Niebezpieczne cięcie - rozdział 11

Niebezpieczne cięcie - rozdział 11Gabriel



   Autentycznie czuję poprzez pracę jej mięśni, kiedy dochodzi. Poruszam powoli swoimi palcami, czując skurcze pochwy. Odczekałem chwilę. Słyszałem, jak wzdycha i się rozluźnia po fali rozkoszy.
Jednak to nie był koniec. Zuzia była dla mnie boginią, więc chciałem, aby właśnie tak się czuła. Chciałem się nią dobrze zająć.  
Powoli wyjmowałem palce, lekko ją jeszcze drażniąc. Nadal była cała rozpalona, wrażliwa, gdyż usłyszałem cichy jęk.
Skierowałem twarz do łona. Dziewczyna, widząc moje zamiary, rozchyliła nogi jeszcze bardziej, jakby mnie zapraszała. Bez wahania nachyliłem się bliżej. Czułem bijące ciepło rozgrzanego ciała. Zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz.
Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
‒ Gabriel, zrób to wreszcie ‒ wymamrotała.
Teraz już wiedziałem. Była moja i tylko moja.
Przywarłem ustami do jej kwintesencji. Usłyszałem kolejny, tym razem głośniejszy jęk. Zacząłem poruszać językiem, najpierw delikatnie, dookoła, smakując ją całą. Później coraz szybciej i szybciej. Poszukiwałem wzgórka, tego bardzo wrażliwego punktu. Poruszając się językiem coraz głębiej, nagle poczułem, jak przez ciało Zuzi przechodzi lekki dreszcz.
Tak, znalazłem go.
Poruszałem językiem, jakbym chciał owinąć nim guzek. Następnie delikatnie złapałem, przytrzymałem i puściłem. Powtarzałem tę czynność kilka razy, bawiąc się w najlepsze z guziczkiem.
Słyszałem, jak Zuzia na powrót zaczęła szybciej oddychać. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
‒ Gabriel, ja zaraz... ‒ Nie dokończyła, gdyż najwidoczniej przyjemność nie pozwoliła jej na to.
O, nie tak szybko - pomyślałem. Drażniłem czuły punkt jeszcze przez chwilę i gwałtownie przerwałem.
Powędrowałem w górę do jej ust. Były lekko rozwarte, jakby wołały o pocałunek. Policzki miała zaczerwienione, rozpalone. Pocałowałem ją mocno, a zarazem namiętnie. Prawa dłoń zaczęła wędrować po zgrabnym ciele, aż w końcu dotarła do piersi. Mimowolnie zacząłem ją masować, delikatnie ugniatać. Brodawki były twarde, a same piersi nabrzmiałe z podniecenia.
W tym samym czasie wszedłem w nią. Ostrożnie, bez pośpiechu wnikałem w jej wnętrze. Jęknęła i westchnęła.
‒ O tak, nareszcie ‒ zamruczała.
Miałem w planie posuwać ją od tyłu, jednak nie mogłem zignorować i odmówić sobie tak soczystej kobiecości.
Nie przerywając pocałunku, zacząłem pracować biodrami. Powoli lecz miarowo, coraz szybciej i głębiej.
Zuzia instynktownie zaczęła się poruszać, dopasowała ruchy do mojego rytmu i tempa.
W tym momencie byliśmy doskonale połączeni, nie tylko fizycznie, ale również jakby duchowo. Każde z nas odczytywało potrzeby drugiego. Pracowaliśmy w ten sposób przez długie minuty. Byliśmy tak w sobie zatraceni, że na naszych ciałach zaczęły pojawiać się nie kropelki, lecz krople potu.
Co ja czułem w tej chwili? Po prostu nie do opisania. Mój członek był co chwilę zaciskany przez mięśnie jej wnętrza tak, jakby chciały zatrzymać go tylko dla siebie.
Byłem już dosłownie na granicy wytrzymałości. Moja męskość nabrzmiała do maksimum coraz bardziej gotowy do ostatecznego zadania.
Zuzia oddychała ciężko i co jakiś czas pojękiwała. W pewnych momentach pod wpływem rozkoszy dziewczyna wyginała się niczym łuk.
Jeszcze kilka dłuższych, głębszych pchnięć i byłem gotowy.
Wystrzeliłem.
Jednocześnie poczułem, jak przez jej całe ciało przechodzi dreszcz spełnienia.
Szczytowaliśmy razem. Istne marzenie.
Pod wpływem potężnych skurczy w okolicy lędźwi, mimowolnie opadłem na kobietę. Jej ciało również przez długą chwilę drżało, napinało, aż w pewnym momencie się rozluźniła.
Pocałowała mnie. Znowu, długo i namiętnie. Odwzajemniłem pocałunek.
Zuzia popatrzyła na mnie swoimi brązowymi, jeszcze nie do końca wolnymi od pożądania oczami, pogłaskała po twarzy.
‒ To było cudowne ‒ mówiąc to, zamruczała jak kot. ‒ Tak naprawdę chciałam, abyś mnie zatrzymał i dziękuję ci za to.
‒ Podświadomie to przeczuwałem i na szczęście miałem rację ‒ odparłem i delikatnie pstryknąłem ją palcami w nosek.
Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, przytuleni i złączeni ciałami. Moja głowa spoczywała na jej pięknych piersiach. Głaskała mnie delikatnie po czuprynie, a ja czułem ciepło oraz zapach jej ciała. To było nieziemskie. Słyszałem również miarowe i spokojne bicie serca. Istna muzyka dla uszu.
‒ Tak, masz racje, dzisiaj było cudownie – rzekłem, nie zdając sobie z tego sprawy.
Czułem się naprawdę spełniony. Wcześniej tak nie było, wtedy odczuwałem pustkę, jakby czegoś brakowało. Teraz wiem, że tak naprawdę brakowało jej, wirtuozki nożyczek, mojej bogini.
Chciałbym, aby ta chwila trwała wiecznie, ale musiałem wrócić do rzeczywistości, gdyż istniało pytanie, które mnie nurtowało.
Spojrzałem w brązowe oczy. Przybliżyłem się do niej i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, który odwzajemniła i powiedziałem to, co wypowiedziane być powinno:
‒ Mam nadzieję, że powiesz mi, dlaczego chciałaś uciec.



Marysia
    


   Walę do drzwi jak opętana. Wcięło tę Zuźkę, czy co? Ja rozumiem, że mamy dzisiaj wolne, ale odbierać telefon, to by jednak mogła. Jest niedziela, dzień wina i pleśniowego sera! Niech mi tu nie tymtyrymtym, że chłopem taka zajęta. I tak ma dobrze, że łaskawa ze mnie szefowa i obsłużyłam wczoraj resztę jej klientów. No, ale co miałam innego zrobić? Zanim się zorientowałam Gabriel już ją skidnapował. Swoją drogą śmiechowo musiała wyglądać w tym turbanie na łbie niesiona przez całe miasto…
Moje rozważania kończy szczęknięcie zasuwy. No wreszcie się królewna objawiła:
– Czego tak tłuczesz w te drzwi? Dziurę chcesz mi zrobić?
– Dziurę to ja ci zaraz w brzuchu wywiercę, babo jedna! – grzmię w odpowiedzi, wciskając jej w łapę "Valbon" i wkraczając do środka. Szybko zamyka za mną drzwi, a ja kontynuuję: 
– Jak to tak można znikać i się do mnie nie odzywać prawie cały dzień? Już przemilczę urwanie się z roboty, ale czy naprawdę chcesz mnie zagłodzić na śmierć?
– Nie panimaju. – Drapie się po głowie. — Niby jak miałabym cię ukatrupić?
"Dobrze mnie zna, a pali głupa". – Myślę, ściągając laczki. – "Już ja ją dzisiaj przemagluję".
– Jak to jak? – pytam. – Chcesz mi odmówić wineczka, serunia i pikantnych szczegółów z twojego życia erotycznego. Przecież wiesz, że to dla mnie zestaw survivalowy.
 Na te słowa wybucha serdecznym śmiechem. Gdy łzy radości są już otarte, zgarnia mnie z przedpokoju za ramię i sadza na kanapie tuż obok stolika, gdzie leżą przygotowane kieliszki, korkociąg i miseczka z prażonymi, solonymi włoskimi orzechami jej roboty. Patrzę na wszystko, dziwiąc się srogo, podczas gdy ona wypala:
– Przecież wiedziałam, że przyjdziesz, tępa dzido.
– Takaś zabawna? To spójrz na ser. Jest z oliwkami. Poddam cię torturom i mi wszystko wyjawisz.
Krzywi się i pokazuje mi język, ale i tak kroi brie, po czym wykłada na talerzyk. W tym czasie ja otwieram butelkę Shiraz-Merlota. Mmm ten aromat... delisssjozo. Łudźmy się, że czerwone jest zdrowe i nie tyje się po całej butelce. Tak, zgadza się. Mam w torebce jeszcze jedną buteleczkę. Zuza siada obok mnie i patrzy, jak nalewam pure blood do kieliszków. Wręczam jej pełen i mówię:
– A więc?
Uśmiecha się tajemniczo i stwierdza:
– Było obłędnie…
"Aha". – Myślę. – "Zatem baza zaliczona". Nim zdąży uciec w sferę wspomnień, upijam łyk, sięgam po sir Lancelota i orzeszek, wpycham je sobie do paszczy, by ćlamkając rzucić:
– Opowiadaj.
Przez chwilę jakby się zastanawia, po czym rozsiada wygodniej, a z jej ust pada istny potok:
– No więc zrobiliśmy to, ale najpierw umył mi tysiąc razy sprawnymi łapkami poklejoną szczecinę, roztaczając ten swój zwierzęcy magnetyzm, potem się mi tak intensywnie przyglądał, że suszarka mi z rąk wypadła, chciałam się zmyć, ale poszedł robić kawę, walnęłam się na kanapę z piesełem i zasnęłam, ale później mnie przeniósł do łóżka, zrobił mi termofor z placka na brzuch…
Patrzę jak otępiała, a gały wypadają mi niemal z orbit. "Co zrobił?" Chyba to zauważyła, bo przerywa i mówi:
– No co?
– Tylko nie mów, że zesrał ci się na klatę???
Spogląda zdumiona i odpiera:
– Że jak? Zgłupiałaś?
Teraz to ja nie rozumiem, więc pytam:
– No zrobił ci placka na brzuchu?
Wybucha tak głośnym śmiechem, że cała sofa drga pod wpływem wstrząsów jej ciała. Gdy się w końcu uspokaja, łapie mnie za dłoń i wyjaśnia.
– Mówiłam o Naleśniku. Wiesz tym słodziasnym jamniczku. A właśnie, gdzie on się podział?
Wstaje, bierze szybkiego łyka wina i odstawia kieliszek. Następnie zaczyna zaglądać we wszystkie kąty. W końcu kuca w drzwiach sypialni i ćwierka pieszczotliwie:
– Chodź tutaj kawalerze, nie bój się, to swoi. Nikt cię nie skrzywdzi. Tatuś wpadnie wieczorem i wrócisz do domku. No, nie daj się prosić, chodź do mamci.
Kilka sekund później słyszę, jak coś zaskakuje z łóżka i zaczyna skrobać pazurkami o panele. Po chwili i ja go zauważam. Szczeniak idzie powoli, jakby miał zostać skarcony, z podkulonym ogonkiem i łebkiem przy ziemi. Gdy jednak Zuzia bierze go na ręce, ten zaczyna wesoło merdać antenką i lizać z wdzięcznością jej dłonie. Ma sierściuszek rację. Który samiec nie lubi być tulonym do cycusia?
– Dał ci go na przechowanie? – pytam, głaszcząc maleńką główkę. Jeszcze się ze mną nie oswoił, ale pozwala mi na taką pieszczotę.
– Tylko na dzisiaj, ma interwencję. Złapali handlarzy bokserów, wiesz tych psiaków walniętych patelnią. Sprzedawali szczeniaki za bezcen, odbierając je zbyt wcześnie od matki. Maluchy mają pchły, są niedożywione i do tego z parwowirozą. Biedak nie wie co się z nimi stanie, bo w tym stanie trzeba je oddzielić od innych szczeniaków w lecznicy. Pewnie trafią do schroniska. Biedulki. Chyba że... – przerywa i spogląda na mnie z nadzieją.
"Oł, noł, jak ja dobrze znam ten wzrok". Zaczynam kręcić łbem, zaprzeczając, ale dalej błaga.
– A może? No Maryśka, one nie mają gdzie się podziać, a ty mieszkasz sama, no pliss, skarbie, kochanie, siostrzyczko... – kontynuuje, widząc moje rosnące przerażenie. – Mari, proszę, weź chociaż jednego…
Moje myśli to jeden wielki magiel. Jasne, że szkoda mi psich dzieci, ale bardzo cenię sobie ciszę i spokój. Jednak... małe psie serduszko gdzieś cierpi, a ja mam pozostać obojętna. Przez moje wygodnictwo? "Naprawdę, Mario?" – słyszę w baniaku karcący głos mojej matki. – "Nie tak cię wychowałam".  
Zachodzę w głowę, jak z rozmowy o Gabrielu zboczyłyśmy do adopcji psiaka. Wzdycham zrezygnowana, zgadzając się z natrętną rodzicielką.
– Okej – mówię, a Zuzia podskakuje i piszczy radośnie, niemal upuszczając Naleśnika. – Ale tylko jednego – zaznaczam, nieco studząc jej euforię. – A teraz siadaj i mów, co było dalej z Gabrysiem.
– Tak, tak, już, już. – Wychyla na raz resztę lampki wina, czeka aż zrobię to samo i nalewa nam po kolejnym kieliszku. Następnie mówi dalej:
– Później zaczął mnie całować, a ja udawałam, że śpię, ale robił to, no wiesz, tak namiętnie i słodko, że się w moment duszno zrobiło i kisiel w gaciach zaczął mi wrzeć, ale Placek zaczął piszczeć, Gabriel się wtedy ode mnie oderwał, położył obok, opowiedział mi o tym, jak go znalazł w reklamówce, no i ja się popłakałam, on mi otarł łzy i było tak, tak... romantycznie i się przestraszyłam tych uczuć, chciałam uciec, ale mnie zatrzymał, całował, no i potem wiesz... no było fenomenalnie. Super ciało, świetny sprzęt, strzelec wyborowy w akcji. Cud, miód i orzeszki w karmelu. No bomba, skarbie jak bum cyk, cyk. Nie wiem, co dalej będzie, ale chyba, chyba... zaryzykuję?
Uśmiecham się szeroko, jakbym zwariowała. Zuza w końcu się otworzyła. Oby tylko tym razem było warto. Jeśli pedancik coś jej zrobi, to będzie miał ze mną do czynienia. Teksańska masakra piłą mechaniczną to pikuś w porównaniu do tego, co ja mogę zdziałać maszynką. Lepiej niech sobie nie grabi.
– To wspaniale, Zuz. Spróbuj i niczego nie żałuj, może tym razem to będzie celny strzał?
– Oj lufę to ma... ekhem... jak z czołgu – rży od własnego dowcipu, jednak chwilę później smutnieje. – Tylko wiesz, no bo ty. Kocham cię, sister i nie chcę, byś ty była sama…
"Zatem o to chodzi" – gadam do siebie w myślach. – "No to teraz mój strzał". A więc wypalam:
– O mnie się nie martw. Poznałam takiego Krzyśka. W sumie to jego pies nas poznał. Taka wielka ciemna ciapa, co mi wpieprzyła kanapkę, jak nas wczoraj zamykałam. Tamten wołał tego całego Goliata, ale nie zdążył, bo mnie monstrum przewaliło. No i Krzysztof przeprosił, powiedział, że mam ładną dupę, spąsowiał i do tego mi potem w domu zrobił kanapkę. Kobieto ja w życiu nie jadłam lepszej. Wiesz, pomidorki, bułeczka sezamowa, szarpana wołowina, jakiś bajerancki sosik. Dziwię się brutusowi, że wolał mój zwiędły ser, jak jego pan trzymał takie frykasy w plecaku. No i słuchaj... – Widzę, że Zuzia chce mi przerwać, ale macham ręką, by dała mi dokończyć. – ON MNIE ADOROWAŁ! Mnie, czaisz? Słodkie słówka, delikatne gesty, no gościu rodem z Harlequina wyjęty. Jakie on ma ślepia. Jakie wielkie łapy. Dołki w polikach i te bary... mówię ci, wygląda na to, że i mnie dopadło. Szybko uciekł, bo Goliat z głodu o mało nie zaczął mi tynku ze ścian zgryzać. Ale wróci, wie gdzie pracuję. Obiecał. Mówię ci, to jest przeznaczenie. On będzie gadał, ja będę słuchać. Na razie mi to w zupełności wystarczy.
Teraz to ja rozmarzyłam się na dobre. Może prenumerata "Przyjaciółki" i stos romansideł na półce to wcale nie był taki zły pomysł?
– Ziemia do Marysi, halo, jest tam kto? – Zuzia puka w moje czoło i przywołuje mnie do porządku.
– No co? – pytam. – Chyba mogę sobie pomarzyć?
– Jasne. – Uśmiecha się. – Gościu wart jest zachodu.
– A od kiedy tak łatwo przyznajesz mi rację? – Zerkam na nią podejrzliwie.
– Bo ja typa znam – mówi, a mi szczena opada. No bo niby skąd? – To przyjaciel Gabriela. Prowadzi tę burgerownię z naszej pierwszej randki.
No i to byłoby na tyle. Wpadłyśmy w diabelskie sidła. Ot, co! Po łeb, po szyję. Jesteśmy przegrane. Z kretesem. Chociaż... może nie będą ci szatani tak straszni, jak ich malują.  
Who knows?

FourGenesis

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i miłosne, użyła 2662 słów i 14942 znaków, zaktualizowała 6 sie 2020.

2 komentarze

 
  • Marcin 3856

    Ale zajefajne :D

    6 sie 2020

  • FourGenesis

    @Marcin 3856 Bardzo dziękuję :)

    6 sie 2020

  • Aladyn

    Po takiej lekturze na usta cisną się same superlatywy...kapitalne, świetne, fantastyczne, niesamowite.
    A rozmowa dwóch przyjaciółek...perełka.   :bravo:

    6 sie 2020

  • FourGenesis

    @Aladyn Pięknie dziękuję za tak miłe słowa :)

    6 sie 2020