Niebezpieczne cięcie - rozdział 14

Niebezpieczne cięcie - rozdział 14Marysia



   Dawno nie byłam tak bardzo zmęczona. Opadłam na kuchenne krzesło i kątem oka obserwowałam małą kulkę śpiącą niespokojnie w brązowym koszyku. Dzisiaj Odie miał kolejną kroplówkę. Trzymałam maleńką łapkę z wbitym wenflonem i zastanawiałam się, jak wielkim trzeba być skurwysynem, by skazać szczeniaka na takie cierpienie. Serce mi się krajało i rozpadało na maleńkie kawałki, gdy piszczał żałośnie, kiedy masowałam mu brzuszek. Parwo to okrutna choroba. Nie miałam pojęcia, jak strasznie może wycieńczyć organizm malucha. Po każdej kroplówce zasypiał, a ja ocierałam krokodyle łzy. Nie sądziłam, że mnie to tak bardzo rozwali. Zresztą nie tylko ja beczałam jak bóbr.

Zapaliłam papierosa i mocno się zaciągnęłam. Dusiło, ale trzymałam dym w płucach na tyle długo, by poczuć zawroty głowy. Kara i nagroda. Nagroda i kara. Raz po raz.

Wróciłam wspomnieniami do ostatniej wizyty Krzysztofa. Pomógł mi przywieźć Odiego i doradził w zakupie karmy. Na razie jednak chłopak nie chciał nic jeść. Tylko pił. Lekarka mówiła, że to normalne. Kroplówki miały wystarczyć. Jednak i tak bardzo się bałam. Krzychu podwoził mnie i odbierał po pełnej godzinie. To było nieco niezrozumiałe, skoro wcale nie byliśmy parą. Zresztą nie tylko temu nie mogłam się dziwić.

Muszę przyznać, że mnie fascynował i onieśmielał. Jednocześnie. Potrafiliśmy siedzieć nieco oddaleni od siebie na kanapie i rozmawiać o rzeczach ważnych, śmiesznych i dziwnych. Jego tematy były czysto naukowe, a moje totalnie przyziemne. Może nie byłam kimś gorszej kategorii, ale z każdym kolejnym dniem zauważyłam swoją dotychczasową płytkość oraz głupotę. Było mi wstyd, że czasami tłumaczył mi najprostsze zagadnienia. Nie rozumiałam słów, nie znałam znaczeń. Durna kwoka versus piękny paw. Tak właśnie wyglądaliśmy. Nie czułam się pewnie i totalnie nie rozumiałam dlaczego chciał być blisko mnie. Przecież zawodówka i kilka dyplomów ukończenia kursów fryzjerskich były niczym w porównaniu do jego kierunku studiów. Nieco mnie śmieszyło, że filozof wolał smażyć kotlety niż wykładać na uczelni. Zdecydowanie miał ku temu dar i chociaż nie rozumiałam za grosz, co do mnie mówił, słuchałam jego wywodów z otwartą japą.  

     Niestety wydarzyła się ta scena z Michałem i wszystko zawaliło mi się na głowę. Musiałam go zwolnić telefonicznie, przelewając na konto należne wynagrodzenie. Wypowiedzenie wysłałam kurierem. Nie chciałam go widzieć i miałam nadzieję, że jego noga więcej nie postanie w ViWenie. Niestety w efekcie zostałyśmy z Zuzią bez pomocnika i bez większej kasy na zatrudnienie nowego. Gdy chłopaki poleźli sprawdzić, czy się podniósł z gleby po obiciu pyska przez Gabriela, my dwie mogłyśmy spokojnie porozmawiać i wspólnie omówić kilka spraw. Zgodnie przyznałyśmy się, że trzeba typa wypierdolić na zbity pysk. Ponadto poszukać jakiejś dziewczyny na zastępstwo. Nie chciałyśmy ryzykować kolejnego wybuchu niekontrolowanej zazdrości. Musiałyśmy, też ustalić pracę na zmiany, na czas zanim Odie nie wyzdrowieje, bo co rano musiałam zjawiać się na kroplówkę. Pozostawał jeszcze jeden, największy problem. Strach. Strach, o to co będzie, gdy Michał nie odpuści i będzie się chciał na nas zemścić. Same w gabinecie byłyśmy totalnie bezbronne. A przecież nie mogłyśmy zamknąć drzwi przed klientami. Zuzia zaproponowała, że porozmawia z Gabrysiem, czy nie będą mogli w jakiś bliżej nieokreślony sposób czuwać nad nami z Krzysztofem. Nie przewidywałam jednak powodzenia takiego planu. Mieli swoje zajęcia i jedyne, co przychodziło mi do głowy, to zatrudnienie ochroniarza lub założenie systemu alarmowego. To zaś generowało kolejne koszty. Szło się po prostu zajebać...

Głowa pulsowała mi z bólu, gdy tak o tym wszystkim rozmyślałam. W ruch poszła kawa i kolejny papieros. Co z tego, że już był wieczór, a za oknem zapadał zmrok. Musiałam czuwać nad malcem. Musiałam wymyślić plan działania salonu. Musiałam zadbać o nasze bezpieczeństwo. Musiałam... Kurwa, czego ja nie musiałam?  
Zrezygnowana zapaliłam stojące na stole świeczki. Rozświetliły przyjemnie półmrok panujący w małej kuchence. Odie po raz kolejny zapiszczał żałośnie ze swojego koszyka. Miał tylko trzy tygodnie. Był tak maleńki, że z powodzeniem mieścił się na moich kolanach. Przebudził się i zaczął mlaskać językiem. "Albo będzie rzygał, albo chce mu się pić". – Pomyślałam i podeszłam do niego, po czym wzięłam na ręce. Sięgnęłam po pipetę i przygotowaną wcześniej szklankę z przegotowaną wodą. Nie wymiotował, więc zaczęłam go poić. Nie minęła jednak minuta i rozdzwonił się mój telefon. Leżał na ławie tuż obok etui na fajki. Spojrzałam na ekran. Krzysiek.
Nabrałam kolejną porcję wody i odebrałam połączenie:
– Cześć – powiedziałam cicho i wiedziałam, że zabrzmiało to smutno. Tak się właśnie czułam. Smutna i przybita. Nie chciałam przed nim udawać, że jest inaczej.
– Witaj Marysiu, czy coś się stało?
Z wolna do moich oczu zaczęły napływać łzy. Zupełnie nie wiedziałam, dlaczego płaczę. Chyba to wszystko mnie po prostu przerosło.
– Nie – odparłam łamiącym się głosem. – Wszystko okej. Ja...ja tak tylko przesadzam.  
– Nie jest okej – powiedział poważnym tonem. – Przecież słyszę, że płaczesz.
– Zaraz mi przejdzie. Tylko napoję szkraba i pójdę się wyspać. Jutro wszystko będzie w porządku. Bez dwóch zd...
– Czy możemy do ciebie przyjechać? – zapytał nieoczekiwanie, wchodząc mi w słowo. Trochę mnie tym zaskoczył, więc zamilkłam zdumiona.  
– Goliat zajmie się Odiem, a ja tobą. Mam całkiem spore rękawy do zasmarkania. – Popędził z wyjaśnieniami, chcąc przerwać ciszę i nieco mnie przy tym rozbawić.
  Oczyma wyobraźni przypomniałam sobie, jak Goliat niesłychanie opiekuńczo zajmował się szczeniaczkiem. Trzymał go między wielkimi łapami i lizał delikatnie po brzuszku lub główce. Potem wróciłam pamięcią do oczu Krzyśka, w których potrafiłam kompletnie zatonąć. Teraz jednak nie potrzebowałam tylko spojrzenia. Pragnęłam czegoś więcej...
– Chcę, by mnie ktoś przytulił – odparłam szczerze. – By powiedział mi, że dam radę. Że wszystko będzie dobrze. Że nie muszę się bać. O mnie, Zuźkę ani Odiego. By ktoś tak po prostu przy mnie posiedział, złapał za rękę i pocieszył. Myślisz... że dasz radę być dla mnie tym kimś?
Pytanie zawisło w powietrzu niczym siekiera. Cisza w słuchawce podpowiadała, że chyba przegięłam pałę. Że za dużo oczekiwałam, że nie byłam tego warta. Już miałam się bez słowa rozłączyć, gdy do moich uszu dotarł niski szept.
– Daj nam dziesięć minut. Już do was jedziemy...
Krótkie piknięcia potwierdziły zakończenie połączenia. Lekki uśmiech pomieszany z obawą zalśnił na mojej twarzy. Odie nie chciał już pić, więc postanowiłam zanieść go do łazienki na matę. Jednak, gdy już miałam wstawać, z jego maleńkiego gardziołka wydobył się przedziwny dźwięk. Ni to ryk, ni to pisk. A potem coś plasnęło na podłogę. Szybko zapaliłam światło i ujrzałam krew rozbryzganą na jasnych kafelkach. Potem zaś usłyszałam charczenie.
Dusił się, a ja zupełnie nie wiedziałam co robić...

FourGenesis

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka i miłosne, użyła 1318 słów i 7501 znaków, zaktualizowała 27 sie 2020.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Aladyn

    W tym rozdziale znów mamy chwytające za serce opisy właściwego i pełnego miłości stosunku człowieka do skrzywdzonego zwierzęcia. A jeśli jest to chory, bezradny szczeniaczek, to jakże łatwo się wzruszyć.
    Ale mnie równie mocno poruszyła inna sprawa. Otóż Marysia analizuje swoje relacje z Krzysztofem i do jakich wniosków dochodzi. Uważa, że ich ewentualny związek nie ma szans, bo ona jest „zaledwie” fryzjerką po zawodówce, wg niej głupią, nie rozumiejącą wielu słów i znaczeń. Natomiast on ma skończone studia wyższe filozoficzne i choć teraz jest kucharzem, to jego zasób wiadomości jest nieporównywalnie większy. Jednym słowem, cytując Marię - „Durna kwoka versus piękny paw.”
    Takie postawienie sprawy dotknęło mnie osobiście, bo w realu, bliska mi osoba, szermuje również takimi i podobnymi argumentami. A jest to całkowicie błędna i niesprawiedliwa ocena. Po pierwsze – nie ma pracy gorszej, lub lepszej. Każda jest potrzebna, jeśli tylko służy innym i jako taka winna być traktowana z szacunkiem i sympatią. Po drugie – co ma wykształcenie, obojętne jakiego stopnia, do uczuć jakimi obdarza się dwoje ludzi. Koleżeństwo, przyjaźń, namiętność lub miłość jest w tym wypadku „ślepa” i nie widzi żadnego problemu w tym, że osoby te różni pochodzenie, status społeczny, poglądy lub wykształcenie.
    Mam nadzieję, że bohaterka tego rozdziału – Marysia – również to zrozumie.

    31 sie 2020

  • Użytkownik FourGenesis

    @Aladyn Dziękuję za tak obszerny komentarz. Istne święte słowa. Cóż, czy Marysia również to zrozumie? Przekonamy się niebawem :)

    5 wrz 2020

  • Użytkownik shakadap

    Brawo. Świetnie napisane.
    Pozdrawiam i powodzenia.

    27 sie 2020

  • Użytkownik FourGenesis

    @shakadap Dziękuję bardzo :)
    Również pozdrawiam ;)

    31 sie 2020