Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

O magii krawieckiej (II). Silvalen

O magii krawieckiej (II). SilvalenSilvalen – tkanina pochodzenia roślinnego. Surowiec włókienniczy do jej produkcji pozyskiwany z kory drzew (z dużym prawdopodobieństwem Linum silvestris magnus) występujących jedynie w lasach Królestwa Elfów. Materiał wykazuje silne właściwości elastyczne przy zachowaniu charakterystyki włókien lnianych, tj. delikatności, przewiewności i doskonałej absorpcji wilgoci. Trudno dostępny. Proces obróbki surowca nieznany.
    Tabela pojemności i modyfikatorów mocy: (...)
    Encyclopaedia Magiae Vestimentorum.
Oficyna Drukarska Gildii Magów Krawieckich

    W nasycone magią powietrze gabinetu wzniosły się drobinki kurzu. Tańczyły w wielobarwnych promieniach zachodzącego słońca, przeskakując pomiędzy strumieniami kolorów. Ciemność patrzyła z lekceważeniem, jak piękne światło powoli słabło, marnując swoją potęgę na dziecinne zabawy pyłków w coraz cieplejszych barwach witraży. Udając całkowity bezruch, mrok sunął do przodu spod ścian, niezauważalnie obejmując w posiadanie kolejne cale kamiennej posadzki.
    Sophie siedziała przy masywnym biurku i kończyła zapisywać swój plan zajęć. Słońce świecąc zza pleców próbowało zmienić intensywny fiolet włosów na żółto i na zielono. Cień dziewczyny padał teraz dokładnie na drzwi wejściowe, zupełnie jakby światło coś delikatnie sugerowało.
    Profesor Threadforge stał zamyślony przy sensomanekinie, trzymając parę oszronionych butów. Skrzypnięcie fotela wyrwało go z zadumy. Studentka najwyraźniej skończyła pisać.
    – Czy… mogę zerknąć na pana notatki? – usłyszał pytanie.
    Obrócił się i zobaczył, jak młoda kobieta z ciekawością przygląda się stertom grubych ksiąg i zeszytów.
    – Dobrze, ale tylko z tego stosu po lewej. – Wskazał trzymanym w ręku butem, z którego kapnęła woda. – Tam są zaklęcia już wytestowane na sensomanekinach. Zabierzemy się za nie w pierwszej kolejności.
    Ruszył w kierunku najbliższej półki, pełnej butów i kartonowych pudełek.
    – Bielizna? – usłyszał zaskoczony głos i zamarł w połowie drogi.
    Zmarszczył brwi i poczuł, jak jego policzki robią się odrobinę cieplejsze.
    „Przecież ten zeszyt był na samym spodzie” – pomyślał zaskoczony.
    Znowu popatrzył w stronę biurka. Sophie kartkowała mały zeszyt z błyskiem w oczach. Fiolet oprawki był niemal identyczny z kolorem jej włosów i paznokci.
    „No tak. Mogłem się spodziewać, że najpierw sięgnie po niego”.
    Znów zaczął iść do półki, mówiąc:
    – Tak, są tam też zaklęcia zaprojektowane specjalnie na bardziej osobistą odzież. Ale tym akurat nie będziemy się…
    – Ale dlaczego bielizna? – przerwała mu wyraźnie rozbawionym głosem.
    Zdenerwowała go jej wesołość i to, że znowu weszła mu w słowo. Ta część odzieży stanowiła duże wyzwanie i prawie nikt się nią nie zajmował. Zdecydowana większość asystentów nie godziła się na tak intymne skanowanie, dodatkowo obawiając się, że we wrażliwych miejscach nawet drobne błędy mogą mieć dramatyczne skutki. Program wykładów omijał ten temat, a na zajęciach praktycznych surowo przestrzegano, by nie naruszać niczyjej prywatności. Zaprojektowanie tych zaklęć zajęło mu wiele tygodni. Znów ogarnęły go wątpliwości, czy na pewno wytrzyma z taką asystentką.
    – A dlaczego nie? – zapytał ostro, stając przed półką. – Co konkretnie panią w tym bawi?
    Kątem oka zauważył, że Sophie spojrzała na niego z niepokojem. Wrzucił uszkodzone buty do dużego pudełka, w większości wypełnionego wypalonymi, podartymi lub częściowo rozpuszczonymi resztkami ubrań. Głośny szurgot fotela oznajmił, że studentka wstała.
    – Przepraszam, profesorze. Nie chciałam... Pozostałe zaklęcia wydają się, no… bardziej poważne? – mówiła ostrożnie. – Zastanawiałam się po prostu, czy bielizna jest… warta pana czasu?
    Wybrał nową parę butów. Tym razem dziewczyna szybko się zorientowała, że jej słowa go zdenerwowały. Przez lata miał wrażenie, że nigdy szczerze go nie przeprosiła, a dziś kolejny raz słyszał w jej głosie prawdziwą skruchę. Energicznym krokiem ruszył znów w stronę sensomanekina.
    – Istnieją powody, panno de Clairiénne, dla których zaprojektowałem te zaklęcia – powiedział w końcu, podchodząc do maszyny. – Mimo że tematyka wydaje się pani błaha.
    Chwilę milczała, jakby rozważając, czy może drążyć temat.
    – No… właśnie te powody muszą być interesujące – stwierdziła.
    Cornelius kucnął i wkładając buty na mosiężne stopy, zastanawiał się, co odpowiedzieć. Nie chciał zagłębiać się ani w zawiłą historię przyjaźni z Victorem i powstania jego sieci wyjątkowych salonów, ani we własne plany co do wykorzystania obiecanej fortuny. Martwił się jednak, że studentka łatwo nie zrezygnuje. Tym razem wytrzymała około siedmiu sekund.
    – Pewnie chodzi o pieniądze – stwierdziła.
    Spojrzał na nią – opierała się o blat biurka, w ręku trzymając fioletowy notatnik.
    – Tak. Można tak powiedzieć – potwierdził jej przypuszczenia, kończąc wiązać sznurówki.
    Wstał, upewnił się jeszcze raz, że urządzenie jest wyłączone i kilkoma ruchami różdżki pogasił lampy. Dziewczyna, zgodnie z oczekiwaniami, nie dawała za wygraną:
    – Nie wierzę, żeby panu chodziło tylko o pieniądze.
    – Ma pani rację. Chodzi o to, co można dzięki nim sfinansować. Są pewne ważne badania… – Przechylił głowę, wracając w stronę biurka. – Gildia nie tylko nigdy by ich nie wsparła. Myślę, że zrobiłaby wiele, żeby nikt nawet nie próbował ich rozpoczynać.
    Stanął o krok przed studentką. Powstrzymał uśmiech na widok ciekawości płonącej w szeroko otwartych oczach. Przestąpiła z nogi na nogę i już otworzyła usta, kiedy Cornelius szybko uniósł palec w górę.
    – Nie powiem, co to za badania. Proszę nawet nie pytać – powiedział surowo i wyciągnął drugą rękę po notatnik. – Nie wiem do czego Gildia, może się posunąć. Nie chciałbym ryzykować pani bezpieczeństwem.
    Zmarszczyła gniewnie brwi i niechętnie oddała mu zeszyt.  
    – Dlaczego miałabym się ich bać? – niemal prychnęła.
    Zamyślił się, spoglądając na grube, fioletowe płótno okładki.
    – Ostatnio zdarzyło się kilka dziwnych wypadków… – urwał na chwilę, pocierając czoło. – Po prostu… proszę mi zaufać.
    – Dobrze, panie profesorze – westchnęła, niechętnie godząc się, by nie drążyć tematu.
    – A tym… – powiedział, unosząc w górę notatnik – … też nie będziemy się zajmować. Nigdy nie wymagałem od asystentów testowania zaklęć bielizny, więc również nie oczekuję tego od pani.
    Patrzyła na zeszyt, powoli potakując, ale widać było, że coś nie daje jej spokoju.
    – Te badania… Powiedział pan, że są ważne. Ale jak pan chce je dokończyć bez asystenta?
    – Słuszna uwaga. Otóż… jeszcze nie wiem. – Podrapał się w tył głowy. – Ale proszę się tym nie przejmować. Znajdę kogoś.
    Wiedział że, jedynym rozwiązaniem będzie wyprawa do innych ośrodków akademickich, by prosić magów o wypożyczenie asystenta, który miał swobodniejsze podejście do prywatności. Spodziewając się, że będzie to trudne i czasochłonne, umieścił fioletowy notatnik na samym dnie stosu zaklęć do przetestowania.
    Dostrzegł w oczach studentki dziwny błysk. W szmaragdowej głębi toczyła się jakaś walka, a mężczyzna przyglądał się z zainteresowaniem. Młoda kobieta zacisnęła wargi, jej twarz pokryła się delikatnym różem. Spojrzała na siebie, a potem zerknęła na profesora. Przestępując z nogi na nogę, potarła lekko policzki, jakby chciała zetrzeć z nich kolor.
    – Profesorze Threadforge, ja właściwie… – zaczęła i wzruszyła nonszalancko ramionami, jakby chciała dodać sobie odwagi. – Ja nie mam nic przeciwko skanowaniu mojej… całego ubrania.  
    Uniósł brwi, a Sophie, słysząc, jak zabrzmiały jej własne słowa, roześmiała się i szybko dodała:
    – Nie, no oczywiście, że mam! – powiedziała wesoło, jeszcze mocniej czerwieniejąc, po czym spoważniała i odetchnęła głęboko. – Ale… ta rzecz, na którą Gildia by się nie zgodziła. Rozumiem, że to ważne?  
    Potwierdził. Odsunęła włosy z czoła i powiedziała:  
    – No właśnie. A ja panu w pełni ufam, więc nie ma powodu, żeby... odzież intymna była jakimś problemem.
    Cornelius delikatnie przekręcił głowę. Zaskoczyła go ta deklaracja, tym bardziej że jasno sugerował, że dziewczyna właściwie jest już przyjęta.
    – Owszem, to dość przełomowe badania, a pani postawa jest godna szacunku, ale zostawmy ten temat. Jak mówiłem, nigdy nie wymagam od moich asystentów testowania zaklęć bielizny.
    Sophie najwyraźniej nie spodziewała się, że propozycja, zostanie tak szybko odrzucona. Wyprostowała się i lekko zmarszczonymi brwiami patrzyła jak mężczyzna ją obchodzi i sięga do stojącej na biurku kryształowej karafki. Obróciła się za nim i oparła dłońmi o biurko.
    – Wiem, że pan nie wymaga. Ja przecież… Ja sama… – tłumaczyła. – Po prostu chcę, żeby pan wiedział, że jestem gotowa nawet na… no… po prostu na wszystko!
    Nalewał wody długo i powoli. Nawet udało mu się powstrzymać drżenie rąk. Strumień błyszczał w kolorowym świetle i z dźwięcznym pluskiem kotłował się w grubym szkle. Starał się nie myśleć o propozycji studentki. Mosiężna kula, którą czuł w żołądku, sugerowała wyraźnie, że jakakolwiek tego typu współpraca z Sophie to bardzo zły pomysł.
    – Nie musi pani tego robić – powiedział cicho. – Już przecież zdecydowałem, że zostanie pani moją asystentką. Mamy mnóstwo pracy poza bielizną dla Victora.
    Z jakiegoś powodu policzki młodej kobiety płonęły coraz głębszym kolorem.
    – Dobrze, oczywiście. Ja wiem. Wcale nie mówię tego, żeby… – Westchnęła, przerywając na chwilę, a kiedy znów zaczęła mówić, w głosie pojawiła się irytacja. – Jeśli mam zostać pana asystentką, to nie rozumiem… dlaczego nie miałabym pomóc w zdobyciu funduszy na te... podobno ważne badania.
    – Doceniam – powiedział z uśmiechem, podając jej szklankę wody. – Naprawdę. Mimo to muszę odmówić. Proszę, niech się pani napije.
    Wzięła naczynie, ale tylko je trzymała, nie spuszczając z niego przenikliwego spojrzenia. Kolor jej oczu stawał się coraz chłodniejszy, aż w końcu uciekła wzrokiem w dół.
    – Dziękuję – powiedziała cichym głosem, odkładając pełną szklankę. – Dobrze. Zapomnijmy o tej sprawie.
    Wpatrywała się w drewniany blat. Profesor zastanawiał się, co takiego zrobił.
    – Nie chciałbym, żeby pani czuła się urażona. Jest pani młodą, atrakcyjną kobietą i na pewno wyjątkowo ceni sobie pani swoją… prywatność. Mam wielki szacunek…
    – Nie czuję się urażona – przerwała sztywno i wzruszyła ramionami. – Dlaczego miałabym się tak poczuć?
    Wygładził kamizelkę.
    – Ja… podziwiam pani gotowość do tak trudnych badań. Mimo wszystko uważam, że byłoby to… nieodpowiednie.
    Podniosła wzrok, a w jej oczach, pod zmarszczonymi brwiami zamigotały iskry.
    – Doprawdy? Co pan ma na myśli?
    Nabrał głęboko powietrza, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Sophie zapytała ostro:
    – Czy kiedy rozbieram się u uzdrowiciela, to czy to jest „nieodpowiednie”?
    – Oczywiście, że nie.
    – Testy zaklęć bielizny to podobna sytuacja. Odkładamy prywatność na bok, by zrobić coś, co jest ważne.
    – Tak, ja…
    – Dla mnie w tym nie ma zupełnie nic niestosownego. Chyba że dla pana?
    – Nie, dla mnie też…
    – Wspaniale, a zatem zgadzamy się!
    Cornelius długo wypuszczał powietrze. Miał niejasne poczucie, że właśnie znalazł się na środku zamarzniętego jeziora, a cienki lód pokrywał się siateczką pęknięć. Wypił całą szklankę wody kilkoma dużymi łykami.
    – Panno de Clairiénne, rozmowa na ten temat nie ma sensu. Niech będzie, że się zgadzamy. Nie byłoby w tym nic niewłaściwego. Ale mimo to nie będziemy się tym zajmować.
    – Dobrze, ale dlaczego?
    – Nie potrafię tego wyjaśnić. – Poczuł, że kolejny raz zaczyna tracić cierpliwość. – To po prostu jest wykluczone!
    Przewróciła oczami.
    – Już to gdzieś dzisiaj słyszałam – mruknęła.
    Zacisnął zęby, oparł się o biurko i spojrzał surowo.
    – Czy zamierza pani w tak arogancki sposób podważać każdą moją decyzję? – zapytał twardym głosem. – Czy ja szukam asystentki, żeby ustalała za mnie kierunki badań?
    Sophie cofnęła się o krok, odetchnęła głęboko i splotła dłonie.
    – Nie, oczywiście, że nie. – Zamrugała szeroko otwartymi oczami. – Przepraszam. Chyba znowu się zapomniałam.
    Przez chwilę wpatrywał się w nią intensywnie.
    – Przyznaję, że wcześniej myliłem się co do pani – powiedział już spokojniej. – Ale tym razem… to naprawdę byłoby trudne. Trudniejsze, niż się pani wydaje. Dla mnie też. Obiecuję, że kiedyś wrócimy do tego tematu…
    Nagle się zaciekawiła.
    – Dla pana jest coś trudnego? A to dlaczego?
    Profesor przymknął oczy, jedną ręką oparł o biurko, drugą masował czoło.  
    – Znowu mi pani przerywa… – powiedział powoli, z wyraźnym trudem powstrzymując irytację. – Tak, dla mnie też. To jeszcze większa precyzja i… odpowiedzialność. Martwiłbym się...
    – Przecież to ubranie jak każde inne. – W głosie Sophie znów pojawiła się nuta nonszalancji. – Chyba pan trochę przesadza.
    Zacisnął dłonie w pięści.
    „Ona chyba potrzebuje kolejnej lekcji pokory!” – pomyślał.
    Nagłym ruchem sięgnął po fioletowy notatnik.
    – Dobrze! – Otworzył go i zaczął kartkować. – Niech pani będzie! Proszę opisać swoją bieliznę, koncentrując się na materiałach i detalach.
    – Zaraz, jak to? Już? Teraz? – pytała zaskoczona.
    Wczytał się w zaklęcie.
    – Ma pani ważniejsze sprawy? – zapytał surowo.
    – Nie, ale myślałam…
    – O, to będzie idealne! – przerwał i prostując się, wyszarpnął różdżkę zza pasa. – Proszę tu stanąć. – Wskazał oświetlone miejsce przed biurkiem, gdzie wcześniej zaczarował jej buty.
    Sophie posłusznie zrobiła kilka kroków, a kolorowe refleksy wspięły się po spódnicy, rozsiadając się na włosach i ramionach.
    – Czekam na opis. – Cornelius powoli obszedł biurko, stając przy niej. – Materiały i detale, panno de Clairiénne.
    Na uroczej twarzy coraz wyraźniej widać było zaniepokojenie, kiedy do dziewczyny docierało, w jakiej sytuacji się postawiła. Otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Spojrzała na siebie. Przełknęła ślinę, a na policzki wróciły rumieńce.
    – Mam na sobie… – zaczęła, ale głos utknął gdzieś po drodze i tylko pokręciła głową, a fioletowe włosy częściowo zsunęły się na jej policzki.  
    Popatrzyła na profesora z zaskoczonym uśmiechem.  
    – Może to rzeczywiście nie jest takie łatwe…
    Założył ręce na piersiach.
    – Ale o co chodzi? Przecież lubi pani wyzwania. Bielizna to ubranie jak każde inne.
    Roześmiała się nerwowo, potarła dłonie o siebie, po czym odetchnęła głęboko.
    – No tak. Mój stanik jest z białego silvalnu. – Czerwień na policzkach wciąż się pogłębiała. – Jest bardzo elastyczny i… wygodny. Ma prosty, szeroki krój. Płaskie ramiączka, podwójny pas materiału tuż pod… – Wskazała ręką. – Dwa płaskie szwy po bokach, brak zapięcia.
    Zacisnął zęby. Melodyjny głos młodej kobiety, opowiadającej z uroczym wysiłkiem o szczegółach swojej bielizny, zauważalnie obniżał jego zdolności koncentracji.
    „Silvalen” – skupił się, całkowicie wyłączając wyobraźnię, by poprawnie przeliczyć kąty ułożenia różdżki.
    Leśne elfy przędły ten rzadki materiał z włókien białej kory sekretnego gatunku drzew. Tłumacząc się troską o naturalną równowagę, używały wyłącznie pni przewróconych przez burze. Wielu jednak sugerowało, że elfy w ten sposób dbały głównie o odpowiednio wysoką cenę tkaniny. Sophie zakołysała się na piętach, a kciukami odgarnęła fioletowe pasma na boki.
    – Moje figi natomiast… – Głos znów odmówił jej posłuszeństwa, roześmiała się i ukryła na moment czerwoną twarz w dłoniach. – Przepraszam.
    Strzepnęła ręce i wzięła szybki oddech.
    – Moje figi są również z czystego, białego silvalnu, bez żadnych domieszek. Klasyczny krój do połowy pośladków, podwójna warstwa materiału… to znaczy, nie wszędzie… – Ponownie zaczęła się plątać. – Tylko ten fragment… na dole – dokończyła szeptem.
    Wbiła wzrok w barwne plamy u swoich stóp, a mężczyzna przełknął ślinę. Tak jak przypuszczał, opisanie szczegółów własnej bielizny było dla młodej kobiety dużym wyzwaniem. Niestety, dla niego też. Wciąż słyszał echa słów, urywanych, pełnych wstydu i wypowiadanych z wysiłkiem. Jego umysł opanowały opisy intymnych części garderoby, gesty drobnej dłoni, kształty, które kreśliła mimowolnie w powietrzu.  
    W końcu studentka podniosła oczy i spojrzała na niego z wyraźną satysfakcją, jakby dumna, że zniosła upokorzenie. Skinął z uznaniem dla jej wysiłku.
    – Dziękuję – powiedział, po czym z chaosu, jaki miał w głowie wyłowił pojedynczą myśl, która wydała mu się zabawna. – Jak to się stało, że nie ma tam nic fioletowego?
    Zmarszczyła brwi.
    – Słucham? – zapytała oburzona, ale jej usta zadrżały. – Nie uważam, by to było stosowne pytanie, profesorze!
    – Ma pani absolutną rację. Proszę wybaczyć – powiedział i odchrząknął, zmieszany.
    Nie wytrzymała i uśmiechnęła się szeroko, zaraz jednak jej oczy zrobiły się okrągłe, jakby nagle o czymś sobie przypomniała. Skrzywiła się, przymykając oczy i pocierając czoło, a rumieniec na policzkach pogłębił się. Cornelius westchnął.
    – Panno de Clairiénne, jakich zmian w zaklęciach wymaga zwykle silvalen? – zapytał, by choć trochę rozładować napięcie.
    Spojrzała z wdzięcznością i przez dłuższą chwilę mówiła, udowadniając po raz kolejny swoją doskonałą pamięć. Zdawała się uspokajać, a gładkie policzki na powrót zbladły. Kiedy skończyła, skinęła głową na znak gotowości, a wzrok mężczyzny ześlizgnął się w dół, zatrzymując się na chwilę na napiętych srebrzystych guziczkach kamizelki, a potem na granatowej spódnicy.  
    Wizja skanowania bielizny stojącej przed nim młodej kobiety napawała go głębokim niepokojem. Wciąż uważał to za całkowicie nieodpowiednie i był zły na siebie, że dał się sprowokować. Co gorsza, wbrew logice jakaś jego część wprost nie mogła się doczekać. Niepokój pogłębił się, zmieniając niemal w strach. Podniósł spojrzenie na uroczą, pełną wyczekiwania twarz. Jeśli wcześniej same stopy napełniły go tamtą dziwną obawą, to co stanie się teraz? Zacisnął mocno rękę na różdżce.
    „Raz się szyje!” – rzucił w myślach, uniósł ramiona i zaczął rzucać zaklęcie skanujące.
    Podczas krótkiej chwili, kiedy dębowa różdżka kreśliła w powietrzu skomplikowane wzory, ostatnie promienie słońca zniknęły, a ośmielona ciemność spod ścian otuliła Sophie delikatnym półmrokiem. Rozległ się wysoki dźwięk, a percepcja profesora natychmiast wyczuła studentkę tak dokładnie, jakby widział ją na scenie, oświetloną reflektorami. Słuchając jej oddechu wraz z lekko przyspieszonym biciem serca, skupił się, kierując rozszerzone zrozumienie w stronę ubrania dziewczyny.  
    Znowu, jak wcześniej przy skanowaniu butów, uwagę mężczyzny przyciągnęło kilka zaskakujących szczegółów. Nierówne końcówki paznokci przykryte były starannie fioletowym lakierem. Po aroganckiej studentce nie spodziewał się tych postrzępionych śladów nerwowości. W bieli mankietów kryły się niezliczone ślady plam po atramencie, a dwa duże rozdarcia spódnicy zacerowane zostały dopasowaną, granatową nicią. Przechylił głowę, z zaskoczeniem obserwując urzekające, drobne niedoskonałości.
    W końcu skupił się na właściwym celu skanowania. Jego świadomość popłynęła w kierunku kamizelki i przeniknęła przez dwie warstwy materiału. Chwilę jeszcze się wahała, po czym otoczyła dwie silvalniane półkule. Poczuł delikatną siateczkę ciasno splecionych nitek, tworzących gładką powierzchnię stanika. Napięta, niesamowicie elastyczna tkanina przylegała mocno do krągłości, ściskając je, a jednocześnie zapewniając miękkie i dopasowane wsparcie.  
    Czar skanujący w unikalny sposób zwiększał możliwości umysłu. Profesor był w stanie uważnie obserwować twarz Sophie, jednocześnie badając szczegóły ubioru. Czuł dziwne gorąco, patrząc w szmaragdowe oczy, a jednocześnie obejmując świadomością stanik studentki. Z całych sił starał się ignorować ciepłą i delikatną skórę, ukrytą pod spodem, ale nieposłuszne myśli badały każdy jej fragment z o wiele większą uwagą, niż było to konieczne, przekraczając po kolei wszelkie granice, jakie próbowała wyznaczyć przyzwoitość.
    Zrozumienie profesora wspinało się po zboczach wspaniałych pagórków, aż w końcu otoczyło dwa bladoróżowe okręgi na szczytach, gdzie skóra nie była już taka gładka. Delikatny grymas przebiegł przez twarz mężczyzny, kiedy przez moment starał się powstrzymać, a potem jego umysł zafascynował się każdym detalem faktury aureol. Wszystkie drobne zmarszczenia, fałdki, nierówności wypełniły go niemym zachwytem i potwornymi wyrzutami sumienia. Niemal w panice cofnął się z powrotem do materiału stanika, uciekł w bok, przebiegł po gładkich plecach, notując w pamięci niewielką bliznę tuż pod lewą łopatką. Zmusił się, by ignorować skórę i badając ponownie wszystkie fragmenty tkaniny, zapamiętywał kształt.
    Prawie był już gotowy przesunąć się w dół do kolejnego, jeszcze trudniejszego etapu, kiedy zdał sobie sprawę, że coś się zmieniło. Oddech dziewczyny przyspieszył, więc stanik poruszał się teraz szybciej. Nie to jednak go zaniepokoiło. Zmienił się kształt ubrania, co mogło mieć przecież poważne konsekwencje. Świadomość zawróciła, by sprawdzić źródło zmiany. Sophie przygryzła wargę, a jej policzki wydawały się bardziej czerwone. Brwi mężczyzny zmarszczyły się w zadumie, lecz już po chwili uniosły się gwałtownie. Dwie kształtne półkule nie były już tak gładkie. Na szczycie każdej z nich, silvalen wyraźnie się unosił, jak gdyby pod spodem ktoś umieścił ziarnko grochu, czy może raczej spory orzech laskowy. Elastyczna tkanina stanika niemal drżała z wysiłku, naciskając mocno na twardą nierówność, usiłując ukryć nieprzyzwoitą zmianę. Na to było jednak już za późno – nawet ciało profesora się zainteresowało i całkowicie wbrew woli właściciela, zaczęło stosownie reagować.
    Przełknął ślinę i zerknął na pociemniałe witraże. Żaden z nich nie był uchylony. Kiedy wykluczył przeciąg, musiał stawić czoła drugiemu z możliwych powodów subtelnej zmiany. Próbował zachować obojętność i nie zastanawiać się, co dokładnie spowodowało intensywną czerwień, nabrzmiałą twardość i dużo szerzej zarysowane okręgi. Z niepokojem spojrzał na studentkę. Była zaskoczona jego rozproszeniem.
    – Wszystko w porządku profesorze? – W jej oczach coś się tliło. – Jest aż tak źle, że chce pan wyskoczyć przez okno?
    Cornelius skrzywił się w wymuszonym uśmiechu, zbyt przestraszony odkryciem, by docenić żart. Z każdym uderzeniem serca podziw dla urody Sophie był coraz twardszy. Drobne krople zrosiły czoło. Zacisnął zęby i uspokoił oddech. Wrócił do skanowania. Szybko zapamiętał ostateczny kształt stanika. Postanowił skończyć, zanim jego spodnie do reszty obnażą niestosowne napięcie. Świadomość profesora błyskawicznie spłynęła w dół, prześlizgując się po wąskiej talii studentki i zaczęła wsiąkać w ukrytą pod spódnicą białą tkaninę. Figi szczelnie otulały szerokie biodra i zgrabne pośladki, ściskając je mocnym, a zarazem delikatnym dotykiem.
    Zaczął z tyłu, tam, gdzie materiał rozpinał się trójkątnie na dwóch kształtnych pagórkach. Podobnie jak przy staniku, wakacyjna opalenizna przechodziła za krawędziami bielizny w uroczą bladość. Ignorował te szczegóły, pospiesznie schodząc niżej w coraz węższy pasek misternie splecionych nici. Wyczuł miejsce, w którym doszyta była druga warstwa silvalnu, zapewniająca dodatkową wygodę najdelikatniejszej skórze. Mocniej zacisnął zęby, które zaprotestowały cichym zgrzytem. Sophie nagle przeniosła ciężar ciała na jedną nogę, a figi minimalnie się poruszyły. Cornelius zadrżał.
    – Proszę… – wychrypiał. – Proszę się nie ruszać!
    Dziewczyna posłusznie wróciła do poprzedniej pozycji, szepcząc przeprosiny. Profesor z najwyższym skupieniem, by nie musnąć świadomością najbardziej intymnego miejsca, wpłynął w wąski skrawek pomiędzy udami. Silvalen był niestety bardzo elastycznym materiałem i przyjmował kształt otulanego ciała. Cornelius wyczuwał stanowczo zbyt wiele detali, łącznie z drobnym zagłębieniem pośrodku, gdzie tkanina malowniczo wpijała się pomiędzy dwie połówki.
    Z sykiem wciągnął powietrze, mając wrażenie, że różdżka robi się śliska. Jakiś dziki, pierwotny zachwyt brutalnie usiłował wyrwać mu kontrolę zaklęcia skanującego i skierować je prosto w gorące, delikatne miejsce. Profesor Threadforge nigdy jeszcze nie walczył z tak silnym przeciwnikiem. Z poświęceniem obronił godności Sophie przed jakąś mroczną wersją samego siebie. Cicho jęknął z wysiłku, a ona spojrzała z niepokojem.
    – Czy coś się stało, profesorze?
    Zaprzeczył gwałtownie i natychmiast wstrzymał oddech. Ruch głowy sprawił, że percepcja skanowania zakołysała się, lekko zahaczając o gładką, ciepłą skórę ud raz po lewej, raz po prawej stronie. Uspokoił się. Ostatkiem sił minął najtrudniejsze miejsce i uniósł się w górę materiału. Z ulgą zaczął znów oddychać, ale zrozumienie wymknęło się, by ponownie dotknąć skóry. Na delikatnie zarysowanym wzgórzu, wyczuł pojedynczy, wąski pasek fioletowych włosków. Kształt i kolor zaskoczyły go i do reszty rozproszyły. Uniósł brwi wysoko, w głowie miał pustkę, a ciało zareagowało mocniej, pompując zachwyt w coraz wyżej uniesione spodnie. Zamarł, przytłoczony emocjami, a wróżki jęknęły w ściśniętym żołądku.  
    Sophie, w jakimś nieodgadnionym przebłysku przewrotnej intuicji, spojrzała w dół. Dusza profesora przytknęła niematerialne palce do równie niematerialnego czoła. Mimo półmroku, oczy studentki zrobiły się okrągłe jak tamborki, błyskawicznie wypełniając się przerażeniem, jakby co najmniej zobaczyła trolla górskiego w szale bojowym. Jej wzrok momentalnie odskoczył w górę, oparzony widokiem uniesionej tkaniny spodni. Mężczyzna, z wciąż rozszerzoną skanowaniem świadomością, usłyszał wyraźnie, jak serce dziewczyny na chwilę zgubiło rytm, jakby potknęło się o wystający kawałek garderoby, po czym zerwało się do galopu. Mimo kamiennego wyrazu twarzy lekko drżące usta studentki zdradzały ogromny wysiłek, z jakim ukrywała nieodgadnione emocje. Oczy pozostały szeroko otwarte, kiedy patrzyła przed siebie w jakiś odległy punkt.
    Cornelius dokończył zaklęcie skanujące i z rezygnacją opuścił ręce. Litościwa kurtyna płaszcza opadła, kończąc wstydliwe przedstawienie. W przedłużającej się ciszy profesor przeklinał w myślach swój brak opanowania. Westchnął głęboko, coraz mocniej czując, że powinien coś powiedzieć.
    – Panno de Clairiénne… – zaczął, pełen wyrzutów sumienia.
    – Nie ma o czym mówić! – rzuciła, kręcąc szybko głową.
    – W żadnym wypadku nie chciałem okazać braku szacunku – powiedział cicho. – Niektórych reakcji fizjologicznych nie można w pełni kontrolować…
    – Ach, doprawdy? – Policzki młodej kobiety, które płonęły już w trakcie skanowania, teraz były jeszcze ciemniejsze. – To bardzo ciekawe…
    – Trudność skanowania mnie zaskoczyła…
    – Tak, mnie również…
    Po raz kolejny ciężko odetchnął.
    – Proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny.
    – Przecież nic się nie stało! – powiedziała odrobinę cieplejszym głosem i wzruszyła ramionami. – Naprawdę!
    Oczy Sophie wciąż patrzyły przed siebie, starannie omijając wzrok profesora, ale po chwili w ich kącikach pojawiły się malutkie zmarszczki. Cornelius przechylił głowę, widząc w jej spojrzeniu coraz więcej iskier. Spodziewał się słusznego oburzenia i gromów wściekłości ze strony studentki, a tymczasem jej reakcja zaczynała przypominać powstrzymywaną wesołość. Zmęczony domysłami, po prostu zapytał:
    – Czy… to jest dla pani zabawne?
    Zasłoniła usta i pokręciła przecząco głową, ale zmrużone oczy już wyraźnie się śmiały. Mężczyzna przeczesał włosy, zdezorientowany.
    – Rozumiem – powiedział. – Ja… No cóż.
    Zerknęła na profesora i widząc jego minę, w końcu nie wytrzymała. Parsknęła śmiechem. Cofnął się o krok i z wysoko uniesionymi brwiami obserwował chichoczącą dziewczynę. Coś ciepłego i niepokojąco przyjemnego rozlewało się po skurczonym żołądku. Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś tak beztrosko się z niego się śmiał. Zamiast wstydu czy gniewu poczuł wielką ulgę, a całe napięcie szybko uleciało. Zamrugał, ukrywając zachwyt. Dołeczki w roześmianych, czerwonych policzkach wydawały się teraz jeszcze piękniejsze, a lekko zmrużone oczy aż iskrzyły radością. Poprawiła kamizelkę.
    – Właściwie, niektórzy by powiedzieli, że to pewien rodzaj szacunku – powiedziała wesoło. – A może nawet komplement! Choć jeśli mam być szczera, niezbyt wyszukany.
    Cornelius podrapał się w głowę, wciąż nie do końca wierząc w to, co właśnie się wydarzyło. Młoda kobieta kontynuowała żarty w najlepsze:
    – Przyznam, że nie spodziewałam się aż tak… ogromnych trudności!
    Zacisnął usta. Owszem, zasłużył na kpiny. Zniesie je z godnością. Przez chwilę wydało mu się, że w jej wesołości było jeszcze coś więcej. Mimo początkowego szoku wydawała się całkiem zadowolona ze swojego wpływu na spodnie profesora. Zapewne dlatego, że miała teraz doskonałą okazję do drwin.
    – Proszę mi wierzyć, że ja również, panno de Clairiénne… – westchnął. – Cieszę się, że panią rozbawiłem. Rozumiem, że nie chowa pani urazy?
    – Niczego już przed panem nie chowam, profesorze. – Rozłożyła ręce z szerokim uśmiechem. – Wszystko już pan widział!
    Słysząc kolejne niestosowne słowa, potarł czoło i spróbował zmienić temat.
    – Panno Sophie, proponuję przerwać i już nie wracać do tego.
    Młoda kobieta wyraźnie drgnęła i całkowicie spoważniała. Milczała dłuższą chwilę, a zaskoczone spojrzenie tliło się dziwnym płomieniem. Uświadomił sobie, że nieumyślnie użył bardziej osobistego zwrotu, niż miał to w zwyczaju.
    – Przepraszam, czy mogę do pani tak się zwracać?
    Twarz studentki rozkwitła w łagodnym uśmiechu, pełnym szczególnego ciepła.
    – Tak, oczywiście! – Pokiwała głową z entuzjazmem.
    Zamyślił się, pełen wątpliwości. Wiedział, że nie powinien skracać dystansu, który i tak znikał między nimi w zbyt szybkim tempie. Było już jednak za późno, a imię było dużo łatwiejsze do wymówienia. Zdawało się pozostawiać na wargach coś dziwnie przyjemnego. Jakiś nieuchwytny posmak. Sophie odchrząknęła po prawie pięciu sekundach ciszy.
    – Profesorze, nie możemy przerwać. Przecież najtrudniejsze już za nami. Czy chce mi pan powiedzieć, że obnażyłam się na darmo?
    – Na szaty… ! Przecież pani się nie obnażała! – zaprzeczył odruchowo z lekkim oburzeniem.
    – No nie wiem… W pewnym sensie… – zastanawiała się przez chwilę, po czym wzruszyła ramionami. – Czy mimo tego… dużego problemu, jaki napotkaliśmy, dał pan rady ukończyć skan?
    Spojrzał niemal z przerażeniem.  
    „Czy ona nigdy nie przestanie?”
    – Tak, ukończyłem – wykrztusił. – Przyznaję, że zasłużyłem na pani kpiny, ale czy w końcu moglibyśmy zapomnieć o tamtym niefortunnym wydarzeniu?
    Uśmiechnęła się szerzej, jej wesołe oczy znów zamigotały jakimś osobliwym rozmarzeniem.
    – Pewnych widoków nie da się zapomnieć – powiedziała radosnym tonem.
    Profesor zaniepokoił się, że studentka nie da mu spokoju. Po chwili jednak przypomniał sobie dwa inne problemy, na które natrafił w trakcie skanowania.
    – Ostrzegam, że dalsza rozmowa o niekontrolowanych reakcjach fizjologicznych mogłaby zawędrować w obszary niewygodne również dla pani. Proszę nie zapominać, jak dokładny jest skan.
    Słysząc sugestię, wyprostowała się, wyraźnie zaniepokojona. Popatrzyła po sobie, marszcząc brwi.
    – Co? Ja przecież… Czy coś…?
    Przytaknął, odpowiadając na niezadane pytanie, a Sophie domyśliła się, że nie powinna drążyć tematu. Westchnęła, lekko rozczarowana.
    – No dobrze, profesorze. A zatem, czy mógłby pan rzucić czar, zanim skan się rozproszy? W ten sposób nasz wspólny wysiłek nie zostanie zmarnowany.
    Cornelius przyłożył palce do skroni i przymknął oczy, pogrążając się w skupieniu. Skan silvalnianej bielizny wciąż płonął w jego umyśle, razem z wszystkimi uroczymi szczegółami właścicielki. Skoncentrował się na magii krawieckiej. Przypomniał sobie słowa i gesty zaklęcia, a myśli natychmiast wyostrzyły się, odskakując od kobiecych wdzięków. Świadomość niebezpieczeństwa, jakie w precyzyjnej magii niosły ze sobą emocje, szybko stłumiła przyziemne reakcje ciała.
    – Tak, mógłbym – powiedział, otwierając oczy. – Jeśli jest pani pewna.
    Skinęła głową i stanęła prosto, lekko rozsuwając stopy. Słońce za zewnątrz już zaszło i światło witraży z coraz większym, trudem przeciwstawiało się ciemności.
    – A tak właściwie, to co testujemy? – zapytała, poprawiając włosy.
    Skoncentrowany na magii, poczuł się bardziej pewny siebie.
    – To dość proste zaklęcie o ograniczonym działaniu. Powinno też być względnie bezpieczne. – Odrzucił poły płaszcza, a wzrok studentki zanurkował, prześlizgując się po całkowicie już gładkim materiale spodni. – Viktor po prostu chciał, by bielizna była bardziej przyjemna w dotyku. Osiągnąłem to kombinacją zwiększającą miękkość, gładkość i elastyczność tkaniny, nie obniżając przy tym jej wytrzymałości. Jak pani zapewne pamięta z wykładów, jest to główny problem przy tego typu zaklęciach. – Uniósł różdżkę. – Silvalen z natury jest już bardzo delikatny, więc różnica będzie niemal niewyczuwalna.  
    Poruszył dłonią, zapalając dużą, kulistą lampę na biurku. Mrok odskoczył do tyłu, a Sophie zamrugała, zaskoczona silnym światłem.
    – Aha – powiedziała, mrużąc lekko oczy, a po chwili skojarzyła: – Zaraz, zaraz… – Osłoniła ręką zaskoczone spojrzenie. – Pana przyjaciel… niech pan nie mówi, że to ten od Victor’s Mystery?!
    Cornelius potwierdził przypuszczenia kiwnięciem głowy, a studentka szeroko otworzyła usta. Co prawda marka ta noszona była jedynie przez królowe i księżniczki, ale znali ją właściwie wszyscy. Profesor obserwował, jak oczy młodej kobiety na powrót rozjarzają się fascynacją. Bez wątpienia docierało do niej, że testowane zaklęcie, trafi do najbardziej prestiżowych salonów bielizny, jakie istnieją. W dodatku jedynych, które nie uznawały zwierzchnictwa Gildii i nie płaciły jej poborów.
    Uśmiechnął się w duchu, po czym skupił się na możliwych niebezpieczeństwach, przytłoczony poczuciem odpowiedzialności za zdrowie swojej nowej asystentki. Kilka głębokich oddechów później był już gotowy. Spojrzał jeszcze na moment w turkusowe tęczówki, w których odbijało się ciepłe światło lampy, ale nie mogąc sobie pozwolić nawet na odrobinę rozproszenia, po prostu zamknął oczy.
    – Proszę się nie ruszać – przypomniał i zaczął rzucać zaklęcie przyjemnego dotyku. W jego umyśle płonął obraz i struktura bielizny, a słowa inkantacji płynęły z ust, tworząc osnowę magii. Sekwencja ruchów różdżki wplatała skomplikowane wątki mocy w nowy czar.
     Silny niepokój o Sophie uodparniał świadomość profesora na jej wdzięki. Zadowolony z siebie i z przejrzystości myśli, wprowadzał zaklęcie w silvalen stanika. Z kamiennym spokojem i chirurgiczną precyzją zaczarował nierówne fragmenty, uniesione przez wciąż twarde sutki. Tym razem serce mężczyzny biło spokojnie; nie poświęcił ani odrobiny uwagi na podziw. Był zbyt skupiony, by nie uszkodzić magią delikatnej skóry.
    Z każdą chwilą czuł się coraz bardziej w swoim żywiole. Zajął się dolną częścią skanu. Przechylił lekko głowę i zamaszystymi ruchami skierował utkany strumień mocy w materiał fig. Z łatwością pokrył tkaninę na pośladkach, w żadnym momencie nie zbliżając się nawet do ich jedwabistej powierzchni. Trochę zwolnił przy najtrudniejszym miejscu, gdzie podwójna warstwa zdradziecko zagłębiała się w podłużnej rozpadlinie pośrodku – nawet tu nałożył magię precyzyjnie, nie pozwalając sobie nawet na odrobinę rozproszenia. Kończąc, dopilnował, by nie ucierpiał żaden z uroczo fioletowych włosków, przyciśniętych materiałem do jasnej w tym miejscu skóry.
    Opuścił dłonie i otworzył oczy. Silny blask spod spódnicy przez chwilę oświetlał fragment kamiennej podłogi między nogami Sophie.
    – Och! – wyszeptała zdumiona, a jej kolana delikatnie się ugięły.
    Spojrzał zaniepokojony i szybko przygotował się do rozproszenia magii. Studentka jednak uniosła rękę.  
    – Nie, nie! Wszystko jest w porządku, tylko... – Przechyliła głowę, pochylając się. – Na pewno nie pomylił pan zaklęć? Zapewniam, że różnica jest bardzo wyraźnie wyczuwalna!
    Cornelius nie opuszczał ramion.
    – Oczywiście, że nie – zaprzeczył i zaczął dopytywać: – Ale co pani czuje? Co się zmieniło?
    Zamyśliła się, poruszyła ramionami i zakołysała biodrami.
    – Jakbym… miała na sobie… – przeciągnęła się lekko. – Jakby mnie ktoś... Hmm. Sama nie wiem jak to opisać… Materiał stał się… naprawdę przyjemny! To na pewno! Jednocześnie lżejszy i bardziej miękki, ale w jakiś sposób intensywny… jakby trochę ciepły? – Wciągnęła głęboko powietrze, łącząc nogi. – Och! Wydaje się poruszać… zmieniać… drżeć? Trochę jak strumień wody… To nie ma sensu, prawda?
    Profesor myślał gorączkowo, raz po raz przebiegając w głowie sekwencję. Nagle sobie coś uświadomił i zbladł. Zapomniał o modyfikacjach pod rodzaj tkaniny! Rzucił dokładnie tak, jak na bawełnę, a to oznaczało zbyt mocne zmiany dla delikatnego silvalnu!
    – Panno Sophie! Chyba muszę to rozproszyć!
    – Co? Nie! – zaprotestowała. – Naprawdę jest w porządku! Nic mnie nie boli, nie uciska. To wyjątkowy efekt… miły, wręcz… rozpraszający.
    Zawahał się, a dziewczyna ruszyła powoli w stronę fotela. Mężczyzna zastanawiał się nad możliwymi konsekwencjami zbyt miękkiego, gładkiego i elastycznego materiału. Nie powinno stać się nic złego. Ale skąd wrażenia ciepła? Drżenia? Może jeszcze gdzieś się pomylił? Studentka powoli obchodziła biurko ostrożnymi kroczkami.
    – To ja może zacznę robić notatkę… – powiedziała, a on cofnął się, robiąc przejście.
    – Jest pani pewna? – zapytał pełnym niepokoju głosem.
    Potwierdziła gestem, zaciskając wargi. W głowie profesora tysiące małych mosiężnych kółek zębatych raz po raz obliczały efekty pomyłki i choć żaden z wyników nie wskazywał na bezpośrednie niebezpieczeństwo, mężczyzna wciąż był biały jak silvalen. Nigdy jeszcze nie popełnił takiego błędu. Studentka ostrożnie usiadła w fotelu.
    – Och! – głośne westchnienie samo wyrwało się z jej ust.
    Czerwona na twarzy rzuciła słaby uśmiech profesorowi i odsuwając lampę, wzięła sobie czysty arkusz pergaminu. Zaczęła pisać, co chwilę poprawiając pozycję, na przemian pochylając się i prostując. Mężczyzna obserwował uważnie powstającą notatkę, z niepokojem słysząc coraz szybszy oddech. Dziewczyna często przerywała, marszczyła czoło i przechylała głowę. Cały czas się wierciła, na moment prostowała plecy, wypinając delikatnie pośladki – by po chwili lekko się zgarbić, przesuwając biodra w przód.
    „Jest jej niewygodnie” – pomyślał odkrywczo. „Jak to możliwe, że bardziej miękki materiał zmniejsza komfort siedzenia?”
    Ciało mężczyzny interpretowało drobne ruchy zupełnie inaczej niż jego umysł, reagując intuicyjnie kolejnym wzrostem nieodpowiedniego napięcia. Zdziwiony, odruchowo nasunął płaszcz na ramiona, zasłaniając spodnie połami. Młoda kobieta zakołysała biodrami i znowu głośno westchnęła. Nie był to jednak odgłos zniecierpliwienia, sugerujący niewygodę, ale raczej pełen zachwytu długi oddech, jaki można wydawać, zanurzając się w ciepłej kąpieli. Dłoń Sophie zadrżała i przerwała pisanie. Dziewczyna znieruchomiała, wpatrzona w krzywo zapisany znak. Światło lampy, przeświecające przez karafkę z wodą, poruszało się delikatnie na pergaminie.
    – Przepraszam, ale… chyba nie dam rady się skupić – powiedziała słabo i opadła w przód, opierając czoło na częściowo zapisanej kartce. – Ten czar jest naprawdę… wyjątkowy! – Stłumiony, lekko drżący głos wydobywał się spod rozsypanych na biurku drobnych, fioletowych loków.
    Zaniepokojony profesor przestąpił z nogi na nogę.
    – Skoro upiera się pani, by go nie rozpraszać, może się pani przebierze? – Wskazał odruchowo parawany w ciemnym rogu komnaty, mimo że studentka nie patrzyła. – Tam, w rogu…
    – Mhm – Potwierdziła stłumionym mruknięciem, ale nie zmieniła pozycji.
    – I nie musi pani zapisywać sekwencji, wystarczą same wrażenia. Szczególnie że są tak… niespodziewane.
    – Dobrze – mruknęła, nie poruszając się. – Tylko… odpocznę… chwilę… – westchnęła głęboko.
    Przechylił głowę i potarł kark. W tym momencie Sophie wyprostowała się gwałtownie. Światło lampy się zakołysało. Jej twarz była czerwona, kilka fioletowych pasemek przylepiło się do czoła i policzków. Z trudem łapała oddech.
    – O nie! – powiedziała z nagłym, silnym niepokojem. – Nie, nie, nie…
    Cornelius znieruchomiał. Nagle dziewczyna wciągnęła głęboko powietrze.
    – Och! – Na zarumienionej twarzy odmalowało się autentyczne przerażenie, a jej głos stawał się coraz wyższy. – Profesorze, to… ! Ja…! Non, ce n'est pas possible… !
    Urwała, przełknęła ślinę, rozejrzała się z szeroko otwartymi oczami, jakby odruchowo szukała pomocy w jakiejś nagłej, krytycznej sytuacji. Mężczyzna, nie rozumiejąc co się dzieje, zrobił krok w jej stronę.
    – Panno Sophie, co się dzieje?! – zapytał, przestraszony.
    Nie odpowiedziała, wyraźnie unikając jego wzroku. Spróbowała wstać, ale się rozmyśliła i opadła na fotel. Widząc panikę w rozbieganym spojrzeniu, nie czekał już dłużej. Zaczął rzucać awaryjne rozproszenie magii. Serce biło mu jak oszalałe.
    Zerknęła na niego, zaczęła kręcić głową, ale nagle szarpnęła się gwałtownie do tyłu. Jej oczy zamgliły się. Wcisnęła plecy w oparcie fotela, jedną ręką zasłoniła usta, tłumiąc jęk. Drugą chwyciła krawędź biurka. Skóra wokół fioletowych paznokci pobielała. Splecione nogi wyprostowały się, uderzając lekko w spód drewnianego mebla. Zamarła w tej pozycji. Woda w karafce zadrżała. Dziewczyna całkowicie wstrzymała oddech. Głęboki szkarłat rumieńców rozlał się z policzków na całą twarz, zatapiając czerwoną falą czoło i szyję. Stęknęła cichutko. Zamknięte powieki, lśniące głębokim śliwkowoszarym cieniem, zacisnęły się kilka razy mocniej. Długie, czarne rzęsy podkreśliły drżeniem nieuchwytny, ale zauważalny rytm. Wstrząśnięty profesor pomylił słowa zaklęcia. Różdżka ze zgrzytem sypnęła iskrami.
    „Zdechła nić!” – zaklął w głowie i zaczął jeszcze raz.  
    Skupił się. A raczej próbował. Objawy Sophie go dezorientowały. Musiał jak najszybciej rozproszyć przewrotną magię. Napięcie w spodniach uniosło się jeszcze wyżej. Nawet tego nie zauważył. Jego umysł wypełniał niepokój o młodą kobietę. Niemal przerażenie. Ciało jednak płonęło niezrozumiałym zachwytem. Spojrzał na twarz studentki. Miała w sobie coś cudownego. Tak bardzo zmieniona dziwnym wysiłkiem. Rozogniona. Piękna.
    „Skup się!” – Różdżka przyspieszyła.  
    Studentka w końcu złapała oddech i dysząc, opadła na fotel. Napięcie opuściło jej ciało. Pochyliła się, ukryła czerwoną twarz w dłoniach.
    – Aaach... ! – wydała z siebie cichy, pełen zażenowania jęk.
    Zerknęła na profesora spomiędzy palców.
    – Proszę… niech pan tego… nie rozprasza – powiedziała z trudem. – Nic… mi nie jest.
    Cornelius w tym momencie skończył zaklęcie i różdżka rozbłysła z cichym brzęczeniem. Coś w słowach dziewczyny go przekonało – odchylił strumień mocy i skierował go w bok. Z niskim buczeniem, magia rozproszyła się na kamieniach posadzki.
    – Panno Sophie, przecież widzę, że coś się dzieje! – Opuścił ręce, pozwalając, by płaszcz zasłonił spodnie.
    – Och, naprawdę, nie ma się czym przejmować! – Uśmiechnęła się słabo, oderwała ręce od twarzy i zaczęła poprawiać zmierzwione włosy. – Zapewniam, że to nic takiego. Po prostu nagle źle się poczułam. – Przechyliła głowę i dodała dużo ciszej: – Albo raczej… dobrze się poczułam?
    – Dobrze? To nie wyglądało… – Schował różdżkę.
    – Bardzo proszę! – przerwała błagalnym tonem, unosząc dłoń. – Nawet nie chcę wiedzieć, jak to wyglądało! Zakręciło mi się w głowie i tyle. Zapomnijmy o tej… chwili słabości.
    Umilkł niezdecydowany. Zagadkowe zachowanie wzbudziło w nim duży niepokój, a dziwny zachwyt wciąż wypełniał go napiętym ciepłem. Co dokładnie się wydarzyło? Obiecał sobie przemyśleć to później. Sophie zaczęła mówić, wciąż lekko zdyszanym głosem:
    – Profesorze Threadforge, to zaklęcie ma ogromny potencjał – tłumaczyła. – Upieram się, by go nie rozpraszać, bo efekt jest inny, niż pan mówił, więc to mógł być przypadek. Muszę jak najszybciej zapisać sekwencję. – Sięgnęła po pióro.
    Trochę się uspokoił. Już otworzył usta, by wyjaśnić, że to jego błąd spowodował nieoczekiwane zmiany, kiedy młoda kobieta znieruchomiała. Pióro wysunęło się z drżących palców.
    – No nie! – krzyknęła z oburzeniem. – Znowu?! – Wyprostowała się gwałtownie.
    – O co chodzi, panno Sophie!? – zdesperowany profesor złapał się za głowę.
    Wstała. Odepchnięty zbyt mocno fotel zakołysał się na krawędzi, przechylając się w stronę upadku. Wyraźnie rozdarta, zerknęła w stronę odległych parawanów. Rumieńce szybko wracały na jej policzki.
    – Czy mógłby pan się odwrócić? – zapytała, ale hałas mebla, uderzającego o posadzkę, zmieszał się ze słowami dziewczyny.
    – Wywrócić? – Popatrzył na leżący fotel nieprzytomnym wzrokiem.
    – Och, nieważne! – Przewróciła oczami i sięgnęła do bioder.
    Szybkimi ruchami palców zwijała materiał spódnicy w górę. Zastygł w bezruchu, mimowolnie śledząc unoszącą się w górę granatową krawędź. Rozsądek w końcu podpowiedział mu, o co go prosiła. Spróbował odwrócić głowę. Szyja ani drgnęła. Po chwili nad gładką skórą odsłoniętych ud błysnęła tkanina bielizny. Sophie zaczepiła ją kciukami i jednym, płynnym ruchem ściągnęła w dół. Spódnica opadła, a wzrok profesora zaplątał się w rozpięte między zgrabnymi kolanami białe figi. Zdwoił wysiłki, aż w końcu udało mu się oderwać spojrzenie od silvalnu i wbić je w kamienną podłogę. Na tyle niedaleko, aby kątem oka widzieć, jak studentka zsuwa figi do końca i rzuca je na biurko.
    Odetchnęła. Przez chwilę stała bez ruchu, wsłuchana w siebie, po czym zacisnęła wargi. Sprawnie rozpięła srebrne guziczki i pozbyła się czarnej kamizelki. Ruch znów przyciągnął spojrzenie mężczyzny.
    – Czy mogę pani jakoś…? – zaczął pytanie.
    Bez słowa, kręcąc głową z dezaprobatą, błyskawicznie rozpięła mankiety. Wciągnęła ręce do środka, pozostawiając puste rękawy wiszące swobodnie. Przez chwilę poruszała ramionami, a jej zwinne dłonie coś naciągały i przekładały pod spodem. Profesor szeroko otworzył oczy. Domyślał się, że chodzi o stanik, ale nie mógł zrozumieć, co dokładnie Sophie z nim robi.
    W końcu dziewczyna westchnęła z ulgą, ponownie wsuwając ręce w koszulę. Sięgnęła do kołnierza i po chwili drobne palce przeciągnęły przez niego silvalen, który przypominał teraz białą apaszkę wokół jej szyi. Zdjęła skrawek tkaniny przez głowę i rzuciła obok fig.
    Wstrząśnięty mężczyzna wypuścił wstrzymywane powietrze. Coś magicznego było w zręcznych, kobiecych ruchach balansujących na krawędzi przyzwoitości, by błyskawicznie pozbyć się ubrania spod spodu.
    – Imponujące! – wyszeptał, zafascynowany.
    Młoda kobieta prychnęła.
    – To? To było imponujące? – zapytała z niezadowoleniem, poprawiając zmierzwione włosy i pomiętą koszulę. – Cztery lata najwyższej średniej, a pana szacunek wzbudziło dopiero ściągniecie majtek i stanika? Naprawdę?
    Profesor udał śmiech.
    – Och, nie! W żadnym wypadku, panno Sophie! – usiłował wybrnąć. – Podziwiam wszystkie pani talenty! Ale ten stanik naprawdę mnie zaskoczył. Nie sądziłem… To niemal topologicznie niemożliwe!
    – Niemożliwe? – zapytała już łagodniej, zapinając rękawy. – Ma pan ewidentne braki z geometrii przestrzennej damskiej bielizny. Albo zapomniał pan, jak elastyczny jest silvalen.
    Profesor potrząsnął głową, próbując pozbyć się mgły, która opanowała jego umysł. Myśli, zwykle szybkie i przenikliwe, płynęły teraz z coraz większym trudem, plącząc się i gmatwając. Najpierw wstrząsnęło nim skanowanie intymnej garderoby młodej kobiety. Potem tajemnicza chwila słabości, która jednocześnie zachwyciła go i przeraziła. Ciągle widział jej zaciśnięte oczy, przykryte drżącymi rzęsami i słyszał ciężki, pełen ulgi oddech, kiedy opadła z sił. A teraz jeszcze ta skrajnie nieprzyzwoita świadomość, że pod ubraniem studentka nie ma już nic więcej na sobie.
    „Czy to wciąż jeszcze są badania magii krawieckiej?” – Czuł mieszaninę strachu i ekscytacji.
    Zerknął na zegar. Sophie powinna wyjść z gabinetu już dawno temu, ale coraz mocniej wypełniało go obezwładniające pragnienie dalszych eksperymentów. A przecież zwykle każda minuta z irytującą studentką ciągnęła się w nieskończoność! Jak to się stało, że te dwie godziny minęły zupełnie niepostrzeżenie?
    Młoda kobieta stała lekko pochylona, skoncentrowana na nieposłusznym materiale rękawów. Nie unosząc głowy, rzuciła mu krótkie spojrzenie, uśmiechając się miękko. Szmaragdowe tęczówki zamigotały wesoło tuż pod ciemnym fioletem gęstej grzywki. Przeszedł go dreszcz.
    „Badania” – pomyślał. „Chodzi tylko o badania”.

1 komentarz

 
  • Użytkownik Marigold

    Cornelius sprawił niechcący, że Sophie przeżyła niezwykle przyjemne chwile  :D  
    Cały opis działania magii krawieckiej bardzo mi zaimponował. Wszystko dokładnie przemyślane i opisane, Szacunek,  
    A wyrażenia: "zdechła nić" i "raz się szyje" - nieźle mnie rozbawiło  :D  
    Czytam dalej.

    11 godz. temu

  • Użytkownik unstableimagination

    @Marigold Zdecydowanie dobrze sie poczuła. A magia krawiecka jest tak absurdalna, ze wprost musialem o niej napisac :) Dziekuje za komentarz :)

    3 godz. temu