Niebezpieczne cięcie - rozdział 9

Niebezpieczne cięcie - rozdział 9Gabriel



   Co? Dlaczego moja wirtuozka nożyczek tak się denerwuje? Czyżbym robił coś nie tak? Tak się spięła, że suszarka wyleciała jej z dłoni. Złapałem ją w ostatniej chwili.
‒ Czuj się, jak u siebie w domu ‒ mówię łagodnym głosem, podając jej urządzenie. ‒ Pójdę zrobić kawy ‒ poinformowałem kobietę.
Szybkim krokiem przeniosłem się do kuchni. Ha! I to niby ona się denerwuje? Gdyby wiedziała, jak trzęsą mi się łapy!  
Taka kobieta, tak piękna, najnormalniej w świecie suszy sobie włosy w moim mieszkaniu. W najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie tego. Co chwilę musiałem powstrzymywać chęć rzucenia się na tę szyneczkę.
„ Ale, ale, chłopie, opanuj się i rób kawę” - przypomniała podświadomość.
Właśnie, kawa. Podszedłem do ekspresu. Z pierwszej szafki po lewej wyjąłem ziarna kawy. Otworzyłem pojemnik i wsypałem je do środka. Z szafki nad ekspresem wyjąłem filiżankę. Nastawiłem program i kliknąłem przycisk. Po chwili aromatyczny, ciemny płyn zaczął napływać do naczynia. W międzyczasie zrobiłem sobie mocną czarną herbatę. Muszę przyznać, że uwielbiałem aromat kawy, jednak za samym smakiem nie przepadałem. Mocna herbata, to było to. Potrafiła dać prawdziwego kopa.
Ocknąłem się z rozmyślań. Po chwili zdałem sobie sprawę, że nie słyszę suszarki. Pewnie skończyła procedurę. Mam tylko nadzieje, że nie uciekła, zwłaszcza, po tym, jak się denerwowała. Z tymi myślami wziąłem tackę, postawiłem na niej filiżankę z kawą, kubeczek z mlekiem, cukier i oczywiście swój ulubiony kibel herbaty. Dlaczego ulubiony? Po prostu był duży i mógł pomieścić znaczną objętość ambrozji.
Podniosłem tacę i ruszyłem do salonu.
To co ujrzałem, było z jednej strony zabawne, z drugiej piękne.
Bowiem Zuzia spała na kanapie. Po prostu spała. Zacząłem się zastanawiać, jak długo w takim razie szykowałem ciepły napój, że wirtuozka nożyczek zdążyła zasnąć. Potem jednak zdałem sobie sprawę, iż miała co do tego powody. W końcu wyniosłem ją z salonu fryzjerskiego i to dosłownie. Szła przez całe miasto z turbanem na głowie. Musiała się nieźle denerwować. No, a nerwy i stres wypompowały z niej energię. Tak, to z pewnością było to.
Podszedłem bliżej.
MATKO i CÓRKO! Jak ona ślicznie spała, istne dziecko. Ręce miała pod poduszką, nogi pociągnięte prawie pod samą brodę, a pomiędzy co? A raczej kto? Oczywiście, że Naleśnik. To bardzo dobry znak, gdyż ten dostojny zwierz, nie śpi z byle kim.
No nic. Odłożyłem tackę z aromatycznymi napojami. Musiałem zająć się Zuzią. Przecież nie pozwolę jej spać na kanapie.
Będę musiał przenieść ją do łóżka - pomyślałem.
Tak też zrobiłem. Najdelikatniej, jak mogłem wsunąłem jedną rękę pod jej plecy, drugą natomiast pod zgięcie kolan i uniosłem do góry.
Jak widzę, Zuzia lubi być noszona, najpierw w salonie, teraz tu. Kiedyś mi od tego kręgosłup pierdyknie - powiedziałem i się zaśmiałem.
Gdy ją niosłem, moje zmysły pracowały na najwyższych obrotach, chłonąc dosłownie wszystko. Słyszałem jej spokojny i miarowy oddech oraz bicie serca. Zapach świeżo umytych włosów był oszałamiający. Jednak nie to było najgorsze, a raczej najlepsze. W pewnym momencie Zuzia tak rozkosznie zamruczała, jak rasowy kotek i nieświadomie objęła jedną ręką mój kark. W tamtej chwili nogi się pode mną ugięły. Myślałem, że padnę. Jednak na szczęście doszedłem do sypialni, bez żadnego wypadku.
Położyłem kobietę na łóżku i przykryłem kołdrą. Poszedłem jeszcze po Naleśnika. Oczywiście panicza również musiałem transportować ręcznie, gdyż pomimo tego, że się obudził, to nie kwapił się iść o własnych siłach.
Ułożyłem go delikatnie na brzuchu Zuzi. Co jak co, ale Naleśnik, to taki mały przenośny grzejnik. Niech więc ogrzewa moją wirtuozkę.
Spojrzałem jeszcze raz na piękną twarz bogini. Delikatna, spokojna i taka bezbronna.
Nie mogłem się powstrzymać.
Pochyliłem się do niej, z czułością pogłaskałem po głowie. Przybliżyłem swoje usta do jej ust.
Złożyłem na nich pocałunek.
Miał być krótki, niewinny.  
Jednak nie mogłem go przerwać.



Zuzia
 
   

   Rozlewające się po brzuchu ciepło, na powrót kusi mnie, aby zapaść  w kolejną drzemkę. Nie sądziłam, że mogę być aż tak mocno zmęczona.
Wiem, gdzie się znajduję i co tutaj robię, jednak nie rozumiem siły wyższej wyrośniętego polnego szczura zwanego Naleśnikiem.
Siedzący w progu toalety piesek, patrzył na mnie swoimi ogromnymi, kulistymi oczkami i merdał ogonkiem. Z nieznanej mi przyczyny pochyliłam się do przodu, by pogłaskać pchlarza. Niestety mały skunks odskoczył i pobiegł z wiatrem w uszach wzdłuż korytarza do pokoju. Nie wiedząc, co mam robić, postanowiłam poczłapać za plackiem. Wtedy dopiero odkryłam niebywałą rzecz. Mieszkanie Gabriela wcale nie jest takie luksusowe, na jakie wygląda jego kibel. W sumie to mało istotne, ale gdy usiadłam na szwedzkiej kanapie, a racuch wskoczył mi na kolana i załączył naturalną farelkę – odpłynęłam z falą płynącej w rowie deszczówki.
Przebudziłam się, czując kołysanie. Niedorąbana otworzyłam powieki i zauważyłam mego brutalnego porywacza. Postanowiłam udawać śpiącą kłodę. No co? Byłam ciekawa jego zamiarów, jeszcze by mnie do jakiejś klatki włożył lub poderżnął gardło. Na szczęście koleś położył mnie do łóżka i przyniósł grzejniczek. Jak mam się nie oprzeć takiej pokusie?
Zaczynam odlatywać do białej sali.
Nagle na ustach czuję delikatne muśnięcie. Za chwilę kolejne, dłuższe tak, jakby…
Otwieram przerażona oczyska w momencie, kiedy następne muśniecie… Oooo – te było dobre!
„A to łotr! Całuje cię jak księżniczkę! Myśli, że śpisz! HA!” Boże drogi! Jędzo w mojej głowie, możesz, choć raz zamknąć swoje pyszczalskie wrota? Do kotła z tobą!
Pocałunki mężczyzny rosną na sile. Niby nic, a jednak duże coś. Mimowolnie odwzajemniam niewinne, bardzo przyjemne całusy. Ochota na tego ziomka jest coraz większa. Zaraz zwariuję, jeśli w tej chwili nie pogłębimy pocałunku. Tak, jakby ziomek wyczytał myśli, przy następnym spotkaniu ust zaczynamy namiętny taniec języków… „Na sztrykowane skarpetki mojej babci!” Miałam okazję całować się z wieloma samcami, ale Gabriel?
Powolne, leniwe wręcz namiętne liźnięcia, są dla mnie jedyne w swoim rodzaju.
„Takie, o jakich zawsze marzyłaś.” No i stara rura się nie zamknie!
 Wyciągam rękę spod kołderki, kładę dłoń na karku faceta, przyciągam go do siebie i wpijam się w niego niczym pijawka. Chłopak również staje się śmielszy. Zaczyna dotykać skóry mojej twarzy, szyi. Z każdym centymetrem błądzącym dotykiem po mym ciele, robię się coraz bardziej wilgotna, napalona. Wysuwam do przodu biust w oczekiwaniu, że dotknie moich piersi, aż nagle rozlega się jakieś piszczenie, jakby wycie.
Gwałtownie przerywamy rozkosz i spoglądamy w stronę dobiegającego odgłosu.
Widząc siedzącego i przyglądającego się nam ciapka, na język pchnie mi się jedno pytanie.
‒ Gabriel? Naleśnik jest baS-kijka? ‒ Jeśli okaże się, że piesio to suczka, to mam z góry przegrane karty. Samice, obojętnie jakiego gatunku oraz rasy, są zazdrosne o swojego pana.
Ziomek zaczyna się śmiać, wtula głowę w moje ramię.
‒ Nie, Zuziu. ‒ Próbuje powstrzymać atak rozbawienia. ‒ Naleśnik jest S-kijem. Chyba znalazł pańcię. Pan uratował go przed śmiercią. Jakiś baran wyrzucił parominutowy miot w krzaki. Maluch ledwo dychał – mówi, kładąc dłoń na małym łepku i głaszcze szczeniaka. – Co nie kolego?
Zapiera mi dech w piersi. Patrzę na psinkę, która z wywalonym ozorkiem zamyka ślepia.
W głowie mam obraz z najprawdziwszego horroru. W ułamku sekundy do oczu napływają mi łzy, a w klatce piersiowej czuję ucisk, jakby ktoś ścisnął mi żebra imadłem. Ogarnia mnie fala zmieszanych emocji, od bólu po złość.
‒ Jak można postąpić w taki sposób? Trzeba być bezdusznym bydlakiem! – Podnoszę głos. Wyciągam dłonie do przodu, biorę Naleśnika w objęcia i tulę go niczym małe dziecko. To co czuję, jest silniejsze ode mnie. Wtulam twarz we futrzaka.
‒ Wracałem nocą do domu. Szedłem przez park, kiedy nagle usłyszałem ciche piszczenie. Wyciągnąłem telefon, włączyłem latarkę i zacząłem szukać. W chaszczach róż znalazłem reklamówkę z Żabki, a w niej cztery maluchy. Trzy z nich byłe już martwe, jedynie Naleśnik dychał. Miał zamknięte oczka oraz był cały w śluzie. Od razu wziąłem go, zawinąłem w koszulkę i popędziłem do domu, aby zbadać kłębek. Był na granicy wycieńczenia. Potrzebowałem tygodnia, by doprowadzić go do formy – opowiada. Słysząc tę historię, po policzkach zaczynają płynąć łzy. To smutne, że ludzie nie mają sumienia.
‒ Nie rozumiem takiego postępowania, przecież to żywa istota! – Ubolewam nad losem małego pchlarza, który miał ciężki start w życiu. Zanim potrafię się zorientować, Gabriel kładzie się do łóżka. Bierze mnie ze szczeniakiem w dłoniach w swe ramiona, całuje w skroń, a piesek żwawo oblizuje mi szyję.
‒ Nie płacz Zuziu. Jak widzisz, jamnik ma osiem tygodni i ma się elegancko… jakby przestał używać podeszew Rebooków jako gumy do żucia, to byłbym zadowolony – odpiera, ścierając kciukiem krople łez z mojego policzka.
Ten gest sprawia, że coś we mnie pęka. Nie potrafię zidentyfikować ogarniających mnie uczuć.
Jedno jest pewne…
Głaszczę jeszcze raz mały łaciaty łepek, odkładam szczeniaczka i wstaję z łóżka.
‒ Przepraszam. Lepiej będzie, jak już sobie pójdę. Dziękuję za wszystko.
Wychodzę.

FourGenesis

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i miłosne, użyła 1754 słów i 9890 znaków, zaktualizowała 23 lip 2020.

2 komentarze

 
  • Aladyn

    Już myślałem, że te pocałunki to uwertura do pełnej seksu "Love Story", gdy zostały one przerwane relacją Gabriela o Naleśniku.  
    Pokazał tym samym swoją wrażliwość wobec skrzywdzonego zwierzęcia i wzruszył do łez Zuzię i czytelników.
    Fajny tekst. Tak trzymać!

    3 sie 2020

  • FourGenesis

    @Aladyn Bardzo dziękuję :) Wrażliwość jest w cenie, zwłaszcza w relacjach z kobietami ;)

    3 sie 2020

  • shakadap

    Brawo!
    Pozdrawiam i powodzenia!

    24 lip 2020

  • FourGenesis

    @shakadap Dziękuję bardzo :)
    Również pozdrawiam ;)

    24 lip 2020