prawda, dopóki ona tego nie zepsuła. Dopóki nie zachowała się jak gówniara i nie uciekła. Spojrzała wtedy na jego twarz i już wiedziała. Wiedziała o co zaraz zapyta i wiedziała jaka byłaby jej odpowiedź, jakiej on by pragnął i jak później wszystko błyskawicznie by się potoczyło. Szybki ślub, dziecko i żegnaj kariero. Mogłaby pożegnać się z tytułami naukowymi jakie jeszcze miała nadzieję zdobyć, straciłaby szacunek wielu mądrych głów, bo jak wiele osób przed nią wybrałaby rodzinę zamiast pracy. Choć w sumie to nie byłby do końca wybór a konieczność. Tego jednego nie chciała. Chciała Severusa, chciała go kochać i być kochaną, ale równocześnie chciała...pozostać sobą. Nie zatracić się w tym wszystkim i móc nadal decydować tylko o sobie. Dlaczego uciekła? Bo wiedziała, że on tego nie zrozumie. On ma już to wszystko, jest Mistrzem Eliksirów, pociąga za wiele sznurków w Ministerstwie, a jego własnoręcznie tworzone eliksiry są aprobowane przez cały magiczny świat. Jest spełnionym magiem, do szczęścia potrzeba mu żony i dziecka. Ludzi do których mógłby każdego dnia wracać i tęsknić. Ona chciała podróżować, zobaczyć kilka zakątków świata, może osiedlić się gdzieś na krótko podczas pracy badawczej. Chciała czerpać z życia i korzystać ze swojej wiedzy. Nie jest gotowa by poświęcić to wszystko w imię miłości. Nawet tak głębokiej. Gdy to do niej dotarło poczuła się lżejsza o tonę. Wreszcie była całkowicie szczera z samą sobą. Kocha Severusa, ale siebie kocha bardziej.
Wybiła dwudziesta i chcąc nie chcąc kobieta musiała się zebrać. Ze stolika zgarnęła torebkę, spojrzała szybko w lustro i wyszła. Chuck oczywiście już na nią czekał. Szeroki uśmiech ozdobił jego twarz gdy ją spostrzegł. Nie tracili czasu na rozmowę. Szybko pokonali odległość do punktu umożliwiającego aportację i w sekundzie zniknęli. Przeniosło ich w żywą, bardzo dobrze oświetloną uliczkę. Pełno było tam sklepów i klubów, a Gryfonka zastanawiała się, gdzie się zatrzymają, gdy Chuck chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę miejsca z szyldem tak wielkim i sugestywnym, że przez chwilę pomyślała, że jej towarzysz się pomylił. Nikt nie wpuściłby go do klubu dla dorosłych, tym bardziej w środku tygodnia. Jak tylko przekroczyli próg przekonała się jednak, że jest to klub czarodziejów, a co za tym idzie, nikt nie zatrzymał ich przy wejściu. Przydymione wnętrze, delikatne żółte i zielone światło przy barze i niewielka scena, a na niej smutno zawodzący grajek. Tego jej było trzeba. Usiedli przy stoliku w głębi sali i czekali, aż podejdzie do nich kelnerka. Nikt się nie zjawił i Hermiona postanowiła sama zatroszczyć się o coś do picia. Gdy jednak się podniosła, blondyn poderwał się do góry i machając jej uspokajająco ruszył w stronę baru. Brązowowłosa tymczasem rozejrzała się po lokalu. Nie było tu tłumów, ale oczy kilku kobiet skierowane były na Newborne'a. Właśnie w takich sytuacjach najbardziej zdawała sobie sprawę z jego niezwykłej urody i charyzmy. Byli w klubie 5 minut, a on już ma fanklub. Przewróciła oczami i skupiła się na powrót na artyście, który chyba zbierał się do zejścia ze sceny. Zdziwiło ją to, ale nie poświęciła mu więcej myśli, gdyż wrócił ślizgon z dwoma kuflami. Stuknęli się i spojrzeli sobie w oczy. Był zaniepokojony, widziała to wyraźnie, ale to nie przeszkadzało mu spojrzeć na jej dekolt i uśmiechnąć się bezczelnie.
- Wreszcie wyglądasz jak kobieta!
- Co to ma niby znaczyć?
- Wiesz, że cię uwielbiam, ale ostatnimi czasy jakby, nie byłaś sobą. Kiedy ostatni raz zrobiłaś sobie wystrzałowy makijaż i porwałaś którąś z dziewczyn na miasto tak o, dla zabawy?
- Eeee nigdy?
- Właśnie! Ciągle tylko siedzisz w papierkach, albo zakopujesz się w pracy, mimo że jesteś na urlopie, to głupie - spojrzał na nią z politowaniem. - Nikt nie przeżyje za ciebie życia, a ja mam wrażenie, jakbyś już z tym życiem skończyła.
Słuchała go osłupiała, nie wiedząc co powiedzieć.
- Chcesz znać moje zdanie? Nie martw się, wiem że tak - kolejny uśmiech - Musisz dać sobie spokój. Odpuścić na chwilę. Zabawić się, dla samej idei zabawy. Nie mówię, że twoje życie jest złe, mówię tylko, że może cię jeszcze zaskoczyć, jeśli tylko dasz mu szansę. Co ty na to? - Wyciągnął w jej stronę rękę i patrzył wyczekująco z ciepłym uśmiechem. Spojrzała mu w oczy, następnie na wyciągniętą dłoń i znów na twarz. Chuck jest twoim przyjacielem, chce dla ciebie jak najlepiej - pomyślała, po czym uścisnęła jego dłoń.
- Zgadzam się, wariacie! - pociągnęła spory łyk piwa i prawie się nim oblała, ale nie dbała o to. Dziś będzie się tylko bawić. Dziś odsunie problemy i skoncentruje się na sobie. I na Chucku.
Opróżniali kolejne kufle, co jakiś czas wymieniając się doświadczeniami z życia szkoły. Zanosili się śmiechem prawie że do łez. Nie martwili się. Nie myśleli. Cieszyli się swoim towarzystwem. Gdy wybiła północ, a parkiet rozjarzył się tysiącem świateł ze stroboskopu blondyn niewiele się zastanawiając pociągnął Granger za rękę. Opierała się, ale tylko do momentu, aż przypomniał jej po co tu przyszli. Zabawa. Tak więc ruszyli na parkiet i kołysali się w takt wesołych melodii puszczanych przez DJ-a. Tańczyli blisko siebie co chwilę się obejmując i ocierając o siebie. Śmiali się co chwilę wykonując jakieś dziwne tylko im znajome figury i za nic mając tłum ludzi, który patrzył na nich jak na pomyleńców. Muzyka płynęła w ich żyłach i spajała ich ze sobą. Hermiona przymknęła oczy, gdy światła znów się zmieniły, a w głośnikach rozbrzmiała melodia z jednego z jej ulubionych musicali. Zarzuciła blondynowi ręce na szyje. Byli tak blisko siebie, że aż zaparło jej dech. Jego zapach, którego wcześniej nie wyczuwała, teraz drażnił jej nozdrza. Nagle była zbyt świadoma jego dużych dłoni na swoich biodrach, policzka przytulonego do jej rozgrzanej szyi i tego, że ich biodra poruszały się jednym rytmem. Powolnym, uwodzicielskim wręcz kipiącym napięciem seksualnym rytmem. A mimo to, tego nie przerwała. Tuliła się do niego, zdając sobie sprawę, że za chwilę może wydarzyć się coś czego oboje będą żałować i nie odsunęła się. Gdy piosenka się skończyła zatrzymali się i stojąc na środku pomieszczenia patrzyli sobie w oczy. Zdawała sobie sprawę, że to iluzja i wcale nie pragnie go tak, jak czuje że pragnie i pocałunek niczego nie rozwiąże. Mimo to, nachyliła się w jego stronę i pozwoliła jego oddechowi owionąć jej twarz. Czuła, ze jego ciało napięte jest w oczekiwaniu i poczuła podniecenie na myśl o tym. Miała ochotę na zabawę z Chuckiem. Na chwileczkę zapomnienia. Ich usta były już tak blisko, że wystarczyło je tylko otworzyć, by się połączyły. Oczekiwanie podniecało ją, ale i denerwowało. Była kobietą czynu i już miała zamiar wziąć sprawy w swoje ręce, gdy kilka metrów dalej rozległ się odgłos migawki aparatu i rozbłysło oślepiające światło. Przerażona spojrzała w tamtym kierunku przytomniejąc w sekundę.
Dzika furia ogarnęła ją całą. Podbiegła do fotografa i już miała zamiar pokazać pazurki, gdy zorientowała się, że ten mężczyzna jej nie zna, a ona nie zna jego. Chłodne myślenie wróciło jej mózg.
- Dlaczego zrobił nam pan zdjęcie?
- Wyglądaliście bajecznie, a w naszym klubie miłość często rozkwita. Chciałem mieć ten moment na pamiątkę do kroniki lokalu.
"Para" zaczerwieniła się tak bardzo, że spokojnie mogliby robić za halogen na suficie. Hermiona odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia. Chuck podbiegł do baru rzucając kilka złotych monet na ladę, po czym dogonił partnerkę już na zewnątrz. Bez słowa zaczęli iść przed siebie, nie zwracając uwagi na kolorowe neony zapraszające zewsząd. Milczenie przeciągało się, dopóki nie znaleźli się na jednym ze strzeżonych osiedli. Dlaczego tam? Nie wiedzieli, ale oboje równocześnie usiedli na ławce przy placu zabaw, by po chwili zająć sąsiadujące ze sobą huśtawki. Nie wprawili ich w ruch, tylko patrzyli w ziemię, grzebiąc w niej butami. W końcu odezwał się ślizgon.
- Chcesz porozmawiać o tym, co się tam wydarzyło?
- Masz na myśli ten moment, kiedy prawie zdradziliśmy ? - powiedziała to gorzko i z przekąsem. Spojrzała na niego, ale w tym świetle prawie nic nie widziała. Jego twarz pozostawała w ciemności i nie mogła widzieć, jak bardzo jest udręczony tym co się stało.
- Nie chciałem...
- Nie! Właśnie problem w tym, że chciałeś Charles, oboje chcieliśmy!
- Hej! Mówisz do mnie pełnym imieniem tylko jeśli jesteś bardzo wkurzona. - zaśmiali się cicho, tak jakby było to stosownym komentarzem do sytuacji. - A skoro nie obwiniasz mnie, to znaczy, że obwiniasz siebie...Hermiono nie...
- Byłeś tam, widziałeś co się stało. Doskonale wiem jakie są twoje odczucia, a mimo to się nie powstrzymywałam. Chciałam tego pocałunku, wiesz jak ja się teraz czuję?
- Rozczarowana, że nie doszedł do skutku? - uderzyła go w ramię, ale uśmiechała się od ucha do ucha. Byli przyjaciółmi na dobre i na złe. Ona wykorzystała go by odreagować, a on nie miał jej tego za złe.
- Kochasz ją?
Nie odpowiedział od razu, co powinno stanowić odpowiedź samą w sobie, ale gdy wreszcie zebrał się w sobie, jego głos był pewny.
- Carol jest wspaniała, ale nigdy nie będzie... Związek z nią był błędem. Teraz widzę, że niepotrzebnie się w to pakowałem. Jestem idiotą. - Poklepała go dobrotliwie po ramieniu, przez co jej huśtawka się zachybotała. Widząc to chłopak się odepchnął, wprawiając obie huśtawki w ruch. Kołysali się chwilę bez słów, po czym chłopak wstał i popchnął jej huśtawkę wyżej i wyżej. Gdy Gryfonka poczuła pęd na twarzy, wreszcie się odprężyła. Wznosiła się i opadała, a jej tętno wreszcie się wyrównywało.
- Hej Chuck?
- Co?
- To jest prawdziwa zabawa. Nie picie w barze, tylko to - wierzgnęła mocno nogami wzlatując jeszcze wyżej i zaniosła się śmiechem. Newborne patrzył na nią z dziwnym wyrazem twarzy, ale dopiero gdy huśtawka się zatrzymała dotarło do niej, że znów wyznał jej miłość, a ona znów nie mogła odpowiedzieć tym samym.
Zatrzymała się i podeszła do chłopaka próbując go objąć. Pozostał obojętny na jej gest, ale ułożył brodę na jej karku, tak jak wtedy w klubie. Nie otoczył jej ramionami w opiekuńczym geście, ale wiedziała, że milcząco zgadza się, że to co dziś się wydarzyło, od tego momentu nie miało miejsca. Nikt nie może się o tym dowiedzieć i już nigdy nie będą o tym rozmawiali.
Ona pozostaje przy Severusie, przynajmniej jak na teraz, a on pewnie znów złamie kolejne niewieście serce. Tak to już się toczyło w Hogwarcie. Ludzie przychodzili i odchodzili, dwie rzeczy były pewne. Ich przyjaźń i miłość do Severusa. Albo raczej miłość Severusa do niej, bo sądząc po jej dzisiejszym zachowaniu, niczego już nie była pewna. Zachowała się jak szmata i tak też się czuła.
Zrezygnowana teleportowała ich na błonia. Gdy się rozstawali widziała w oczach przyjaciela, że wciąż się martwi tym co się wydarzyło i tym, że oboje omal nie zdradzili swoich partnerów.
Miała nadzieję nie natknąć się na Snape' a przy śniadaniu, ale niestety już był przy stole, gdy wkroczyła do Wielkiej Sali. Zajęła miejsce jak najdalej od niego, ale widziała, że łypie na nią groźnie. Gdy tylko skończył jeść podszedł do niej i lekko dotknął jej ramienia. W tym geście nie było wrogości, nawet poczuła miłe ciepło jak za każdym razem gdy jej dotykał. Spojrzała na jego twarz, o dziwo spokojną i raczej obojętną.
- Jeśli masz chwilę, chciałbym porozmawiać.
- Teraz?
- Najlepiej.
Złapała tost w dłoń, podniosła torebkę z ziemi i ruszyła za odchodzącym Mistrzem Eliksirów.
Zmierzali tradycyjnie do lochów. Żadne z nich się nie odezwało. Hermiona bała się cokolwiek powiedzieć, a Severus widocznie nie czuł takiej potrzeby. Zatrzymali się przed wejściem do jego komnat i dopiero wtedy ściągając zabezpieczenia spojrzał na nią. Nie oceniał jej, ale i tak poczuła się nieswojo pod jego czujnym okiem. Odchrząknąwszy przepuścił ją w drzwiach i przeszli od razu do salonu. Mężczyzna bez słowa zniknął w swoim pokoju, a gdy wrócił trzymał w dłoniach jakąś niewielką kartkę. Kilka sekund zajęło jej skojarzenie co to może być, gdy jednak podszedł tak blisko, że czuła bijącą od niego furię było już za późno. Nie miał jak ani dokąd uciec, musiała stawić mu czoła. Kartka oczywiście okazało się zrobioną wczoraj fotografią na której tuliła się do Chucka, a ich twarze dzieliły milimetry. Kard był wstępem do niedoszłego pocałunku. Spojrzała na obrazek tylko przelotnie. Od razu uciekła spojrzeniem w bok i skoncentrowała się na oddychaniu, bo nagle bardzo ciężko było jej nabrać tchu.
- Dostałem to dziś rano pocztą. Nie powiem żebym był zdziwiony...
- Jak śmiesz...- przerwała mu szybko.
- Jak już powiedziałem, nie zdziwiło mnie to.
- Do niczego nie doszło!
Spojrzała mu prosto w oczy, chcąc jego i siebie przekonać, że to nic takiego.
- Przypadkiem ten chłystek był obok i musiał cię przytulać tak? Do całowania też cię zmusił?
- Do niczego mnie nie zmuszał!
- A więc chciałaś? - Wymierzył w nią palec, jakby chciał powiedzieć " a nie mówiłem ".
- Nie...nie wiem... eh.. - załamała ręce i przysiadła na brzegu fotela.
- Gratuluje, jak zawsze jesteś mistrzynią elokwencji. - uśmiechnął się wrednie.
- A ty jak zawsze jesteś arcydupkiem!
- Uważaj! - podszedł do niej błyskawicznie, chwycił za ramiona i przyciągnął do siebie. Trzymał ją w żelaznym uścisku, patrząc prosto w oczy. Zauważył, że się wystraszyła, ale się tym nie przejął.
- Przez te wszystkie miesiące dzielnie znosiłem twoje fochy, babskie pieprzenie i ciągłe pretensje. Owszem, ja też byłem wrzodem na tyłku, ale myślałem, że mimo wszystko jest nam razem dobrze. Jeśli tak nie myślałaś, trzeba było mnie nie bałamucić, tylko skończyć to raz na zawsze. - Jego głos przeszedł w szept, a następnie w zirytowany syk. Ściskał ją coraz mocniej. Oboje również coraz szybciej oddychali.
- Wiem, że jestem egocentrykiem, wariatem i gburem, ale wiem też, że kocham cię do szaleństwa, nigdy nie myślałem, że to za mało.. - jego głos się załamał i gdyby nie stali tak blisko siebie, nie usłyszałaby co chciał powiedzieć. Była zrozpaczona, tym że się obwiniał. Jedyne co przyszło jej do głowy, to stara prawda, że czyny mówią więcej niż słowa. W akcie desperacji nachyliła się i przycisnęła swoje usta do jego. Trwali tak kilka sekund, ale w końcu Severus jakby oprzytomniał i odtrącił jej usta.Patrzył na nią zszokowany, a jej oczy wypełniły się łzami.
- Zasługujesz na kogoś lepszego. Teraz to widzę. Byłem głupi myśląc, że różnica wieku i poglądów nas nie poróżni. Przepraszam, że zmarnowałem ci tyle miesięcy. Zamknij wychodząc. - Obrócił się na pięcie i nie obejrzał się za nią. Chwilę stał osłupiała, nie wierząc w to co się dzieje. W końcu jednak dotarło do niej, że to nie żaden ponury żart, że on naprawdę wyrzuca ją ze swojego życia. Pozwala jej odejść. Ta myśl tak ją wkurzyła, że zatrzymała go w miejscu łapiąc za ramię tak silnie, że obrócił się twarzą w jej stronę. Aż się cofnął, gdy spostrzegł furię wypisaną na jej twarzy.
Wyciągnęła w jego stronę rękę, nakazując mu, że ma być cicho.
- Jesteś niemożliwy! Okropny! Zadufany w sobie! Jak możesz w ogóle pomyśleć, że jesteś dla mnie niewystarczający?
- Pocałunek.. - odpowiedział niewyraźnie, wciąż nie wiedząc czego się spodziewać po jej wybuchu.
- Nie było żadnego pocałunku! Do cholery Severusie! Ok, poszłam z nim do klubu, potańczyłam. Do niczego nie doszło. Jakiś fotograf amator pyknął nam fotkę. Nic wielkiego. Przecież wiesz... - nie patrzyła mu w oczy, ale zdawał się tego nie zauważać.
- Dlaczego uciekłaś?
- Przestraszyłam się. Chciałeś...
- Poprosić cię o rękę.
- Właśnie - uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
- A ty nie mogłabyś się zgodzić, więc wybiegłaś, jak jakaś pieprzona gówniara.
- Właśnie.
- Jesteś popieprzona prawda?
- Kocham cię.
- To nie wystarczy... - zbolały ton jego głosu powiedział jej, że nie będzie żadnej taryfy ulgowej. Musi wystawić całe swoje serce jak na tacy. A tylko od niego zależy co z nim zrobi.
- Nie chce by wystarczyło, chcę...ciebie Severusie, już zawsze, ale...to dla mnie za wiele. Może faktycznie powinniśmy jakoś przystopować...wystraszyłam się obietnic, zobowiązań. Pamiętasz jak dobrze bawiliśmy się przed rokiem? Bez zbędnych deklaracji, jak gorąc naszego uczucia był wszystkim czego potrzebowaliśmy...
- Chcę uczynić z ciebie panią Snape.
- A ja...nie chcę być panią Snape.
- Chcę małego Severusa i małą Hermionkę, denerwującą jak jej mamusia.
- Przestań, dzieci nie wchodzą w grę, przecież ci powiedziałam.
- A ja zmieniłem zdanie. Jeśli chcesz być ze mną, musisz pójść na kompromis.
- Nie zmusisz mnie chyba... - Pocałował ją tak mocno i nieoczekiwanie, że aż się zachwiała, jednak jego ramiona już ją otaczały i podtrzymywały. Całowali się, ale to jakby się kłócili. Gwałtownie, z pasją ledwo pozostawiając sekundy na zaczerpnięcie powietrza, walczyli o dominację. W końcu Hermiona rozłączyła ich usta i spojrzała na niego zszokowana.
- Ty skurczybyku! Podpuszczałeś mnie!
- No wreszcie myślisz! hERMIONO znam cię i wiem, czego chcesz, czego ewentualnie mogłabyś chcieć, a na co nie ma szans. Nigdy nie zmusiłbym cię do czegoś tak absurdalnego - Zaśmiał się cicho, ale zaraz spoważniał.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie. Wczoraj w klubie - zauważył jak się napięła i uciekła spojrzeniem w bok. - Nie chciałaś pocałować Charlesa, nie pragnęłaś go i nie pocałowałabyś go, gdyby nie to, że fotograf wam przerwał. Zastanów się nad odpowiedzią. Cokolwiek odpowiesz...niczego to nie zmieni. - Spojrzała na jego znajomą twarz z której nie zniknęły jeszcze echa poprzedniego pocałunku. Wiedziała, że musi powiedzieć mu prawdę. Musi..dla dobra ich wspólnej przyszłości, jeśli oczywiście jakąś mają.
Zaczerpnęła głęboko powietrza. Chwyciła go za rękę.
- Prawda jest taka, że nie wiem... Nie wiem, czy Chuck by mnie pocałował, ale ja tego chciałam. W tamtej chwili nie myślałam o tobie, o nas...liczyło się tylko to, że byliśmy tam razem i że zostawiłam problemy daleko. Byłam zraniona, rozgoryczona i taka wściekła, że chciałeś się oświadczyć...chciałam cię zranić.
- Udało się?
- Ty mi powiedz?
Spojrzał na nią. Policzki mokre od łez. Zaczerwienione oczy i zagubione spojrzenie. To jest kobieta, którą kochasz Snape, przypatrz się dobrze. O mało cię nie zdradziła i stoi tutaj w twoim salonie i bezczelnie o tym mówi.
- Prawdę mówiąc liczyłem na to, że zwalisz wszystko na alkohol.. - parsknęli śmiechem.
- Jestem głupia. Nie zasługuję na ciebie, ale...chcę móc zasłużyć. Chcę nas razem, już zawsze. Może nie ze ślubem i dziećmi, ale chcę byśmy znów byli jednością.
- Wiedziałem, że do niczego nie doszło.
- Skąd?
- Intuicja?
Chwyciła za brzeg jego szaty, a on bez wahania wpił się w jej wargi.
Kilka godzin później ruszyli na obiad do Wielkiej Sali. Ich splecione ręce znów na nowo wywoływały chichot wśród uczniów i nauczycieli. Nie przejmowali się tym. Odzyskali siebie. Co prawda istniało jeszcze wiele spraw, które wymagały dopracowania, ale pierwszy nie- małżeński kryzys mieli za sobą. Wrócili silniejsi. Nawet jeśli nigdy nie uda mu się przekonać jej do małżeństwa, o to co? Nie potrzebował żadnych papierków potwierdzających jej uczucie. Była szczera w tym jak kochała. Zraniła go i potrafiła się do tego przyznać nie oczekując miłosierdzia. Pokazała, że jest warta całej jego miłości.
Severus przepuścił ukochaną w drzwiach i to był jego błąd. Pierwsze co ujrzała po wejściu, to czerwona twarz przyjaciela i fioletowy siniec pęczniejący pod jego lewym okiem. Ślizgon uśmiechnął się do niej, ale nie mogła nie zauważyć, że bardzo cierpi. Spojrzała z wyrzutem na Severusa i wyszarpnęła rękę z jego uścisku, zaraz jednak przygarnął ją do siebie i szepnął całując jej głowę.
- Chyba nie sądziłaś, że puszcze mu płazem dobieranie się do mojej narzeczonej hm?
- Przecież nie zgodziłam się na ślub! - Spojrzała na niego, jakby pochodził z innej planety.
- Znasz nas, ślizgonów. Zawsze dostajemy to czego pragniemy. Tak się składa moja mała, że chcę ciebie oficjalnie. I zrobię wszystko byś ty też tego chciała.
1 komentarz
Sierra
Przeczytałam wszystkie rozdziały, żaden nie skomentowałam, a że ten był w tej chwili ostatni warto coś powiedzieć, wyrazić opinie na temat twojej twórczości. No więc nie będę pisała że pięknie, cudo i te różne głupoty ponieważ to nie wyraża nawet w połowie jak dobre są twoje opowiadania. Tematy się łączą i nie ma bałganu, stylistyka zdań jak dla mnie bardzo dobra, czyta się płynnie i bardzo przyjemnie. Mówiłaś że kolejny rozdział będzie ostatni prawda? Mam nadzieję że ostatni z tego opowiadania i będą się pojawiać inne i co raz to lepsze wpisy. Czekam z zapartym tchem na następne notki, życzę twórczości i niekończącej się weny, pozdrawiam
1 komentarz
Sierra
Przeczytałam wszystkie rozdziały, żaden nie skomentowałam, a że ten był w tej chwili ostatni warto coś powiedzieć, wyrazić opinie na temat twojej twórczości. No więc nie będę pisała że pięknie, cudo i te różne głupoty ponieważ to nie wyraża nawet w połowie jak dobre są twoje opowiadania. Tematy się łączą i nie ma bałganu, stylistyka zdań jak dla mnie bardzo dobra, czyta się płynnie i bardzo przyjemnie. Mówiłaś że kolejny rozdział będzie ostatni prawda? Mam nadzieję że ostatni z tego opowiadania i będą się pojawiać inne i co raz to lepsze wpisy. Czekam z zapartym tchem na następne notki, życzę twórczości i niekończącej się weny, pozdrawiam